DoD, 13, XII


XIII. Jama Baltazara. Każda rura po obcięciu na wymiar okazuje się zbyt krótka.

-Jesień, jesień złote liście spadają z drzew.- Nuciła Lina

Rzeczywiście, jesień ruszyła pełną parą, nawet tu na Splądrowanych pustkowiach, widać było wyraźne zmiany. Oczywiście bez złotych liści, bo takowych tu nie było, ale poza tym jesień ta, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Te charakterystyczne, krystaliczne chłodne, powietrze o zapachu suchych liści, ostanie ciepłe plamy słońca, krzyki odlatujących ptaków…kapryśna pogoda. To wszystko było aż nazbyt jednoznaczne. Mimo to trzeba przyznać, że ta pora roku ma w sobie coś wyjątkowego i cała grupa z zachwytem obserwowała otaczające ich krajobrazy.

Filii już zupełnie przeszedł syrenowy kac, i teraz była, podobnie jak reszta grupy w wyśmienitym humorze. Nawet to, że już cały dzień szli krętą ścieżką prowadzącą do Jamy Baltazara nikomu nie przeszkadzało.

Zatrzymali się na posiłek na dużym wysuniętym klifie tak, że pod ich stopami rozciągał się ogromny kanion. Właśnie wcinali ostatnie jabłka ze wzgórza Nieba , gdy nagle usłyszeli ryk i huk kopyt.

Rzeczywiście, kanionem biegło całe stado ogromnych byków, wielkości przynajmniej dwóch zwykłych krów. Ich Miedziano-granatowe łuski błyszczały w słońcu sprawiają, że stado wyglądało jak rzeka płynnego metalu.

Po trzech godzinach byli przy jednym z wywietrzników ponieważ główne wejście było zamknięte. Całą grupą pochylili się nad szybem, z którego wydobywał się słup śmierdzącej pary.

Amelia i Goury czekali już przy pierwszej śluzie, gotowi do ataku.

Zaczniemy od rynku, odblokujemy dzięki temu najwięcej przejść.- Xellos jeździł palcem po mapce przyczepionej do ściany..

Weszli na rynek, była to ogromna sala podparta tysiącami kolumn, zmieściłoby się tu spokojnie małe miasteczko. „Rosło” tutaj przynajmniej pięć rzeźbionych pałaców, setka tarasów, i jeszcze więcej schodów, pawilonów, a wszystko wyglądało ja kłębek wełny umieszczony pod ziemią. Wszelkie budowle były wykute z ciemnego i brzoskwiniowego kamienia a wiele z nich przedstawiały różne sceny, a to z wojen i podbojów minotaurów, a to z mitologii, lub też drzewa genologiczne całych dynastii. Przez całe miasto przepływał podziemny strumień nad którym wisiały misternie zdobione kładki. W ścianach były setki drzwi, większych i mniejszych opatrzone odpowiednimi szyldami. A wiec były tam sklepy, świątynie, restauracje, wszystko czego potrzeba do szczęścia. Nawet coś w stylu podziemnego parku, z dziwnymi lekko świecącymi drzewami.

Nagle zrobiło się jasno jak w dzień, dopiero teraz ujrzeli ogrom minotaurowego imperium. Całe podziemie było wielkości przynajmniej czterech pałaców Amelii wzwyż i z ośmiu wszerz. A watro też wspomnieć, że pod spodem znajdował się jeszcze poziom rzemieślniczy, poziom mieszkalny, poziom usług miasta(oczyszczalnie ścieków itd.) no a na samym środku był pałac Baltazara. Niestety nikogo nie było, pusto, a dwie śluzy wschodnia i zachodnia były dalej zablokowane.

słowa księżniczka i szermierz rzucili się na trytony. Wnet rozgromili pierwszy szereg wrogów jednak potwory wypełzały cały czas z najmniej oczekiwanych miejsc. Pomimo tego, że Amelia rozwalała wszystkie młotem sprawiedliwości, to jest Ra Tiltem i innymi wesołymi zaklęciami a Goury siekał wszystkich przeciwników na plastry, ich pracy nie było końca. Reszta grupy jakoś nie miała im ochoty pomagać, ponieważ Trytony, co tu ukrywać, śmierdziały. Lina, Zelgadis, Filia i Xellos siedzieli obserwując wyczyny pozostałej dwójki i komentując to co jakiś czas.

Jakiś tryton wsadził sobie całą głowę Amelii do paszczy.

Jeden z trytonów gonił Gourego dźgając go w jego cztery litery.

Tryton opluł Amelię zielonym szlamem.

ŁUUUUP

Grzmot!

Drzwi powoli się otworzyły a ze świątyni wyszła jakaś setka Minotaurów, chudych…i wyblakłych, ale wszystkie były całe i zdrowe.

Na czele grupy stał sędziwy siwy Minotaur, w szatach kapłana.

ręką. W tym momencie tłum ryknął a radość Minotaurów sięgnęła zenitu.

Lina szybko zorientowała się, że Zel to idealny sposób na manipulowanie mieszkańcami Jamy Baltazara. Momentalnie okrzyknęła siebie Wielkim Pomocnikiem Wielkiego Hydraulika i powiedziała, że w obecności pospólstwa to ona będzie za niego przemawiała. Zelgadis nie protestował wciąż starając się zejść z widoku i chyba na dobre to grupie wyszło bo właśnie w tej chwili śpiewano pieśni na ich cześć. Talent czarownicy do okradania i mataczenia był straszniejszy niż jej kule smoka. Udało jej się wrobić najbardziej skąpy lud na świecie.

Cała grupa poszła na posiłek do Rumpelpumpelnikla. Gdy po trzech godzinach ponownie zeszli na pierwszy poziom nie mogli uwierzyć własnym oczom.

Całe górne miasto, było teraz doskonale oświetlone i prawie osuszone. Nie było już trytonów, ani obrzydliwego smrodu ryb. Wszystkie budowle były dokładnie wyczyszczone, miontaury biegały po ulicach niosąc to jakieś paczki z jedzeniem, to jakieś materiały. Miasto żyło….było tak ogromne, i tak piękne, że przez jakiś czas nie mogli się otrząsnąć z wrażenia.

Weszli do środka.

Na początku wszystkich zatkało. Ogromna hala, z marmury, z diamentowym żyrandolem pod sufitem była oświecona przepięknymi lampami ze świetlików i światła gwiazd. Podłoga ułożona z różnych kamieni które tworzyły niepowtarzalną piękną mozaikę wyglądającą jak kwiat. Bo dwóch stronach Sali ogromne drzwi, prowadziły do innych pomieszczeń. W jednej ze ścian znajdował się bardzo ekskluzywny wynalazek…dźwig bezwysiłkowy(taka winda). W drugiej znajdował się bar i recepcja, oraz specjalne siedziska, dla gości oczekujących na pokój. Popatrzyli w górę, sufit tworzyły tysiące oświetlonych łuków i balkonów, tak jak w ogromnej operze, na samej górze zamontowano ogromne okno wychodzące na powierzchnię. Pod sufitem znajdowały się dwie fontanny które wytryskiwały wodę w taki sposób, że ta przelatywała nad gośćmi łukiem, nie spadając na nich. Wszystko było doskonale oświetlone, ozdobione białym, i zwykłym złotem. Niektóre elementy były zrobione z rzadkiego kamienia, Siertalu. Sami goście wyglądali jak ziarenka piasku, w porównaniu do ogromu budynku. Służba rozłożyła czerwony dywan. Minotaur poprowadził przyjaciół najpierw przez cały Hol(a to trochę trwało), potem do dźwigu. Cały czas ktoś wyciągał głowę lub stawał na palcach, żeby lepiej przyjrzeć się wybawicielom. Gdy znaleźli się na 10 piętrze drzwi otworzył im kolejny lokaj który wyprowadził Linę i Gourego.

Na piętrze jedenastym wysiedli Xellos z Filią, a na ostatnim, dwunastym Amelia i Zelgadis.

Całe pomieszczenie składało się z trzech pokoi. Ogromnego salonu, z balkonem, cudownej sypialni godnej samego króla, oraz łazienki jakiej nie zbudowałyby nawet Wodopłazy. Salon był okrągły, podparty dwiema kolumnami, w których płynęła woda. Ściany postawiono z brzoskwiniowego marmuru oraz wapiennej zaprawy. Na podłodze leżał ogromny Regeński dywan tkany z najpiękniejszych nici. W jednym z rogów, w specjalnym, eleganckim zagłębieniu stały dwie ogromne, miękkie kanapy z jedwabnymi poduszkami a pomiędzy nimi stał stolik zrobiony z najrzadszego Murmurwoodzkiego drzewa. Nieopodal był niewielki barek a w strategicznych punktach stały lampy, nadające całemu pomieszczeniu bardzo domowy, ciepły, wręcz intymny charakter. Na ścianach wisiały drogie dzieła sztuki sławnych malarzy takich jak Garfield czy Scoby Doo, a w oddzielającej łazienkę od salonu ścianie zamontowano ogromne morskie akwarium, oczywiście tak skonstruowane, że nie było widać wnętrza łazienki( no, słabo je było widać). W doniczkach stały wyjątkowo rzadkie rośliny, ich kwiaty pachniały tak intensywnie, że już u progu poczuli świerzy słodki zapach przywodzący na myśl rajskie plaże a nie podziemia okupowane przez Trytony. Całe pomieszczenie było ozdobione mnóstwem złotych i kryształowych elementów lecz wnętrze utrzymano w błękitno kremowej tonacji w stylu zbliżonym do orientalnego, tak że barwy idealnie się ze sobą komponowały dając wrażenie, przestrzeni i czystości a za zarazem ciepła. Jedwabna ręcznie malowana firanka powiewała na wietrze, który nie wiadomo skąd wziął się pod ziemią.

Jak już narrator wspomniał na lewo znajdowała się łazienka. Całe pomieszczenie było przedzielone na dwie części. W pierwszej, (tej od akwarium) znajdował się zlew, wieszaki, wejście do sauny oraz jakuzi, w drugiej zaś, oddzielonej falowanym szkłem, znajdowała się ogromna wanna do której wpuszczało się wodę małym wodospadem, toaleta i szafeczki…z wyposażeniem!!! Wszystko wyłożone było porcelanowymi płytkami, w niektórych zatopione były prawdziwe muszle.. Na wieszakach wisiały puchate ręczniki i dwa szlafroki. Wszystkie meble były śmiesznie spłaszczone i zaokrąglone, jedynie lustro było prostokątne, ale za to podświetlone diamentowymi lampkami.

Ostatni pokój, sypialnia był chyba najbardziej zadziwiający, zamiast drzwi oddzielała go jedwabna kotara a samo wnętrze było zaprojektowane z taki rozmachem i stylem, że aż trudno było uwierzyć w to co się widzi. Pomieszczenie było prostokątne, ale wszystkie kąty zostały wygładzone dziwną substancją wyglądającą jak galaretka, sufit wyglądał jak parę okręgów wciśnięty jeden w drugi(taka wieża Babel do środka) a każdy z nich był podświetlony, mdłym światłem. Podłoga została zrobiona z Siertalu…najrzadszego kamienia jaki znano, był prawie niemożliwy w obróbce, kolor miał mleczno srebrny i co najdziwniejsze był ciepły, a to było powodem wielu kłótni jeżeli chodzi o klasyfikację. Ściany były przyozdobione krytalionem(jasno błękitnym kryształem). W niewielkiej wnęce stało OGRMNE łóżko, wyrzeźbione z jednego kawałka drewna. Muśliona kotara spuszczona z sufitu, przysłaniała łoże i delikatnie spływała na podłogę. Pościel była ręcznie tkana przez najmniejsze stworzenia jakie znano, Pchłołaki, dzięki temu była niesamowicie gładka i miękka a wzory na niej wyhaftowane były jak żywe. Nawet materac był luksusowy bo zrobiony z morskiej rośliny zwanej materacowcem należał do najwygodniejszy jakie znano. A śliwką na szczycie tortu było pudełko czekoladek leżące na pościeli.

Po obu stronach stały misternie rzeźbione szafeczki z lampkami w których było zamknięte odbicie księżyca w młyńskim stawie. Z jednego z rogów spływał maleńki wodospadzik podlewający niezwykłą roślinę, czy też zwierzę, trudno określić…ale to coś wyjątkowego. Okazało się, że jest tutaj też mała garderoba, z największym zbiorem butów kosmetyków, ubrań i innych bibelotów, jaki w całym swoim życiu widziała Filia, zresztą Xellos też. Ogromne okno miało specjalnie topione błękitne szkło, tak żeby nachalni prości ludzie nie próbowali podglądać, lub robić innych dziwnych rzeczy, które by naruszyły prywatność gości.

Nic dziwnego, że Xellos i Filia poczuli się jak we własnych snach.

Xellos i Filia popatrzyli na siebie. Zapadła chwila ciszy po, której nastąpił pisk Filii.

Kolejne pół godziny spędzili na podobnej rozmowie, czyli cały czas mówili jakie to niemożliwe, że się tutaj znaleźli. W tym czasie służba zdążyła już przynieść, szaty odświętne, na ceremonie Powitania, szaty codzienne, oraz repliki ich własnych ubrań.

Dla zabicia tej kupy czasu kapłan postanowił coś porobić. Chciał wyjść do miasta ale tłum paparazzi czatujących pod hotelem nie wyglądał zachęcająco. Samo zwiedzanie hotelu też go nie kręciło, więc uznał, że najlepszym wyjściem będzie zmarnowanie tego czasu. Wyciągnął z lodówki wszystko co słodkie i rozłożył się na kanapie przeglądając książki. Odnalazł takie tytuły jak „Wielki Nanna” „Czym się stają się demony gdy przestają wierzyć w bogów?”, „1000 i 1 sposobów na udany makaron, poradnik Baltazara Pompki herbu Zmielona Staruszka”. „Henio Garnek i Kamień dentystyczny”, „Henio Garnek i Łopata zagadek”, „Henio Garnek i Zagon Feliksa”, „Henio Garnek i Pracownik zakładu karnego”, „Henio Garnek i kufel Romka”, „Henio Garnek i Piernik Półkruchy” a także poradnik małżeński i coś z wierzeń minotaurów. Demon westchnął ciężko i odłożył książki na bok. Poradników nie czytywał, historii miał powyżej dziurek w nosie, gotować nie potrafił, małżonki nie posiadał a Henio Garnki dawno już wszystkie przeczytał…no a filozofii nie lubił.

Zajął się więc wpychaniem w siebie wszystkiego co miał pod ręką a gdy skończył zdziwił się, że jego fizyczne ciało mogło tyle w sobie pomieścić. Odczuwanie przyjemności…To był jeden z wielu powodów dla, których nie oddałby tego, jak to kiedyś nazywał, nędznego przebrania. I tak już nie potrafił odróżnić siebie no. 1 od siebie no. 2.

Po dłużej chwili kontemplowania tego co zjadł zwlókł się z kanapy i podążył w stronę sypialni. Przypomniało mu się, że tam zostało jeszcze jedno pudełko czekoladek.

Jednak nim dobrał się do słodyczy podjął poważną decyzję wcześniejszej kąpieli i zmiany stroju, co by czekoladki nie musiały obcować z brudnym demonem.

Pośpiesznie pozbył się pierwszej warstwy brudu, później drugiej a na koniec wziął kąpiel i wbił się w ubrania przygotowane przez minotaury, nawet nie zwracając uwagi na to, że było to coś w rodzaju bardziej zakrytej togi. No dobra, zwrócił uwagę, stwierdził, że jest obciachowa więc nałożył tylko spodnie z zamiarem ubrania reszty tuż przed przyjściem Filii.

rzeczy. Rzecz pierwsza: Xellosa zatkało. I to porządnie, zgodnie z definicją tego słowa czyli przez chwilę zamarły w nim jakiekolwiek procesy życiowe. Zamrugał i wlepił tępe spojrzenie w stojącą przed nim dziewczynę, która wyglądała tak, że na chwilę zapomniał o czekoladkach. Gdyby teraz zobaczył Filię na ulicy to by jej nie poznał…z rozpuszczonymi, wypielęgnowanymi włosami, zaróżowioną od ciepłej kąpieli skórą, bez sińców pod oczami i innych pozostałości trudnych podróży wyglądała…no…wyglądała tak, że nie mógł się przyczepić!

A rzecz druga to reakcja Filii, która także zamrugała i zaczęła się śmiać.

wstał i wyszedł. Jednak kiedy wyszedł jego mózg odzyskał sprawność i zaczął myśleć. Po pierwsze Xellosa wcale nie martwiło, to, że zanotował, że Filia dobrze wygląda. Bardziej go martwiło, to, że podobało mu się to co widział…no ale to jeszcze dało się zwalić na karwy płci. Jak wiadomo tego przeskoczyć się nie da. Po drugie, zdziwiło go zachowanie Filii i nie chodzi tu o to, że mu powiedziała, że ma dobrą budowę tylko o to z jaką łatwością odgadła co go najbardziej martwi. No ale nie żeby on zaobserwował u siebie jakieś niepokojące zmiany! No co to, to nie! Pokrzepiony tą myślą wrócił do sypialni i zwalił się na łóżko.



Wyszukiwarka