Bankiet
sł. i muz. Jacek Kaczmarski 1975
Ja przy małym stoliku nad wystygłą herbatą, |
e |
Oni tam za kotarą, gdzie muzyka i gwar. |
E a |
Siedzę sam w pustej sali, żółte stołów lśnią blaty, |
a e |
Nawet tych bez zaproszeń skusił bankietu czar. |
H7 e |
|
|
Ktoś spóźniony przechodzi, widzi mnie i przystaje - |
e |
Co tu robisz, jak w domu? Ot, znajomy czy ktoś. |
E a |
Chodźże ze mną - i idę, gdzie się bawią i grają, |
a e |
Dodatkowy cóż znaczy tam gość. |
H7 e |
|
|
Wchodzę, stół, tłum, biel świateł, pryska nastrój ponury. |
E a |
Histeryczne chichoty podchmielonych już pań. |
Fis H7 |
Siadam, biorę na talerz plastry miąs, konfitury, |
e a |
Parę miłych zmieniam z kimś zdań. |
e H7 e |
|
|
Nie pamiętam, czy to żenił z kimś tam ktoś się, |
E a |
Czy też jakiś jubileusz być to miał. |
Fis H7 |
Ja pamiętam, że na stole postawiono wielkie prosię, |
e a |
Z niego każdy mięsa strzęp dla siebie rwał. |
e H7 e |
|
|
Obstawili nas kelnerzy jak opryszków, |
E a |
Przy drzwiach jacyś wyfraczeni stali trzej. |
Fis H7 |
Innych pięciu lało wódę oraz wino do kieliszków, |
e a |
Żeby trawić nam to wszystko było lżej. |
e H7 e |
|
|
Przy mnie też stał taki jeden całkiem blisko, |
E a |
Dziką siłę mięśni czuło się pod skórą. |
Fis H7 |
Choć na dźwięk każdego słowa kłaniał mi się jak mógł nisko, |
e a |
Patrzył z góry, patrzył z góry. |
e H7 e |
|
|
Północ - śpiewy pijane, chór z pełnymi ustami, |
e |
Ja fałszuję, lecz fałsz mój zagłuszony przez ryk. |
E a |
Więc poganiam tych, którzy nie śpiewają wraz z nami, |
a e |
Choć właściwej melodii już nie śpiewa tu nikt. |
H7 e |
|
|
Wtem coś łamie się we mnie: Co ja robię zalany? |
E a |
Trzeba wyjść stąd, uciekać, wstaję, krzyczę przez gwar. |
Fis H7 |
Gdy na ustach swych czuję dłoń sąsiadki pijanej |
e a |
I odurza mnie zapach perfum "Moskiewski czar". |
e H7 e |
|
|
Sufit w dół na mnie leci i podłoga się kiwa, |
e |
Zimny mrok pod powieki, pot perlisty na kark. |
E a |
Z wewnątrz mnie dziko strumień się gorący wyrywa |
a e |
I przewraca kieliszki wśród okrzyków i skarg. |
H7 e |
|
|
Kelner, ten co za mną stał, do przodu skoczył, |
E a |
Wprawnym chwytem obezwładnił moją dłoń. |
Fis H7 |
Dźwignął, szarpnął, szturchnął w plecy, odprowadził na ubocze, |
e a |
Tam wyrwałem się i odwróciłem doń. |
e H7 e |
|
|
Zatoczyłem się natychmiast, kiedy puścił, |
E a |
Z trudem, ale utrzymałem równowagę, |
Fis H7 |
I wyprowadziłem cios w ten jego uniżony uśmiech, |
e a |
I w sprzeciwu nie cierpiącą tę rozwagę. |
e H7 e |
|
|
W tył odleciał, byli inni - doskoczyli, |
E a |
W kwadrat mordę mą zaplutą skuli mi. |
Fis H7 |
I za drzwi mnie w zimny miejski świt rzucili, |
e a |
Piąta rano, puste miasto w oczach drży. |
e H7 e |
|
|
Ja nad wódką poranną przy wyziębłym bufecie, |
e |
Oni tam się wsadzają do limuzyn i aut. |
E a |
Najwyraźniej nie umiem bawić się na bankiecie |
a e |
I nie dla mnie ślub, pogrzeb, jubileusz czy raut |
H7 e |
Najwyraźniej nie umiem bawić się na bankiecie |
a e |
I nie dla mnie ślub, pogrzeb, jubileusz czy raut |
H7 e |