Ośmiornica po polsku
Serial o mafii
Twórcy dokumentalnego serialu „Alfabet mafii”, Artur Kowalewski, Lidia Kazen, reżyserzy z TVN, oraz Piotr Pytlakowski, dziennikarz „Polityki”, przeprowadzili drobiazgowe śledztwo, na podstawie którego sporządzili portrety mafijnych bossów.
Krystyna Lubelska
Masa, Baranina, Dziad, Pershing, Słowik, kto w Polsce nie słyszał tych pseudonimów? Ich posiadacze są bardziej znani niż laureaci teleturniejów, przebijają sławą niejednego aktora, a ich styl życia wydaje się bardziej egzotyczny i frapujący od egzystencji wielu podziwianych serialowych postaci.
Twórcy serialu zdejmują z gangsterów maski supermenów, odzierają ich z legendy. Pokazują ludzi uwikłanych w sieć zależności i układów, z których trudno się wyrwać, nawet gdy nadejdzie moment opamiętania. To jest ten pierwszy rodzaj skazania, choć jeszcze bez sądowego wyroku. - Wołomin miał interesy w Wielkopolsce, Pruszków na Pomorzu. Wszyscy ci ludzie gdzieś się poznali i żyli w tym samym mikroklimacie. Nie można tak po prostu odejść, zniknąć, gdy człowiek ma już dość - stwierdza Pytlakowski. Pytlakowski, zajmujący się dziennikarstwem śledczym, jak mało kto zna wzajemne relacje między gangsterami, nazwiska, pseudonimy. - W naszej stacji mówimy, że jest jak serwer - opowiada Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN - bo nie tylko pamięta, kto o co był oskarżony lub za co skazany, ale nawet daty procesów.
Najważniejszym wątkiem „Alfabetu” jest rozmowa. To ona prowadzi widzów po meandrach mafijnych dróg, dzięki niej poznajemy mechanizm działania organizacji i motywy postępowania jej przywódców. Dotarcie do niektórych z nich zajęło ekipie filmowej kilka miesięcy. W przypadku innych opowiadają o nich koledzy, współpracownicy, policjanci, gdyż główni bohaterowie wydarzeń już nie żyją. - Nie rekonstruowaliśmy wydarzeń - mówi Artur Kowalewski. - Portrety gangsterów nie są wizerunkami nakreślonymi tylko ze słów, wykorzystujemy fascynujące prywatne filmy, kręcone przez nich samych.
Człowiek mafii, aby rządzić w swoim kręgu, musi stać się krwiożerczym i bezwzględnym władcą. Mafia okazuje się więc w mikroskali ucieleśnieniem dyktatury doskonałej, podpowiadają widzom twórcy „Alfabetu”. Kto się jej podporządkuje, żyje nadal, kto zaczyna działać przeciwko niej, źle kończy. Jest też, jak każda forma dyktatury, wrzodem na tkance społecznej: paprze się, ropieje, grozi zakażeniem. Każdy bliższy kontakt oznacza ryzyko. Dlaczego więc zwykli ludzie, ojcowie rodzin, dobrzy kumple, oddani synowie je podejmują?
Odpowiedź, którą przygotowali dla widzów autorzy „Alfabetu mafii”, jest, bez babrania się w zbędnej psychologii, prosta. Jedynym motywem działania gangsterów jest kasa, szmal. Wszystko inne jest pochodną.
Twarze gangsterów, które widzimy w tym filmie, to są często sympatyczne oblicza zwykłych facetów. Dziennikarka Ewa Ornacka, która towarzyszy Pytlakowskiemu w rozmowach z gangsterami, powie o Dziadzie, który rządził Wołominem i Ząbkami, że to miły, starszy pan. I faktycznie, Dziad siedząc wygodnie w celi opowiada o negocjacjach z generałem Rapackim w sprawie papieru na ruble, które ukradła jego banda, jakby snuł opowieść o wyprawie do pobliskiego supermarketu. Ot, taka sobie zwyczajna, życiowa historia.
Galeria postaci występujących w serialu wyłącznie pod pseudonimami (np. ksywki Baranina czy Kiełbasa pochodzą od nazwisk) to: Pershing, bo szybko typował w kartach, Oczko, bo ma jedno nieruchome oko, Carrington, bo chciał być bogaty, Masa, bo jest potężny. Masa zresztą chciał zostać milicjantem, ale jakoś nie wypaliło.
Oglądając „Alfabet mafii” widz, ku swojemu własnemu zaskoczeniu, niejeden raz się uśmiechnie. Groza i okrucieństwo przeplatają się w tym filmie z absurdem, groteską i humorem sytuacyjnym, często podbijanym przez inteligentne prowadzenie kamery.
Na prywatnych taśmach wideo obserwujemy zarejestrowane fragmenty życia gangsterów: wspólne tańce na dyskotece, wyjazdy nad morze, przytulanki z dziewczynami, zabawy z dziećmi. Są to materiały nie do zobaczenia w innych produkcjach dokumentalnych o podobnej tematyce. Ani twórcy „Alfabetu mafii”, ani stacja TVN nie chcą zdradzić, w jaki sposób znalazły się w ich posiadaniu. W filmie obejrzymy też wmontowane w dokumentalną opowieść materiały policyjne. Ciekawe są zwłaszcza te pochodzące z inwigilacji podejrzanych bandytów, rejestrujące ich zachowania w sytuacjach, gdy nie zdają sobie sprawy z faktu, że są obserwowani.
Pierwsza liga polskich gangsterów, zaprezentowana w „Alfabecie mafii”, nie jest przeglądem przestępczych typów. Pokazuje ludzi poharatanych i poobijanych psychiczne, którzy przykładając innym pistolet do głowy sami stawiają się pod murem. W tym filmie prawdziwym bohaterem jest strach. Gangsterzy boją się aresztowania, policji, prokuratury, kapusiów, ale przede wszystkim boją się siebie nawzajem. Mafia to zorganizowany strach.