Mała apokalipsa, Tadeusz Konwicki
Bohater utworu, literat, który od kilku lat niczego nie napisał, budzi się w mroczny, pochmurny poranek z przeczuciem nadchodzącej śmierci. Myśl o czystym papierze w szafce prowokuje refleksję o różnych postawach pisarskich: Można tę biel bezbronną zbrukać złą krwią, wściekłym jadem, cuchnącą flegmą lub wysączyć [na nią| słodycz sztucznej zgody, |... | ckliwy syrop pochlebstwa. To dwie możliwości rozważane przez bohatera - narratora u kresu życia. Widok z okna na Pałac Kultury przypomina realia życia narodu podporządkowanego obcemu reżimowi. Budowla ta budziła kiedyś strach, teraz, choć zniszczona i rozpadająca się. przypomina o zniewoleniu. Bohater zapala na czczo papierosa i rozmyśla o śmierci, która stalą się jego obsesją. Chciałby godnie odejść, zwrócić na siebie uwagę innych. Te marzenia konfrontuje od razu z brutalną samoświadomością: Jestem dwunogiem spłodzonym nieopodal Wisły [...] widziałem wojnę, to znaczy straszny amok ssaków, które mordują się wzajemnie. Pisarz dostrzega swoją przeciętność, zwyczajność.
Wokół roztaczają się obrazy zniszczenia, chaosu, degradacji, zepsucia. Objawia się to w kruszejących, zaniedbanych budynkach, zapomnianych śmietnikach. Z tym stanem rzeczy współgra polska rzeczywistość społeczna i polityczna, upadek moralności i sztuki. [...] truchlejący ze starości [..] nasz warszawski dom z epoki późnego stalinizmu, z ery dekadenckiego stalinizmu, z okresu spolszczonego i zeszmaconego stalinizmu. [...] Ostatnia wojna zdruzgotała niechcąco i przypadkowo wielki pałac kultury europejskiej moralności, estetyki i obyczaju. [...] To miasto jest stolicą narodu, który wyparowuje w nicość (9). Koszmar wojny przesłoniła epoka stalinowska i obecny stan rzeczy - uzależnienie kraju od rosyjskiej administracji, podporządkowanie się większości narodu rządzącej partii, zniszczenie hierarchii wartości, pozwalającej
odróżnić dobro od zła. Bohater czuje się mimo wszystko wolny, ale samotny, anonimowy, ma poczucie zaprzepaszczenia swoich ambicji Być może kilkuletnia przerwa wpisaniu ma związek z zerwaniem z ogólnie przyjętymi zasadami tworzenia sztuki na użytek władzy. Tymczasem ona ma się dobrze, strzeżona systemem tajnej i oficjalnej milicji, która nawet eskortuje pancerną chłodnię z żywnością dla partyjnych notabli(na wystawach sklepów dla zwykłych śmiertelników jest natomiast kiełbasa z trocin, mięso sprzedaje się „na kartki" i skąpo wydziela wszystkie inne, potrzebne do życia, towary).
Bohatera odwiedzają dwaj znajomi z kręgów opozycji politycznej, Hubert i Rysio. Są odświętnie ubrani i prawdopodobnie przynoszą z sobą kłopoty. Każda ich wizyta wiąże się z jakimiś zmianami w życiu bohatera. Zazwyczaj oczekiwali podpisania jakiejś petycji lub protestu, co z kolei prowadziło do przykrości i szykan ze strony władz. Na ekranie telewizora widać kompanię honorową i delegację cywilów oczekujących na lotnisku na jakiegoś szczególnego gościa - później okazuje się, że przybywa Sekretarz partii sowieckiej, zaś polscy dostojnicy, artyści i „naród" składają mu hołdy. Poczęstowani alkoholem goście wyjawiają cel wizyty. Otóż w imieniu jakiejś nieokreślonej zbiorowości informują bohatera, że został wybrany do spełnienia szczególnej narodowej misji: ma pod koniec zjazdu partii dokonać samospalenia przed gmachem Komitetu Centralnego, by wstrząsnąć ludźmi w kraju i za granicą (uda się to dzięki nieustannemu filmowaniu przemówień i uroczystości). Jak się okazuje, wybór był starannie przemyślany - znany pisarz w podeszłym wieku, który wypalił się artystycznie, a przy tym nie reprezentuje najwyższej miary (naród wiele nie straci, a może zyskać odnowę moralną wywołaną wstrząsem). Wybrano szczególny moment, kiedy Polska ma być przyłączona do Związku Radzieckiego, zaś społeczeństwo straciło instynkt samozachowawczy i pokornie przystaje na decyzje rządzących Zaskoczony bohater nie szczędzi jednak słów krytyki wobec opozycji, która również, w gruncie rzeczy aprobuje taką sytuację, oraz pod adresem artystów. Termin spalenia ustalono na godzinę ósmą wieczorem, kiedy skończą się obrady zjazdu partii i delegaci z całego kraju wyjdą przed gmach. Bohater został wybrany, ponieważ żyje obsesją śmierci.
Hubertowi robi się słabo, ale mobilizuje siły, żeby poinformować gospodarza domu, że pomysł spalenia nie jest żartem i udziela wskazówki, by o godzinie jedenastej stawił się w mieszkaniu przy ulicy Wiślanej 63, gdzie będą czekały Nadieżda i Halina - specjalistki od techniki samospalenia. Tymczasem przychodzi podchmielony gość, by poinformować o wyłączeniu wody (pękła rura). Rysio radzi, by bohater oszczędzał najcelniejsze słowa na wieczór: Musisz tam krzyczeć z całych sił. Samymi złotymi myślami. Ludzie to zapiszą i przechowają jak wersety Biblii. Twoje arcydzieło literackie. Przybyli starają się na wszelkie sposoby rozwiać wątpliwości czy warto i jakie skutki może odnieść spektakl samospalenia. Tylko on może odmienić manie życie przeciętnego literata. Bohater przypomina sobie pierwsze spotkanie z Rysiem, który w pijackim amoku usiłował zaspokoić swoje żądze w towarzystwie przypadkowej dziewczyny, zaś efektem jego starań było pobrudzenie kieszeni płaszcza towarzysza owej nocy. Teraz pisarz zastanawia się, kim jest Rysio: [...] pisze amorficzną prozę bez znaków przestankowych, adiutantuje Hubertowi i jest czcigodną postacią świata literackiego. Hubert zaś po brutalnych przesłuchaniach w latach sześćdziesiątych, podjął nieskuteczną próbę samobójczą - powiesił się swego czasu w szafie. Są to więc opozycjoniści z przeszłością, nie zawsze chwalebną.
Po wyjściu gości literata odwiedza wysłannik gazowni z zamiarem odcięcia gazu (już po raz trzeci). Radzi jednak przemówić do ręki kierownika. Gospodarza nie interesuje jednak takie załatwienie sprawy, bowiem postanowił przyjąć wyrok. Oddaje nawet staruszkowi swój wełniany płaszcz. Już w samotności rozważa decyzję o spaleniu się - czy istotnie będzie miała wpływ na sytuację w kraju?, czy naród obudzi się z niewoli? Tymczasem w telewizji pokazują uściski i pocałunki obu sekretarzy na tle dźwięków Międzynarodówki, która jest teraz polskim hymnem narodowym. -
Zabrawszy z sobą dowód osobisty i przekonawszy się, że skrzynka na listy jest pusta, pisarz wychodzi na miasto pełne odświętnych dekoracji i haseł. Na estradzie pod Pałacem Kultury występują ludowi artyści. Zewsząd, z gigantofonów, rozbrzmiewa muzyka. Literat mija po drodze swojego sąsiada - dygnitarza, który mieszka w bloku, podczas gdy inni politycy i ministrowie dorobili się zamczystej willi w rządowej dzielnicy. Uwagę bohatera przykuwają flagi, w których stopniowo maleje obszar bieli, zaś powiększa się czerwień. W wielu znakach i detalach widać uzależnienie Polski od Związku Radzieckiego.
Co pewien czas w książce pojawiają się dygresje na temat czasu. Hasła na transparentach głoszą, że jest czterdziesta, pięćdziesiąta lub sześćdziesiąta rocznica Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, zaś w gazetach daty są nieczytelne, „rozgniecione”. Na domiar złego nic można się nawet zorientować, jaka jest pora roku - w ogólnym bałaganie „zastrajkowała" natura (anomalie pogodowe, słońce, śnieg, grad. nagłe zmiany temperatury). Trudno ustalić aktualną datę w oparciu o kalendarze, bo te - umieszczone w różnych miejscach - wskazują różne dane. Sukcesem jest kupienie gazety, czytelnicy korzystają jednak tylko z ogłoszeń, resztę wypełniają depesze i przemówienia,których nikt nie czyta.
Podczas legitymowania bohatera przez milicję nadchodzi Kolka Nachałow (syn generała KGB, doradcy bezpieki w Szczecinie), który pytaniem po rosyjsku o numery służbowe płoszy młodych stróżów porządku. Następnie oferuje „dobrą, stalinowską" cegłę z rozbieranej właśnie Huty Warszawa oraz prezerwatywy. Po odejściu Kolki pisarz spotyka chłopca z prowincji recytującego znajome teksty. Jego wygląd wywołuje wspomnienia z okresu wojny - jest podobny do młodych konspiratorów z AK.
W kolejce do kasy w barze mlecznym („Familijny") bohater poznaje dawnego znajomego, brata Rysia, filozofa marksistę, który obecnie zajmuje się dokształcaniem docentów ze sfer rządowych. Prowadzi również wykłady „w cenzurze" na temat aluzji, którą należy odpowiednio docenić, bowiem z czasem staje się dla odbiorcy ważniejsza od prawdy wyrażonej wprost. Przy okazji wyraża krytyczną opinię o Rysiu i opozycji - To są tacy sami aparatczycy jak państwowi. Etatowi, zrutynizowani, dożywotni. Reżym się do nich przyzwyczaił, a oni do reżymu. Zachęca przy tym, aby pisarz tworzył dla cenzury, bo jedynie ona docenia zręczną aluzję. Brat Rysia, który wcześniej związany był ze środowiskiem inteligencji katolickiej, uważa, że należy uratować się biologicznie wobec zalewu łajna ze wschodu. Według niego Rosja jako kraj o chorym systemie ekonomicznym i upadającej kulturze, zniszczona przez komunizm, jest dla nas nadzieją na ocalenie i dlatego pokora wobec niej jest jak najbardziej na miejscu. Po wyjściu z baru pisarza legitymuje tajny agent.
Podczas podróży zatłoczonym autobusem bohater rozmyśla o chaotycznej organizacji życia społecznego - nic normalnie nie funkcjonuje, wszystko się rozpada, magazyny są puste, za to działa sieć sklepów dolarowych, ludzie nędznie wegetują, gazety kłamią. Za literatem podąża stale Tadzio Skórko, chłopak z prowincji, ze Starogardu, który z pamięci przytacza znane skądś zdania. Autobus psuje się, ale do ulicy Wiślanej jest już blisko. Po drodze widać zniszczone budynki i zdewastowane tereny zielone, tymczasem święto trwa nadal (skandowanie na przemian Polska, Polsza, salut armatni, tłumy manifestantów z transparentami itp.). Przekroczenie ulicy w niedozwolonym miejscu staje się pretekstem do kolejnej kontroli dokumentów pisarza.
We wskazanym mieszkaniu na literata czeka już Halina, która zaopatruje go w odpowiednie broszury dotyczące techniki samospalenia. W telewizji nadal pokazują partyjne uroczystości. Znajomy dygnitarz, towarzysz Kobiałka, podarł maszynopis przemówienia i zaczął się rozbierać. Po wyłączeniu fonii na ekranie ukazała się plansza z dwoma czerwonymi gołąbkami, z których jeden miał biały ogonek. Bohater wdał się w rozmowę z mężczyzną leżącym na łóżku - był więźniem ze względu na przynależność AK. Próbowano go złamać i skłonić do zeznań, straszono, że żona i córka nie żyją, ale to utwierdziło go w przekonaniu, że nie należy się poddawać. Jego wspomnienia przetłumaczono na trzynaście języków. Rozmowa ta umacnia bohatera w postanowieniu, że powinien się spalić.
Halina informuje literata, że zmieniono miejsce spalenia - ma ono nastąpić przed Salą Kongresową, gdzie odbywa się zjazd, następnie wychodzi, by kupić środek łatwopalny. Bohater poznaje Nadieżdę, której babcia była kochanką Lenina. Oboje przypadają sobie do serca. Próbę zbliżenia przerywa jednak telefon od Haliny, która pozostawia literatowi wybór koloru kanistra (niebieski). Zaopatrzony w rozpuszczalnik z Nowej Zelandii pisarz wyrusza na miasto. Spotyka Sachera, który kiedyś wyrzucił go z partii. Teraz jest mu za wdzięczny. Dalszą wędrówkę urozmaicają dość szczególne wydarzenia: urywa się kawał mostu Poniatowskiego, Tadzio Skórko opowiada o sobie i wraz z psem podąża za swoim idolem, Halina dogania literata z wiadomością, że Hubert zasłabł, razem jadą do niego do kina „Wołga", tam pod szyldem filmu radzieckiego odbywa się pokaz polskiego - Transfuzja - odważnego w swojej wymowie, którego reżyserem jest Władysław Bułat, hołubiony przez władzę.
Bohater zastanawia się, co też mógłby zostawić w testamencie potomnym i dochodzi do wniosku, że oprócz zwłok dla Akademii Medycznej będą to dwie recepty: na łupież i na zaparcia (szczegółowo prezentuje skład leków) oraz przepis na powodzenie w grze karcianej „oko" - ma jednak wątpliwości czy wypada doradzać oszustwo.
W hallu kina były minister kultury podejmuje swoich gości z okazji otwarcia wystawy jego obrazów o motywach erotycznych. Wśród przybyłych są dostojnicy, którzy po odejściu ze stanowisk oddali się pasjom artystycznym.
Tymczasem Hubert oczekuje na lekarza. Udaje się sprowadzić pogotowie (dzięki ostrzeżeniu, że na widowni siedzi radziecki attache). Hubert prosi o spotkanie z Bułatem, chwali jego odwagę. Z sali kinowej dobiegają mocne słowa, zapowiadające rozliczenie z postaw i sympatii politycznych. Widzowie reagują brawami na tekst o „zgwałconej Polsce". Hubert pogardliwie przyjmuje opory literata przed spaleniem. Zostaje odwieziony do zwykłego szpitala. Klinika rządowa jest tylko dla wybranych. Bohater ogląda symboliczne zakończenie filmu Bułata: desperacki skok człowieka z parapetu i śmierć - z własnego wyboru. Reżyser przypomina swoją drogę twórczą: od szkalowania AK, poprzez kino psychologiczne do krytyki elity intelektualnej. Doszedł do wniosku, że cały czas realizował „linię partii" i postanowił wyjechać do Ameryki Południowej. Wyłączenie prądu w kinie sprawia, że Halina, Tadzio i pies poszukują literata w ciemnościach. Przed wyjściem podpity malarz, były minister, zaprasza bohatera na wyjazd pod Warszawę - „na dziewczynki".
Halina kupuje w sklepie walutowym szwedzkie zapałki. Opowiada bohaterowi o Nadieżdzie i jej kilku mężach. On jednak przekonany jest, że był jej pierwszym mężczyzną. Gazeciarze rozrzucają dodatki nadzwyczajne „Trybuny Ludu". Polskę ogłoszono Pierwszym Kandydatem do wstąpienia w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Wszędzie pełno agentów Urzędu Bezpieczeństwa, manifestantów i transparentów. Zostawiwszy u szatniarza kanister i pieska, bohater zamierza posilić się w restauracji „Paradyz" (kiedyś „Paradis"). Zaproszony przez nieznajomego na rozmowę zostaje zrewidowany i pobity podczas swoistego przesłuchania. Żorz i Zenek opowiadają mu o tajemniczych wizytach w jego domu (rewizje upozorowane na włamania), wstrzykują substancję wzmagającą ból, która ma ułatwić przesłuchanie. Żorz nazywa pisarza opozycjonistą negatywnym w przeciwieństwie do siebie, człowieka od praktycznych zadań. Na ekranie telewizora artyści, m.in. Bulał, składają hołd obcemu przywódcy.
Po „rozmowie" literat trafia do innego pomieszczenia, w którym towarzysz Kobiałka czeka na odwiezienie do szpitala psychiatrycznego. Wyraża nadzieję, że nastąpi schyłek komunizmu. Z tego pomieszczenia pisarza uwalnia Zenek i zwraca mu zabrane wcześniej zapałki oraz prosi o autograf. Kobiałka zdradza, że również nie zna aktualnej daty. Takie dane posiadają tylko sam minister albo ścisłe kolegium, które ma dostęp do importowanego kalendarza umieszczonego w potężnym sejfie. Z nadzieją oczekuje na pobyt w szpitalu psychiatrycznym, gdzie ma już wielu kolegów ze sfer rządowych. Po wyjściu z tego pokoju zatrzymuje bohatera „babcia klozetowa" - Zosia - żądając pieniędzy. Jest studentką archeologii na praktyce, dzięki której będzie zwolniona z egzaminu z propedeutyki filozofii. Nie ma wolnych stolików, więc literat przysiada się do Kolki Nachałowa, spędzającego czas w towarzystwie pulchnej blondynki, Gosi, producentki filmów, m.in. Transfuzji. Kolka i Gosia odwiedzają szefa kuchni. W tym czasie do bohatera przysiada się Rysio Szmidt proponując wódkę, mówi o beznadziejnym stanie Huberta i z ochotą zabiera resztę bonów na mięso (arogancki kelner wycina sobie tylko jeden kupon za zamówione ragout). Halina przedstawia pisarza uznanemu w kręgach podziemia literatowi -Cabanowi. Ten przyjmuje wyniosły ton i zwalnia go z decyzji o spaleniu. Bohater jednak unosi się dumą i chce sam zdecydować o własnej śmierci.
Szef kuchni zabiera restauracyjnych gości do podziemnych pomieszczeń, gdzie z wielkim rozmachem przygotowano bankiet na cześć radzieckiego sekretarza. Mimo zakazów, trudno się oprzeć pokusie. Wygłodniały tłum narusza misternie ułożone, wykwintne dania i trunki, dewastuje wnętrza. Spotykają się dwaj delegaci wybrani do załatwienia sprawy sprzedaży województwa zielonogórskiego: docent Edward Szmidt (brat Rysia) i Niemiec doktor Hans Jurgen Gonsiorek. Edek wyjaśnia, że Rysio żyje z książeczki napisanej w czasach, gdy był partyjnym aktywistą. Teraz służy ona do indoktrynacji dzieci i zapewnia autorowi możliwość bezkarnego angażowania się w „opozycyjne" akcje. Rysio również pomawia Edka o dwulicowość: codziennie leży krzyżem [...] i zbiera siły do następnych łajdactw. Perkusista z zespołu inwalidów mdleje, ale nikt nie stara się go ratować. Kolka Nachałow chce podpalić restaurację. Rysio bije go z wyrzutem, że jego ojciec sprowadził do Polski socjalizm. Literat wywołany z sali przez Zosię, odbiera psa i kanister od szatniarza - majora i wychodzi. Przyszła po niego Nadieżda, która oburza się jego postawą (włóczy się po knajpach, jest pijany). Zresztą niedługo nastąpi pora korzystania z lokalu przez Arabów.
W sklepie spożywczym ekspedientki montują nowy herb: małego orła wśród wielkich snopów zboża. Bohater i Nadieżda wchodzą do zniszczonego budynku, gdzie mieściła się niegdyś redakcja satyrycznego pisma „Szpilki". Okazuje się, że oboje śnili ostatniej nocy Antychrysta. Rozmawiają o zniewoleniu kraju, o śmierci i wspólnym spotkaniu. Ogarnia ich nagła namiętność, co wiąże się z opłatą - 10 tysięcy złotych - za zbliżenie miłosne w gmachu publicznym. Nadieżda deklaruje spalenie się z bohaterem, jednak on się na to nie zgadza.
Literat postanawia załatwić ostatnie sprawy. Demaskuje Tadzia jako agenta, który skierował go sprytnie na przesłuchanie u Żorża, bije go. Tadzio wyznaje, że ma 33 lata (dalej narrator określa go jako czterdziestoletniego mężczyznę) i trafił do tajnych służb, bo tam doceniono jego poezję. Teraz pisze różne wierszyki, dzięki którym reżim bada reakcje tłumu. Mówi również, że właśnie się wycofał, co okazuje się kłamstwem.
Zbuntowany motorniczy decyduje się podwieźć pasażerów, jednak nie może spełnić obietnicy, bo wyłączają prąd. Wokół bohatera wszędzie są ruiny, awarie, otaczają go ludzie o wypaczonych poglądach. Zatrzymuje się karetka. Kobiałka, uszczęśliwiony z powodu uzyskania miejsca w szpitalu dla wariatów, chce się pożegnać z dawnym sąsiadem. Wznosi okrzyk: Niech żyje wolna, niezawisła Polska Republika Radziecka! . Pisarz udaje się do innego szpitala, by oddać hołd umierającemu Hubertowi i prosi lekarza, by odłączył aparaturę godzinę później niż planował, czyli o ósmej (jest to wyznaczona pora spalenia przed Salą Kongresową). Chce by śmierć ich obu nastąpiła w tej samej chwili.
Sacher planuje powierzyć bohaterowi manuskrypt, w którym zawarł swoje spostrzeżenia o totalitarnym państwie, partii i Bogu. Kolejnymi rozmówcami literata są chuligani z tzw. partyzantki miejskiej. Ich zamiary ostudza gwałtowna propozycja literata, by razem z nim się podpalili. Napastnicy uciekają. Milicjant oferuje mu podwiezienie gazikiem (wiezie pijanego Żorża) za opłatą pieniężną lub rzeczową. Bohater rezygnuje z okazji i kontynuuje wędrówkę pieszo w towarzystwie Tadzia i pieska Pikusia.
Na terenie ogródków działkowych pali się ognisko, przy którym kobiety, związane przed laty z pisarzem, wspominają swoją młodość. On obawia się, że wyjdą na jaw jego sprawki. Łatwo porzucał jedną dla drugiej. Lucyna. Kasia, Rysia, Hania przypominają mu jego młodość. Jedna z nich wyznaje, że nadal go kocha. Literat jednak myśli już tylko o Nadieżdzie, którą nazywa Nadzieją. Tadzio Skórko, zauroczony Lucyną, postanawia nie wyjeżdżać do Starogardu.
Kolka Nachałów wraz z podejrzanie wyglądającym księdzem i zgromadzonymi ludźmi wybiera się na pielgrzymkę do Częstochowy, nie po to, aby się modlić, ale by skorzystać z okazji i zrobić interes - mają tam rozbierać hutę.
Ważnym etapem wędrówki bohatera są odwiedziny u Jana - starszego, schorowanego mężczyzny, który nadużywał alkoholu, ale zawsze był wielkim autorytetem wśród działaczy opozycji. Odbiera przyniesioną przez listonosza rentę („dla zasłużonych"), bowiem Jan nie chce wyjść z łazienki. Znajduje go w wannie, bardzo osłabionego. Nie otrzymuje jednoznacznej rady, a tylko zapewnienie, że historia oceni jego czyny. Odnosi wrażenie, że plan spalenia zyskuje aprobatę mistrza. Dzwoni telefon - amerykański dziennikarz chce się dowiedzieć, co słychać w Warszawie. Po ogólnikowej odpowiedzi, kolejny raz dzwoni telefon. Okazuje się, że był na podsłuchu, a rozmówca domaga się odpowiedzi, z jakim numerem nastąpiło połączenie i grozi wyłączeniem aparatu.
Po wyjściu z mieszkania Jana, bohater postanawia cegłą zabić Tadzia. Ten cytuje mu myśl Aramejczyka sprzed dwu tysięcy lat: „Miast zabijać na ofiarę jagnię, sąsiada albo swojego brata, złóż ofiarę z samego siebie." i powstrzymuje literata przed zabójstwem. Spotykają panią Gosię, która postanowiła udać się na pielgrzymkę, by odkupić w Częstochowie swoje grzechy (została „zbezczeszczona"). Pisarz wskazuje jej miejsce spotkania pielgrzymów i prosi o modlitwę za jego duszę. Znowu nachodzą go wątpliwości i żal, że tak późno spotkał Nadieżdę. Wie jednak, że zmiana decyzji wywołałaby jej pogardę. Na placu Defilad, wśród tłumu, zebrali się jego znajomi. Kamery czekają na wyjście delegacji. Marek, zastępujący aresztowaną po południu Halinę, robi literatowi zastrzyk przeciwbólowy. Nadieżda da jeszcze raz deklaruje chęć pójścia z kochanym człowiekiem na śmierć. Tymczasem w podniosłym momencie zasłabł nagle polski sekretarz. Rysio usprawiedliwia przed pisarzem napisanie książeczki, dzięki której cieszy się swoją wolnością.
Następuje ostatnie pożegnanie z Nadieżdą, refleksja, że to ludzie stworzyli Boga, by ich uchronił, i bohater odbywa ostatni odcinek drogi ku platformie. Ludzie, dodajcie mi sił. Ludzie, dodajcie sił każdemu na świecie, kto o tej porze idzie ze mną na całopalenie. Ludzie, dodajcie sił. Ludzie... - tymi słowami, kierowanymi przez pisarza do wszystkich ludzi, kończy się utwór.