Temat: "Mała apokalipsa"- interpretacja wymowy powieści, obraz społeczeństwa, interpretacja tytułu
- społeczeństwo jest do kitu, nikt nic nie chce, nie może, nie potrafi zrobić!
- Mamy w społeczeństwie donosicieli (Tadzio), ludzi, którzy za przysługi wobec władz jakoś tam żyją (Rysio Szmidt), sadystów, jak ten w piwnicy, oszustów i kombinatorów (sprzedawanie spod lady)
- Brak ideowców, nawet bohater nie wie, po co idzie na samospalenie
- Wszyscy są zniewoleni
- Brak bezinteresowności, każdy, aby tylko coś dostać
- Nawet reżysernie jest do końca czysty, też nie jest ideowcem, działa pod plakietką lojalności wobec władzy
- Głównie pokazane środowisko artystów: reżyser, pisarze, poeci - nie jest to środowisko jednolite, ani czyste moralnie, kwitnie wśród nich sprzedawczykostwo (za poparcie i wydawanie, mogą dla władzy pracować), znaleźli wśród siebie ofiarę za ich własne grzechy
- Nic nikomu nie pomoże ofiara bohatera, wszyscy są zbyt obojętni
- Partia też nie jest jednolita, są tacy, którzy marzą o pokazaniu im tyłka, mają ich dość, partia ciągle musi walczyć z wewnętrzną opozycją; najwyższym partyjnym żyje się dobrze (wystawne przyjęcia, na które jednak długo trzeba pracować, specjalne sklepy, przyjęcia pożegnalne), szary partyjny wcale nie jest w lepszej sytuacji od reszty śmiertelników
- Są dwie apokalipsy: prywatna bohatera, którego świat przecież się kończy razem z dniem i samospaleniem, jego wędrówka przez życie i myśli o życiu, okazuje się, że jego egzystencja nie miała większego sensu, nawet śmierć może na nic się nie zda (najprawdopodobniej...)
- Druga apokalipsa jest publiczna: Polska rozsypuje się, w sensie dosłownym i metaforycznym, budynki się sypią, most się zawala, wszystko jest stare, poniszczone, złej jakości, nie nadające się do użytku, jednocześnie sypie się świadomość ludzi, nawet nie wiadomo, jaka jest dokładnie data, anomalie pogodowe, dziwne rzeczy wyprawiają urzędnicy partyjni (zdjęcie spodni przed kamerami), nawet artyści przyznają, że wszystko jest do kitu i że trzeba coś zrobić; mamy tu gombrowiczowską niemoc: ja nie mogę, ty nie możesz, cokolwiek zrobisz, nic nie osiągniesz, jednym słowem - dupa... (może dlatego urzędnik pokazuje właśnie tyłek?)
Na ostatek szkoda, bo świat kończy się na kartach książki prawie jak Sodoma i Gomora, cud że dożyliśmy naszych czasów!, bohater spali się, może ktoś to zauważy, albo i nie, może za kilka lat znajdą drugiego frajera, co się spali, władza pożyje jeszcze trochę, w końcu zdechnie z braku powietrza, a jeśli nie, to wszystkie domy się rozsypią, albo po prostu ludzie wymrą z powodu notorycznego niedożywienia, albo nerwicy, ewentualnie trafią, jak ten jeden, do wariatkowa.
Wygenerowano: 10-02-2003 05:17:41