Średniowieczne dowody na istnienie Boga
To, że Bóg — stwórca wszechświata — istnieje, dla chrześcijan nie ulega wątpliwości; wiedzą o nim wszak z Pisma świętego — Objawienia. Bóg — można by tak powiedzieć — przedstawił się im poprzez Pismo sam. Mimo to, uznawszy rolę filozofii jako służebnicy teologii (ancilla theologiae), średniowieczni filozofowie uznali, że tego oczywistego dla nich faktu da się także dowieść, posługując się przyrodzonymi władzami umysłu. Można jednak zapytać: po co dowodzić czegoś, o czego prawdziwości i tak jest się głęboko przekonanym? O wartości tychże dowodów decydowało przede wszystkim to, że nie wszyscy ludzie wierzyli w Boga; chodziło zatem między innymi o przekonanie do wiary pogan. Jednakże i dla tych, którzy wierzyli w Boga, zrozumienie prawd wiary było wartościowe. Takie stanowisko zajmował np. twórca scholastyki, św. Anzelm z Canterbury. Zakładał on, że zrozumienie jest kolejnym po wierze stopniem poznania Boga; pierwszym etapem w drodze do Niego jest wiara. Ostatnim — wizja uszczęśliwiająca, jakiej dostąpią zbawieni w niebie. Ale między tymi etapami jest etap pośredni: właśnie zrozumienie prawd wiary. Chrześcijanin powinien zatem — jak twierdzi Anzelm — starać się zrozumieć prawdy wiary, choć nie po to, by mocniej uwierzyć. To wiara ma być warunkiem zrozumienia, a nie na odwrót: „Nie rozumujemy bowiem by uwierzyć — mówi Anzelm — lecz wierzymy, by zrozumieć” I tak jak próba zrozumienia prawd Boskich bez wiary byłaby zarozumiałością, tak też ograniczanie się do samej wiary, bez próby zrozumienia — jest niedbalstwem. Stąd też, mimo tego, iż chrześcijanie znają prawdę o Bogu z objawienia, i dla nich wartościowe jest dążenie do Niego na drogach, jakie oferuje przyrodzony umysł.
Autorami najznamienitszych średniowiecznych dowodów na istnienie Boga byli wspomniany już św. Anzelm z Canterbury oraz św. Tomasz z Akwinu.
Św. Anzelm z Canterbury
Św. Anzelm podejmuje problem istnienia Boga w dwu swoich dziełach: Monologionie i Proslogionie. W obu jedynym autorytetem, który skłania filozofa do przyjęcia istnienia Boga, jest rozum; ani razu nie powołuje się on na autorytet pisma św.
W Monologionie podaje Anzelm trzy dowody. Argumentacja zaprezentowana w pierwszym wygląda tak: w rzeczach istnieje dobro. Ponadto różne rzeczy są dobre w różny sposób, ponieważ są różne rodzaje dóbr. Warto zadać pytanie: czy wszystkie one mają właściwą sobie przyczynę dobra, czy też ta przyczyna jest jedna, wspólna dla wszystkich? Odpowiedź Anzelma jest w duchu platońskim: jeśli jest w rzeczach jakaś doskonałość, to dlatego, że uczestniczą one w jednej, absolutnej doskonałości, która, będąc sama w sobie doskonała, jest przyczyną doskonałości wszystkiego innego. Istnieje zatem coś, co jest dobre samo z siebie i dzięki czemu wszystko inne jest dobre. Nic też nie może być doskonalsze od tego czegoś; taki byt zatem, który przewyższa wszystkie inne, jest Bogiem.
Drugi dowód opiera się na jednej tylko z doskonałości, jakie przysługują rzeczom: na bycie. Rzeczy — zauważa Anzelm — nie istnieją bez przyczyny. Trzeba zatem zapytać: czy wszystkie rzeczy istnieją dzięki jednej przyczyny, czy dzięki wielu. I znów Anzelm opowiada się za pierwszym rozwiązaniem (przy czym wcześniej wykazuje niemożliwość drugiego); ta jedna przyczyna wszystkiego jest zatem Bogiem.
Ostatni dowód opiera się na stopniach doskonałości rzeczy. W świecie istnieją byty mniej lub bardziej doskonałe. Pewne byty są doskonalsze od innych. Spostrzegłszy to, trzeba zapytać, czy jest możliwe, by taki łańcuch wciąż doskonalszych bytów zmierzał w nieskończoność; zgodnie z wymogami arystotelesowskiej logiki, Anzelm twierdzi, że taki nieskończony łańcuch bytów jest niemożliwy. A zatem musi istnieć byt, który będzie doskonalszy od wszystkich innych i od którego nic już nie będzie doskonalsze — a taki byt nazywamy Bogiem.
Zdecydowanie najbardziej oryginalny — i, zdaniem Anzelma, najpewniejszy — jest jednak dowód z Proslogionu, nazywany dowodem ontologicznym. Tu Anzelm wychodzi od stwierdzenia, że każdy z nas ma w swoim umyśle pojęcie Boga czy istoty najwyższej — takiej, od której nic doskonalszego nie da się nawet pomyśleć. Można jednak mieć wątpliwości, czy istota taka istnieje jedynie jako pojęcie w naszych umysłach, czy też istnieje realnie. Gdyby przyjąć to drugie, popadłoby się w sprzeczność; jeśliby istota najwyższa miałaby istnieć tylko w naszym umyśle, z konieczności nie byłaby istotą najwyższą. Dałoby się pomyśleć co najmniej jedną istotę doskonalszą od niej: taką, która posiadałaby wszystkie jej cechy oraz realne istnienie, o które właśnie byłaby od niej doskonalsza. Istota najwyższa musie więc istnieć — na mocy definicji; inaczej bowiem nie byłaby istotą najwyższą. Taką zaś istotę najwyższą wszyscy nazywamy Bogiem.
Ostatni z omówionych dowodów był bardzo kontrowersyjny, ponieważ z pojęcia wyprowadzał realne istnienie. Z tego względu doczekał się zdecydowanych krytyk już w samym średniowieczu. Odrzucał go chociażby współczesny Anzelmowi mnich Gaunilon, argumentując, że nie można wnioskować na odstawie istnienia w myśli o istnieniu realnym. Gdyby było to możliwe, istnienie jakiegokolwiek pojęcia gwarantowałoby realne istnienie rzeczy. A przecież możemy mieć pojęcie (czy wyobrażenie) rzeczy nieistniejących. Możemy na przykład posiadać w umyśle ideę zagubionych gdzieś wśród wód oceanu Wysp Szczęśliwości, najdoskonalszych ze wszystkich; nie wynika jednak z tego, że wyspy te rzeczywiście istnieją. Z istnienia w naszym umyśle jakiegoś pojęcia można wnosić — jak to powie znacznie później I. Kant — jedynie o możliwości istnienia jakiejś rzeczy, a nie o tym, że ona rzeczywiście istnieje.
Sw. Tomasz z Akwinu
Innym krytykiem Anzelmiańskiego dowodu był św. Tomasz z Akwinu. Także on jednak uznawał, że dowodzenie istnienia Boga, oczywistego na mocy wiary, ma swoją wartość — głównie ze względu na ludzi niewierzących. Formułuje zatem pięć dowodów (pięć „dróg” — quinquae viae), dość mocno opartych na założeniach filozofii Arystotelesa.
1. Dowód z ruchu
Tomasz, podążając za Arystotelesem, stwierdza, że w świecie istnieją rzeczy, które się poruszają. Co więcej, nie poruszają się same z siebie, lecz są poruszane przez coś innego. Skoro ruch — jak utrzymuje Arystoteles — polega na wyprowadzeniu rzeczy ze stanu możności do aktu, to poruszana może być tylko rzecz będąca w możności, zaś poruszać może jedynie rzecz będąca w akcie; właśnie dlatego rzeczy nie mogą poruszać się same, bo w takim przypadku byłyby pod tym samym względem zarówno w ruchu, jak i w akcie, co jest niemożliwe. A zatem muszą być poruszane przez coś innego. Jeśli zaś jakaś rzecz poruszająca inną sama jest w ruchu, także ona musi być poruszana przez inną. Żadnego łańcucha przyczyn nie da się natomiast — zgodnie z założeniami logiki Arystotelesowskiej — ciągnąć w nieskończoność; trzeba zatem przyjąć, że istnieje pierwsza przyczyna ruchu, która, sama nieruchoma, porusza inne. I ta przyczyna jest Bogiem.
2. Dowód z przyczynowości sprawczej
Schemat tego dowodu jest analogiczny do poprzedniego; tym razem jednak zamiast ruchu bierzemy pod uwagę przyczynowość sprawczą. Widzimy, że pewne rzeczy „sprawiają” (są przyczyną istnienia) inne. Rzecz jasna, nic nie jest w stanie spowodować siebie samego; nic nie może być swoją własną przyczyną sprawczą, musi być więc sprawiane przez coś innego. I znów: nie jest możliwy nieskończony łańcuch przyczyn, trzeba zatem przyjąć, że istnieje pierwsza przyczyna, która, sama nie posiadając przyczyny swego istnienia, sprawia (tj. powołuje do bytu) inne. Ta przyczyna jest, rzecz jasna, Bogiem.
3. Dowód z przygodności i konieczności
Z doświadczenia wiadomo, że istnieją rzeczy, które mogą być lub nie być — są przygodne, powstają i znikają i ich istnienie nie jest konieczne. Nie jest możliwe, by takie byty istniały zawsze, bo wszystko to, co może nie być, nie zawsze istnieje. Czy jest natomiast możliwe, by wszystkie rzeczy były przygodne, tj. mogły istnieć lub nie istnieć? Otóż nie jest. Gdyby tak było, to nic by nie mogło powstać, bo jeśli wszystkie rzeczy są przygodne (tzn. wszystkie mogą nie być), znaczy to, że kiedyś nie było niczego. Konsekwentnie nic nie mogłoby powstać, bo nie byłoby nic, co mogłoby być pierwszą przyczyną sprawczą — to, co nie istnieje, otrzymuje przecież istnienie od tego, co już istnieje. Jeśli zatem obecnie rzeczy istnieją, oznacza to, że nie wszystkie są przygodne, lecz muszą też istnieć pewne rzeczy konieczne. Podobnie jak było z istnieniem, przyczyną konieczności jakiejś rzeczy przygodnej z natury musi być inna rzecz. I dalej już tak samo: nie można ciągnąć łańcucha przyczyn w nieskończoność, trzeba więc przyjąć, że istnieje byt, który jest konieczny sam w sobie i który jest przyczyną konieczności wszystkich innych. Tym bytem jest Bóg
4. Dowód ze stopni doskonałości
Dowód analogiczny do jednego z dowodów Anzelma: w świecie istnieją rzeczy, które są mniej lub bardziej doskonałe. „Mniej” lub „bardziej” orzeka się o rzeczach w zależności od tego, w jakim stopniu są podobne do bytu, który jest stanowi maksimum, podobnie jak cieplejszym nazywamy to, które jest bardziej podobne do czegoś najgorętszego. A zatem, skoro są rzeczy mniej lub bardziej doskonałe, musi też istnieć byt najdoskonalszy, najprawdziwszy i najlepszy, a zarazem będący bytem w stopniu najwyższym. Jest on ponadto przyczyną doskonałości, prawdziwości czy dobroci wszystkich innych rzeczy.
5. Dowód z celowości
Cały świat ma strukturę celową i uporządkowaną: do jakiegoś celu zmierzają także rzeczy, które pozbawione są możliwości poznania, jak choćby rzeczy fizyczne. Świadczy o tym to, że ich działanie przebiega zawsze lub prawie zawsze w ten sam sposób, aby osiągnąć to, co jest dla nich najlepsze (Tomasz nawiązuje tu do Arystotelesowskich teorii o ruchu i miejscu naturalnym). Byty, które nie są w stanie poznawać, nie mogą natomiast dążyć do celu, chyba że coś je do tego celu kieruje. Istnieje zatem byt rozumny, który kieruje wszystkie rzeczy do określonego celu, który jest gwarantem ładu w świecie — i jest nim Bóg.
Warto zauważyć, że wszystkie dowody sformułowane przez św. Tomasza mają jedną cechę, wyraźnie odróżniającą je od dowodu ontologicznego św. Anzelma; dowód biskupa Canterbury wychodzi od pojęcia, jest zatem przeprowadzany w porządku logicznym. Tymczasem punktem wyjścia dowodów św. Tomasza jest obserwacja istniejącego świata; to pewne tkwiące w przyrodzie, we wszechświecie prawidłowości wskazują, jak twierdzi Akwinata, na to, że istnieje Bóg — sprawca przyrody. Zdecydowanie inny punkt wyjścia dowodów św. Tomasza sprawia, że są one nazywane dowodami fizykalnymi.
16