CO2 na rynkach finansowych - Robert Gwiazdowski
Jedno z praw Murphy'ego powiada, że „jak coś może pójść źle, to pójdzie”. No i właśnie poszło. Zgodnie zresztą z przewidywaniami. Skoro „prawo do emisji” CO2, wymyślone przez „królika” walczącego o „marchewkę” dla siebie oraz swoich „krewnych i znajomych” pod hasłem walki z globalnym ociepleniem, nie oznacza prostego prawa do wypuszczenie w powietrze CO2, lecz jest „walorem” (aktualnie wycenianym na giełdach na 15 euro za tonę), którym można „obracać” na „rynkach finansowych”, to było tylko kwestią czasu, kiedy zaczną się z nim dziać różne dziwne rzeczy. No bo przecież aukcyjny system sprzedaży praw do emisji od początku nie miał najmniejszego sensu.
Nawet jeśli przyjąć, że globalne ocieplenie jest faktem oraz że jego przyczyny są antropogeniczne, to przecież na Europę przypada 15% całej emisji światowej. Jej zmniejszenie w Europie o 20% oznacza jej zmniejszenie w skali świata o… 3%. Z punktu widzenia zmian klimatycznych wielkość nie mająca znaczenia. Kazało to podejrzewać, że jedynym powodem walki z emisją CO2 było stworzenie nowego rynku do działania dla „rynków finansowych”. No i proszę już mamy skutki. Zaczęło się od… kradzieży. W listopadzie ubiegłego roku z konta rumuńskiego producenta cementu zniknęły prawa do emisji warte 80 mln euro. Z czeskich kont zniknęło w minionym tygodniu 2 mln praw wartych ponad 30 mln euro. Ale te kradzieże to mały „pikuś” (przepraszam: „Pan Pikuś”) w porównaniu z wyłudzeniami VAT. Wartość handlu prawami do emisji szacowana jest na 90 mld euro rocznie. Część transakcji wykonywanych jest jednak tylko po to, by zarobić na odliczeniu VAT. Podobno może to stanowić nawet 90% wartości rynku. Stosowana jest do tego odmiana tak zwanej „karuzeli podatkowej”. Jedna firma kupuje prawa do emisji CO2 za granicą. Taka wewnątrzwspólnotowa dostawa usług jest zwolniona z podatku VAT. Potem ta sama firma sprzedaje w swoim kraju drugiej firmie nabyte prawa. Przy tej transakcji pierwsza firma nalicza VAT zgodnie z obowiązującą w kraju stawką. Druga sprzedaje uprawnienia do emisji CO2 za granicę, stosując znowu zerową stawkę VAT i występuje o zwrot VAT do urzędu skarbowego.
A jakby tego było mało Komisja Europejska zdecydowała ongiś, że za zmniejszenie emisji gazu HFC-23, który uważany jest za jeden z pięciu najbardziej odpowiedzialnych za cieplarniane efekty, o jedną tonę można otrzymać 11.700 uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Na potęgę uruchamiano więc tanie zakłady wykorzystujące HFC-23, na przykład do produkcji mrożonek. Tylko po to, żeby je zamknąć w zamian za uprawienia do emisji CO2, które można sprzedawać na rynku europejskim. Zainwestowanie w fabrykę używającą gaz HFC-23 100 mln dolarów daje prawa do emisji CO2 warte dziś… 6 mld dolarów. Dlatego do prawa Murphyego dodaję swoje własne: „jak w coś zaangażowane jest państwo (w tym wypadku Komisja Europejska) to prawdopodobieństwo, że pójdzie źle rośnie w postępie geometrycznym”.
Aczkolwiek nie można wykluczyć, że ci, którzy wprowadzili ten system, to nie są wcale tacy durnie… Skoro podatnik może płacić haracz na ratowanie instytucji finansowych, to może też płacić drożej za różne towary, których cena musi zawierać opłaty emisyjne. A jako że dla ry6nków finansowych im droższe one będą tym lepiej, to 15 euro za tonę to dopiero początek pompowania bańki…
Robert Gwiazdowski