Temat mojej pracy brzmi „Anglicyzmy we współczesnej polszczyźnie. Omów i oceń zjawisko, odwołując się do wybranych przykładów.” Należałoby zacząć od tego, czym jest anglicyzm. Najogólniej mówiąc, są to zapożyczenia z języka angielskiego. Zanim przystąpię do szerszego definiowania anglicyzmu, warto będzie wyjaśnić, czym są same zapożyczenia.
Zapożyczeniem jest wszelki element, czy to głoska, wyrażenie, zwrot, czy nawet konstrukcja, przyjęta z innego języka. Wśród rodzajów zapożyczeń wyróżniamy:
zapożyczenia właściwe, czyli słowa przyjęte w postaci oryginalnej,
kalki, czyli zapożyczenie struktury wyrazu i tłumaczeniu ich na język rodzimy,
semantyczne, czyli zapożyczenie treści wyrazu i nadanie nowego znaczenia wyrazowi rodzimemu na wzór obcego odpowiednika,
zapożyczenia sztuczne, zapożyczanie elementów składowych i tworzenie konstrukcji zgodnych z językiem, z którego pochodzą.
Kolejnym kryterium podziału zapożyczeń jest kryterium stopnia przyswojenia danego zapożyczenia.
Są to np. cytaty (które mogą zachować swoje obce brzmienie i pisownię), zapożyczenia częściowo przyswojone (używane są powszechnie, ale ze względu na swoja postać fonetyczną są nieodmienne), zapożyczenia całkowicie przyswojone (zaadaptowane do rodzimego języka).
Przed XIX w. nie było mowy o wpływie angielszczyzny na język polski. Dopiero w ostatnich latach przed II wojną światową, w związku z rozwojem floty wojennej i handlowej oraz stosunków gospodarczo-handlowych ze światem nawiązały bezpośrednią łączność Polski z Anglią. Sprzyjało to również zainteresowaniu społeczeństwa podróżami. W tamtych latach anglicyzmów było niewiele i dominowały one głównie w języku sportu oraz marynarki. Na uwagę zasługuje też język Polaków zamieszkujących Amerykę. Jest to ciekawy objaw ulegania naszej mowy na wpływy języka angielskiego. Zauważmy, że gwara polsko-amerykańska słabe tylko odbicie znalazła w literaturze. Kilkanaście wyrazów znajdziemy w utworach Sienkiewicza, dużo amerykanizmów wprowadza Reymont. Bezsprzecznym jest, że anglicyzm to taka jednostka leksykalna, która charakteryzuje się fonetyką i morfologią angielską i przedostała się z języka angielskiego do polszczyzny.
Jeśli napotkamy już na anglicyzm, możemy postąpić dwojako: albo starać się oddać wymowę oryginalną, albo przeczytać je literowo. Druga z możliwości wbrew pozorom jest wybierana nierzadko. Najogólniej rzecz można, że głoski, których nasz język nie zna zupełnie, zastępowane są na najbliższe im dźwiękowo odpowiedniki. Oczywiście osoby, które dobrze znają dany język, mogłyby te słowa wymawiać zgodnie z ich oryginalnym brzmieniem, ale zazwyczaj szuka się polskich odpowiedników głosek, przy czym niekiedy wybiera się formę, którą sugeruje pisownia.
Wpływ leksyki angielskiej jest jednak największy w pewnych określonych kręgach semantycznych, takich jak: sport, muzyka i kultura młodzieżowa, elektronika, które dosyć ubogo reprezentowane są w podstawowym zasobie leksykalnym polszczyzny ogólnej.
Rażą mnie anglicyzmy używane w nadmiarze, choć wiele z nich znajduje odpowiedniki w j. polskim. Tak jak słowo „voucher”. Voucher jest to bon, talon, kupon, dowód wpłaty, kwit. Jest to po prostu substytut „gotówki”. Korzystając ze słownika PWN, słowo to jest «zaświadczeniem kupowanym przed wjazdem do niektórych krajów, uprawniające do pobytu tam przez określoną liczbę dni» <ang., od vouch poręczać'>. Dlaczego więc słowo to jest częściej używane w swej angielskiej formie, skoro istnieje tak wiele polskich odpowiedników? Zapewne jest to używane przez firmy ze względu na chęć bycia bardziej nowoczesnym. Sklepy i wszelkie inne przedsiębiorstwa za pomocą języka angielskiego budują swój prestiż, profesjonalizm. W czasach słusznie minionych wszystko było na “kartki”, a teraz jest na “wałczery”.
W środowisku młodzieżowym (i nie tylko) często używa się angielskiego słowa „hello” jako powitanie lub też zwrócenie komuś uwagi. Np. „Hello! Przecież przed chwilą powiedziałem, o co w tym chodzi!”. Wiele osób tak mówi, a również w przypadku tego słowa można zastąpić je różnymi polskimi odpowiednikami. Słowo to najprawdopodobniej przyjęło się z takich źródeł jak Internet tj. komunikacji internetowej. Chłonięcie tego typu wyrazów obcych jest obserwowane w szczególności w środowisku ludzi młodych. Zapewnie z tego samego powodu, co słowo voucher - chcą być bardziej nowocześni, bardziej „cool”. Jednak, co ciekawe, zdarza mi się słyszeć to słowo z ust osób starszych, które wydawałoby się nie będą tak podatne na, nazwijmy to, młodzieżowe trendy językowe. A przecież można by to słowo zastąpić polskim odpowiednikiem „ej!” lub czymś podobnym.
Kolejnym takim zapożyczeniem może być słowo „epicki”, które ostatnimi czasy zyskało zupełnie inne znaczenie. Korzystając ponownie ze słownika PWN czytamy, że epicki to «mający cechy epiki»: Poematy, pieśni, rapsody. Jednak słowo to zaczyna występować jako słowo zastępujące słowa: wyjątkowy, wspaniały (o sytuacji, przedmiocie itp.). Jednakże w „Random House Webster's Dictionary” Znajdziemy definicję tego słowa jako: “bohaterski, majestatyczny, imponująco wielki”. Nie jest to oczywiście jedyna definicja tego słowa, lecz zauważa się, że właśnie ta definicja występuje najczęściej. Dostało się ono za pośrednictwem Internetu oraz gier komputerowych. Warto także zwrócić uwagę, że i w samej angielszczyźnie epic robi karierę. Można by zatem usłyszeć z mediów o „epickim napadzie na bank” jeżeli by posłużyć się tym słowem jako substytutem słowa „imponująco wielki, majestatyczny” lub „epickim karambolu na drodze”, czyli „mającego duży rozmiar, zakres”.
Jeszcze jedną kalką językową, której nie spotykano i nie używano wcześniej tak często jest skrót OK. Dzisiaj jest on wykorzystywany wręcz w nadmiarze i niejednokrotnie używany jest on błędnie. Na początek warto dowiedzieć się, jakie zastosowanie ma OK. w j. angielskim. Najczęstszym i najbardziej poprawnym tłumaczeniem tego skrótu to „być w porządku”. Nie tak dawno przydarzyło mi się usłyszeć zwrot „jesteśmy OK.” w sklepie. Wyglądało to tak, że zapłaciłam za zakupy, natomiast kasjerka miała wydać resztę. Nie miała odpowiednich drobnych, więc powiedziała: “Pani da mi złotówkę, a ja Pani 2 złote, dobrze?”. Zgodziłam się, dokonaliśmy transakcji i odpowiada mi: „No to jesteśmy OK.”. W pierwszej chwili pomyślałam, że w zasadzie nic nie mam do człowieka, więc chyba jest w porządku.. Ucieszyłem się, że i ona ma takie same zdanie na mój temat. No tak - jesteśmy OK, bo się dogadaliśmy… Można się nawet poczuć dowartościowanym. Po chwili jednak uderzyło mnie to, że kasjerka zabrzmiała niczym Anglik, który nie do końca opanował idiomatykę języka polskiego. Nie raz słyszałam już ten zwrot używany przez naszych rodaków, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie więcej takich sytuacji, ale to chyba OK.
Najczęściej anglicyzmy spotykamy w języku reklam. Reklama ma to do siebie, że zawiera ogromną ilość środków perswazyjnych i ma trafić do jak największej grupy odbiorców. Fakt automatycznego i bezrefleksyjnego reagowania odbiorów na nie , wydaje się interesujący. Język reklamy współcześnie jest bogaty w słowa pochodzenia angielskiego, co w znacznej mierze jest odbiciem globalizacji. Wykorzystywanie tych słów i konstrukcji jest więc bardzo powszechne. Wybór języka reklamy często zależy od strategii firm, które reklamę zlecają. Wpływają na to czynniki ekonomiczne i kulturowe. Firmy decydują się na umieszczenie reklam częściowo lub całkowicie anglojęzycznych. Albo ze względów oszczędnościowych, albo na to, że chcą aby reklamowane towary były kojarzone z amerykańskim stylem bycia lub też w danym kraju nie istnieją potrzebne terminy np. z dziedziny informatyki. Anglicyzmy pojawiają się w nazwach firm, sloganach, nazw produktów. Często firmy kierują się „magią słów”. Slogany te najczęściej są jednocześnie pisane obok loga firmy i jednocześnie mówione. Za pomocą odpowiedniego tonu i słów w j. angielskim buduje się odpowiedni nastrój.