XII. Nadejście Śmierci jest trzecią pewną rzeczą na świecie, poza płaceniem podatków i Kevinem Samym w Domu w każde święta.
Był późny wieczór, wiatr delikatnie poruszał zieloną trawą a w powietrzu dało się czuć cudowny zapach tataraku. Czasami z daleka delikatny wilgotny wiat przyniósł okrzyki łabędzi, które właśnie lądowały na Jeziorze Łez. Urzekająco piękne, było domem syren, takie przynajmniej krążyły legendy. Tak się zdarzyło, że cała szóstka zawędrowała właśnie w jego okolice*.
Oczarowani nieziemskim pięknem krajobrazu zbliżyli się niebezpiecznie blisko zbiornika podziwiając łabędzie lądujące na idealnej tafli wody. Rozsiedli się na trawie niedbale porzucając swoje rzeczy, jakby w tej chwili nic ich nie obchodziło. Jedynie księżniczka pozostała czujna przeczuwając nadchodzące niebezpieczeństwo.
Teraz sobie przypominam, czytałam o tym miejscu.- Powiedziała Amelia wodząc oczami po sennych twarzach przyjaciół.
Jezioro Łez, podobno powstało z łez, którzy podróżników opłakujących swój los. Syreny tu mieszkające dręczą swoje ofiary pogrążając je w najgłębszych otchłaniach smutku.
Chodźmy stąd. - Poprosiła widząc, że przyjaciele nie słuchają jej a jedynie wpatrują się w zbiornik z nieprzytomnymi minami.
Panienko Lino. Lina, słyszysz mnie?- Zapytała potrząsając czarownicą ale ta przypominała szmacianą lalkę.
O nie…- Jęknęła Amelia. - Panienko Lino proszę się obudzić! Panie Goury! Zelgadisie! Filia, Xellos! Obudźcie się! - Prosiła podbiegając do każdego członka grupy osobno ale wszyscy byli nieprzytomni. Z niewyraźnymi uśmiechami opadli na miękką nabrzeżną trawę. Nagle Amelia usłyszała niewyraźny plusk i po chwili z wody wyłoniły się męskie i damskie sylwetki, ukształtowane z wody. Jedynie żółte, mieniące się ślepia świadczyły, że to żyjące istoty. Amelia zamarła na widok syren sunących w jej stronę i cofnęła się o parę kroków. Istoty wypełzły na trawę i rozsiadły się na trawie między jej przyjaciółmi, głaszcząc ich po głowach i nucąc coś na ucho.
Zostawcie ich!- Krzyknęła wściekła księżniczka ale istoty zupełnie ją zignorowały.
Światłości, zrodzona z płomienia…- Zaczęła recytować zaklęcie ale wtedy jak na zawołanie pentagram na jej ręce zalśnił i syrena znajdująca się najbliżej jej odskoczyła jak oparzona. Księżniczka uśmiechnęła się do siebie ponieważ właśnie do głowy przyszedł jej pewien plan. Jeżeli będzie działa wystarczająco szybko, zdąży jeszcze uratować resztę przed zupełnym szaleństwem.
Lina poderwała się na równe nogi i rozejrzała dookoła siebie. Otaczały ją gęste mgły, wspinające się do góry i przy każdym jej ruchu wyciągające swoje macki w stronę jej twarzy. Czarownica szybkim ruchem rozgoniła lodowate opary i uniosła dłoń do góry.
- Światło- Szepnęła i mała jaśniejąca kuleczka pojawiła się nad jej głową. Na niewiele zdało się to zaklęcie ponieważ światła ledwo starczało by oświetlić jej sylwetkę. Ciemność zdawała się walczyć z nią, jakby chciała się wedrzeć w krąg światła. Lina zwiększyła moc zaklęcia na tyle by cała móc się schronić w jasności i rozejrzała się po okolicy.
Musiała być na jakiś pustkowiach, czy wrzosowiskach. Na pewno nie był to Ocean Drani, ponieważ trawa tu była krótka, sucha i twarda jak kamień. Parę krzywych, czarnych i wyglądających jak spalone, drzew gięło się na wietrze stukając pokrzywionymi gałęziami o kamienne ruiny.
Czarownica zatrzęsła się z zimna i strachu i słabym głosem krzyknęła.
Goury! Goury gdzie jesteś!?- Jednak nie usłyszała żadnej odpowiedzi.
Zel, Amelia? Filia??? Xellos?! Wszyscy…gdzie wy jesteście?!-
Jednak jedyną odpowiedzią było wycie wiatru.
Gdzie ja jestem?- Zapytała samą siebie przeszukując w pamięci wszystkie znane jej zaklęcia i
wymiary mogące tak wyglądać. Na pewno nie był to astral, astral miał myślokształty zamiast materialnych rzeczy. Nie byłoby to też zaklęcie, bo nie mogłaby czarować. Więc gdzie ona się znajdowała?
Jednak Lina Inverse nie należała do osób, które łatwo przestraszyć lub, które szybko się poddają. Rozejrzała się więc dookoła i doszła do wniosku, że nie ważne gdzie jest, jakieś wyjście stąd musi być. Gdy tylko podjęła decyzję przetestowania wszystkich możliwych opcji ratunku, nagle w oddali błysnęło światło. Jeden raz, drugi, trzeci i w pewnym momencie snop iskier strzelił ku niebu gdzie zatonął w mglistych oparach, takich jak na ziemi. Czarownica uśmiechnęła się do siebie i ruszyła na przód.
Goury długo się zastanawiał. Zastanawiał się czy umarł. No bo żywy nie mógł nagle znaleźć się w…właśnie, gdzie on był? Wisiał w beznadziejnej przestrzeni, w której nie było nic poza czernią wdzierającą mu się pod powieki, do uszu i nosa. Chciał się obrócić ale nawet tego nie mógł zrobić. Westchnął ciężko. „Gdyby tylko tutaj była Lina” pomyślał. „Ona wiedziałaby co zrobić”. Wtem pod jego nogami, wiele metrów niżej, zaczęła rozciągać się ziemia. Goury poczuł jak leci w dół. Nie mogąc nic na to poradzić leciał, leciał i leciał i tak lecąc obserwował jak zewsząd wyskakują dziwne drzewa, dziwne niebo i wszystkie inne składniki zwykłego świata tylko, że dziwne. Psychodeliczne właściwie. Nagle rąbnął z impetem w ziemię a gdy w końcu odzyskał oddech podniósł się masując zbolałe plecy.
Gdzie ja jestem?- Zapytał sam siebie rozglądając się dookoła. Wszystko tutaj się zmieniało swój
kształt i kolory. Falowało jak w śnie wariata, przerażało jak sen wariata i przyprawiało o naprawdę okrutny ból głowy. Szermierz upadł na kolana zaciskając oczy ale nagle niewyjaśniona siła chwyciła go i zaczęła ciągnąć w stronę jaskini w kolorze ultramaryny. Opierał się ale jego nogi przestały słuchać głowy i niosły go gdzie im się żywnie podoba.
Zelgadis sprawnym ruchem dobył miecza i przyjął pozycję obronną. Nie wiedział gdzie był ale to miejsce wcale mu się nie podobało. Był najprawdopodobniej w mieście, ale to miasto w niczym nie przypominało normalnych. Budynki sięgające nieba, dziwnie ubrani ludzie, metalowe wozy, brak drzew i kwiatów oraz cuchnące powietrze. Schował miecz widząc, że ludzie kompletnie go ignorują i rozejrzał się dookoła. Wszystko tutaj było takie inne. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że jest w innym wymiarze ale wtedy nie byłby duchem. Więc gdzie był? Nie zastanawiał się długo ponieważ pod jego nogami pojawiła się strzałeczka z napisem „tędy”. Obejrzał ją dokładnie, z doświadczenia wiedział, że nie powinno się ufać strzałeczkom z napisem „tędy” ale w chwili obecnej nie miał wyboru. Pokręcił głową z niedowierzaniem i wciąż zastanawiając się co jest grane i co dzieje się z resztą, ruszył na przód, kierując się w stronę wskazywaną przez strzałkę. Po kilku minutach marszu pojawiła się kolejna, która kazała mu skręcić. Więc skręcił.
Xellos pogrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej srebrną klamrę, którą spiął poły płaszcza. On nie zmarznie ale jeżeli wychłodzi swoje ciało pewnie przejdzie to na Filię. Właściwie w chwili obecnej powinien mieć to w głębokim poważaniu ale, jak to się mówi, przyzwyczajenie drugą naturą demona a on już się przyzwyczaił myśleć o smoku, co było równoznaczne z myśleniem o sobie.
Xellos ty idioto.- Mruknął do siebie osłaniając się przed lodowatym wiatrem, który za wszelką cenę chciał zamienić go w śnieżkę. Znajdował się na lodowej pustyni, zewsząd otaczał go śnieg i przejmujący chłód. Kapłan wbił lagę w zaspę i zamyślił się. Nie był to inny świat, nie wizja, nie zaklęcie…Z trudem przywołał wydarzenia sprzed pojawienia się na tym arktycznym pustkowiu.
No jasne. Syreny.- Westchnął i szybkim krokiem ruszył na przód. Musiał jak najszybciej znaleźć
sposób by wybudzić się z transu. Bo Syreny wprowadzały w swoje ofiary w trans, w którym psychika wykańczała swojego właściciela.
Xellos podejrzewał, trafnie zresztą, że reszta nie domyśli się o co chodzi i będzie kluczyła w mirażu Syren jak dzieci we mgle. Zresztą on też, wstyd się przyznać, był teraz jak dziecko we mgle. Pomimo swojego wieku nie spotkał się jeszcze ze zjawiskiem mirażu, szczerze mówiąc nie wiedział nawet, że demon może ulec czemuś takiemu. Wiedział za to, że teraz toczy się gra z czasem. Ich ciała leżą bezbronne przy Jeziorze Łez i jeżeli się nie pośpieszą, pomrą. Jedyne co go pocieszało to, że jeszcze jakoś się trzymają, przynajmniej on i Filia, jednak nie był to powód do szalonej radości bo nie wiedział jak długo będą w stanie wytrwać.
Filia obudziła się skulona w fotelu. W swoim fotelu, w swoim domu. Trochę zaskoczona rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko było tak jak zwykle, kanapa, regał na książki, dwa fotele, drewniana podłoga, duże drzwi prowadzące do ogrodu, kominek a na kominku zdjęcia. „Dziwny sen miałam” pomyślała przeciągając się. Po chwili namysłu wstała i przeszła wolnym krokiem w stronę kominka, na którym stały zdjęcia. W pierwszej chwili uznała, że nie należą do niej dopiero po chwili rozpoznała osoby będące na nich. Jej ojciec, matka, Agrael…zdziwiło ją to ponieważ ich fotografie miała schowane bardzo głęboko, tak by nie przypominały jej o przeszłości. Odeszła od kominka i skierowała się w stronę kuchni skąd dobiegały ją jakieś szmery.
Amelia wzniosła się na wysokość paru metrów i odmierzyła odległości, które wcześniej wyznaczyła kamieniami. Jeżeli dobrze użyje zaklęcia, pięcioma wprawnymi ruchami wyryje na ziemi pentagram i unieszkodliwi Syreny. Problem w tym, że ona nie umiała wprawnie używać zaklęć ziemi.
Lina z trudem wdrapała się na górę, skąd bił snop światła. Mgły wdzierały się w jej płuca, utrudniając jej każdy oddech, jednak wiedźma nie dawała za wygraną. Resztą sił wspięła się na ostatnią półkę skalną i położyła się na ziemi oddychając ciężko. Gdy w końcu wstała ujrzała przed sobą źródło światła, smukłą kobietę o złotych włosach trzymającą w dłoniach okrągłe lustro.
Hej! Kim, kim ty jesteś!- Krzyknęła do jasnej postaci lecz ta tylko uśmiechnęła się delikatnie i wskazała dłonią lustro, zachęcając ją gestem by podeszła. Lina uczyniła parę niepewnych kroków w jej stronę, wciąż uważnie się jej przyglądając.
Nie obawiaj się mnie Lino Inverse.- Rozległ się niski, spokojny głos kobiety. - Podejdź do mnie.
Najpierw powiesz mi gdzie jestem!- Rozkazała czarownica.
Nigdzie. Ponieważ jesteś w miejscu gdzie istnieje wiele czasów i wiele historii.- Padła odpowiedź.
A jak stąd wyjść?
Jedynym sposobem jest spojrzeć w to lustro…- Odparła kobieta. Lina uśmiechnęła się do siebie.
To dosyć proste!- Oświadczyła i już chciała obejrzeć swoje odbicie kiedy przerwał jej głos postaci.
Zrobisz to? Musisz pamiętać, że to lustro pokazuje wiele rzeczy. Rzeczy przeszłe, rzeczy teraźniejsze i niektóre rzeczy przyszłe, które jeszcze się nie wydarzyły ale mogą się stać. Czy odważysz się spojrzeć w lustro? Wiedząc, że pewne rzeczy nie powinny się nigdy wydarzyć?- Zapytała ją kobieta. Lina zastanawiała się chwilę.
A czy jest inny sposób na opuszczenie tego miejsca?
Nie, będziesz musiała zmierzyć się sama ze sobą, tylko wtedy będziesz mogła nas opuścić. - Padła odpowiedź. Czarownica chwilę się wahała ale sięgnęła po lustro i spojrzała w nie. Przez chwilę widziała w nim swoją twarz lecz ta nagle zadrgała i rozpłynęła się. Z toni lustra wyłoniła się sylwetka Gourego, Zelgadisa, Amelii, Xellosa i Filii. Jednak wszyscy oni patrzyli na nią z niechęcią, odwracali się i odchodzili w dal. Drugi obraz pokazywał zrujnowany świat i cierpienia ludzi, po chwili zaczął pokazywać śmierć jej przyjaciół. Lina czuła jak jej ręce wilgotnieją ze strachu bo chociaż lustro tego nie pokazało, wiedziała, że przyczyną tego nieszczęścia jest ona. Po chwili rozpacz i beznadzieja płynące z lustra zaczęły ją przyciągać jak czarna dziura, tak, że czarownica z trudem oderwała się od lustra. Siedząc na ziemi i dysząc ciężko posłała pytające spojrzenie jasnej kobiecie.
Wiem co widziałaś, ponieważ ten sam obraz ukazał się moim oczom. To była przyszłość, która nastanie, jeżeli zawiedziesz.- Rozległ się głęboki głos.
Będziecie ścigani, prześladowani, zdradzani. To już się zaczęło. On jest na waszym tropie. Wiesz o kim mówię. Jeden po drugim, dopadnie was wszystkich.- Powiedziała. Gdyby Lina już nie siedziała pewnie upadła by na ziemię. Czuła przede wszystkim strach i ogromne poczucie winy, że wciągnęła swoich przyjaciół w takie niebezpieczeństwo. Jednak najgorszym było przeczucie, że może nie dać razy. Że tym razem, Lina Inverse może nie być wystarczająco silna by pokonać potęgę, która zaatakowała ich świat.
Co mam zrobić?- Zapytała cicho.
Mogę ci ofiarować moc.- Odpowiedziała kobieta.- Nie zaprzeczaj, twoje serce wielce tego pożąda. Zamiast Niszczyciela ludzie mieliby ciebie! Okrutną ale i sprawiedliwą. Bardziej zdradziecką niż morze, potężniejszą niż fundamenty ziemi…ludzie kochaliby cię w rozpaczy.- Gdy to mówiła jej głos nabrał mocy, lecz równie szybko złagodniał i kobieta już spokojnie powiedziała
Ale możesz odmówić, odejść kiedy nadejdzie twój czas i pozostać sobą.
Jaki jest twój wybór, Lino Inverse?- Zapytała.
Goury dotarł do jaskini i tam jego nogi przestały nim kierować. W końcu stanął zdyszany łapczywie łapiąc powietrze w płuca. Gdy już odetchnął rozejrzał się dookoła zastanawiając się gdzie tak naprawdę jest. A był w jaskini, o dziwo, ta jaskinia była normalna w przeciwieństwie do reszty tego miejsca. Ruszył przed siebie zastanawiając się czy tu jest wyjście.
Z każdym krokiem było coraz zimniej i ciemniej, w końcu szermierza ogarnęła całkowita ciemność, którą po chwili marszu rozjaśniło mdłe światło promieniujące kryształów wystających z ziemi. Było tu tak zimno, że oddech Gourego zamieniał się w parę, mimo to szermierz szedł przed siebie w nadziei, że odnajdzie wyjście z tej pułapki. Nagle jego uszu dobiegł dziwny stukot, ruszył więc w kierunku dźwięku i po krótkim marszu jego oczom ukazała się dziwna postać. Przed nim w kręgu z świecących błękitnym światłem kryształów, siedział starzec. W pierwszej chwili Goury pomyślał, że to nieboszczyk, ponieważ oczodoły biedaka były puste, zasnute tylko wyschniętą, brązową błoną. Właściwie to cała chuda sylwetka wyglądała jak obciągnięta starym papierem a nie skórą, jednak kiedy Goury podszedł bliżej tej mumii, mężczyzna poruszył się i czymś rzucił. Znowu rozległ się ten dziwny dźwięk. Szermierz przyjrzał się czym z takim zapałem rzucał starzec i krzyknął gdy zorientował się, że była to para oczu. Na dźwięk jego głosu mumia pośpiesznie zgarnęła oczy i wepchnęła je sobie do oczodołów. Goury przyjrzał się starcowi a on jemu, po czym ten drugi rozpromienił się i oświadczył.
Czekałem na ciebie!-
Na mnie?- Zdziwił się Goury. - A my się znamy?
Nie ale związałeś swój los ze mną.- Odpowiedział mu szeleszczący głos.
Kiedy?
Wiążąc swój los z tą dziewczyną.- Zaśmiał się staruszek i wskazał na lustro znajdujące się za nim. Goury pochylił się do przodu i wtedy zrozumiał, że było to coś pomiędzy lustrem a taflą lodu. Widział w nim siebie ale widział też sylwetkę Liny, zamrożoną gdzieś wewnątrz bloku.
Hej! Co jej zrobiłeś!- krzyknął.- Lina?! Lina słyszysz mnie!
Spokojnie chłopcze, spokojnie. To nie jest Lina.- Uspokoiła go mumia i odsunęła go od tafli lustra.
A kto, jak nie Lina!? Przecież widzę! A po za tym, kim ty jesteś?- Warknął powstrzymując się by nie pokruszyć dziadka.
Ja? Ja jestem śmiercią Liny Inverse.- Odpowiedział mu. Goury poczuł jak nogi się pod nim uginają.
Ale ona żyje!- Powiedział szybko.
Owszem.- Przytaknął starzec.
Więc jaki to ma związek ze mną?- Prychnął szermierz uspokajając się i ponownie kombinując jak stąd wyjść.
Domyślam się, że chcesz opuścić to miejsce.- Zaczął starzec.
To raczej oczywiste.
Wystarczy, że podejmiesz jedną decyzję. Jednak musi być to przemyślana decyzja ponieważ nie będziesz mógł jej już zmienić.
Najpierw powiedz co mam zrobić.- Przerwał mu Goury.
Za mną jest życie Liny Inverse. Mogę sprawić żeby umarła lub żeby żyła. Wszystko zależy od decyzji, którą podejmiesz. - Tu zawiesił na chwilę głos.- Lina Inverse zniszczy kiedyś świat. Nie dziś, nie jutro…kiedyś. A ty będziesz wtedy cierpiał, bardziej niż inni. Czy wiedząc to, pozwolisz jej dalej żyć?
Zelgadis wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Było niewielkie, białe, oświetlone rozedrganym, ostrym światłem. Naciągnął na twarz kaptur i ruszył przed siebie, w stronę schodów prowadzących na górę.
Od jakiegoś czasu prześladowało go dziwne przeczucie, że wszystko się powtarza.
Zelgadis wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Było niewielkie, białe, oświetlone rozedrganym, ostrym światłem. Naciągnął na twarz kaptur i ruszył przed siebie, w stronę schodów prowadzących na górę.
Od jakiegoś czasu prześladowało go dziwne przeczucie, że wszystko się powtarza.
Zelgadis wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Było niewielkie, białe, oświetlone rozedrganym, ostrym światłem. Naciągnął na twarz kaptur i ruszył przed siebie, w stronę schodów prowadzących na górę.
Od jakiegoś czasu prześladowało go dziwne przeczucie, że wszystko się powtarza.
Zelgadis wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Było niewielkie, białe, oświetlone rozedrganym, ostrym światłem. Naciągnął na twarz kaptur i ruszył przed siebie, w stronę schodów prowadzących na górę.
Od jakiegoś czasu prześladowało go dziwne przeczucie, że wszystko się powtarza. W końcu nie wytrzymał i stanął na środku tego białego pomieszczenia. Naciągnął mocniej kaptur i rozsiadł się na podłodze czekając na dalszy rozwój wydarzeń a nie musiał czekać długo. Do pokoju nagle weszła małpa ubrana w garnitur, z okrągłymi okularami na nosie i usiadła przed nim.
Cztery muchy w rosole a ja je posolę i zjem! Tra la la bęc!- Zaśpiewała.
Jesteś bardzo uparty, wiesz?- Zagadnęła widząc zdumienie malujące się na twarzy chimery.
Już tak mam od paru lat, że jestem zbiorem samych wad.- Oświadczył ze śmiertelną powagą.
Sam nie czujesz kiedy rymujesz.- Zaśmiała się małpa i stanęła na głowie.
Kim ty jesteś?- Prychnął zirytowany Zelgadis.
A to nieważne! Ważne kim TY, jesteś!
Myślałem, że wiem kim jestem. Teraz gdy jestem tym czymś, nie jestem taki pewien.- Burknął odsuwając od siebie małpę, która próbowała ściągnąć z niego kaptur.
Cóż ja wiem, kim ty jesteś!- Oświadczyła małpa z poważną miną. Zel spojrzał na nią z niedowierzanie.
Przysuń się bliżej, powiem ci na ucho.- Poprosiła małpa. Kiedy tylko Zelgadis się pochylił, rozmówca ściągnął mu kaptur z głowy i znowu zaczął śpiewać.
Cztery muchy w rosole a ja je posolę i zjem! Tra la la bęc!
Ah! Przestań się wygłupiać! I co to w ogóle znaczy?!- Prychnął Zelgadis.
To znaczy, że ty jesteś małpą…nie ja!
Myślę, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, iż jesteś idiotą. - Poinformował małpę.
Błąd!- Krzyknęła i zaklaskała z radości w ręce.- To ty jesteś tym, który nie wie kim nie jest a to oznacza, że nie wie kim jest czyli wie, że nie wie czym nie jest lub jest.
Tak, a ty to na pewno wiesz…
Ah wiem…jesteś wnukiem Czerwonego Kapłana Rezo…nazywasz się Zelgadis.- Zaśmiała się małpa. Zel odwrócił się wpatrując się w naczelnego z niedowierzaniem. Zwierzak rozpromienił się.
Pa!- Powiedział i rzucił się w stronę schodów. Ruszył za nim, nie bardzo wierząc, że te schody mogą gdziekolwiek prowadzić, dlatego porządnie się zdziwił gdy znaleźli się na dachu.
Jak to?- Wypalił rozglądając się dookoła siebie.
Tym razem naprawdę tego chciałeś, albo wierzyłeś bo ja to najpierw zrobiłem.
Wcześniej też wierzyłem!
Nie! I dlatego nie mogłeś wbiec na górę.- Zaśmiała się małpa.
Nie rozumiem. Chcę się po prostu stąd wydostać, jak najdalej od ciebie.
Nie uciekniesz od siebie.- Zaśmiał się naczelny- Ale dobrze, skoro nie chcesz mojej pomocy to nie. Dam ci wybór…lecz najpierw przypomnij sobie to.- Powiedział i podszedł do niego ze zdjęciem, na którym był on wraz z Amelią. Zdziwił się bo wtedy nikt im zdjęcia nie robił ale nie to w tym momencie było ważne.
Co ci wtedy powiedziała?- Zapytała go małpa. Zelgadis odgrzebał to wspomnienie z góry innych i postarał sobie przypomnieć słowa księżniczki.
Żeee…lubi koty?
To też ale nie o to mi chodziło.
Że…że każda mijająca sekunda, to możliwość by wszystko odwrócić.- Powiedział.
I co o tym myślisz?
Bzdura, nie działa.
Bo nie wierzysz.- Powiedziała małpa.- Ale skoro tak twierdzisz…Oto twoje szanse: Pierwsza. Dostaniesz swoje wymarzone ciało. Jest dla ciebie ważne, prawda?
Najważniejsze.- Przytaknął Zel.
A więc nie będzie ci już potrzebna twoja pamięć. Odbiorę ci, wszystko. Każde wspomnienie.- Powiedziała małpa. Zelgadis zaczął się zastanawiać, czy na pewno jego ciało było dla niego najważniejsze.
Druga opcja. Pozwolę ci wrócić, ale masz zacząć wierzyć w to co robisz. Nie otrzymasz też swojego prawdziwego wyglądu, możliwe, że już zawsze będziesz taki. Zachowasz jednak wspomnienia i dotychczasowe życie. Spójrz w lustro… kogo widzisz? Jaki jest twój wybór?- Zapytała małpa wskazując krawędź budynku. Zel podszedł do barierki i wychylił się, w dole było tylko lustro.
Xellos osłonił się szczelniej peleryną i szedł dalej przed siebie. Chwilami zaczynał się zastanawiać,
czy to na pewno miraż, bo z każdym krokiem czuł się słabszy a to nie powinno mieć miejsca. Po długiej wędrówce ujrzał jakiś przedmiot majaczący na horyzoncie. Dowlókł się do niego i ujrzał przed sobą wysokie lustro oprawione w srebrną ramę. Zaskoczony znaleziskiem obszedł je parę razy dookoła jednak nic i nikogo nie znalazł. Wrócił więc przed lustro i odgarnął śnieg, który przymarzł do jego powierzchni, a gdy tak je oczyszczał nie mógł się pozbyć wrażenia, że skądś je zna. Gdy w końcu udało mu się odsłonić całą taflę nagle coś go schwyciło, szarpnęło i rzuciło o twardą posadzkę. Podniósł się i rozejrzał dookoła. Znał to miejsce aż nazbyt dobrze, była to największa sala w siedzibie Zellas. Podskoczył na dźwięk jej obcasów ale po chwili ze zdumieniem stwierdził, że towarzyszył im też odgłos kroków kogoś cięższego, wyższego, kogoś kto był jej zaufanym sługą. Tak jak podejrzewał zza zakrętu wyłoniła się pani i on sam, z przed tysiąca trzystu lat, z dnia gdy dostał materialne ciało.
Będziesz o nie dbał.- Poinformowała go pani.
Nie wiem czy chcę wyglądać jak te gadające małpy.- Jęknął drapiąc się i wciąż poprawiając czarną togę sięgającą ziemi. - Zupełnie cię nie rozumiem, pani.
Nie musisz, rozumienie pewnych rzeczy nie leży w twojej kwestii.- Odparła Zellas i zapaliła papierosa.
Przejrzyj się. - Poleciła wskazując na lustro. Posłusznie wykonał polecenie pani.
Podoba ci się to co widzisz?
Wcale.- Mruknął.- On jest słabszy niż ja.
Słabszy?- Zdziwiła się Zellas.
Ta istota jest krucha, a jej ciało jest przygotowane do odczuwania płytkich potrzeb. Jest słaby, odrażający, jest…
Xellosie.- Przerwał mu głos pani.- Słabość natury, którą przypisujemy innym, to nasza słabość. To pierwsze czego nauczysz się od tej postaci. Zobaczysz, już niedługo chętniej będziesz korzystał z niej niż ze swego pierwotnego stanu, bo on jest jedynie twoją naturą. Tylko naturą.
Nie rozumiem cię pani.
Długo nie zrozumiesz. Biologiczna słabość człowieka jest siłą jego ducha, kultury, złożoności. My bogowie i demony jesteśmy mniej niż oni złożeni dlatego musimy nadać sobie formę, sami musimy siebie tworzyć. Przecież to człowiek wymyśla najwspanialsze tortury, zbrodnie, to on wymyślił wartości, pieniądze, pojęcie dobra i zła…a w swoim gniewie, bezsensownej nienawiści, okrucieństwie przewyższa nawet nas.
Mogę się od nich uczyć, nie muszę nimi być. - Zaprotestował
Wciąż jest w tobie za dużo pokory Xellosie, to twój problem. Naśladownictwo zawsze pozostanie naśladownictwem musisz zacząć tworzyć. Musisz zacząć myśleć, zastanawiać się. W twojej słabości będzie siła. Musisz czuć…
Pani wybacz mi ale ja nie chcę czuć. To największa słabość ludzi.
Największą słabością ludzi Xellosie, są emocje. Ty nie będziesz ich czuł. Będziesz miał tylko uczucia, zresztą tak jak teraz.
Pani, pozwól, że wytłumaczę. Obawiam się, że zdolność odczuwania może sprawić, że nie zniosę wieczności.
Spokojnie Xellosie, na nikogo nie nałożę większego ciężaru niż może udźwignąć.
Kapłan jeszcze raz przejrzał się w lustrze i popatrzył na swoją panią.
Dobrze.- Zgodził się.- Ale chcę mieć fioletowe włosy i oczy, czarne mi się nie podobają.
Xellos uśmiechnął się do siebie i nagle znowu coś go szarpnęło. Tym razem odnalazł siebie siedzącego na krawędzi kanionu. Od razu rozpoznał to miejsce, wiedział co zobaczy spoglądając na dno żlebu. To tu odbyła się największa rzeź złotych smoków. Podszedł do samego siebie i spojrzał na rzekę krwi płynącą w dole.
Żałosne, nędzne istoty! Zabiłbym was jeszcze raz! Wskrzesiłbym i znowu zabił!- Krzyknął w stronę martwych ciał. Xellos doskonale pamiętał tamten dzień. Gdy walczył przepełniała go dzika satysfakcja, chciał żeby tak już było zawsze. Jednak gdy zabił wszystkie smoki, zrozumiał, że wyświadczył im przysługę. Wbrew swojej woli. Jego postać opadła na kolana i z trudem się powstrzymała od rozsadzenia pobliskiej góry. Xellosa zaskoczyło, że kiedyś był taki…porywczy.
Pani co się ze mną dzieje?- Zapytał Zellas, która pojawiła się za jego plecami.- Boję się śmierci, ale brakuje mi woli życia.
Cierpisz.- Padła odpowiedź. Kiedy się odwrócił jego pani już nie było.
Xellosowi przemknęło przez myśl, że nigdy nie zapytał Zellas dlaczego chciała, żeby cierpiał. Teraz to już nie miało znaczenia bo poczuł kolejne szarpnięcie i znalazł się obok Liny, Amelii, Gourego, Zelgadisa i Filii.
Namagomi!- Krzyknęła smoczyca.
N namagomi?- Powtórzył z niedowierzaniem.
Namagomi?!- Nie mógł uwierzyć, że ktoś go tak nazwał.
Obraz ponownie się zmienił a on ponownie znajdował się u Zellas.
Pani! Powiedziałaś, że nie będę czuł emocji! A czym jest złość, czym jest to co nazwałaś cierpieniem?!- Prychnął rozzłoszczony.- Bawisz się mną!
Miarkuj się Xellosie. Mylisz pojęcia, to po pierwsze. Po drugie jeżeli coś odczuwasz, to tylko i wyłącznie z własnej winy. Dostałeś materialne ciało, któremu w przeciwieństwie do ludzi możesz nakazać wszystko. Jeżeli twoje ciało się złości, to dlatego, że mu na to pozwoliłeś, jeżeli cierpi to tylko dlatego, że myślałeś o wieczności.
Nie chcę emocji!- Podniósł głos.
Ależ my ich nie mamy, i mieć nie będziemy. Ale nie używaj tych pojęć zamiennie ze słowem uczucie. Uczucia ma każde stworzenie, nawet my, ponieważ tylko w ten sposób możemy wchodzić w relację ze światem. Uczucie to reakcja na bodziec Xellosie.
Nie rozumiem cię pani. Znowu!- Powiedział chodząc nerwowo w jedną i drugą stronę.
Można czuć miłość do kogoś - to jest uczucie, lub przypływ miłości - to emocja.
Nie chcę kochać!- Zapeszył się.
No to nie kochaj.- Padła odpowiedź.
Chcę zabić tą dziewczynę!- Oświadczył po chwili.
To zabij…ale po misji.- Odpowiedziała Zellas odchodząc w stronę swojego tronu.
Zrozum jedno Xellosie, odczuwanie samo w sobie warunkuje każde istnienie. Bez uczuć był byś niczym więcej niż galaretowatą silną amebą, która nie zdaje sobie sprawy z własnego bytu. Potworem czyni cię to, że możesz to odczuwanie kontrolować.
Kolejny raz coś przeniosło Xellosa, tym razem był w zamku Amelii i ponownie rozmawiał z Filią.
Teraz gramy na tych samych zasadach…wreszcie uczucia staną się dla ciebie czymś więcej niż tylko właściwą reakcją na dany bodziec. - Oświadczyła smoczyca i odeszła chichocząc.- A ty na to nic nie będziesz mógł poradzić.
Po raz kolejny Xellos poczuł jak jego nogi odrywają się od ziemi lecz tym razem na powrót wylądował przed lustrem. Spojrzał w nie i ku swojemu zdumieniu dojrzał litery układające się w wyrazy, które tworzyły ten tekst:
„A gdyby tak ktoś rzekł ci: Życie to, tak jak je teraz przeżywasz i przeżywałeś, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy; i nie będzie w nim nic nowego, tylko każdy ból i każda rozkosz i każda myśl i każde westchnienie i wszystko niewymownie małe i wielkie twego życia wrócić ci musi, i wszystko w tym samym porządku i następstwie? Czy nie padłbyś na ziemię i nie zgrzytał zębami i nie przeklął tego, który by tak mówił? Lub czy przeżyłeś kiedy ogromną chwilę, w której byś był mu rzekł: Bogiem jesteś i nigdy nie słyszałem nic bardziej boskiego. Gdyby myśl ta uzyskała moc nad tobą, zmieniłaby i zmiażdżyła może ciebie, jakim jesteś. Pytanie przy wszystkim i każdym szczególe: czy chcesz tego jeszcze raz i jeszcze niezliczone razy? Leżałoby jak największy ciężar na postępkach twoich. Lub jakże musiałbyś kochać samego siebie i życie, by niczego więcej nie pragnąć nad to ostateczne, wieczne poświadczenie i pieczętowanie.**” Xellos zamyślił się.
Czy to możliwe, że lustro oferowało mu życie bez emocji, śmierć może?
Nagle litery zniknęły i znów ujrzał swoje odbicie, jednak osoba stojąca w lustrze wyglądała jak pusty karton po mleku. Dotknął tafli lustra, która zamieniła się w wodę pod naciskiem jego dłoni.
Czy taki był cel mirażu? Mógł wreszcie nie mieć emocji, żadnych. Mógł być…pustym kartonem po mleku?
Filia doszła do kuchni i aż usiadła z wrażenia. Zaczęła głębiej oddychać by uspokoić serce, które łomotało jak mały ptaszek zamknięty w klatce.
Trochę się na ciebie naczekałem, Filio.- Powiedział Val stawiając przed nią parujący kubek herbaty.
J jak to możliwe?- Wyjąkała wlepiając w niego oczy.
Nie pytaj jak coś się dzieje, nie należy dociekać spraw, które nie są twoją rzeczą. - Powiedział spokojnie smok wpatrując się w nią uważnie. - Zastanów się raczej dlaczego i po co?
Ale, ale ty nie żyjesz!- Wyjąkała.
Wręcz przeciwnie! W twoich wspomnieniach jestem wciąż żywy…- Powiedział oglądając swoje dłoni i posyłając jej miły uśmiech.
W moich wspomnieniach? To gdzie ja jestem?
Ile razy mam ci mówić, że nie to pytanie jest istotą naszego spotkania.
No dobrze, więc po co ja tu jestem?- Zapytała Filia pociągając solidny łyk herbaty i żałując, że nie jest z rumem.
Cóż, skoro ja jestem twoją przeszłością i skoro się spotykamy, może…potrzebujesz jakiegoś rozliczenia z własnym sumieniem?- Podpowiedział.
Sugerujesz, że jestem zagubiona?- Prychnęła.- Nic bardziej mylnego Val…u? Valu?
Po prostu Val.- Poprosił i wyjął z kieszeni swoją ulubioną zabawkę.
Uciekasz przed swoją przeszłością.
Nie można uciekać przed przeszłością.
A jednak…ty to robisz.- Zasmucił się smok i znów skierował na nią spojrzenie swoich przenikliwych oczu.- Przypomnij sobie…każda twoja decyzja przez ostatnich parę lat, była rozliczeniem z przeszłością, każdy dzień był walką z nią.
Nie prawda! Przeszłość to tylko i wyłącznie przeszłość! Nie dorabiaj do tego zwariowanych teorii. - Zapeszyła się Filia. W pewnym momencie smok podniósł się i szybkim ruchem uderzył ją jedną z kuleczek w czoło.
Ał!- Krzyknęła.- Co to miało być!?
Tylko przeszłość…- Zachichotał.
Boli…- Jęknęła masując czoło.
Przeszłość często boli. Ale gdy ponownie spróbuję cię uderzyć, to się uchylisz. Musisz żyć tak, że gdy przyjdzie koniec, nie będziesz żałowała.
Fajnie, tylko, że ja jestem nieśmiertelna.
Nieśmiertelność to nie dar, lecz przeznaczenie, które musi się wypełnić. A śmierć może przyjść wcześniej niż ci się wydaje. Każdy ma tyle czasu ile go potrzebuje, życie ludzi warunkuje śmierć, więc jest im łatwiej, my nieśmiertelni trwamy w stagnacji zapominając, że wszystko ma swój początek i koniec. A gdy już zapomnimy po co jesteśmy, wtedy naprawdę umieramy.
I co mam przez to rozumieć? Wybacz Val ale carpe diem to nie jest coś co do mnie przemawia. Życie jest jak tęcza, gdy oglądamy ją codziennie przestaje zachwycać.
Wciąż mnie nie rozumiesz Filio. Ja nie kłócę się z tobą o jednostkę czasu. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś przestała oglądać się na zmarłych bo zgubisz drogę do świata żywych.
Jesteś strasznie enigmatyczny.- Mruknęła Filia.
Próbuję cię tylko ostrzec.
Przed czym?- Zapytała.
Przed piekłem…może. - Westchnął ciężko. Dziewczyna zamrugała i powtórzyła nerwowo.
Piekłem?
Wiesz jak tam jest? W piekle na powitanie pokazują ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrała właściwe wyjście. A potem pokazują ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłaś śpiąc z własnej głupoty. A potem pokazuje się ofiarom co mogliby w życiu osiągnąć, gdyby nie byli głupi.
A potem?- Zapytała niepewnie.
A potem zostawiają cię ze swoimi wyrzutami sumienia. Na całą wieczność. Nie ma już nic ani nikogo. Tylko ty i twoje wyrzuty sumienia...- Powiedział wstając od stołu. Nagle powoli dom zaczął się rozpływać a pod ich stopami pojawiło się spokojne morze. Chodzili po wodzie jakby była zwykłym deptakiem, oglądając niebo ozdobione jasnymi chmurami.
Nie mówię ci tego bez powodu…ale ten powód musisz odkryć sama. - Ciągnął Val.
Jak na razie musisz wybrać, by móc stąd wrócić.
Co mam wybrać?- Zdziwiła się.
Ciebie i twojego wroga związały najsilniejsze więzy, więzy krwi. Istota, której nienawidzisz jest tak naprawdę jedyną, która ci pozostała. Ale wciąż…tajemniczy kapłan jest potworem i sprawi, że będziesz cierpieć bardziej niż kiedykolwiek, co więcej ty też przyczynisz się do jego cierpienia. Czy wiedząc to, zerwiesz z nim połączenie? Jeżeli to zrobisz, wasza misja nigdy się nie powiedzie. Jednak jeżeli tego nie zrobisz, znów przez wiele lat będziesz się miotała między pragnieniami serca a powinnością. Jaki jest twój wybór?- Zapytał.
Filia z przerażeniem obserwowała jak tafla morza zamienia się w twarde lustro.
Amelia z trudem przypomniała sobie układ palców potrzebny do rzucenia zaklęcia precyzji. Uznała je za niezbędne jako, że cela miała marnego i nie chciała trafić w swoich przyjaciół łańcuchem piorunów.
Boreaszu. Synu lekkostopej Soe i potężnego Astrajosa. Ty, który przewodzisz czterem braciom, groźny panie północnego wiatru. Użycz mi swej mocy bym w twoje imię mogła porazić nią niegodziwców…i ten grunt. - Dodała po chwili.- Łańcuch błyskawic!!!- Krzyknęła i nagle z nieba strzeliło oślepiające światło, które przy akompaniamencie ogłuszającego huku przeryło ziemię na kształt idealnego pentagramu. Amelia odetchnęła widząc, że jej plan się powiódł.
A teraz…Mocy światłości, mocy Ziemi, mocy Wiatru! Przełam zły czar! Flow Break!- Rozkazała. Pentagram zalśnił białym światłem i po chwili z dołu dało słyszeć się jęki syren, które momentalnie przerwały swą pieśń i rzuciły się w stronę jeziora. Księżniczka westchnęła i otarła czoło spocone ręką.
Nie zrobię tego sama.- Wyszeptała Lina patrząc na gładkie lustro trzymane przez jaśniejącą kobietę.
Ty jesteś jedyną, która może powstrzymać Niszczyciela. Posiadać twoją moc, oznacza samotność. To zadanie wyznaczono tobie, i jeżeli ty nie znajdziesz rozwiązania, nikt tego nie zrobi.
A więc już wiem co mam zrobić.- Powiedziała powoli czarownica. - I chociaż się boję, pozostanę sobą.
A więc jaka jest twoja decyzja, chłopcze?- Zapytał Gourego staruszek.
Pan nie wie jaka ona jest…- Powiedział powoli.- I tu już nie chodzi o wybuchowy charakter, i że jest złośliwa. Nie chodzi nawet o to, że nie wolno decydować o czyimś życiu lub śmierci. Pan nie wie jaka ona jest, ale gdyby pan wiedział, zrozumiałby pan dlaczego zawsze będę ją chronił i nie pozwolę by coś jej się stało.
Cztery muchy w rosole, może ty je posolisz i może zjesz…tra la la bęc!- Zaśpiewała małpa radośnie skacząc dookoła Zelgadisa.
Jaka jest twoja decyzja?
Koniec końców, to przez to ciało jestem teraz sobą. W jakiś sposób zdefiniowało ono moje życie, a moje życie nie jest takie złe…- Powiedział powoli.- Co mam zrobić, żeby wrócić?- Zapytał. Małpa wzruszyła ramionami.
Przejść przez lustro.- Powiedziała. - Zmierzyć się z samym sobą.
Mam skoczyć?-
To tylko czterysta metrów.
Xellos oparł lagę o ramię i włożył całą rękę do lustra.
„Musiało minąć tyle lat bym zrozumiał, że odczuwanie jest warunkiem istnienia na tym świecie” Pomyślał. Obejrzał się za siebie. Już rozumiał czemu tutaj tracił siły…ta kraina ofiarowała mu śmierć. Wreszcie mógł skończyć z wiecznością, nałogiem, z którym tak trudno było mu zerwać. Mógł też wrócić wiedząc, że wszystko będzie tak jak zawsze, że tak jak zawsze będzie walczył ze sobą, będzie się zastanawiał, szarpał ze swoimi myślami. Nie wiedział co ma wybrać. Niestety, słowa, które wypowiedział do Zellas po wojnie ze smokami wciąż były prawdziwe. Dalej nie miał odwagi by umrzeć, ani woli by żyć.
Filia popatrzyła na Vala, który chwilę przyglądał jej się z uśmiechem lecz nagle posmutniał.
Wiesz co powiem?- Zapytała go.
Wiem. Nie byłabyś sobą, nie poświęcając się. Odnajdujesz jakąś słodycz w tym samoumartwianiu.
Skoro tak to nazywasz.
Nie chcę żebyś cierpiała.
Cierpienia się nie uniknie Val. Nie uniknąłeś go ty, nie uniknę go ja. A skoro mam w czymś pomóc, to z radością to zrobię. Xellos potrafi okłamać wszystkich, łącznie z samym sobą i jedyną osobą, której nie umie zwieść jestem ja…myślę, że właśnie o to tutaj w tym chodzi. - Powiedziała ale Val tylko pokręcił głową.
Lubisz to. Lubisz tę aurę ciemności, która go otacza. Lubisz jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny, jak noc bez gwiazd. Ratować świat chcesz dopiero na drugim miejscu.
Amelia i Undis z nie lada trudem odciągnęły ciała przyjaciół od przeklętego Jeziora. Gdy byli już
wystarczająco daleko od siedliska Syren Amelia pośpiesznie wydeptała trawę, tworząc w niej krąg w sam raz odpowiedni do rozbicia obozowiska. Nadchodziła noc, niebo stawało się granatowe i widać było na nim już pierwsze gwiazdy więc księżniczka pośpiesznie zebrała to co miała pod ręką i ułożyła w malutki stosik, który, o dziwo sam z siebie zapłonął.
Co jest?- Zapytała odwracając się.
Rany, rany, ale wtopa.- Usłyszała za sobą rozbawiony głos.
Pan Xellos??? Jeszcze przed chwilą pan…
Zapomnieć o Syrenach!- Zaśmiał się mierzwiąc sobie grzywkę.- Proszę, bądź tak miła i nie mów o tym incydencie Filii, zgoda? - Zapytał pochylając się w jej stronę.
Panie Xellosie co z nimi? - Zapytała.
No nie wyglądają na takich co powariowali, ale muszę ci pogratulować Amelio. Kto by się spodziewał po tobie tak trzeźwego osądu sytuacji.
Eh, i tak zbyt wiele czasu mi to zajęło…- Powiedziała skromnie.
Teraz kiedy o tym wspomniałaś, muszę się z tobą zgodzić.- Wypalił Xellos nieświadom swojego nietaktu.- Chyba trzeba będzie ich ułożyć przy ogniu, są zziębnięci.- Dodał spoglądając na ognisko, które jak na zawołanie podwoiło swoje rozmiary.
A skąd pan…ah no tak, panienka Filia.- Powiedziała obserwując jak demon bez najmniejszego trudu przenosi najpierw Zelgadisa, później Gourego a na końcu Linę i Filię w stronę ogniska.
Narysujmy im wąsy!- Zaproponował radośnie. Amelia posłała mu karcące spojrzenie i rozsiadła się przy ognisku. Po chwili milczenia Xellos ponownie się odezwał.
Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego ty nie poddałaś się wpływowi syren?- Zapytał. Amelia uniosła nadgarstki ku oczom demona.
Białe pentagramy, z jakiegoś powodu ich nie lubią. - Wyjaśniła.
Ja też nie przepadam więc jakbyś była tak dobra…- Mruknął odsuwając jej dłoń od siebie.
Myślałam, że to całe Carpere Tractum uodporniło pana na takie rzeczy.
Połączenie ze smokiem nie zmienia mojej natury. Tak jak ślubowanie wieczności z demonami nie zmienia natury człowieka, zbytnio. Nie wiem czy pamiętasz pana Halcyforna, którego spotkaliśmy podczas poszukiwań Clair Biblie. - Wyjaśnił.
Ale zaczął pan odczuwać emocje. - Wypaliła mając nadzieję, że dowie się czegoś więcej.
Na pana ciemności! Co wy z tymi emocjami! Każdy ale to każdy czuje. Ja też wcześniej czułem, tylko nieboszczyki mają ten przywilej, że nie czują ale oni leżą w ziemi i gniją. Kiedyś czułem ale nie miałem emocji i mogłem kontrolować to co czuję, zablokować niepożądane uczucie. Carpere Tractum zniosło tą barierę. Rozumiesz?
Rozumiem, rozumiem. Nie trzeba się od razu tak unosić. - Mruknęła księżniczka.
Ja się nie unoszę. Po prostu mam dosyć kiedy wszyscy podniecają się tym czy mam uczucia czy nie mam. A przecież wystarczy pomyśleć…
Filię obudziły ciepłe promienie jesiennego słońca padające prosto na jej twarz.
M moja głowa.- Wyjęczała czując się jak po porządnej zabawie, na przykład takiej jak u Ameli w zamku. Rozejrzała się dookoła, obok leżeli Lina i Zel. Reszta gdzieś zniknęła.
Jak się czujesz?- Nagle rozległ się nad nią głos kapłana, który detonował jej bębenki niczym bomba atomowa.
Bogowie Xellos, nie krzycz tak!!!- Jęknęła i usiadła powoli czując jak jej ciało za wszelką cenę chce jej odmówić posłuszeństwa. Kapłan podał jej rękę i pomógł wstać. Czuła się jak po swoim pierwszym locie, cała ziemia falowała pod jej stopami a kolana trzęsły się w sobie tylko znanym rytmie. To był pierwszy raz kiedy była naprawdę zadowolona z obecności Xellosa, który po prostu stał obok i mocno ją trzymał.
Co się stało?- Spytała i poczuła jak zbiera się jej na wymioty. Nogi się pod nią ugięły, ale zamiast usiąść oparła się o Xellosa.
Syreny.- Kapłan wzruszył ramionami, i niewiadomych powodów uśmiechnął się.
Smoczyca po chwili namysłu zdecydowała się usiąść. Czuła się jakby zjadła dużą miskę ślimaków, które teraz chcą opuścić żołądek. Zamknęła oczy i opadła na trawę.
Bogowie!- Wyjęczała zaciskając ręce na brzuchu.
Na twoim miejscu nie robiłbym tego.- Zauważył Xellos pochylając się nad poszkodowaną dziewczyną.
Nic nie mów!- Jęknęła.- Zaraz umrę.- Dodała zwijając się w kłębek. Uczucie to można było porównać do złośliwego chochlika zamkniętego tam w środku i zawiązującego jelita na supełki i supełeczki. Xellos pogrzebał w swojej przepastnej torbie i wyjął jakieś świństwo.
Ty się nie śpiesz tak z tym umieraniem, dobra?- Zapytał klękając przy niej.
Masz zjedz to, przejdzie ci.- Powiedział podając jej coś co śmierdziało, no cóż…jak toaleta. Filia pobladła i odepchnęła rękę kapłana.
Spadaj!
Mówi się, że śmierdzący lek najlepiej leczy.
Spadaj!- Powtórzyła.
Przecież i tak wiesz, że znajdę sposób by wepchnąć ci to do gardła.
Zgaś to słońce!-
Zjedz, mówię ci, zaraz poczujesz się lepiej.-
Nie mogę!- Wyjęczała starając owinąć sobie głowę swoją peleryną. Xellos w końcu nie wytrzymał, jedną ręką chwycił dziewczynę pod brodę a drugą bezpardonowo wepchnął lekarstwo do ust. W dodatku przytrzymał ja kiedy chciała się wyrwać.
Pogryź i połknij- Powiedział powoli wciąż profilaktycznie ją trzymając. Filia w końcu przełknęła świństwo i spazmatycznie nabrała powietrza…jeżeli istnieje coś co smakuje gorzej od tego, to chyba sama brukselka.
No, możesz popić.- Oświadczył Xellos z zadowoleniem jakby chwalił ją za dobrze wykonane zadanie. Biedna Filia chwyciła napój i wypiła wszystko duszkiem, nagle zatrzymała się, wypuściła miskę z rak, i zasnęła.
O widzę że i panienką Filią się pan zajął.- Powiedziała radośnie Amelia podchodząc do demona..
A no…- uśmiechnął się.
Widzi pan nawet, w takim obrzydliwym potworze jak pan jest krztyna dobra.-
Dziękuję ci Amelio.- Powiedział sarkastycznie i usiadł na ziemi przy śpiącej Filii. Bardzo go zastanawiało czy też miała wizje, a jeżeli tak, to jakie. Podczas mirażu nie był w stanie wyczuć co się z nią działo a świadomość, że Filia wie coś czego on nie wie, bardzo go irytowała. Po upływie trzech godzin Lina, Zegadis, Goury i Filia w końcu się obudzili i byli gotowi do drogi.
Nie możemy spędzić tutaj jeszcze jednej nocy?- Zapytał Goury.
Nie ma sensu. Jeszcze dziś wieczorem będziemy przy granicy Splądrowanych Pustkowi.- Oświadczył Xellos i ruszyli w drogę.
Splądrowane pustkowia, były dużą rdzawo czerwoną równiną, przeciętą kanionem, rosły tutaj jedynie niewielkie krzaczki i karłowate drzewka. Nic po za tym. Mimo tego kraina była domem Minotaurów, bardzo bogatych i bardzo skąpych istot, oraz Gorgon, potężnych byków, które całymi stadami przemierzały pustkowia i ganiały podróżnych.
Tak jak powiedział Xellos po paru godzinach marszu byli już na terenie państwa Minotaurów a na horyzoncie majaczyła brama prowadząca do ich podziemnego miasta.
Chociaż nie byli zmęczeni, wszyscy odrobinę się wlekli, obciążeni wspomnieniami swoich wizji. Najgorsze było to, że ledwo je rozumieli. Każde z nich na swój sposób starało się zinterpretować miraż i nawet wiedząc, że były to zwykłe wizje, dopatrywali się w tym jakiejś nauki.
Co było w twoim mirażu?- Zapytał Xellos podchodząc do wlokącej się z tyłu Filii.
A co w twoim?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nic ciekawego. Jakaś część mnie kazała mi się pogodzić z emocjonalnym bałaganem, który komplikuje moje życie. - Powiedział wzruszając ramionami.
Zgadzam się z nią.- Mruknęła bez większego entuzjazmu.
No a teraz twoja kolej.- Ponaglił ją demon. Filia zastanawiała się chwilę czy ma powiedzieć Xellosowi co ją spotkało czy nie i po chwili namysłu doszła do wniosku, że lepiej powiedzieć, bo inaczej może sam zacząć grzebać w jej głowie.
Nic ciekawego. Jakaś część mnie stwierdziła, że lubię się samoumartwiać, i że cię lubię.
Zgadzam się z nią. - Powiedział spokojnie.
Nie lubię ciebie!- Zaprotestowała Filia.
Lubisz się samoumartwiać a to praktycznie to samo. W dodatku litujesz się nade mną. - Zaśmiał się.
Nie wiem czy możesz zasłużyć sobie na litość smoka.- Prychnęła Filia odwracając wzrok. Jednak gdy tylko to zrobiła poczuła jak kapłan wciska jej coś do ręki.
Xellos co ty wyprawiasz?- Prychnęła uświadomiwszy sobie, że oddał jej swoją lagę.
Cóż…- Powiedział wzruszając ramionami.- Może, może próbuję zasłużyć na litość smoka?
Lina i Amelia przyglądały się całej sytuacji z niedowierzaniem.
Co to miało być?!- Wypaliła czarownica chwytając mijającego ją demona za ramię.
Co?- Zapytał przystając.
To! Oddałeś jej swoją lagę!- Oburzyła się.
Nie chcę żeby opóźniała pochód.- Wyjaśnił.
A czy ty oby przypadkiem jej nie lubisz?- Zapytała Amelia. Xellos uśmiechnął się i pokiwał palcem.
To, ta je mni ca…-Wyrecytował.
Czyli lubisz!- Krzyknęła Lina oskarżycielsko celując w niego palcem. Kapłan ponownie się uśmiechnął.
Udowodnij…
* gdyby choć raz wszystko im wyszło zgodnie z planem, nie było by fika
** Na ten pomysł wpadł pan Fryderyk Nietzsche