Me już jest zmęczona...-_-***
Fur Sal, Hoshi, Ly i innych...łuf...Jedźmy z tym koksem...
______________________________________
Xellos pojawił się w jakimś mieszkaniu i brutalnie zrzucił Filię na fotel.
-Xellos...co ty...
-Musisz tu chwilkę posiedzieć, smoczku.-powiedział stając przed nią i uśmiechając się. To w rozumowaniu Filii nie znaczyło nic dobrego.
-Alle...Lina i Zelgadis...
-Poradzą sobie. Zajdą to tu, to tam...Do Yrren...
-Więc po co mnie tu ściągnąłeś????-krzyknęła i zmarszczyła brwi. Wstała.- I gdzie ja jestem???? Co to za rudera????
-Jesteś w moim domu. =_=""""""
-A...przepraszam^^ To znaczy... nawet przytulnie.^^"""
-Heh...- - Dobrze, że ci się podoba, bo...-odwrócił się- Będziesz musiała tutaj troszkę posiedzieć.- uśmiechnął się pod nosem i lekko zachichotał.
-Ale...Xellos...
-No, to na razie słonko!- uśmiechnął się i podszedł do Filii.Poklepał ją delikatnie po głowie i szepnął: "przygotuj obiad". Po czym zniknął. Filię przeszył dreszcz.
-XELLOS!!!!!!!!!!!!!! Wariacie!!!! Ja ci dam obiad!!!!!!!!!!!!!!- wykrzykiwała ze złością. Po chwili z astralu wyłoniła się głowa Xellosa.
-No ja myślę, że mi dasz.- uśmiechnął się słodko i zniknął.
-Co on sobie myśli!!!!- warknęła smoczyca i opadła na fotel. Rozejrzała się. Żadnych drzwi...No tak, po co mazoku w domu drzwi??? W ogóle PO CO MAZOKU DOM?????????????????????????????????? Mimowolnie wstała i rozejrzała się. Domek był niewielki, ale musiała przyznać- sympatyczy.Przy ścianach stały regały z zakurzonymi książkami.Było ich mnóstwo. Chyba w żadnej bibliotece nie było tylu.
-Ciekawe...-mruknęła i zaczęła przeglądać księgi. Przejeżdżała palcem po grzbietach grubych tomów. Jeden zainteresował ją wyjątkowo. Wyglądem przypominał album. Spróbowała go wyjąć. Nie dała rady. Gdy już natężyła wszystkie siły i dosłownie wyrwała książkę z półki usiadła na fioletowej kanapie. Otworzyła album. Piersza strona- biała. Druga strona- biała. Trzecia-biała. Przewertowała książkę. Na ostatniej stronie był napis. "Dopóki nie zrobisz obiadu, żadna książka nie pokaże ci swojej zawartości :) "
-Xellos!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- zawyła z wściekłością. Rzuciła albumem i podeszłą do półki. Przyjrzała się jeszcze jednemu tomowi. Szybko wyjęła go.
-Chimery...-wolno odczytała.-To by się komuś przydało...Ech, ten Xellos...><
Otworzyła książkę. Czysta. Cała czysta. Westchnęła ciężko i położyła tomik na fioletowym stoliku.
-Maniak...-mruknęła patrząc na wszędzie obecny fiolet. Poszła do sąsiedniego pomieszczenia. Znajdowała się tam mała kuchnia z dużą ilością szafek. Pozaglądała do wszystkich.
-Słoiki, słoiki i jeszcze raz słoiki...-mruknęła do siebie przesuwając palcami zakurzone przedmioty. Otworzyła jeden i mało nie zemdlała.
-Jak to śmierdzi!!!!!!!!!!-pisnęła sopranem. Wyjęła natomiast z innej szafki jekieś warzywa i mięso.
-Po co mazoku takie rzeczy???????? ^^"""" -była lekko załamana. Sama nie wiedziała czemu, ale z przyjemnością zakasała rękawy i zabrała się do pracy.
"Po co ja mu to w ogóle robię???"-pytała siebie- "Przecież ja go nie znoszę! A, już wiem! Cóż to będzie za satysfakcja!!! >] Pokażemy wyższość smoków nad tragiczną rasą mazoku!" Spojrzała na kuchnię. Złapała za ścierkę i w pierwszej kolejności zmyła z blatu stołu i szafek kilkucentymertowy kurz.
-Fe...-spojrzała na upaćkaną ścierkę. Gdy sprzątnęła położyła warzywa i mięso na stole. Po chwili obrzuciła krytycznym spojrzeniem ciemne słoiki.
-Ale najpierw...-wrzuciła wszystkie słoiki do worka i zaczęła biegać po domu. Po chwili zatrzymała się po środku kuchni i krzyknęła nie wiadomo do kogo.
-CZY TEN PARSZYWY NAMAGOMI NIE MA W DOMU KOSZA NA ŚMIECI!!?!?!?!?!?!?!?!?!????!?!!!?!?!?!?!- wydarła się na całe, smocze gardło.
A Xellos zrywał boki ze śmiechu obserwując to wszystko z astrala.
-Miwachachachachachachachacha!!!!!!!!!!!!!!- ocierał łzy spowodowane nadmiernym śmiechem -Ona jest niemożliwa! Buahahahahahahahaha!!!!!! No, pośmialiśmy się i czas znikać. Przeklę...ekhem...Zellas..._-_***
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Lina siedziała na kamieniu i chowała oczy w dłoniach.Zel siedział naprzeciko niej i czekał.Chyba sam nie wiedział na co. Nie wiedział co robić. Za siebie decydował, ale już nie chciał brać odpowiedzialności za Linę. Ogółem, za kogokolwiek innego. Chyba nie sprawdził się w roli przywódcy. Po chwili wstała. Na twarzy nie było nic widać. Czyli miał rację- nie płakała.Ciekawe...nigdy nie widział jej płaczącej. Teraz jej twarz wyrażała obojętność, a mimo to unikała wzroku.
-To...gdzie chcesz iść?-spytał niewyraźnie.
-Nie wiem...-mówiła już spokojniej, ale co dziwne, szorstko i chłodno.
-To do najbliższego miasta, co?
-Ouch...- osunęła się ciężko na kolana.
-LINA! Co ci jest????
-Nie...jakoś tak...słabo się czuję.- zaburczało jej w brzuchu.
-Nic dziwnego. Nie jadłaś i nie spałaś od ponad dwóch tygodni.- mimo sprzeciwów wziął ją na plecy i poszedł w kierunku miasta Yrren.
Po zatłumieniu smutku skromnym jak na nią posiłkiem w karczmie przeszli się po mieście.
-Wiesz...dzięki...-powiedziała Lina trzymając ręce w kieszeniach.
-Za co?
-Ogólnie...- wzruszyła ramionami i zatrzymała się przed planszową mapą miasta. Chciała go zapytać skąd wiedział te wszystkie rzeczy...co ona czuje, o czym myśli, czego pragnie... Nagle jej wzrok przykuło jedno miejsce na mapie. Maleńki punkcik z napisem "biblioteka".
-Zel! Zobacz...-wskazała palcem.
-Biblioteka...daj spokój...nic wielkiego.-ledwo oparł się pokusie, żeby sprawdzić gdzie ona jest. Może tam...
-Jakie daj spokój? Idziemy tam!
-Lina, to zwykła biblioteka!!!- był zszokowany, że zaczęła mówić. Po tych dniach milczenia każde jej słowo było niemal egzotycznym zjawiskiem.
-Nie. Że też wcześniej się nie zorientowałam...-patrzyła na mapę jak zaklęta- Przecież to TA biblioteka. Ta w Yrren!!! Nie słyszałeś nigdy o niej???
-Nie...-jakby trochę ze wstydem się przyznał.
-No to rusz się. Ma największy księgozbiór dotyczący klątw i ich pochodnych. Prawdziwa kopalnia wiedzy! Aż dziwne, ze nie słyszałeś.- energicznym krokiem poszła na przód mając w myślach drogę do biblioteki.
Zdziwiony Zelgadis poszedł za Liną do niewielkiego budynku. W środku nie było zbyt wiele ksiąg.Dlaczego mówiła, że to największy księgozbiór???Może się pomyliła? Zelgadis nie wierzył, że tu cokolwiek znajdzie. Lina też nie. A szkoda.Co jej odbiło? Czy to nie ta biblioteka? Tyle przecież o niej słyszała. Miała już nadzieję, że pomoże, że się odwdzięczy. Wzięła pierwszą lepszą książkę.
-Lina, tu nic nie znajdziemy...
Czarodziejka spojrzała na niego z żalem.Tak chciała mu pomóc.
-Przepraszam.-powiedziała odkładając książkę.Spojrzała na grubą warstwę kurzu, która została na jej rękawiczce.
Skierowali się do wyjścia. "Od kiedy Zel tak łatwo się poddaje?"-zdziwiła się . Nagle jej wzrok zatrzymał się na półce z literą "c".
-Poczekaj!- podeszła do półki.Przejechała palcem po grzbietach książek.
-Ca...cb...cc...cd...ce...cf...cg...ch!-mruczała- Chimera...- wzięła kilka opasłych tomów i położyła na stół.Przysunęła fotel i usiadła na nim.
-Lina, dajże spokój.-powiedział lekko zirytowany.
-Cicho.-niemalże warknęła.-Nie ruszę się jeśli tego nie sprawdzę.
Zelgadis westchnął głęboko. Już to ciągłe dążenie do odczarowania go działało mu ostro na nerwach.
-Zel!Zobacz.- wskazała na kartkę księgi.
-Pokaż.-usiadł koło niej.-"Od dawna ludzie eksperymantowali na innych chcąc zmienić ludzki gatunek. Uczynić go lepszym. Tworzyli więc chimery i hybrydy.Jednakże nigdy nie myśleli nad jakimkolwiek lekarstwem, antidotum. Zmieniło się to gdy jeden z naukowców sam stał się swojego doświadczenia. Stał się chimerą bazującą na cechach smoka, wilkołaka i elfa. Nienawidził swojej postaci i całe swoje życie poświęcił badaniom nad lekarstwem od tej strasznej metamorfozy. Chciał żeby i inni zanim zaczną zmieniać ludzi, znaleźli odpowiedni środek zwracający dawną postać. Został wyśmiany i odrzucony przez naukowców i magów. Pomogli mu jednak inni przemienieni, ofiarowując się jako eksperymentalne okazy. Zabił wielu pobratyńców stosując na nich swoje płyny. Podobno kilka tygodni przed śmiercią udało mu się uzyskać skład płynu, który odczynia magiczną przemianę. Jednak ukrył swój wynalazek, w obawie przed zawistnymi uczonymi, sprzeciwiającymi się jego badaniom." Swoją siedzibę miał niedaleko miasta, w którym jesteśmy! Trzy
kilometry na zachód. Mała wieś Moreńsk. Podobno miał podziemne laboratorium...
-Zel?- Lina oderwała oczy od tekstu i spojrzała na przyjaciela. Zelgadis wertował oczami po kilka razy ten sam tekst.Nie mógł uwierzyć.
-Cudownie!-powiedział i spojrzał na Linę- Cudownie!!!
Lina wykrzywiła usta w uśmiechu.Jeszcze miała trudności. Przecież nie mogła się śmiać. Za to co zrobiła...Ale chce pomóc. Jednak coś się udało.
-Może coś będzie w innych.- zabrali się za książki.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
-Uff...-Filia otarła pot z czoła i wytarła ręce. Na stole stało kilkanaście talerzy wypełnionych smakowitymi daniami.Wszystko pięknie pachniało i delikatnie parowało. -Teraz niech tylko Xellos wróci.- uśmiechnęła się złośliwie pod nosem- A teraz album!>)
Złapała za książkę i otworzyła. Nadal puste kartki.
-No przecież zrobiłam mu ten #$%^&*() obiad!!!!
Nagle kartki zniknęły.Pozostała po nich głębsza wnęka wypełniona kilkoma zdjęciami. Filia położyła album na kolanach i wzięła je do ręki. Po chwili włosy stanęły jej dęba i spurpurowiała.Ręka gwałtownie zadrżała, a w oczach pojawiły się śmiertelne błyskawice.
-XELLOS!!!!!!!!!!! UDUSZĘ!!!!!!!!!!!- zaryczała i zaczęła wykrzykiwać niecenzuralne słowa. Zdjęcia,które trzymała w ręku należały do niej. Właściwie nie tyle do niej, co na samych fotkach była smoczyca. Zdjęcia pochodzą głównie ze świątyni. Parszywiec! Robił jej zdjęcia! O, tu jak jest z Liną...Tu jest jak wyjmuje maczugę!!!!! Widać jej nogi!!!Tu grozi Zelgadisowi, a tam pije herbatę. Tu się modli... -Następne zdięcia bardzo ją zainteresowały.- A to zdjęcie z wczoraj!!!!!!!!! Siedzi w lesie...skulona, z zaciśniętymi oczyma. To było jak uciekła bo zobaczyła Nillyam. A to...z przedwczoraj...jak połamała rękę Linie. Na tym zdięciu widać jak świecą jej się oczy i "oddaje" zaklęcie czarodziejce.Czyli był tam przez cały czas. I nie zareagował...Nie pomógł im. Musiał widzieć jak Gourry spada w przepaść. I nie pomógł? Wie, że to namagomi, ale mimo wszystko...przecież mógł go uratować! Mógł powstrzymać Nillyam. A nie zrobił tego. Skąd on to wszystko ma??? Filii to się bardzo nie podobało. Jest tu nawet kika zjęć z
okresu gdy wcale jej nie odwiedzał. Czyli...był z nią. Sprawdzał jak się czuje i czy jest cała...Czyżby...martwił się???Mazoku? Może... -Siedziała tak ze zdięciami w ręku zastanawiała się. Była zła na siebie, że interesuje się losem Xellosa. Nie powinna! Przecież to nie jej sprawa! A jednak...jednak gdy był przy niej czuła się lepiej. Czesem może niebezpiecznie, ale zawsze miała ochotę przywitać go z uśmiechem. -Posmutniała- Co z niej za smok? Smok, który interesuje się jakimś głupim mazoku? Przejrzała kolejne zdjęcia. Te zupełnie ją zszokowały. Były z czasów gdy go nie znała...zupełnie nie wiedziała o jego istnieniu, a przecież od dziecka wpajano jej odpowiednio zmodyfikowaną "prawdę" o tym potworze. Jak...jak...jak była dzieckiem...Tutaj biega jako mały smoczek. I bawi się...
Filii popłynęła po policzku łza. Szbko wytarła ją zostawiając szarą smugę kurzu na twarzy. Nie uprała jeszcze rękawiczek.
-Jest obiad?- usłyszała za plecami. Podskoczyła ze strachu.
-A!!! Xellos!!!!!!!!!
-Słucham?
-Nie strasz mnie tak!!!!!!! I obiad na stole...
Xellos teleportował się do kuchni.
-Mniam!
Filia doszła do niego.
-I jak?
-Bardzo dobre!^^ -siedział za stołem.
Przysiadła się.
-Ale wiesz...-powiedział- Nie musiałaś się tak męczyć.
-Jak to??????????????Przecież powiedziałeś żebym zrobiła obiad.
-No tak...ale mogłaś tylo podgrzać zawartość jednego ze słoików.
-........COOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!????????????????????
-No...tak.^^"
Oburzona Filia wstała i wsparła się rękami pod boki.
-Ta twoja zawartość słoika cuchnie z daleka!!!!!!!!!!!!!
-Nie...
-A tak!!!!!!!!!!!I wiesz co z nią zrobiłam!!!!!!!!!!!???????? Wywaliłam!!!!!!!!!
-Co????- Xellos podbiegł do szafek i wszystkie pootwierał. Pusto...
-He,he,he...-zaśmiała się złośliwie Filia.
-Moje słoiczki...-zachlipał Xellos i powrócił na miejsce.
-No widzisz? Już dawno powinieneś je wyrzucić!- Filia podkradła trochę mięsa z talerza. Była głodna.
-Filia!!!!!!!!To mój obiad!
-Ty przecież nie musisz jeść!
-No to co!? Wiesz jaka to męka rezygnować z przyjemności jedzenia tylko dlatego, że nie ma się wnętrzności?????
-Buahahaha!!!!
-Bardzo śmieszne...-_-""" Kłócisz się o jedzenie zupełnie jak Lina i Gourry...
Filia spoważniała i gwałtownie wstała. Odsunęła talerz na bok.
-Własnie!!!-krzyknęła z wściekłą miną- Czemu mu nie pomogłeś?!?!?!
-Co?- wydawał się być zdezorientowany.
-Czemu nie pomogłeś Gourry'emu?!?!?!??!
-Przecież mnie tam nie było.
-Tak?!?!??!-była potwornie wściekła. Wyjęła z kieszeni odpowiednie zdjęcia i rzuciła je Xellosowi w twarz- A to co ma znaczyć?!?!?!?!?!?!
-...
-Tak myślałam. Byłeś tam cały czas. Dlaczego mu nie pomogłeś. I mi? I Linie!!! Pozwoliłeś zginąć Gourry'emu!!! Czemu nie pokonałeś Nillyam!?!?!?- wrzeszczała na całe gardło.
-Nie mogłem.-spuścił głowę. Żałował??????
-Dlaczego?!
-Nie znam Nillyam, ale wiem, że jest bardzo potężna. O wiele potężniejsza od Gaava.
-A czemu nie mogłeś uratować Gourry'ego?!-spytała z rozpaczą w głosie.
-Nie dostałem pozwolenia. Pytałem się czy mam go ocalić.
-Kogo?
-Mojej pani. Nie pozwoliła mi. To jakieś porachunki między władcami. I wy jesteście w to wmieszani.
-My?
-Lina i...ty.
-Ja?!?!!?O_O A czemu ja???
-Tego nie wiem, ale będziesz bezpieczniejsza tutaj.
-Czyli Zelgadisa i Linę zostawiłeś na pożarcie lwom tak?!!?!?!?!?
-Lwom to ona się nie da...
-Na pastwę losu!!!!!! Krótko mówiąc zostawiłeś ich i machnąłeś ręką!?!?!?!!?!?!?!?- syczała ze złości.
-...-nie odpowiedział.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Lina z Zelgadisem nie znaleźli więcej tak dobrych informacji, ale mimo to byli zadowoleni. Czarodziejka chciała jeszcze dziś wyruszyć do Moreńska, ale Zelgadis się nie zgodził.
-Jutro pójdziemy.-powiedział.-A teraz wynajmiemy pokoje.
Lina dziwiła się jego postępowaniu, ale uszanowała decyzję. Szli zapchanymi uliczkami. Był dzisiaj dzień targowy i ludzie z mniejszych miast przyjeżdżali tu nawet na klika dni. Dlatego na prawie wszystkich drzwich wisiały tabliczki z napisami, że wolnych pokoi brak. Doszli w końcu do małego i chyba zapomnianego pensjonatu.
-Ma pan szczęście!-zaśmiał się tłusty oberżysta- Mamy ostatni pokój!
-A z iloma łóżkami?
-Trzema.
-O. To dla nas aż nadto. Bierzemy.
Dostali kluczyk i wskazówki jak dotrzeć do pokoju. Lina rzuciła tobołek na krzesło i usiadła na łóżku. Głęboko odetchnęła.
-Czemu nie chciałeś iść dzisiaj?-spytała Zelgadis, który usiadł na drugim wyrku.
-Wiesz...uważam, że jest za późno.
-Mhm...jak uważasz...-przymknęła oczy.Znów zobaczyła ten obraz: spadający Gourry i jego długi krzyk...Niby już nigdy nie usłyszy go...ale on dźwięczy jej w uszach.Tak przeraźlwie...
Ręce jej zadrżały. Starała się to ukryć i schowała dłonie pod pelerynę. Zelgadis zauważył to. Ale nie będzie jej zwracać uwagi. Nie powinien.Chwilowo...
Tak im zeszło.Wieczorem zjedli kolację. Wyjątkowo małą jak na taką dwójkę. Lina nie mogła jeść. Później położyli się spać. Znów nie mogła zasnąć. Ten obraz utkwił jej chyba na zawsze w głowie.Przewijał sie jej przed oczami cały czas. Patrzyła więc na wszystko dzięki czemu mogłaby zapomnieć, chociaż na krótką chwilkę. Spojrzała na Zelgadisa. Spał spokojnie. Teraz, jak się tak zastanowić, to oddał jej naprawdę wielką przysługę. Gdyby nie on, kto wie co by się stało? Było ciemno i ledwo widziała jego zarys. Nagle poruszył się. Usiadł na łóżku.
-Czemu nie śpisz?- spytał.
Lina drgnęła. "Skąd wiedział???"
-Przepraszam...-też usiadła- Ja...po prostu nie mogę. Ten obraz. On cały czas wraca. Sory! Przeze mnie nie śpisz! To już twoja kolejna noc bez snu! Już się kładę!- szybko położyła się. Odwróciła twarz.
-Nie przez ciebie. Zawsze długo zasypiam. Tylko zauważyłem, że... przeglądasz pokój.
Lina odwróciła się spowrotem.
Zelgadis położył się. Lina patrzyła na niego przez przymrużone oczy. Jego widok uspokajał ją. Po dłuższej chwili usnęła. Zelgadis uchylił oko. Zdziwił się. Ot tak...usnęła? Nie mogła spać przez ostatnie dwa tygodnie a teraz?... Coraz dziwniej.
Rano Lina obudziła się z krzykiem. Po raz kolejny...ten paskudny obraz śmierci.Czemu nie mógł jej opuścić??? Wytarła mokre czoło i rozejrzała się. Zelgadisa nie było. Łóżko schludnie posłane...Wstała i przebrała się. Zeszła na dół. Przy drewnianym stole siedział Zel i popijał herbatę.
-Wyspałaś się?-spytał gdy usiedłą na krześle.
-Średnio...-oparła głowę o rękę.
-Zjesz coś?
Potrząsnęła głową. Była taka chuda. Czemu nie chciała jeszcze jeść???
-To może herbaty?-podał jej szklankę gorącym napojem.
-Może...- złapała za ucho kubka.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
-A te zdjęcia?- spytała pokazując palcem fotki, na których była dzieckiem.
-A...przypadek.-mruknął.-Jeszcze wtedy nie wiedziałem...
-Czego?
-Nic. Bawiłem się nieźle gdy nagle zabierałem ci coś, a ty biegałaś i wszystkich oskarżałaś o kradzież. Albo gdy niespodziewanie podstawiałem ci nogę, a ty się wywalałaś. Wtedy bawiło mnie to.
-Xellos...-powiedziała patrząc na niego jak na paskudną larwę- Ty mi robiłeś takie rzeczy?
-Tak.-unikał jej wzroku.
-I bawiło cię to??? Znęcanie sie nad biednym, małym smoczkiem?!?!?!- krew gotowała się w niej. Na myśl przyszedł jej mały Val. Biedak, też był dręczony.
-Tak bawiło mnie to. Ale kiedyś.-spojrzał na nią swoimi ametystowymi oczami.
Drgnęła. Zawsze dziwnie się czuła gdy patrzył na nią w ten sposób.
-Dlaczego...to robiłeś?
-Już mówiłem. Bo mnei bawiło.
-Nie. Chodzi mi o zdjęcia.
-Heh. Byłaś najśmieszneijszym smoczkiem z całej gromady. Zawsze wesoła i uśmiechnięta. Nie wiem czy wiesz, ale jak się urodziłaś...przyszłem do ciebie i oznakowałem cię.
-COOO!?!?!?!?
-No. Dokładnie tu.-puknął ją palcem w czoło.
-Hm???Przecież nic nie mam.- dotknęła dłonią czoła.
-A czy znak musi być widzialny? -znów spojrzał na nią. A raczej W nią...
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Szli pustą drogą. Może dlatego ta ruchliwa zazwyczaj trasa była dziś luźna, że szedł nią Zelgadis.Zelgadis - chimera. Mimo kaptura ludzie omijali go szerokim łukiem. Lina była przyzwyczajona do takiego traktowania jej towarzysza, ale dzisiaj jakoś wyjątkowo irytowało ją zachowanie ludzi. Na wszystkich rzucała wściekłe spojrzenia. Po chwili byli sami na szerokiej ulicy. Szli w ciszy. Po pewnym czasie doszli do rozdroża...
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
-Dobrze... ruszaj!!!- zasyczał ktoś.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Zmęczony, złoty smok spał skulony na fotelu. W drziach stanął Xellos i spojrzał łagodnie na śpiącą. Podszedł do niej i okrył ją kocem. Wiedział, że jest trochę chłodno. Usiadł na kanapie obok i przyglądał się miarowo oddychającej smoczycy. Kosmyki opadły jej na twarz lekko przysłaniając delikatne rzęsy. Nachylił się nad nią i dmuchnął. Kilka włosków poleciało do góry. Filia zmarszczyła brwi.
-Buehehe...-zaśmiał się i dmuchnął jeszcze raz.Filia nieświadomie zasłoniła twarz ręką. Xellos, stwierdzając, że jest to świetną zabawą zaczął dmuchać Filii w uszy.
-Mm...paskudne muchy...-Filia machała niezbyt przytomnie ręką, a Xellos śmiał się do rozpuku. Gdy ponownie oddawał się zabawie, niespodziewanie ogon Filii wysunął się i uderzył go z całą mocą. Xellos wleciał w regał książkami.
-Mniam...-Filia uśmiechnęła się przez sen i schowała ogon pod koc.
Xellos po chwili wygrzebał się spod stosu książek i uśmiechnął pod nosem.
-Jest niemożliwa...^^"""- uśmiechnął się.
Powoli zrzucił książki z nóg i brzucha, po czym cichym pstryknięciem palców poukładał je ponownie na półkach.
-Heh...Posiedź tu...przynajmniej może ona cię nie znajdzie.-zmróżył oczy jakby się czymś zmartwił i zniknął.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
-Chyba tędy.-Zelgadis wskazał na prawą ścieżkę.
-To choć.-powiedziała Lina i skręciła.
-Nie chcesz odpocząć?
-Nie.-lekko uśmiechnęła się. Robiła to tak rzadko, że wydało się to Zelgadisowi aż dziwne.
-Dobra, ale mimo wszystko za tym zakrętem zatrzymujemy się dobra?
-Jak chcesz...ale idziemy dopiero godzinę.
-E...
Gdy doszli do zakrętu Zelgadis kazał Linie usiąść i odpocząć, a sam przejrzał mapę by sprawdzić, czy się nie zgubili. Wiedział, że dobrze idą- bo co to za odcinek, trzy kilometry. I to na prostej drodze. Nawet głupi by się nie zgubił. Chciał jednak żeby Lina odpoczęła. Nie wiedział skąd ona bierze siły na marsz. Nic przecież nie jadła. Było to dla niego zadziwiające. Czarodziejka czuła jedynie znużenie. Żeby nie usnąć, żeby nie zobaczyć tego obrazu...Wyjęła sztylet z pochwy i zaczęła go czyścić. Po chwili wymknął się jej z jednej ręki i rozdarł skórę na palcu.
-Aj!- natychmiast urwała i rzuciła spojrzenie na Zelgadisa.
-W porządku?-spytał odkładając mapę.
-Mhm.-mruknęła przyciskając krwawiący palec do ust. Zelgadis nadal na nią patrzył.
-Ne...patrz na tą swoją mapfę...-powiedziała niewyraźnie Lina i pokazała zdrową ręką na mapę. Przez głupi palec ma się odrywać od mapy...Bezsens.Nie rozumiała czemu Zelgadisowi się tak nie śpieszyło do laboratorium tego maga. Przecież tam czeka na niego szansa życia, a on robi przystanki po godzinie drogi!!!Kiedyś nigdy by się nie zgodził. "Nie rozumiem cię..."-pomyślała i spojrzała na palec.Shit... rękawiczka rozdarta.Kątem oka zobaczyła jak Zelgadis powróciłdo oglądania mapy. Jej spojrzenie bezwiednie utkwiły w jego twarzy.
-Hm...-Zelgadis wiedział, że go obserwuje. Nauczył się rozpoznawać takie rzeczy. Miał nadzieję, że nie przygląda się przez jego brzydotę. Tak bowiem uważał.
Dopiero po chwili Lina zorientowała się, że bacznie przygląda się Zelgadisowi. "Pewnie zauważył..."-odwróciła wzrok. Wstała i podeszła do niego.
-Już nie studiuj tak tej mapy.Znasz ją już od godziny na pamięć.-powiedziała z uśmiechem i podała rękę Zelowi. Wiedziała,że się nie zgubią, bo Zelgadis sprawdzał mapę kilkadziesiąt razy. Trasa była dla niego zbyt ważna żeby mógł się pomylić. Uśmiechnął się i podał swoją rękę. Wstał.
-Idziemy?-spytała z uśmiechem.
-Idziemy.
Wyszli za zakręt i w oddali zobaczyli początek wsi Moreńsk.
-No to jesteśmy.-rzekła zadowolona.-Patrz, to ta wieża.-wskazała palcem na wysoką i wąską budowlę.
-Nie tak szybko...-usłyszeli piskliwy głos. Przed nimi zmaterializowała się Nillyam. Na jej widok Lina zachwiała się. Wcześniejsze obrazy wróciły jej do głowy. Położyła ręce na twarz. Nie mogła...to wszystko...działo się jeszcze raz. W jej głowie!!!
-Witam morderczyni...-powiedziała z uśmiechem kobieta.
-Nie...-pisnęła cicho Lina.
-Czego tu?!-warknął Zel i stanął przed lekko schyloną Liną.
-A ty...kto ty jesteś...-Nillyam przyłożyła palec do policzka i spojrzała na Zelgadisa z zadumą.-Acha! Już wiem. To ty uratowałeś ją. Wyciągnąłeś z przepaści...
-Owszem.-powiedział kątem oka patrząc na Linę.
-I...co zamierzasz? Bronić jej?- zaraz buchnie śmiechem.
-Tak.-sięgnął po miecz.
Lina gwałtownie otworzyła przymknięte oczy.
-O.-zauważyła ten fakt Nillyam- Widzę, że zrobiło to spore wrażenie na twojej towarzyszce.
-Hę?-Zelgadis odwrócił się. Lina już stała, ale patrzyła na niego z niepewnością. Nie zdążyła krzyknąć.
-Błąd numer jeden!- krzyknęła Nillyam gdy uderzyła Zelgadisa zaklęciem. Został on odepchnięty i wpadł na Linę. Miecz poleciał kilka metrów od nich.Po chwili wstali.-Nigdy nie odwracaj się plecami do przeciwnika. -rzekła z zawistnym uśmiechem. Pomachała palcem.
-Nie będziesz mi tu lekcji dawać!- warknął.
-Zel...uważaj...-szepnęła Lina i łapiąc go za rękaw powstrzymała od zrobienia głupstwa.
-Dobrze...-rzekła Nillyam i spojrzała w niebo- Muszę niestety lekcję kończyć. Lino, pójdziesz ze mną po dobroci, czy mam cię zmusić?
-Po co ci ona?!-krzyknął Zelgadis.
-Po co? Jeszcze się pytasz... Ona ma zamkniętą w sobie ogromną moc.Jakbyś nie wiedział... I ta moc jest mi potrzebna.
-Swojej nie masz?-warknął.
Nillyam przestała się uśmiechać. Zdaje się, że Zelgadis trafił w jej słaby punkt.
-MAM!!!-krzyknęła.
-To chyba jest za mała żeby pokonać tego, którego ścigasz. Xellosa. I wysługujesz się Liną!!!
-Nie!!!! To nie mi jest potrzebna moc!!!-krzyknęła. Szybko oddychała. Chyba Zelgadis wyprowadził ją z równowagi. Spojrzała na niego z nienawiścią. Po chwili przeniosła wzrok na wieś i uśmiechnęła się paskudnie.
-Zel...- Lina mocniej złapała jego rękaw- O nie...
Nillyam zaczęła coś mówić pod nosem. Nad wsią zaświeciła jasna aura.
-Przestań!!!!!-krzyknęła Lina i sama zaczęła wymawiać inkantację.
-...mroczniejsza od śmierci...szkarłat płynącej krwi...w strumieniu czasu wielka potęga tkwi...-uda się...Tym razem musi się udać!!!!
-Lina!!!Przestań!!!!-krzyknął Zel i złapał ją za rękę.
-...niech głupcy co na mej drodze stoją...zostaną porażeni...
-Nie! Przecież ona to odbije!!!Odbiła wcześniejsze zaklęcie to teraz też odbije!
Lina zacięła się. Fakt, Zelgadis miał rację. Ale było za późno.Musiała dokończyć. Wyrwała rękę z uścisku Zelgadisa. Chciał dobiec do niej ponownie, ale został odepchnięty wyzwoloną energią. Dokończyła.
-...mocą twoją którą i ja władam! DRAGU SLAVE!!!!!!!
Wielka kula ognia poleciała w stronę Nillyam. Ta jednak jednym ruchem ręki zamknęła zaklęcie w małej kuleczce. Skończyła inkantację. Nad miastem wisiało błękitne pasmo chmur.
-Proszę bardzo...-klasnęła w ręce. Cała wieś uniosła się do góry. Kilkanaście metrów nad ziemię.-A teraz...-wzięła kuleczkę i rzuciła w stronę wiszącej masy ziemi. Mała czerwona plamka pognała do wsi. Gdy tylko zetknęła się z ziemią wybuchła. Wybuchła zaklęciem Dragu Slave. Wszystko zostało zniszczone. Co do okruszka. A w ziemi został ogromny krater.
-Zel...-pisnęła Lina i osunęła się na kolana-Przepraszam...ja...nie...
-Wiem...-powiedział. Głos załamał mu się. Jego jedyna nadzieja...wyleciała w powietrze...a był tak blisko...I to przez Linę...
-No.-Nillyam otrzepała ręce.Przez chwilę patrzyła z zadowoleniem na pozostałości po wsi.Potem z ogromną satysfakcją spojrzała na Zelgadisa i Linę klęczącą na ziemi. Stali i patrzyli na kłęby pyłu opadające na ziemię. Wyglądało jakby sproszkowana góra osiadała na ziemi. Nie mogli uwierzyć. W oczach Nillyam zabłysły błękitne światełka. Nagle Lina poczuła, że unosi się nad ziemią. Coś ciągnie ją coraz wyżej.
-AAA!!!!-krzyknęła.
-Co do...LINA!- Zelgadis złapał Linę za dłoń i chwilowo wstrzymał jej odlatywanie. Nillyam zacmokała.
-I co to wam da?-spytała. Znów błysnęło i wbrew woli Zelgadisa jego palce rozluźniły uścisk.
-Nie no!!!-krzyknął.
-Aaaa!!!!- Lina wzniosła się już wysoko. Bezradnie wymachiwała rękoma.-Fireball!!!Fireball!!!!!
-No i po co to robisz?-spytała jakby znudzona Nillyam. Machnęła palcem i wokół Liny pojawiły się jakieś oślizgłe sznury. Oplotły Linę i zakneblowały ją.
-Lina!!!-krzyknął Zelgadis. Nie mógł do niej podlecieć. Czemu nie mógł czarować???
-Chcesz iść z nami?-ze śmiechem spytała Nillyam.-Proszę bardzo.
Zel zdrętwiał. Nie mógł się ruszyć.
-No to jedziem!- krzyknęła Nillyam i klasnęła w ręce.
Zniknęli... cała trójka.
***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~***~~~**~~~***~~~***~~~***~~~***~~~
Filia przebudziła się po jakimś czasie. Szeroko ziewnęła i wstała z fotela. Przeszła po chałupce przeciągając się.
-Xellos!-zawołała- Paskudny namagomi. Gdzie on polazł!!!!!!?
Przeszła koło wielkiej półki. Złapała za gruby tom książki i zaczęła czytać.
"Nic wielkiego..."-lekko się zawiodła. Nagle usłyszała wybuch. Wbiegła do kuchni. Jednej ściany nie było. Zamiast niej- wielka dziura i ciemność.
-Co to...-wyszeptała i cofnęła się. Nastąpiła na coś. Gwałtownie się obróciła. Stanęła oko w oko z Nillyam.
-Witaj.-powiedziała przybyszka uśmiechając się złowieszczo.
-Nie...nie...-Filia cofała się. Ale z każdym jej cofnięciem, Nillyam przybliżała się.-Zos...zostaw mnie!!! Co ja ci zrobiłam!!!?
-Ty?-zaśmiała się Nillyam- Ty nic. Za to Xellos. Nigdzie nie mogę go złapać, ale...to się zaraz zmieni.- zwężyła źrenice. Wystawiła rękę w stronę Filii. W dłoni zajaśniała jej srebrna kula. Dość potężne zaklęcie.
-Nie!!!-zapiszczała Filia i skuliła się w kącie. Zasłaniała rękami twarz.
Nillyam rozejrzała się. Była niezadowolona. Kula robiła się coraz większa.
-Czemu się nie pojawia???-warknęła zezłoszczona Nillyam.
-...-Filia spojrzała na nią. Po raz pierwszy widziała tą kobietę bez uśmiechu na twarzy. Denerwowała się? Czyżby Xellos stanowił dla niej jakieś poważne zagrożenie? Skoro tak, to po co go ściga? I dlaczego on się ukrywa???? Przecież nie musi w takiej sytuacji.Mógłby ją zabić i mieć z głowy.I ona miałaby lżej. I...i Gourry by nie zginął. Więc czemu Xellos tak nie zrobił???
-No co znim??!!!-krzyknęła- Czyżby nie zależało mu na tobie tak jak myślałam?-spytała znów z uśmiechem. Filia nie wiedziała co powiedzieć. Skoro grozi jej niebezpieczeństwo to czemu on się nie pojawia???? Przecież to jego wina!!!Sam przecież mówił... Czy on nic do niej nie czuje???...oczy zaszły jej mgłą. Dlaczego? Myślała, że...no skoro ją tu sprowadził.Jaka była głupia!!! Złudne nadzieje na to, że mazoku coś do niej poczuje!...Palił ją wstyd, że w ogóle o czymś takim pomyślała. BYła wściekła na siebie i na niego. Jak mógł robić jej nadzieje???A może sama sobie to ubzdurała?
-Namagomi...-wyszeptała ze złością.
-Co? Hm...-światło zniknęło- Skoro tak zagrywa...to ja inaczej. Widać byłaś pewnie tylko przynętą... Ha! Jak się zdziwi nasz biedny mazoczek!!!- zaśmiała się.
P...przynętą???Była tylko przynętą??? Jak...nie! To niemożliwe!!!Nie mógł zrobić jej takiego świństwa!!!!- nie mogła uwierzyć. Czyżby naprawdę była zabawką w rękach bezdusznego mazoku????- załamała się.
-Zrobimy inaczej!- krzyknęła Nillyam po krótkiej chwili i uderzyła Filię zaklęciem. Smoczyca uderzyła mocno o ścianę i padła nieprzytomna. Ściana pękła...
-Dobrze...-mruknęła. Z twarzy spełzł dawny uśmiech. Machnęła palcem i Filia zawisła w powietrzu.-Może jeszcze mały sajgonik? -machnęła ręką i wszystko spadło na ziemię. Naczynia potłukły się, a książki straciły kartki. Ściany zostały upaćkane farbą, a firanki porwane. Kanapa wybebeszona z materiału. Nagle zobaczyła jedne ze zdięć Filii.-Acha...-mruknęła ponownie i przedarła zdięcie na pół w taki sposób, że głowa Filii była oderwana od ciała. Po tym rzuciła je za siebie. Rozejrzała się. W chałupce panował niezły bałagan.-Heh...nie wprowadziłam zbyt wiele zmian...i tak był tu burdel...-zniknęła razem z Filią. A dwie części zdjęcia smutno opadły na podłogę...
________________________
Za długie...Za długie...>< Jak będą takie długie części to ten fik będzie miał ich może cztery? >< Jestem po połowie ^^""""" Masakra...
Shi-san
Chimi@vp.pl Piszcie!:>
7