Kon4, Wykład X


Wykład X

Zajmiemy się teraz problematyką zdarzeń prywatnych w koncepcji Skinnera. Sprawa ta jest bardzo interesująca, chociażby ze względu na domniemany obiektywizm przeciwstawiony subiektywizmowi we wcześniejszych ujęciach. Dalej ze względu na ów peryferalizm - tu pojawia się coś, co nie jest bynajmniej peryferyczne, tylko jest w środku. Mówiliśmy już o koncepcjach ujmowania tych zdarzeń prywatnych jako zakamuflowanej wersji psychologii świadomości wprowadzonej do behawioryzmu w sposób niezauważalny dla postronnego, nie wyczulonego na pewne rzeczy czytelnika. Skinner pisze tak: jest rzeczą szczególnie ważną, aby nauka o zachowaniu zmierzyła się z problemem prywatności. Skinner uważa, że jego ujęcie prywatności stanowi alternatywę dla ujęcia wcześniejszego; mówi wprost: wkład, jaki nauka o zachowaniu może wnieść, sugerując pewien alternatywny w stosunku do tymczasowego punkt widzenia, gdy chodzi o prywatność, stanowi być może jedno z największych osiągnięć tej nauki.

Mamy zatem do czynienia z punktem dotyczącym pewnego szczegółu, ale tak istotnym, że jego ocena waży na ocenie całej koncepcji. Czy rzeczywiście prywatność może się w sposób zasadny pojawić jako obiekt badania psychologicznego? Gdzie behawiorysta na prywatność natrafia i jak na nią natrafia? Musi to być dla Skinnera sprawa jednoznacznie potwierdzona, bo pozwala on sobie na stwierdzenia, że fakt prywatności jest niedyskutowalny - a więc pewna oczywistość miałaby być argumentem za tą niedyskutowalnością - oraz wyraźnie stwierdza, że "głupotą byłoby negowanie prywatności". Zatem prywatność jest czymś tak oczywistym, że nie sposób się nią nie zająć - natomiast istotne jest, jakie są skutki tego zajęcia się, jaki jest walor poznawczy koncepcji.

Trzeba teraz ustalić, jaka jest natura prywatności. Skinner określa ją na dwa sposoby. Pojawiają się tu dwa wątki w wyraźnym połączeniu ze sobą, a także w wyraźnej kolejności, gradacji ważności. W pierwszym rozumieniu prywatności występuje dostępność poznawcza tego, co prywatne. Prywatność byłaby więc pewnym rysem szeroko rozumianych przedmiotów, które są w sposób specjalny dostępne temu komuś, czyje są (i w tym sensie są one prywatne). Gdybyśmy mieli odnieść to Skinnerowskie rozumienie prywatności do prywatności w ogóle, powiedzielibyśmy, że jest to jedno z możliwych rozumień prywatności. A kontekst, o którym wcześniej była mowa, ewentualnych świadomościowych rozumień świadomości jest rzeczywiście istotny. Kolejne możliwe rozumienie świadomości to jest takie rozumienie, w którym prywatna jest świadomość. Świadomość jest prywatna w szczególnym znaczeniu. To rozumienie Skinnera jest w tym ciągu rozumień prywatności związanych z dostępem obiektu, który ma być prywatny.

Jeśli Skinner mówi, że mamy tutaj do czynienia z dostępnością dla tego kogoś, czyje są zdarzenia prywatne, od razu nasuwa się podejrzenie, że w takim razie one są niedostępne, albo inaczej, trudniej dostępne społeczności, która otacza tego kogoś. W tym rozumieniu prywatności widać wyraźnie te dwa momenty: negatywny (to, co prywatne, jest niedostępne, albo inaczej dostępne nie-właścicielom tego, co prywatne) i pozytywny (są łatwiej i w szczególny sposób dostępne temu komuś, czyje są te prywatne zdarzenia). Pojawia się zatem pytanie: szczególny - to znaczy w jaki sposób? Widać wyraźnie, że nie unikniemy odpowiedzi na pytanie, czy przypadkiem ten szczególny sposób nie jest to sposób określany tradycyjnie mianem doświadczania wewnętrznego. Skinner oddala tego typu interpretację, mówiąc, że ta dostępność jest dostępnością typu proprio- i interocepcji. Czy ten typ dostępności a w konsekwencji niedostępność (poprzez proprio- i interocepcję) dla społeczności - jest czymś zbywalnym czy niezbywalnym? Czy zdarzenia dzisiaj prywatne mogą przestać być prywatne w miarę rozwoju techniki, gdy zmieni się dostęp poznawczy do nich? Skinner wskazuje wyraźnie, że ten typ kontaktu poznawczego ze zdarzeniem prywatnym, jaki jest właściwy prywatności - jest nie do ominięcia.

Jako przykład zdarzenia prywatnego Skinner podaje ból zęba i pisze: reakcja jednostki na stan zapalny zęba nie jest podobna do reakcji, jaką ktokolwiek inny może wykonać w stosunku do tego stanu, gdyż nikt inny nie jest w stanie wejść z nim w ten sam typ kontaktu. To znaczy ten typ, jaki istnieje w kimś, kogo boli ząb, a jest jego bólem, jest taki, że jakby się technika nie rozwinęła, to nikt nie nawiąże tego typu kontaktu. Skinner mówi: jeśli ja wprowadzę rozmaitego typu urządzenia, które mój kontakt poznawczy wzmogą, nasilą, usprawnią, udoskonalą, to i tak tego typu kontaktu, jaki tutaj istnieje, nie będę w stanie powtórzyć. Widać więc wyraźnie, że prywatność jest niezbywalną cechą rozmaitych zdarzeń.

To nie jest coś, co dzisiaj jest, a czego jutro nie będzie.

To jest także sygnał tego, że prywatność jest czymś więcej niż tym kontaktem poznawczym. Przy całej wadze, jaką Skinner przywiązuje do tego momentu prywatności, jakim jest kontakt poznawczy, można odnieść wrażenie z racji tego, że Skinner go wyeksponowuje, ale i wtórny w stosunku do kontaktu niepoznawczego.

Jest taki termin, którego Skinner używa w opisie prywatności; mówi on, że to, co jest prywatne, jest especially familiar, czyli szczególnie bliskie. Familiar oznacza w języku angielskim nie tylko coś bliskiego, ale i dobrze znanego. Termin ten łączy w sobie te dwa momenty: znaności z konsekwencji dostępności, jak i bliskości. Skinner mówi, że to, co prywatne, odznacza się znacznym stopniem intymności. Zdarzenia prywatne są tak bardzo nasze, że nie możemy się od nich oderwać. W tym kontekście prywatność to pewien sposób posiadania tych zdarzeń, opisany przez tę bliskość, ich intymność.

Gdy poznaliśmy ten drugi wątek w rozumieniu prywatności, jeszcze raz wraca sprawa, jak się ma prywatność do świadomości? To wszystko, co zostało tutaj powiedziane, dałoby się przenieść do charakterystyki świadomości. Nasuwa się też pytanie, czego ta prywatność jest konsekwencją. Czy ona nie jest przypadkiem sprawą specjalnej natury tych zdarzeń - tak jak odznacza się szczególną dostępnością świadomość, bo ma szczególną naturę. Skinner daje definitywną odpowiedź na te dwa pytania. Oddala jeszcze raz świadomościowe interpretacje. Z tego, że one są specjalnie dane, nie wynika, że są dostępne w ten sposób, w jaki miałaby być dostępna świadomość zgodnie z opisami psychologów świadomościowych. Po drugie to, że zdarzenia są prywatne, nie znaczy, że mają jakąś inną naturę. Gdybyśmy mieli je opisać, to opisalibyśmy je przy pomocy tych samych terminów, w jakich opisujemy zdarzenia publiczne. Jedyne, co tutaj znaczące, to fakt, że rozgrywają się w obrębie ciała, chociaż Skinner powie, że powierzchnia ciała nie jest tu istotną granicą. Istotny jest ten poziom dostępności, ale wtórny w stosunku do tego, gdzie one się rozgrywają, a ponieważ się rozgrywają w obrębie ciała, zatem nie mają specjalnego statusu. Mogę im więc przyznać określone właściwości, stosownie do tych właściwości mogę je podzielić na bodźce i reakcje. Mogę mówić o prywatnych wzmocnieniach, jak i o prywatnych bodźcach, prywatnych zachowaniach, mogę środowisko podzielić na prywatne i publiczne. Co więcej, mogę te same prawidłowości, przy pomocy których wiążę zachowanie ze zmiennymi środowiskowymi, związać wewnętrzne bodźce z wewnętrznymi reakcjami. Te same prawa wzmocnienia wykorzystać do wzmocnień prywatnych, jak i do wzmocnień publicznych.

Jak już to było powiedziane, prywatność może być rozumiana negatywnie w tym sensie, że to, co prywatne, nie jest dostępne społeczności. W ogólnym opisie stanowiska epistemologicznego Skinnera zauważyliśmy zaskakujący fakt, że prywatność zdarzeń, które zachodzą w obrębie jednostki, nakłada większe ograniczenia na ich poznanie w stosunku do tej jednostki niż do otaczającej ją społeczności. To jest jak gdyby pewien paradoks - jak - można by zapytać - to co prywatne (a więc niedostępne społeczności), może być równocześnie lepiej znane tej społeczności niż samej jednostce. Skinner rozwiązuje ten paradoks, mówiąc, że to społeczność uczy jednostkę znać to, co publiczne, i to, co prywatne. Ponieważ społeczność ma z natury rzeczy utrudniony dostęp do tego, co prywatne, nie jest w stanie tak dobrze nauczyć jednostki rozróżniania w obrębie tego, co prywatne, i w efekcie tego treningu realizowanego przez społeczność, jaki jednostka przechodzi, jej dostęp do prywatności nie jest tak dobry, jak do tego, co publiczne. Paradoks zostaje rozwiązany i to w sposób, który nie wprowadza tutaj niczego nowego, poza tym, że przyjmuje jedną generalną zasadę: poznanie w sensie różnicowania jest sprawą kontyngencji wzmocnień, głównie społecznych. Skinner pisze: Samoobserwacja jest wynikiem kontyngencji. Jeśli różnicowanie nie może być przez społeczność wymuszone, to może się nie pojawić. Chociaż wygląda to na paradoks, to tym, kto uczy jednostkę znać siebie samą, jest społeczność. Znać siebie samą także w tym, co prywatne. A więc zdarzenia prywatne, zanim stały się nimi, były najpierw zdarzeniami publicznymi, egzystowały na "zewnątrz" jednostki.

Drugi istotny wątek to wątek samokontroli. Chodzi o to, jak samokontrola ma się do właściwego behawioryzmowi determinizmu i ile warte jest ujęcie, które jest wyraźnie konkurencyjne w stosunku do ujęć wcześniejszych. Generalnie, we współczesnej psychologii ujęcie samokontroli traktuje się jako reinterpretacje tradycyjnej problematyki woli. Jeśli teraz będziemy analizować Skinnera ujęcia samokontroli, to będziemy widzieć, że jest to pewna propozycja reinterpretacji tradycyjnej problematyki woli.

Samokontrola jest szczególnym przypadkiem owych łańcuchów zachowaniowych czyli szczególnych połączeń rozmaitych zachowań, które sprawia, że jedne zachowania kontrolują inne zachowania przez to, że na nie oddziałują (?). Wprowadziłem do sformułowania tej tezy o łańcuchu kategorię kontroli. Jest pytanie, jak takie łańcuchy się tworzą, a potem jak funkcjonują. Skinner pisze: organizm może uczynić reakcję wzmocnioną negatywnie mniej prawdopodobną przez modyfikację zmiennych, których jest ona funkcją. Zachowanie, które do takiego wyniku prowadzi, zostaje automatycznie wzmocnione pozytywnie - zachowanie takie nazywamy samokontrolą. Jeżeli uniknę zachowań, które miałyby negatywne konsekwencje, to zachowanie, w wyniku którego uniknę tych zachowań, zostaje automatycznie wzmocnione.

Mamy tu łańcuch zachowaniowy - jedno zachowanie nie dopuści do zajścia innych zachowań poprzez kontrolę zmiennych, których to zachowanie niedopuszczone jest funkcją. Nie dopuści do zachowań, które mają negatywne konsekwencje i jest wzmocnione. Jednostka uczy się samokontroli. Widać wyraźnie, że mamy tu do czynienia, jak mówi Skinner, z zachowaniem kontrolującym i zachowaniem kontrolowanym. Jest self kontrolujący i self kontrolowany. Skinner mówi, że w przypadku samopoznania i samokontroli trzeba wyróżnić dwa rodzaje selfów: self poznający i self poznany, self kontrolujący i self kontrolowany. Są to dla Skinnera repertuary zachowań. To zachowanie (samo)kontrolujące jest dla niego szczególnym przypadkiem zachowania sprawczego, jest każde zachowanie sprawcze kontrolowane czy określane w swoim zajściu przez skutki. Jeśli jest wzmacniane, to coraz częściej będzie się pojawiać, przestanie się pojawiać, gdy przestanie być wzmacniane. Jest tylko pytanie o te wzmocnienia zachowań kontrolujących inne zachowania. Skinner mówi, że społeczność dostarcza tutaj wzmocnienia.

Generalnie rzecz ujmując, społeczne kontyngencje są odpowiedzialne za zachowania kontrolujące, ale to nie jest jedyny możliwy przypadek. Zachowania samokontrolujące mogą być wzmacniane przez swoje skutki niezależnie od społecznych reakcji społeczności, która jednostkę otacza. Mamy tu do czynienia z samokontrolą, mamy także do czynienia z kontrolowaniem zachowania przez innych. Jak się mają do siebie te dwa wypadki? Jest to sprawa tego, kto tutaj jest w sytuacji lepszej, a kto w gorszej. Skinner rozpatruje to biorąc pod uwagę trzy momenty - formę samokontroli, jej zakres i efektywność. Formy samokontroli są, poza jednym przypadkiem, takie same, w środku społeczności zewnętrznej, jak i samej jednostki. Zatem jeśli byłaby ewentualna przewaga, to związana z tą jedną formą samokontroli, która nie ma swojego odpowiednika w kontroli zachowania przez społeczność.

Drugi moment to sprawa tego, co może być obiektem kontroli, ewentualnie, co może być stacją kontrolującą. Znowu Skinner mówi, że jest tutaj pewna przewaga po stronie jednostki związana z tym, że instancją kontrolującą (zresztą także kontrolowaną) mogą być zachowania w postaci zdarzeń prywatnych. Generalnie jednostka ma dostęp do takich zachowań kontrolujących i kontrolowanych (???). Takie ujęcia samokontroli pozwala Skinnerowi na interpretację o bardziej ogólnym charakterze, np. jest skłony traktować układanie sobie życia jako szczególny przypadek samokontroli. Tu widać, że to, co miało swój początek w laboratorium, zostaje wykorzystane do przypadków wykraczających poza laboratorium w postaci czegoś tak złożonego, jak planowanie czy organizowanie sobie życia.

Pojawia się tu pytanie: jak to jest z tymi źródłami kontroli? Jak już zostało powiedziane, zachowania kontrolujące, jeśli są wzmacniane, mają tendencję do coraz częstszego pojawiania się. Można by tu więc odnieść wrażenie, że to społeczność jest odpowiedzialna za pojawienie się samokontroli, a zatem zewnętrzne czy środowiskowe są źródła samokontroli. Skinner nie uchyla się od tej konsekwencji, dopuszcza, że ze środowiska społecznego mogą pochodzić wzmocnienia zachowań kontrolujących i że źródłem samokontroli jest ostatecznie środowisko. A więc ostatecznie to zmienne środowiskowe - czy to aktualne, czy te, które stanowią historię jednostki, ostatecznie sprawują kontrolę nad jej zachowaniem. Jeszcze raz wracamy tu do podstawowej sprawy: w jakim sensie i jakiego typu determinizmem jest behawioryzm, jeśli "pozwala sobie" na takie sformułowania.

A teraz dwa "drobiazgi", które są konsekwencją tego, o czym była mowa. Jak już zostało powiedziane, interesują nas sprawy zdarzeń prywatnych, samokontroli, a także Skinnera koncepcja zachowań werbalnych. To ostatnie zagadnienie jest ogromne. Skinner opublikował książkę Verbal behaviour, która była przedmiotem bardzo ostrej krytyki ze strony psycholingwistyków, głównie Chomskiego. Nas ta sprawa interesuje nie z racji tego, ile jest generalnie warta i jak ma się ona do innych propozycji z tego zakresu. Jest ona dla nas ważna z dwóch względów. Po pierwsze, jako przykład tego, jak ogólna teoria (koncepcja) zachowania da się konkretyzować w odniesieniu do pewnego szczególnego przypadku. Po drugie, jest nam potrzebna, żeby zająć się szczególnym fragmentem zachowania werbalnego, jakim są wypowiedzi traktowane jako wypowiedzi introspekcyjne.

Jak one się dadzą zinterpretować? Generalnie Skinner traktuje zachowanie werbalne w opozycji do ujęć tradycyjnych, w których zachowanie werbalne wiązało się z pewnym znaczeniem. W obrębie behawioryzmu interpretowano zachowanie werbalne na gruncie warunkowania klasycznego. To znaczy mówiono, że ktoś emituje pewne zachowania werbalne (używamy teraz sformułowań Skinnerowskich) na zasadzie warunkowania, ale rozumie to, co mówi, bo ma skojarzone na zasadzie warunkowania klasycznego z dźwiękiem, zachowaniem werbalnym pewne sensy w postaci np. przedstawień, idei. Skinner odrzucił takie interpretacje, tak jak odrzucił możliwości interpretacji zachowania w kategoriach warunkowania klasycznego. Mówił, że każde zachowanie (także werbalne) jest zachowaniem sprawczym, emitowanym, a jego emisja jest kontrolowana przez rozmaite środowiskowe i wzmocnieniowe zmienne. Taka definicja wyraźnie pokazuje, co jest dla sprawczego zachowania werbalnego charakterystyczne. Podam tutaj taki szczególny przypadek, aby pokazać, jaki jest u Skinnera poziom analizy: zachowaniem werbalnym jest markujący w czasie walki bokserskiej cios, ruch boksera, a nie jest ruch tego samego boksera, przy pomocy którego on goni muchę, która go dręczy. Owo markowanie mającego zajść ciosu jest tym, co nadaje temu zachowaniu werbalny charakter.

Tego typu analizy służą Skinnerowi do precyzyjnego określenia tego, co to są zachowania werbalne, a potem - jak to zostało wyraźnie sprecyzowane - to może zostać dokonana klasyfikacja. Skinner dokonuje interesującej klasyfikacji zachowań werbalnych i dzieli je na pewne klasy. Na przykład jest taka klasa zachowań werbalnych, które nazywa mandami (od???) i tu np. "idź" jest takim mandem. Inna klasa zachowań werbalnych, bardzo ważna z racji zakresu, to są tzw. takty. To są klasy zachowań, które nazywają przedmioty. Skinner, analizując takty, pokazuje, jak dzieci uczą się używać słów nazywających przedmioty. Są jeszcze zachowania, które Skinner nazywa audytorium. Te zachowania są emitowane, bo są uruchamiane przez pewne zmienne środowiskowe. Przypomina się tu myśl (czyja?), który kiedyś napisał... Bardzo interesująca forma zachowania werbalnego to tzw. autoklityki (?). (?) Takim przykładem autoklityki jest "nieprawda że"; jego emisja jest znacząca dlatego, jak słuchacz odbierze to, co jest po tym "nieprawda, że". Zatem są takie zachowania, które mają szczególny walor z racji tego, że określają reakcję słuchacza na to, co się po tym zachowaniu werbalnym jako inne zachowanie werbalne pojawi.

Generalna idea Skinnera jest taka, że emitujemy zachowania werbalne i zachowujemy się w tej emisji tak jak aktor, który grał na scenie w nie znanym dla siebie języku. Dobry aktor tak to robi, że widzowie nie zauważają, że on nie rozumie niczego z tego, co mówi. Skinner mówi, że my tak się zachowujemy - emitujemy, tak jak ten aktor na scenie, określone kwestie, kontrolowane przez to, co mówią inni "aktorzy", przez "rekwizyty", przez otoczenie, w którym się obracamy, ale nic nie rozumiemy z tego, co mówimy. Nie rozumiemy czyli nie mamy żadnych idei, skojarzeń czy przedstawień ani wyobrażeń, które miałyby być sensem tego, co emitujemy. Emitujemy zachowania werbalne kontrolowani przez wzmocnienia, oczywiście emitujemy je zgodnie z prawami trójczłonowej kontyngencji.

Teraz pozostaje pytanie: jak w tym kontekście da się ująć zachowanie typu zeznań introspekcyjnych? Te zachowania, które tradycyjnie były traktowane jako zeznania introspekcyjne, teraz mają być zinterpretowane jako zachowania werbalne. Skinner mówi, że są to zachowania werbalne typu samoopisu. Jak ktoś mówi, na przykład, "przypominam sobie" czy "boję się", to opisuje siebie. Pytanie: jakim prawidłowościom podlegają tego typu zachowania? Oczywiście ich emisja jest określona głównie przez warunkowanie instrumentalne. Nas szczególnie interesuje takie zachowanie werbalne zachodzące w sytuacji, gdy nic takiego, jak "banie się ", nie zachodzi, a więc nie ma nic, co mogłoby być opisywane. Skinner mówi, że można nauczyć jednostkę emisji określonych zachowań werbalnych tego typu, jak sprawozdania introspekcyjne, także wtedy, gdy nie ma tego, co miałoby być opisane. Zatem ktoś może powiedzieć "boję się", nawet gdy w rzeczywistości niczego takiego, jak "banie się", nie ma.

Jest u Skinnera taki bardzo ładny fragment (oczywiście Skinner nie jest w stanie skonstruować tego tak, jak by chciał) mówiący o tym, jak doszło do emisji takiego zachowania, jak: "myślę więc jestem". Skinner mówi tak: jedynie długa i skomplikowana historia wzmocnień prowadzi kogoś do mówienia o wrażeniach, wyobrażeniach i myślach. Tego rodzaju historia jest charakterystyczna jedynie dla pewnych kultur, nasza własna kultura ukazuje pod tym względem znaczne zróżnicowanie, wykształca ona skrajnego ekstrawertyka z jednej strony, a psychologa introspekcyjnego i filozofa z drugiej strony. Pewien rodzaj historii wzmocnień odgrywa tu zasadniczą rolę, Kartezjusz nie mógłby tak zacząć, jak myślał, że może, mówiąc cogito ergo sum. Musiałby zacząć jak dziecko, u którego środowisko werbalne wykształciło pewne ledwo uchwytne reakcje, z których jedną była cogito. (???) Jest to termin nieprecyzyjny nie dlatego, że zdarzenia, do których opis został wypowiedziany, są z konieczności nieokreślone, lecz dlatego, że zdarzenia te są niemal niedostępne społeczności werbalnej, która kształtuje cały opisowy repertuar werbalny.

Gdyby Skinner mógł, to starałby się zrekonstruować historię wzmocnień, która doprowadziła do cogito ergo sum. Skinner próbuje ująć uprawianie psychologii w kategoriach przez siebie zaproponowanych. Na pytanie: czym jest uprawianie psychologii, odpowiada, że jest zachowaniem emitowanym, tak jak inne zachowania da się w tych kategoriach ująć. Badanie zachowania jest zachowywaniem się i jako takie podlega określonym prawidłowościom.

BEHAWIORYZM W UJĘCIU ZURIFFA

Na tym kończą się nasze rozważania o Skinnerze. Przejdziemy teraz do charakterystyki behawioryzmu na sposób zaproponowany przez Zuriffa. Oczywiście będzie się tutaj także pojawiało stanowisko Skinnera jako jedno z możliwych stanowisk, już przez nas wcześniej dokładnie scharakteryzowane.

Nasz schemat jest następujący: mamy dokonać systematycznej, a nie historycznej analizy, czyli zrekonstruować behawioryzm jako pewien system, pokazując, co jest w nim zawarte, i ujmując to od strony tego, co w nim konieczne, a co tylko możliwe - a niekonieczne - by coś było behawiorytyczne, aby było behawioryzmem. Będziemy odwoływać się do czterech elementach składowych: filozofii nauki, filozofii umysłu, teorii zachowania i obecnych w behawioryzmie wątków ideologicznych.

Zuriff wychodzi od tego, że behawioryzm jest wewnętrznie niesłychanie zróżnicowany. Wobec tego zróżnicowania rodzi się więc

pytanie: kogo mamy traktować jako behawiorystę? Co mamy traktować jako behawioryzm? Żeby to ustalić, musimy dokonać szczegółowej analizy. Jak zauważa Zuriff, dobrze jest traktować behawioryzm i behawiorystów na kształt zdjęcia rodzinnego, na którym mamy członków rodziny, którzy pokazują (użyjemy tu sformułowania Wittgensteina?) rodzinne podobieństwo. Oczywiście przy całej różnorodności widać, że są z tej samej rodziny. Rodzi się tu pytanie o to, jakie rozmiary może osiągnąć ta różnorodność, jaki jest zakres i stopień tej różnorodności, żeby to jeszcze była jedna rodzina? Teraz jest pytanie, kogo można uznać za behawiorystę, co musi być w jego koncepcji, by był behawiorystą? Za Zuriffem można powiedzieć, iż najłatwiej przytoczyć przedstawicieli behawioryzmu wczesnego - Watsona i Weissa. Natomiast z neobehawioryzmem (z tym okresem, kiedy powstawały wielkie systemy) należałoby wiązać następujące nazwiska: Edward Ch. Tolman, Clark Hull i oczywiście Skinner, który dla nas funkcjonuje już w innym charakterze. Te wielkie systemy w behawioryzmie powstawały przed i po drugiej wojnie światowej.

Kiedy mówimy o neobehawioryzmie, to rodzi się kolejne pytanie - na czym polegała ta jego "nowość"? Jest to tym ważniejsze, że u Pongratza było wyraźnie powiedziane, że w behawioryzmie nastąpiła ewolucja, i tę "nowość" należałoby wiązać z operacjonizmem (operacjonistyczny behawioryzm był przeciwstawiony klasycznemu), z subiektywizmem (subiektywny był przeciwstawiony obiektywnemu) i z molarnością w ujęciu zachowania (molarny był przeciwstawiony molekularnemu). Sprawa wydaje się jednak bardziej złożona, gdyż niektórzy są skłonni twierdzić, iż nie ma jednolitego neobehawioryzmu, są różne neobehawioryzmy, jaki i neoneobehawioryzmy - jak gdyby była kolejna "generacja".

W behawioryzmie mamy do czynienia z liberalizacją pierwotnych, bardzo radykalnych założeń wyjściowych. Jak daleko może się posunąć ta liberalizacja, by coś zliberalizowane było jeszcze behawioryzmem? Co się zmieniło w behawioryzmie radykalnym, że stał się neobehawioryzmen? Na te problemy mamy być szczególnie wyczuleni.

Mamy tutaj mówić o trzech wielkich kompleksach spraw:

- behawiorystycznej filozofii nauki,

- behawiorystycznej filozofii umysłu,

- behawiorystycznej teorii zachowania.

BEHAWIORYSTYCZNA FILOZOFIA NAUKI

Już na początki mamy do czynienia z potwierdzeniem tego, że to metodologia, czy jeszcze mocniej - epistemologia, filozofia nauki określa to, co kto robi i jak robi. Punktem wyjścia charakterystyki jest krytyka introspekcji. Ale jeśli nie introspekcja - a to nie tylko sprawa pewnej techniki badawczej, lecz także i języka, przy pomocy którego się rezultaty doświadczania wewnętrznego sprawozdaje - to co? Behawioryści przyjmowali, że istnieje jeden typ doświadczenia - doświadczenie zewnętrzne - oraz to, co w nim jest dostępne, a także język obserwacyjny. To jest pewna możliwość - język obserwacji, język, w którym się mówi o przedmiocie badania.

Istnieje pewna odpowiedniość między typem badania - to jest spostrzeganie zewnętrzne, językiem obserwacyjnym i oczywiście dostępnym przedmiotem badania (?).

Jednak ta obserwacyjność, która wydaje się tutaj w punkcie wyjścia czymś oczywistym, nie budzącym wątpliwości, tak naprawdę jest czymś niesłychanie złożonym. Punkt dojścia jest taki - nie mówi się o języku obserwacyjnym, tylko - w jego miejsce wprowadza się język danych behawioralnych. To sformułowanie jest dla nas ważne nie tylko dlatego, że odchodzi się od tego zwrotu - język obserwacyjny, lecz także dlatego, że w tym sformułowaniu widać wyraźnie ten związek między językiem, w którym zdaje się sprawę z tego, co zostało zbadane, a sposobem badania. Pozostaje pytanie, jaki jest ten język danych behawioralnych? Pierwsze, co się nasuwa, to to, że jest to język fizyki czy ewentualnie fizjologii. Mówi się o fizykalnych czy fizjologicznych opisach. Zachowanie mogłoby być opisywane w takich właśnie fizykalnych czy fizjologicznych terminach. Jednak ten fizykalizm behawiorystów razi.

Tu docieramy do niesłychanie ważnej sprawy. Tendencje do opisu fizykalnego czy fizjologicznego opierają się na pewnym założeniu, które jest dziś dla behawiorystów co najmniej dyskusyjne, mianowicie na założeniu o wyjątkowej pozycji ontologicznej właściwości fizycznych zachowania. Fizyczne właściwości zachowania zdają się dzisiaj nie mieć dla psychologów tej wyjątkowej pozycji, którą by im tendencja do takiego wizualnego opisu miała zapewniać. Behawioryzm wiązany był ogólnie z pozytywizmem, ale ten neobehawioryzm i to, na czym się teraz koncentrujemy - behawioryzm - rozwijany w latach trzydziestych wiązał się z neopozytywizmem Koła Wiedeńskiego. Dla neopozytywizmu niesłychanie ważny był postulat jedności nauki i języka nauki, zatem na tym gruncie oczywiste mogłoby się wydawać, że psychologowie powinni zaakceptować fizykalny język opisu, bo przecież ten język nauki umożliwia jedność nauki, połączenie psychologii z innymi naukami. Jakie więc warunki muszą być spełnione, by jakiś język, nie będąc językiem fizjologicznym, był opisem w języku danych behawioralnych? Generalnie - i to jest tradycja Watsonowska - muszą być spełnione dwa warunki empiryczności oraz obiektywności.

Zatem jakiś język jest do zaakceptowania, mimo że nie jest to język fizykalny, jeśli spełnia w/w warunki. To są warunki wyjściowe. Pojawia się pytanie: jak ustalić, czy coś te warunki spełnia? Jak eksplikować ową empiryczność i obiektywność? Wśród psychologów wykształtowała się tendencja, żeby nie ustalać a priori rozumienia empiryczności i obiektywności, natomiast ustalać je a posteriori - czyli przyjrzeć się temu, co jest traktowane jako empiryczne i jako obiektywne przez psychologów. Ten zabieg może się wydawać dyskusyjny. To jest realizacja takiej sugestii: jeśli chcesz wiedzieć, czym się psychologowie zajmują, to nie pytaj, co to jest psychologia, tylko idź zobacz, co robią psychologowie. Tak samo tutaj - jak chcesz się przekonać, co dla psychologów jest obiektywne i empiryczne, to zobacz, co oni robią, i przekonasz się, jakie jest ich rozumienie tych terminów. To jest właśnie ustalanie aposterioryczne tego, co jest dla psychologów empiryczne, a co jest obiektywne.

Do tych dwóch warunków wyjściowych zostaje stosunkowo szybko dołączony warunek trzeci, o bardzo specyficznym charakterze, który wzmacnia jeszcze to właśnie aposterioryczne rozumienie - a mianowicie warunek użyteczności. Ostatecznie liczy się to, co jest użyteczne. Miarą użyteczności jest postęp czy rozwój psychologii jako nauki. Jako taki przykład można potraktować behawioryzm molarny czy molarny charakter charakterystyk zachowania (Tolman).

Tu należy wprowadzić niewielką dygresję. Jest u Tolmana fragment, w którym mówi on, czym jest dla niego zachowanie i jak ma być opisane.

Zachowanie nie jest dla mnie sprawą skurczów mięśni, ani wydzielania gruczołów, jest czymś, co stanowi unikalny układ nowych właściwości, właściwości opisowych, które są jakoś skorelowane z aktywnością mięśniową i gruczołową, ale zachowanie jako takie per se jest od nich różne. Zachowanie ani jako takie, ani opisane nie może być ujęte w kategoriach, w jakich się opisuje ruchy, ani opisane w kategoriach, w jakich się opisuje ruchy. Nie da się sprowadzić do aktywności mięśniowych czy gruczołowych, nie może być opisane w terminach, w których się opisuje aktywność mięśniową czy gruczołową. Muszą być jakieś specjalne terminy, które by zdawały sprawę z tego, że zachowanie jest unikalnym zestawem, układem pewnych właściwości, właściwości opisowych. Zachowanie ma więc molarny charakter i ma być opisywane w terminach, które z tego molarnego charakteru zdadzą sprawę. Te właściwości strukturalne są właściwościami opisowymi, czyli są bezpośrednio dostępne, gdy ja się zachowaniu przyglądam. Ja mam tylko zdać sprawę z tego, jak ono mi się jawi, a na planie dalszym pozostaje to, w jaki sposób te właściwości opisowe są związane z aktywnością mięśniową czy gruczołową, to nam mówi zaledwie, że one są skorelowane. W ogóle nie poruszamy tego, jak się ma zachowanie, czyli molarna całość, do aktywności mięśniowej czy gruczołowej. Ten molarny opis został zaakceptowany jako spełniający warunki i empiryczności i obiektywności, okazał się użyteczny. W związku z tą użytecznością zwraca się uwagę na taktyczny charakter i walor decyzji, które określają, że coś jest empiryczne, coś jest obiektywne. Momenty taktyczne przesądzają o tym, co i jak jest tutaj traktowane.

Dotknęliśmy tu sprawy funkcjonowania opisów fizjologicznych w psychologii. Nawet u Tolmana było powiedziane, że zachowanie jakoś koresponduje z aktywnością mięśniową i gruczołową. Jest pytanie: jak ta aktywność i jej opis ma funkcjonować w psychologii? I to jest sprawa, która się z racji tej pokusy opisów fizykalnych czy fizjologicznych ustawicznie przez psychologię przewija. Generalnie behawioryści są dzisiaj skłonni robić użytek z takich opisów fizjologicznych. Nie są za wykluczeniem fizjologii z nauki o zachowaniu. Cały czas u niektórych przewija się ten postulat jedności nauki i właśnie to sięganie do fizjologii ma być środkiem do realizacji tego postulatu.

Pojawia się też tutaj pewien bardzo interesujący kontekst. Mianowicie chodzi o to, że dane fizjologiczne mają charakter heurystyczny dla psychologii. Żeby pokazać, jaki ten walor jest, trzeba teraz, wyprzedzając pewne rzeczy (jesteśmy teraz na poziomie opisu zachowania), przejść do tego, jak zachowanie jest wyjaśniane. Przedstawimy rekonstrukcję wyjaśnienia zachowania, która została dokonana przez (KOGO?). To jest bardzo adekwatna w stosunku do tego, co robili neobehawioryści, rekonstrukcja. (X?) mówi, że pełne wyjaśnienie zachowania jest procesem dwufazowym. Kolejność tych etapów jest sprawą drugorzędną. Jeden z tych etapów jest bez wątpienia psychologiczny, drugi co do swego charakteru jest już dyskusyjny (?) - to znaczy jest wątpliwe, czy to psychologowie mają ten drugi etap wyjaśniania realizować, czy też ma to robić kto inny. To, co tutaj fizjologiczne (a co może być pierwszą albo drugą fazą - nie istotna jest chronologia), sprowadza się do wyjaśnienia funkcjonalnego, czyli jest odniesieniem zachowania do tego, co z zewnątrz, co w środowisku - do zmiennych środowiskowych, zmiennych sytuacyjnych, a także do stanów wewnętrznych jednostki, która się zachowuje. Funkcjonalność polega na tym, że te stany wewnętrzne, do których zachowanie jest odniesione, są charakteryzowane, identyfikowane i definiowane w kategoriach tego zachowania, z którym są związane. Zatem punktem dojścia tej fazy wyjaśniania jest funkcjonalna charakterystyka tych wewnętrznych stanów. One są ujęte tylko i wyłącznie jako określające czy współokreślające zachowanie jednostki. Sama jednostka w tej fazie jest ujęta jako urządzenie do emisji określonych zachowań w określonej sytuacji przy określonych stanach wewnętrznych.

Pierwsza faza ma ten charakterystyczny walor poznawczy, że tych możliwych teorii wewnętrznych stanów jest nieskończenie wiele. To, że proponujemy dokładnie ileś tych wersji, wersji tego, jak to się w organizmie mogłoby zrealizować, to jest tylko sprawa naszych ograniczonych możliwości poznawczych. Druga faza ma określić, która z tych możliwych teoretycznie wersji faktycznie się w organizmie jednostki realizuje. Teraz widać wyraźnie, do czego potrzebna jest wiedza o fizjologii organizmu. Z tych teoretycznych modeli teorii pierwszej fazy będziemy wybierać tę konkretną w oparciu o znajomość organizmu. Wiemy, że tak zbudowany organizm tylko takie postaci realizacji tych funkcjonalnie zdefiniowanych stanów może zapewnić. Niektóre możliwości teoretyczne są generalnie wykluczone. Jest zatem tak, że ten drugi fragment wyjaśnienia jest zależny od naszej wiedzy na temat organizmu. Gdy pytam, na przykład, na który z tych sposobów się realizuje głód jako pewien hipotetycznie przyjęty, funkcjonalnie określony stan, to muszę znać budowę organizmu. Istotne jest teraz to, że mając określoną wiedzę o organizmie, możemy mieć pewne pomysły co do tego, jak wygląda funkcjonalnie zdefiniowany ten stan. Możemy idąc od wiedzy o budowie i funkcjonowaniu organizmu formułować te teoretyczne modele funkcjonalnie zdefiniowanych stanów, które była mowa w fazie pierwszej. To jest ta heurystyczna wartość, heurystyczny walor wiedzy o organizmie, o jego funkcjonowaniu.

Po tej dygresji przechodzimy teraz do określenia, jak ma wyglądać ten język danych behawioralnych. Rozważane są tutaj rozmaite rzeczy, na przykład, to, że wiedza na ten temat jest oparta na empirycznych badaniach nad spostrzeganiem, nad funkcjonowaniem poznawczym człowieka. Zakłada się w psychologii, że wiedza o poznawaniu, a głównie o spostrzeganiu, może tutaj być przydatna. Przydatny może być ten fragment tej wiedzy, który mówi o uwarunkowaniu spostrzegania przez wiedzą na temat przedmiotu spostrzegania - uwarunkowanie obserwacji przez teorię przedmiotu.

W rezultacie mówi się, że terminy, które składają się na język danych behawioralnych, należy rozpatrywać od strony ich obserwacyjności i teoretyczności - stopnia obserwacyjności i stopnia teoretyczności.

Generalnie behawioryści są skłonni budować tutaj pewne continuum tych terminów oparte na tym wymiarze obserwacyjności i teoretyczności. Jednym krańcem tego continuum byłyby terminy czysto obserwacyjne, a drugim terminy czysto teoretyczne, a każdy termin, który składałby się na taki język danych behawioralnych, byłby możliwy do zlokalizowania w jakimś momencie tego continuum, bliżej jednego lub drugiego końca. O tej lokalizacji decydowałaby intersubiektywna zgodność psychologów co do tego usytuowania. Teraz mamy do czynienie z bardzo interesującym konkretnym przypadkiem czegoś o wiele bardziej ogólnego. Mianowicie ten obiektywizm, który jest jednym z warunków, zostaje tutaj przetłumaczony na intersubiektywność. Obiektywne jest to, co intersubiektywnie zgodne. To jest konkretny przykład, jak realizuje się postulat użyteczności. Obiektywne zostaje przetłumaczone na intersubiektywnie zgodne i od tej pory to, co do czego godzą się psychologowie, jest traktowane jako obiektywne, bo jest użyteczne. Gdyby chcieć teraz podsumować, to trzeba by powiedzieć, że nie ma takiego układu właściwości, który byłby w stosunku do innych właściwości jakoś uprzywilejowany. Uprzywilejowany w tym sensie, że oddawałby to, jaki przedmiot faktycznie jest, a więc jakie jest konkretne zachowanie. Nie ma zatem żadnego terminu, który by zdawał sprawę z tego, jaki faktycznie jest przedmiot. Natomiast terminy, które są tutaj dopuszczone i traktowane jako obiektywne, to te, co do których istnieje obiektywna zgoda.

Jest to już sygnał tego, że psychologowie zgodzą się na rozmaite poziomy opisu zachowania - biorąc pod uwagę te rozmaite układy właściwości, które w tych opisach zostają ujęte. To, co dałoby się jeszcze powiedzieć na temat tego, jak się konstruuje taki język danych behawioralnych, sprowadza się do charakterystyki punktu wyjścia, a potem do rozważania rozmaitych możliwości, do ewentualnego ich odrzucania czy korzystania z nich w takim czy innym stopniu. Jak miałby wyglądać taki wyjściowy opis zachowania, jakby została wyodrębniona ta całość, która miałaby być opisana, pewien fragment zachowania jednostki oddzielony od wszystkich innych fragmentów? Co ma być w tym opisie wypunktowane?

Można powiedzieć, że w punkcie wyjścia nie ma być odniesień do takich opisów zachowania, które odnoszą je do czegoś, co jest wobec tego zachowania zewnętrzne. Dalej, jako pierwsza możliwość nasuwa się to, że język danych behawioralnych może być językiem działań. Język działań zakłada, że to, co jest w nim opisane, ma charakter działania, czyli nie jest redukowalne do zachowania rozumianego fizjologicznie. Jest czymś innym od zachowania rozumianego fizjologicznie, jest działaniem. Dlatego musimy mieć inny język, że to, co w tym języku jest opisane, jest do zachowania jako kompleksu ruchów nieredukowalne. Są tacy psychologowie, którzy mówią, że taki język działania zakłada, że zachowanie jest działaniem. Jeżeli zaczniemy dociekać - działaniem to znaczy czym? - to dojdziemy do sprawcy tego działania. Action pochodzi od łacińskiego agere - działać - i od aktora, który jest sprawcą tego działania. Wprowadzamy tu całą problematykę sprawcy tego działania i sprawstwa. Bo to nie jest coś, co się komuś przytrafia, tylko to jest jego, tego kogoś działanie.

Z drugiej strony wyraźnie widać, na przykład, u Tolmana i u innych takie opisy zachowania, które traktują zachowanie jako działanie. Z ostatnich lat życia Tolmana pochodzi taki słynny tekst, który został opublikowany w pracy zatytułowanej Ogólna teoria działania. Mówi się tak o aktorze jako tym, kto realizuje działania. Czy więc posługiwać się takim językiem działań, czy też nie? Zwraca się uwagę na to (i to jest kolejny moment użyteczności), że ten język wobec kategorii działania neutralny jest niesłychanie trudny do zrealizowania. Trudno jest opisać zachowanie, nie posługując się językiem działania. Niektórzy są skłonni twierdzić, że jeżeli istnieje tylko zgoda co do tego opisu zachowania w kategoriach języka działania, to należy się takimi opisami posługiwać.

Inna możliwość, jaką psychologowie rozważają, to możliwość tzw. intensjonalnych opisów (?). Można by tu się posłużyć terminem intencjonalny, ale pozostaniemy przy terminie intensjonalny, aby nie tworzyć skojarzeń w niewłaściwym kierunku, aczkolwiek jest to jakieś nawiązanie do Brentany i jego koncepcji intencjonalności.

Mówimy o języku intensjonalnym, na przykład, wtedy gdy mówimy, że zwierzę zdobywa pokarm, a tego pokarmu nie ma, ani nie ma czegoś, co byłoby oczekiwane. Pytamy wtedy: jak można opisać to zachowanie skoro nie ma przedmiotu, z którym związki zachowania miały być w opisie uzgodnione? Przedmioty tych zachowań mają ten intencjonalny charakter. To jest moment, który dla wielu psychologów przemawia przeciwko temu językowi, ponieważ nie ma realnych przedmiotów. Mówimy, że ich interpretacje są w świadomości - i znowu tutaj wprowadzamy język intencjonalny. Tolman jednak nie miał żadnych obiekcji, aby tak opisywać zachowanie. Mówi on, że każde zachowanie ma swój przedmiot, który ma być ujęty jako korelat zachowania jednostki. Ci, którzy odrzucają intensjonalność, robią to nie tylko z powodu świadomościowych skojarzeń, ale także z tego powodu,

że w tego typu języku jest zbyt wiele interpretacji, a za mało obserwacji. Te terminy intensjonalne byłyby więc za blisko zlokalizowane tego teoretycznego krańca naszego continuum.

Kolejna możliwość, którą się rozważa, to opisywanie zachowania w kategoriach wyniku, do którego to zachowanie doprowadziło, a nie w kategoriach ruchów. To, co tutaj znaczące, to wyjście poza fizjologię - opis zachowania w kategoriach osiągniętych stanów rzeczy abstrahuje od tego, jakie ruchy doprowadził do osiągnięcia danego stanu rzeczy. Taki był Skinnerowski opis zachowania - zachowanie wyróżnia się ze względu na osiągnięte skutki, abstrahuje się od tego, jaka jest konkretna struktura zachowania, które do określonych skutków prowadzi. Kolejna możliwość to opisywanie zachowania w kategoriach celowości - mówimy o języku celowościowym (purposive language). Jest to język, który wprowadził do behawioryzmu Tolman. Tolman używał go, bo nawiązywał do tradycji neorealistycznej Perrego (?) i pokazywał, że celowość zachowania nie jest skutkiem tego, za nim tkwi jakiś cel, tylko że celowość jest immanentną cechą zachowania, molarną cechą zachowania, molarną jakością, którą ja w zachowaniu jak wszystkie inne właściwości opisowe jestem w stanie wypatrzyć. Taka jest opisowa, nie wychodząca poza zachowanie eksplikacja celowości.

Tolman w swej eksplikacji celowości sprowadzał ją do uporczywości. Widać celowość zachowania w uporczywości, z jaką zachowanie się rozwija, aby uzyskać pewien stan rzeczy. Zgodnie z tym ujęciem, celowość ma charakter empiryczny, nie jest żadnym dodatkiem ze strony badacza. Badacz identyfikuje celowość zachowania i jest to opis obiektywny, empiryczny. Generalnie psychologowie są skłonni przyjąć mnogość i różnorodność opisów na różnorodnych poziomach realizowanych. Zatem istnieją różne porządki czy poziomy opisu - coraz wyższych rzędów. Można mówić o continuum molarnych opisów zachowania, bo istnieje tutaj ciągłość.

Wykład XI

Podsumujmy sprawę języka danych behawioralnych. Musimy tu dokonać rekonstrukcji pewnej strategii zwanej podejściem funkcjonalnym. Chodzi o to, aby ustalać funkcjonalne związki, funkcjonalne prawidłowości, które łączą fragmentowe zachowanie, jego parametry, z określonymi fragmentami zmiennych środowiskowych. Tym, co tu istotne, jest funkcjonalność tej strategii, a jeżeli chodzi o jej strukturę dwie procedury: procedura selekcji i procedura specyfikacji. Trzeba najpierw wybrać, a potem określić (stąd selekcja i specyfikacja) określony fragment zachowania, określony fragment środowiska, zanim przejdzie się do określonych związków, w jakich one pozostają. Jest pewna istotna reguła dotycząca tego, by dokonać selekcji i specyfikacji (a przynajmniej jednego członu tej pary) zanim zacznie się ustalać funkcjonalne związki. Inaczej rzecz ujmując, nie może być tak, żeby funkcjonalny związek służył do specyfikacji i selekcji obydwu tych członów.

Przedstawimy tu konkretny przykład. W Tolmanowskiej krytyce Watsonowskiego ujęcia emocji mamy do czynienia dokładnie z tym, co tutaj zostało zrobione. Mianowicie Watson mówił o emocjach jako o pewnych formach zachowania jednostki, o pewnych formach zachowania reaktywnego. Mówił o trzech rodzajach emocji: o strachu, gniewie i miłości, mówił o nich jako o zachowaniach reaktywnych, w kategoriach S-R. Okazuje się jednak, że nie potrafił określić owych R, a więc nie potrafił pokazać, co różni, jako typ reakcji, strach od gniewu, gniew od miłości, miłość od strachu. Dopytywany o to, mówił, że są to przecież reakcje na tego typu bodźce. A pytany, na jakiego typu bodźce, mówił, że to są bodźce, na które reakcje są takie. Widać tutaj wyraźnie "błędne koło", brak rozróżnienia przed powiązaniem tym związkiem, jaki łączy zachowanie reaktywne z bodźcem obydwu członów tej pary. One były identyfikowane poprzez ten związek. Podstawowa reguła jest taka: dokonać identyfikacji czyli wybrać i określić przynajmniej jeden człon tej pary niezależnie od tego związku, a dopiero potem ustalać ten związek.

To było podsumowanie, jak ma wyglądać opis zachowania. Tu na końcu pojawia się sugestia, że istotą formalną??? tego opisu, tego języka danych behawioralnych jest ten funkcjonalny związek.

To był pierwszy fragment filozofii nauki, drugi dotyczy pojęć teoretycznych. Mówi się wyraźnie, że behawioryści dopuszczają pojęcia teoretyczne w swoich koncepcjach. Powstaje pytanie, jakie to pojęcia, jak są one dopuszczane i jak funkcjonują?

Pierwsza sprawa to rozróżnienie pojęć teoretycznych i empirycznych (obserwacyjnych). Terminy teoretyczne są niekiedy nazywane wyjaśniającymi i to jest zarazem sygnał, że przeszliśmy od sposobu opisu zachowania, głównie języka tego opisu, do sposobu wyjaśniania zachowania. Ów podział na terminy teoretyczne i obserwacyjne budzi dzisiaj istotne zastrzeżenia. Mówi się wręcz, że cała sprawa takiego ostrego dzielenia terminów na jedne i drugie jest właściwie przesądzona negatywnie - nie da się tego zrobić. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na coś, co jest ważne z punktu widzenia tego warunku użyteczności.

Behawioryści się tym specjalnie nie przejmują i nadal uprawiają naukę tak, jak gdyby nie było całej krytyki dotyczącej możliwości tego rozróżnienia. To rozróżnienie jest ciągle istotnie kwestionowane - mówi się, że nie ma "czystej" teorii, a przede wszystkim nie ma "czystego" opisu, opisu, który nie byłby skażony przez teorię. Pojawia się pytanie, czy z tych trudności związanych z wpływem teorii na opis nie da się wybrnąć przez przyjęcie tego continuum terminów opisowych i teoretycznych? Podstawowy problem, który tu się pojawia, to żeby terminy teoretyczne nie straciły swego związku z opisem, z obserwacją. Generalnie behawiorystów interesuje ten związek - od terminów opisowych ku terminom teoretycznym, a ewentualnie jeszcze wyżej, a nie w drugą stronę, co dzisiaj jest bardzo mocno podkreślane. Teoria ingeruje w opis, a mocniej jeszcze: metateoria ingeruje w teorię i opis.

Biorąc pod uwagę budowanie teorii z opisem, mówi się o rozmaitego typu terminach teoretycznych. Podstawowe jest rozróżnienie na zmienne pośredniczące i konstrukty teoretyczne. Zanim do tego przejdziemy, musimy wprowadzić jeszcze inne rozróżnienia. Mianowicie mówi się o pojęciach teoretycznych różnego rzędu, mówi się o pojęciach teoretycznych pierwszego rzędu i mówi się, że byłyby nimi takie pojęcia, które by miały za przedmiot transformacje w obrębie behawioralnego języka danych - nie to, co językiem behawioralnych danych jest opisane, ale transformacje w obrębie tego, co ten język opisuje. Trzeba zwrócić uwagę, jak mocny byłby tutaj związek terminów teoretycznych tego typu z terminami empirycznymi. Mówi się, że tego typu terminy tworzyłyby poszerzony język danych behawioralnych. Zwrot "poszerzony język danych behawioralnych" pokazuje, jak mocny jest tutaj ten związek.

Druga klasa terminów teoretycznych to terminy, które nazywają stany i dyspozycje jednostki. Jeżeli chodzi o to, jak się mają dyspozycje do stanów, to stany są tu traktowane jako dyspozycje. Tu jest bardzo złożony problem tzw. terminów dyspozycyjnych i ich desygnatów.

W związku z postulatem zachowania związków jednych terminów i drugich, budowania teorii z obserwacją, pojawia się jako "recepta", panaceum na te wszystkie trudności, operacjonizm. Operacjonizm to była pewna propozycja, najpierw sformułowana poza psychologią przez Briedgemana, filozofującego fizyka (lata 20. XX wieku). Istotne jest tutaj, że pewne kłopoty, na które psychologowie natrafili w związku z zajmowaniem się tym, co nieobserwowalne, sprawiły, że zwrócono uwagę na operacjonizm jako na pewną propozycję najpierw definiowania terminów w nauce, a potem ogólną filozofię nauki czy ogólną metodologię. Psychologowie bardzo szybko przejęli operacjonizm, dokonując istotnych modyfikacji. Idea operacjonizmu jest taka, że określamy znaczenie terminu, podając sposób mierzenia jego desygnatu, np. żeby definiować długość, podajemy sposób jej mierzenia, czyli długość, to jest to, co ja w ten a w ten sposób mogę zmierzyć.

Ponieważ są różne sposoby mierzenia, nasuwa się pytanie, czy zatem mamy do czynienia z jedną długością zdefiniowaną na kilka sposobów, czy z kilkoma różnymi długościami? Psychologowie stosujący operacjonizm w psychologii (np. Tolman) korzystali z tego typu definicji, ale także dokonali istotnych zmian. Tolman posługiwał się operacjonizmem przy definiowaniu cech zachowania, np. jest taka definicja tego, co to jest intensywność zachowania i co to jest jego efektywność. Intensywność to jest to, co można zmierzyć tak a tak, efektywność to jest to, co można zmierzyć tak a tak.

Psychologowie rzadko posługiwali się operacjonizmem w przypadku definiowania znaczenia terminów opisujących zachowanie jednostki. W większym stopniu posługiwali się operacjonizmem wtedy, gdy definiowali terminy teoretyczne. Chodziło o to, żeby precyzyjnie ustalić ich znaczenie. Tu poza wersją Bridgemana realizowali jeszcze dwie inne wersje, mianowicie posługiwali się definicjami czynnościowymi, które nie mierzą definiowanego obiektu, lecz ten obiekt tworzą - np. definicja głodu jako rezultatu deprywacji (deprywacja to czynność, która służy do definicji głodu). Kolejna wersja to definicje mówiąc o tym, co można z obiektem definiowanym robić np. piłka jest do kopania.

Podstawowym problemem operacjonizmu jest to, jakiego typu operacji można użyć do definiowania. Tu pojawiły się kłopoty, np. jak zdefiniować samą operację - operacyjnie czy też inaczej. Czy definicje operacyjne można ciągnąć w nieskończoność, a jeżeli nie można, to jaka jest operacyjna definicja wyjściowa? Operacjonizm był niesłychanie popularny w psychologii i to do tego stopnia, że w 1945 roku redakcja czasopisma "Psychological Reviev" zorganizowała wielkie sympozjum na temat operacjonizmu w psychologii. Sympozjum to miało pokazać wszystkie walory i braki operacjonizmu. Wtedy jeszcze wszyscy byli zachwyceni operacjonizmem - byli w zasadzie tylko tacy dwaj ludzie, którzy, jak prorocy w Starym Testamencie, ostrzegali przed nim - Goldstein i (?). Operacjonizm ma pewne istotne trudności, które się wiążą z jego istotnym zapleczem ontologicznym i epistemologicznym, które jest co najmniej dyskusyjne.

Podstawowym problem jest jednak ten, czy można definicje operacyjne ciągnąć w nieskończoność? (TAŚMA) Czy definiujemy jedną rzecz na rozmaite sposoby, czy też definiujemy za każdym razem co innego? Czy mamy tyle definicji operacyjnych inteligencji, ile testów do badania inteligencji. Te trudności były sygnalizowane, gdy była mowa o operacyjnych definicjach nieświadomości. Drugi problem z operacjonizmem to to, że miał on być panaceum na trudności związane z mnogością i nieokreślonością pojęć teoretycznych. Tymczasem się okazało, iż choć definiuje on pojęcia precyzyjnie, to ich nie eliminuje, a wręcz je mnoży. Jest tyle definicji inteligencji, ile definicji inteligencji opartych na testach inteligencji - w miejsce jednego precyzyjnego pojęcia mamy ich teraz nieskończenie wiele.

Z tym operacjonizmem wiąże się kolejny typ terminów teoretycznych, mianowicie tzw. zmienne pośredniczące. Trzeba je od razu połączyć z drugim typem tzw. konstruktów hipotetycznych. Są to dwa typy terminów teoretycznych w oparciu o pewne kryteria wyróżnione. Wszystko zaczęło się od tego, że Tolman, który przed drugą wojną światową wprowadzał w swoich tekstach terminy teoretyczne, mówił o nich i o ich desygnatach w sposób cokolwiek niejasny. Ta niejasność spowodowała, że w roku 1948 P. Meehl i Mac Corquadale w swoim artykule opublikowanym w "Psychological Reviev" zaproponowali podział terminów teoretycznych na dwie klasy: na klasę zmiennych pośredniczących i konstruktów teoretycznych. Precyzyjne było kryterium podziału. Rozpoczęła się po tym artykule ogromna dyskusja, która trwała przez lat kilkadziesiąt.

W roku 1968 pojawiło się podsumowanie Meissnera, które pokazało, jak liczne łączą się z tym podziałem problemy, np. pojawiła się sprawa tego, jakie są wzajemne związki tych terminów, czy jest tak, że w miarę rozwoju nauki pewien typ terminów ustępuje na rzecz drugiego, albo jedne zmieniają swój charakter i stają się innego typu terminami. A wtedy ideałem nauki było uzyskanie w niej tylko i wyłącznie terminów typu zmiennych pośredniczących, ponieważ dzięki operacyjnym definicjom związek tych terminów z terminami opisowymi jest zagwarantowany. Terminy teoretyczne typu konstruktów hipotetycznych miałyby pewne istotne mankamenty, pewną nieokreśloność.

Wróćmy jeszcze do kryteriów, które posłużyły do podziału tych terminów. Kryteria owe były następujące:

1) Kryterium referencji egzystencjalnej - dotyczyło tego, czy realnie istnieje desygnat terminu teoretycznego - nie istnieje realnie w przypadku zmiennych pośredniczących, a w przypadku drugiego typu terminów - konstruktów hipotetycznych realnie istnieje i tę tezę o realnym istnieniu przyjmujemy. Tak więc w treści tego pojęcia drugiego typu jest to, że realnie istnieje jego desygnat.

2) Kryterium dodatkowego znaczenia (nadznaczenia) - jego obecności bądź nieobecności. To nadznaczenie istnieje w wypadku konstruktów hipotetycznych.

3) Kryterium warunków koniecznych i wystarczających prawdziwości zdania, które zawiera termin teoretyczny. Jak mamy się przekonać, czy zdanie, w którym taki termin teoretyczny pada, jest prawdziwe, czy też nie jest prawdziwe?

4) Kryterium dotyczące procedur prowadzących do ilościowej charakterystyki desygnatu bądź pojęcia.

To jest przyczynek do związku między terminami teoretycznymi a opisowymi. W przypadku zmiennych pośredniczących prawdziwość zdań empirycznych (a dokładnie: zawierających terminy empiryczne) jest warunkiem i koniecznym, i wystarczającym prawdziwości zdania, które zawiera termin teoretyczny. A w przypadku zdań terminów typu konstruktów prawdziwość tych zdań jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym prawdziwości zdania, które zawiera odpowiedni termin teoretyczny tego drugiego typu. Jest jasne, że procedury, które służą do ilościowej charakterystyki pojęć zmiennych pośredniczących, są złożone w przypadku konstruktów, a proste w przypadku desygnatów zmiennych pośredniczących.

Zaczęła się dyskusja, jakie są sposoby przekonania się o tym, czy realnie istnieje desygnat? W oparciu o co dowiadujemy się, że istnieją desygnaty, skoro desygnatów terminów teoretycznych nie widać? One są bezpośrednio niedostępne. Pojawia się też taka kwestia - jeśli istnieje realny desygnat, to jak on się ma do tego, co się dzieje w systemie nerwowym, w organizmie jednostki. To z kolei prowadziło psychologów do dyskusji takiej kwestii - jakie są poziomy wyjaśniania zachowania? Jest poziom psychologiczny (to są te związki funkcjonalne, o których już była mowa), ale czy psycholog może zejść na poziom wyjaśnień niższy, poziom niepsychologicznych, np. fizjologiczny, a potem biochemiczny, a potem fizykalny?

Pojawiła się też sprawa dodatkowego znaczenia - czym ono jest? Co takiego jest w treści terminów teoretycznych, czego by nie było w treści terminów empirycznych? Skąd się bierze to nadznaczenie? Psychologowie mieli tutaj wielki problem. Pytali, czy to dobrze mieć takie terminy z nadznaczeniem? Już krytyka operacjonizmu sugerowała, że bardzo dobrze jest mieć terminy operacyjne, bo są one jasne, tylko że to wszystko nie popycha nauki naprzód. Tymczasem okazało się, że terminy teoretyczne typu konstruktów są niesłychanie użyteczne - one są "płodne" w hipotezy, w pomysły rozmaite.

Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem, który się tutaj pojawia. Jest to mianowicie sprawa roli doświadczenia osobistego (personal experience) (doświadczenia wewnętrznego) w załatwianiu różnych spraw. Na przykład, czy doświadczenie wewnętrzne może być doświadczeniem, w którym ja przesądzę realne istnienie desygnatu terminu teoretycznego? Czy może być doświadczeniem, które jest źródłem dodatkowego znaczenia? To są wszystko koncepcje behawiorystyczne, a rozważa się sprawę roli doświadczenia wewnętrznego w budowaniu teorii psychologicznej. Gdy chodzi o terminy teoretyczne, generalnie da się w tych rozmaitych kwestiach, wyróżnić dwa stanowiska:

- Instrumentalistyczne - akcentowało i eksponowało rolę terminów typu zmiennych pośredniczących. Zgodnie z tym stanowiskiem terminy teoretyczne to tylko i wyłącznie narzędzia wygodnego i skrótowego zapisu tego, co dałoby się ująć bez ich pomocy, tyle że w sposób niesłychanie skomplikowany. Już wcześniej bowiem pojawił się moment pewnej nieużyteczności związanej z tym stopniem komplikacji języka różnego od języka działania - teraz wraca sprawa użyteczności. Instrumentalizm dopuszcza terminy teoretyczne tylko dlatego, że gdyby ich nie było, nasz opis byłby niesłychanie skomplikowany. Lepiej jest go więc uprościć, przyjmując pewne terminy, którym w rzeczywistości nic nie odpowiada (zamiast mówić, że X zachowuje się w pewnej sytuacji tak i tak, możemy powiedzieć, że X jest inteligentny, podczas gdy czegoś takiego jak inteligencja w ogóle nie ma).

- Realistyczne - nazwane tak z racji tezy o realnym istnieniu, realnej egzystencji desygnatu; realnie istnieje desygnat terminu teoretycznego. Wtedy możemy zapytać, na przykład, jak się ma głód do tego, co się dzieje w organizmie; jak do tego, co się dzieje w organizmie ma się motyw - możemy schodzić na te poziomy wyjaśniania.

- Konwencjonalistyczne - wszystko jest kwestią konwencji, za którą się nic nie kryje; stanowisko to nas na razie nie interesuje.

Jak to już zostało powiedziane, psychologom wydawało się, że stanem idealnym, punktem dojścia psychologii jest sytuacja, w której nie będzie terminów teoretycznych typu konstruktów, będą tylko zmienne pośredniczące, precyzyjnie określone i bez dodatkowego znaczenia. W praktyce psychologowie byli realistami.

Są takie analizy pani profesor (JAKIEJ?), które pokazują, że realizm w praktyce stosowany przez behawiorystów był niekonsekwentny - neobehawioryzm jeśli mam być konsekwentny, to ma być instrumentalistyczny. Tu jeszcze raz dochodzi do głosu rozrzut między praktyką a konsekwentną teorią. Pojawia się pytanie: dlaczego psychologowie stosowani nie zdają sobie sprawy, że są niekonsekwentni? Są w praktyce realistami - przyjmują, że realnie istnieje motywacja, głód, myślenie itd., i biorąc pod uwagę to, co mówili i jak pisali, można zrekonstruować pięć typów argumentacji za stosowaniem konstruktów hipotetycznych np. jedynym z tych argumentów jest walor heurystyczny tych konstruktów, dzięki nim nauka może iść naprzód. Teza realistyczna zapewniała też realizację postulatu jedności nauki.

Terminy teoretyczne stosowane w psychologii da się jeszcze dzielić według innych kryteriów na jeszcze inne klasy. Klasy, w których akcent położony jest nie na formalne cechy tych pojęć, lecz na ich konkretną jakość, na ich treść. I tak, na przykład, są takie terminy teoretyczne, które nazywają niejawne, ukryte reakcje (cover responses, o których mówił Skinner). Tu trzeba jednak zwrócić uwagę, że dla Skinnera niejawne, ukryte reakcje nie były żadnym desygnatem terminów teoretycznych; to były po prostu niektóre zachowania jednostki. Skinner nie mówił o zdarzeniach prywatnych jako o pewnych mediatorach zachowania, jak to robili (neo)behawioryści, tylko po prostu jako o kawałku zachowania. Drugim typem terminów teoretycznych są niejawne bodźce. Trzecim typem są długotrwałe mechanizmy fizjologiczne będące podłożem stanów czy dyspozycji.

Tu jest okazja, by wspomnieć o trzech stanowiskach w kwestii terminów dyspozycyjnych. Terminy dyspozycyjne to terminy, które się odróżnia od terminów, które nazywają procesy (nieobserwowalne wewnętrzne procesy). Pojawia się tutaj bardzo interesująca rzecz - w oparciu o co psychologowie decydowali, jaki jest status ontyczny desygnatów? Mówili raz o nieobserwowalnym procesie (myślenie jest procesem), a innym razem mówili np. o inteligencji jako dyspozycji. Jednego i drugiego nie widać, jak więc dojść do tego, przesądzić naturę desygnatu terminu teoretycznego - raz procesową a raz dyspozycyjną. Wyróżnia się zatem następujące stanowiska, jeżeli chodzi o terminy dyspozycyjne:

- fenomenalizm,

- realizm,

- racjonalizm.

W przypadku pierwszego - termin typu: "rozpuszczalność", "łamliwość" czy odpowiednie terminy teoretyczne w psychologii tak naprawdę niczego nie nazywają. Nie ma czegoś takiego jak "rozpuszczalność", używamy tego terminu, by opisać skrótowo to, co nam się jawi. Jak się zachowuje cukier wrzucony do wody? - rozpuszcza się. Jest to fenomenalizm - opisujemy zachowanie obiektu w określonych warunkach.

Z kolei realizm to było stanowisko, które zakładało, że taka cecha, dyspozycja ma swoją bazę - to jest mechanizm fizjologiczny dyspozycji. Na przykład, fizyk czy chemik potrafi powiedzieć, jak cukier jest zbudowany, że jest rozpuszczalny. Natomiast biolog mógłby, na przykład, kiedyś powiedzieć, jak zbudowany jest mózg człowieka inteligentnego w odróżnieniu od nieinteligentnego. Istnieje baza dla dyspozycji; w związku z tym możemy mówić tutaj o realnym istnieniu desygnatu terminu teoretycznego.

W trzecim przypadku - i to jest dla psychologów najbardziej interesujące - mamy stanowisko racjonalistyczne, które istotę dyspozycji upatrywało w ich regulacyjnej funkcji. Zatem dyspozycje to to, co dysponuje jednostkę do określonych zachowań. Jest to ważne dla psychologii, która eksponuje funkcje, zostawia pytania o naturę tego, co te funkcje pełni, a koncentruje się na związkach, które łączą tak rozumianą dyspozycję z zachowaniem, ze zmiennymi środowiskowymi.

Jest jeszcze czwarta klasa terminów teoretycznych analizowanych od strony treściowej, w którą tutaj jednak trudno wprowadzić.

Ważniejsze niż te klasy jest to, jakie warunki nakładają na terminy teoretyczne ich desygnaty, żeby to mogło w nauce funkcjonować z pożytkiem. Tu trzeba wymienić cztery takie warunki, a potem jeszcze piąty na specjalnych prawach, dlatego że wprowadza on niesłychanie interesującą problematykę.

1) Zgodnie z tym warunkiem desygnaty terminów teoretycznych miały się w swej naturze nie różnić od tego, co obserwowalne - stąd, na przykład, mówimy o niejawnych reakcjach, niejawnych bodźcach.

2) Desygnaty lokalizowane były bardziej peryferycznie niż centralnie np. postawa dla wielu psychologów jest opisem nie czegoś wewnątrz, lecz pewnego stanu organizmu gotowego do określonego zachowania, np. układu napięć mięśni.

3) Autonomia przyznawana terminom - w mniejszym lub większym. Raczej w mniejszym, ponieważ często wiązano je ze zmiennymi środowiskowymi, mówiono o ich środowiskowych uwarunkowaniach.

4) Funkcjonalne powiązanie tych desygnatów ze zmiennymi środowiskowymi i zachowaniowymi.

To wszystko, o czym była mowa, nazywa się mediacją albo mediatorami. Mediacja to ogół mediatorów, a także mediowanie czy też pewna funkcja, którą pełnią desygnaty terminów teoretycznych w dzianiu się zachowania jednostki.

5) Piąty warunek dotyczył tego, że (jak twierdzili niektórzy psychologowie) desygnaty tych terminów są pierwotnie obserwowalne, a potem zmieniają się w coś, co jest nieobserwowalne. Mówiono tutaj o pewnym cofaniu się. Ideę tego warunku najlepiej oddaje termin interioryzacja, albo internalizacja. Desygnat tego terminu pierwotnie (jest tu sugestia ujęcia rozwojowego) zewnętrzny stawał się czymś wewnętrznym. Ten moment jest tak ciekawy, ponieważ jednym z pomysłów behawiorystów na ujęcie problematyki podmiotowości jest interioryzacja tego, co pierwotnie zewnętrzne - np. pierwotnie kontroli zewnętrznej i przemiana jej w interioryzacji w samokontrolę jednostki.

Pojawia się tu dylemat teoretyka. Chodzi o to, czy używać terminów teoretycznych, czy ich nie używać? Dylemat ten rzeczywiście realnie istnieje, ponieważ są dane "za" i dane "przeciwko" używaniu. Najbardziej interesujące jest to, że po całych dyskusjach, które się wokół tego toczyły, a jak zostało powiedziane trwały lat kilkadziesiąt, psychologowie są zgodni, aby dokonywać rozstrzygnięć tego dylematu w oparciu o momenty (?) nie merytoryczne, lecz pragmatyczne. A zatem ten moment użyteczności decyduje o tym, w jakim kierunku ten dylemat jest rozstrzygany.

Ostatnia sprawa, gdy chodzi o filozofię nauki, to sprawa teoretyzowania w psychologii. Trzeba zauważyć, że wchodzimy tu na coraz wyższe poziomy. Jest sprawa tego, w jakim języku opisywać, jakimi się posługiwać terminami, gdy wychodzimy poza terminy opisowe, a potem - jak generalnie budować teorie. I znowu mamy tutaj wiele możliwości. Podamy tu tylko dwie skrajne możliwości, dwa skrajne przypadki, które pokażą, jaki jest zakres zmienności tego, co psychologowie robią teoretyzując - tu nie chodzi już o pojedyncze terminy, tylko o całe klasy terminów, o wielkie teorie.

Na jednym krańcu jest deskryptywizm (obserwacjonizm) Skinnera - nie ma u niego żadnych terminów teoretycznych. Jak już zostało powiedziane, niejawne bodźce, niejawne zachowania bądź zdarzenia prywatne nie są żadną mediacją, to jest coś, co się da zlokalizować albo po stronie zmiennych zależnych, albo zmiennych niezależnych, a nie żadnych zmiennych pośredniczących. Tu trzeba przypomnieć to, o czym już była mowa - rozważanie Skinnera na temat tego, czy teorie uczenia są konieczne. Nie są konieczne i żadne terminy teoretyczne nie są konieczne.

Na drugim krańcu jest hipotetyczno-dedukcyjny system Hulla - który próbował budować całą teorię psychologiczną na kształt nauk formalnych, dedukcyjnych, na kształt matematyki. Miałyby być odpowiedniki aksjomatów, w których miały być definiowane pojęcia (?), a potem całe twierdzenia wyprowadzane z aksjomatów przy pomocy określonych reguł dowodzenia i oczywiście mające jeszcze ufundowanie empiryczne. Między tymi dwoma skrajnymi wariantami mieszczą się jeszcze rozmaite sposoby teoretyzowania.

Nas interesują nie tylko te momenty formalne - tu deskryptywizm a tu system hipotetyczno dedukcyjny. Istnieją także momenty treściowe - chodzi o to, jakich używano terminów teoretycznych, gdy chodzi o treść, i jakie były rozkłady akcentów. Hull może służyć, po pierwsze, jako przykład momentów formalnych hipotetyczno-dedukcyjnego sposobu budowania teorii psychologicznej, a - po drugie - jako przykład preferowania terminów pewnego typu. Mianowicie terminów z zakresu motywacji i uczenia, w przeciwieństwie do tych teoretyków (np. Tolmana), którzy obok terminów dotyczących motywacji używali terminów, które nazywają rozmaite formy poznania np. oczekiwania, wyobrażenia.

Przechodzimy teraz do charakterystyki zachowania w ujęciu behawiorystów. Pewne rzeczy pojawiły się tutaj już wcześniej. Mianowicie pojawiła się sprawa charakterystyki zachowania u Watsona i Skinnera.

Gdy chodzi o ujęcie zachowania, behawioryzm jest traktowany jako psychologia S-R. Okazuje się, że ten schemat może być rozmaicie interpretowany. Dwie możliwe interpretacje są określane w następujący sposób:

S - R reflex thesis

S - R learning thesis

Pierwsza interpretacja jest równoznaczna z tezą, której właściwie nikt już dzisiaj nie przyjmuje. Jest to teoria Watsona, ujęta jako punkt odniesienia - wszelkie zachowanie jest reaktywne w swej naturze. Dzisiaj już nikt z behawiorystów takiej tezy nie głosi. Druga interpretacja dowartościowuje rolę doświadczenia w kształtowaniu się zachowania i w jego ostatecznym wyglądzie. Pozostaje tylko pytanie, jak to uczenie jest tutaj doświadczeniem?

Jest też pytanie, co psychologów odwiodło od pierwotnego zachowania reaktywnego? Okazało się, że założenie o korespondencji między strukturą zachowania a strukturą środowiska jest nieadekwatne. Zachowanie ma co najmniej trzy właściwości, które (TAŚMA)... Zachowanie jest teraz ujmowane holistycznie.

Kolejna modyfikacja, jaką należało wprowadzić, wiąże się z mediacją - zachowania nie da się ująć całkowicie w relacji do zmiennych środowiskowych, trzeba przywołać ową mediację. Trzeba tu wrócić do schematu Fodora. O fazach wyjaśniania mówił Fodor, że za punkt wyjścia trzeba przyjąć, iż zachowanie jest łącznym rezultatem zmiennych środowiskowych i wewnętrznych stanów jednostki. Jak tego założenia nie przyjmiemy, to zachowanie będzie niemożliwe do ujęcia.

Pojawiła się tu zatem i cały czas określa robotę psychologiczną zasada ekonomii myślenia, zwana niekiedy "brzytwą Okhama". Zasada ta mówi, iż nie należy mnożyć bytów ponad konieczną potrzebę. Psychologowie wyjaśniając zachowanie tą zasadą się posługują - pierwszym wyrazem ingerencji tej zasady jest to, że wprowadza się terminy teoretyczne, przyjmuje się założenie, że zachowanie jest łącznym rezultatem zmiennych środowiskowych i wewnętrznych stanów jednostki, gdy bez tego założenia poradzić sobie z zachowaniem nie można.

Po raz drugi zasada ingeruje wtedy, gdy się zaczyna charakteryzować owe mediatory, rozmaite ogniwa mediujące i przypisuje się tym wewnętrznym stanom tylko te właściwości, które muszą one mieć, by zachowanie przez odniesienie do tych mediatorów było dla nas jasne i zrozumiałe. Przypisuje się im więc tylko właściwości funkcjonalne, bo tylko to jest uprawnione w świetle zasady ekonomicznego myślenia. Przyjmowanie tych wewnętrznych stanów ponad konieczną potrzebę, przypisywanie im właściwości, których nie muszą one mieć, by mogły służyć do wyjaśniania zachowania, byłoby właśnie mnożeniem bytów.

Okazuje się też, że psychologowie dostrzegli jeszcze inne możliwości, jeżeli chodzi o ograniczenia pierwszej interpretacji formuły S-R. Pojawiła się interpretacja, którą nazywa się interbehawioryzmem - łączy się ją z nazwiskiem Kantora. W interbahawioryzmie są podkreślone związki w drugą stronę - między R a S. Tego typu interpretacje pojawiły się już wcześniej, ale u Kantora to jest centralna teza. Chodzi o ten w dwie strony realizujący się związek - jakie zachowanie ma skutki dla tego, jakie są zmienne środowiskowe?

Inny moment, który trzeba uwzględnić i który także się już pojawił, jest związany z korelacją środowiska w stosunku do jednostki. Pojawiło się mianowicie pojęcia pola zachowania i teorie polowe. Chodzi o to, co zaczęło się od Lewina, gdy wiązano zachowanie jednostki nie ze środowiskiem, tylko z polem psychologicznym jednostki. Przy czym niektórzy behawioryści mają problem przez wprowadzenie kategorii pola i posługiwanie się nim, w związku z tym, że pole jest oczywiście korelatem jednostki, ale im się wydaje, że nie można mówić o polu nie uwzględniając tego, co mentalne (czyli w świadomości).

Przechodząc natomiast do drugiej postaci tezy S-R, trzeba na początku wprowadzić kategorię uczenia. Generalnie trzeba wyróżnić dwa typy kategorii uczenia w behawioryzmie: teorie asocjacjonistyczne (np. teoria Hulla) i teorie poznawcze (np. teoria Tolmana - zgodnie z nią uczenie się jest tworzeniem mapy poznawczej środowiska, w którym obraca się człowiek czy zwierzę).

Zajmiemy się teraz kwestią filozofii umysłu. Powinno się tu zacząć od pewnych wątków negatywnych, dlatego że w ogóle może budzić zdziwienie, iż behawioryzm stać na jakąś filozofię umysłu. To zdziwienie jest o tyle uprawnione, że rzeczywiście behawioryści mają dwojakiego rodzaju opory przed odwoływaniem się do czegoś, co umysłowe, co mentalne. Opory te mają charakter filozoficzny (ontologiczny), a także metodologiczny. Behawioryści mają opory przed tym, bo stoją na stanowisku determinizmu rozumianego ontologicznie i ten determinizm jest pewnym założeniem roboczym - jak to Skinner pokazał: nie przyjąwszy na początku regularności w przedmiocie badania, nie można w ogóle budować nauki. Ten determinizm jest więc założeniem, które umożliwia całą robotę naukową.

Gdybyśmy dalej chcieli rozwijać tę część negatywną, to musielibyśmy zwrócić uwagę na zastrzeżenia psychologów, np. do kategorii cechy - to ma związek z tym, co można powiedzieć i jak można powiedzieć na temat desygnatów terminów teoretycznych. Co zatem behawiorysta jest w stanie powiedzieć o cesze, co jest w stanie powiedzieć o instynkcie, np. jako co miałoby służyć do wyjaśniana zachowania? Jak w świetle tego, co behawioryści wiedzą o zachowaniu, miałby wyglądać system nerwowy i jego funkcjonowanie, jeśli stopień komplikacji zachowania sugeruje, że pierwotne widzenie systemu nerwowego jako prostego przewodnika jest już nieadekwatne?

Zostawmy jednak na boku część negatywną i przejdźmy do części pozytywnej, aby pokazać, że behawioryści spróbowali zaproponować pewne ujęcie sprawstwa i tego, kto sprawia zachowanie. Tu będą używane takie terminy jak agent (?) - podmiot i agency - sprawstwo. Behawiorystyczne propozycje są tutaj różne - np. niektórzy uważają (Zuriff), że Skinnera da się streścić w takim sformułowaniu - self to jest pewien repertuar zachowań. Można powiedzieć, że skoro self to repertuar zachowań, to właściwie tutaj podmiotu nie ma. (??)

Pojawiły się jednak inne propozycje, np. by szukać behawioralnych, empirycznych i obiektywnych wskaźników dowolności i niedowolności działań jednostki. Psychologowie są tu optymistami i twierdzą, że da się ustalić nie budzące wątpliwości, obiektywne kryteria odróżniające dwa typy aktywności jednostki - ten typ, którego jednostka jest sprawcą (doing), i ten typ, kiedy się jej coś przydarza (happennings). Te pierwsze są dowolne, a te drugie nie. Propozycje te pojawiały się najczęściej w kontekście różnych ujęć samokontroli w neobehawioryście. Ważna była tu sprawa odróżnienia zachowania poddanego samokontroli od tych, które samokontroli poddane nie są. Tu psychologowie mają pewne interesujące pomysły - jest np. taki pomysł, by takim kryterium było odraczanie bezpośredniej gratyfikacji, która tradycyjnie była nazywana niepoddawaniem się pokusom. Niektórzy idą tak daleko - i to jest interesujące ze względu na ujęcie genetyczne - i uważają, iż zachowania warunkowane klasycznie byłyby nie dowolne, a te warunkowane instrumentalnie miały być dowolne.

Najciekawsze jednak pomysły wiążą się z internalizacją tego, co zewnętrzne, dokładnie z internalizacją innego czy innych. Pora przejść do charakterystyki behawioryzmu społecznego Georga H. Meada. Jest w języku polskim wielka praca Meada Umysł, osobowość i społeczeństwo (Mind, self and society). Tytuł pokazuje, na czym polegał społeczny charakter tego behawioryzmu - behawioryzm Meada akcentuje bowiem społeczny kontekst, społeczny rodowód selfu i umysłu oraz społeczny rodowód podmiotu ujętego jako I and Me ("ja" podmiotowe i "ja" przedmiotowe). Mamy tu zatem do czynienia z ujęciem genetycznym.

Mead występuje w opozycji do Watsona i Wundta. W opozycji do tego pierwszego dlatego, iż koncentracja nad zachowaniem spowodowała, że Watson nie dostrzegł tego, co Mead nazwał postawą, a co jest fragmentem, fazą, początkiem, aspektem zachowania jednostki, a w opozycji do tego drugiego, ponieważ założył on osobowość przed społeczną komunikacją i interakcją. U Meada wszystko bazuje na ujęciu gestu (definicji gestu), potem znaczenia gestu, potem na wyróżnieniu takiej klasy gestów, jak gesty wokalne, i pokazaniu ich wyjątkowej roli, pokazaniu jak dzięki gestom wokalnym rodzi się umysł, self, osobowość, a wreszcie ja podmiotowe i przedmiotowe. Podstawowe jest znaczenie gestu - gest znaczy to, co my zrobimy w odpowiedzi nań. Znaczeniem gestu jest reakcja na gest. Trzeba zwrócić uwagę, że tu nie ma nic świadomościowego.

Z kolei gest wokalny jest gestem szczególnym, jest równie łatwo dostępny dla tego, kto go emituje, jak i dla jego słuchaczy. To jest punkt wyjścia: we mnie może powstać implicite reakcja, która jest reakcją explicite u słuchaczy. To jest punkt wyjścia genezy umysłu, osobowości, "ja" podmiotowego i przedmiotowego.

Mead miał zatem zupełnie wyjątkową propozycję ujęcie genetycznego tego, co interesuje psychologię - chciał mianowicie ze społecznego funkcjonowania jednostki wyprowadzić genetycznie umysł, osobowość i podmiot. Trzeba pamiętać, że jest to ujęcie opozycyjne do Wundta, który lokalizował logicznie i chronologicznie osobowość przed komunikacją.

Mead uważał, że znaczenie gestu nie jest jakimś mentalnym dodatkiem, mentalnym tworem dodanym do gestu. Znaczenie gestu zawiera się według niego w społecznej reakcji na gest - bo, jak to już zostało powiedziane, gest znaczy to, co zrobimy w odpowiedzi nań. Zostało już także powiedziane, jak Mead rozumie wyjątkową pozycję gestu wokalnego - gest ten jest tak samo łatwo percypowany, a dokładniej, tak samo łatwo na niego zareagować temu, kto słucha, jak i temu, kto ten gest emituje. Inne gesty tej uprzywilejowanej pozycji nie mają - można wykonywać do kogoś gest ręką i widzieć go tak samo, jak widzi go jego odbiorca, ale wystarczy, że jest ciemno i już to staje się niemożliwe. Tymczasem gest wokalny jest niemal zawsze tak samo łatwo dostępny odbiorcy tego gestu, jak i jego nadawcy.

Mead mówi, że właśnie z gestów wokalnych w ich funkcjonowaniu społecznym rodzi się (ujęcie genetyczne) umysł, jaźń, osobowość, świadomość.

Mamy więc u Meada trzy momenty wyjściowe:

- znaczenie gestu,

- wyjątkowa pozycja gestu wokalnego,

- dwie postaci reakcji na gest:

* postać explicite - którą emituje odbiorca gestu;

* postać implicite - postawa, skłonność, gotowość do reakcji.

Postać implicite to jest właśnie to, o czym zapomniał Watson. Moja reakcja na gest, który wykonuję do kogoś innego, ma postać pewnej postawy, ale nie rozumianej tak, jak się to rozumie dzisiaj w psychologii społecznej, tylko jako takiej "gotowości do".

Z tych trzech momentów można wyprowadzić to, jak Mead rozumie umysł, jaźń, osobowość i podmiot. Na przykład, umysł (albo jeszcze inaczej - myślenie) jest dla Meada wymianą (wymiana - to jest ten społeczny moment) gestów w formie symboli znaczących.

(Samo)świadomość rozumiana jest z kolei jako zjawisko polegające na wzbudzeniu w sobie zbioru postaw wywoływanych u innych. Pojawiają się tu dwa dookreślenia. Pierwsze mówi, że chodzi o te postawy, które reprezentują ważne czy znaczące dla społeczności reakcje - co powoduje, że dokonuje się tu pewne zawężenie. Natomiast drugie dookreślenie to, co zostało tak zawężone, uogólnia - chodzi nie o wszystkie reakcje, tylko o uogólnione inne. Pojawia się tu streszczenie tego, co społeczność zrobiłaby w odpowiedzi na mój gest.

Natomiast osobowość rozumiana przez Meada jako proces ma dla niego specjalną właściwość, a mianowicie to, że jest ona obiektem dla siebie samej. Mead oczywiście wiązał osobowość ze świadomością i jest to moment konstytutywny dla świadomości - świadomość jest obiektem dla siebie samej. Mead wydobywszy ten ciekawy moment, pytał o to, jak jest możliwe, by coś było obiektem dla siebie samego.

Trzeba teraz powiedzieć, jak Mead rozumiał "ja" podmiotowe i przedmiotowe. Ten charakterystyczny podział rozpoczął się od Jamesa i dzisiaj jest już ogólnie przyjęty. Mead pojął "ja" przedmiotowe jako dwa aspekty, dwie fazy osobowości. Skoro osobowość jest procesem, to możemy tu mówić o pewnych fazach. "Ja" przedmiotowe to jest zorganizowany zbiór postaw innych, a "ja" podmiotowe to moja reakcja na te postawy. Ja reaguję na postawy, które mam w sobie.

Mead słusznie zwraca uwagę, że póki nie zareaguję, nie wiem, jaka jest moja reakcja - "ja" podmiotowe jest więc nieokreślone tak długo, jak długo nie nastąpi reakcja na "ja" przedmiotowe.

Jak jednak to wszystko jest możliwe? Mead pisze tak:

Jak jednostka może wyjść z siebie w danym doświadczeniu w taki sposób, aby stać się dla siebie samej obiektem? Jest to podstawowy problem psychologiczny osobowości czy samoświadomości. Rozwiązania problemu trzeba szukać w procesie postępowania lub działania społecznego, w który jest zaangażowana dana jednostka. Waga tego, co określamy jako komunikację, leży w tym, że dostarcza ona formy zachowania, w procesie którego organizm, jednostka może się stać dla siebie przedmiotem. Jest to ten rodzaj komunikacji, który rozważaliśmy, komunikacji skierowanej nie tylko do innych, ale i do siebie samego. W takiej mierze, w jakiej ten typ komunikacji stanowi część zachowania, wprowadza ona przynajmniej osobowość.

Zatem to, że ja mogę być obiektem dla siebie samego, to jest konsekwencja moich stosunków z innymi, komunikacji z innymi. Komunikacja w postaci gestów znaczących, wokalnych, jest źródłem samoświadomości, źródłem osobowości. Mead pisze dalej, co następuje: jednostka przyjmuje tę postawę implicite taką, jaką explicite przyjmuje otoczenie, nie dlatego, by ją po prostu powtórzyć, ale by zintegrować się z odbywającą się złożoną reakcją społeczną.

Postawy "uogólnionego innego" nie przyjmuję, żeby ją powtórzyć, ale by zintegrować się z odbywającą się reakcją społeczną. Gdyby nie to, nie ta postawa implicite, integracja z innymi byłaby niemożliwa. Po to, by wejść w rozwinięty kontakt społeczny, trzeba tę postawę uogólnionego innego w sobie przyjąć. Tu pojawia się kategoria internalizacji. Mead pisał: nie widzę innego sposobu, w jaki inteligencja mogła powstać, poza internalizacją przez jednostkę społecznych procesów doświadczenia i zachowania, to znaczy poza internalizacją konwersacji za pomocą gestów znaczących. Dokonuje się więc internalizacja konwersacji między jednostkami. Uwewnętrznia się to, co jest pierwotnie zewnętrzne, bo jest społeczne.

Sama ta internalizacja staje się możliwa dzięki działaniu jednostki polegającym na przyjmowaniu przez nią postawy innych jednostek wobec niej, wobec tego, co się o niej myśli.

Perspektywy, jakie otwiera ta koncepcja, pokaże inny jeszcze fragment: Związek między umysłem a ciałem odpowiada w rzeczywistości związkowi istniejącemu między organizacją osobowości w jej zachowaniu jako członka racjonalnej społeczności z organizmem cielesnym jako przedmiotem fizycznym. Linia demarkacyjna między osobowością i ciałem znajduje się przede wszystkim w społecznej organizacji działania, w której powstaje osobowość. (?)

A więc gdyby nie społeczność, to w ogóle by nie było tego, co psychologiczne, byłoby tylko to, co fizjologiczne. I oczywiście nie ma problemu psychofizycznego. To nie jest teraz problem między duszą i ciałem, tylko problem między tym, co fizjologiczne, a tym, co społeczne - bo społeczna jest geneza umysłu i osobowości.

Mead to jednak nie jedyne słowo behawiorystów w tych zupełnie podstawowych sprawach. Wrócimy jeszcze do Zuriffa. Gdy rozważa on, to, co behawioryści powiedzieli w obrębie filozofii umysłu, to rozważa m.in. sprawę wypowiedzi introspekcyjnych. Tu trzeba powiedzieć, jak Skinner reinterpretował wypowiedzi introspekcyjne typu np. "boję się". Geneza ich jest taka, że są one uwarunkowane na drodze warunkowania sprawczego, instrumentalnego jako zachowania sprawcze. Dla Skinnera są to zachowania typu samoopisu.

Druga rzecz, o której należałoby powiedzieć, to jest Tolmana pomysł na rozwiązanie tej sprawy, co jest przedstawione w dziele Zachowanie celowe zwierząt i ludzi. Punktem wyjścia jest potraktowanie mowy jako tzw. postaci znakowej, dzięki czemu da się powiedzieć, co jest znakiem, a co jest oznaczane, i pokazać najpierw mowę w ogóle, a potem ten jej fragment, który jest wypowiedziami introspekcyjnymi.

Chcemy tu jednak zwrócić uwagę jeszcze na coś innego, a mianowicie na sposób wyeksponowania przez behawiorystów problematyki świadomości. Świadomość behawiorystów niesłychanie intrygowała. Na przykład charakterystyczne jest to, co Tolman zrobił - zanim zaczął zastanawiać się nad świadomością, powiedział, że punktem wyjścia rozważań powinno być nie to, czy świadomość jest czy jej nie ma, lecz to, że ludzie są przekonani, że mają świadomość. Najpierw powinno się wyjaśniać to przekonanie - jak ono mogło powstać, a potem dopiero zastanawiać się, czy jest on słuszne.

Jest też taki artykuł Hebba zatytułowany Oko duszy, w którym formułuje on tezę, że introspekcja to wynalazek nowożytnych psychologów. Nie jest tak, że psychologowie odkryli introspekcję, coś, co tylko oni ją wynaleźli, i trzeba czym prędzej o tym ich wynalazku zapomnieć. Należy to tak rozumieć, że nieprawdziwe jest przekonanie, że mamy jakiś specjalny dostęp do własnego umysłu. Natomiast Tolman pisał, że starzy, poczciwi behawioryści zapełniali setki stron protokołami z introspekcji. Pojawia się pytanie, czym dla nas jest to, co oni robili? Jak to reinterpretować?

Kolejna ważna kwestia, do której trzeba nawiązać, to behawiorystyczna teoria sprawstwa. Zuriff odkrywa w behawioryzmie coś, co nazywa kontekstową teorią sprawstwa. Najpierw Zuriff stawia tu kwestię metodologiczną - mianowicie pyta, jak możemy się przekonać, czy coś jest czy coś nie jest sprawiane przez jednostkę?

Sprawiane jest to, co on nazywa doings w odróżnieniu od happenings (tego, co się jednostce przytrafia). Doings to efekt sprawstwa - to, co ja robię. Trzeba tu zwrócić uwagę, że jest to ładne nawiązanie do tego, co już kiedyś zostało powiedziane na temat podmiotowania. Po czym my możemy rozpoznać doings w odróżnieniu od happenings? Zuriff mówi, że oczywiście nie po tym, że za doings jest coś w umyśle. Możemy rozpoznać koncentrując się na relacjach funkcjonalnych łączących jedne zachowania i inne zachowania od doings i happenings oczywiście ze zmiennymi środowiskowymi. Te zależności, te relacje funkcjonalne wyglądają tu inaczej. Ja po tych relacjach rozróżnię doings od happenings. To, co ostatecznie okazuje się być w doings, zależy od historii i sprawności jednostki, podczas gdy happenings ani od historii ani od sprawności jednostki nie zależą.

Jest jeszcze trzeci interesujący moment, a mianowicie moment pewnej niewrażliwości owych doings na zmianę parametrów środowiskowych, podczas gdy happenings są niesłychanie wrażliwe na to, co się aktualnie w środowisku jednostki dzieje.

Uzyskaliśmy zatem precyzyjne kryterium odróżnienia tego, co jest sprawiane przez jednostkę, od tego, co się jej przytrafia. A ta sprawność jednostki i jej historia to jest ów kontekst.

Wykład XII

PREZENTACJA PSYCHOLOGII HUMANISTYCZNEJ

Psychologia humanistyczna jest nazywana "trzecią siłą" w psychologii. Trzecią poza behawioryzmem i psychoanalizą. Będzie nas tu interesować najpierw dokonana przez psychologię humanistyczną rekonstrukcja behawioryzmu i psychoanalizy, a potem ich krytyka.

Podstawowy moment psychologii humanistycznej to jest pewien obszar problematyki związany ze szczególnym, zdaniem jej twórców, pomijanym do tej pory przedmiotem badania - chodzi tu o to, co specyficznie ludzkie.

Przyjmuje się dwie umowne daty zapoczątkowania ruchu zwanego psychologią humanistyczną. W roku 1960 powstała American Ascociation for Humanistic Psychology czyli Amerykańskie Towarzystwo Psychologii Humanistycznej, a rok później (1961) powstało czasopismo - Journal of Humanistic Psychology. Te dwa momenty instytucjonalizują psychologią humanistyczną. Ale oczywiście psychologowie humanistyczni szukają swojego rodowodu bardzo daleko - "przodków" dla tej psychologii próbuje się znaleźć już w starożytnej Grecji. I rzeczywiście psychologia humanistyczna powstała w opozycji do czegoś, co się nazywa Arystotelesowskim absolutyzmem.

Abstrahując od tych momentów chronologicznych genezę psychologii humanistycznej wiąże się z tradycją Leibniza i Locka. Jak była mowa już wcześniej wątek Leibniza był w psychologii zaniedbany i psychologia humanistyczna "nadrabia tu zaległości". Natomiast Lock był znaczącą postacią dla klasycznej psychologii świadomości zatem przez te tradycję Locka i Leibniza trzeba widzieć tutaj złożoność całej problematyki. Trzeba tutaj wypunktować momenty pozytywne i negatywne, które do tej tradycji się jakoś mają.

Zdaniem psychologów humanistycznych znaczące było fiasko neopozytywistycznego modelu nauki, a jeszcze konkretniej chodziło o zbyt ciasne rygory nałożone w wyniku tego modelu na psychologię jako naukę. Te rygory uniemożliwiły koncentrację na tym, co specyficznie ludzkie. Pojawił się zatem postulat nowej filozofii nauki i poszerzenia wyjściowego modelu.

W tradycji tej chodzi jednak nie tylko o wątki metodologiczne, ale także o nową koncepcję człowieka, która nawiązuje do Leibniza. Ale jeszcze wyraźniej nawiązuje do myśli egzystencjalnej - konkretnie nawiązuje w swoim nacisku na dynamikę stawania się jednostki (jest np. taka praca Rogersa Becoming - "Stawanie się").

Nawiązuje psychologia humanistyczna także do tradycji fenomenologicznej - zarówno do metody jak i do określonych tam propozycji teoretycznych. Nasza uwaga powinna być tutaj skoncentrowana na takich sprawach jak: przeciwstawienie wyjaśniania genetycznego doświadczaniu, a także na tym, że psychologowie humanistyczni twierdzili, że trzeba widzieć świat z perspektywy człowieka, a nie obiektywnie (jak w Kopernikańskim ideale nauki). I wreszcie psychologia humanistyczna nawiązuje do praktyki psychoterapeutycznej.

Zaprezentujemy teraz fragment z takiego wstępu do.... (TAŚMA). Sutich "Myśl zachodnia..."

Myśl zachodnia, tak jak rozwijała się przez ostatnie cztery stulecia stanowiła represję, czyli stłumienie pewnych wymiarów ludzkiej egzystencji. Wszystko, co należało do wewnętrznego życia duszy i ducha uległo represji. Psychoanaliza jest częściowym oswobodzeniem tych stłumionych wymiarów egzystencji ludzkiej. Odkryła ona wymiar głębi tej egzystencji w formie nieświadomości, odkryła również jej (?) strukturę i (??). Psychoanaliza odkryła autonomię egzystencji, którą pominęła zorientowana (?) myśl zachodu. Myśl ta jest jednostronna, ponosi skutki nadmiernego akcentowania użyteczności, utylitaryzmu, działań celowych, które są skierowane na kontrolowanie i zmianę świata zewnętrznego. Myśli i działania zachodu są w przeważającej mierze motywowane przez motywy egoistycznej użyteczności. Życie jest zdominowane przez funkcjonalizm, który ocenia wszystko - siebie innych i otoczenie, stosownie do ekonomicznej i technicznej funkcji. Postawa ta pochodząca z dziedziny interesu i techniki oraz terminologii nauk przyrodniczych spenetrowała wszystkie sfery życia. Fragment ten wyraźnie krytykuje zarówno behawioryzm jaki i psychoanalizę. Przy czym psychoanaliza jest tutaj o wiele łagodniej potraktowana i docenia się jej dorobek w postaci uchwycenia głębi ludzkiej psychiki. Najwięcej "dostało się" behawioryzmowi za jego utylitaryzm. Jest teraz jasne, że w tym przeciwstawieniu tego, co utylitarne i tego, co nie utylitarne zostało dokonane charakterystyczne przesunięcie akcentów, gdy chodzi o przedmiot badania. Wbrew temu, co było wcześniej akcent ma teraz spoczywać na nie-celowym, ekspresyjnym zachowaniu. Na pewnym receptywnym słuchaniu świata, na jego kontemplacji. Nie na tym co funkcjonalne czy użyteczne, lecz na tych istotnych czy istotowych jakościach tego, co istnieje. Nas oczywiście najbardziej interesuje opozycja wobec określonej koncepcji człowieka, która zdaniem psychologów humanistycznych była implicite założona (tak w psychoanalizie jak i w behawioryzmie).

Dalej czytamy u Suticha: Nie trzeba koniecznie negować prawd zawartych w każdym z tych sformułowań (chodzi o psychoanalizę i behawioryzm) by poznać, że jest jeszcze inna perspektywa. Człowiek widziany z perspektywy egzystencjalnej, perspektywy opartej na wewnętrznej fenomenologii, nie odznacza się tylko właściwościami charakterystycznymi dla maszyn. Nie jest wyłącznie istotą będącą we władzy nieświadomej motywacji. Tu widać tą perspektywę egzystencjalną i fenomenologiczną jako znaczące momenty pewnego nastawienia, a potem strategii badawczych. Jest tu także opozycja wobec traktowania człowieka jako maszyny. Jaki więc jest obraz człowieka zawarty w psychologii humanistycznej? Człowiek - piszą - jest osobą w procesie stwarzania samej siebie - osobą stwarzającą czy nadającą życiu sens. Osobą realizującą wymiar subiektywnej wolności. Jest kimś, kto chociaż jest fragmentem niesłychanie złożonego świata i jego przeznaczenia jest również zdolny do tego świata i tego losu przekraczania. Tutaj pojawia się kategoria transcendencji jako istotna dla charakterystyki człowieka - człowiek jest zdolny do przekraczania świata i jego przeznaczenia. Tego, co istotne dla człowieka nie jest w stanie ująć ani opis procesu warunkowania ani opis nieświadomości.

Ta nowa psychologia humanistyczna zawiera ziarna nowej filozofii nauki, która nie będzie się obawiać znalezienia miejsca dla osoby. Powstaje tutaj pytanie jaka to filozofia nauki umożliwia ujęcie człowieka jako osoby - osoby ujętej tak jako obserwator, czyli podmiot obserwacji jak i przedmiot obserwowany? Osoba, która miałaby zarówno aspekt subiektywny jak i obiektywny. Ta nowa psychologia dzięki nowej filozofii nauki będzie zawierać obraz człowieka jako kogoś subiektywnie wolnego, dokonującego wyboru, odpowiedzialnego, twórcę samego siebie. Chodzi o to, żeby ująć człowieka w ludzkiej perspektywie - cały świat ujmować z naszego własnego punktu widzenia, a nie obiektywnie - jest to zerwanie z ideałem Kopernikańskim. Psychologowie humanistyczni mówią wręcz, że nawet fizycy pogodzili się z tym, że obiektywne widzenie świata jest po prostu niemożliwe.

Dla nas istotne jest tutaj jaka jest ta nowa filozofia nauki, która ma umożliwić uchwycenie tego wszystkiego, co wcześniej było niemożliwe? Nawiążemy do znanego już schematu, który jest we wstępie do książki Madsena (?) "Teorie motywacji". Schemat ten pokazuje strukturę psychologii jako systemu wiedzy, mówi o trzech takich warstwach:

1)METAWARSTWA

2)WYJAŚNIENIE - teoria

3)OPIS - zdanie sprawy z tego, co jest dane w doświadczeniu

Do niedawna psychologom wydawało się, że istnieją tylko warstwy 2) i 3). Co więcej uważano, że teoria w żaden sposób nie określa opisywania przedmiotu badania - przechodzimy od opisu do teorii. Potem okazało się, że istnieje jeszcze metawarstwa - nad warstwą teoretyczną, zawierająca przesądzenia ontologiczne na temat przedmiotu badania, epistemologiczne dotyczące sposobu badania i przesądzenia metodologiczne. Zdaniem Madsena istnieją związki tak głębokie, że metawarstwa określa sposób opisu przedmiotu badania.

Co jest znaczące dla psychologii humanistycznej to to, że wyeksponowała, że w przypadku psychologii w metawarstwie mieści się coś, co można nazwać koncepcją człowieka. Jak twierdzi Madsen ta metawarstwa była zawsze tzn. za behawioryzmem, za psychoanalizą można było znaleźć, odczytać, zrekonstruować określoną koncepcję człowieka. Jest jasne, że ta koncepcja człowieka była nieadekwatna.

Jest jeszcze u Madsena spiralny schemat rozwoju psychologii, który pokazuje jaka filozofia stoi za psychologią.

Nas teraz interesuje pytanie na jakim etapie tego rozwoju jest psychologia humanistyczna i jaka się za nią mieści filozofia nauki? Za do tej pory istniejącym koncepcjami można zidentyfikować różne filozofie, na przykład, za psychologią klasyczną pozytywizm, za behawioryzmem pozytywizm logiczny. To, co stoi za psychologią humanistyczną nazywa Madsen poszerzonym (rozbudowanym) racjonalizmem (poszerzony wiąże się tu z pewnym osłabieniem - poszerzony znaczy także osłabiony). Ten poszerzony racjonalizm jest traktowany jako koncepcja, która ma trzy takie wątki:

- empiryzm,

- racjonalizm,

- metaforyzm.

Poszerzenie racjonalizmu wiąże się więc z jego relacjami do empiryzmu, a przede wszystkim do metaforyzmu. Metaforyzm to zdaniem Madsena szczególna epistemologia, która kładzie nacisk na intuicję jako na główne źródło poznania. Zatem ta zintegrowana filozofia nauki (integrująca te trzy wątki - empiryzmu, racjonalizmu, metaforyzmu) ma za swoją istotę taką tezę: hipotezy naukowe i teorie w nauce są reflektem myślenia (to jest ten wątek racjonalistyczny) ale są inspirowane przez intuicję, a nadto są jeszcze określone przez czynniki kulturowe, a są testowalne przy pomocy nauk empirycznych. Rzeczywiście jest tutaj próba jakiegoś skomplikowanego połączenia w jedną całość tych trzech wątków.

W tym, co zostało powiedziane do tej pory był pokazany ten negatywny moment, ta krytyka zastanego behawioryzmu i zastanej psychoanalizy. Psychologowie humanistyczni mają jednak tendencję do włączania w swoją psychologię tego, co ich zdaniem, było "zdrowe" we wcześniej zaistniałych koncepcjach. Chcą wziąć to, co dotąd było w przedmiocie, w metodzie, w perspektywie, zarówno w behawioryzmie

jak i psychoanalizie i włączyć. Chcą też skorzystać z tego, co zostało pominięte. Twierdzą, że są otwarci na wszystkie problemy, wszystkie sposoby poznania, wszystkie źródła informacji tak, że w rezultacie mamy twórcze, a nie tylko takie tradycyjne myślenie w problematyce psychologicznej.

Trzeba teraz przedstawić pozytywne, konkretne propozycje psychologii humanistycznej. Możemy tutaj mówić tylko o pewnych wybranych fragmentach tego, co w tej psychologii jest. Mamy prawo to robić dlatego, że psychologia humanistyczna nie stanowi jednej całości. Istnieją tu wewnętrzne spory o sprawy bardzo podstawowe.

Szczególnego podkreślenia wymagają tu najpierw pewne charakterystyczne kategorie. Podstawową kategorią jest kategoria samorealizacji albo samoaktualizacji, drugą taką charakterystyczną kategorią jest kategoria transcendencji, trzecią jest kategoria sensu związana z tym jak sens odkrywać. Inną ważną kategorią jest kategoria rozwoju - rozwoju określanego po angielsku jako growth. Nie jest to więc ten rozwój, którym zajmuje się psychologia rozwojowa (po angielsku development), termin growth sygnalizuje specyficzne rozumienie. Jeszcze innym terminem, który się tutaj często pojawia jest termin doświadczenie np. jest coś takiego jak doświadczenie wzrostu czy rozwoju (growth experience) i jest doświadczenie szczytowe (peak experience) - charakterystyczny termin Maslowa. Pada tutaj także taki bardzo trudno przekładalny termin, a właściwie nie mający jednego odpowiednika w języku polskim - being - to jest byt, czyli to, co istnieje i istnienie (?).

Gdybyśmy mieli teraz przeciwstawić to temu, co było wcześniej to trzeba by przeciwstawić rozwój przystosowaniu. To jest takie charakterystyczne przeciwstawienie, charakterystyczne rozróżnienie. W konsekwencji także jest to charakterystyczne rozróżnienie nie tylko na zachowanie ukierunkowane na przystosowanie z jednej strony, a na rozwój z drugiej strony, lecz także nastawienie na przystosowanie i na rozwój. W konsekwencji to nastawienie jest rezultatem przechodzenia przez doświadczenia rozwoju. Jak ktoś ma za sobą takie doświadczenie rozwoju, doświadczenie wzrostu to w nim się wykształca nastawienie na rozwój. W rezultacie istnienia tych nastawień u jednych i braku u innych można dokonać podziału ludzi na tych ukierunkowanych na rozwój i ukierunkowanych na przystosowanie. Jest jasne, że przystosowanie to jest to zachowanie celowe, przeciwstawione takiemu kontemplatywnemu, słuchającemu nastawieniu do świata.

Wspomniana już kategoria transcendencji jest kategorią bardzo ważną, bo w tym wychodzi jeszcze raz ta opozycja. Mianowicie psychologowie humanistyczni twierdzą, że wcześniejsze widzenia człowieka, jego natury i stosunku do świata były takie, że zgodnie z nimi idealnym stanem człowieka byłoby zerwanie jego kontaktów ze światem, odgrodzenie się od niego. Tymczasem, ich zdaniem, konstytutywną cechą człowieka jest transcendencja czyli wychodzenie ku światu i ku innym. Owo transcendowanie ku światu jest elementem natury człowieka. Bardzo mocna eksponował to Viktor Frankl. Jest on także autorem pewnej interesującej opozycji wobec kategorii samoaktualizacji (samorealizacji). Mianowicie uważa on, że gdyby tak jak uważają psychologowie humanistyczni uczynić celem aktywności człowieka samoaktualizację (samorealizację) to upodobniłoby psychologię humanistyczną do krytykowanych przez nią

wcześniejszych teorii motywacji opartych na kategorii popędu. Aby tego uniknąć trzeba, zdaniem Frakla, potraktować sprawę inaczej i powiedzieć, że tym, co określa funkcjonowanie człowieka ma być nie samorealizacja lecz odkrycie, a potem zrealizowanie w życiu sensu. Samorealizacja ma być mimochodem uzyskanym rezultatem życia, które jest ukierunkowane na wykrycie i zrealizowanie sensu. Frankl stanowi jeszcze jeden interesujący przykład tej próby syntetyzowania różnych wątków w psychologii humanistycznej. Jest taka jego propozycja by to, co zostało teraz powiedziane potraktować jako pewien fragment większej całości, której inne fragmenty stanowiłaby, zwalczana skądinąd przez psychologów humanistycznych, teoria motywacji Freuda i Adlera. Frankl proponuje taką ideę aby wykorzystać wcześniejsze ujęcia motywacji:

- will to pleasure - zasada przyjemności (Freud)

- will to power - dążenie do znaczenia (Adler)

- will to meaning - to jest zdaniem Frakla podstawowa motywacja człowieka dojrzałego - odkrycie i zrealizowanie sensu.

Te trzy tendencje, te trzy zasady należy ująć rozwojowo. Zasada pierwsza określa funkcjonowanie małego dziecka, druga określa funkcjonowanie dziecka dorastającego, a ta ostatnia funkcjonowanie człowieka dojrzałego (nie tylko w latach lecz w rozwoju). I tak próbuje się robić syntezę z wcześniej formułowanych ujęć.

Frankl jest autorem jeszcze jednej interesującej propozycji - chodzi tu o propozycję opracowania motywującej funkcji wartości i przeciwstawienia sposobów motywowania jednostki przez popędy i wartości.

W nawiązaniu do kategorii samorealizacji, kategorii rozwoju trzeba wprowadzić takie charakterystyczne dla psychologii humanistycznej, pochodzące od Maslowa rozróżnienie potrzeb i metapotrzeb. To, co dla nas jest istotne to próba takiego hierarchicznego pogodzenia potrzeb i metapotrzeb. Potrzeby rozwoju to są potrzeby nadbudowane nad potrzebami płynącymi z braku czegoś. Trzeba tu podkreślić to, że ta potrzeba rozwoju będąca metapotrzebą ma charakter instynktowny - to jest pewna metaforyka, która ma pokazać, że nie jest to żaden luksus, tylko że jest to integralny element natury człowieka. W nawiązaniu do swojej praktyki Maslow próbuje pokazać w jaki sposób zapoznanie (?) tego, co ludzkie prowadzi do patologii. Jest u niego taka kategoria syndromu Jonasza, która ma pokazać jakie są skutki niezrealizowania swojego powołania.

Jest jeszcze jedna propozycja. Zgodnie z zapowiedzią wracamy tutaj do Arystotelesowskiego absolutyzmu. Jest taka kategoria jak kategoria syntonii. Nawiązuje ona negatywnie do Arystotelesa ponieważ nawiązuje do zasady wyłączonego środka (ontologicznej zasady tożsamości). Chodzi w niej to, że coś nie może być jednocześnie a i nie-a. Natomiast psychologowie humanistyczni mówią, że wcale tak nie musi być. W jednym z podanych wyżej cytatów było wyraźnie powiedziane, że człowiek jest fragmentem świata, jego przeznaczenia, ale równocześnie jest subiektywnie wolny, jest w stanie przekraczać świat i jego przeznaczenie. Są do pogodzenia determinizm i wolność. Takie widzenie jest zerwaniem z zasadą tożsamości i jest próbą pogodzenia w obrębie świata przeciwnych ujęć - determinizmu i wolności. Kategoria syntonii ma wydobywać takie możliwe do pogodzenia rysy czy momenty w obiekcie badania. W rezultacie psychologowie humanistyczni chcą wypatrywać u ludzi takie syntoniczne i niesyntoniczne widzenie rzeczywistości i w konsekwencji dzielić ludzi na tych syntonicznych i asyntonicznych.

Wykład XIII

PSYCHOLOGIA HUMANISTYCZNA

Na koniec zajmiemy się metodologią psychologii humanistycznej, bo być może jest jasne, że ten, skądinąd bardziej interesujący, program, pozostanie tylko programem, gdy nie będzie możliwości jego zrealizowania.

Żeby się temu przypatrzeć przytoczymy tutaj tekst Rogersa jednej z czołowych postaci psychologii humanistycznej. Tekst ten dotyczy sposobów weryfikacji twierdzeń. Nie chodzi tu już o narzędzia badawcze, o techniki badawcze, chociaż te też musiały psychologów humanistycznych interesować. Rogers wskazuje trzy sposoby poznania, wyróżniane ze względu na sposoby weryfikacji twierdzeń. Jeden z tych sposobów zwany jest poznaniem subiektywnym - weryfikacja dokonuje się przez użycie, wykorzystanie jako punktu odniesienia (do tego by weryfikować twierdzenia) dziejącego się, stającego się strumienia naszego przedpojęciowego doświadczenia. Rogers nie omieszkał przy okazji eksplikacje tego sposobu zwrócić uwagę na jego wszechobecność w codziennym życiu i funkcjonowaniu. Drugi typ poznania to poznanie obiektywne - oparte na zastanej podstawie odniesienia, weryfikowalne zarówno przez zewnętrznie obserwowalne operacje jak i przez oparte o empatię wnioskowanie odnośnie do reakcji punktu odniesienia (?). Musi być jakaś grupa odniesienia i odnosząc do niej to, co nas interesuje badamy wartość twierdzeń. Owa empatia to ten psychologiczny proces stanowiący podstawę pozytywizmu logicznego, operacjonizmu, w ogóle struktury nauki. Trzeba by się było oczywiście zastanowić nad tym, czy taka konstrukcja poznania obiektywnego jest słuszna - to co tutaj budzi wątpliwości to oczywiście jakaś nie wiadomo jak rozumiana, empatia jako podstawa wnioskowania. Ważne jest tutaj jednak to, co Rogers ma do powiedzenia negatywnie o tym poznaniu, o jego wartości. Krytyka tego sposobu, jak się później okaże, jego oddalenie do określonego poziomu czy etapu rozwoju nauki jest tutaj znacząca dla tego, co za chwilę będzie powiedziane pozytywnie, dla tego jaki jest ten trzeci sposób, którego oferta, jak twierdził Rogers, stanowi istotny walor psychologii humanistycznej. To, co tutaj Rogers zarzuca temu poznaniu to oczywiście jego obiektywizm. Jak pisze chodzi tutaj o to, że obiektywność może dotyczyć tylko obiektów ożywionych czy nie ożywionych, ten sposób poznania przekształca wszystko, co bada w obiekty. Ujmuje to, co bada tylko w jego aspekcie obiektywnym. Jest tutaj wyraźnie powiedziane, i to jest podstawowy zarzut, który psychologowie humanistyczni formułowali w stosunku do poznania obiektywnego, że to, co jest badane jest obiektywizowane czyli czynione przedmiotem. Gdybyśmy teraz mieli wyostrzyć to powiedzielibyśmy - urzeczawiane. A więc to, co najistotniejsze, a więc to, co nie rzeczowe, a osobowe, czy podmiotowe - status obiektu badanego zostaje w ten sposób w ogóle nie chwycony i zostaje pominięty na boku. Chwyta się najwyżej właśnie to, co z tego przedmiotu badania drugiego człowieka tylko zaledwie obiektywne, a to co jest istotne, istotowe, mianowicie jego podmiotowy status jest w ogóle nie możliwe do chwycenia jako z natury tego sposobu poznania. Teraz jest ciekawe, co przy tak radykalnej krytyce, Rogers miał do zaproponowania. Rogers pisał tak: gdzieś pomiędzy tymi dwoma typami poznania - subiektywnymi obiektywnym - znajduje się typ trzeci, który stosuje się przede wszystkim do poznania innych ludzi i wyższych organizmów, który z braku lepszego terminu określam jako międzyludzkie poznanie. Jest więc sposób subiektywny, obiektywny i tzw. poznanie międzyludzkie. A jak tutaj weryfikuje się hipotezy? Odpowiedź jest następująca - w ramach tego poznania międzyludzkiego wykorzystuje się wszystkie dostępne sprawności oparte o empatię i zrozumienie, by uchwycić znaczące aspekty czyjegoś fenomenologicznego pola, by dostać się do wnętrza prywatnego świata znaczeń i przekonać się, czy posiadane przez nas rozumienie jest prawidłowe. Obiektem poznania międzyludzkiego są znaczące aspekty czyjegoś fenomenologicznego pola, wnętrze prywatnego świata znaczeń. Wykorzystuje się wszystkie dostępne w tym zakresie sprawności. Przykładowo można zapytać kogoś czy nasze rozumienie jego prywatnego świata znaczeń jest prawidłowe, można obserwować gesty, słowa, jak i oczywiście wnioskować z nich. Można stwarzać, jak to ma miejsce w psychoterapii, "klimat", by w tym "klimacie" ktoś się otworzył, ujawnił. Dalej pisał Rogers: w tym międzyosobowym czy fenomenologicznym sposobie poznania empatia jest skierowana na inną jednostkę, hipotezy są tu badane przez podniesienie ich do bardziej właściwego obrazu jaki możemy uzyskać w odniesieniu do wewnętrznej podstawy wnioskowania(?) ustosunkowania się danej jednostki do otoczenia. Tutaj jest jakaś nadzieja na to, że mając jakiś obraz tego wewnętrznego świata znaczeń, jakieś jego rozumienie, w miarę posuwania się w tym poznaniu będzie się to rozumienie coraz bardziej pogłębiać, będziemy uzyskiwać coraz bardziej właściwy obraz tego prywatnego świata znaczeń, tego pola fenomenologicznego. W rezultacie będziemy mogli generalizować twierdzenia dotyczące jednostki, będzie zatem poszerzał się także zakres naszego poznania, nie tylko jego dogłębność. W ten sam sposób będziemy mogli docierać do świata znaczeń zwierząt i będziemy mogli także upewniać się co do wartości naszego poznania pytając innych obserwatorów. Jest tutaj ten moment wagi zgodności... Dalej jest taki charakterystyczny moment - w pewnych przypadkach, dokładnie w badaniach nad zwierzętami, wnioskowanie co do pola fenomenologicznego jest podpierane przez fakt, że jest to najbardziej racjonalny i najoszczędniejszy sposób wyjaśniania zachowania. To, co tutaj budzi najpoważniejsze wątpliwości to to, że miarą wartości tego, co robimy jest racjonalność i oszczędność. To drugie kryterium jest zupełnie niezrozumiałe co do swego pojawienia się i treści w tym ogólnym ujęciu. Na jakiej zasadzie kryterium oszczędności wyjaśniania miałoby być tutaj jakimś argumentem na korzyść takiego czy innego sposobu rozumienia tego wewnętrznego świata?

Rogers pisał: "trzecia siła" w psychologii zdaje się wiązać pewne nadzieje z tym, że wykazuje tendencje do stosowania we właściwy sposób wszystkich trzech sposobów poznania tak by posunąć naprzód, wzbogacić i pogłębić psychologię. Badania należące do tego kierunku nie wydają się lękać tego, co subiektywne i włączania tego, co subiektywne do swej aktywności zawodowej i oczywiście jako podstawy do swych hipotez. Opierają się także w znacznym stopniu na poznaniu międzyosobowym jako na wiele bogatszym sposobie uzyskiwania wglądu w naturę ludzką.... Widać tu walor psychologii humanistycznej - nie jest to tylko walor programu lecz także walor propozycji jego realizacji.

Przejdziemy teraz do bardzo krótkiego wypunktowania tego, co dotyczy psychologii polskiej. Psychologia polska interesuje nas tutaj na tych samych prawach czy warunkach na jakich interesuje nas wszystko inne. Chodzi o to jaki jest wkład polskich badaczy w tą jedną psychologię, która się przez rozmaite psychologie wykształca.

Wymienimy tu trzy nazwiska i zwiążemy z tymi nazwiskami to, co jest tutaj znaczące. Nazwiska te służą oczywiście tylko do takiej wstępnej lokalizacji czy wstępnego usytuowania. Są to nazwiska Twardowskiego, Abramowskiego i Heinricha.... Interesuje nas tutaj

nie ich działalność organizacyjna i dydaktyczna, ale to, co zrobili w sensie merytorycznym.

Trzeba zacząć od pracy habilitycyjnej Twardowskiego "O akcie, treści i przedmiocie przedstawień". Co dla nas jest tutaj interesujące to dodanie do tego słynnego rozróżnienia Brentany na akt i przedmiot trzeciego członu jakim jest treść. Twardowski mówił, że zwrot to, co przedstawione jest zwrotem dwuznacznym i może oznaczać zarówno przedmiot, jak i treść przedstawienia (a dokładnie przedstawiania). Cała rozprawa dotyczy tego drugiego, dodatkowego członu i jego ujęcia w najrozmaitszych przypadkach. Znaczący jest też trwały wkład Twardowskiego w myśl psychologiczną.

Ważne jest tu jego rozróżnienie czynności i wytworu, o którym była już mowa wcześniej. Istotne jest wykorzystanie tego rozróżnienia dla krytyki psychologizmu. Jest to druga poza Husserlowską krytyka psychologizmu oparta na rozróżnieniu czynności i wytworu w wykazaniu tego, że to co interesuje inne nauki to jest wytwór, a to, co interesuje psychologię to jest czynność.

Godne podkreślenia są jeszcze dwa wątki. Jeden dotyczy dyspozycji jako przedmiotu badania psychologii oraz sposobu oraz zakresu dostępności tego fragmentu badań psychologii. Dyspozycje są ujęte i chwytane tylko i wyłącznie relatywnie jako warunek albo rezultat zachodzenia procesów czy aktów czynności psychicznych. Jest to ważne z tego względu, że na gruncie fenomenologicznym pojawiła się propozycja nie negowania bezpośredniego dostępu do tego, co ma stanowić charakter dyspozycji.

Drugi ważny wątek dotyczy charakterystyki wyobrażeń. Zawiera się on w takiej rozprawie "O wyobrażeniach i pojęciach". Chodzi tu o to by dokonać klasyfikacji... Generalnie wychodzi się tutaj od takiej kategorii jak przedstawienie. To jest okazja by zaznaczyć niesłychaną wartość tego, co Twardowski i jego szkoła zrobili dla terminologii psychologicznej i jej precyzji. Twardowski zwrócił uwagę na to jak należy eksplikować i widzieć takie przypisywane wyobrażeniom cechy jak, na przykład, konkretność, poglądowość. Oczywiście jak chwytamy różnicę między wyobrażeniami i pojęciami z jednej strony, a wyobrażeniami i spostrzeżeniami z drugiej strony to musimy podać to, co jest dla tych klas specyficzne czy charakterystyczne i tu owa poglądowość czy konkretność są tutaj znaczące. To, co jest tutaj najciekawsze to to, że ten założony obrazowy charakter czy poglądowość wyobrażeń, które są kłopotliwą sprawą, bo co znaczy, że wyobrażenie jest poglądowe...

Gdy chodzi o Heinricha to przemieniał on swoje badania i ich rezultaty na pewne praktyczne zastosowanie, które niestety nie zostało do końca zrealizowane i rozpowszechnione.

Heinrich opublikował pracę, która ukazała się w języku polskim pod tytułem "U podstaw psychologii". Jest tam coś, co nazwałem nową formułą dla psychologii Heinricha. Zawartość tej formuły jest tym, co musi być tutaj przywołane. Jest to nowa propozycja dla psychologii wyrosła z krytyki sytuacji zastanej. Gdy chodzi o tą część krytyczną to ona zasługuje na uwagę tak w swej warstwie historycznej jak i systematycznej. Jest tam ciekawa historyczna i systematyczna rekonstrukcja tego, co Heinrich zastał. Z tej części weźmiemy tylko jedną część, a mianowicie diagnozę trudności właściwych psychologii. Pisał Heinrich, że szczególną wagę przywiązuje do problemu, że wszystkie trudności natury zasadniczej jakie trzeba przezwyciężać w psychologii mają swoje źródło w błędnym postawieniu problemu jak odbija się świat w psychice człowieka. To w połączeniu z dalszymi pokrewnymi pytaniami filozoficznymi stwarza pozorne problemy, które można rozwiązać jedynie przez usunięcie. Jak widzimy jest to cały czas program negatywny - usunąć niewłaściwe pytanie, ewentualnie jego zaplecze. A co w to miejsce? Zostawimy zatem na boku to wszystko, co Heinrich zrobił rekonstruując sytuację zastaną, a rekonstruował nie tylko historycznie, ale i systematycznie tzn. robił to, co nas interesuje, starał się ukazywać związki konieczne, ową logikę wewnętrzną która doprowadziła, że to, co zastał jest takie jakie jest. Po drodze nie sposób tu nie zaznaczyć określonego sposobu traktowania paralelizmu psychofizycznego. Najistotniejsze jest to, że Heinrich widział rozmaite sposoby ujęcia problemu psychofizycznego i dopiero na ich tle widział walory rozwiązania paralelistycznego. Ujęcie traktujące świadomość jako funkcję sytemu nerwowego traktował jako już przebrzmiałe, interakcjonizm jako nie możliwy do utrzymania po akceptacji zasady zachowania energii, panpsychizm oceniał jako dziwaczny. Paralelizm rodzi nadzieję na pewne interesujące konsekwencje, pod jednym jednak warunkiem, że będziemy mogli dowiedzieć się czegoś dokładniej o przyporządkowaniu, które właściwe jest temu stanowisku. Ponieważ jednak owo przyporządkowanie cały czas jest nieznane zatem nadzieje jakie paralelizm zbudował trochę się zaczynają oddalać. Heinrich pisał: z zasadą paralelizm u wiążą się bardzo duże trudności. Okazuje się więc, że paralelizmowi, niezależnie od tego jak traktowanemu ... cytat cd. Nie mogąc przerzucić praktycznie mostu nad przepaścią dzielącą psychiczne i fizyczne podejmuje się próby dokonania tego w sposób spekulatywny, stąd ciągłe uwikłanie psychologii w problematykę filozoficzną ... Przytoczyliśmy ten fragment by pokazać te trudności dotyczące paralelizmu, ale także uwikłanie się w wyniku tych trudności psychologii w to, co nie psychologiczne, mianowicie w problematykę filozoficzną. Ważny jest tu jeszcze jeden moment, a mianowicie związany z tą diagnozą przeciwstawiania subiektywnego jakościowego wrażenia i obiektywnego, bezjakościowego procesu nerwowego. To jest to, co wiąże się z tym źle postawionym pytaniem - jak też świat, który jest bezjakościowy odbija się w taki sposób, że traktujemy go jak jakościowy. Heinrich pisał tak: wróćmy jeszcze do punktu wyjścia i ustalmy jakie stoi przed nami zadanie. Dany jest świat jako różnorodny, różny jakościowo, ale w tej jakościowej różnorodności realny. W tym świecie znajduje się człowiek, który ma go poznać. Wynik długiego rozwoju tego poznawania jest następujący. Poznanie świata to jego opis, obiektywny opis, bez jakichkolwiek dodatków, które wychodzą poza to, co dane. Ludzkie poznanie świata nie może wyjść poza to jak on jest dany, ale też nie potrzebuje takiego wychodzenia. Dla naukowo-przyrodniczego podejścia świat w swej bezpośredniości ... To jest fragment, który mówi jaki jest punkt wyjścia i fragment, który na boku zostawia problematykę filozoficzną. Nie jest tak, żeby Heinrich jej nie widział, on ją widzi, ale w innym miejscu i w innym charakterze. Tu jest powiedziane, co jest w punkcie wyjścia. Właśnie to, co zostało zaprzepaszczone przez czasy nowożytne, bo Heinrich wraca tutaj do tego przekonania, że świat jest taki jaki jest nam dany. Jak wygląda sprecyzowanie pozornie jeszcze niecałkiem czytelnego punktu wyjścia. Spróbujmy zatem sprecyzować za pomocą nowej metody punkt widzenia i wynikające z niego pytania. Dzisiaj stajemy jako obserwatorzy naprzeciw świata jaki jest nam bezpośrednio dany i badamy go. Nie napotykamy przy tym żadnych zasadniczych trudności. Opisujemy zjawiska zgodnie z tym co zostało wyodrębnione, badamy ich wzajemne zależności, a przede wszystkim uczymy się poznawać same zjawiska. Również badanie istot żywych nie nastręcza zasadniczych trudności ... ??

Wszelkie dążenia człowieka zmierzają do tego by osiągnąć zrozumienie całości zjawisk zachodzących w otoczeniu. Głównie dlatego również psychologia musi mieć za zadanie zrozumienie ludzkiego postępowania zarówno teoretycznego jak i praktycznego. Celem jest poznawanie człowieka i odkrywanie jego świadomości. Człowiek przeciwstawiony światu i ludziom musi poznać świat i tych ludzi jako osoby aktywne, działające.

Widać tu zupełnie nowy przedmiot badania - nie świadomość lecz człowiek w relacji do świata i do innych ludzi i człowiek badany na sposób właściwy naukom przyrodniczym. W przytoczonym fragmencie padł termin, który ten ostatni punkt zdaje się podważać. Mianowicie mówi się tam o tym, że mamy uzyskać zrozumienie ludzkiego postępowania. Możemy zapytać - gdzie zatem program nauk przyrodniczych, który o żadnym zrozumieniu nie mówi? To jeden z niejasnych punktów, myślę dlatego, że Heinrich nie traktował tego rozumienia jako terminu technicznego i nie podejrzewał, że ktoś będzie się starał traktować ten termin jako akces do orientacji zaproponowanej przez Diltheya.

Teraz jeszcze jedno - jaka jest relacja filozofii do psychologii? Heinrich widział wyraźnie gdzie się pojawia i jaka problematyka filozoficzna, ale także jako psycholog mógł ją zostawić i w zupełnie innym charakterze ją badać. Pisał Heinrich tak: przez włączenie poznawalności człowieka w poznawalność otoczenia nie uzyskaliśmy jeszcze filozoficznego rozwiązania wszystkich trudności. Jak widać trudności psychologiczne mamy za sobą teraz mamy jeszcze filozoficzne rozwiązanie wszystkich trudności. Musieliśmy przecież założyć, że sami jesteśmy obserwatorami już opisując samo otoczenie. Każdy z nas stanowi dla innych ludzi przedmiot znajdujący się w otoczeniu i wypowiedzi każdego są znakami porozumiewawczymi, umożliwiają porozumienie w odniesieniu do wszystkich zjawisk. Tu rozpoczyna się zadanie pozostające do rozwiązania określenia stosunku opisującego do tego, co jest mu dane, wraz z jego rozwiązaniem będą rozwiązane wszystkie problemy filozoficzne. Jak widać tu się dopiero pojawia filozofia i Heinrich doskonale wie, że gdy zadaję to metapytanie - jaki jest stosunek opisującego do tego co mu jest dane, zaczynam zadawać pytania filozoficzne. To jest istotny punkt dla tego punktu widzenia, zgodnie z którym źródłem trudności było pomieszanie pytań filozoficznych i psychologicznych.

Najistotniejsze walory propozycji Heinricha są następujące:

- naturalność nastawienia z jakim miałaby być uprawiana psychologia - trzeba zwrócić uwagę na użytą tutaj terminologię i przypomnieć sobie to, co mówili o sposobie uprawiania psychologii fenomenologowie

- radykalnie nowe potraktowanie przedmiotu badań psychologicznych, tym przedmiotem jest teraz zachowanie w relacji do otoczenia, a więc nowe ujęcie przedmiotu psychologii - w miejsce świadomości przedmiotem psychologii ma być zachowanie w relacji do otoczenia

- dowartościowanie w teorii i w praktyce bezpośredniego, zmysłowego

poznania i jego zawartości - chodzi o to, że punktem wyjścia jest to, jak nam jest dany drugi człowiek w relacji do otoczenia i innych ludzi ...

- specyficzne potraktowanie mowy określające jej pośredniczące funkcje realizowane w kontakcie człowieka z innymi ludźmi i otoczeniem - to jest jakby Heinrich "przeczuwał" te wszystkie możliwości jakie mowa otwiera, a które zostały potem docenione do końca prze Meada i jego zwolenników.

Przechodzimy teraz do pewnej syntezy. Ten ostatni fragment będzie fragmentem specyficznym. Po tym co tutaj miało miejsce - mam na myśli założony na początku cały program, przesądzenie o przedmiocie, charakterze i sposobie roboty, a także o realizacji tego, która to realizacja wiązała się z wejściem w czasami bardzo drobne, ale ważne szczegóły. W obawie przed tym, że nie układa się to w jedną całość zakończenie poświęcimy takiemu ogólnemu oglądowi dziejów myśli psychologicznej. Taki ogólny ogląd może być na rozmaite sposoby zrealizowany. My zrealizujemy go w trzech punktach. Najpierw przez przywołanie wielkich dylematów psychologii. Są takie sposoby uprawiania historii nauki, które wymieniają wielkie dylematy przed którymi stawali psychologowie. Drugi punkt to będzie przywołanie tutaj tendencji rozwojowych myśli psychologicznej. W reszcie ostatni punkt to prawidłowości w rozwoju myśli psychologicznej.

Zakładamy tutaj, że nie musimy dokładnie eksplikować na czym polega rozwój myśli psychologicznej, ani jakie są kryteria rozwojowego charakteru zmian, które się stwierdza w dziejach myśli psychologicznej. Także generalne rozumienie tendencji jako od czego ku czemu rozwija się myśl psychologiczna jest dla nas jasne. Podobnie jest z rozumieniem prawidłowości. Chodzi tu o prawidłowości, które nie będą polegały na wiązaniu myśli psychologicznej z tym, co myślą psychologiczną nie jest. Chodzi o prawidłowości, które się chwyta poza myśl psychologiczną nie wychodząc.

Będziemy w tym wszystkim kładli nacisk na to, co psychologiczne tzn. będziemy wydobywać jak najpierw był wykryty, przeczuty a potem stabilizował się przedmiot badania psychologicznego jako czegoś specyficznego, co pociągnęło za sobą specyfikę w problematyce i metodzie.

Mowa będzie o dylematach, tendencjach i prawidłowościach w ujęciu przedmiotu badania psychologicznego. Będzie też mowa o tych trzech punktach w odniesieniu do aspektów badanego przedmiotu, do problematyki jej rozstrzygnięć.

Jeżeli chodzi o przedmiot to chodzi oczywiście o to, co jest czy co ma być przedmiotem badania psychologicznego. Można to wszystko analizować na rozmaitych poziomach szczegółowości. A więc wielkie dylematy: świadomość czy nieświadomość, świadomość czy zachowanie, zachowanie czy przeżywanie. I jest jeszcze inny poziom szczegółowości - a jeśli nieświadomość to nieświadomość zbiorowa czy indywidualna, poznawcza czy wolicjonalna. Na przejściu od przedmiotu do aspektu trzeba by było wprowadzić taki dylemat: treść czy forma, momenty formalne czy treściowe (przedmiotu badania psychologicznego). Teraz gdy chodzi o aspekt to wielkie dylematy dotyczą tego: struktura czy funkcje, struktura czy geneza, norma czy patologia, istota, natura czy funkcja. Gdy chodzi o problematykę i jej rozstrzygnięcia, dylematy dotyczyły, na przykład tego, gdy chodzi o taki aspekt jak struktura: atomizm czy holizm. Gdy chodzi o funkcje dylematy dotyczyły nie tylko konkretnej jakości funkcji jakie identyfikowano, ale dotyczyły także celów jakie są realizowane w ramach funkcjonowania obiektu badanego

i zasady dzięki której te funkcje są pełnione. I znowu jako przykład, gdybyśmy mieli pokazywać dylematy jakości funkcji to przywołalibyśmy adaptacje czy samorealizację czy odkrycie i wypełnienie sensu. Gdy chodzi o metodologię to dylematy dotyczyły różnych rzeczy np. perspektywy (perspektywa wewnętrznego obserwatora, perspektywa zewnętrznego obserwatora czy też możliwe obydwie). Dylematy metodologiczne dotyczyły także celów i zadań psychologii opisywać i wyjaśniać, przewidywać i kontrolować czy opisywać rozumiejąco, ewentualnie przewidywać czy kontrolować. Dotyczyły także tego: zająć stanowisko zwane dyskryptywizmem, obserwacjonizmem, a więc tylko opisywać, obserwować czy także teoretyzować. A teoretyzować to znaczy stanąć na stanowisku instrumentalisytcznym czy realistycznym.

Gdy chodzi o reguły metodologiczne to przywołamy takie warianty jak operacjonizm, funkcjonalizm i fenomenologia. Gdy chodzi o metateorię dylematy dotyczyły tego jakie jest miejsce psychologii w systemie nauk. Jest taka możliwość jak psychologizm, ale także logizm, ale także wielkie dylematy redukcjonizm-antyredukcjonizm, naturalizm i antynaturalizm. Ale także można sformułować na innym poziomie szczegółowości, bo rzecz nie dotyczy wielkich, całych tworów, lecz języka te dylematy wiążą się w ogóle z tym jak można analizować język czyli terminologię psychologii w trakcie jej dziejów i pytać, na przykład, jak wprowadzać terminy do psychologii, jak oficjalnie czy nieoficjalnie, na zasadzie kalki językowej gdy chodzi o tłumaczenie czy inaczej. Skąd je brać - z języka potocznego, z innych nauk, z filozofii, tworzyć je?

Na co w treści tych terminów kłaść nacisk? To się wiąże z tym, o czym mowa była poprzednio. Jak rozkładać akcenty na aspekty? Czy w treści terminów podkreślać wątki genezy, struktury czy funkcji?

Gdy mowa o tendencjach rozwojowych wykorzystamy tytuł książki ... "Od wiedzy ludowej do socjologii". Tak należy spojrzeć na psychologię - od wiedzy potocznej do psychologii jako nauki. To jest jedna wielka tendencja jaką chwytamy w rozwoju myśli psychologicznej. Została tu już wcześniej przywołana koncepcja Kantora i próba spojrzenia na dzieje myśli psychologicznej jako dzieje zdobywania przez psychologię statusu nauki. Akcent ma tu być położony na tym, co specyficznie psychologiczne. Zatem jeśli mamy przepatrzeć się bliżej gdy chodzi o te dylematy, od jakich rozwiązań do jakich rozwiązań tych dylematów psychologowie przechodzili: od stałej, pewnej nieokreśloności do odkrycia, potem ustalenia ustabilizowania przedmiotu badań psychologicznych. W pewnym "momencie" psychologowie odkryli a potem wyraźnie dookreślili przedmiot badań psychologicznych z naciskiem na to, co specyficznie psychologiczne.

Gdy chodzi o aspekty: od stanu pewnej nieokreśloności rozwój postępował ku odkrywaniu, ustalaniu, w sensie porządku, w tym także porządku ... aspektów badania psychologicznego. Psychologowie odkrywali mnogość aspektów swego przedmiotu, chwytali jego wieloaspektowość, ustalali w rozwoju myśli psychologicznej porządek w obrębie tych aspektów i dopracowali się ujęcia specyficznie psychologicznego. Tym, co charakteryzuje specyficznie psychologiczny rozkład akcentów jeżeli chodzi o aspekty to jest wyeksponowanie aspektu funkcji. Psychologia jest specyficzna przez dookreślenie tego co jest dla niej specyficzne po przedmiocie poprzez akcent na aspekt funkcji.

Dalsza tendencja to jest od ujęć jednostronnych, a w konsekwencji jednoaspektowych ku wieloaspektowym, więcej dzięki uporządkowaniu w obrębie tych aspektów ku ujęciom syntetycznym, całościowym. Ale właśnie całościowym dzięki uporządkowaniu aspektów syntetycznym. Przywołamy niepopularnego dzisiaj teoretyka jakim był Fryderyk Engels, który kiedyś mówił o "eklektycznej zupce żebraczej" ...

Teraz żeby to nie było takie bardzo abstrakcyjne parę przykładów. Gdy chodzi o punkt wyjścia to były te spory - akcent na strukturę czy funkcje. Dzisiaj jest już jasne - na funkcje co pociąga za sobą specyficzne, funkcjonalne ujęcie struktury. W sporze - struktura czy geneza, ewentualnie struktura, geneza czy funkcja jest jasne po wyeksponowaniu funkcji psychologowie dzisiaj w określony sposób badają, ujmując tutaj także genetycznie to, co się dzieje i z funkcją i ze strukturą w genezie. Ma miejsce bardzo specyficzne uporządkowanie hierarchiczne już nie dwóch, ale trzech aspektów. Interesująca jest zasada uporządkowania tych aspektów. Jedna zasada to zasada budowania continuów z dwoma biegunami i ujmowania przedmiotu swego badania na continuum, a więc wykrywanie tej wielowymiarowości przedmiotu badania psychologicznego. Druga zasada to zasada włączania tych rozmaitych fragmentów w jedną całość poprzez kategorię interioryzacji. A więc jak, na przykład, był dylemat - świadomość czy zachowanie badać, to mówiono, że jedno i drugie, bo świadomość jest efektem interioryzacji zachowania. To zupełnie inna zasada syntezy niż to budowanie rozmaitych wymiarów z charakterystycznymi biegunami. Inny przykład, jeszcze bardziej konkretny - na jaki fragment musimy położyć akcent, na motywację czy na poznanie. Jak pamiętamy było takie ujęcie, które chciało badać całość myśli psychologicznej pod kątem pełności ujęcia. To pełne ujęcie miało obejmować trzy takie człony: zachowanie, poznanie, motywację. Można popatrzyć nad każdą koncepcję pod kątem

tego które czy wszystkie te trzy elementy czy też dwa spośród nich czy tylko jeden. Teza była taka, że koncepcje na ogół akcentowały tylko jeden z nich - bądź zachowanie, bądź motywację, bądź poznanie. Dzisiaj już wiadomo, przy całym poziomie zaawansowania psychologii poznawczej jaki jest, że oczywiście jedno i drugie, z naciskiem na motywacyjne funkcje poznania. .... (Tu dygresja o motywacji traktowanej jako wymiar poznania?).

Inny przykład to przykład dotyczący zadań psychologii jako nauki. Tutaj też z ujęć albo rozumienie albo wyjaśnianie ...

TUTAJ SCHEMAT??? W schemacie tym jest mowa jak to filozofia stoi za psychologią.

Psychologowie zdają sobie sprawę z obecności w ich koncepcjach filozofii i próbują coś z tym z całą świadomością robić.

Przedstawiony schemat jest interesujący także jako przykład prawidłowości psychologicznych.

Gdy chodzi teraz jeszcze o bardziej szczegółowe ujęcie tych tendencji rozwojowych to można przywołać to, co zostało powiedziane o ewolucji od behawioryzmu klasycznego do operacyjnego, od molekularnego do molarnego i od obiektywnego do subiektywnego. Te trzy bardziej konkretne przykłady chciałbym potraktować jako przykład jeszcze jednej formalnie scharakteryzowanej tendencji. Poprzedzamy tą formalną charakterystykę przykładami żeby to formalne ujęcie było bardziej czytelne. Generalnie tak w psychologii jaki i w innych naukach rozwój polegał na liberalizacji pierwotnie radykalnych ujęć i to jest pewna ogólna tendencja rozwojowa. Gdy teraz przypomnimy sobie na czym polegał behawioryzm klasyczny na czym operacyjny, na czym molarny na czym molekularny, na czym obiektywny, na czym subiektywny zobaczymy jak konkretnie wyglądało owo liberalizowanie pierwotnie radykalnych ujęć.

W punkcie wyjścia chodziło nam o to by uchwycić pewną bezosobową logiczną konieczność w tym dzianiu się myśli psychologicznej. W formułowaniu dylematów widać tu pewien porządek, pewien ład. I ten ład widać w tych prawidłowościach, w tych tendencjach - od czego ku czemu następował rozwój myśli psychologicznej. Prawidłowości te mogą polegać na powracaniu pewnych rozwiązań pewnych dylematów na coraz wyższym poziomie. Sugerowalibyśmy, zgodnie z tym schematem, spiralny model rozwoju myśli psychologicznej. Pojawiają się takie same dynamiczne rozwiązania podstawowych dylematów, ale na coraz wyższym poziomie. W wykrywaniu tych prawidłowości nie wychodzimy poza to, co psychologiczne. Ten powrót do pewnych rozwiązań jest bogatszy przez odwołanie się do antytezy.

-74-



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Napęd Elektryczny wykład
wykład5
Psychologia wykład 1 Stres i radzenie sobie z nim zjazd B
Wykład 04
geriatria p pokarmowy wyklad materialy
ostre stany w alergologii wyklad 2003
WYKŁAD VII
Wykład 1, WPŁYW ŻYWIENIA NA ZDROWIE W RÓŻNYCH ETAPACH ŻYCIA CZŁOWIEKA
Zaburzenia nerwicowe wyklad
Szkol Wyk

więcej podobnych podstron