ROZDZIAŁ 12
Nawet w wariatkowie są kliki
Hanna stała na stołówce w „Przystani Addison-Stevens” z tacą wypełnioną pieczonym kurczakiem i warzywami gotowanymi na parze. Było to duże, kwadratowe pomieszczenie z drewnianymi podłogami o barwie miodu, niewielkimi wiejskimi stołami, stojącym z jednej strony lśniącym czarnym fortepianem Steinway i przeszkloną ścianą z widokiem na połyskującą łąkę. Na ścianach wisiały wielowarstwowe, abstrakcyjne obrazy, a przy oknach szare aksamitne zasłony. Na stoliku na tyłach sali stały dwa lśniące, kosztownie wyglądające ekspresy do capuccino, chłodziarka ze stali nierdzewnej z każdym napojem, o jakim można zamarzyć oraz piramidy talerzy z niebiańsko wyglądającymi ciastami czekoladowymi, bezowymi ciastami cytrynowymi i brownie z karmelem i toffi. Oczywiście, Hanny nie interesowały desery. Ostatnie, czego potrzebowała to dodatkowe dziesięć funtów tłuszczu, nawet, jeśli tutejszy cukiernik zdobywał nagrody „James Beard Foundation”.
Co prawda, jej pierwszy dzień w wariatkowie nie był wcale taki zły. Najpierw przez około godzinę wpatrywała się w zawijasy gipsu na suficie swojego pokoju, rozmyślając, jak beznadziejne jest jej życie. Potem weszła pielęgniarka i wręczyła jej pigułkę, która wyglądała jak Tic Tac. Okazało się, że to valium, które pozwalano jej tutaj brać, gdy tylko chciała.
Później miała spotkanie ze swoją terapeutką, dr Foster, która obiecała skontaktować się z Mike'iem i przekazać mu, że Hanna może korzystać z telefonu i wysyłać e-maile tylko w niedzielę popołudniu, żeby nie sądził, że go ignoruje. Dr Foster powiedziała też, że Hanna w trakcie ich spotkań nie musi mówić o Ali, „A” czy Monie, jeśli tego nie chce. Na koniec terapeutka powtórzyła po raz kolejny, że żadna z dziewcząt z piętra Hanny nie wie, kim ona jest - większość z nich jest zresztą w ośrodku od tak dawna, że w ogóle nie słyszały o „A” i Ali.
- Póki tu jesteś, nie musisz się tym przejmować. - powiedziała dr Foster poklepując dłoń Hanny. A to wszystko w ciągu godziny poświęconej na terapię. Bosko.
Nadeszła pora posiłku. Pozostałe dziewczyny siedziały przy stolikach w trzy- i czteroosobowych grupkach. Większość pacjentek miała na sobie szpitalne kitle lub flanelowe piżamy, zmierzwione włosy, twarze pozbawione makijażu, niepomalowane paznokcie. Było jednak kilka stolików, przy których siedziały śliczne dziewczyny w obcisłych dżinsach, długich tunikach i miękkich kaszmirowych swetrach. Ich włosy lśniły, a ciała były lekko opalone. Nikt jednak nie zwracał na Hannę uwagi ani nie zapraszał do swojego stolika. Wszyscy zdawali się ją ignorować, jakby była tylko dwuwymiarowym rysunkiem na kalce.
Gdy Hanna tak stała w drzwiach, przestępując z nogi na nogę, poczuła się jak pierwszego dnia w szóstej klasie w szkolnej stołówce. Wraz z rówieśnikami oficjalnie należała do gimnazjum, co oznaczało, że lunch jedli wraz z dzieciakami z siódmej i ósmej klasy. Hanna tak samo stała pod ścianą, żałując, że nie jest wystarczająco ładna, szczupła i popularna, żeby siedzieć z Naomi Ziegler i Alison DiLaurentis. Nagle Riley Wolfe potrąciła jej łokieć, i lunch Hanny, składający się z klopsików ze spaghetti, wylądował na butach Hanny i na podłodze. Do dzisiaj pamiętała piskliwy śmiech Naomi, stłumiony chichot Ali i obojętne i nieszczere przeprosiny Riley. Wybiegła wtedy ze łzami w oczach ze stołówki.
- Przepraszam?
Hanna odwróciła się i ujrzała niską, krępą dziewczynę z nijakimi włosami i aparatem na zębach. Uznałaby ją za dwunastolatkę, tyle, że dziewczyna miała ogromne piersi. Ciasno opinała je bluza w kolorze melona, przez co bardziej przypominały właśnie melony niż biust. Hanna czując ukłucie smutku, pomyślała o Mike'u. Pewnie miałby taki sam komentarz.
- Jesteś nowa? - zapytała dziewczyna. - Wyglądasz na trochę zagubioną.
- Uch, tak. - Hanna zmarszczyła nos, gdy nagle poczuła babciny zapach Vicks VapoRub. Jego wyziewy zdawały się dochodzić od strony dziewczyny.
- Nazywam się Tara. - dziewczyna trochę pryskała śliną, gdy mówiła.
- Hanna. - mruknęła apatycznie Hanna odsuwając się, by przepuścić pielęgniarkę w różowym kitlu.
- Chcesz jeść z nami? Jedzenie samemu jest do bani. Każda z nas to przeszła.
Hanna opuściła wzrok na wypolerowaną drewnianą podłogę namyślając się. Tara nie wydawała się szalona - tylko dziwaczna. A darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
- Hm, jasne. - odparła siląc się na uprzejmość.
- Świetnie! - Tara - i jej piersi - podskoczyła. Wyminęła kilka stolików prowadząc Hannę do czteroosobowej ławy z tyłu. Chuda jak wieszak dziewczyna ze smutną, zawstydzoną miną i cerą bladą niczym gotka skubała bez apetytu z talerza makaron penne, a pękaty rudzielec z zauważalnym łysym plackiem nad prawym uchem jak szalony wgryzał się w kolbę kukurydzy.
- To są Alexis i Ruby. - oznajmiła Tara. - A to Hanna. Jest nowa!
Alexis i Ruby przywitały się nieśmiało. Hanna, coraz bardziej zaniepokojona, odpowiedziała. Umierała z niecierpliwości, by je zapytać, dlaczego się tu znalazły, ale dr Foster podkreślała, że o diagnozach dyskutować można tylko podczas własnych sesji lub terapii grupowej. Pacjenci tymczasem mają udawać, że znaleźli się tu z własnego wyboru, jakby to były jakieś dziwaczne kolonie.
Tara opadła na miejsce obok Hanny i natychmiast zaczęła grzebać w imponującej stercie jedzenia na swoim talerzu: miała nałożonego hamburgera, kawałek lasagnii, groszek polany masłem z migdałami oraz w kawał chleba wielki jak dłoń Hanny.
- Czyli to twój pierwszy dzień? - zapytała radośnie Tara. - I jak ci się podoba?
- Trochę tu nudno. - Hanna wzruszyła ramionami, zastanawiając się, czy Tara przypadkiem nie przejada swoich problemów.
Tara pokiwała głową, przeżuwając jedzenie z otwartą buzią.
- Wiem. Bez internetu jest do bani. Nie można korzystać z Twittera, prowadzić bloga, ani w ogóle nic. Masz blog?
- Nie. - odparła Hanna starając się nie okazać pogardy. Blogi były dla ludzi, którzy nie mieli własnego życia.
Tara wepchnęła do ust kolejną porcję jedzenia. W kąciku ust miała małe zimno.
- Przyzwyczaisz się do tego miejsca. Większość osób tutaj jest naprawdę miła. Trzeba tylko trzymać się z daleka od kilku dziewczyn.
- To prawdziwe suki. - powiedziała Alexis zdumiewająco chropowatym, jak na swoją posturę, głosem.
Pozostałe dziewczyny roześmiały się znacząco na słowo „suki”.
- Cały czas spędzają w spa. - powiedziała Ruby przewracając oczami. - Nie potrafią przetrwać jednego dnia bez manicure.
Hanna prawie zakrztusiła się brokułem, pewna, że się przesłyszała.
- To tutaj jest spa?
- Aha, ale to dodatkowo kosztuje. - Tara zmarszczyła nos.
Hanna przesunęła językiem po zębach. Czemu o tym nie słyszała? I kogo obchodziło, że trzeba za nie ekstra zapłacić? Na sto procent dołoży koszty zabiegów do rachunku ojca. Należało mu się.
- A z kim mieszkasz? - zapytała Tara.
Hanna schowała pod krzesło swoją torebkę Marca Jacobsa z górskimi kryształami.
- Jeszcze jej nie poznałam. - jej współlokatorka cały dzień nie pojawiła się w pokoju. Pewnie została odesłana do wyłożonej gąbką izolatki, albo coś w tym stylu.
Tara uśmiechnęła się.
- Cóż, powinnaś przebywać z nami. Jesteśmy wspaniałe. - wskazała widelcem Alexis i Ruby. - Wymyślamy sztuki o tutejszym personelu i wystawiamy je w naszych pokojach. Zazwyczaj główną rolę gra Ruby.
- Przeznaczeniem Ruby jest scena na Broadwayu. - dodała Alexis. - Jest naprawdę dobra.
Ruby spłonęła rumieńcem i pochyliła głowę. Do jej lewego policzka przykleiło się kilka ziarenek kukurydzy. Hanna miała przeczucie, że najbliżej sceny Ruby znajdzie się jako kasjerka w teatralnym barze z przekąskami.
- Odgrywamy też „America's Next Top Model”. - ciągnęła Tara dźgając lasagnę widelcem
Te słowa od razu wywołały u Alexis i Ruby atak śmiechu. Klasnęły w dłonie i zaśpiewały fałszywie na cały głos motyw muzyczny programu.
- Na szczycie chcę być! Na na na na NA na!
Hanna skuliła się. Miała wrażenie, że na ich stolik pada reflektor, a pozostałe światła w stołówce przygasły. Kilka dziewczyn z pobliskich stolików odwróciło się i zaczęło na nie gapić.
- Udajecie, że jesteście modelkami? - zapytała słabo.
Ruby pociągnęła łyk Coli.
- Skąd. Głównie wybieramy rzeczy z naszych szaf i kroczymy korytarzem udając, że to wybieg. Tara ma boskie ciuchy. Ma nawet torebkę Burberry!
Tara otarła usta serwetką.
- To podróbka. - wyznała. - Mama kupiła mi ją w Chinatown w Nowym Jorku. Ale wygląda jak prawdziwa.
Hanna poczuła, że powoli opuszcza ją chęć do życia. Zmierzyła wzrokiem dwie gawędzące w pobliżu tacy z deserami pielęgniarki i zapragnęła podejść do nich po podwójną dawkę Valium.
- Jestem tego pewna. - skłamała.
Nagle wzrok Hanny przykuła obserwująca je blondynka stojąca przy wazach z zupą. Miała włosy barwy kukurydzy, bladą, cudowną cerę, a otaczała ją nieuchwytna aura powabu. Ciało Hanny przeszedł dreszcz. Ali?
Spojrzała po raz kolejny i zdała sobie sprawę, że twarz dziewczyny jest bardziej okrągła, ma zielone, a nie niebieskie oczy, a jej sylwetka jest bardziej kanciasta. Hanna powoli odetchnęła.
Ale dziewczyna ruszyła właśnie prosto do Hanny, Tary, Alexis i Ruby lawirując zręcznie między stolikami. Miała na twarzy dokładnie taki sam złośliwy uśmieszek, co Ali, gdy miała zamiar z kogoś zakpić. Hanna ze zniechęceniem spojrzała na swoje towarzyszki. Przesunęła dłońmi po udach i zesztywniała z obawy. Czyżby miała bardziej grube uda niż zazwyczaj? Dlaczego wydawało jej się, że ma kruche i kędzierzawe włosy? Zaczęło jej mocno walić serce. Czyżby wyłącznie od siedzenia z tymi trzema dziwadłami błyskawicznie powróciła do swojej poprzedzającej pojawienie się Ali, lamerskiej postaci? Może pojawił się u niej podwójny podwójny podbródek i gruba pupa, a zęby się powykrzywiały? Zdenerwowana Hanna sięgnęła do stojącego na środku stołu koszyka po kromkę chleba. Już miała wepchnąć ją w całości do ust, gdy wzdrygnęła się w przerażeniu. Co ona wyprawia? Wspaniała Hanna nigdy nie jadła chleba.
Tara zauważyła zmierzającą w ich stronę dziewczynę i szturchnęła Ruby. Alexis wyprostowała się czujnie. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy tamta się zbliżała. Hanna najeżyła się, gdy nowa dotknęła jej ramienia, spodziewając się najgorszego. Do tej pory pewnie zmieniła się w ohydnego trolla.
- Ty jesteś Hanna? - zapytała dziewczyna czystym, melodyjnym głosem.
Hanna próbowała się odezwać, ale słowa utkwiły w jej gardle. Wydała odgłos pomiędzy czkawką a beknięciem.
- Tak. - udało jej się w końcu powiedzieć, jej policzki płonęły.
Dziewczyna wyciągnęła rękę. Długie paznokcie miała pomalowane czarnym lakierem Chanel.
- Nazywam się Iris. Twoja współlokatorka. - przedstawiła się.
- Cz-cześć. - odpowiedziała ostrożnie Hanna spoglądając w bladozielone oczy Iris w kształcie migdałów.
Iris cofnęła się mierząc Hannę spojrzeniem od stóp do głów. Potem wyciągnęła rękę.
- Chodź ze mną. - powiedziała lekko. - My się nie obracamy w towarzystwie frajerów.
Dziewczyny przy stoliku sapnęły z oburzeniem. Twarz Alexis posmutniała jeszcze bardziej. Ruby, zdenerwowana, szarpnęła się za włosy. Tara gwałtownie potrząsnęła głową, jakby Hanna miała właśnie zjeść coś trującego. Wyszeptała bezgłośnie suka.
Ale od Iris dobiegała woń bzu, a nie Vick's VapoRub. Hanna dwa tygodnie temu kupiła w „Otter” dokładnie taki sam kaszmirowy kardigan Joie, jaki Iris miała na sobie. Dziewczyna nie miała łysych placków na głowie. Dawno temu Hanna ślubowała, że już nigdy nie będzie dziwadłem. Ta zasada obowiązywała także w zakładzie psychiatrycznym.
Wstała wzruszając ramionami i podniosła z ziemi torebkę.
- Sorry, dziewczyny. - powiedziała słodko rzucając im w powietrzu całusa. Potem wsunęła ramię pod wysunięty wyczekująco łokieć Iris i odeszła nie oglądając się za siebie ani razu.
Gdy kroczyły przez stołówkę, Iris pochyliła się do ucha Hanny.
- Miałaś szczęście, że dostałaś pokój ze mną, a nie którąś z pozostałych wariatek. Tylko ja jestem tu normalna.
- Dzięki Bogu. - powiedziała pod nosem Hanna przewracając oczami.
Irsi zatrzymała się i rzuciła Hannie długie, twarde spojrzenie. Po jej twarzy przemknął uśmiech mówiący: „Tak, jesteś spoko”. A Hanna zrozumiała, że Iris też może być spoko. A nawet więcej. Wymieniły zadowolone z siebie, znaczące spojrzenia, które rozumiały tylko ładne, popularne dziewczyny.
Iris owinęła wokół palca kosmyk jasnych włosów.
- Maseczki błotne po kolacji? Zakładam, że wiesz o spa.
- Jasne. - pokiwała głową Hanna. Wypełniła ją nadzieja. Może jednak nie będzie tutaj tak okropnie.
Nagroda James Beard Foundation - ustanowiona w 1990r., często nazywana “Oskarem Jedzenia”.
America's Next Top Model - amerykański program typu reality show prowadzony przez modelkę Tyrę Banks. Wyprodukowany przez stację telewizyjną UPN. Światowa premiera programu odbyła się 20 maja 2003 roku. Stacja TVN emituje polską edycję America's Next Top Model[1], noszącą tytuł Top Model. Zostań modelką.
Pretty Little Liars - Heartless Bez serca
translated by: rumiko 1