Kitiara uth Matar - Szlama, FF Draco Hermiona


Kitiara uth Matar - Szlama

Severus Snape potrafił doprowadzić mnie do szału. Swoim cynicznym spokojem, wyrachowaniem i niezachwianą pewnością siebie. Potrafił zmieszać człowieka z błotem samym spojrzeniem bezdennych, czarnych oczu. Spojrzeniem zimnym, pogardliwym, bezdusznym i bardzo często drwiącym. Wtedy też tak na mnie patrzył.
- Powiedziałem ci, że będziesz się nią opiekował, Draco, i to zrobisz - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Mógłbym go za to ukatrupić. Ale obaj dobrze wiedzieliśmy, że tego nie zrobię. Za często ratował mnie z opresji. I nienawidziłem zabijać, o czym on doskonale wiedział. Bo po mnie było widać opory moralne. A Severus potrafił zdystansować się do mordowania, jak żaden z nas i tej właśnie umiejętności najbardziej mu zazdrościłem. Największy kunszt okazał wysyłając na tamten świat Dumbledore'a - jedynego człowieka, którego naprawdę szanował - i robiąc to bez mrugnięcia okiem.
Nie potrafię powiedzieć, czy go za to wszystko kochałem, czy nienawidziłem. Zapewne czułem i jedno, i drugie. Jedno jest pewne; w skrytości ducha go podziwiałem, co denerwowało mnie najbardziej.
- Zapomnij. Ta mała, brudna szlama nie zostanie pod moją opieką. Nie byłem i nie będę niczyją niańką. A już na pewno nie dla kogoś takiego. - Spojrzałem na nią z obrzydzeniem. Naprawdę była brudna. Brudna i roztrzęsiona. Pewnie też bym tak wyglądał, wyciągnięty z lochów posiadłości Waldena, gdzie przez wiele dni by mnie torturowano. Ale Malfoyowie są wyhodowani w specyficzny sposób i nie znają współczucia. Dlatego czułem jedynie odrazę, pomieszaną z nikłą odrobiną litości, jaką można mieć dla utytłanego w błocie i wygłodniałego zwierzęcia.
- Owszem, Draco, będziesz. A to dlatego, że nie każę ci tego robić bez powodu. Granger powinna być bezpieczna i Potter powinien o tym wiedzieć. Jeżeli chcesz, żeby pokonał Czarnego Pana, a doskonale wiem, że tego chcesz, to nie może żyć w niepewności i czymkolwiek się zadręczać. Dlatego jeszcze dziś napiszesz do Pottera, że Granger jest pod twoją opieką i nic jej nie grozi. Chyba wyraziłem się jasno?
Ani razu nie podniósł głosu i znowu popatrzył w ten specyficzny sposób, więc musiałem na chwilę odwrócić wzrok. Kiedy znowu na niego spojrzałem, zobaczył w moich oczach tylko wściekłość, co absolutnie mu nie przeszkadzało. Wydawał się nawet zadowolony. Cały Snape.
- Nie możesz sam niańczyć tej szlamy i sam napisać do Pottera? - spytałem ze złością, zdenerwowany faktem, że znowu dałem mu się wyprowadzić z równowagi.
- Potter podarłby list ode mnie i nie dałby wiary w ani jedno moje słowo. Podejrzewam, że ty, mimo wszystko, masz o wiele większe szanse niż ja. Poza tym, dobrze wiesz, że nie mam na to czasu - odpowiedział gładko. - Muszę robić dużo ważniejsze rzeczy, Draco.
Po chwili Severusa już nie było. Słyszałem tylko oddalający się stukot butów na schodach. Wiedziałem, że miał rację. A to tylko pogarszało mój podły nastrój.

)( )( )(



Mogłabym powiedzieć, że miałam wiele szczęścia, skoro zostałam wyciągnięta z mojego własnego ziemskiego piekła. Ale na pewno tak nie myślę. Snape jest zapewne przekonany, że zrobił mi przysługę. I pewnie też w to wierzy. Ja jednak uważam, że powinien mnie dobić. To byłby dużo bardziej miłosierny uczynek. Śmierć jest perspektywą o wiele lepszą niż wspomnienia, którymi obdarowała mnie wojna. Poza tym, pogardliwe i nienawistne spojrzenia Malfoya, wcale nie są o wiele mniejszą torturą niż gwałt i inne sadystyczne praktyki, nie wyłączając oczywiście klątw, które stosował na mnie Macnair. Jest inne, ale na swój sposób tak samo okrutne i poniżające.
Siedzę w przestronnej, bogato urządzonej komnacie posiadłości państwa Malfoy i pozwalam temu zakompleksionemu szlachetce sobą pomiatać. Ach, i nie mogę zapomnieć o najważniejszym - kalam swoją obecnością nieskazitelny przybytek rasy panów. Ciekawe, czy Malfoyowie słyszeli kiedykolwiek o Hitlerze oraz jego chorej ideologii? Cóż, zapewne nie. Wiem, że jestem cholernie niesprawiedliwa, bo - co zdążyłam zauważyć - Draco, mimo wypitych z mlekiem matki rasowych uprzedzeń, pracuje wraz ze Snape'em dla dobra naszej strony. Pozwalam mu na obraźliwe słowa i spojrzenia pełne wzgardy, na traktowanie mnie jak śmiecia, i czerpię z tego dziwną, masochistyczną przyjemność. Bawi mnie wściekłość w jego spojrzeniu, kiedy uśmiecham się pogardliwie i wzruszam ramionami, albo odpowiadam w dwóch uszczypliwych, pełnych jadu słowach. Doskonale wiem, dlaczego tak jest. Bo czuję do siebie głęboką odrazę. Pogardzam sobą, bo przeżyłam, podczas gdy Ron zginął, ratując mi życie. Pogardzam sobą, bo czuję się jak ostatnia szmata po tym, co robił ze mną Macnair . Nie można bardziej i skuteczniej upodlić ludzkiej istoty, niż ja zostałam upodlona. Ktoś mógłby powiedzieć, że człowiek gwałcony i torturowany zawsze obwinia się w ten specyficzny i zupełnie nielogiczny sposób, właściwy ofiarom przemocy. I, oczywiście, nie powinien tego robić. Owszem, to prawda. Jako osoba, która pochłonęła w swoim niezbyt długim życiu mnóstwo książek, doskonale o tym wiem. Ale co z tego? Ta wiedza wcale nie powoduje, że czuję się mniej odpowiedzialna za śmierć Rona, i nie zauważyłam, żebym zaczęła odzyskiwać do samej siebie szacunek. To nieprawda, że wiedza jest potęgą. Wiedza to przekleństwo. Im więcej o tym myślę, tym bardziej siebie nienawidzę. Tym bardziej nienawidzę Macnaira. I Malfoya. A przecież do Malfoya nie powinnam czuć nienawiści, prawda? Stoi przecież po tej samie stronie barykady. Siedzę jednak bezczynnie na jego łasce i czuję do niego coraz większą pogardę. Dobrze, że przychodzi tu tak rzadko.
Przygląda mi się cynicznym i pogardliwym wzrokiem. Gdyby nie grymas obrzydzenia na jego twarzy, przylizane włosy i ten specyficzny, oślizgły sposób bycia, mógłby wydawać się nawet sympatyczny i przystojny. Kilka razy próbował obejrzeć moje wspomnienia lecz mu się nie udało. To zadziwiające, ale te, tak zwane traumatyczne przeżycia, spowodowały, że moje zdolności oklumencyjne, które od jakiegoś czasu intensywnie ćwiczyłam, znacznie się pogłębiły. Teraz też próbuje zajrzeć do mojego umysłu. Cóż, niech sobie popatrzy. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ja zamierzam pokazać to piekło Malfoyowi. Jest zdziwiony, kiedy pozwalam mu podejrzeć swoje wspomnienia. Zaskoczyłam go tak bardzo, że z jego twarzy zniknął nieustający wyraz obrzydzenia. Pozwalam mu zobaczyć całą ohydę poczynań Waldena Macnaira, która stała się moim udziałem. Pozwalam mu zobaczyć, jakim człowiekiem jest przyjaciel Lucjusza Malfoya, którego pewnie nieraz gościli na kolacji czy obiedzie w tej rezydencji. Z satysfakcją obserwuję jak zaciekawienie i zdziwienie zostają zastąpione przez grozę i szok. Jeżeli to możliwe, Malfoy robi się jeszcze bledszy niż zwykle, po czym odwraca się i wychodzi z komnaty, trzaskając drzwiami. Zostaję sama. Ze swoimi wspomnieniami, ze swoim bólem i z nienawiścią. I nie potrafię nawet się rozpłakać.

)( )( )(



Snape, pozostawiając Waldena w przekonaniu, że szlamę odbił mu Potter, albo ktoś z jego drużyny, zostawił mi Granger pod nadzorem, więc się nią opiekowałem. O ile moje zachowanie można było nazwać opieką. Jedyne, co zrobiłem, to w kilku zdaniach dałem jej do zrozumienia, że ma siedzieć cicho w swojej komnacie, bo matka nie wie nic o jej obecności. Matka generalnie nie miała pojęcia o moich śmierciożerczych działaniach. I nie chciała nic o nich wiedzieć. Nie podejrzewała też, w najmniejszym nawet stopniu, że byłem nielojalny wobec Czarnego Pana. Wziąwszy pod uwagę te wszystkie fakty, nie mogła dowiedzieć się o szlamie.
Ponieważ każdy pokój w naszej rezydencji ma oddzielną łazienkę, a matka nie jest wścibska i nie kontroluje moich komnat, pozostawienie Granger w jednym pomieszczeniu nie stanowiło najmniejszego problemu. Jedzenie przynosiła jej moja osobista skrzatka domowa - Mamrotka. Ja sam od czasu do czasu do niej zaglądałem by uraczyć ją paroma przykrymi słowami. A ona tylko wzruszała ramionami i najczęściej pozwalała mi się bezkarnie obrażać.
Największym błędem, który popełniłem podczas „opieki” nad Granger było zaspokojenie ciekawości. Patrząc na to obiektywnie, mogę jedynie powiedzieć, że zostałem ukarany za swoje wścibstwo. Nie powinienem chcieć tego zobaczyć. A jednak chciałem. I, kiedy już dowiedziałem się, jaki naprawdę jest Macnair i czym się zajmuje „po godzinach”, zrozumiałem, że wspomnienie o tym będzie mnie jeszcze długo prześladowało. Na Merlina, to przecież ten sam facet, który do nas przychodził i z nami jadł! Ten sam, którego jako mały chłopiec podziwiałem - oczywiście nie tak jak własnego ojca, ale jednak miałem dla niego szacunek. Zastanawiałem się, czy moi rodzice mieli świadomość, jakim chorym człowiekiem jest Walden. Miałem szczerą nadzieję, że nie. Nie chciałem też wiedzieć, czy Snape wcześniej znał jego ohydne zamiłowania. Wystarczyło mi to, że, oglądając wspomnienia Granger, miałem mdłości. I miałem nadzieję, że pokazała mi te najbardziej szokujące, a nie najłagodniejsze. Nawet szlama nie zasługiwała na to, co zrobił jej ten psychopata.
Oczywiście, jak wspominałem, nie stać mnie było na współczucie wobec szlamy. I, wbrew obiektywnym faktom, zacząłem nią jeszcze bardziej gardzić. Wiem, że to irracjonalne i niedorzeczne - powinienem brzydzić się Waldenem Macnairem I naturalnie tak było. To jednak nie zmieniało faktu, że moja pogarda do szlamy także wzrosła. Dogłębna świadomość tego, co spotkało Granger, zaowocowała także konsternacją. Nie mogłem zbyt długo patrzeć w jej ciemne, pełne goryczy i odrazy oczy, więc zacząłem unikać jej wzroku, żałując, że pokazała mi prawdziwe oblicze mojego kolegi z elitarnego klubu Śmierciożerców. Coraz częściej widywałem na jej ustach cyniczny i sardoniczny uśmiech. W rezultacie obecność szlamy stała się dla mnie niemal nie do zniesienia i codziennie przeklinałem w duchu ją, Macnaira i Snape'a. Zacząłem o wiele żarliwiej niż dotychczas pragnąć aby ta cholerna wojna nareszcie się skończyła

)( )( )(



Tak chciałabym stracić zmysły; uciec od koszmarów, które dręczą mnie każdej nocy i będą dręczyć do końca życia. Ale nie mogę. Nie potrafię. Być może jakaś część mnie chce to pamiętać i chce się sycić nienawiścią. Jestem boleśnie świadoma tego, co przeżyłam. Boleśnie normalna. Mam wrażenie, że powoli w moim wnętrzu rodzi się inna Hermiona. Hermiona jakiej nie znałam - podła i zdolna do zła. Zgorzkniała, nienawidząca wszystkich i wszystkiego. Cyniczna i pełna jadu. Gotowa na to, żeby zamordować z zimną krwią. Wiem, że jeżeli kiedykolwiek będę miała ku temu okazję, zabiję Macnaira. Marzę o tym, żeby zrobić to powoli, w sposób okrutny i wyrachowany. Czerpałabym wtedy radość z każdego okrzyku cierpienia, który wyrwałby się z jego gardła. Lubię sobie wyobrażać wszystko, co mogłabym zrobić z tym zwyrodnialcem, gdyby tylko los dał mi ku temu szansę. O tym, jak cudownie byłoby sprawić, by za każdą łzę upokorzenia i bólu, którą przez niego uroniłam, ten śmierciojad zapłacił stokrotnie.
Lubię też obserwować Malfoya i jego zażenowanie, gdy spoglądam mu głęboko w oczy. Uwielbiam tę niepewność i złość, kiedy, nie mogąc znieść mojego spojrzenia, skonsternowany odwraca wzrok. Być może pokażę mu kiedyś swoje nikczemne marzenia. Być może. Ale po co? Żeby łatwiej było mu znieść prawdę o Macnairze? Ta dawna Hermiona, która powoli umiera, pewnie nie chciałaby oglądać cudzej udręki. Ale nowa osobowość, przejmująca nade mną coraz większą kontrolę, po prostu lubi, kiedy inni ludzie doznają cierpienia.

)( )( )(



Wojna, tak jak chciałam, wkrótce się skończyła, ale nie w sposób, który by mnie usatysfakcjonował. Snape zginął, osłaniając Pottera własną piersią; no, może nie dosłownie, ale oddał życie w jego obronie. Poległ mężnie jak bohater. Jak na ironię losu, na nic to się nie zdało, bo Złoty Chłopiec także wkrótce heroicznie wyzionął ducha. Czarny Pan wygrał i święci radośnie swój triumf. A ja żyję, chociaż powinienem leżeć sześć stóp pod ziemią razem z Severusem i Potterem. Jednak mnie, w przeciwieństwie do Snape'a, nie było stać na bohaterstwo. Mam matkę. Dlatego trzymam z ciemną stroną mocy, uśmiechając się cynicznie do złej gry.
Jest jeszcze jedna rzecz. Macnair, mimo swej psychopatycznej osobowości, okazał się bardzo sprytnym czarodziejem. Cóż, nigdy nie twierdziłem, że brakowało mu inteligencji. W tej historii jednak Draco Malfoy zwyczajnie nawalił. Dałem się podejść i spoić Veritaserum, jak pierwszy lepszy kretyn. Wyśpiewałem mu wszystko, włącznie z prawdą o Hermionie Granger. I jak każdy kretyn, miałem szczęście. Ten chory sukinsyn obiecał nie ujawniać ani żadnemu śmierciożercy, ani tym bardziej Czarnemu Panu, że dopuściłem się zdrady. W zamian za odzyskanie szlamy. Cóż mogłem zrobić? Jak już wspominałem, mam matkę. Mimo wszystko, kiedy oddawałem mu utraconą zabawkę, na której mógł ćwiczyć swoje chore sztuczki, czułem się jak śmieć. To nie tak, że nagle zrobiło mi się jej żal. Po prostu było mi wstyd, że przyczyniam się do praktyk, które są hańbą dla każdego szanującego się czarodzieja. Kiedy przyszedłem z Waldenem, Granger popatrzyła na mnie tylko przez krótką chwilę, ale nie zapomnę tego spojrzenia do końca swych dni. Moja pogarda była niczym wobec tej, którą okazała mi ona. I moja nienawiść była niczym wobec jej nienawiści. Nie dała po sobie poznać lęku, chociaż wiedziałem, że musi się bać. Każdy by się bał. Jej wystudiowany spokój nie ułatwiał mi sprawy. Dlatego głęboko odetchnąłem, kiedy oboje zniknęli w zielonych płomieniach kominka.
Popełniam błędy, lecz nie jestem głupim naiwniakiem, ale niech Macnair tak myśli. Niech wierzy, że mu ufam i dałem się nabrać na jego tandetną obietnicę milczenia. Już nawet wiem, jak go zlikwiduję. Zamiłowanie do eliksirów na coś mi się w końcu przyda, a śmierć Waldena będzie długa i bolesna. Być może udławi się własnymi rzygowinami... Jeżeli Granger będzie jeszcze żyła to skrócę jej mękę. Nienawidzę zabijać, jednak w tych dwóch przypadkach nie sprawi mi to większej trudności.

)( )( )(



Moje marzenia legły w gruzach. Cóż, takie jest życie. Malfoy okazał się tchórzliwym sukinsynem, a ja trafiłam znowu w ręce pana Sadysty. Jedyne pocieszenie to fakt, że widziałam przez ułamek sekundy wstyd w oczach tego zblazowanego arystokraty. O ile, oczywiście, można mówić o jakimkolwiek pocieszeniu, w obliczu czekającej mnie przyszłości. Żaden z nich jednak nie mógł zobaczyć, że się boję. A już na pewno nie ten skurwiel Macnair. Nigdy więcej nie zrobię mu tej przyjemności. Nie ujrzy w moim spojrzeniu przerażenia, które tak go podnieca. Może się nade mną pastwić gorzej niż dotychczas, ale ja mu ani razu nie dam mu tej satysfakcji. Już nie. Nie pozwolę mu poczuć się bogiem w zimnym, odpychającym królestwie jego lochów.
Teraz chce mnie złamać. Opowiada o śmierci Harry'ego i „tego zdrajcy” Snape'a. A ja obojętnie go słucham. W końcu zaczyna wrzeszczeć, wyzywać mnie od szlam i grozić mi, że zdechnę w męczarniach. Uśmiecham się cynicznie i wzruszam ramionami. Jest coraz bardziej rozjuszony tym, że nie okazuję strachu. Nachyla się i szepcze, że pokaże mi, czym jest przerażenie. Sprawi, że będę go błagała o łaskę, albo o śmierć. W końcu nazywa mnie swoją osobistą kurwą, więc spluwam mu w twarz. Zaskoczony i wściekły wyciera ślinę wierzchem rękawa szaty.
- Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Jeżeli na świecie istnieje chociaż odrobina sprawiedliwości, zdechniesz z pianą na ustach, Macnair, czego życzę ci z całego serca - mówię cicho, nie spuszczając z niego wzroku.
Jest w szoku. Nieważne, że tylko przez chwilę. To chwila mojego triumfu. Dobrze wiem, że on może mnie upodlić i zniszczyć. Ale na pewno mnie nie pokona.

koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kitiara uth Matar - Czysta krew, FF Draco Hermiona
Kitiara uth Matar - ręka boga, FF Draco Hermiona
Nagini i Kitiara - Szlaban, FF Draco Hermiona
Aeth - Przypadek z piórem, FF Draco Hermiona
bored2hyperness - Tatuaże, FF Draco Hermiona
Siła nieśmiałych marzeń, FF Draco Hermiona
Kitiara uth Matar - Tfu! Na psa urok, różne
Kitiara uth Matar – Siostrzyczka, różne
Tenebris69 - Błędny ognik, FF Draco Hermiona
Erythros - Publiczne Okazywanie Uczuć, FF Draco Hermiona
Nagini - Ten pierwszy raz, FF Draco Hermiona
lovecat - telefon, FF Draco Hermiona
Kitiara uth Matar – Mały, przyjemny, niegroźny układ, czyli Opowiadanie o zaletach posiadania kota

więcej podobnych podstron