Kara nadchodzi
W 2012 r. na tronie papieskim zasiądzie Piotr Rzymianin. Wówczas to, jeśli ludzie się wcześniej nie nawrócą, nastąpi początek końca. Na stepach Azji Antychryst się zjawi, który, czyniąc niezwykłości mocą szatańska, tłumy ujarzmi. Grzechy ludzkości spowodują, że czara Bożej goryczy się przeleje. Maryja opuści karzącą rękę Boga, a na ziemię spłyną największe nieszczęścia. Słońce w krwi skąpane będzie, a z nieba ogień spadać zacznie. Oceany wyparują, ziemia w wielu miejscach się rozstąpi, a miliony ludzi będą ginęły z godziny na godzinę
Tak będzie wyglądać — w wielkim skrócie — nasza niedaleka przyszłość, według najpopularniejszych przepowiedni.
już wkrótce Piotr Rzymianin
Pod koniec XVI w. odkryto zaginione proroctwo, dotyczące papieży i końca świata. Autorstwo przypisano urodzonemu w 1094 r. irlandzkiemu mnichowi św. Malachiaszowi. W roku 1139 r. opuścił on Irlandię i udał się na pielgrzymkę do Rzymu. Jak mówi legenda, kiedy zobaczył po raz pierwszy Wieczne Miasto, padł na kolana i otrzymał wizję: ujrzał przyszłość papiestwa. Po dwóch latach powrócił do ojczyzny, by wprowadzać tam liturgię rzymską i reformę cysterską. Ale w 1148 r. znów wyruszył do Rzymu. Tym razem nie dotarł do celu. Zmarł w drodze, u boku swojego największego przyjaciela i powiernika św. Bernarda z Clairvaux, który twierdził, że irlandzki mnich dokładnie przewidział dzień i godzinę swojej śmierci. Wkrótce po śmierci, w 1190 r., Malachiasz został beatyfikowany. W brewiarzu jego wspomnienie przypada na 2 listopada, a w notce o nim można przeczytać, że był obdarzony darem proroctwa. Proroctwo przypisywane Malachaiszowi jest dosyć krótkie. Jego treść stanowi lista pseudonimów 112 papieży. Każdy z nich opisany jest w dwóch, trzech słowach. Rejestr rozpoczyna żyjący w XII w. Celestyn II, którego Malachiasz określa Ex Castro Tiberis, co po łacinie oznacza „Z zamku nad Tybrem”. Można tu doszukać się aluzji do nazwiska papieża, które brzmiało Guido de Castello (hiszpańskie castello tłumaczy się jako „zamek”). Na końcu listy znajdują się papieże przełomu XX i XXI, według Malachiasza ostatni papieże w dziejach. Pastor et nauta (łac. Pasterz i żeglarz) to Jan XXIII, który zanim został biskupem Rzymu, był patriarchą Wenecji, miasta znanego z tradycji żeglarskich, a przede wszystkim z kanałów, po których patriarcha przemieszczał się gondolami. Następne określenie to Flos florum (łac. Kwiat kwiatów), oznaczające następcę Jana XXIII, Pawła VI, który miał w swoim herbie lilie. Później pojawia się De medietate lunae (łac. Z połowy księżyca) przypisywane Janowi Pawłowi I, ze względu na jego krótkie panowanie (33 dni), w którym jego światło nie rozbłysło własnym blaskiem, a jedynie odbitym. Następny papież to Jan Paweł II, czyli De labore Solis (łac. Z pracy Słońca). Niektórzy doszukują się w tym pseudonimie aluzji do papieskich pielgrzymek: jak blask Słońca dociera do wszystkich zakątków Ziemi, tak Papież odwiedził wszystkie kontynenty. Inni wskazują na fakt, że zarówno w dniu urodzin Karola Wojtyły, jak i jego pogrzebu, na Ziemi wystąpiło zaćmienie Słońca. Po Janie Pawle II przychodzi De gloria olivae (łac. Z chwały oliwki). Przez wieki myślano, że zwrot ten oznacza kogoś o oliwkowym, czyli ciemnym kolorze skóry. Spodziewano się, że na tronie Piotrowym zasiądzie Murzyn. Tymczasem siwy Benedykt XVI daleko odbiega od oczekiwanego wzorca. Szybko jednak znaleziono inną interpretację: w herbie obecnego papieża znajduje się głowa Afrykanina, a założeni przez św. Benedykta, benedyktyni jako swój symbol przyjęli gałązkę oliwki. Ostatni papież będzie nosił przydomek Petrus Romanus (łac. Piotr Rzymianin). I tu w zapisie proroctwa następuje zmiana. Obok pseudonimu pojawia się krótki opis, mówiący o tym, co stanie się w czasie jego pontyfikatu: „W czasie najgorszego prześladowania Świętego Kościoła Rzymskiego zasiądzie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu utrapień, po czym Miasto Siedmiu Wzgórz zostanie zniszczone i straszny sędzia osądzi swój lud. Koniec”. pokuta, pokuta, pokuta!
O nadchodzącym sądzie i karze mówią także objawienia maryjne. I, co ciekawe, zawierają one o wiele więcej szczegółów niż proroctwo Malachiasza. Jedno z pierwszych ostrzeżeń pojawiło się w XIX w. La Salette: „Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię mojego Syna. Jest ono tak mocne i tak ciężkie, że nie zdołam go dłużej podtrzymywać. Od jak dawna już cierpię za was. Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona ustawicznie Go o to prosić, a wy sobie nic z tego nie robicie”. W Fatimie siostra Łucja widziała anioła z ognistym mieczem, który o mało nie zapala świata. Anioł ów woła w kierunku Ziemi mocnym głosem: „Pokuta, pokuta, pokuta!”. Następne objawienia też nie brzmią zbyt optymistycznie. W japońskim Akita s. Agnes Sasagawe usłyszała od Maryi: „Będzie kara większa niż potop, nieporównywalna z niczym, co widział świat. Ogień spadnie z nieba i unicestwi większą część ludzkości, dobrych na równi ze złymi, nie oszczędzając ani kapłanów, ani wiernych. Ci, co ocaleją, będą czuć się tak samotni, że będą zazdrościć umarłym”. Przepowiednie z Akita nie omijają Kościoła. Szatan ma wejść w szeregi jego wiernych, by skłócić ze sobą biskupów i kardynałów. Wielu księży, ulegając pokusie Złego, pójdzie na kompromisy ze światem, a nawet porzuci kapłaństwo. O nadchodzącym Sądzie Ostatecznym mówią także ostatnie, uznane przez Kościół, objawienia w Kibeho w Rwandzie. W Medjugorie sprawa przepowiedni wygląda nieco inaczej. Tak mówi o tym Zofia Oczkowska, przewodniczka pielgrzymek do Medjugorie: „O końcu świata expresis verbis nikt tam nigdy nie mówił. Natomiast Vicka, jedna z widzących, twierdzi, że są to ostatnie objawienia Matki Bożej na ziemi. Inna widząca, Mirjana, twierdzi, że po ogłoszeniu trzech pierwszych (z dziesięciu) tajemnic — objawionych przez Gospę (serb. Panią) tylko widzącym — które stanowią ostrzeżenie dla świata, ludzie nie będą mieć czasu, aby się nawrócić. Obecnie żyjemy w czasie łaski, po którym nastąpi oczyszczenie”. Ogłoszenie tajemnic ma nastąpić za życia widzących, a są oni obecnie w średnim wieku. Najstarsza, Vicka, ma 41 lat, a najmłodszy, Jakov, dziesięć lat mniej. Osoba, która ogłosi tajemnice, o. Petar Ljubičić OFM, ma obecnie 59 lat.
Intronizacja albo...
Okazuje się, że ważną rolę w głoszeniu orędzia o zbliżającej się karze odgrywa także Polska. W czasie II wojny światowej w nękanych walką Siekierkach, niedaleko Warszawy, Maryja przestrzegała przed nadchodzącymi katastrofami. Oprócz wskazówek dotyczących problemów lokalnych, pozostawiła wezwanie, które Polacy powinni ogłosić całemu światu: „Módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż. Nie mogę powstrzymać gniewu Syna mojego, bo się lud nie nawraca. (...) Na moje słowa mogą gwiazdy spadać i słońce się zaćmi. Na moje słowa ziemia się rozstąpi i będą przepaście”. Nieco inny, ale również typowo Polski charakter mają wezwania Rozalii Celakówny. Ta prosta dziewczyna z Podhala, a jednocześnie wielka mistyczka, żyjąca na początku XX w., od wczesnego dzieciństwa doświadczała obecności Pana Jezusa. Wstąpiła do klarysek, ale po dwumiesięcznym pobycie w klasztorze zrozumiała, że to nie jest jej powołanie. Ostatecznie została pielęgniarką na oddziale skórno-wenerycznym Szpitala Św. Łazarza w Krakowie. Było to niezwykle trudne doświadczenie, ale w nim wytrwała. Pacjentami tego szpitala były głównie prostytutki. Podczas dyżurów Rozalii nie zmarła ani jedna osoba, nie pojednawszy się z Bogiem. Przez cały okres pracy Celakówna doświadczała przeżyć mistycznych, które z czasem zaczęła spisywać i konsultować ze spowiednikami. Chrystus groził w nich nie tyle końcem świata, co nadchodzącą karą. Wskazywał przy tym drogę ratunku: „Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli się podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego Miłości. Inaczej, moje dziecko, nie ostoi się. Oświadczam Ci to, moje dziecko, jeszcze raz, że tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Jezusowemu Sercu przez Intronizację, które uznają Go swym Królem i Panem. Przyjdzie straszna katastrofa na świat”. Drogą do uznania Chrystusa za Króla Polski ma być przystąpienie do Dzieła Osobistego Poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Dzieło to kanonicznie erygował 17 kwietnia 1946 r. kard. Adam St. Sapieha, a 28 października 1948 r. otrzymało ono błogosławieństwo Stolicy Świętej. 21. 12. 2012 — koniec
Przez dwa tysiące lat chrześcijanie wypatrywali zbliżającego się końca świata, opierając się na analizie Biblii, objawień, prawdziwych bądź domniemanych proroctw świętych. Poszukiwania te, w sposób mniej lub bardziej dojrzały, zanurzone były w wierze. Okazuje się, że dziś to nie wystarcza. Z pomocą w tym względzie przychodzą... wymarłe cywilizacje i obliczenia „naukowców”...
Żyjący w Ameryce Środkowej Majowie stworzyli w pierwszym tysiącleciu naszej ery wysoko rozwiniętą cywilizację. Byli znakomitymi astronomami, opracowali niezwykły kalendarz podzielony na ery, z których każda liczyła 26 tys. lat. Według Majów piąta era kończy się 21.12.2012 r. W tym miejscu kończy się również ich kalendarz, dalej już nie ma nic. Data ta, traktowana jako termin końca świata, zbieżna jest z innymi przewidywaniami (np. Oriona), wyliczeniami niektórych „uczonych” oraz tzw. kodem Biblii. Według nich, w 2012 r. mają nastąpić wielkie kataklizmy: huragany, trzęsienia ziemi, powodzie. Będą one wynikiem hiperaktywności Słońca, która spowoduje przebiegunowanie Ziemi. Nasza planeta ma się na chwilę zatrzymać, po czym zacznie się obracać w przeciwnym kierunku, tj. ze wschodu na zach. Polskę ma pokryć lodowiec, a najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi ma być Afryka (choć nie wiadomo, czy ktoś w ogóle przeżyje.
Inni zwolennicy daty 2012 r. wypowiadają się bardziej optymistycznie. Rzeczywiście, skończy się świat, który znamy, ale ludzkość przejdzie w nowy doskonalszy „wymiar astralny”. Będziemy tworzyć wspólną pozytywną energię, pozbywając się przy tym tak przyziemnych rzeczy, jak pieniądze czy nasze ciała. Jeszcze inni widzą w tej dacie przełomowy moment dla rozwoju całej cywilizacji, kiedy to (do końca nie wiadomo z jakich powodów, być może w wyniku ingerencji cywilizacji pozaziemskich) nastąpi niezwykłe „przyśpieszenie ewolucyjne”. jaka jest prawda?
To, co nieznane, często wywołuje w nas lęk. A najmniej wiemy o naszej przyszłości. Jaka będzie? Jak się potoczą nasze losy? Co nas czeka po śmierci, kara czy nagroda? Ludzie zawsze próbowali radzić sobie z tym strachem, udając się do wyroczni, zgłębiając proroctwa, odczytując znaki ukryte w przyrodzie. I nawet kiedy zapowiadały one straszliwe wydarzenia, oswojenie się z nimi było lepsze od niewiedzy.
Jeśli niektóre z proroctw mogły mieć charakter nadprzyrodzony, to wydaje się, że znaczna ich część była oszustwem. Tak też jest — z niezwykle dziś popularną od chwili wyboru na papieża Benedykta XVI — przepowiednią Malachiasza. Przypisuje się ją w irlandzkiemu cystersowi, tymczasem jej autorem jest szesnastowieczny benedyktyn Arnold Wion. Opublikował on ok. 1590 r. książkę Lignum vitae, w której, pod nazwiskiem Malachiasza, zamieścił — jak pisze ks. prof. Jan Kracik — „sto dwanaście wysnutych ze swej wiedzy (przeszłość) i fantazji (przyszłość) zawołań, charakteryzujących kolejnych biskupów Rzymu”. I rzeczywiście, jeśli przyjrzymy się temu „proroctwu”, to określenia papieży żyjących od czasów Celestyna II (1143 r.) do momentu opublikowania dzieła są znacznie bardziej jednoznaczne niż późniejsze. Na przykład: Paweł VI (Kwiat kwiatów) nie był jednym papieżem posiadających w herbie kwiaty, a określenie „Z pracy Słońca”, przypisywane Janowi Pawłowi II, równie dobrze może określać kogoś pochodzącego z krajów południowych. Najlepszym przykładem niejednoznaczności przepowiedni jest osoba Benedykta XVI. Kiedy okazało się, że nowy papież nie ma ciemnego koloru skóry, zaczęto doszukiwać się u niego innych cech, które pasowałyby do przepowiedni. Łatwiej za wszelką cenę wykazać „prawdziwość” proroctwa, niż je porzucić.
Skoro już wiemy, że koniec świata nadchodzi — Benedykt XVI to przecież przedostatni papież — dobrze byłoby poznać jego termin. Dla niektórych oczekiwania te doskonale zaspokajają Majowie z ich końcem kalendarza przypadającym na 21.12.2012. Ciekawe jednak, że Majowie przewidzieli koniec świata ludzkości, ale nie przewidzieli końca swojego świata. Ich cywilizacja zaczęła się chylić ku upadkowi ok. 1200 r., a trzysta lat później praktycznie zniknęła z mapy Ameryki. Trudno też zaufać wizjom niektórych „naukowców”, którzy świetlaną przyszłość po 2012 r. zobaczyli w czasie eksperymentów z grzybkami halucynogennymi. Gdyby jednak data 2012 r. się nie sprawdziła, nie należy się zbytnio zamartwiać, gdyż w 2076 r. kończy się kalendarz muzułmański, a według niektórych w roku 2240 ma nadejść żydowski Mesjasz, który zapowie rychły koniec świata...
O końcu nie wie nikt
Inaczej sprawa ma się z objawieniami, zarówno maryjnymi, jak i przekazanymi przez Rozalię Celakówną. Zasadniczym rysem, odróżniającym je od wspomnianych wyżej przepowiedni czy wizji jest fakt, że jeśli pojawiają się w nich opisy nadchodzącej kary Bożej, to nigdy jako coś, czego nie da się odwrócić, co wydarzy się w ściśle określonym momencie. W chrześcijaństwie modlitwa, pokuta i nawrócenie (np. uznanie Chrystusa za swojego Króla — jak w wypadku objawień Rozalii Celakówny), są zawsze w stanie odwrócić niekorzystny bieg wydarzeń. Tak było z trzecią tajemnicą fatimską. I to jest w objawieniach najważniejsze. Ważne jest odczytywanie objawień w kontekście czasu i miejsca. Łaska buduje na naturze, dlatego ubogie dzieci pasące bydło w La Salette, mimo że Maryja przekazywała im orędzie o konieczności pokuty dla całego świata, mówiły o gnijących ziemniakach i głodzie w wiosce — tak miała wyglądać kara za grzechy. W Siekierkach straszliwe opisy kary trudno oderwać od okrucieństw II wojny światowej i zniszczenia Warszawy. Podobnie sytuacja ma się w Akita, gdzie mówi się o „ogniu spadającym z nieba” (w Japonii, trauma dotycząca Hiroszimy i Nagasaki, jest wciąż obecna) i w afrykańskim Kibeho, gdzie w momencie objawień narastał krwawy konflikt pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi. Pewne są dwie rzeczy: dzień sądu kiedyś nadejdzie, a modlitwa i pokuta, które pojawiają się w orędziach Matki Bożej, są w naszym życiu, jak na razie, niezbędne. Jednak kiedy nastąpi koniec świata i jak naprawdę będzie wyglądał, tego nie wie nikt, ani aniołowie, ani Syn, tylko Ojciec, który jest w niebie (Mk 13, 32). A każdy, kto by cokolwiek dodał do proroctw Apokalipsy, będzie miał — według słów św. Jana — dodane plag w niej zapisanych. I podobnie, każdemu, który by cokolwiek z nich odjął, Bóg odejmie udziału w drzewie życia i Świętym Mieście (por. Ap 22, 18 n).
Islamski Dzień Sądu
Dzień Sądu Ostatecznego, Dzień Zmartwychwstania — tak w islamie nazywa się wypełnienie dziejów świata, kiedy to Allah objawi się swoim wiernym. Dzień ten będzie straszliwy, poprzedzą go niezwykle bolesne wydarzenia, zapowiedziane przez proroka Mahometa. Zanim się to stanie, muzułmanie otrzymają znaki, które przygotują ich na koniec świata
Na początku zapanuje okrucieństwo i wojny, a bieg czasu przyspieszy. Na skutek wojen zmaleje liczba mężczyzn na świecie, większość populacji stanowić będą kobiety. Następnie zstąpi na ziemię Mesjasz, Jezus. Mahomet powiedział: „Syn Maryi na krótko zstąpi i stanie pośród ludu [muzułmanów] jako sprawiedliwy władca. Złamie Krzyż, zabije świnię i zniesie dżiziję [podatek pobierany od niemuzułmanów za ochronę ze strony muzułmańskiego władcy]. Będzie wtedy obfitość pieniędzy i nikt nie będzie przyjmował jałmużny”.
Pojawi się wtedy również Dadżdżal — Antychryst, czyniący wielkie znaki i nazywający siebie bogiem. Będzie miał tylko lewe oko a na czole znak, który rozpoznają jedynie prawdziwie wierzący muzułmanie. Straszliwe stworzenia Gog i Magog (imiona znane z Biblii), spustoszą ziemię, niszcząc zasoby wody i pożywienia. Słońce wzejdzie na zachodzie, a potężny wybuch ognia zniszczy miasto Aden w Jemenie. Wybuch ten sprawi, że wszyscy ludzie uciekną do Miejsca Zgromadzenia: „I zadmą w trąbę. Ci, którzy są w niebiosach, i ci, którzy są na ziemi, zostaną porażeni piorunem, z wyjątkiem tych, których Bóg zechce oszczędzić! Następnie zadmą w nią po raz drugi — i oto oni będą stać i patrzeć” (Koran, 39:68).
Nastąpi wtedy ostateczny sąd. Mahomet tak mówił o nim: „Zobaczycie Allaha, waszego Pana, jak się widzi na czystym niebie księżyc w pełni lub słońce pełne blasku. W Dzień Zmartwychwstania lud zostanie zgromadzony, a On rozkaże, by każdy poszedł za tym, co czcił. I tak jedni pójdą za słońcem, inni za księżycem, jeszcze inni za różnymi bóstwami. Tylko ten naród, muzułmanie, pozostanie na miejscu. Allah przyjdzie i powie: Jestem waszym Panem! Oni odpowiedzą: Zostaniemy na tym miejscu, dopóki nie przyjdzie do nas nasz Pan, my Go rozpoznamy! Wtedy Allah powie powtórnie: Jestem waszym Panem! Allah zawoła ich, a As-Sirat [most] zostanie przerzucony nad Piekłem, a ja, jako pierwszy z Wysłanników przejdę nim z moimi naśladowcami”.
Uczynki muzułmanów zostaną zważone na wagach zawieszonych na łukach wokół Kopuły Skały w Jerozolimie. Tylko ci, którzy uczynili więcej dobra niż zła, będą mieli szansę wejścia na most razem z Prorokiem. Przerażeni ludzie będą szukać wstawiennictwa Adama — pierwszego człowieka, Abrahama — przyjaciela Boga i Mojżesza — prawodawcy. Oni jednak powiedzą, że nie mogą wstawiać się do Allaha za ludźmi, gdyż sami popełniali grzechy. Jezus z kolei odeśle ludzi do samego Mahometa. Dopiero jego modlitwa znajdzie upodobanie przed obliczem Jedynego.
Po drugiej stronie mostu rozciągał się będzie Raj dla wiernych. Wszyscy inni ludzie zostaną zatraceni w piekielnych mękach. Jednakże Allah w swoim miłosierdziu będzie mógł posyłać do Ognia swoich aniołów, by wydostali stamtąd tych, którzy Go czcili. Zostaną oni rozpoznani po tym, że na swoich ciałach noszą ślady modlitwy w postawie prostracji (upadania na twarz).
Dzień Sądu ma trwać 50 tys. lat. Radość i błogosławieństwa w muzułmańskim Raju (Dziennah) mają być rzeczywistością nie tylko duchową, ale także fizyczną, zmysłową (Koran, 56:15-38). Podobnie rzecz się ma z mękami Piekła (Dziehannam; hebr. Ge Hinnom, gr. Gehenna).
Warto zauważyć, że wiele islamskich koncepcji dotyczących końca czasu ma swoje korzenie w Starym i Nowym Testamencie, np.: zepsucie w świecie, cierpienie wierzących, zstąpienie z nieba Jezusa, ważenie uczynków na szalach.
Dzieci w internetowej sieci
Zjawiskiem związanym z coraz powszechniejszym dostępem dzieci do komputerów, zarówno w domach, jak i w szkołach, jest zagadnienie wykorzystania internetu w procesie wychowania rodzinnego. Dostrzegalna jest wyraźna polaryzacja stanowisk i opinii o wychowawczym znaczeniu internetu. Od skrajnie entuzjastycznych, które widzą w nim panaceum na wszelkie braki i utrudnienia związane z procesem kształcenia, do zdecydowanych przeciwników, w wypowiedziach których internet jawi się jako ogromne zagrożenie dla prawidłowego rozwoju dziecka. Nie wchodząc w dyskusję nad „blaskami i cieniami” dostępu dziecka do internetu, zauważmy kilka istotnych spraw, które mogą być przydatne rodzicom, gdy dziecko z niego już korzysta. Jan Paweł II w orędziu na XXXVI Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu (24 stycznia 2002) mówiąc o internecie, powiedział, że „Kościół podchodzi do tego nowego medium z realizmem i zaufaniem. Podobnie jak inne środki przekazu, jest to pewne narzędzie, nie cel sam w sobie. Internet może otworzyć wspaniałe możliwości przed ewangelizacją, gdy korzysta się z niego w sposób kompetentny i z jasną świadomością jego wad i zalet”. Internet, ze względu na swoją atrakcyjność, jest jednym z najpopularniejszych sposobów spędzania wolnego czasu. W Polsce pod względem popularności przegrywa tylko z telewizją. Według przeprowadzonych badań dzieci i młodzież o wiele częściej korzystają z internetu niż dorośli. Rodzice nie mogą pomagać dzieciom w korzystaniu z mediów, gdyż najczęściej sami tego nie umieją. U rodziców dostrzega się brak realizmu w podejściu do tego narzędzia, brak znajomości jego wad i ich negatywnego wpływu na kształtującą się dopiero osobowość dziecka.
Fundamentalnym obowiązkiem rodzicielskim jest pomoc dzieciom, by stały się krytycznymi, odpowiedzialnymi użytkownikami internetu, a nie uzależniły się od niego, zaniedbując obowiązki szkolne, czy kontakt z rówieśnikami. Wychowanie do umiejętnego korzystania z internetu jest więc palącą koniecznością, ze względu na zagrożenia, jakie niesie nieumiejętne i nieodpowiedzialne wykorzystanie tego narzędzia. Rodzice często nie zdają sobie sprawy z tego, że nawet mimo zamkniętych drzwi niebezpieczny „obcy” może dostać się do domu przez okno przeglądarki internetowej.
Zastosowanie internetu w edukacji przyczyniać się może do zagubienia prywatności dziecka. Coraz częściej młodzi ludzie próbują zamknąć się w czterech ścianach własnego pokoju, łudząc się, że w ten sposób znajdą choć chwilę dla siebie. Tymczasem podłączenie komputera do sieci, sprawia, że coraz trudniej jest zachować anonimowość i spędzić chwilę w samotności, przeznaczając czas na modlitwę, czy rozważanie Pisma Świętego. Kontakt z rówieśnikami, rodzicami, czy nauczycielami coraz częściej ograniczony zostaje do minimum, gdyż młodzi ludzie wolą przeznaczyć czas na przesiadywanie przed ekranem monitora.
Tymczasem życie w świecie, w którym nie można stracić nawet chwili czasu, w świecie mnogości informacji, dostępnych właśnie dzięki internetowi powoduje, że bardzo często dziecko nie zaznajomione ze sposobami poruszania się w owym gąszczu informacyjnym po prostu gubi się. Problemem staje się więc wybór między tym, co pożądane, niezbędne, a tym co niepotrzebne lub wręcz szkodliwe.
Z danych wynika, iż internet jest także używany do zawierania i podtrzymywania znajomości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby kontakt odbywał się między osobami na tym samym poziomie intelektualnym i o tym samym stopniu rozwoju. Niestety, sieć internetowa stała się specyficznym miejscem poszukiwania przez osoby dorosłe kontaktów z dziećmi oraz areną udostępniania cyberpornografii. Blisko połowa zasobów sieci internetowej to treści związane z pornografią.
Wielogodzinne i niekontrolowane korzystanie z internetu może prowadzić do uzależnienia. Zapobiegając uzależnieniu dziecka rodzice powinni rozbudzać w dziecku różne zainteresowania; uczyć rozsądnego wykorzystania czasu; pilnować, w jaki sposób dzieci wykorzystują komputer podłączony do sieci; stosować regułę: najpierw obowiązki — potem komputer; kontrolować jakie strony internetowe, gry, programy wykorzystuje dziecko; starać się organizować dziecku inne firmy spędzania wolnego czasu niż komputer (spacery, gry sportowe, spotkania z przyjaciółmi); sprawdzać jak długo dziecko pracuje przy komputerze i egzekwować przerwy; jeżeli nie ma możliwości bezpośredniej kontroli pracy dziecka przy komputerze to należy stosować różnego rodzaju zabezpieczenia i programy nadzorujące, które będą utrudniać dostęp do treści niepożądanych oraz pozwolą na późniejszą weryfikację rzeczywistego wykorzystania komputera.
Czy Twoje dziecko korzysta z internetu? Najprawdopodobniej tak. Czy wiesz, co tam robi? Z kim się kontaktuje? Ile czasu w nim spędza? Jeżeli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań brzmi „nie”, powinieneś to szybko zmienić. Internet stanowi narzędzie o wielkich możliwościach, a sposób, w jaki zostanie wykorzystany w edukacji dzieci, zależy od mądrości rodziców.