Czy to mnie szukasz?
Przyznam, że do końca nie wierzyłem w Albusa. Był geniuszem i szaleńcem, jakiego nie znał
świat, a jednak, pomimo mych wątpliwości, jego plan zakończył się powodzeniem. Potter
pokonał Czarnego Pana. Ja umarłem dla świata czarodziejów i zacząłem nowe życie.
To miłe, gdy w końcu jest się panem własnego losu. Gdy nie trzeba schodzić na lekcje, do
trzęsących się ze strachu kretynów. Gdy ma się upragnioną ciszę i spokój. Gdy Draco Malfoy
nie przylatuje z donosem na trio-świętych-Gryfonów, Minerwa nie podbiera ulubionej
herbaty, a kotka Filch'a nie załatwia się przed drzwiami do pracowni. Zdziwiło mnie, gdy
tydzień po mojej "śmierci" przyszedł list z testamentem Dumbledore'a. Spadek był w funtach
i zapewnił mi zaplecze finansowe do końca mojej egzystencji.
Czekałem dwa lata, aż wszystko przycichnie. Dopiero gdy w "Proroku" przestało się pojawiać
nazwisko "Potter”, zaryzykowałem kupno niewielkiej kawalerki w centrum Londynu.
Przyznam szczerze, że niczego mi nie brakowało. Miałem pokaźny zbiór ksiąg, cały zapas
alkoholu. Od czasu do czasu, sprowadzałem sobie kochanków na jedną noc. Żyć, nie umierać.
Potem przyszła jesień, a mnie dopadła melancholia. Zaczęły się odzywać dawno zduszone
pragnienia, które już na zawsze miały pozostać tylko pragnieniami.
Nigdy - to takie okropne słowo. Kiedy dotarło do mnie, że już nigdy nie będę spacerował po
hogwarckich lochach, nigdy nie utopię tego głupiego sierściucha za załatwianie się pod moją
pracownią i nigdy nie zatańczę na grobie Jamesa Pottera, radując się z powodu zaliczenia jego
syna - poczułem się staro. Moje czarno-białe życie wypłowiało, pozostawiając mi jedynie
beznadziejnie mdłą i nudną szarość.
Pragnienia zaczęły przejmować kontrolę nad moim umysłem. Zacząłem żywić się obrazami
powstającymi w mojej głowie, skutecznie zastępując nimi materialne pożywienie. Przestałem
wychodzić z mojej kawalerki, całe dnie spędzając w łóżku. Zastanawiałem się "co by było
gdyby" i tworzyłem w umyśle alternatywne historie mojego życia. Były to piękne obrazy, w
których Złoty Chłopiec nie był Złotym Chłopcem i nie patrzył na mnie oczami pełnymi
uprzedzenia. Oczywiście byłem świadom, że cierpię na podręcznikowy przypadek depresji,
jednak nie obchodziło mnie to zbytnio.
1
Mijał piąty rok od zakończenia wojny, kiedy w końcu do mnie dotarło, że czas zacząć działać.
Miałem 43 lata i niewykluczone, iż czekało na mnie kolejnych 40 lat.
Wróciłem do codziennego przeglądania "Proroka" w poszukiwaniu echa mojego dawnego
życia. Postanowiłem spełnić przynajmniej część moich pragnień, ze szczególnym naciskiem
na to największe. Początkowo nie znalazłem nic. Codziennie z nadzieją brałem gazetę do ręki
i z rozczarowaniem odkładałem ją na biurko po przeczytaniu. Gdyby nie fakt, że musiałem
działać ostrożnie, by uniknąć sensacji w mediach, pewnie osobiście przeszedłbym się do
„Dziurawego Kotła” lub „Gospody Pod Świńskim Łbem” w celu zasięgnięcia informacji.
Kiedy zacząłem już tracić nadzieję, w gazecie ukazał się niewielki artykuł ze znajomym
nazwiskiem i nie pasującym do niego imieniem.
"Hermiona Weasley została uhonorowana Orderem Merlina trzeciej klasy za osiągnięcia w
dziedzinie numerologii. Ta niezwykle utalentowana, dwudziestotrzyletnia kobieta nie po raz
pierwszy zasłużyła się dla świata czarodziejów. Wcześniej znana jako Hermiona Granger,
walczyła w wojnie z sami-wiecie-kim przy boku Harry'ego Pottera (...)"
Moje oczy zatrzymały się na ostatnich dwóch wyrazach. Cofnąłem się do początku artykułu i
ponownie zatrzymałem w tym samym punkcie. Jakaś dziwna satysfakcja zaczęła wypełniać
mnie przyjemnym ciepłem. Na końcu artykułu był adres do korespondencji. Nie wahając się
ani chwili wyciągnąłem pergamin i zabrałem się do pisania anonimowego listu.
Dni wlekły mi się niesamowicie w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie mogąc usiedzieć na
miejscu, wróciłem do popijania whisky w jednym z okolicznych pubów. Przypomniałem
sobie jak wielką stanowiło to dla mnie przyjemność. Do łask wrócił mój czarny golf i czarne
jeansowe spodnie, które kupiłem specjalnie na takie wyjścia. Mimo, że minęło już pięć lat
odkąd zacząłem się ubierać jak zwyczajny mugol, nadal nie przywykłem do tego typu
strojów.
W pewien deszczowy piątek obudziło mnie stukotanie dzioba o szybę. Otworzyłem oczy i
ujrzałem szare, zmoknięte ptaszysko z wielkimi, bursztynowymi oczami. Kiedy dotarło do
mnie, że to nie sen, zwlokłem się z łóżka i wpuściłem sowę do mieszkania.
"Drogi Anonimie,
Wiele się działo od zakończenia wojny. Od roku nie widziałam się z Harrym. Miałam wiele
pracy...
Świat czarodziejów zajął się własnymi sprawami i przestał interesować się losem dawnych
bohaterów.
Nikt z nas nigdy nie zapomniał wydarzeń z tamtych lat. Zbyt wielu kochanych ludzi oddało
wtedy swoje życie.
2
Harry szczególnie przeżywał każdą śmierć. Jeśli go znałeś, pewnie wiesz, że obwiniał się za
każdego utraconego przyjaciela. Uważał, że powinien być w stanie ich wszystkich ochronić.
Paradoksalnie najbardziej przeżył śmierć człowieka, z którym za życia wydawał się mieć
najbardziej oziębłe relacje. Chociaż nie... "oziębłe" to złe słowo, na określenie relacji tych
dwojga. Gdy tylko się widzieli w powietrzu zaczynało iskrzyć. Krzywy uśmiech był w stanie
rozpętać nie lada kłótnię. Do dziś pamiętam jak płakał, powtarzając jak mantrę, że tyle rzeczy
chciał mu powiedzieć, tyle rzeczy mu zawdzięczał. Nie mógł sobie wybaczć, że nazwał go
tchórzem. Wydaje mi się, że oni oboje byli do siebie w pewien sposób podobni. Obaj nie
chcieli słuchać tego, co podpowiadały im ich własne serca.
Ginny całą sobą starała się pomóc Harremu wrócić do siebie. Po roku wydawało mi się
nawet, że jej się to udało. Harry był jak dziecko, które na nowo uczyło się oddychać,
uśmiechać, żyć. A potem... tak po prostu ją zostawił. Ron śmiertelnie się na niego obraził i
utrudnił nam dalsze podtrzymywanie kontaktu. Harry związał się z Draco Malfoyem. Pisały o
tym wszystkie gazety, więc pewnie wiedziałeś. Osobiście wydaje mi się, że szukał w nim
namiastki tego, co utracił na wojnie. Tego pozornie znienawidzonego człowieka, którego nie
wiedząc jak i kiedy - pokochał. Mimo że nie trawię Draco, starałam się wspierać Harry'ego.
Zawsze był dla mnie jak brat. Nie potrafiłam być obojętna na jego los. Minęły kolejne dwa
lata. Prasa przeniosła swoje zainteresowanie na polityków, zostawiając w spokoju osoby
zamieszane w dawną wojnę. Lucjusz Malfoy wystartował w wyborach na Ministra Magii.
Czyste szaleństwo. Wtedy stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Harry poprosił
mnie o spotkanie. Mówił, że jestem jedyną osobą, z którą może o tym porozmawiać. Nie
miałam pojęcia co o tym myśleć. Kiedy dotarłam na umówione miejsce, zastałam go w
strasznym stanie. Cały się trząsł, a w ręku trzymał świstek papieru, który okazał się być listem
od Dumbledore'a. Starzec napisał go przed śmiercią i przykazał skrzatom nie wysyłać
wcześniej, niż 3 lata po zakończeniu wojny. Przeczytałam ten list. Dyrektor przepraszał w nim
Harry'ego za wszystko. Tłumaczył, że to był jedyny sposób na pokonanie Voldemorta. Pod
koniec wyznał, że śmierć człowieka, którego Harry nie mógł odżałować, była ukartowana.
Miała mu zapewnić spokojne życie bez zobowiązań, z dala od sławy i chwały. Takie, o jakim
zawsze marzył. Albus mówił, że był mu to winien. Zabrakło mi słów. Harry wkrótce potem
rozstał się z Malfoyem. Po cichu. Oboje uznali, że skandal nie jest im potrzebny. Draco nigdy
nie dowiedział się o prawdziwym powodzie ich rozstania. Wkrótce po tym Harry przystąpił do
długich, mozolnych i bezowocnych poszukiwań. Niestety, człowiek, którego szukał zapadł się
pod ziemię. W końcu, po roku starań pogodził się z faktem, że nigdy go nie odnajdzie.
Przeprowadził się do Londynu i zaczął tworzyć. Zatrudnił się w niedużym mugolskim pubie o
3
nazwie "Pod Gryfami", gdzie w każdy piątek występuje na scenie. Śpiew stał się dla niego
odskocznią i sposobem na życie.
To już właściwie wszystko, co wiem na ten temat.
Pozdrawiam,
Hermiona"
Zamarłem. Serce biło mi tak mocno, jak wtedy, gdy pierwszy raz spojrzałem w oczy
Czarnego Pana. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie przeczytałem. Czy ona sobie ze mnie
żartowała? Potter szukający mnie? Chcący mnie przeprosić? Spojrzałem na pokaźny zegar
stojący w rogu mojego pokoju. Wahadło huśtało się to w lewo, to prawo, wydając z siebie
głośne tyknięcie przy każdym wychyleniu. Przez moment miałem ochotę rzucić się w jego
stronę i zatrzymać... nie - cofnąć wskazówki. Kiedy w uszach przestało mi szumieć, wstałem
z łóżka, sięgnąłem po długi skórzany płaszcz i wyruszyłem na poszukiwaniu pewnego
zapomnianego, mugolskiego pubu, z dwoma gryfami w emblemacie.
Dotarłem na miejsce koło godziny siedemnastej. Mimo, że był piątkowy wieczór, w pubie
były jeszcze wolne miejsca. Usiadłem przy stoliku w rogu sali i zamówiłem drinka
poleconego mi przez kelnera. Ucieszył mnie fakt, że mam idealny widok na scenę, w
przeważającej części zajętą już przez czarny fortepian. Starałem się jakoś wyciszyć, przybrać
którąś z tak dobrze dopracowanych przez lata masek. Przyszło mi to z zadziwiającym trudem.
Coś poruszyło się za kotarą i na scenie pojawiła się kobieta w czerwonej, wieczorowej sukni.
Usiadła przy instrumencie, rozłożyła nuty i zaczęła grać. Najwyraźniej była to tylko próba,
jednak już pierwsze nuty zapadły głęboko w moją duszę. Za piętnaście osiemnasta kotara
ponownie się poruszyła i na scenie pojawił się młody, przystojny mężczyzna. Nie poznałem
go w pierwszym momencie. Nie miał okularów, rysy mu się wyostrzyły, policzki lekko
zapadły. Sylwetka w niczym nie przypominała tej sprzed pięciu lat. Urósł. Miał może z sto
osiemdziesiąt centymetrów i był niesamowicie smukły. Przełknąłem ślinę, starając się
zneutralizować suchość, która zagościła w moim gardle. Wtedy Potter podniósł wzrok i przez
krótki moment miałem wrażenie, że mnie dostrzegł. Myliłem się. Światła, które skierowane
były w kierunku sceny, skutecznie go oślepiały.
- Witam państwa. Utwór, który zaśpiewam, chciałem dedykować pewnemu mężczyźnie.
Severusie, gdziekolwiek jesteś, to dla ciebie.
Skamieniałem. Podejrzewam, że mogę zaryzykować stwierdzeniem, iż siedziałem sztywno,
jak McGonagall. Jego głos był tak inny od tego, który zapamiętałem. Może nie głęboki, ale
niewątpliwie nie dziecięcy i bardzo, bardzo ciepły. Muzyka, którą słyszałem wcześniej
ponownie zabrzmiała i Potter zaczął śpiewać:
4
Byłem z tobą sam na sam w moim umyśle
I w moich snach
Tysiące razy całowałem twoje usta
Czasami widzę jak mijasz moje drzwi
Witaj.
Czy to mnie szukasz?
Mogę to zobaczyć w twoich oczach
Mogę to zobaczyć w twoim uśmiechu
Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem
Moje ramiona są szeroko otwarte
Ponieważ dokładnie wiesz co powiedzieć
I dokładnie wiesz co zrobić
Tak bardzo chciałbym ci powiedzieć, że…
Kocham cię
Pragnę widzieć promienie słońca w twoich włosach
I powtarzać ci raz za razem
Jak bardzo mi na tobie zależy
Czasami czuję jak moje serce się przepełnia
Witaj.
Chciałem tylko dać ci znać, że…
Zastanawiam się gdzie jesteś
Zastanawiam się co robisz
Czy jesteś gdzieś - samotny
Czy może z kimś, kto cię kocha
Powiedz mi jak zdobyć twoje serce
Bo nie mam zielonego pojęcia
Pozwól mi jednak powiedzieć, że…
Kocham Cię
5
Zamilkł. Muzyka przygrywała jeszcze przez chwilę. Ja natomiast miałem ochotę czym
prędzej się stamtąd ulotnić. Ten przeklęty dzieciak wgniótł mnie tym występem w fotel.
Poczułem się bezradny jak za czasów jego przeklętego ojca, gdy upokarzał mnie na oczach
całej szkoły. Różnica była tylko jedna. Tym razem byłem bezradny względem własnych
uczuć. Po raz pierwszy, od naprawdę długiego czasu, bałem się. Pragnąłem i przez złośliwość
losu, dostałem to, o czym marzyłem. Nie przywykłem do tego. Szczerze mnie to przerażało.
Rozbrzmiały oklaski.
- Dziękuję bardzo. Widzimy się po przerwie.
Światła oświetlające scenę zgasły. Kobieta w czerwonej sukience zebrała nuty i zeszła ze
sceny, a Potter podniósł wzrok i tym razem naprawdę mnie zobaczył.
Koniec
-----
Tekst piosenki użytej w fiku został przetłumaczony przeze mnie
Jest to "Hello" Lionel'a Richie'go.
6
1