TEN KTÓRY JEST ZE MNĄ!!
To stało się nagle: lewa noga zaklinowana między głazami została na górze, gdy tymczasem prawa szukając oparcia na dole nie wytrzymała ciężaru ciała i nie zachowując równowagi, poślizgnęła się i cały ciężar zawisł na zaklinowanej nodze. Poczułeś ból wykręconej w kolanie nogi i nagle uświadomiłeś sobie, że doznałeś ciężkiej kontuzji nogi i że tu, na pustkowiu, wśród gór, zostaniesz unieruchomiony nie wiadomo, jak długo. Wiedziałeś na razie jedno: musisz się doczołgać do namiotu. Ból w tej chwili był jeszcze do zniesienia, ale w ułamku sekundy byłeś mokry ze strachu, gdy się przekonałeś, iż noga w kolanie jakoś dziwnie się wygina, prawie na wszystkie strony. Miałeś pretensje do Boga, do siebie, do gór!
Zdjąłeś plecak i usiadłeś na głazie z wyciągnięta przed siebie nogą. Wydobyłeś bandaż ale nie miałeś usztywniaczy. Na dnie plecaka znalazłeś składany parasol, który posłużył ci do usztywnienia nogi. Nałożyłeś plecak i zacząłeś powoli schodzić powłócząc kontuzjowaną nogą. Błogosławiłeś składane kijki, które miałeś ze sobą. Oby Bóg dał niebo tym, którzy je wynaleźli!
Zaczął powoli zapadać zmierzch. Widziałeś jak napływa gęsta, szara mgła. Zerwał się chłodny, mokry wiatr. Przystanąłeś. Nagle wydało ci się, że ktoś jest przy tobie. Po chwili byłeś pewien- Ktoś cię podtrzymywał. Szedł obok ciebie, ale jednocześnie nie mogłeś go dojrzeć ani dotknąć. Wyraźnie pomagał ci w schodzeniu. Było to tym bardziej konieczne, że zmierzch zmieszany z gęstą mgłą dosyć szybko przechodził w mrok. Chwilami zastanawiałeś się, czy nie pobłądzisz, czy trafisz do namiotu, ale ten Ktoś znał drogę lepiej niż Ty!! Jego obecność i Jego pomoc była na granicy realności i nierealności. Z jednej strony miałeś chwilami poczucie rzeczywistej obecności, ale z drugiej, już po chwili, miałeś wrażenie, że wszystko jest snem lub sennym marzeniem. Byłeś pewien, że doświadczasz czyjeś obecności i pomocy, ale za ułamek sekundy miałeś wątpliwości, czy rzeczywiście ten, kto ci ofiaruje tę pomoc istnieje.
Nagle się potknąłeś i chyba upadłbyś, gdyby nie podtrzymywał cię ten Ktoś. Schodziłeś dalej. Trwało to już ze trzy godziny, gdy normalnie tę drogę pokonywałeś w ciągu godziny. Dopiero teraz kontuzjowana noga zaczęła tak naprawdę dawać znak o sobie. W pewnej chwili znowu się potknąłeś, ale ten Ktoś czuwał, był przy tobie, wyraźnie cię podtrzymywał. Obróciłeś głowę w jego kierunku, ale oprócz gęstniejących ciemności nie zobaczyłeś przy sobie nikogo.
A może jednak był, tylko go nie widziałeś??
Stałeś przed namiotem. I nagle poczułeś się bardzo samotny. Jak gdyby ktoś z twoich przyjaciół, z twojego rodzeństwa odszedł nie mówiąc do ciebie ani słowa. Rozpiąłeś namiot i wczołgałeś się do środka. Poczułeś się ocalony. Zaświeciłeś święcę i pierwszą czynnością jaką zrobiłeś przy jej migotliwym świetle było otworzenie Ewangelii, którą miałeś w ręku. Czytałeś: „Tego samego dnia dwaj uczniowie byli w drodze do wsi, zwanej Emaus- zacząłeś czytać na głos.- Gdy tak rozmawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali…”
A czy ja Go poznałem gdy On szedł koło mnie?
Czy ja poznaje mojego Pana, kiedy On idzie ze mną i pomaga nieść krzyż codzienności? Czy pamiętam o tym, że On jest obok, że płacze i śmieje się ze mną? Czy mogę powiedzieć: „ POZNAJ MOJEGO NAJLEPSZEGO PRZYJACIELA JEZUSA???????”
Boże tak często zapominamy o Tobie, nie pamiętamy, że kroczysz tuż obok nas, że czekasz na rozmowę, że KOCHASZ i TĘSKNISZ. Miejmy nadzieję, że kiedyś świat przekona się o Twojej NIESKOŃCZONEJ MIŁOŚCI.