Szczęśliwe rodziny są wśród nas
z ks. Markiem Dziewieckim rozmawia Alina Petrowa-Wasilewicz
Alina Petrowa-Wasilewicz: Czy wartości, promowane przez dzisiejszą kulturę masową, sprzyjają rodzinie?
Ks. Marek Dziewiecki: Współczesna kultura masowa coraz częściej zasługuje na miano „niskiej”, a czasem wręcz prymitywnej. W człowieku dostrzega bowiem głownie to, co wspólne ze światem zwierząt. Skupia się na naszym ciele, emocjach i subiektywnych przekonaniach. Na czele wartości stawia przyjemność za wszelką cenę, łatwy pieniądz, szybki seks, nietrwały związek. Przedstawiciele niskiej kultury są puści duchowo i niewrażliwi moralnie. Nie potrafią nawet wyliczyć żadnych większych wartości niż demokracja i tolerancja. Przyznają wprawdzie, że nie można tolerować wszystkiego, ale nie są w stanie powiedzieć, w imię jakich wartości nie wolno nam wszystkiego tolerować.
Niska kultura wprowadza pustkę aksjologiczną i prowadzi do nihilizmu. Boi się faktów, boi się prawdy o twardej rzeczywistości. Podstępnie wprowadza człowieka w świat iluzji, fikcji i telenowel, w których ostatecznie wszystko dobrze się układa, mimo że bohaterowie nie potrafią zwykle szlachetnie kochać ani solidnie pracować. Niska kultura lansuje mit o istnieniu łatwego szczęścia. To najbardziej archaiczny mit, jakiemu ulegli już pierwsi ludzie. Żyjemy w cywilizacji chorej wolności, gdyż niska kultura ceni wolność bardziej niż... człowieka. Gdzie człowiek nie jest najwyższą wartości, tam wolność przestaje być błogosławieństwem, a staje się przekleństwem. Prowadzi do krzywd i grzechów, do śmiertelnych uzależnień i aborcji. Niska kultura promuje skrajny, egoistyczny indywidualizm, w którym jednostka - przeciwstawiona innym jednostkom - robi to, co chce zamiast tego, co szlachetne. Tak zdeformowany człowiek nie jest w stanie założyć trwałej rodziny. Wszystko to sprawia, że niska kultura okazuje się antyludzka i antyrodzinna. Nie jest ona w stanie wypełnić najważniejszego zadania każdej kultury, jakim jest szlachetne wychowanie młodego pokolenia.
W obliczu takiej kultury rodzice, którzy pragną dobrze wychować swoje dzieci, mają utrudnione zadanie. W jaki sposób mogą kształtować szlachetnego, dojrzałego człowieka?
Odpowiedzialni rodzice powinni mieć świadomość tego, że nie ma większej wartości, jaką mogą przekazać dzieciom, niż solidne wychowanie. To ważniejsze od dobrobytu materialnego, wykształcenia, domu, samochodu czy polisy na życie. Najważniejsze cele w wychowaniu to pomaganie dziecku, by uczyło się mądrze myśleć, odpowiedzialnie kochać i solidnie pracować. To podstawa wychowania we wszystkich czasach i kulturach. Człowiek bezmyślny, egoistyczny i leniwy nie jest przecież w stanie poradzić sobie z życiem i z samym sobą.
Szlachetnie wychowane dzieci potrafią odkryć i w szlachetny sposób zrealizować każde powołanie — do małżeństwa, kapłaństwa czy życia konsekrowanego. W każdej bowiem z tych form życia potrzebna jest podobna dojrzałość oraz owe trzy podstawowe umiejętności: zdolność do tego, by myśleć, kochać i pracować na wzór Chrystusa. Ewangelia uczy rodziców i wszystkich innych wychowawców mentalności zwycięzcy, czyli odwagi proponowania dzieciom i młodzieży wyłącznie optymalnej drogi życia: w miłości i wolności dzieci Bożych, w dobru, prawdzie i pięknie. Drogi średnie czy gorsze wychowankowie potrafią znaleźć bez pomocy wychowawców.
Jak realizować w praktyce zadania wychowawcze wobec dzieci i młodzieży?
Solidne wychowanie oparte jest na tym, by kochać i wymagać, a pierwszym warunkiem kochania dzieci jest wzajemna miłość małżonków. Jeśli rodzice nie odnoszą się do siebie nawzajem z szacunkiem i miłością, to choćby każde z nich z osobna nawet „uwielbiało” swoje dzieci, to one i tak będą niepewne, znerwicowane, zagubione, pozbawione radości życia i entuzjazmu w pracy nad sobą. Będą bać się powrotów do domu, w którym jest za mało miłości i będą szukać wsparcia w ryzykownych miejscach czy grupach rówieśniczych, w których pogorszą jedynie swoją i tak już trudną sytuację. Tylko pewność, że rodzice kochają siebie nawzajem, może stworzyć dzieciom poczucie bezpieczeństwa i właściwe warunki rozwoju. Sukcesy w wychowaniu dzieci mogą mieć zatem jedynie ci rodzice, którzy są najpierw dobrymi małżonkami i którzy odnoszą sukcesy w szlachetnym wychowywaniu samych siebie.
Solidne wychowanie dziecka opiera się na dwóch filarach: na miłości i na stawaniu jasnych wymagań. Wychować dojrzale możemy jedynie tych, których kochamy. Zadaniem rodziców jest okazywanie dziecku miłości od rana do wieczora. Podstawowym sposobem wyrażania i potwierdzania miłości rodzicielskiej jest obecność, pracowitość i czułość. Wielu rodziców popełnia poważny błąd, gdyż chce, by ich dzieci miały lepsze warunki materialne i by miały beztroskie dzieciństwo. Tacy rodzice mylą radość życia z lenistwem i ucieczką od obowiązków. Tymczasem chodzi o to, żeby dzieci były szczęśliwe, a nie leniwe.
Już małe dzieci warto wprowadzać w świat wiary i więzi z Bogiem. Rodzice powinni tak postępować, by dziecko samo odkryło, że w życiu mamy i taty Bóg jest kimś najważniejszym. Istotną pomocą w wychowaniu jest wspólna modlitwa w rodzinie, życie sakramentalne oraz otwartość między rodzicami a dziećmi. Bardzo cenna jest też więź dzieci i nastolatków z parafią oraz przynależność do grup formacyjnych, takich jak ruch Światło — Życie, harcerstwo czy KSM. Dzieci i młodzież potrzebują kontaktu ze szlachetnymi rówieśnikami. Rodzice powinni pomagać swoim córkom i synom w znalezieniu takich grup młodzieżowych, które mają mądrego opiekuna i które rzeczywiście ułatwiają rozwój. Samo ostrzeganie przed toksycznymi grupami czy przed innymi zagrożeniami (np. alkohol, narkotyk, pornografia, itp.) nie wystarczy. Trzeba ukazywać lepsze alternatywy, dawać do ręki solidne książki i czasopisma i mieć czas dla dzieci.
Rodzice mają też obowiązek stanowczego demaskowania zagrożeń. Powinni zatem mówić swoim dzieciom o niebezpieczeństwach tkwiącym w rozmaitych przejawach kultury masowej, o tym, że istnieją szkodliwe książki, filmy czy czasopisma, że w szkole i na ulicy można spotkać zdeprawowanych rówieśników, że istnieją cyniczni dorośli, którzy gotowi są sprzedać dzieciom i młodzieży śmiertelnie nawet groźne towary, byle tylko na tym zarobić. Trzeba zachęcać dzieci do tego, by kochały wszystkich ludzi, ale by osobiście wiązały się wyłącznie z ludźmi szlachetnymi i mądrymi. Każdemu człowiekowi można pomagać, ale do domu i do serca można wpuszczać jedynie ludzi szlachetnych.
To rzeczywiście konkretne, proste zasady, ale w praktyce niełatwo je realizować. Czy komuś się to udaje?
Oczywiście, że tak! To właśnie o takich szlachetnych rodzicach i ich równie szlachetnie wychowywanych dzieciach napisałem dwie książki w formie powieści: „Pamiętnik Perełki” i „Anioł radości”. Fabuła jest w dużej mierze fikcją literacką, ale bohaterowie tych książek istnieją naprawdę. To są rodziny moich niezwykłych przyjaciół. To są rodzice, którzy świetnie radzą sobie z wychowaniem dzieci. Wystarczy otworzyć drzwi ich domu i powracamy do raju. Są to rodziny, w których rodzice ciężko pracują, mają kilkoro dzieci i średnie jedynie warunki materialne, ale jest tam niezwykły dobrobyt duchowy, a rodziny te są prawdziwą szkołą bogatszego, arystokratycznego wręcz człowieczeństwa. W ich domach panuje klimat bezpieczeństwa, wielka, mądra miłość, niezawodna radość i solidne wychowanie w duchu Ewangelii. Jest to naprawdę możliwe.
Czy wiele takich rodzin Ksiądz spotkał?
Niestety nie. Większość rodzin, jakie poznaję czy jakie zwracają się do mnie z prośbą o pomoc, to rodziny, które przeżywają kryzys. One nie stanowią większości w naszym społeczeństwie, ale to normalne, że o rozmowy z księdzem czy psychologiem proszą głównie te rodziny, które przeżywają trudności. Każda rodzina w kryzysie to powód do rachunku sumienia także dla nas, księży, gdyż każda para małżeńska przeszła przecież przez cykl formacyjny w parafii, konkretny ksiądz z nimi rozmawiał, weryfikował ich przygotowanie i uznał, że są wystarczająco dojrzali do tego, by w sposób świadomy złożyć przysięgę małżeńską i by jej dotrzymać. Jeśli zatem po ślubie ktoś okazuje się ewidentnie niedojrzały, to jest to jakimś wyrzutem sumienia dla nas, duchownych. Być może w obecnych negatywnych uwarunkowaniach kulturowych i obyczajowych należy wydłużyć kursy przedmałżeńskie, a w niektórych przypadkach powiedzieć stanowczo „nie” jakiejś parze narzeczonych, którzy w oczywisty sposób nie dorośli jeszcze do sakramentu małżeństwa i do miłości rodzicielskiej.
Najważniejszy dla szczęśliwego małżeństwa jest solidny punkt wyjścia! Małżeństwa nie zawiera się po to, by ratować kogoś w kryzysie ani po to, by liczyć, iż ktoś zacznie dorośleć i zmieniać się na lepsze po ślubie. Małżeństwo powinny zawierać wyłącznie osoby dojrzałe i szczęśliwe, które pragną pomagać sobie w tym, by razem stawać się jeszcze dojrzalszymi i szczęśliwszymi. Zauważyłem, że obecnie coraz więcej młodych ludzi ma trudności z harmonijnym pogodzeniem miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, gdy na świat przychodzi pierwsze dziecko i później kolejne dzieci. Niedojrzałe kobiety niemal przestają być wtedy żonami i stają się tylko mamusiami. Z kolei niedojrzali mężczyźni przestają być i mężami i tatusiami, a stają się „kawalerami”. W konsekwencji coraz później wracają do domu po pracy, a całą troskę o rodzinę i o wychowanie dzieci zrzucają na swe żony.
Przyjście dzieci na świat jest zatem sprawdzianem miłości małżonków?
Tak, to ważny moment weryfikacji wzajemnej więzi. Dla dojrzałych małżonków dzieci są naturalną i wytęsknioną konsekwencją ich miłości. Tacy rodzice potrafią świetnie integrować miłość małżeńską z rodzicielską. Tu nie powinno być jakiejkolwiek konkurencji. Miłość rodzicielska wypływa z małżeńskiej. Tę ostatnią charakteryzuje pragnienie, by się nią dzielić, by dom był pełen dzieci i życia. Jeśli rodzice kochają się w sposób dojrzały, to miłość do dzieci wzmacnia ich wzajemną miłość.
Skąd brać siły na tworzenie takich szczęśliwych rodzin w niesprzyjających warunkach zewnętrznych?
Najważniejszym źródłem siły dla rodziców i małżonków jest osobista przyjaźń z Bogiem. Czasem dziewczęta opowiadają mi o tym, że poznały szlachetnych chłopaków, uczciwych i wykształconych, którzy nie mają jednak osobistej więzi z Bogiem i pytają mnie, czy tacy mężczyźni mogą być w przyszłości dobrymi mężami. Mam wtedy obawy. Przede wszystkim dlatego, że nawet jeśli ci młodzi mężczyźni wyznają szlachetne zasady moralne i mądrą hierarchię wartości, to brakuje im wsparcia. Brakuje im tego niezwykłego Przyjaciela, który daje siły oraz kształtuje nasze serce i sumienie. W każdych czasach osobista więź z Bogiem jest niesłychanie ważna, by trwać w dobru. W rodzinach moich przyjaciół, które podziwiam, każdy z domowników jest osobiście i serdecznie zaprzyjaźniony z Bogiem.
Drugim, niezwykle istotnym źródłem siły w codzienności jest uczciwa i pogłębiona więź małżeńska oraz miłość rodzicielska. Siłę do trwania w dobru i w dorastaniu do świętości dają także grupy formacyjne w parafiach, np. oazach rodzin. Nie muszą to być jednak grupy „wyspecjalizowane”, czyli nastawione na małżeństwa, gdyż każda solidna grupa formacyjna dla dorosłych jest dobrą formą wspierania małżeństw i rodzin. Zachęcam świeckich, aby upominali się u swoich duszpasterzy o tworzenie takich grup i aby sami je inicjowali czy współtworzyli. Ważną rolę mogą tu spełniać także świetlice parafialne dla dzieci i młodzieży, w których opiekunami są rodzice i nauczyciele z terenu parafii. Świetnie, że coraz więcej księży proboszczów takie świetlice zakłada.
Czy rodziny wielodzietne nie powinny obalać stereotypów, że są rodzinami z marginesu, nieodpowiedzialnymi i nieszczęśliwymi?
Obalanie tych krzywdzących stereotypów to ważne zadanie! Niestety w świadomości społecznej nadal dominuje przeświadczenie, że jeśli ktoś ma dużo dzieci, to znaczy, że jest nieodpowiedzialnym rodzicem, może alkoholikiem, którego nie obchodzi los własnego potomstwa. Oczywiście, że istnieją i takie rodziny, jednak wśród rodzin wielodzietnych dominują te normalne, które świadomie wybrały taki właśnie normalny model. Rodziny wielodzietne to nie odstępstwo od dojrzałości lecz powrót do normalności!
Mało obecnie mówi się o oczywistym rodzaju nieodpowiedzialności. Otóż badania wykazują, że to właśnie najbogatsi materialnie ludzie mają największe trudności z odpowiedzialnym rodzicielstwem. Tacy ludzie zwykle nie mają w ogóle, lub mają najwyżej jedno dziecko. Są to ludzie nieodpowiedzialnie bezdzietni. Jest ich sporo i dlatego Polska znajduje się obecnie na ostatnim miejscu pod względem dzietności w Europie. Z powodu egoistycznych postaw ludzi bogatych grozi nam katastrofa demograficzna. Ludzie ci naiwnie wierzą w to, że kariera i pieniądze wystarczą im do szczęścia. Otóż nie wystarczają. Sławni i bogaci ludzie też lądują w klinikach psychiatrycznych, na odwyku alkoholowym lub narkotykowym. Trafili tam, gdyż nie kochali.
Czy rodziny potrzebują promocji oraz wsparcia ze strony mediów i kultury masowej?
Z całą pewnością tak! Tymczasem obecnie obserwujemy tendencję odwrotną. Otóż wiele środowisk, niezbyt licznych, ale za to krzykliwych, mających władzę w polityce, mediach i finansach, tworzy antyrodzinne lobby. Są w tej grupie feministki, które głoszą, że kobiety powinny walczyć z mężczyznami, a także stowarzyszenia gejów, które afiszują się ze swoimi patologiami i nawołują do izolacji między kobietami a mężczyznami. Ugrupowania te walczą nie tylko z rodziną, ale z chrześcijańską antropologią, w której wzajemna miłość kobiety i mężczyzny jest warunkiem szczęścia oraz rozwoju całego społeczeństwa. Właśnie dlatego pierwsze polecenie, jakie Bóg daje prarodzicom w Biblii, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się!” Współczesnym językiem możemy wyrazić to polecenie w sposób następujący: mężczyzno i kobieto, pokochajcie się tak mocno, wiernie i radośnie, żebyście zapragnęli mieć ze sobą dzieci. Bóg wie, że o losie człowieka decyduje małżeństwo i rodzina. Jeżeli media będą walczyć z małżeństwem i rodziną oraz nadal będą ukazywać ją w krzywym zwierciadle, to poprowadzą społeczeństwo do cywilizacji śmierci. Największy prorok naszych czasów, Jan Paweł II, zdiagnozował powyższe niebezpieczeństwo z przenikliwą trafnością.
W tej sytuacji zadaniem mediów, zwłaszcza katolickich, jest ochrona człowieka oraz promocja rodziny. Ochrona człowieka polega na tym, że promujemy wyłącznie szlachetne wychowanie, czyli uczymy siebie i innych kochać, myśleć i pracować na wzór Chrystusa. Mądre wychowanie to najważniejszy przejaw troski o człowieka. Drugie zadanie mediów to troska o małżeństwo i rodzinę. Oczywiście najlepiej rodzinę promują sami małżonkowie i rodzice. Gdy są szczęśliwi, wtedy ich dzieci pragną pójść w ich ślady, aby także przeżyć swe życie w trwałym małżeństwie i w szczęśliwej rodzinie.