James Dobson
Miłoœć potrzebuje stanowczoœci
Oficyna Wydawnicza Vocatio 1993 (wyd. 3-cie, 2005)
--------------------------------------------------------------------------------
WSTĘP
UsiądŸ, Carol. Muszę z tobą porozmawiać o czymœ bardzo ważnym. Wiem, że to, co powiem, bardzo cię zaskoczy, ale dłużej nie mogą ukrywać prawdy. Zasługujesz na to, by wiedzieć, że od półtora roku mam romans z pewną kobietą z mojego biura. Nazywa się Brenda i jest bardzo atrakcyjna. Zaczęto się od niewinnego flirtu, ale szybko stało się czymœ więcej. Dłużej nie możemy udawać. Dlatego umówiłem się z adwokatem, bo chcę jak najszybciej wziąć z tobą rozwód. Naprawdę bardzo mi przykro! Co jeszcze mogę powiedzieć? Nigdy nie chciałem cię zranić, ale ja po prostu już cię nie kocham. Kocham Brenda i to bardzo mocno. A więc, Carol, proszę cię, żebyœ nie robiła przykroœci nam samym i oczywiœcie dzieciom. Nasze życie się unormuje, gdy tylko uporządkujemy ten bałagan.
Kiedy niczego nie podejrzewająca kobieta usłyszy takie słowa, œwiat wali jej się na głowę, a dzieci nie mogą zrozumieć, dlaczego mama płacze. Nagle zapada się wszystko, co w jej życiu stanowiło o stabilizacji. Poczucie własnej godnoœci rozpada się jak budynek przeznaczony do rozbiórki. Znika poczucie bezpieczeństwa i pewnoœć, a na ich miejscu pojawia się niepokój i strach. Przyszłoœć staje się niepewna. Najgorsze jest jednak to, że kobieta, która jeszcze parę godzin wczeœniej myœlała, że jest kochana i szanowana, teraz czuje się wzgardzona, zaczyna przypuszczać, że nie potrafi wzbudzać miłoœci.
W dzisiejszych czasach podobne okolicznoœci zaskakują nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Bez względu na to, czy chodzi o niewiernoœć czy o inne zabójcze dla małżeństwa przyczyny, wielu mężów i wiele żon czuje, że są zmuszani do tego, czego nie chcą - do rozwodu.
W niektórych przypadkach nie ma elementu zaskoczenia. Bywa, że kobieta lub mężczyzna obserwuje bezsilnie, jak na przestrzeni lat małżeństwo więdnie, jak jakiœ robak drąży duszę ich związku. Ludzie rzucają się to w jedną, to w drugą stronę, desperacko szukając odpowiedzi na dręczące ich pytania, rozwiązań problemów, œrodków zaradczych. Niestety—rady znajomych, a nawet różnych doradców, są często tragiczne w skutkach.
Niniejsza książka przedstawia sposoby działania w rodzinie, w której trwa kryzys małżeński. Zawiera ona pewne praktyczne propozycje postępowania, które mogą pomóc w przyciągnięciu obojętnego partnera na powrót ku obowiązkom małżeńskim. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale właœciwym podejœciem do konfliktu można zmienić rozchwiany związek we wspaniałe, zdrowe małżeństwo. Z drugiej strony, nieodpowiednia reakcja w chwilach kryzysu może do końca zdusić tlącą się jeszcze miłoœć.
Na początek muszę przyznać, że w niektórych kręgach chrzeœcijańskich prezentowane przeze mnie zasady mogą się wydać kontrowersyjne. Wierzę jednak, że tradycyjne porady udzielane ofiarom niewiernoœci są często niszczące i sprzeczne z naukami Biblii. Oczywiœcie nie każdy musi się z tym zgodzić. Osoby, które wyciągną odmienne wnioski, proszę tylko o wyrozumiałoœć, ponieważ wszyscy szukamy sposobów rozwiązywania najtrudniejszych problemów rodzinnych, a przecież nasza wiedza i zrozumienie bywają ograniczone.
Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, proponuję powzięcie pewnych œrodków ostrożnoœci. Jeżeli powoli tracimy ukochaną osobę, jeœli wyczuwamy wzbierający brak poszanowania i niechęć ze strony najważniejszej dla nas osoby na œwiecie, to książka ta jest przeznaczona właœnie dla nas. Nie proœmy, żeby nasz partner czytał ją razem z nami. Przejrzyjmy ją najpierw sami, a potem zdecydujmy, czy dzielić się z nim jej treœcią. Wiem z doœwiadczenia, że stanowczoœć w miłoœci jest najskuteczniejsza w dręczonym kłopotami małżeństwie wtedy, gdy nie omawia się jej wspólnie. Sądzę, że wkrótce będą Państwo przekonani o słusznoœci tego stwierdzenia, nawet jeœli wasza rodzina nie przeżywa kryzysu.
--------------------------------------------------------------------------------
1.
POZDROWIENIA DLA POSZKODOWANYCH
Każdego miesiąca w biurze naszej organizacji Focus on the Family (Rodzina w centrum uwagi) odbieramy ponad sto tysięcy listów i telefonów, dzięki którym poznajemy najróżniejsze okolicznoœci życia ludzi i ich potrzeby. Ludzie opowiadają nie tylko o cierpieniach i udręce, ale również o radoœci i zwycięstwach. Ostatnio nadszedł szczególnie wzruszający list od mężczyzny, którego nazwiemy Roger.
Kilka miesięcy temu moja żona Norma wyszła do pobliskiego sklepu spożywczego. Czwórce naszych dzieci powiedziała, że wróci za pól godziny i przypomniała, żeby były grzeczne. Było to w sobotni ranek. Gdy szeœć godzin póŸniej nie wróciła do domu, zacząłem jej szukać jak szalony. Wyobrażałem sobie, że została porwana lub zgwałcona, a może i coœ gorszego. W niedzielą rano zatelefonowałem na policją, ale mi tam powiedziano, że zajmą się sprawą dopiero wtedy, gdy Norma nie wróci przez czterdzieœci osiem godzin. Byliœmy zrozpaczeni!
Członków naszej parafii i znajomych poprosiliœmy o modlitwą za bezpieczeństwo Normy. Wyszła z domu nie zostawiając żadnej wiadomoœci, nie powiadomiła znajomych ani nie zatelefonowała. Jej samochód znaleŸliœmy na tyłach centrum handlowego — był zamknięty i pusty. Policjanci zasugerowali, że może uciekła, aleja nie chciałem w to uwierzyć. To by nie było w stylu kobiety, z którą przeżyłem czternaœcie lat, matki czwórki naszych dzieci. Właœciwie układało się nam zupełnie dobrze, planowaliœmy nawet wspólny wyjazd na weekend.
We wtorek skontaktowałem się ze znanym detektywem i poprosiłem, zęby odnalazł moją żoną lub przynajmniej dowiedział się, co się z nią stało Detektyw rozpoczął rozmowy ze znajomymi i współpracownikami żony i powoli zaczęliœmy poznawać pewne szczegóły Ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu okazało się, ze Norma z własnej nieprzymuszonej woli odeszła z żonatym mężczyzną, kolegą z pracy Nie mogłem w to uwierzyć.
Po dwóch tygodniach dostałem list Norma napisała, ze mnie już nie kocha i ze nasze małżeństwo jest skończone Dodała jeszcze, ze za kilka miesięcy wróci walczyć o dzieci, zęby zamieszkały z nią w Kansas
Doktorze Dobson, szczerze panu wyznaję, ze zawsze byłem wierny m mężem i ojcem Nawet gdy ona odeszła, troszczyłem się o dzieci Starałem się utrzymywać rodzinę, by nasze życie toczyło się dalej w miarę normalnie Czwórce oszołomionych dzieciaków pragnąłem zapewnić porządny dom Niestety, w zeszłym miesiącu sąd przyznał dzieci żonie i teraz jestem sam Nasz dom wybudowałem kilka lat wczeœniej własnymi rękami, a teraz stoi pusty! Po mojej rodzinie pozostał tylko plik zostawionych przez Normę rachunków i wspomnienia dawnych chwil Moje dzieci będą się wy chowy wały w niechrzeœcijańskim domu, setki mil stąd, a ja nie mam nawet doœć pieniędzy, zęby do nich pojechać! Moje życie jest zrujnowane Nie pozostało mi nic, tylko uczucie krzywdy i odtrącenia oraz wolny czas, w którym mogę myœleć o kobiecie, którą kocham To jest okropne doœwiadczenie Norma mnie zniszczyła Nigdy się z tego nie wy grzebię Budzę się po nocach i myœlę, jak mogłoby być, a jak się stało Teraz tylko Bóg może mi dopomóc!
Wolałbym, zęby ten list ilustrował jakąœ rzadko spotykaną tragedię, która zdarza się w szczególnie niekorzystnych okolicznoœciach Niestety, podobne przeżycia są w dzisiejszych czasach coraz częstsze We współczesnych małżeństwach intrygi seksualne stały się codziennoœcią i to nie tylko poza kręgami chrzeœcijańskimi Na takiej rodzinnej niestabilnoœci najbardziej cierpią dzieci, które nie potrafią zrozumieć, co się dzieje z ich rodzicami.
Ten tragiczny wpływ na młode pokolenie przedstawiła mi pewna nauczycielka szóstej klasy Była zszokowana czytając prace swoich uczniów Dzieci miały dokończyć zdanie zaczynające się od słów „Chciałbym, żeby..." Nauczycielka spodziewała się, ze uczniowie napiszą o rowerach, psach, telewizorach i wycieczkach na Hawaje Tymczasem dwadzieœcioro spoœród trzydzieœciorga dzieci nawiązało w swoich wypowiedziach do rozpadających się rodzin Oto kilka cytatów
Chciałabym, żeby moi rodzice nie kłócili się i żeby mój tatuœ wrócił
Chciałbym, żeby moja mama nie miała kochanka
Chciałabym dostawać same piątki, żeby mój tatuœ mnie za to kochał
Chciałbym mieć jedną mamusię i jedne go tatusia, żeby inne dzieci nie naœmiewały się ze mnie Ja mam trzy mamy i trzech tatusiów i om niszczą mi życie
Chciałbym mieć karabin M-1, zęby wystrzelać wszystkich tych, którzy się ze mnie naœmiewają
Wiem, ze kryzys rodziny jako takiej nie jest w dzisiejszych czasach problemem nadającym się na pierwsze strony gazet, ale zawsze martwi mnie widok dzieci, które walczą z tym chaosem w okresie, w którym powinny się przede wszystkim rozwijać Miliony dzieci znalazło się w tej samej pułapce Zastanówmy się nad położeniem dzieci Rogera Przede wszystkim straciły matkę, potem obserwowały, jak ojciec pogrąża się w żalu i apatii, a na koniec wyrwano je z rodzinnego domu i przeniesiono do innego stanu z jakimœ nowym facetem, który chciał, żeby nazywały go „tatusiem" Te dzieci już nigdy nie będą takie same' W czym tkwi przyczyna katastrofy ich dzieciństwa? Otóż matce bardziej zależało na własnym szczęœciu niż na szczęœciu dzieci W młodoœci stanęła przy ołtarzu przed samym Bogiem i przyrzekła uroczyœcie, ze będzie kochać Rogera - na dobre i złe, w dostatku i w biedzie, w chorobie i w zdrowiu, nie zwracając uwagi na innych - aż do œmierci Niestety, po jakimœ czasie zmieniła zdanie
Widać wyraŸnie, ze małżeństwa tych dwojga ludzi nie da się już ocalić Czy to jednak w ogóle było możliwe? Czy były jakieœ oznaki, których Roger nie zauważył? Czy rada jakiegoœ Salomona psychologu mogła uchronić ich przed ostateczną tragedią?
Zanim sobie odpowiemy na te pytania, przyjrzyjmy się innej rodzime Na szczęœcie ci ludzie nie minęli jeszcze miejsca, z którego nie ma odwrotu Ich kłopoty streszczone są w zamieszczonym niżej liœcie od żony i matki, którą nazwiemy Linda Proszę przeczytać ten list bardzo uważnie, ponieważ wielokrotnie będę do mego wracał
Drogi doktorze Dobson!
Mam kłopot, z którym nie mogą sobie poradzić. Wywiera on na mnie wpływ zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Wychowałam się w dobrym chrzeœcijańskim domu, ale wyszłam za mąż za człowieka, który nie byt chrzeœcijaninem. Zdarzały się, trudne chwile, często się gniewaliœmy i kłóciliœmy. On nie chciał być dobrym ojcem dla trójki naszych dzieci i wszystko zostawił na mojej głowie. Lubił grać w kręgle i oglądać mecze piłkarskie w telewizji, a w niedziele przesypiał cały dzień. Przez to zawsze były jakieœ zatargi. O wiele jednak poważniejszy problem powstał kilka lat temu..
Paul zainteresował się pewną ładną rozwódką, która pracuje dla niego jako księgowa. Z początku wszystko wyglądało niewinnie, gdy pomagał jej w różnych sprawach. Jednak z czasem zauważyłam, że nasz związek się rozpada. Mąż wszędzie zabierał tę kobietę i coraz więcej czasu spędzał u niej w domu. Mówił, że zajmują się księgowoœcią, ale ja mu nie wierzyłam. Zaczęłam zrzędzić i narzekać, więc on jeszcze częœciej przebywał z tamtą. W końcu zakochali się w sobie, a ja nie wiedziałam, co robić.
Mniej więcej w tamtym czasie kupiłam pewną książkę. Jej autor zapewniał, że jeœli będę posłuszna mojemu grzesznemu mężowi, Bóg nie pozwoli, żeby doszło do czegoœ złego. W panice myœlałam, że stracę go na zawsze, więc zgodziłam się, żeby tamta kobieta zaczęła dzielić z nami naszą sypialnię. Myœlałam, że dzięki temu Paul będzie mnie bardziej kochał, tymczasem on coraz mocniej kochał tamtą..
Teraz nie może się zdecydować, którą z nas wybrać. Nie chce mnie opuœcić i twierdzi, Że ciągle kocha mnie i nasze dzieci, ale jednoczeœnie nie może zrezygnować z tamtej. Kocham Paula tak bardzo, Że zaczęłam go błagać, żeby zwrócił się z naszym kłopotem do Boga. Rozumiem tę drugą kobietę, bo wiem że też cierpi, ale ona nie wierzy, że Bóg ukarze ten grzech. Doœwiadczyłam okropnej zazdroœci i bólu, ale zawsze potrzeby męża i jego przyjaciółki stawiam na pierwszym miejscu. Co ja mam teraz robić? Proszę, niech mi pan pomoże. Jestem już na samym dnie.
Linda
Ciekaw jestem, czy któraœ z Czytelniczek spotkała się z podobnym problemem u znajomych? Jeœli tak, to co poradziła im zrobić? Czy Linda postąpiła słusznie? Czy można pozwolić mężowi sprowadzić kochankę do domu, by ratować rozpadający się związek? Motywy postępowania Lindy wydają się całkiem jasne. Ona wiedziała, że mąż mógłby ją rzucić, gdyby mu we wszystkim nie ulegała. Być może liczyła na to, że skończy się przygoda z „ładną rozwódką", jeœli ona będzie unikała sporów. W końcu przecież Biblia mówi: „Miłoœć cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłoœć nie zazdroœci, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego" (l Kor 13,4-5). Miłoœć również „we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma " (w. 7). Czy zatem Linda nie postępowała słusznie, we wszystkim ulegając grzeszącemu mężowi? Czy można się zgodzić z takim podejœciem do sprawy? Może lepiej zasugerować rozwód - pozbycie się takiego mężczyzny z życia? A może istnieje jeszcze inne rozwiązanie?
Szesnaœcie lat doœwiadczeń w poradnictwie małżeńskim pozwala mi stwierdzić, że tolerancja i pobłażliwoœć w postępowaniu Lindy zapewne doprowadzi do fatalnego końca i że autor książki, którą kupiła, błędnie zinterpretował treœć Biblii. Skoro œwiadomie postanowiła zniszczyć to, co zostało z jej związku, to już nie było żadnych szans ratunku. Współczuję tej kobiecie i nie chcę jej poniżać, ale popełniła kilka podstawowych błędów, które przyczyniły się do jej obecnej sytuacji.
Pierwszym błędem było to, że nie rozpoznała zagrożenia ze strony drugiej kobiety. Nie wolno nie doceniać seksualnych sygnałów wysyłanych przez atrakcyjną, chętną i wolną kobietę, które odbiera praktycznie każdy mężczyzna na ziemi. Mąż Lindy zauważył nagle, że jest to całkiem zabawne, iż podczas gdy on dostarcza tej drugiej wszelkich uciech, jego żona uważa to za coœ zupełnie niewinnego. Niewinne?! To podejœcie jest identyczne z postawą farmera, który uważa, że lis przychodzi do jego kurnika tylko dlatego, iż lubi towarzystwo kur!
Drugi błąd Linda popełniła wtedy, gdy stwierdziła, że jej małżeństwo chyli się ku upadkowi. To był niezwykle ważny moment w życiu związku. Właœciwa reakcja z jej strony mogła jeszcze wyciągnąć męża z przepaœci. Niestety, Linda nie była do tego przygotowana. Zaczęła narzekać i zrzędzić. Jakie to niestosowne, ale jakież ludzkie! Paul zakochał się „w tej drugiej kobiecie", a Linda tylko załamywała ręce i gderała. Taki rodzaj wymówki jest równie nieskuteczny w stosunku do niewiernego męża, jak i w stosunku do nieposłusznego dziecka: tak naprawdę to on jej nawet nie słyszy!
Najważniejszym słowem w kolejnej fazie tej opowieœci jest panika. Linda wiedziała, co ją czeka. Rozwód jawił się jako jedyne wyjœcie.
Jakie to okropne dla osoby, której całym życiem jest rodzina! Już się widziała w roli matki samotnie wychowującej trójkę dzieci, walczącej o przetrwanie finansowe i emocjonalne. Ponadto traciła ukochanego człowieka. I jak było do przewidzenia, w panice zachowała się nieracjonalnie. Sprowadziła tę drugą kobietę do własnej sypialni, podejmując desperacką próbę zachowania choćby kącika w sercu męża. Co za niewiarygodny błąd w ocenie sytuacji! Wkrótce poznała nieunikniony wynik tej decyzji: mąż coraz mocniej kochał tamtą.
Twierdzę, że Linda może jeszcze uratować swoje małżeństwo, ale nie ma chwili do stracenia. Jej mąż przyznał, że pod popiołem jest jeszcze iskierka miłoœci („On nie chce mnie opuœcić i mówi, że ciągle kocha mnie i nasze dzieci."), ale nie wolno jej tej iskierki zdusić! Jeszcze jeden niewłaœciwy ruch i mąż odejdzie na zawsze. On sam nie wie, co robić, więc można go przeciągnąć albo na jedną, albo na drugą stronę. Tylko jak tego dokonać? Linda próbowała już wszystkiego i nic nie poskutkowało. Co ma robić? Jeœli jest podobna do wielu innych współczesnych kobiet, pytania te będą spędzać jej sen z oczu.
Częstotliwoœć, z jaką natykam się na problemy podobne do sytuacji w małżeństwach Lindy i Rogera, wpłynęła na decyzję napisania tej książki. W szczególnoœci chodzi mi o tę bardziej wrażliwą stronę w umierającym związku. Powiem konkretniej: w każdym rozpadającym się małżeństwie jedna strona na ogół nie zwraca uwagi na powiększający się dystans, podczas gdy druga jest z tego powodu wystraszona, a nawet przerażona. Osoba, której nie zależy, nie uœwiadamia sobie zagrożeń, więc opiera się staraniom współmałżonka, nie chce wybrać się do specjalisty po poradę, nie godzi się na kompromis, a nawet na zwykłą rozmowę o trudnych sprawach. Wszystko kwituje jednym krótkim zdaniem: „Nie ma żadnego problemu!"
Strona bardziej wrażliwa, którą na ogół jest z początku kobieta, zdaje sobie sprawę, że dzień po dniu coœ cennego wymyka jej się z rąk. Wszystko, co wartoœciowe, wisi na włosku, więc budzi się w nocy i rozmyœla o przeszłoœci. Myœli o dzieciach - tych œlicznych dzieciakach, które posapują nieœwiadome w swoich łóżeczkach - i zastanawia się, co z nimi będzie. Stara się o uczucia małżonka i wpada w depresję, gdy nic nie dostaje.
Oczywiœcie nie twierdzę, że za rozpad małżeństwa można w całoœci obwiniać jedną stronę, więc nie oskarżam ani mężczyzn, ani kobiet. Konflikt małżeński zawsze dotyczy dwojga niedoskonałych istot ludzkich, które w różnym stopniu są za wszystko odpowiedzialne. Niemniej na ogół jedno z małżonków jest gotowe zrobić wszystko, by ratować związek, a drugie robi wrażenie obojętnego.
Niniejsza książka przeznaczona jest dla tych bardziej wrażliwych osób, o których można myœleć, że w ekstremalnych przypadkach będą poszkodowane. Jej treœć ma za zadanie nieœć pomoc strapionej osobie, żeby potrafiła wzmocnić lub zachować związek małżeński, nawet jeœli nie ma wsparcia ze strony współmałżonka. Jakiej bowiem rady można udzielić Lindzie, której mąż ma romans z inną kobietą, albo Rogerowi, którego żona nie szanuje i chyba nienawidzi, albo kobiecie, której mąż jest alkoholikiem lub narkomanem, lub maltretuje dzieci? A kobiecie, która kocha męża i którą kocha mąż, lecz ona niepokoi się absolutnym brakiem romantycznych uczuć w ich związku? Czy jest sposób, żeby ożywić ich małżeństwo, ale bez ciągłego z jej strony gderania?
W istocie każdy program doradczy ma na celu zbliżenie dwojga ludzi na tyle, by przynajmniej zgodzili się rozmawiać o swoich problemach. Jeœli trzeba, terapia może dotyczyć jednego z małżonków, tak żeby go wzmocnić, żeby potrafił sobie radzić z kryzysem. Nasz cel jest jednak szczególny: chcemy pomagać tak, żeby jeden małżonek umiał maksymalnie powiększyć szansę zachowania małżeństwa, jak w przypadku Lindy, i dotrwać do końca tej długiej nocy. A jest to zadanie bardzo trudne.
W procesie docierania do tych małżonków, przez których dzieje się Ÿle, chciałbym osiągnąć o wiele więcej. Przedstawione przeze mnie zasady są trafne zarówno w przypadku męża, jak i żony w okresie kryzysu. Można je stosować również w małżeństwach zdrowych. Właœciwie dobrze by było, gdyby każde małżeństwo poznało te zasady już na początku wspólnej drogi. Gdyby młodzi ludzie wiedzieli, jak przyciągnąć z powrotem odsuwającego się małżonka, zamiast odpychać go jeszcze dalej, mielibyœmy mniej goryczy i mniej rozwodów.
Zastosowanie prezentowanych w tej książce koncepcji jest o wiele szersze. Jak się przekonamy, można je wykorzystywać we wszystkich stosunkach międzyludzkich, a więc w układach między pracodawcą a pracownikiem, dziećmi a rodzicami, proboszczem a parafianami, strażnikami a więŸniami, Amerykanami a Rosjanami oraz wszystkimi ludŸmi, między którymi od czasu do czasu dochodzi do spięć. Innymi słowy, w następnych rozdziałach opiszę pewne uniwersalne koncepcje dotyczące kultury, płci, rasy i warunków ekonomicznych.
Ale czy ja przypadkiem nie obiecuję gwiazdki z nieba? Zapewne każdy autor trochę przecenia prezentowane przez siebie poglądy. Wydawane w dzisiejszych czasach książki obiecuj ą ludziom najróżniejsze rzeczy: od wielkiego bogactwa w przypadku mężczyzn po gładkie uda w przypadku kobiet. Niestety, tego rodzaju obietnice rzadko się spełniają. W tym momencie przypomina mi się słynny na Dzikim Zachodzie „cudotwórca", który sprzedaje w miasteczku eliksir życia, po czym jak najprędzej odjeżdża w siną dal.
Mając nadzieję, że nie wpadnę w tę samą pułapkę „leczenia" wszystkich, powiem otwarcie, co sądzę o zawartych w tej książce myœlach. Możliwoœć wglądu w ludzkie zachowania nie zdarza się często, w każdym razie w moim przypadku. Jeœli zatem człowiek natknie się w życiu na kilka podstawowych zasad, to już wiele zdobył. Na dalszych stronach skoncentruję się na jednej z tych, które zdołałem zrozumieć. Nazywam ją koncepcją miłoœci stanowczej. Co prawda nie pomaga ona w uzyskaniu idealnej gładkoœci ud ani w zdobywaniu bogactwa, ale powinna pomóc, gdy trzeba sobie radzić we współżyciu z otaczającymi nas ludŸmi.
Dalsze fragmenty książki:
Rozdział 2
PANIKA I UDOBRUCHANIE
Tylko ludzie, którzy doœwiadczyli odtrącenia przez ukochanego małżonka lub kochanka, potrafią w pełni zrozumieć falę smutku, jaka ogarnia człowieka w momencie zagrożenia. Nic innego nie ma znaczenia. Nie ma pocieszających myœli, brakuje nadziei i zainteresowania przyszłoœcią. Uczucia zmieniają się gwałtownie od rozpaczy do akceptacji. Jeœli miałbym takie doœwiadczenie okreœlić bardzo krótko, to wybrałbym słowo: panika.
Ponieważ panika jest charakterystyczną reakcją na odtrącenie, łatwo sobie wyobrazić ogrom odczuwanego nieszczęœcia, gdy pojawia się nowy i być może młodszy kochanek! Żadne inne doœwiadczenie nie da się porównać z udręką wypływającą ze œwiadomoœci, że osoba, której przysięgło się wiernoœć na całe życie, zdradziła i zbliżyła seksualnie z kimœ obcym. Łatwiej byłoby znieœć œmierć niż odrzucenie jak stary but. Ludzie, którzy doœwiadczyli takiej straty, opowiadają, że najbardziej bolesnym aspektem jest samotnoœć i œwiadomoœć, że niewierna małżonka pociesza się w ramionach innego. Jakże desperacko potrzebują chrzeœcijańskiej porady ci, którzy sobie uœwiadamiają, że ich domu nie ominęło cudzołóstwo!
Gdy takiej porady brak, odtrącony mężczyzna lub kobieta reaguje tak, że jeszcze pogarsza sytuację. Tonący próbuje chwycić się czegoœ, co pływa, nawet osoby, która przychodzi na ratunek. Ogarnięty paniką kochanek na ogół chwyta i chce przytrzymać oddalającego się partnera. Wiele razy byłem œwiadkiem takich sytuacji. Wzburzone emocje sięgają często ekstremalnych poziomów.
Gdy mężczyzna dowiaduje się, że małżeństwo (lub stan przedmałżeński) się rozpada, pierwszą reakcją jest na ogół szok i niedowierzanie.
PóŸniej przychodzi płacz, zgrzytanie zębów, błaganie o przebaczenie i odbudowanie związku. Obiecuje on wówczas, że będzie lepszym kochankiem, że będzie się bardziej troszczyć, że rzuci pracę lub pójdzie do pracy, że będzie częœciej przynosić kwiaty, że zgadza się na dziecko - czyli oferuje to, co ma jakiekolwiek znaczenie dla rozczarowanej małżonki. Padają propozycje wspólnego udania się po poradę do specjalisty, ale ona na ogół odrzuca tę ofertę, bo myœlami jest już gdzie indziej. A gdy negocjacje nie przynoszą żadnych skutków, zaczyna się stadium gniewu, przywoływanie z pamięci najpodlejszych, najbardziej wrogich myœli. W tej fazie mężczyzna może zagrozić, że zrobi krzywdę swojej kobiecie, czasami nawet się do tego posuwa. Z przemocą lub bez niej wrogoœć tej ciężkiej próby w końcu uchodzi jak para i wszystko kończy się wyczerpaniem fizycznym i emocjonalnym. PóŸniej pojawia się krótki okres akceptacji, a po nim znowu wraca smutek i żal, jak nieproszony, natrętny goœć. W końcu cykl się zamyka i w kółko powtarza.
W dalszym ciągu pozwolę sobie cytować listy ilustrujące podobne okolicznoœci. To chyba jest najlepszy sposób. Będą to myœli i odczucia prawdziwych ludzi, tych, którzy doœwiadczyli zaprezentowanych na wstępie rozdziału kłopotów. Faye to osoba, która wpadłszy w panikę, zaczęła błagać męża i targować się z nim. Oto, co napisała:
Drogi doktorze Dobson!
Piszę do pana w sprawie mojego małżeństwa. Jakiœ czas temu mąż mi powiedział, że już mnie nie kocha i wkrótce zamierza odejœć. Błagałam, żeby mnie nie opuszczał, więc nawet został na jakiœ czas. Ale pewnego wieczoru zrobił się bardzo okrutny i zanim wyszedł, powiedział mi wiele przykrych rzeczy. Odkąd odszedł, a do dzisiaj nie wiem dlaczego, czują się poniżona za każdym razem, gdy go spotykam. Błagam, żeby odwiedzał dzieci i mnie, a on tylko mówi: „Nie chcą z tobą rozmawiać!" Mówię, jak bardzo go kocham, a on odpowiada: „Ale ja ciebie nie kocham! Nie mogę powiedzieć, że cię nienawidzę, ale i nie kocham!" A to tak bardzo boli!
Prosiłam go, żeby poszedł do jakiegoœ specjalisty po poradę, ale on odparł tylko, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nie zależy mu na małżeństwie. Chce tylko być wolny i mówi, że wyjedzie do Pensylwanii, bo tam znajdzie lepszą pracą w kopalni. Jak ja widzę nasz problem? Jesteœmy małżeństwem od jedenastu lat i mamy dwójkę œlicznych dzieci. Najdziwniejsze jest to, że nigdy się nie kłóciliœmy. Podejrzewam, że z czasem on zwrócił się przeciwko mnie i doszedł do wniosku, że już nie chce być moim mężem. Czy pan spotkał się już z takim przypadkiem? Obecnie stało się coœ strasznego. Wybrałam się do okulisty, bo mam problemy z oczami, a on mi powiedział, że muszę poddać się operacji, bo mogę stracić wzrok. W przyszłym tygodniu mam iœć do szpitala. Nie wytrzymałam i załamałam się. Znowu zadzwoniłam do męża, ale jego to nie wzruszyło. Spytał tylko, czy zorganizowałam opiekę nad dziećmi i czy ma mnie kto odwieŸć do szpitala. Spytałam, czy on może to zrobić i poczekać do zakończenia operacji. Joe zawahał się, a potem powiedział: „ Chyba tak". Co mam zrobić, żeby znowu mnie pokochał? Tyle razy mi powtarzał, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Płakałam i błagałam go, żeby wrócił. Mówiłam, że jest nam bardzo potrzebny. Starałam się być miła, ale to też na nic się nie zdało. Powiedziałam, że się boję i że teraz jest mi szczególnie potrzebny, a on odpowiedział tylko: „Przykro mi, ale termin mi nie odpowiada". Czy to może się skończyć rozwodem? Joe już się go domagał, ale odmówiłam. Ciągle mam nadzieję, że znowu będziemy razem. Powiedziałam mu o tym, a on odparł: „ Czy ty nie umiesz zrozumieć, że już nigdy cię nie pokocham?"
Dawniej wszystko robiliœmy razem, ale to już przeszłoœć. Ciągle telefonuję do męża, bo on sam nigdy by tego nie zrobił. W przyszły poniedziałek jest œwięto. Nie spytał, co będziemy robili, więc ja zapytałam jego, czy może spędzić z nami ten dzień. Odpowiedział: „Jeœli nic nie będę miał do roboty..." Czy mam go ignorować? Bo jeœli tak, to już nigdy więcej go nie zobaczę. Doktorze Dobson, proszę mi pomóc. Niech pan mi powie, co mam robić. Ja tak bardzo kocham mojego męża!
Faye
Chociaż rozumiem, że Faye czuje się zmuszona, by błagać męża o miłoœć, to jednak widzę, iż systematycznie niszczy ostatni promyk nadziei na pojednanie. Sama pozbawiła się godnoœci i dumy, czołgając się przed swoim panem jak pies. Im więcej on ją znieważa, tym bardziej, jak się wydaje, ona chce i potrzebuje jego. I na tym to właœciwie polega. Ujmując rzecz w skrócie można powiedzieć, że Faye próbuje przekazać mężowi następującą wiadomoœć: „Joe, tak bardzo cię potrzebuję! Nie mogę się bez ciebie obyć. Całymi dniami czekam na telefon i załamuję się, gdy nie dzwonisz. Proszę cię, błagam, porozmawiaj ze mną od czasu do czasu. Bo widzisz, Joe, chcę cię mieć przy sobie za wszelką cenę, nawet gdybyœ miał mnie dręczyć. Bez ciebie czuję się beznadziejnie."
Linda, której list cytowałem w pierwszym rozdziale, przekazała swojemu mężowi identyczną wiadomoœć. Tylko że w jej przypadku uczucie paniki kazało jej wpuœcić do własnej sypialni drugą kobietę. Cóż to za żałosny sposób wyrażania bezsilnoœci i braku szacunku dla własnej osoby! Bardzo współczuję jej i milionom podobnych kobiet.
Przykłady Lindy i Faye ilustrują pewną niezwykle ważną i dobrze znaną zasadę: panika często prowadzi do chęci udobruchania, która praktycznie nigdy nie pozwala panować nad zachowaniem innych ludzi. Faktycznie wywołuje tylko wojnę zarówno między mężem a żoną, jak i między dwoma narodami. Próba przekupienia agresora lub winowajcy sprawia wrażenie pokojowej propozycji, a w rzeczywistoœci powiększa zniewagę i konflikt jako taki. Być może udałoby się uniknąć drugiej wojny œwiatowej, gdyby brytyjski premier Neville Chamberlain i inni przywódcy zrozumieli szaleństwo, jakie tkwiło w próbach udobruchania nazistów, podejmowanych w latach 1936-39. Za każdym razem, gdy ludzie ci oferowali Hitlerowi kolejną Czechosłowację jak œrodek, który miał zaspokoić pragnienie władania coraz to nowymi terenami, w istocie podsycali jego pogardę dla ich armii i dla nich samych. To pragnienie „pokoju w naszych czasach" rozumiał Hitler jako dowód słaboœci i strachu, co wzbudzało w nim jeszcze większą zuchwałoœć. Ostatecznie przyszło prowadzić wojnę, której, według Winstona Churchilla, można było uniknąć. Właœnie do tego prowadzi chęć udobruchania, bez względu na to czy dotyczy spraw małżeńskich czy międzynarodowych.
Mąż Lindy groził rozwodem, jeœli ona nie zgodzi się na sprowadzenie kochanki do ich rodzinnej sypialni. Była to nie tylko brutalna forma przekupstwa, ale i sposób wypróbowania jej pewnoœci siebie i poszanowania własnej osoby. Niestety, Lindzie się nie udało.
Chciałbym stanowczo stwierdzić, ze moja niechęć do zażegnywania konfliktów w formie błagania nie ma nic wspólnego z poczuciem dumy. Gdyby rezygnacja z własnej godnoœci mogła uratować małżeństwo, sam entuzjastycznie bym się na to zgodził. Niestety, prawda jest zupełnie inna. Nic szybciej nie niszczy związku niż to, gdy na przykład kobieta rzuca się z płaczem na męża i błaga o litoœć.Takie postępowanie wzbudza w obojętnym małżonku jeszcze większą niechęć i pragnienie ucieczki, jak od pijawki, która grozi wyssaniem krwi.Taki człowiek może współczuć skrzywdzonej żonie i żałować że sprawy nie potoczyły się inaczej, ale nie czuje się na siłach przystać na życie w takich warunkach.
Chyba doœć wyraŸnie dałem do zrozumienia, dlaczego nie zgadzam się z tymi chrzeœcijanami, którzy zalecają, by odtrącony mąż lub żona uœmiechali się w chwili zerwania związku lub w obliczu zdrady i udawali, ze nic się nie stało. Tego typu zachowanie polecają często ci, którzy w dzisiejszych czasach piszą książki dla kobiet. Mówią „Kobiety, kochajcie swoich mężów, a wczeœniej czy póŸniej oni się zreflektują". Właœnie z taką radą spotkała się Linda, biorąc sobie do serca słowa jakiegoœ zbłąkanego autora, który obiecywał „Bóg nie pozwoli, żeby doszło do czegoœ złego, dopóki będziesz uległa" To zdanie brzmi tak, jakby z ambony zaczęła przemawiać Pollyanna.
Ja rozumiem i głęboko wierzę w przedstawioną w Liœcie do Efezjan i innych częœciach Pisma Œwiętego biblijną koncepcję podporządkowania się. Istnieje jednak ogromna różnica między pewną siebie, posłuszną kobietą a wycieraczką do butów. Przecież wszyscy wiedzą, do czego służy wycieraczka. Ponadto bardzo niezdrowe jest duszenie w sobie smutku i niepokoju, które powstają w rozpadającym się małżeństwie. Stres, który nie znajduje ujœcia, może być przyczyną powstawania wrzodów, nadciœnienia, a nawet raka.
Dobre małżeństwo wspiera się na wzajemnej małżeńskiej ODPOWIEDZIALNOŒCI. Małżonkowie wzmacniają w sobie odpowiedzialne zachowania dzięki inspirowanemu przez Boga systemowi zachowania równowagi. Gdy tej równowagi nie ma, jedna strona może dopuœcić się zniewagi, poniżenia, oskarżenia i wyœmiewania z drugiej, a w tym samym czasie ofiara z uœmiechem ociera łzy i mówi „Dziękuję, tego potrzebowałam!" O takiej biernoœci mówi cytowana niżej piosenka w stylu country, zatytułowana Ona na pewno jest œwięta. Dowiadujemy się z niej, co się dzieje z kobietą, która chce wszystko łagodzić i boi się narazić partnerowi, który jej nie szanuje.
Do póŸnej nocy tułam się
i robię wszystko, co jest złe,
a ona za mną płacze.
Gdy do chałupy wracam już,
ona z mych sińców œciera kurz
i ciągle za mną płacze.
I nigdy nic narzeka, nie,
swój ból ukrywa gdzieœ na dnie,
lecz œwietnie ją rozumiem:
choć kiepskie życie ze mną ma,
w uczuciach swych niezmiennie trwa,
inaczej już nie umie.
Choć hultaj ze mnie na całego,
więc rzecz tym bardziej niepojęta —
dlaczego nie chce mieć innego?
Ona na pewno już jest œwięta!
Gdy w sklepie widzi ładny ciuch,
to jakby ją przestraszył duch —
natychmiast wzrok odwraca.
A gdybym tak, jak chłop na schwał,
na urodziny coœ jej dał?
Ale czy się opłaca?
Lecz już za póŸno, ale wic!
Spłukałem się i nie mam nic,
więc dam już sobie siana.
W sobotę z kumplem piłem dżin,
w niedzielę znowu klinem klin
i dalej aż do rana.
Choć hultaj ze mnie na całego,
więc rzecz tym bardziej niepojęta —
dlaczego nie chce mieć innego?
Ona na pewno już jest œwięta!
A może ruszyć znów na szlak
i poczuć się jak wolny ptak?
Mam straszny mętlik w głowie!
Lecz gdy odejdę, to czy los
na nowo da jej prztyczka w nos?
Tego się już nie dowiem.
Widzę, że chociaż mocno œpi,
po jej policzkach płyną łzy.
Co one znaczyć mogą?
Nieważne! Zanim œwiatło pstryk,
manatki w torbę rzucam w mig
i idę swoją drogą.
Choć hultaj ze mnie na całego,
więc rzecz tym bardziej niepojęta —
dlaczego nie chce mieć innego?
Ona na pewno już jest œwięta!
Miły goœć, prawda? To właœnie taki facet, jakiego żaden ojciec nie chce na męża dla swojej córki. Przyjrzyjmy się mu dokładniej. Co powoduje, że człowiek jest taki okrutny. W podręcznikach psychologii opisuje się potrzebę uczucia, jaka tętni w sercu każdego człowieka, mężczyzny czy kobiety. Tymczasem widzimy tu pijaka, który ucieka od troskliwej, kochającej, cudownej kobiety. Żona zrobiłaby wszystko, by go powstrzymać, ale on woli przesiadywać z kumplami w knajpie. Jak wyjaœnić takie zachowanie? Pomijając wpływ alkoholu możemy powiedzieć, że ten typek o zamglonym spojrzeniu ma już doœć ustępliwej żony, która daje mu wszystko, niczego nie żądając w zamian. Ale na trzeŸwo czy pod wpływem alkoholu tak naprawdę niewielu mężczyzn potrafi to znieœć!
Ważniejsze jest jednak zrozumienie kobiety. Czy ona rzeczywiœcie jest œwięta? Jasne, że nie! Jest po prostu delikatną istotą, która po namyœle doszła do wniosku, że jedynym wyjœciem jest siedzieć cicho. Być może w młodoœci protestowała i podczas kłótni ucierpiała bardziej niż jej zalany małżonek? A może z natury kocha spokój i nie lubi konfliktów? Tak czy owak wie, że mąż może wkrótce odejœć, a ona nie chce go prowokować. Dlatego czeka cierpliwie, mając nadzieję, że on się zmieni.
Zwykła kobieta, ukrywająca swoje prawdziwe uczucia, wydaje się zamroczonemu alkoholem mężczyŸnie œwięta, chociaż na pewno strasznie cierpi. Jest podobna do kaczki, która nad powierzchnią wody sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, a pod wodą macha nóżkami jak szalona. Skąd pewnoœć, że ta kobieta skrywa ból? Po pierwsze dlatego, że ludzie zadowoleni nie płaczą po nocach, a po drugie dlatego, że ludzka psychika jest bardzo delikatna. Uczucia są jak doskonale nastrojone skrzypce - niewprawna ręka może je z łatwoœcią rozstroić. Kobieta, o której mowa w piosence, jest krzywdzona przez człowieka, którego kocha, i na pewno odczuwa zdenerwowanie, niechęć i odrazę do siebie samej. Ludzie często miewają takie odczucia, a zwłaszcza kobiety.
Musimy sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, co ona zamierza zrobić, by pozbyć się tych negatywnych uczuć. Tłumienie ich, upychanie na dnie duszy jest równoznaczne ze składowaniem dynamitu.
Wczeœniej czy póŸniej jakaœ iskierka spowoduje wybuch Jeżeli małżeństwo ma trwać przez całe życie, nie wolno akumulować niechęci, która w końcu może się zmienić w nienawiœć. Musi istnieć mechanizm uwalniania niewielkich napięć, gdy tylko się pojawią.
Jeœli zaœ nie ma tego zaworu bezpieczeństwa, to co po pewnym czasie stanie się z taką œwiętą osobą? Załóżmy, ze jej mąż alkoholik zostanie, ale dalej będzie wykorzystywał jej biernoœć. Najprawdopodobniej w przyszłoœci dojdzie do eksplozji. Zobaczmy, co może się stać po dwudziestu latach, na przykładzie innej „œwiętej" kobiety, również przedstawionej w piosence w stylu country, tym razem zatytułowanej Tatusiowi.
Mama nigdy nie tęskniła za wspanialszą życia stroną,
a jeœli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.
I nie chciała być kimœ innym, tylko matką, tylko żoną,
a jeœli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.
Najważniejsze ze wszystkiego — tak mamusia uważała —
byœmy byli czyœci, syci, no i przede wszystkim zdrowi.
Mama nigdy nie marzyła, by mieć więcej, niż już miała,
a jeœli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.
Tata często ją zostawiał samiuteńką w pustym domu,
ale jej nie przeszkadzało, zawsze miała w nim co robić.
Nie tęskniła za kwiatami - on nie dawał ich nikomu —
a jeœli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.
Gdy traktował ją per noga, prawie wcale nie przytulał,
nie myœlała, bo i po co miałaby się nad tym głowić,
czemu w nocy gdzieœ wychodzi, z kolegami ciągle hula,
a jeœli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.
Ale kiedyœ wczesnym rankiem, trudno było nam uwierzyć,
tatko znalazł list na blacie. Zostawiła go mamusia.
Zaczął czytać i — o zgrozo! — ledwie dało się to przeżyć,
co w tym liœcie napisała nasza mama do tatusia.
Napisała „Nasze dzieci wcale nie są takie małe,
a ja, w końcu każdy przyzna, muszę coœ dla siebie zrobić,
więc odchodzę szukać tego, czego ty mi nie dawałeœ.
Żegnaj!" Ona nigdy nie mówiła tego tatusiowi!
Rozdział 3
PUŁAPKA WRAŻLIWOŒCI
Mam nadzieje, ze do tej pory udało nam się udokumentować trzy wnioski:
• W konflikcie małżeńskim (lub przedmałżeńskim) na ogół jednej stronie bardzo zależy na związku, druga zaœ czuje się bardziej niezależna, a nawet obojętna.
• Gdy romans się załamuje, wrażliwszy partner wpada w panikę. Do charakterystycznych zachowań należy lamentowanie, błaganie, ciskanie się. Reakcja może być również przeciwna, a wtedy mamy do czynienia z łagodzeniem całej sprawy i biernoœcią.
• I chociaż reakcje te są naturalne i zrozumiałe, rzadko bywają skuteczne. Faktycznie na ogół działają odwrotnie, niszczą związek, który tak desperacko próbuje uratować zagrożony partner.
W poprzednim rozdziale mówiliœmy o strachu i smutku, które pojawiają się w umyœle odtrąconej żony. Teraz przyjrzyjmy się mężowi, który odsuwa się od związku. Żeby odciągnąć go od krawędzi, trzeba rozumieć, jakie siły nim kierują. Zastanówmy się, dlaczego mężczyzna lub kobieta postanawia zerwać? Co myœli odrzucając oferowaną bezwarunkową miłoœć? Co kryje psychika kobiety, która ma romans ze swoim szefem? Czy jedynym motywem jest pragnienie nowych doznań?
Zaobserwowałem, ze pragnienie zakazanego owocu rzadko bywa prawdziwym powodem rozpadu małżeństwa. Na długo przed rozpoczęciem poszukiwania nowego partnera w samym związku następuje pewna zmiana. W wielu traktujących o tym książkach za Ÿródło kłopotów uznaje się brak porozumienia, ale ja się z tym poglądem nie zgadzam. Niezdolnoœć prowadzenia rozmów jest symptomem głębszego problemu, a nie jego przyczyną. Najważniejszym elementem jest sposób, w jaki jedno z małżonków zaczyna traktować drugie i sam związek. Z początku jest to jakiœ drobiazg, którego nie zauważa żadna ze stron, ale z upływem czasu jedno z nich zaczyna czuć się jak w pułapce.
W bardziej zaawansowanym stadium mąż patrzy na żonę i myœli: „Kiedyœ to była ładna dziewczyna. Teraz przytyła osiem kilogramów i już mnie nie pociąga. Ten jej brak dyscypliny w innych sferach życia też mnie drażni - w domu panuje wieczny bałagan, a ona sama w ogóle nie potrafi się zorganizować. Z przykroœcią to przyznaję, ale w młodoœci popełniłem straszny błąd, żeniąc się z nią. Teraz resztę życia - to nie do wiary! - wszystkie te lata, jakie mam jeszcze przed sobą, będę musiał spędzić z kimœ, kto mnie już nie interesuje. Wiem, że Joan jest dobrą kobietą, i nie chciałbym jej skrzywdzić, ale — człowieku! - czy to ma być życie?!"
A może to Joan coraz częœciej nachodzą takie myœli: „Michael, jakże się zmieniłeœ, odkąd cię poznałam. Wtedy wydawałeœ się taki interesujący i energiczny. Jak to się stało, że zrobił się z ciebie taki nudziarz? Za dużo pracujesz i wracasz do domu wykończony. Nawet nie chce ci się ze mną porozmawiać, a co dopiero mówić o dobrym seksie... Jak on wygląda? Œpi na kanapie z rozdziawionymi ustami. Szkoda, że włosy już mu wypadają. Czy ja mam inwestować całe życie w tego starzejącego się mężczyznę? Znajomi też nie darzą go szacunkiem, a w swojej fabryce nie awansował już od pięciu lat. Nigdzie nie chodzi, więc ja też ciągle siedzę w domu!"
Jeżeli zarówno Joan, jak i Michael mają takie myœli, to jest oczywiste, że ich wspólna przyszłoœć jest zagrożona. Wskazuję tu na fakt, że na ogół sytuacja ta ma charakter jednostronny. On zaczyna wątpić, nie mówiąc jej, w jaki sposób doszło do zmiany jego poglądów. Ona nie wyjawia swoich niepokojów człowiekowi, który ją kocha. Zamiast tego jej zachowanie zaczyna się zmieniać w niezrozumiały sposób.
Mężczyzna częœciej zostaje w swojej firmie na wieczornych zebraniach - będzie robił cokolwiek, żeby jak najrzadziej przebywać w domu. Bywa podenerwowany, „zamyœlony" albo w ogóle zamknięty w sobie. Może uciekać w oglądanie sportu w telewizji, ciągle jeŸdzić na ryby lub grać z kolegami w pokera. Wywołuje kłótnie o drobiazgi. Oczywiœcie może się też wyprowadzić lub znaleŸć sobie młodszą partnerkę. Kobieta, która wpadła w podobną pułapkę, w podobny sposób będzie okazywała brak zainteresowania.
Zastanówmy się teraz nad listem pewnej kobiety, której mąż najwyraŸniej zaczął się Ÿle czuć w małżeństwie. Nigdy nie mówił o rozwodzie, ale na podstawie tego, co mówi jego żona, można wyczuć, co on myœli.
Drogi doktorze Dobson!
Jestem mężatką od dwudziestu jeden lat i cały ten okres zawsze był trudny. Mój mąż troszczy się wyłącznie o jedno — iœć do przodu. Pracuje w dwóch miejscach, siedem dni na tydzień. Wiem, że kocha nasze dzieci, ale nie ma dla nich czasu albo jest zbyt zmęczony, by poœwięcić im trochę uwagi.
Nasz związek przeżywa zastój! Mąż nigdy nie zbliża się do mnie fizycznie, nie przytula mnie, nie całuje ani nie obejmuje. Kiedy ja przejmuję inicjatywę, on tylko się dostosowuje. Bardzo bym chciała poznać jego myœli i uczucia, ale on nie chce o tym rozmawiać. Kilka lat temu, po tym, jak prawie się rozstaliœmy, poszedł do specjalisty po poradę. Miałam nadzieję, że to nam pomoże. On nazwał tamtego człowieka „bezwartoœciowym" i stwierdził, że to była „strata pieniędzy". Teraz mówi, że pójdzie do adwokata. Z wielkim zapałem studiowałam pierwszy list œw. Piotra apostoła (o poddaniu). Wyćwiczyłam w sobie te zasady w sposób możliwie najlepszy. I co zrobił Jack? Teraz oczekuje ode mnie, że zawsze będę radosna i zadowolona, bez względu na to, jak mnie traktuje. Czy ja już zawsze mam akceptować tego zimnego człowieka czy też jest choćby iskierka nadziei? On znajduje przyjemnoœć w dokuczaniu mi.
Kocham go, ale czasami tak się denerwuję, że wydaje mi się, że go nienawidzę. On się wycofuje, ucieka. Czy może mi pan coœ zaproponować? Może jakąœ książkę lub nagranie? Jack nie chce czytać niczego, co mu podsuwam.
Dziękuję za pomoc
Nancy
Oto wręcz doskonały opis sytuacji. Mamy mężczyznę, który nie szanuje żony, traktuje ją jak nie chciane dziecko. Gotów jestem się założyć, że chciałby w jakiœ sposób wymigać się od poœwięceń i obowiązków. Z drugiej jednak strony słyszymy, jak kobieta pyta: „Co dzieje się w jego umyœle? Dlaczego jest taki oziębły i oschły?" OdpowiedŸ? On czuje, że wpadł w pułapkę.
Silne pragnienie ucieczki od małżeństwa może się pojawić już w pierwszym dniu miodowego miesiąca albo po pięćdziesięciu latach. U mężczyzn jest to główny składnik kryzysu œredniego wieku. Ale to uczucie ograniczenia nie dotyczy wyłącznie mężczyzn. U kobiet pojawia się (choć nie zawsze) w reakcji na brak romantyzmu, na sytuację, której nie da się polepszyć. Żona może latami wyciągać rękę do męża, błagać o to, by zwracał na nią uwagę, zrzędzić, gdy jej nie zauważa, a wreszcie krzyczeć w duchu: „Ratunku! Duszę się w tym małżeństwie bez miłoœci! Niech mnie ktoœ z tego wyciągnie!"
Jakie to poza tym smutne, że mąż, który czuje, iż wpadł w pułapkę i walczy z chęcią ucieczki, coraz bardziej zapada się w ruchomych piaskach małżeńskiego związku. Dlaczego? Ponieważ im bardziej walczy o odzyskanie wolnoœci (czy tylko o odrobinę wolnej przestrzeni), tym mocniej przerażona żona trzyma go przy sobie. Nawet zmienne uczucia strony odrzuconej interpretowane są jako próba pochwycenia i zatrzymania. Oto przykład:
Żal: „Nie krzywdŸ mnie. Proszę, zechciej zaspokajać moje potrzeby."
Gniew: „Wracaj, głupcze! Jak œmiesz się przeciwstawiać?!"
Oskarżanie: „Jak mogłeœ zrobić to mnie i tym dzieciom?!"
Udobruchanie: „Powiedz, co chcesz, a będziesz to miał, tylko mnie nie zostawiaj."
Œlepe oddanie: „Bez względu na to, co zrobisz, będę zadowolona, bo jesteœ mój."
Wspólnym mianownikiem wszystkich tych reakcji jest poczucie osaczenia: stronie mniej zainteresowanej ogranicza się wolnoœć; osobie, której się zdaje, że jest w pułapce, miłoœć jawi się bardziej jako obowiązek niż wspaniały przywilej. Chyba jest już zrozumiałe, dlaczego naturalna reakcja ogarniętej paniką żony jeszcze dalej odpycha zachowującego się chłodno męża. Im bardziej stara się on uwolnić z ograniczających jego wolnoœć więzów, tym ciaœniej pętla zaciska się wokół jego szyi. Taki mężczyzna zaczyna nawet cierpieć na klaustrofobię - pragnie za wszelką cenę zerwać stryczek. Czasami nawiązuje kontakty z inną kobietą, żeby tylko uciec od kurczowego uœcisku swojej żony.
Być może zachowam się przesadnie, niemniej spróbuję pewne ważniejsze koncepcje przedstawić graficznie. Ludziom, którym udzielałem porad, wyjaœniam to wszystko używając dłoni:
Kobieta i mężczyzna postanawiają się pobrać i żyć szczęœliwie. Jednak w pewnym momencie mężczyzna zaczyna odczuwać, ze małżeństwo stało się dla niego pułapką. Małżonka obraża go i zanudza wymówkami, więc on odrzuca ostatnie słowa przysięgi małżeńskiej: „nie opuszczę cię aż do œmierci".
Chcąc pozbyć się uczucia ograniczenia wolnoœci mężczyzna stopniowo odsuwa się, oddala od żony.
Kobieta obserwuje ucieczkę mężczyzny i reaguje. Pod wpływem impulsu goni go, jeszcze bardziej zmniejszając wolna, przestrzeń.
Mężczyzna podejmuje bardziej zdecydowaną próbę ucieczki, lecz w chwili rozpaczy kobieta rzuca się na niego i przytrzymuje ze wszystkich sił. Mężczyzna stara się uwolnić i na pewno ucieknie, gdy tylko wyrwie się z krępujących go pęt.
Kobieta cierpi w samotnoœci, zastanawiając się, w jaki sposób coœ tak pięknego mogło zmienić się w coœ tak strasznego. ZAMIAST...
Bez względu na to, co podpowiada zdrowy rozsądek, kobieta ma największe szanse na odzyskanie zainteresowania i zatrzymanie duszącego się małżonka, kiedy trochę się wycofa, dając mu nieco więcej przestrzeni i jednoczeœnie powodując wzrost szacunku wobec własnej osoby. Co ciekawe, wówczas mężczyzna często przesuwa się w stronę kobiety.
Każdy z nas wie i rozumie, co znaczy ta potrzeba „wolnej przestrzeni" w stosunkach międzyludzkich, ale trudno to zrozumieć, gdy rzecz dotyczy nas samych i naszych najdroższych. W następnym rozdziale wyjaœnimy sobie, dlaczego tak jest.
Rozdział 4
MIŁOŒĆ MŁODA, MIŁOŒĆ PRAWDZIWA
Zastanawialiœmy się do tej pory nad tymi zasadami psychologicznymi, które ludziom dorosłym wydają się niejasne i ulotne. Doroœli bowiem potrafią ukrywać uczucia nawet przed samymi sobą. Być może koncepcje te łatwiej będzie nam zrozumieć na przykładzie ludzi młodych. W czasach młodzieńczych randek jednym z warunków zwrócenia na siebie uwagi było zachowanie rezerwy, pewna obojętnoœć i zrównoważenie. Największe sukcesy uczuciowe odnosili ci z naszych rówieœników, którzy umieli zachować dystans, flirtowali nie okazując prawdziwego zainteresowania. I odwrotnie - na przegraną zawsze byli skazani ci bardziej wymagający, owładnięci chęcią posiadania, którzy bez przerwy telefonowali lub parkowali samochód w cieniu drzew, by szpiegować partnera, a następnego dnia wytykali mu, co robił poprzedniego wieczoru. Taki był początek końca, który ostatecznie prowadził do odizolowania tego człowieka.
Współczeœni młodzi ludzie różnie okreœlają rozpadający się romans, ale ogólne zasady tej gry nie uległy zmianie. Podczas kłótni jedną stronę można porównać do œcinanej winoroœli, drugą do dębu, który stoi niewzruszony.
Kim jest mężczyzna, który łamie serce kobiecie i zachowuje pozory niezależnoœci i bezpieczeństwa? Czy znajduje zadowolenie w dręczeniu swej byłej dziewczyny? Na ogół - nie. On jest tylko egoistycznie nastawionym indywidualistą, który uwielbia gonić, ale nie lubi, gdy go łapią. Taki człowiek rzuca się w poœcig za zdobyczą tylko wtedy, gdy znajomoœć jest nowa i pełna wyzwań. Jednak zainteresowanie topnieje jak lody w upalne dni, gdy tylko osiągnie cel i zdobędzie nagrodę. Wtedy sytuacja się odwraca. Właœnie ten człowiek jest postrzegany jako potrzebny i godny zaufania. Zaczyna się od niego wymagać lojalnoœci, usłużnoœci i poœwięcenia. A wówczas on zaczyna myœleć wyłącznie o ucieczce i wolnoœci.
Skąd tak dobrze znam młodzieńczą miłoœć? To proste - mam dobrą pamięć. Wydaje mi się, ze jeszcze wczoraj bawiłem się w kotka i myszkę z moją żoną Shirley. W następnym rozdziale opiszę, w jaki sposób utrzymywałem ją w niepewnoœci co do moich uczuć prawie przez dwa lata, nie mówiąc o tym, ze raz czy dwa zerwaliœmy nasz związek. Jeœli to brzmi zbyt brutalnie w przypadku studentki drugiego roku, to spieszę wyjaœnić, ze Shirley miała doœwiadczenie w łamaniu serc. Już jako nastolatka interesowała się chłopcami tylko do chwili złapania w sieć. I na tym się kończyło. Na swojej drodze życia zostawiła wielu przegranych młodzieńców, którzy popełnili ten błąd, że próbowali ją posiąœć - zatrzymać i wyegzekwować wiernoœć. Szybko słyszeli trzaœnięcie drzwiami, gdy ona wychodziła, by dalej iœć swoją drogą.
Pewien młodzieniec o imieniu Stanley w szczególnie przykry sposób dowiedział się o zakończeniu znajomoœci. Siedział z Shirley w samochodzie na skraju parku, a było to przy końcu szkoły œredniej. Kiedy Shirley powiedziała Stanleyowi, ze ich związek się kończy, Stan przez kilka minut wpatrywał się w zwisający z lusterka breloczek, a potem wyskoczył z samochodu i zniknął w ciemnoœciach. Shirley nie miała pojęcia, dokąd poszedł, ani czy w ogóle wróci. Po dziesięciu minutach Stan wrócił z ręką owiniętą zakrwawioną chusteczką. Powiedział, ze z wœciekłoœci walił pięœcią w drzewo. Oto radoœci i smutki okresu dojrzewania!
Dorosłym romanse młodocianych wydają się często œmieszne. Powodem są proste, nie skrywane młodzieńcze uczucia. Chyba właœnie dlatego tak chętnie słucham piosenek pisanych przez młodych ludzi. W okropnych wierszydłach współczesnych piosenek uwidaczniają się wartoœci cenne dla dzisiejszej młodzieży.
Zastanówmy się nad biadoleniem nastolatka, zawartym w przedstawionym poniżej streszczeniu piosenki. Jego najlepszy kumpel sprzątnął mu właœnie sprzed nosa ostatnią doskonałą kobietę na ziemi. Młodzieniec ten nazywają „Dziewczyną Jessego".
Jesse zawsze byt moim dobrym kumplem, ale ostatnio coœ się zmieniło i nietrudno powiedzieć dlaczego. Jesse poderwał dziewczynę na którą ja miałem ochotę. Ona patrzy na mego tymi swoimi oczami i kocha go tym swoim ciałem. On przytula ją do póŸna w nocy. Żałuję, ze dziewczyna Jessego nie jest moja. Kiedy ja znajdę drugą taką? Nie ma powodu się zmieniać. Jest mi Ÿle, gdy zaczynają ze sobą rozmawiać. Chcę jej powiedzieć, ze ją kocham, ale to chyba nie ma sensu. Ciągle patrzę w lusterko i zastanawiam się, dlaczego się jej nie spodobałem. Jestem wesoły, dowcipny. Przecież miłoœć powinna być właœnie taka. Kiedy ja znajdę, taką samą dziewczynę ? Szkoda, ze dziewczyna Jessego nie jest moja. Chcę, żeby dziewczyna Jessego była moja.
Oto doskonała ilustracja stanu umysłu młodego człowieka. Zwróćmy uwagę na definicję prawdziwej miłoœci Ten chłopak uważa, że na miłoœć zasługuje każdy, kto jest wesoły i dowcipny. Chciałby powiedzieć dziewczynie Jessego, że ją kocha, ale jednoczeœnie przyznaje, że zgodziłby się na każdą inną dziewczynę, byle tylko była podobna do niej. On jest zakochany w wyobrażeniu, w iluzji, a nie w prawdziwej kobiecie. Nie ukrywa swoich fantazji seksualnych, zazdroœci ani pasji. Kiedy na młodą miłoœć spogląda się z takiej perspektywy, nie dziwi fakt, ze ponad połowa małżeństw zawieranych przez nastolatków kończy się rozwodem w ciągu pięciu lat.
Nie ma wątpliwoœci, że romans młodego człowieka nacechowany jest egoizmem, a kiedy trzeba zacząć się poœwięcać i dawać, uczucie pryska. Najbardziej cierpią ci, którzy, jak chłopak z piosenki, marzą o dziewczynie, która jest nieosiągalna, której nie można zdobyć. Można spytać, co by ten chłopak zrobił, gdyby nagle udało mu się zdobyć tę wymarzoną księżniczkę? Co by było, gdyby ona się w nim zakochała, codziennie pisała miłosny list i błagała, żeby zwracał na nią uwagę? Co by się działo, gdyby złoœciła się przy każdym jego spojrzeniu na inną œlicznotkę? Jestem pewien, że wkrótce bańka zauroczenia by pękła. Chłopak z przyjemnoœcią oddałby taką wiecznie narzekającą dziewczynę Jessemu.
W sprawach uczuciowych chłopak ten nie zawsze będzie tak lekkomyœlny. Wiek dojrzały przyniesie większą stałoœć w układach z przeciwną płcią. Chciałbym jednak podkreœlić to, co dla nas najważniejsze związki uczuciowe ludzi dorosłych mają wiele cech charakterystycznych dla okresu młodzieńczego. My, doroœli, różnimy się od młodzieży tylko w pewnym stopniu, podstawowe elementy wczeœniejszych postaw i wartoœci seksualnych pozostają w nas na zawsze. Dlatego doroœli tez lubią emocje związane ze zdobywaniem partnera, pożądaniem tego, co nie do zdobycia, podnieceniem tym, co nowe, i znudzeniem tym, co stare. Przeczytałem kiedyœ takie zdanie „MężczyŸni kochają kobiety w takim stopniu, w jakim one są dła nich obce" To prawda! Oczywiœcie w miłoœci dojrzałej człowiek panuje nad takimi impulsami i minimalizuje ich wpływ, ale mimo to one nadal istnieją, zwłaszcza u mężczyzn. Ponadto pragnienie „przestrzeni życiowej", tak charakterystyczne w młodoœci, pozostaje na całe życie, podobnie jak potrzeba œwiadomoœci, że miało się szczęœcie, ze „zdobyło" się osobę, z którą się żyje.
Natomiast w małżeństwie, w którym brakuje tajemniczoœci i godnoœci albo jedno z małżonków jak oszalałe trzyma się drugiego, szybko dochodzi do poważnego kryzysu. Gdy cała energia uczuć jest kierowana w jedną stronę, jej rezerwy wkrótce się wyczerpią. Dzieje się tak, gdy na przykład kobieta dosłownie przytłacza mężczyznę. I chociaż w małżeństwie nie grozi zdrada, to przesadne domaganie się uczuć i zwracania uwagi prowadzi nieuchronnie do krótkiego spięcia we wzajemnych stosunkach. Kiedy rozpocznie się proces, który można okreœlić zdaniem „Ja cię posiadam", gra dobiega końca i związek się rozpada.
Poczucie wolnoœci to bardzo cenna rzecz, więc reagujemy bardzo stanowczo, gdy ktoœ inny usiłuje ją nam ograniczać lub odbierać. Ale nawet małżonek nie może odebrać wolnoœci danej przez Boga, dopóki sami się na to nie zgodzimy. Właœciwie to nawet Bóg nie będzie próbował tego robić. Jeœli człowiek wkroczy w związek miłoœci z Bogiem, pozbawia się wolnoœci wyłącznie z własnej woli, bez przymusu. Miłoœć nie tylko musi być stanowcza, ale i wolna!
Tom T. Hall, œpiewający w stylu country, napisał piosenkę, w której niezwykle wnikliwie opisał związek między mężczyzną a kobietą. Powiedział tak. „Jeżeli miłoœć trzyma się zbyt lekko, ona ucieka. Jeœli trzyma się ją zbyt mocno - umiera. Oto jedna z tajemnic życia." Spostrzeżenie Halla jest bardzo trafne. Jeżeli w życiu kobiety i mężczyzny zaangażowanie nie będzie miało odpowiednio dużego znaczenia, związek uschnie jak roœlina bez wody. O tym wie cały œwiat - ale tylko niewielu ludzi wie, że przesadne uzależnienie może być dla rodziny fatalne w skutkach Mówi się tak kto mniej potrzebuje swego małżonka, ten sprawuje kontrolę nad całym związkiem. Uważam, ze to jest prawda.
Jeœli chodzi o listy Lindy i Faye, to chyba już rozumiemy, co było złe w okresie przeżywanej przez nie paniki Nie twierdzę, że odejœcie małżonków było spowodowane tym, iż one tak mocno ich kochały. Ale być może obie nieœwiadomie wpłynęły na rozwój konfliktu - najpierw nie dały doœć swobody swoim egoistycznie nastawionym mężom, a potem, gdy chcieli odejœć, uwiesiły się im na szyi. Trzeba stosować skuteczniejszy sposób przyciągnięcia oziębłych małżonków.