Lectio divina xxx niedziela zwykła, rok „A”
Mt 22, 34-40
WIERZYĆ TO ZNACZY KOCHAĆ
Modlitwa
Boże, Ty jesteś miłością prawdziwą. Twój Syn, umarły i zmartwychwstały jest najwierniejszą Ikoną i ucieleśnieniem Twojej miłości. Naucz nas kochać miłością darmową, cierpliwą, pokorną i służebną. Abyśmy pamiętali, że miłość w wymiarze krzyża, to jedyna rzeczywistość, która przetrwa próbę sądu ostatecznego. Amen.
Wprowadzenie
Omawiana perykopa ewangeliczna jest częścią wielkiej polemiki Jezusa z faryzeuszami, saduceuszami i uczonymi w Piśmie. Im dłużej trwa misja Jezusa tym bardziej narasta opozycja. Następuje polaryzacja stanowisk. Sprzeciw wpisany jest zarówno w misję proroków Starego Testamentu jak i samego Mesjasza. Spełniają się słowa starca Symeona: „ Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”/Łk 2, 34/.
Po pytaniach o władzę, o podatki i o zmartwychwstanie i zaskakujących odpowiedziach Jezusa przychodzi problem największego przykazania czyli istoty i sensu wiary.
Każdy z nas wiele razy pyta szczerze:
-Co to znaczy wierzyć?
-Kiedy możemy mówić o wierze dojrzałej czyli prawdziwej?
-Czy wiara jest jedynie moralnością czy też czymś o wiele większym?
-Czy można kochać Boga nie kochając człowieka i odwrotnie?
-Co jest trudniejsze: kochać Boga ponad wszystko czy też kochać bliźniego swego jak siebie samego?
Ale bywa, że pytamy o coś nie szukając odpowiedzi prawdziwej lub sądzimy, że ją znamy. W tym momencie zaczyna się nasz mały lub wielki faryzeizm!
Medytacja
w.34. ”Gdy faryzeusze…”. Faryzeusze to jest jedyna grupa ludzi, którzy w Ewangelii i w życiu nie doświadczą żadnego cudu. Zupełnie inaczej niż ślepi, głusi, chromi, kulawi, opętani czy martwi. Co sprawia, że żaden cud nie jest możliwy? Hipokryzja, obłuda, zakłamanie i wiara we własną sprawiedliwość. Można powiedzieć, że faryzeusz to ktoś wewnętrznie martwy, zachowujący pozory życia. Jak wygląda współczesny faryzeusz? Np. bardzo porządnie ubrany, z tzw. klasy średniej ze znajomością języka obcego, monotematyczny, mający niezłe maniery, ubrany w maski i słowa jak na karnawałowy bal. Faryzeusz potrafi być skłócony nie tylko z saduceuszem, ale nawet z samym Bogiem. Faryzeusz słucha tylko siebie, a jednocześnie jest w konflikcie z sobą samym. Ma fałszywy obraz siebie. Żaden głos, nawet samego Mesjasza nie jest ważniejszy od jego, własnych myśli.
w. 34b. „…zebrali się razem”… Bywa, że ludzie łączą się w imię dobra, prawdy i piękna, a bywa że łączy ich wspólny wróg /prawdziwy lub urojony/, bunt, negacja albo rozpacz. Gdy Jezus nauczał wtedy wszystkie ugrupowania/faryzeusze, saduceusze, zeloci, esseńczycy/ sądziły, że Jezus właśnie im przyzna rację. A Jezus nikomu racji nie przyznał, ponieważ to On jest droga, prawdą i życiem. W zgromadzeniu faryzeuszy Pan Bóg nie ma żadnych szans. Faryzeusze nie szukają drogi, sądzą że sami ją znają.
w. 35. „…zapytał wystawiając Go na próbę”… Dla czynu moralnego najważniejsza jest intencja czyli motyw działania. Są pytania przewrotne, w których wcale nie chodzi o prawdę. Są pytania zadawane złośliwie, które mają pytanego ośmieszyć, upokorzyć albo odebrać mu wiarygodność. Psalm 95, którym Kościół rozpoczyna jutrznię mówi:
„Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego:
Niech nie twardnieją wasze serca jak w Merita,
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie,
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła”. To przypomnienie miejsca sporu człowieka z jego Bogiem, jest przypomnieniem tych wszystkich sytuacji naszych buntów, nieakceptacji, pretensji i złorzeczeń, które wypowiadamy lub milcząco rejestrujemy w naszych sercach.
w. 36. „…które przykazanie w Prawie jest największe”… Przykazania można interpetować czysto jurydycznie, wyłącznie w kategoriach nakazów i zakazów ale można interpretować jako drogę życia, na której doświadcza się spotkania z Bogiem Żywym i kochającym. W ten sposób człowiek staje się albo niewolnikiem prawa, którego nie chce i nie rozumie, albo adresatem, współpracownikiem łaski, która wyzwala go i uzdalnia do niekończącego się dialogu. Dobrze to opisuje Św. Paweł: „ Bóg zesłał Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił także tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać obiecane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła; Abba, Ojcze! A zatem, nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem…Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żądnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość/ Ga 4,4-7;5,6/”. A zatem, sama myśl by stopniować przykazania, by przypisywać różnym przykazaniom różną wartość i znaczenie dowodzi braku wiary i miłości. Obie tablice Dekalogu są jednakowo ważne. Ten, Który powiedział nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, powiedział też nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij itd. Za każdym z przykazań stoi ten sam autorytet tego samego Boga. Ta sama miłość. Albowiem przykazania nie są skierowane przeciwko człowiekowi, by go upodlić i oskarżyć, są słowem, które ma go ocalać przed innymi i przed nim samym. Przed destrukcyjną siłą trzech pożądliwości: oczu, ciała i pychy życia/por. 1J 2,16/.
w. 37. „…Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” …Kochać Boga w ten sposób potrafił tylko Jezus Chrystus. Na krzyżu pokazał, że w Jego sercu nie ma żadnego szemrania przeciw Ojcu. Jezus Chrystus ukazał nam wzór Sługi, pokornego we wszystkim, uległego we wszystkim, którego pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Go posłał i wykonać Jego dzieło/ por. J 4,34/. Warto na to zwrócić uwagę: co daje życie? Pełnienie woli Bożej. A zatem ucieczka od woli Bożej oznacza śmierć, jeśli nie fizyczną to na pewno duchową. Dlatego Jezus daje nam to Słowo spełnione w Nim i daje Swojego Ducha, aby On uzdolnił nas do takiej miłości. Więc, albo oprzemy się na mocy Bożej i w ten sposób pozwolimy Duchowi Świętemu przynosić w nas owoce, albo będziemy próbować o własnych siłach sięgać po niemożliwe. I za każdym razem przeżyjemy rozczarowanie sobą samym i własną niemożnością. Dlatego czymś zupełnie podstawowym dla człowieka jest doświadczenie miłości. Kocha tylko ten, kto czuje się kochany miłością prawdziwą. Bez tego człowiek jest wewnętrznie odarty i zawłaszcza innych. Konsumuje innych. Zaczyna w ludziach i rzeczach szukać podróbek miłości. Staje się głębokim idolatrą, bałwochwalcą. Ale tutaj czeka go rozczarowanie. Nie istnieje, bowiem żadna proteza miłości.
Bóg jest Miłością / por. 1J 4,8/. W Nim jest źródło tej odradzającej siły dla człowieka. Trzeba nam głosić Chrystusa, aby inni doświadczywszy Go realnie, osobowo ujrzeli tę perspektywę.
w. 39. „…Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego” … Kochać bliźnich to przede wszystkim ukazać im Jezusa Chrystusa. Dobra Nowina ma moc przemieniającą każdego. Nam się często wydaje, że kochać człowieka to dawać siebie. Najpierw znaczy to dawać Chrystusa, a dopiero w Nim dawać samych siebie. Wtedy jest to akt wiary i nadziei, gdy Jezus Chrystus jest jako pierwszy. Wtedy jest Świadkiem i Wychowawcą naszego serca. On kocha w nas i przez nas.
w. 40. „…Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”. Istota wiary sprowadza się, więc do tego podstawowego spotkania z Miłością. Przymierze, Dekalog, proroctwa, cała historia zbawienia sprowadza się do tego jednego, aby w świecie pojawiła się Miłość, o której tak pięknie pisze Św. Paweł w 1Kor 13, 1-13.
Actio
Hymn o miłości z Pierwszego Listu do Koryntian niech się stanie częstą, najlepiej codzienną lekturą, abyśmy uczyli się, co to znaczy kochać prawdziwie i mądrze. Abyśmy wiedzieli, że wierzyć znaczy kochać. W relacji do Boga nie może zabraknąć miejsca na człowieka. Spójrz na krzyż - to złożenie dwóch osi. Na końcu jednej jest Bóg, na drugiej inni ludzie.
Opracował Ks. Ryszard K. Winiarski