Współczesna Ziemia Obiecana, prace konkursowe i wypracowaia (wykorzystane przeze mnie)


Współczesna Ziemia Obiecana

Ziemia Obiecana - biblijne miejsce, do którego Mojżesz poprowadził Izraelitów

po wyprowadzeniu ich z niewoli Egipskiej i przeprowadzeniu przez Morze Czerwone. Ziemia, którą Bóg obiecał Abrahamowi i jego potomkom tworzącym naród wybrany, znajdującą się na terenie obecnej Palestyny. Jawiła się ona, wędrującym czterdzieści lat przez pustynie jako kraj mlekiem i miodem płynący, gdzie każdy może żyć i spełniać swoje marzenia.

Gdyby tę definicję przenieść w dzisiejsze czasy, brzmiałaby ona następująco:

Irlandia - państwo w Europie Zachodniej, członek Unii Europejskiej, zajmujące większą część terytorium wyspy o tej samej nazwie. Stolica- Dublin. Język urzędowy - irlandzki i angielski. Powierzchnia ok. 70 tys. km2 . Liczba mieszkańców to ok. 4,5 mln, w tym ok. 80 000 Polaków. Tylu z nas uwierzyło, że ta zielona, aczkolwiek zimna wyspa stanie się ich Ziemią Obiecaną. Opuścili oni Polskę, ze względu na trudną sytuację na rodzimym rynku pracy, skuszeniu dużym zapotrzebowaniem na pracowników w Republice Irlandii. Skłoniła ich

do tego chęć zmniejszenia ryzyka problemów finansowych w swoich rodzinach,

obawa przed wykluczeniem z rynku pracy, chęć utrzymania aktywności zawodowej,

ale i chęć kształcenia się poznawania nowych miejsc i ludzi, zdobywania nowych doświadczeń oraz chęć przeżycia przygody. Przede wszystkim ta „Zielona Ziemia Obiecana” zaoferowała o niebo lepszą jakość życia niż w Polsce. Łatwość w znalezieniu pracy, większa możliwość jej zmiany, dobre zarobki, świetna opieka socjalna i zdrowotna, szeroka oferta możliwości spędzania czasu wolnego, znajdujący się na wysokim poziomie system szkolnictwa - wszystkie te informacje, podawane przez media, reklamy i ogłoszenia prasowe stworzyły w umysłach emigrujących obraz wspaniałej krainy wiecznego szczęścia.

A jeśliby kogoś one nie przekonały do podjęcia ostatecznej decyzji bez problemu

mogły go nakłonić pozytywne relacje znajomych.

Można by rzec, że nie ma osoby, której by się tu nie powiodło, że jedyna słuszna droga to wyjechać do Irlandii, popracować ciężko przez 3- 4 lata, kupić domek na wsi

pod Dublinem i zapuścić tam korzenie, a do Polski przyjeżdżać tylko na święta i wakacje.

Uzbrojeni w taką nadzieje, kilkaset euro w kieszeni, dwie czy trzy walizki z rzeczami osobistymi i bilet lotniczy w jedną stronę wielu Polaków udało się do swej Ziemi Obiecanej, żeby rozpocząć tam życie na nowo. I faktycznie wielu spośród nich się udało. Zwłaszcza

tym, którzy zdecydowali się na wyjazd na początku „mody na Irlandię” i dobrze przygotowali się do wyjazdu. Ci ludzie nie tylko zadbali o to, aby przed wyjazdem zapewnić sobie miejsce pracy (co należy podkreślić legalnej pracy), zapewniającej bezpieczeństwo finansowe, korzystanie ze wszystkich praw pracowniczych, ubezpieczenie emerytalne i zdrowotne,

ale również zebrali oni wystarczającą do wtopienia się w tamtą społeczność wiedzę dotyczącą kultury, obyczajów, ludzi i codziennego życia w Irlandii. Ci ludzie poczuli się tam na tyle dobrze, że nie bali się „ściągnąć” do obcego kraju swojej rodziny, czy przyjaciół. Oni też starali się stworzyć w tej swojej Ziemi Obiecanej namiastkę ojczyzny zakładając sklepy

z Polską żywnością, polskie księgarnie, czy biblioteki, a nawet gazety oraz bary i restauracje

z tradycyjnymi polskimi potrawami.

Nie wolno jednak zapominać, że Izraelici ciężko okupili dotarcie do Ziemi Kanaan. Ponieśli liczne ofiary wędrując czterdzieści lat przez pustynię, a nikt z tych, którzy wyszli z Egiptu

nie dotarł do celu, który zobaczyli i zasiedlili ich potomkowie.

Również nasze polskie Kanaan ma wiele ciemnych stron. Nie wszędzie stawki

są tak samo wysokie, godziny pracy uregulowane, pracodawcy uczciwi, a praca satysfakcjonująca. Niejednokrotnie liczący na łatwe i dobre zarobki Polacy trafiali do firm, zakładów, fabryk, które wykorzystywały ich naiwność i nadzieję. Pracując czasem nawet

w dramatycznych warunkach, zarabiając głodowe pensje, nie mogąc porozumieć

się ze względu na swoją słabą znajomość języka i mieszkając w bardzo skromnych warunkach przeżyli rozczarowanie, a może nawet zawód. Poczuli się oszukani

i wykorzystani. Często, że praca ani trudna, ani źle płatna nie zgadzała

się z zainteresowaniami i wykształceniem pracownika, który z rozgoryczeniem zastanawiał się, czy po to kształcił się tyle lat, by pracować w obcym kraju zmywając naczynia w barze, pakując mrożonki w chłodni, czy wywożąc śmieci. Nastrojów emigrantów nie poprawiała, ani depresyjna, irlandzka pogoda, ani tęsknota za bliskimi, zwłaszcza za dziećmi i partnerami. Coraz częściej ci, którzy opuścili Polskę na rzecz Irlandii cierpią na „wyspiarską pogodę' - mieszaninę melancholii i hipochondrii. Mówią, że to od klimatu: mroczno, wilgotno, chłodno.

Tubylcy się przyzwyczaili, a w każdym razie nauczyli się znieczulać. Przyjezdni narzekają, tęskniąc do słonecznego klimatu stałego lądu.

Gdy nie ma pracy, pozostają piętrowe łóżka w przyczepach kempingowych . Ludzie śpią po czworo w jednym pomieszczeniu bez wygód. Zamiast pachnącej pościeli - zimne, przepocone śpiwory. W nocy wyłącza się prąd, żeby ruszyć się gdziekolwiek konieczna jest latarka. Często jedyną rozrywką jest alkohol. W wielu miasteczkach, czy osadach są naturalnie siłownie, baseny, kluby, ale korzystanie z nich nie jest bezpłatne, co odstrasza oszczędzających Polaków.

Konsekwencją wyjazdów ludzi w wieku produkcyjnym stało się bardzo poważne zjawisko eurosierot - dzieci pozostawionych w Polsce przez wyjeżdżających za chlebem rodziców, których los niejednokrotnie potoczył się dramatycznie. Rodzice wyjeżdżają, by zarobić, a dzieciom wali się świat.
Szybko zaczynają się wagary i inne problemy wychowawcze. W końcu niejednokrotnie trzeba ustanowić dozór kuratora, bo dziećmi nikt się nie opiekuje.
W domach, gdzie jedno z rodziców wyjeżdża za pracą, często pojawia się depresja, zaraźliwa jak grypa. Najpierw zagubiony jest drugi rodzic, a potem udziela się to dzieciom. Tracą poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że komukolwiek na nich zależy. Jeżeli jednak
wyjeżdża zarówno ojciec, jak i matka dzieci popadają w odrętwienie, czasami anoreksję, inne zaczynają rozrabiać, żeby na siebie zwrócić uwagę. Opuszczają się w nauce, jakby zabrakło im motywacji, palą papierosy, sięgają po narkotyki. Kiedy sygnały o takim zachowaniu docierają do ich rodziców, wielu z nich decyduje się na natychmiastowy powrót. Irlandzki „raj” nie jest w stanie ich powstrzymać. Najbardziej dramatyczne jest jednak to, że ów „raj” spustoszył dusze wielu na tyle, że tragedie ich dzieci nie są w stanie nakłonić ich do powrotu.

Ostatecznym ciosem, który zburzył wizję Ziemi Obiecanej na zielonej, irlandzkiej wyspie stał się gwałtowny spadek wartości euro i funta powodując znaczne obniżenie opłacalności wyjazdów. Polacy pracują tam obecnie za pensje niewiele wyższe niż te w kraju, ponosząc jednocześnie niezwykle wysokie koszty utrzymania. Wielokrotnie gra nie warta jest świeczki.

Dlatego też obserwujemy obecnie wielki powrót do ojczyzny, któremu towarzyszy refleksja, że być może Kanaan mieliśmy cały czas przed naszymi oczyma, tylko nie umieliśmy go dostrzec.

1



Wyszukiwarka