Związki literatury i filmu istnieją od początku pojawienia się kina. Ważną role w procesie przenikania się obu sztuk odgrywają filmowe ekranizacje literatury. Żyjemy w czasach wzajemnych kontaktów i współpracy obu tych dziedzin kultury, opartych na zasadach równorzędności i partnerstwa (cz. 1 - "EiD" 1/95).
Marek Sokołowski
Książka czy film? (2)
Klasyka literacka w odbiorze audiowizualnym
Zjawisko wyzwalania się spod specyficznego dyktatu utworu literackiego i odrzucania zużytych przez kino szablonów adaptacyjnych jest w filmie ostatniego ćwierćwiecza coraz częstsze i bardziej intensywne. Odnosi się wrażenie, jakby kino próbowało odnowić swoje związki z literaturą na nowych, być może bardziej racjonalnych niż poprzednie, zasadach. Adaptacja filmowa dzieła literackiego wydawała się do niedawna najpewniejszą, najprostszą i najbardziej naturalną drogą kontaktu filmu z literaturą. Wiązało się z nią jednak zawsze poważne ryzyko ewentualności, że indywidualna inspiracja, której źródłem jest dla filmu dzieło literackie, przemieni się niejako samorzutnie w automatyzm, zdolny unicestwić nawet jej najbardziej niepowtarzalny charakter.
Dyskusjom na ten temat towarzyszy wciąż wysoka temperatura, można więc przyjąć, że adaptacyjny model relacji filmu i literatury podlega obecnie głębokiemu przewartościowaniu wewnętrznemu. Kryje się za tym potrzeba innego niż dotąd wymodelowania wzajemnych powiązań między obiema dziedzinami. Pojawił się również - coraz bardziej widoczny i dający o sobie znać - czynnik rywalizacji o odbiorcę i widza. Stoi dziś on przed dylematem: czytać oryginalne dzieła literackie, czy też oglądać ich filmowe przetworzenia, bardziej lub mniej wierne pierwowzorom literackim adaptacje?
*
Z problemem tym stykają się na co dzień nauczyciele poloniści, obserwujący zjawisko ucieczki od lektury w stronę wizualnego kontaktu z książkami, polegającego na oglądaniu sfilmowanych dzieł literackich dostępnych na taśmach wideo. Obok zalewu wszelkiego typu informatorów na rynku wydawniczym, gotowych wzorów opracowań i rozprawek, syntetycznych omówień kolejnych epok literackich, analizy dzieł literackich i biogramów twórców oraz dokładnych streszczeń lektur szkolnych, po zapoznaniu się z którymi można mieć ogólne wyobrażenie na temat problematyki i akcji danego utworu - jest to najpoważniejsze zagrożenie dla czytelnictwa naszej klasyki literackiej. Pamiętać przy tym trzeba o swoistym "literaturocentryzmie" polskiej produkcji filmowej.
Wpływ kontekstu literackiego był zawsze w naszych filmach bardzo istotny i jego stałe działanie stanowi niewątpliwie swoisty rys rodzimej kultury filmowej. Filmowcy szczodrą ręką sięgali po literaturę polską i to nie tylko tę najwyższego lotu. Obecnie wszystkie wielkie dzieła literackie znajdujące się w programach szkolnych mają już swoje ekranowe wersje. Na swojego adaptatora czeka Pan Tadeusz Adama Mickiewicza i Beniowski Juliusza Słowackiego, ale pamiętając o romantyczno-miłosno-awanturniczych wątkach obu poematów należy się spodziewać, że z czasem i te dzieła trafią na ekran.
*
Co na temat zjawiska ucieczki od lektury w stronę oglądania filmów wideo sądzi sama młodzież? Czy potwierdza swoje zainteresowanie lekturą w pigułce, a może jednak jest wierna literaturze? Wycinkowe badania na ten temat zostały przeprowadzone w maju 1994 roku w Liceum Ogólnokształcącym w Płońsku. Jest to miasto liczące około 35 tysięcy mieszkańców, leżące w województwie ciechanowskim, o mało rozwiniętej działalności kulturalnej (jest tu tylko jedno kino, Miejski Dom Kultury i Klub Młodzieżowy przy Spółdzielni Mieszkaniowej). W badaniach zastosowano anonimowe ankiety, które uczniowie klasy III wypełniali na lekcji języka polskiego.
Badania rozpoczęto od wytypowania z pomocą ankiety tych dzieł, które młodzież najchętniej przeczytała i których adaptacje obejrzała. Spośród sześciu tytułów, znajdujących się w wykazie programu minimum trzeciej klasy szkoły średniej, młodzież wybrała po jednym tytule w dwóch kategoriach: literatura i film (adaptacja filmowa). W wykazie znajdowały się m.in. Ferdydurke Gombrowicza, Lalka Prusa, Ludzie bezdomni Żeromskiego, Potop Sienkiewicza. Okazało się, że młodzież za najlepszą adaptację filmową uważa Potop Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jerzego Hoffmana, a za najlepszy utwór literacki uznano Chłopów Władysława S. Reymonta. Dlatego też do dalszych badań posłużono się obiema adaptacjami - Potopem i Chłopami.
Dla uzyskania informacji na temat tych filmów i ich odbioru przez badanych licealistów przeprowadzono drugie badania ankietowe, które tym razem składały się z pytań otwartych. Wybór pytań otwartych, a nie zamkniętych, stwarzał większe możliwości własnego, indywidualnego ustosunkowania się do problemu adaptacji i jej pierwowzoru literackiego.
Pierwsze pytanie ankiety dotyczyło konkretyzacji bohatera literackiego w filmie. Opinie uczniów były w tym zakresie różne; a rozbieżność ocen imponująca. Uczniowie dostrzegli zalety postaci, ale nie omieszkali wspomnieć również o ich wadach.
Drugie pytanie dotyczyło sposobu prezentacji fabuły. I znów wystąpiły diametralnie różne opinie, ogólnie jednak większość, zarówno co do Potopu jak i Chłopów, daje pierwszeństwo w dziedzinie jakości utworowi literackiemu. (W badaniach przyjęto założenie, że młodzież zna oryginalne dzieła literackie).
*
Kolejnym problemem adaptacji jest sposób przedstawienia tła zdarzeń. Także i tutaj pierwowzór literacki okazał się mistrzem. Chcąc sprowokować badanych do własnych przemyśleń i odrzucenia schematycznego, szkolnego podejścia do filmu, który w opinii nauczycieli jest zawsze słabszy od literatury i takie stanowisko głoszą oni podczas lekcji, zadano uczniom pytanie, czy nawet w przypadku złej adaptacji sięgają po pierwowzór literacki, a jeśli tak, to dlaczego? Pytanie zadano również w odwróconym porządku logicznym.
W większości przypadków młodzież sięga po pierwowzór literacki, ale nie rezygnuje też z obejrzenia adaptacji, które w kilku sytuacjach zainspirowały ją do lektury. Znakomita większość ankietowanych bardziej sobie ceni utwór literacki, ale nie neguje też wartości jego adaptacji filmowej. Oto dwie krańcowo różne wypowiedzi:
Mimo że najczęściej adaptacja jest gorsza od powieści, to warto po nią sięgnąć, chociażby dla zaspokojenia własnej ciekawości, np. w kwestii wyglądu bohaterów.
Chętnie oglądam adaptacje, bo mam podane gotowe już "danie". Konsumpcja w tym przypadku nie jest już żadnym problemem.
*
W wyniku badań okazało się, że konfrontacja własnych wyobrażeń z wyobrażeniami innych nie zawsze bywa konieczna, a przede wszystkim chciana. Ogólnie jednak, adaptacje filmowe cieszą się powodzeniem wśród młodzieży, głównie jako przedłużenie kontaktu z pierwowzorem literackim, ale głos o "gotowym" daniu winien być potraktowany jako wskazówka dla nauczycieli polonistów, mówiąca że w każdej grupie uczniów istnieje wiele jednostek, których kontakt z literaturą ogranicza się do pobieżnego obejrzenia sfilmowanej powieści. Zjawiska tego nie można w zasadzie wyeliminować, warto więc zwracać na nie uwagę i tak analizować dany utwór literacki, aby pokazać jego zalety i ujawnić wszystkie mankamenty i mielizny obcowania tylko z literaturą na ekranie, bez zaangażowania całego własnego intelektu w proces czytania.
*
Z niemal cyklicznie prowadzonych badań nad filmowymi upodobaniami młodzieży wysnuwano wnioski, iż film fabularny zaspokaja wiele potrzeb rozwojowych młodej generacji, spełniając ważne funkcje w całokształcie jej życia. Trudno się z tym poglądem nie zgodzić, mając na uwadze wiele interesujących dzieł filmowych. Jednakże niepokojącym zjawiskiem, związanym z ilościowym rozwojem techniki wideo, które praktycznie znajduje się w każdym domu, jest proces odchodzenia od czytania na korzyść oglądania. Uwzględnianie przez młodzież wyłącznie informacyjnej funkcji filmu dla zaznajomienia się z treścią np. sfilmowanego dramatu, choćby Wesela Wyspiańskiego (w filmowej adaptacji Andrzeja Wajdy), odejście od wartości intelektualnych i artystycznych literackiego oryginału, niechęć do lektury tekstów nośnych myślowo i trudniejszych w odbiorze stanowi powód uzasadnionych obaw. Należałoby przestrzec młodzież przed konsekwencjami kulturowymi tego faktu, prowadzącymi do intelektualnego wyjałowienia.
Trzeba i warto oglądać filmowe adaptacje literatury, jednakże nigdy nie należy tego robić zamiast czytania. Albowiem niesamowite wizje futurologów i to, co określamy jako antyutopie (vide: film Piotra Szulkina Wojna światów. Następne stulecie),mogą zacząć nabierać niepokojąco realnego kształtu. Można tego uniknąć uświadamiając młodzieży, aby swój kontakt z filmowymi ekranizacjami literatury nawiązywała nie z usankcjonowanego przez nawyk oglądania z przypadku i lenistwa, ale na podstawie racjonalnej selekcji i wynikającego z lektury świadomego wyboru.
Marek Sokołowski
WSP, Olsztyn