Obudziłam się o 8.00. Charliego już nie było, bo umówił się wczoraj z Billym Blackiem i Harrym Clewetterem na ryby. I dobrze. Cały czas siedzi w domu. Ale to miało też dobre strony w stosunku do mnie. Mogłam dziś cały dzień spędzić z Edwardem. Tylko miałam jeden mały problem . . . O której on miał przyjechać ? Wczoraj mówił - zadawało mi się, że o dziewiątej, ale byłam taka zapatrzona, że nie zwracałam uwagi na to, co mówił. No i byłam w szoku, po tym jak nazwał mnie `Skarbem`, ale z drugiej strony nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Zaledwie kilka minut sprawiło, że stałam, się najszczęśliwszą osobą pod słońcem.
Zerknęłam na zegarek - było dziesięć po. Zniesmaczona odgarnęłam kołdrę i wstałam. Sięgnęłam po kosmetyczkę i poszłam wziąć prysznic. Po porannych przygotowaniach wybrałam niebieską bluzkę i jeansy. Rozmarzona zeszłam zjeść śniadanie. Jak zahipnotyzowana jadłam płatki. Otrzeźwiło mnie dopiero, gdy o mało co nie wylałam ich na siebie. Zrezygnowana poszałm umyć miseczkę. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Była dziewiąta. Dosłownie podleciałam do drzwi.
- Cześć.
- Hej.
- Gotowa ?
- Jasne - powiedziałam z uśmiechem.
- To chodźmy.
Zamknęłam drzwi i poszłam za Edwardem do samochodu. Miłym gestem otworzył mi drzwiczki. Z potulną miną wsiadłam do auta. Miałam jeszcze jedno życzenie, dość nie wykonalne, ale musiałam w końcu kiedyś to zrobić. Pocałować mojego lubego.
Po kilku minutach drogi Edward zatrzymał samochód.
- Będziemy chodzić po lesie ?
- Jeśli chcesz, zawsze możemy się wrócić - powiedział oschle.
- Nie !
W czasie, kiedy szliśmy Edward czasem przytrzymywał mnie za rękę, ale trwało to tylko kilka sekund.
Po około 20 minutach drogi moim oczom ukazał się wspaniały widok - idealnie okrągła polana, gdzie słychać było szmer strumienia. Wszystkiemu nadawały uroku promienie słonecznie zalewające całą polanę. Byłam zachwycona. Odwróciłam się, żeby podzielić się tym z Edwardem, ale nie było go za mną. Przestraszyłam się, ale zobaczyłam, że opiera się nonszalancko o drzewo.
- Ja tu pięknie . . . - wyszeptałam.
- Podoba ci się ?
- Oczywiście ! Ah . . . pamiętasz, co mi wczoraj obiecałeś ?
- Pamiętam - zrobił krok. Natychmiast, gdy zdobył kontakt ze słońcem zaczął błyszczeć, a raczej świecić, jakby było obsypany małymi kryształami. Po chwili uświadomiłam sobie, że stoję z otwartą szeroko buzią. Natychmiast ja zamknęłam. Edward nie wychodząc ze słońca zaczął coś mówić. Byłam ciekawa co, ale nie rozumiałam tego co mówi.
Nagle sochwał się spowrotem w cieniu i zachęcającym gestem zaprosił mnie, żebym usiadła koło niego. Zrobiłam to, o co mnie prosił bez żadnych słów sprzeciwu.
- Czy . . . - spuścił głowę - nie miałabyś . . . nic przeciwko, żebym . . .
widziałam do czego zmierza. Położyłam mu rękę na ramieniu. Podniósł głowę i uśmiechnął się czule.
- Kocham cię - wyszeptał. Powiedział to w taki sposób, że zaparło mi dech w piersiach. Ostrożnie przytuliłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Wplótł mi palce we włosy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Może kilka minut, a może kilka godzin. Było mi tak dobrze. Czułam się wspaniale. Po chwili Edward delikatnie mnie odsunął.
- Myślałem, że będzie gorzej. Następnym razem nie będzie to aż tak trudne - wyraźnie z siebie zadowolony położył swoją chłodną dłoń na moim policzku i zbliżył się do mnie, że nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Wystarczy, że tylko trochę się przysunę . . .
Zrobiłam to odruchowo. Przysunęłam się bliżej. Zdążyłam tylko krzyknąć. Edwarda już nie było. Siedział skulony po drzewem.
- Przepraszam - nie dość, że się zarumieniłam, to jeszcze łzy ściekały mi po policzkach. Poczułam się odtrącona. Edward powoli podszedł do mnie i spowrotem usiadł.
- To ja przepraszam. Nie wiedziałem, o co ci chodziło. Boże, zachowałem się jak . . .
- Edward przestań ! - przerwałam mu.
- Już dobrze - czule przytulił mnie do siebie.
- Obiecuję - już więcej z czymś takim nie wyskoczę - uśmiechnęłam się.
Jakieś pół godziny później Edward wyskoczył z dość dziwnym pomysłem.
- Jeśli nie masz nic przeciwko . . . chciałabym pokazać ci, jak przemieszczam się po lesie, gdy jestem sam ! - gdy to mówił w oczach miał niesłychany entuzjazm.
- Okej - powiedziałam niepwnie.
Szybkim ruchem wsadził mnie sobie na plecy i . . . pobiegł . . . Biegł szybciej niż jakaś tam wyścigówka ! Niestety, mnie to nie wyszło na dobre.
- Sama chyba nie zejdę - pisnęłam.
Zaśmiał się i pomógł mi z siebie zejść. Stanęłam nie pewnie na nogach.
- Jesteś taka blada jak ja - powiedział z dumą - jesteś podobna do mnie.
Spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł tylko grymas.
- Chyba muszę usiąść.
- Coś mi się zdaje, że to jednak nie był najlepszy pomysł - powiedział ze wstydem.
- Skąd ! Ciekawe doświadczenie ! - widząc moją minę kazał włożyć mi głowę między kolana. Po chwili czułam się już całkiem dobrze. Podniosłam głowę.
- Wiesz . . . tak sobie pomyślałem . . . że chciałbym . . . spróbować czegoś jeszcze . . . - spojrzał mi w oczy. Ujął moją twarz w obie dłonie i przekrzywił głowę, jakby się zastanawiał, czy nie miałabym nic przeciwko. Uśmiechnęłam się dodając mu otuchy. Nieśmiało przyłożył swoje marmurowe usta do moich. Byłam gotowa mdleć z zachwytu ! No i chyba mi się udało, bo potem była tylko ciemność.
- Bella ?!
- To twoja wina - ocknęłam się.
- Nie no ! Dziewczyno ! Ja cię tylko całowałem !
- Wcale nie mówię, że mi się nie podobało.
- Ale zemdlałaś !
- No bo tak świetnie całujesz . . .
- No to w takim razie to był ostatni raz.
- Co ? - spytałam z żalem.
- Tak. Jeśli masz zamiar mdleć przy pierwszym lepszym pocałunku . . . - wzruszył ramionami, ale widziałam po jego minie, że się ze mną droczy.
- Taak ?
- Tak.
Wzięłam go za ramiona i przyciągnęłam do siebie z zacięta miną. W jego oczach malował się strach. Wiedział co mam zamiar zrobić, ale zanim zdążył zaprotestować już go całowałam. Gwałtownie mnie odepchnął.
- Chcesz żebym cię zabił ?!
- Nie . . .
- Już dobrze - uśmiechnął się pocieszająco i objoł mnie ramieniem - Przepraszam, nie powinienem tak żartować. Przecież było oczywiste, że tak zareagujesz.
- Oj tam ! Przestań się obwiniać ! To była moja wina . . . Nie powinnam była . . .
Przytulił mnie pocieszająco.
- Przepraszam.
- Ja też. Chciałabyś się jeszcze przejść ?
- Nie przeszkadza ci moje ślimacze tempo ?
- Nie.
- No to chodźmy.
Chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
- Chyba wiem co . . . Okej. Nie będę nadużywała twojej samokontroli.
- Nie, nie o to mi chodzi.
- A o co ?
- Wiesz . . . chciałbym wyrażać co do ciebie czuję w normalny sposób, ale to chyba niemożliwe w moim przypadku.
- No co ty ! - żachnęłam się - Całkiem dobrze ci szło . . . nawet bardzo !
- Tak myślisz ? - przystanął.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się serdecznie.
- No to może . . . mógłbym przystanąć jeszcze raz ? - uśmiechnął się zawadiacko i ujął moją twarz w swoje zimne dłonie. Powoli przyłożył swoje usta do moich. Całował mnie tak . . . czule. O ile można było to tak nazwać. Wplótł swoje palce w moje włosy. Boże !
Nagle powoli odsunął się ode mnie.
- Podobało ci się - to nie było pytanie.
- Oczywiście.
- No i nie zemdlałaś.
- Huuuraaa . . .
- To może jeszcze kiedyś cię pocałuję . . .
- Oh ! Nie rób mi tego !