„FILOKALIA - teksty o modlitwie serca”
Opowiadanie o Symeonie Nowym Teologu (949 - 1022)
Był jednym z największych bizantyjskich autorów mistycznych. Jako jeden z niewielu mistyków wschodnich opisywał swe wewnętrzne doznania. Jego pisma wywarły wielki wpływ na rozwój hezychazmu i na modlitwę serca.
Był pewien człowiek, imieniem Jerzy, całkiem młody, mający około dwudziestu lat.
Mieszkał w Konstantynopolu, żył zaś w naszych czasach.
Miał piękny wygląd, właściwy ubiór, zachowanie i sposób bycia.
Nie stawiali mu żadnych zarzutów nawet ci, którzy zwracają uwagę jedynie na wygląd zewnętrzny, a w postępowaniu innych doszukują się przede wszystkim zła.
Jerzy poznał pewnego świętego mnicha, który pozostawał w jednym z klasztorów w mieście (tj. w Konstantynopolu).
Gdy powierzył mu sprawy swej duszy, otrzymał od niego drobną radę, o której miał zawsze pamiętać.
Poprosił go również o książkę z opowiadaniami o życiu mnichów i ich ascezie.
Starzec podarował mu traktat Marka Eremity o prawie duchowym.
Młodzieniec przyjął dzieło, jakby pochodziło od samego Boga.
Miał nadzieję, że znajdzie w nim coś bardzo cennego.
Przejrzał je więc w całości, z wielką uwagą i starannością.
Czerpał on pożytek z lektury całego pisma, szczególnie jednak poruszyły go trzy rozdziały.
Pierwszy - wyrażony był w następujących słowach: „Jeśli szukasz uleczenia, troszcz się o swoje sumienie i czyń to, co ci ono nakaże, a będziesz miał z tego pożytek”.
Drugi rozdział: „Ktokolwiek przed wypełnieniem przykazań poszukuje działania Ducha Świętego, podobny jest do niewolnika na targu, który w chwili, gdy się go nabywa, domaga się, by spisano poświadczenie zarówno jego kupna, jak i wolności”.
Trzeci rozdział: „Niewidomym wołającym: Synu Dawida, zmiłuj się nade mną! (Mk10,47) jest ten, który modli się w sposób cielesny i nie doszedł jeszcze do poznania duchowego.
Gdy jednak ów niewidomy odzyskał wzrok i ujrzał Pana, wówczas oddał Mu cześć, wyznając nie tylko, że jest On synem Dawida, ale Synem Bożym (J9,35-38)”.
Czytając te słowa, młodzieniec zachwycił się nimi i - trwając w tym stanie - uwierzył, że troszcząc się o własne sumienie znajdzie pożytek; natomiast poprzez zachowanie przykazań doświadczy działania Ducha Świętego i, dzięki Jego łasce, odzyska duchowy wzrok oraz ujrzy Pana.
Zraniony (Pnp2,5; 5,8) miłością do Boga i pragnieniem Go, pełen nadziei szukał najwyższego piękna, nawet wówczas, gdy wydawało mu się ono nieosiągalne.
Nic innego jednak nie czynił […] jak jedynie to, że każdego wieczoru wypełniał drobne wskazanie, które otrzymał od świątobliwego starca.
Dopiero wówczas udawał się na nocny spoczynek.
Jeśli więc jego sumienie wskazywało mu: „Odmawiaj jeszcze wezwania i dodaj do nich inne psalmy, a nadto powtarzaj: Panie zmiłuj się, możesz bowiem jeszcze to uczynić!” - Jerzy słuchał tego głosu ochoczo i bez wahania, jakby przemawiał do niego sam Bóg.
I zawsze postępował w ten sposób.
Od tej pory nigdy nie kładł się spać, jeżeli sumienie wyrzucało mu: „Dlaczego tego nie zrobiłeś?”
Szedł więc za swym wewnętrznym głosem, który każdego dnia żądał, aby czynił coraz więcej i więcej.
Dlatego też w krótkim czasie, jego wieczorne oficjum bardzo się wydłużyło.
W ciągu dnia zarządzał on domem pewnego patrycjusza i codziennie chodził do pałacu, zajęty sprawami tego świata, tak, że nikt nawet nie mógł zauważyć jego praktyk.
Każdego wieczoru natomiast z jego oczu płynęły łzy skruchy, czynił pokłony ku ziemi, przez cały czas mając obie nogi złączone i nieruchome.
W ten sposób zanosił usilnie modlitwy do Bogarodzicy.
Wzdychając, ze łzami w oczach - jakby Pan był tam obecny ciałem - padał do jego nieskalanych stóp.
Błagał Go, jak ów niewidomy, by się nad nim zmiłował (Mk10,47) i aby przejrzały oczy Jego duszy.
Każdego wieczoru ta modlitwa wydłużała się, tak że trwał na niej aż do północy.
Modlił się bez odpoczynku, nieprzerwanie, a jego ciało nie doznawało najmniejszego poruszenia.
Nie odwracał się ani nie podnosił oczu, ale stał nieruchomo, niczym posąg albo czysty duch.
Kiedy pewnego dnia stał i mówił - bardziej w myśli, niż ustami: Boże, zmiłuj się nade mną grzesznym, nagle z góry obficie zajaśniał Boży blask, który napełnił całe pomieszczenie.
Młodzieniec nie zdawał sobie sprawy z tego, co się stało.
Nie uświadamiał też sobie, czy był w domu, czy znajdował się na zewnątrz.
Dookoła dostrzegał jedynie światłość i nie wiedział, czy stąpał po ziemi; nie obawiał się jednak, że upadnie.
Jego myśli nie były bowiem opanowane przez troski tego świata ani inne rzeczy, których doznają ludzie i wszelkie istoty obdarzone ciałem.
Znajdował się w niematerialnym świetle i, jak mu się wydawało, sam stał się światłem.
Zapomniał o całym świecie; jego oczy były napełnione łzami, on sam zaś - nieopisaną radością i weselem.
Swym umysłem młodzieniec wzniósł się wówczas do nieba i oglądał inną światłość, jaśniejszą od tej, jaka była przy nim.
Zjawił mu się wówczas, stojący blisko światła, wspomniany starzec, który dał mu ową radę i dostarczył książkę. […]
Kiedy skończyło się widzenie i młodzieniec, jak stwierdził, wrócił do siebie, przepełniony był radością i zdumieniem.
Płakał z głębi serca, a jego łzom towarzyszyła słodycz.
W końcu upadł na swe łoże i w tej samej chwili zapiał kogut, oznajmiając środek nocy.
Gdy nieco później w kościołach zadzwoniono na jutrznię, on wstał, aby - zgodnie ze zwyczajem - śpiewać psalmy.
Przez całą noc nawet nie pomyślał o śnie.
całkiem młody
w naszych czasach
piękny wygląd
żadnych zarzutów
poznał
drobną radę
Poprosił go
podarował mu
przyjął
coś bardzo cennego
Przejrzał je
poruszyły go
Pierwszy
domaga się
w sposób cielesny
niewidomy
zachwycił się
Zraniony
każdego wieczoru
nocny spoczynek
Odmawiaj
zawsze postępował
sumienie wyrzucało mu
Szedł więc
w krótkim czasie
chodził do pałacu
łzy skruchy
modlitwy
Wzdychając
Błagał Go
wydłużała się
bez odpoczynku
stał nieruchomo
pewnego dnia
Młodzieniec
był w domu
stąpał po ziemi
Jego myśli
stał się
Zapomniał
Swym umysłem
blisko światła
wrócił do siebie
Płakał
zapiał kogut
nieco później
nawet nie pomyślał