-NIEE! -Krzyknęła Kari wybiegając z krzaków. Wszyscy zamilkli. Rutek wyłupił oczy tak bardzo, jak tylko pozwalała mu na to natura.
-Przecież... Ona miała nie żyć! Morus?
Junior wskoczył na Morusa, zwalając co z nóg. Lina puściła i Puszek z powrotem wylądował na ziemi. Na szczęście, wciąż żywy.
Rutek zdenerwowany wrzasnął:
-To jego córka! Ona też jest zła, jak jej ojciec!
Kari odwiązała pętlę z szyi ojca.
-Kari... Oni mówili że nie żyjesz! Morus cię rzekomo zabił, bo byłaś na moim tropie, a ja po prostu straciłem wiarę w to wszystko...
-Co on mówi? -Zdziwiła się stojąca najbliżej kotka. Rozległy się różne stłumione szepty.
-Mówi prawdę! -Wykrzyknął Junior stając na środku między Rutkiem a Puszkiem tulącym Kari. -Puszek zgodził się pójść z nim, tylko jak nie skrzywdzi jego rodziny! A ten drań i tak zaplanował wszystko po swojemu, co?
Szepty zmieniły się z głośniejsze rozmowy.
-A tą małą koteczkę próbowano zamordować, aby nigdy nie odnalazła ojca! Jej się udało przeżyć, trafić tu z Muszyny...
-Muszyny... -Dyskutowały koty dokoła. Kari i Puszek spojrzeli na Juniora, który mówił dalej:
-Towarzyszyłem jej cały czas. Jest wspaniałą, miłą i uczynną osóbką, nie żadną morderczynią! Jak cały ród od Tokarza!
-Od Tokarza!!! Koty od Tokarza!!! -Koty prawie krzyczały z przejęcia. Parę kociaków skłoniło się.
Wystąpił kot -starzec. Był bardzo stary, ale twarz miał surową i nieprzeniknioną.
-Niejednokrotnie słyszeliśmy fascynująca historię twojego barwnego rodu, Puszku, ale dlaczego więc Rutek ma być niby łgarzem?
-Rutek to mój brat-odparł Puszek. Wszyscy wydali zszokowany okrzyk. -Chciał mnie zabić, gdyż w maleńkości zostałem złapany przez ludzi, i przewieziony do Muszyny. A mój drugi brat oraz matka zginęli... Za to zostałem obwiniony, i faktycznie czuję się winny... Ale nie jestem zły, uwierzcie!
-Czyż zły nie jest Rutek, skoro brata chciał zabić?
Wszyscy się odwrócili w stronę białego kota, ale jego już nie było.
-Wskoczył na ciężarówkę, jadącą w stronę Muszyny! -Powiedziało jedno z kociąt.
Puszek i Kari aż podskoczyli.
-Och, nie! -Pisnęła koteczka.
-Mamo, dobrze że już jesteś z nami! -Kanis przytuliła kocicę. -Tak ciężko dowodzić!
Łatka miała wciąż zrozpaczona minę.
-Nie rozumiem -płakała. -Najpierw mąż, p...potem c-ccórka... T-tto jakaś klątwa...
-Mamo, nie możesz się denerwować, wciąż masz słabe serce-ostrzegła Kanis, pomagając jej siąść obok stryszku. -Nadzieja naprawdę, umiera ostatnia... Spokojnie... A co u Strzałki?
-Poszła ... Szukać Dżafy. Następnej córki, którą straciłam-Łatka znów miała zacząć płakać, ale Kanis spojrzała na nią zdziwiona.
-Przecież... Dżafy nie ma od trzech lat. Dlaczego akurat teraz, po co?
-Nie wiem... Zdaje się, że 'musi odnaleźć swoją drogę'...
-Nasza buntownicza Strzałka-uśmiechnęła się ciepło Kanis. -Nigdy nie spodziewałam się że akurat ona by chciała znaleźć swoją drogę...
-Rozdzierając stare rany... Bez sensu...
Wtem przybiegli Felek z Kluskiem. Wymijali siebie nawzajem, biegnąc na wyścigi, choć z niezadowolonymi minami.
-Pamiętacie Rutka?! On tu idzie!
-Rutek? Brat Puszka? -Łatka wstała. Teraz kocurki przekrzykiwały się wzajemnie:
-Jest naprawdę wściekły!
-Bardzo!
-Idzie tu szybko...
-Biegnie!
-Coś się musiało stać!
Chorowite serce Łatki zabiło mocniej.
-Czy możliwe, że...
-Wszystko możliwe. A najbardziej to, że zaraz zostanie z nas krwawa miazga!
Rutek przybiegł pod bramę. Miał minę szaleńca, a oczy ukazywały naprawdę wielką złość...
-Twoja córka... Idiotka...
-Hej, nie mów tak! -Warknęła Meg, pojawiając się przy reszcie. -Która córka?
-Wasza zakichana Kari! Przeszkodziła mi w mordowaniu Puszka... Więc zajmę się najpierw wami... W zamian za nich...
-Nie, nie ! Nawet tu nie wchodź! -Kanis podbiegła do bramki, i została przez to zdzielona przez Rutka.
-Oto mój szczęśliwy dzień! -Roześmiał się kocur wrednie i wlazł za płot.
Stanął przy nagrobkach i uśmiechnął się z politowaniem.
-A wy gdzie będziecie leżeć? Tu, czy na łące Armetiego?
-Nie spieszno nam do śmierci-Łatka wstała i spojrzała mu prosto w rozjarzone oczy. -Nie umrzemy teraz.
-Nie macie wyboru! -Zakrzyknął kot i zamachnął się na Łatkę. Wtem wskoczył na niego Puszek.
-Nikt... Nikt nie zamachnie się ma moja żonę, słyszysz?!
Kanis wstała i podbiegła do matki. Kari z Juniorem podeszli do nich.
-Walka najpierw, pytania potem-orzekła Kari na widok matki patrzącej pytającym wzrokiem na Juniora. Kociczka już chciała biec pomóc ojcu, ale Meg zatrzymała ją.
-Zostaw-powiedziała. -To ich walka.
Puszek, mimo wygłodzenia i wycieńczenia walczył jak lew. Sytuacja dodawała mu sił, a Rutek był rozproszony. Wtem pobiegł wzdłuż drogi, w kierunku sklepu.
-Złap mnie, jak potrafisz! -Roześmiał się blado.
Puszek ruszył za nim. Wbiegli na osiedle. Puszek złapał Rutka i przygwoździł do ziemi.
-Nigdy nie chciałem tego robić. -Przyznał, ale Rutek złapał go tak, że teraz leżeli odwrotnie.
-A ja wręcz przeciwnie...
-Hau, hau !!
-Psy. Słyszę psy!! -Jęknął Puszek. Rutek również wydawał się poruszony. Wtem wstał i zaczął biec. Puszek ruszył więc za nim.
Niestety, w pościg ruszyły psy...
-Aaa!! doganiają nas!!! -Krzyczał biały kot. Puszek spojrzał na niego zdziwiony. Powiedział "nas"?
-Za zakręt-zdecydował więc. -Szybko! -Dodał, widząc wahanie brata.
Oboje wpadli za kosze.
-Słyszę psy... Słyszę... -Łkał Rutek. -Już po nas.
Znów "nas"?
-Nie poddawaj się, Rutek-syknął Puszek. Wybiegł zza koszy, chcąc odwrócić uwagę psów. Ale wypadło zupełnie odwrotnie...
Psy ruszyły w miejsce, gdzie był Rutek. A gdy Puszek przybiegł, było już za późno...
Wrócił zrozpaczony.
-Tato, co...? -Zdziwiła się Kanis. Puszek nie odpowiedział. Padł wyczerpany na ziemię i zaczął płakać.
Wkrótce wszystko było jak dawniej. Kari oprowadziła Juniora po stryszku. Pokazała mu znalezioną wcześniej wstążeczkę Zyzia.
-Ale to tylko element-zasmucił się Junior.-Umiem naprawiać takie drobiazgi, ale potrzebna jest druga część... Wiesz gdzie ona może być?
Kari podbiegła do grobu Zyzia.
-Tu-rzekła. -Pochowana z właścicielem.
-Ale jak ją wydosta.... OOO, NIEEEE!!! NIE NIE NIE! NIE MA MOWY!
Kari zrobiła słodką minkę.
-Proszę...
Junior popatrzył na nią błagalnie, ale ona była nieugięta. Przesunął więc płytkę.
-Okej... -Westchnął. -Zacznijmy kopać...