Właściwy kontekst, Fan Fiction, Dir en Gray


Właściwy kontekst

Toshiya schodził ze sceny ostatni, machając ręką do rozentuzjazmowanego tłumu. Zaklął przez zęby, gdy wyrzucona przez kogoś z publiczność szerokim łukiem sztuka odzieży, spadła na jego głowę. Skrzywił się, ściągając z twarzy przepocony stanik.
Czyjeś dłonie złapały go za ramiona, a on sam został gwałtownie odwrócony i wepchnięty do małej salki, przylegającej do sceny.
- Chcę się z tobą pieprzyć - powiedział mu do ucha głos, który przez tętniącą w uszach krew sklasyfikował jako głos Die'a. - Teraz, natychmiast, już!
- Daj mi spokój - odpowiedział niechętnym głosem, odpychając natarczywe dłonie. - Zostaw mnie.
- Co się z tobą dzieje, do diabła? - zapytał nagląco Die, opierając się na ramionach po obu stornach jego ciała. - Unikasz mnie.
- Cholera, Daisuke, a co ty sobie myślałeś? - krzyknął zdenerwowany, wysuwając się z jego objęć i opierając o przeciwległą ścianę. - To miał być zwykły seks, pamiętasz? Jednorazowe rżnięcie, ostry numerek! Więc nie mów mi tu o unikaniu, bo to niewłaściwe… w tym kontekście!
- Powiedziałbym raczej, że to ten kontekst jest niewłaściwy - mruknął zirytowany gitarzysta, gdy za wychodzącym Toshiyą trzasnęły drzwi.

- Nic nie rozumiem - skwitował Kyo jego wynurzenia.
Toshiya poderwał głowę, spojrzał na niego badawczo, po czym machnął zrezygnowany ręką.
- Jesteś czasem tak tępy, że zastanawiam się jak ja z tobą wytrzymuję.
- Ja wytrzymuję ze sobą od ponad dwudziestu lat, więc nie może być tak tragicznie - mruknął wokalista, kiwając się na krześle.
- Może masz zwiększoną odporność - zasugerował Toshiya niepewnie. - Wiesz, coś w stylu zarazka. Jak cię jeden zaatakuje, to masz potem zwiększoną odporność na atak drugiego. Bo wiesz jak się bronić.
Milczeli przez chwilę.
- Niemożliwe - westchnął wokalista. - Na ciebie się wcale nie uodporniłem przecież.
- Dziękuję ci bardzo - obraził się odruchowo Toshiya, po czym także westchnął.
- No dobrze - wycofał się Kyo, podając mu papierosy. - Ustalmy fakty autentyczne…
- Fakt jest zawsze autentyczny! - krzyknął z rozpaczą basista. - I ty nam teksty piszesz, na miłość boską…
- Hara, ty mnie nie denerwuj - zdenerwował się w końcu Kyo. - Mów od początku.
- No załapał mnie jak schodziliśmy ze sceny i nieziemsko wkurzył!
- Bo nie chciał się kochać?
- Chciał!
- I tym cię wkurzył? - zgadywał Kyo. - To dziwne. Większość związków rozpada się przez brak zainteresowania jednej strony drugą, niedopasowanie seksualne, częste frustracje. Brak seksu, bądź nadmierne na niego zapotrzebowanie u jednego z partnerów prowadzą zazwyczaj do poszukiwania dodatkowych podniet na boku, co kończy się… Nie patrz tak na mnie! Próbuję ci pomóc. Poczekaj, a może poczułeś się przygnębiony tym, że spojrzał na ciebie jak na obiekt, wyłącznie cielesną istotę służącą rozładowaniu jego seksualnych pragnień? Czy czujesz złość, jesteś smutny, rozczarowany? Czemu tak na mnie patrzysz? Wiesz, że jak jestem zdenerwowany dostaję słowotoku!
- A czym ty się denerwujesz? To moje problemy i moje frustracje.
- I nie-do-końca-twój-Andou, który wyciąga MOJEGO Kaoru z domu wtedy, kiedy moglibyśmy uprawiać dziki seks, na przykład. Nie, żebym był zazdrosny, Die nie jest w jego typie, ale…
- Od kiedy Die nie jest w jego typie? - zdziwił się Toshiya.
- Od kiedy Kaoru jest w moim - powiedział krótko Kyo i zamilkł.
Basista popatrzył na niego z zainteresowaniem, po czym jednym haustem opróżnił swój kubek i wstał, kierując się do wyjścia.
- Ty naprawdę jesteś zdenerwowany - mruknął w odpowiedzi na ciężkie spojrzenie wokalisty. - Ja już sobie pójdę.
- Idź do niego, Hara, zanim przestaniecie rozumieć cokolwiek - powiedział złowieszczo Kyo, zanim zatrzasnął za nim drzwi.
Toshiya stał przez chwilę w ciemnym, ponurym korytarzu, po czym westchnął i nie czekając na windę, zbiegł po schodach na parter.

Tamiko Andou miała trzydzieści sześć lat i jasno określone cele życiowe. Dalsza kariera w międzynarodowej korporacji, a w końcu dom na przedmieściach Tokio, w którym mogłaby mieszkać ze swoim mężem i złotym labradorem o imieniu Sparky. Żadnych dzieci. Nie znosiła małych dzieci odkąd jej matka przyniosła ze szpitala małe, wrzeszczące coś. I jak bardzo nie byłaby do swojego brata przywiązana, do dziś wzdrygała się z niechęcią, gdy podnosił głos.
- Już dobrze, nie musisz krzyczeć - powiedziała ugodowo, wciąż śmiertelnie zaskoczona. Die zachowywał się dzisiejszego ranka co najmniej dziwnie. Nie, wróć - Die zawsze BYŁ DZIWNY, ale dziś zachowywał się jeszcze dziwniej, niż do tej pory. - Słuchaj, gdybym cię nie znała, gotowa bym przyznać, że ci na tym facecie zależy.
Die wymamrotał coś w dłonie, w których ukrył twarz.
- Nie dosłyszałam - poinformowała go bezlitośnie. - Mógłbyś powtórzyć?
- Zależy, zależy mi na nim - mruknął niechętnie. - Czemu ty nie możesz pozachowywać się jak normalna, wychowana w purytańskiej rodzinie dziewczyna i zgorszyć się moją orientacją seksualną?
- A co tu do gorszenia, w pewnym sensie też jestem gejem. Mężczyźni mi się podobają, prawda?
- Jesteś głupia.
- To u nas rodzinne, braciszku. Jak on się nazywa?
- Hara Toshimasa - odpowiedział zrezygnowany Die. - Nasz basista.
Tamiko popatrzyła na niego z ciekawością.
- Mówisz o nim z czułością, DaiDai - zauważyła miękko. - Mówisz, że ci na nim zależy. Czemu więc…?
- Nie chce mnie znać - odpowiedział niechętnie. - Mieliśmy małą… przygodę kilka dni temu. Wczoraj zapytałem go, czy miałby ochotę to powtórzyć, rozumiesz… a on dobitnie dał mi do zrozumienia, że to było jednorazowe, i…
- Co mu konkretnie powiedziałeś? - zapytała powoli, nie spuszczając z niego wzroku. Skrzywiła się, gdy uciekł spojrzeniem.
- No, że chciałbym się z nim pieprzyć. Może trochę źle się do tego zabrałem, ale…
- Może trochę źle się do tego zabrałem - powtórzyła z niedowierzaniem. - Nie, ty nie jesteś normalny. I kompletnie nie znasz się na mężczyznach.
- Ja JESTEM mężczyzną - wytknął poirytowany Die.
- I co z tego? Siebie też nigdy nie rozumiałeś za dobrze - zbyła go, wstając i rozglądając się za swoją torebką. - Będę się zbierać. Zajrzyj do nas na dniach, przygotuję ci twoje ulubione sashimi.
- Dzięki, siostra - odpowiedział, uśmiechając się ciepło.
Otworzył jej drzwi, odsuwając zacinający się zamek i podał parasolkę.
Nacisnęła guzik przywołujący windę, ale ta już zatrzymywała się na ich piętrze.
- Trzymaj się, rudzielcu - powiedziała cicho, przytulając go na chwilę. Za ich plecami rozsunęły się drzwi i z windy wyszedł Toshiya. Die nie widział go, z twarzą schowaną we włosach Tamiko. Basista bezszelestnie cofnął się z powrotem do windy. - Pamiętaj, czekam w domu! - krzyknęła jeszcze.
Drzwi do windy zasunęły się cicho, gdy weszła do niej. Przywitała się uprzejmie ze stojącym tam już Toshiyą, po czym nacisnęła czerwony guzik parteru.
Winda zjechała dwa piętra w dół, po czym z przeciągłym zgrzytem zatrzymała się między trzecim a czwartym piętrem.

Guzik alarmu nie działał. Przykry ten fakt Toshiya uświadomił sobie próbując go nacisnąć. Stojąca obok niego kobieta - kobieta niedawno uwieszona na szyi Die'a - wyglądała na nieco niespokojną. Nerwowo przetrząsała swoją torebkę, marszcząc brwi.
- Przepraszam pana - powiedziała po chwili. - Czy ma pan telefon komórkowy? Swój musiałam zostawić w domu…
Spojrzał na nią z namysłem, zawieszając w pół gestu rękę, którą już sięgał po telefon. Był pewny, że będzie chciała zadzwonić do Die'a. A z pewnych przyczyn nie miał teraz ochoty stawać z nim twarzą w twarz - Die i jego były kochanek i obecna kochanka, też coś.
- Rozładował mi się kilka minut temu - skłamał pospiesznie. - Chyba musimy poczekać, aż któryś z lokatorów zaniepokoi się i wezwie gospodarza bloku.
- Obawiam się, że nie mamy wyjścia - zgodziła się z nim, zdejmując płaszcz i rozkładając go na podłodze. Usiadła, gestem wskazując mu miejsce obok siebie. - Niech pan siada. I tak miałam go oddać do pralni - roześmiała się cicho. - Jeśli będzie się pan upierał, może pan po prostu zapłacić za czyszczenie.
Odwzajemnił uśmiech, siadając po turecku wprost na podłodze.
- Nazywam się Tamiko Okudo - przedstawiła się, wyciągając do niego rękę. - Pan wybaczy bezpośredniość, ale jesteśmy skazani na swoje towarzystwo, zatem wolę spędzić ten czas z przyjacielem, niż z obcym mężczyzną.
- Mów mi Totchi - powiedział szybko, bojąc się pytania o nazwisko. Jeśli spotykała się z Die'm mogła je znać.
- Ile masz lat, Totchi?
- Za miesiąc skończę dwadzieścia trzy.
- Czyli wypada mi mówić ci po imieniu. Twoja twarz wydaje mi się znajoma - zagaiła po chwili ciszy, wyciągając papierosy. - Będzie ci przeszkadzać, jeśli zapalę?
- Skądże, jeśli tylko mnie poczęstujesz - powiedział, mimochodem nasuwając grzywkę mocniej na czoło.
- Naprawdę, jakbym cię gdzieś widziała - powtórzyła, podając mu ogień. Zaciągnął się głęboko, patrząc ukradkiem na jej dłonie. Na lewej ręce połyskiwała złota obrączka.
- Jesteś mężatką? - zapytał wprost. Przytaknęła, lekko zdziwiona.
- Tak, i to od siedmiu lat.
- Po prostu młodo wyglądasz - zatuszował niezręcznie niegrzeczną indagację. Mrugnęła do niego przekornie.
- Mam trzydzieści sześć lat - powiedziała spokojnie. - Ale dziękuję za komplement.
Przez chwilę palili w milczeniu, a Toshiya spoglądał na nią nieprzychylnie. Miała męża i była dziesięć lat starsza od Die'a. Nawet nie była specjalnie ładna, miała za duże usta i lekko garbaty nos… w zasadzie te usta wydawały mu się dziwnie znajome. Co Andou w niej widział?
- A ty masz kogoś? - spytała, wyrzucając papierosa do szybu. Usiadła wygodniej, podwijając nogi pod siebie.
- Jestem gejem - rzucił z nagłą złością. - Jest jeden facet, ale…
- Nie zwraca na ciebie uwagi? - zgadła, gdy urwał raptownie, zagryzając usta.
- Nawet nie to, że nie zwraca - powiedział, ulegając nagłej pokusie. - Pracujemy razem i raz się kochaliśmy, ale potem coś się zepsuło. Chyba byłem tylko zabawką. Zresztą, dowiedziałem się dzisiaj, że się z kimś spotyka - dokończył ostro, patrząc na nią wyzywająco. Zmieszała się lekko, czując na sobie jego niechętny wzrok.
- Niestety, często bywa tak, że ludzie nie potrafią się porozumieć - westchnęła, nawijając na palec kosmyk włosów. - A próbowałeś z nim porozmawiać, wyjaśnić? Może on także czuje się równie zagubiony jak ty, może nie wie co powiedzieć?
- Spotyka się z pewną kobietą - mówił, uważnie dobierając słowa. - Jest od niego sporo starsza, do tego jest zamężna. Wyobrażasz sobie, zwykła dziwka - ciągnął ostro, uważnie wpatrując się w jej twarz.
Pokiwała lekko głową, zupełnie nie zmieszana.
- Tak bywa, że małżonkowie szukają przygód na boku.
- Nie potępiasz tej szmaty? - zakpił, zapalając kolejnego papierosa. Zamyśliła się na chwilę.
- Nie nazywaj jej tak, nie znamy w końcu jej sytuacji… młodszy kochanek na boku nie brzmi co prawda dobrze, ale być może jej małżeństwo jest nieszczęśliwe? Ja bym tak co prawda nie postąpiła, nie wiem, czemu się nie rozwiodła.
- Nigdy nie zdradziłaś swojego męża? - zapytał, zdziwiony twardą nutą, brzmiącą w jej głosie.
Najwidoczniej nie pochwalała zachowania wyimaginowanej kobiety z jego opowieści, choć próbowała ją usprawiedliwić. Ale skoro ona by tak nie postąpiła, skoro mówi tak i wydaje się, że mówi szczerze - czyżby się pomylił?
- Nie - odparła z powagą. - Szanuję go i wierzę, że on mnie także. Gdybym ten szacunek nadszarpnęła, uwierzyłabym, że on może to zrobić równie łatwo. Jakie znaczenie ma wtedy małżeństwo? Łatwiej wziąć rozwód.
- Cóż, ja przynajmniej nigdy nie będę miał takich dylematów. W Japonii małżeństw homoseksualnych nie zaakceptują raczej - uśmiechnął się krzywo.
Zaśmiała się również i westchnęła, podpierając brodę dłonią.
- To mnie akurat martwi ze względu na brata - powiedziała ze smutkiem. - Wiesz, jest biseksualny. Ostatnio związał się ze swoim kumplem z pracy, a raczej zwiąże, jak już uda mu się z siebie wydusić, że go kocha. Do tej pory tylko raz uprawiali seks, ale brat zdecydowanie chce czegoś więcej. Och, jest młody, zaledwie kilka lat starszy od ciebie. Ale wydaje mi się, że to coś poważnego… to raczej stały facet.
- Poznaj mnie z tym ideałem - zażartował Toshiya ze ściśniętym sercem. Kochanka, czy też przyjaciółka Die'a swatająca go ze swoim bratem to musiała być jakaś ironia losu.
- No kiedy ci tłumaczę, że on już zajęty - powiedziała z udawanym żalem.
Nagle znieruchomieli, gdy winda drgnęła i z przeciągłym jękiem zjechała kilka centymetrów niżej. Gdzieś z dołu dobiegły ich okrzyki jakiegoś mężczyzny, zapewniające, że niedługo ich ściągną.
- Nareszcie, nogi mi całkiem zdrętwiały - wymruczała Tamiko. - Die mnie zabije śmiechem, jak się dowie, że tkwiłam w windzie. On sam zawsze zbiega po schodach, twierdzi, że to zdrowsze, niż metalowa klatka.
- Die? - zapytał bardzo cicho Toshiya, zaciskając w kieszeniach pięści.
- Ten ideał, mój brat - przytaknęła, wykrzywiając się niemiłosiernie. - O, ruszamy wreszcie…
Winda drgnęła i zjechała w dół, zatrzymując się na parterze. Oszołomiony Toshiya, niezdolny do wykonywania jakichkolwiek ruchów, został wypchnięty na klatkę schodową, po czym wraz z wychodzącą za nim Tamiko znaleźli się twarzą w twarz ze stojącym naprzeciwko nich Die'm. Nie dostrzegł ich jeszcze, zbyt zajęty wybieraniem jakiegoś numeru na komórce.
Basista odruchowo wyciągnął własny telefon z kieszeni i odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.
- Słucham?
Patrzący w ziemię Die poderwał głowę, słysząc jego głos tuż obok.
- To… chyba nie ma sensu dzwonić - powiedział głupio i rozłączył się, przesuwając wzrokiem od twarzy swojej siostry do twarzy swojego basisty.
- A mówiłeś, że nie masz telefonu - parsknęła Tamiko z wyrzutem, klepiąc go w ramię. - Ani słowa, DaiDai.
- To jest ten twój brat - zaczął Toshiya głosem jak ze snu, patrząc Die'owi prosto w oczy - który jest zakochany w swoim koledze z pracy, tak? Z którym tylko raz uprawiał seks, ale jest w nim zakochany i chce z nim być, a nie wie…
- Matko jedyna - powiedział przerażony Die, patrząc z wyrzutem na swoją siostrę. - Czy ty musisz ludziom opowiadać o moim życiu uczuciowym?
- A nie wie, jak mu to powiedzieć - ciągnął ze straceńczą odwagą Toshiya, przysuwając się kilka kroków bliżej gitarzysty.
- Wiesz co, Totchi, nie spodziewałam się, że powtórzysz komuś rzeczy, które mówiłam ci w całkowitym zaufaniu - wtrąciła z oburzeniem Tamiko, patrząc przepraszająco na brata. - Wybacz, tak jakoś gadaliśmy i trochę mu o tobie opowiadałam…
- Kobieto nieszczęsna, czy ty wiesz, jak on się nazywa? - zapytał Die z czystą zgrozą, wbijając twardy wzrok w oczy basisty.
- Totchi.
- Totchi, Toshiya, Toshimasa. Hara Toshimasa. Ten Hara Toshimasa, idiotko.
- O - powiedziała słabym głosem Tamiko. - To… to ja już sobie pójdę, a wy sobie… porozmawiajcie. Die, pamiętaj o zaproszeniu, czekam na ciebie… albo na was… pa!
Die popatrzył w milczeniu za Tamiko, spiesznym krokiem wychodzącą z budynku i wrócił spojrzeniem do basisty. Toshiya stał przed nim ze zmarszczonymi brwiami i myślał intensywnie.
- Toshiya… - zaczął Die, wyłamując palce u rąk. - To wszystko prawda, choć nie tak to sobie wyobrażałem. I ja naprawdę…
- Daisuke Andou - wtrącił Toshiya, uśmiechając się z wielką ulgą. - A nie zaprosisz mnie do domu? Na kanapie będzie nam… wygodniej to wyjaśnić.
- To trochę dwuznaczne w tym kontekście - wymruczał Die, starając się nie roześmiać.
Pociągnął basistę za sobą w kierunku schodów, zostawiając na dole zajętych naprawą windy techników.
- Ale przynajmniej - powiedział Toshiya z powagą - wreszcie znaleźliśmy właściwy kontekst.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron