List Motywacyjny jest po to, aby połechtać ego czytającego
„Dlaczego chcę pracować w waszej firmie? No cóż, dlatego że odpowiada mi oferta, którą zaprezentowaliście w ogłoszeniu. Nie dlatego, że wasza firma jest jedyna, cudowna, najlepsza, niepowtarzalna, od zawsze chciałam w niej pracować jak tylko skończyłam 14 lat, śledzę wasze losy od samego początku, chcę poświęcić całą siebie i mogę zostawać po godzinach ile tylko chcecie, bylibyście tylko mnie zatrudnili i pozwolili mi całą moją osobą rozwijać was - najdoskonalszą firmę w swojej branży, albo i bez względu na branżę.”
Listów motywacyjnych zwykle się nie czyta. Chyba, że ma się bardzo dużo czasu. Spodziewam się tym artykułem narazić tym, którzy kochają czytać listy motywacyjne i plakatują sobie nimi ściany swoich gabinetów. No cóż, jeśli są innego zdania niż ja, zawsze mogą napisać swój własny artykuł pod tytułem „Potęga listu motywacyjnego”.
Ja, szukając swojego czasu pracy, nie wysyłałam listów motywacyjnych, nawet jeśli „formułka ogłoszenia” ich wymagała. Moja motywacja była bowiem zawsze mniej więcej taka sama: „Chcę sprzedać swoje umiejętności w zamian za odpowiednią stawkę, a opisane rzeczy w waszym ogłoszeniu mi odpowiadają.” Zwykle nie miałam swojej wyśnionej firmy, która by mi się zjawiała w sennych marzeniach. Czasami miałam ochotę współpracować z jedną firmą bardziej niż z inną. Czasami zdarza się firma, która rzeczywiście ma w sobie coś szczególnego, co sprawia, że chętnie podjęłabym z nią współpracę. Wtedy piszę o tym w treści maila. Ale, umówmy się, takich firm jest z mojej perspektywy mniej niż 1%.
Dlatego uważam, że listy motywacyjne służą temu, aby połechtać ego czytającego. I nie piszę listów motywacyjnych, ponieważ nie mam ani czasu ani potrzeby na - za przeproszeniem - lizanie komuś tyłka. Jeżeli osoba jest zainteresowana tym, co przeczytała w CV - chętnie się spotkam, abyśmy mogli poznać się lepiej.
Nawet trochę rozumiem tych, którzy tak uporczywie domagają się listu motywacyjnego. Miło jest czytać o tym, jaką to doskonałą firmą się zarządza i jak inni zrobią wszystko byleby w niej pracować. Ja też lubię gdy ktoś rozmawiając ze mną mówi że czyta moje artykuły, pamięta co w nich było napisane, itp. Dlaczego? Dlatego, że to łechce moją próżność. A każdy z nas lubi być łechtany.
Swoją drogą, ciekawe jaka byłaby reakcja czytającego, gdyby otworzył list motywacyjny w oczekiwaniu na peany, a przeczytałby „Chciałbym doprowadzić waszą firmę do porządku, bo widzę, że średnio sobie radzicie na rynku, a ja mógłbym pokazać wam co i jak warto zmienić, żebyście mieli lepszy wizerunek i tym samym więcej klientów”.
Uważam, że list motywacyjny jest nieistotny, zatem nie ma sensu go pisać i wysyłać. Jednocześnie kwestia wysłania listu jest twoją indywidualną decyzją i jeśli uważasz, że możesz trafić na czyjeś niedokarmione ego i masz czas, aby je karmić - możesz oczywiście napisać list.
Napisz wtedy dlaczego aplikujesz na dane stanowisko w tej firmie. I pamiętaj, że tekst „bo znalazłem w sieci Państwa ogłoszenie” - choć najprawdziwszy - nie będzie dobrą karmą dla ego ;)