O Edwarda wadach sprawa - parodia, ciekawostki o twilight


autor: Kuzynka Lolita
Korekta by Karolcia955
oryginal znajduje sie tu:
http://mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?f=15&t=9009&sid=3978f59937d86cdcd8f9266c40d3ba32

Część IV

Cienka granica między rogiem a kłem. Finisz!

Leżąc w gnijącym trabancie obok zombie-karalucha doznałam uczucia, że życie przelewa mi się między palcami.
Poważnie. Wylądowałam w upiornie nudnym związku z martwym dzieciakiem, uciekłam z miasta z krzywozębnym debilem, odmówiłam całkiem racjonalnej propozycji podwiezienia do miasta, a na dodatek prawdopodobnie właśnie przyprawiałam mojego rodzonego ojca o atak serca, drgawek i wścieklizny.
Byłam złym, złym człowiekiem.
- Eeeeeeedwaaaard - powiedziałam głośno, mając nadzieję, że jego super-słuch wyłapie moje pojękiwania. W końcu nie mogłam być daleko od Forks, jadąc dwie godziny trabantem z prędkością kilometra na dobę. - Eeeeedward, zaczynam mieć wątpliwości na podłożu egzystencjalnym. Zabierz mnie stąd, zanim zacznę dalej myśleć…
Zamiast cichego szelestu liści zgniatanych pod kołami srebrnego volvo, usłyszałam ciche pochrząkiwania z krzaczków po drugiej stronie jezdni. Pochrząkiwanie owo trwało z krótkimi przerwami od dobrych trzydziestu minut; zauważałam, że poirytowanie brzmiące w pochrząkiwaniu jest wprost proporcjonalne do upływającego czasu.
Miałam nadzieję, że to nie niedźwiedź.
- Już lepszy byłby dzik - mruknęłam pod nosem, zauważając, ze właśnie wybieram sposób, w jaki chce być zabita. Byłam żałosna, byłam iście, kurde, żałosna. Miałam osiemnaście cholernych lat, miałam urok osobisty przyciągający całą wieś patałachów, umiałam robić rybę w galarecie - świat stał przede mną otworem, a ja marnowałam czas, leżąc na podłodze trabanta!
Niech szlag, zaraza i tyfus porwie tą dupę wołową Edwarda, tego skurczybyka Edwarda, tego piekielnego…
Krzaki zaszeleściły i rozległo się groźne sapnięcie, ale już nie z drugiej strony drogi. Bardziej okolicy najbliższych dwóch, trzech metrów.
Może mnie nie zauważy, pomyślałam naiwnie. Przypomniało mi się, ze ponieważ nie mieściłam się na podłodze trabanta, moje nogi wystawały przed otwarte okno.
Straszne rzeczy, rozszarpie cię wilk - pomyślałam, jak odgłos warczenia wściekłego zwierza był coraz bliższy. I tak właśnie doszłaś do wniosku, że twoje życie jest do niczego; oczywiście, mogłabyś przeżyć i zostać Emo, ale po co to komu? Żyletek i tak w sklepach brak, zostawiłabyś je tym, którzy mają prawdziwe problemy… o, jak Leah na taki przykład.
Wtedy naszła mnie straszna myśl.
Przecież zaraz zjawi się tu Edward! Jak zobaczy mnie tu, poszarpaną, prawie martwą i w kałuży (smakowitej!) krwi, to zaraz mnie pogryzie i będę wampirem!
Zerwałam się z ziemi, wyszarpnęłam nogi z otworu okiennego, pozwoliłam krwi z powrotem napłynąć do stóp i rzuciłam się zamykać wszystkie zamki w trabancie. Nie dam mu tej satysfakcji, nie dam, nie stanę się taką nudziarą jak on tylko dlatego, że jakiś niedźwiedź vel dzik vel wilk jest akurat głodny i koło mnie! Przecież przede mną jeszcze świetlana przyszłość z Maurycym, już ja mu pokażę, jeszcze będę Bellą Gwiździbrzdąkówną, niech on sobie nie myśli…
Zasunęłam ostatnie okno i wyjrzałam za tylną szybę, chcąc wreszcie spojrzeć mojemu napastnikowi prosto w oczy. Po części byłam też ciekawa, jakie to zwierze chrumka, sapie i warczy naraz.
Na środku drogi stał niedużych rozmiarów warchlak i pogodnie ruszał ryjkiem.
- Ale ja jestem głupia! - jęknęłam pod nosem, otwierając drzwi samochodu i z ulgą wychodząc na świeże powietrze. Zbliżyłam się do małego warchlaka i spojrzałam mu w jego małe, świńskie oczka.
No, czemu się mnie nie boisz? - pomyślałam. Powinnaś się mnie bać, ty mała polędwico na kopytach…
Zza moich pleców dobiegł mnie głośny kwik i potężne chrumknięcie. No dobra, dlatego się nie boisz, mały draniu, pomyślałam, powoli się odwracając. Proszę, błagam, nie bądź maciorą, nie bądź maciorą…
To była maciora.
Nie zdążyłam nawet krzyknąć.

***

- Ja jestem w stanie wszystko zrozumieć - powiedziałam kilka minut później, leżąc na swoim łóżku i co jakiś czas wrzucając sobie do buzi winogrono. - Ja wiem, że sytuacja kryzysowa, bądź co bądź, pozostaje sytuacją kryzysową… ale wiesz, przydałaby się mała, najmniejsza, tycia wprost podpowiedź tego, że masz zamiar mi wbić żołądek w kręgosłup i w tempie światła przenieść na ganek domu mojego rozstrojonego nerwowo ojca…
- Hej! - oburzył się Edward. Stał obok mojego łóżka i trzymał w dwóch palcach całą kiść winogron. Robił mi za swego rodzaju prywatne winogronowe drzewko. Oczywiście nadal wyglądał jak model.
Tylko lepiej.
- Hej, ja wcale nie wbiłem ci żołądka w kręgosłup, ja po prostu złapałem cię wpół…
- …w bardzo delikatny sposób…
- Ta maciora mogła się na ciebie rzucić!
- Edward, nie mogłeś po prostu jej zjeść? Nie, wróć: nie mogłeś gdzie indziej mnie złapać?
- Niby gdzie?
- Wszystko mi jedno! Za głowę, za ucho, za mały palec u nogi, tylko nie za brzuch! Wiem, że czasem nie łatwo o tym pamiętać, ale niektórzy tutaj nadal mają narządy układu pokarmowego i…
- Alice widziała ślub. Bynajmniej nie nasz.
Zamrugałam. Często to robiłam, bo jak słyszałam coś dziwnego, to mnie oczy szczypały.
- Zdradzasz mnie?!
Edward wywrócił oczami.
- Widziała twój ślub. Twój i tego starego erotomana.
- Erotomana? Sam stwierdziłeś, że on tylko o pizzy myślał…
- To nie zmienia faktu, że facet ma dwadzieścia parę lat i zabiera młodą uczennicę samochodem na przejażdżkę…
- Chryste, Edward, czy ty nazywasz to SAMOCHODEM? Zaraz, czy ty nazywasz to PRZEJAŻDŻKĄ?
Edward obrócił ręką, bo wyskubałam już wszystkie winogrona z mojej strony.
- Pewna racja w tym, istotnie, tkwi, niemniej…
- Edward.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Edward, czy ja nie wyraziłam się już wystarczająco jasno? I to wiele razy? Edwardzie Cullenie, ja, i około piętnastu milionów nastolatek na tej planecie, cię kocham. Jest miłość ciężka, jest to miłość wymagająca sporych pokładów cierpliwości, jest to, co najważniejsze, miłość przypominająca dojrzałego tasiemca, ale mimo wszystko ja cię kocham. Więc czy będziesz tak łaskaw już się zamknąć?
Wyszczerzył zęby w tym swoim szelmowskim uśmiechu.
- Będę.
- No to chodź do mnie.
- Najpierw się kołdrą owiń.
- Uuuu, czy to oznacza perwersyjne propozycje?
- To oznacza, że nie chcę, żeby moja dziewczyna dostała gangreny w moich ramionach.
- Słuszna uwaga. Tak dobrze?
- Tak, tak dobrze. Witaj, Bello.
- Witaj, Mau…
Łups.
- Mau… Mau…
Jeżeli to w ogóle możliwe, Edward skamieniał.
- Mau… Mau… Małżowina uszna mnie dziś coś pobolewa, wiesz? O, tu. Pocałuj…

***

No i masz babo placek.
Edwardina się wzięła i obraziła.

***

- Cześć, Bello.
Maurycy stał na parkingu, opierając się o moją furgonetkę i wbijał wzrok w ziemię. Powoli podeszłam do niego, kładąc mój plecak na masce samochodu.
- Od kiedy to się do mnie odzywasz? Ostatni raz jak cię widziałam, robiłeś wszystko, żeby się mnie pozbyć…
- Bello - wyszeptał konspiracyjnie Maurycy. - To była tylko taka przykrywka, żeby twój chłopak bez żadnych podejrzeń pozwolił naszemu romansowi kwitnąć niczym jabłoń na jesieni!
- Jabłonie kwitną na lato*.
- Czwarty raz z rzędu powtarzam pierwszą klasę liceum. Nie wymagaj ode mnie takiej wiedzy.
- Prawda.
- Przebaczysz mi moje karygodne zachowanie, Bello?
- Przebaczę.
Maurycy rzucił mi swój szelmowski, acz bezzębny uśmiech i oplótł mnie w pasie swoimi długimi, chudymi rękoma. Zanim jednak zdążyłam wspiąć się na palce i złożyć na jego ustach pocałunek prawdziwej miłości, coś porwało Maurycego, rzuciło nim o ziemię i wrzasnęło:
- Ty…! Ty…! Nie oddam jej tak łatwo, nie oddam!
- Mike, uspokój się - powiedziałam, wywracając oczyma.
- Nie uspokoję się! Ty stary flirciarzu! Ty…!
- Mike, ona nie jest tego warta.
Naprzeciwko mnie stał Edward w całej swej okazałości. Poły szarego płaszczyka lekko falowały na wietrze, oczy miał zmrużone, a jego nieogolona, szeroka szczęka złowieszczo drgała. Całego efektu dopełniłyby jeszcze rozwichrzone przez podmuch włosy - niestety, czupryna Edwarda a lá dąb stałaby nieporuszenie nawet gdyby jej właściciel się znalazł w oku cyklonu.
- Ja nie jestem tego warta? - Zapytałam cicho, krzyżując ręce na piersi.
- Nie, nie jesteś. Nie doceniasz tego, co masz; KAŻDA mnie chce - KAŻDA, Bello, nawet twoja matka miała przy mnie sprośne myśli - a ty mnie rzucasz dla pierwszego lepszego kretyna, szczerbatego frajera, starego erotomana!
- Masz zdecydowanie za duże mniemanie o sobie, Edwardzie - syknęłam.
- Nie bez powodu!
- Może i nie, ale to nie zmienia faktu, że nie szata człowieka zdobi! Czy jakoś tak!
- Moja osobowość nie pozostawia nic do życzenia.
- Bo jej nie masz!
- Jesteś do głębi żałosna, Bello.
- Jesteś boleśnie nudny, Edwardzie.
Zapadła cisza. Maurycy zamarł na ziemi, Mike zastygł w pozie gotowości do walki.
- Wielka bitwa o człowieczeństwo: Cullen i jego Piękna! Angela, podaj mi mój notatnik, to będzie artykuł na pierwszą stronę!
Edward sapnął ze wściekłości.
- Eric, uspokój się, albo skończysz jak Maurycy.
- Odmóżdżony?
- Martwy.
- Edward!
- Nie krzycz mi nad uchem, co? Mam cię powyżej dziurek w nosie.
- Uspokójcie się! - wrzasnęła nagle Alice, wychodząc zza węgła - bo co to byłaby za krytyczna sytuacja, w której rozwiązanie problemu nie wyszłoby zza węgła - z wyjątkowo wściekłym grymasem na twarzy. - Jesteście dziecinni! Co jest, swoją drogą, dopuszczalne w wieku Belli, ale w twojej sytuacji, Edwardzie…
- Alice, nie wtrącaj się - warknął jej brat, złowieszczo błyskając zębami.
Miałam tego dość. Z Maurycym na ziemi, Edwardem nad głową, Mikiem gotowym do ataku i Alice za węgłem sytuacja była dla mnie zbyt skomplikowana. Cichcem wsiadłam do furgonetki i zanim kłócące się wampirze rodzeństwo zdążyło się zorientować, odjechałam w siną dal.

***

Jak się okazało - sina dal ograniczyła się do mojego domu.

***

Tej nocy miałam sen.
Szłam przez ciemny, ciemny las w bliżej nieznanym mi kierunku - wiedziałam tylko, że z każdym krokiem oddalam się w głębszą i głębszą czerń. Tym razem nie było obok mnie Jacoba, Sama czy Edwarda - szlam kompletnie sama.
Za jednym z drzew coś zaszeleściło. Stanęłam, czując, jak serce wali mi w piersi.
Z ciemności wyłoniło się najpierw jedno kopytko, potem drugie. Po chwili mogłam już obserwować pięknego, białego konia w rogiem na czubku głowy. Powoli do mnie podszedł i spojrzał mi prosto w oczy.
- Bello - powiedział. - To ja.
Przyjrzałam się koniowi bliżej. Nie, nie znałam nikogo podobnego, chociaż Jessica…
- Bello - powtórzył koń z krzywym rogiem. - Bello, to ja! Nie poznajesz mnie?
W tym momencie zauważyłam, że koń ten miał pewne braki w uzębieniu.
- To ja, Maurycy. Jestem jednorożcem…

***

Wampiry. Wilkołaki. Jednorożce. Mike.
Miałam ochotę wyć.
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeedwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaard!!! - Zawyłam więc, mając nadzieję, że mój ojciec pojechał już do pracy. Chyba miałam szczęście, bo nie doszły mnie dźwięki zbijania talerzy i tupot stóp na schodach - doszło mnie natomiast skrzypienie okna.
- Tak?
Wyskoczyłam z łóżka, przytruchtałam przez cały pokój ubrana jedynie w podkoszulek i szare figi, po czym rzuciłam się w zimne ramiona mojego personalnego wampira.
- Edward! Kochanie! Przepraszam cię, tak strasznie przepraszam!
- Ja także cię przepraszam.
Poczułam, jak silne, marmurowe ramiona powoli oplatają moją kibić.
- Powinienem być bardziej tolerancyjny, dawać ci więcej swobody i dostarczać większej ilości przygód. Obiecuję, że nasze życie się zmieni, Bello.
- Nie chcę, żeby się zmieniało! Chcę ciebie, Edwardzie, tylko ciebie! Całego ciebie! Zawsze i wszędzie!
- To samo czuję wobec ciebie.
Edward odsunął mnie delikatnie i pochylił głowę, żeby mnie pocałować. Dziękując Opatrzności, że nigdy nie dotknęłam ust Maurycego, zarzuciłam ręce na szyję Edwarda, uważając przy okazji, żeby nie wpakować dłoni w tony żelu, jakie miał na włosach i z całym zapałem oddałam mu pocałunek.
Po dłuższej, zimnej chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Co z Maurycym? Nie pozwolisz, żeby mnie więcej napastował, prawda?
- Nie martw się, Bello - odparł Edward, głaszcząc mnie po policzku jedną ręką, drugą zaś niewinnie smyrając pod koszulką. - Na terenie Forks obowiązuje pakt, łączący wampiry i jednorożce, który zabrania im wstępu na te tereny. Nie wiem, jakim cudem Maurycy zdołał się przedostać…

Fin


*Jabłonie kwitną wczesną wiosną - ale doszłam do wniosku, że Bella jest głupia i ma prawo nie wiedzieć.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
O Edwarda wadach sprawa parodia
O Edwarda wadach sprawa parodia, część I III [NZ] 1
Na basenie [Z], ciekawostki o twilight
Stypendium wyciety fragment, ciekawostki o twilight
Ciekawostki, Twilight
100 sposobów by wkurzyć Cullenów[1], ciekawostki o twilight
Ciekawostki o Twilight(1), ☺Różne ☺, Pliki (Smieszne opisy,jak rozpoznać fanki Zmierzchu,brakujący t
ciekawostki # Twilight
ciekawostki # Twilight
TWILIGHT ciekawostki
Ciekawostki z filmu Twilight

więcej podobnych podstron