Trening czyni mistrza...
Kiedyœ, w zupełnie innej epoce mojego życia, kiedy byłam w Rosji po raz pierwszy, marzyłam o tym, by Dymitr był ze mną. Podziwiał ze mną zabytki i objaœniał mi wszystko. Widać moje marzenia mają tendencję do spełniania się ze sporym poœlizgiem.
Wtedy tęskniłam nawet za pouczającymi gadkami Dymitra, ale teraz gdy miałam je na co dzień, nie wydawały mi się one już tak ekscytujące. W tej chwili stałam na Placu Czerwonym a mój prywatny Rosjanin snuł historie o chyba każdym kamieniu w okolicy pięciu kilometrów. Zdecydowanie miałam już doœć. Była wczesna jesień, ale pogoda była do bani. Moja kurtka nie była przystosowana do takiej pogody i zimny wiatr przeszywał moje ciało na wylot. Znudzona i zziębnięta rozglądałam się dookoła udając, że słucham. Aż do chwili gdy mój wzrok natrafił na oddalona od nas o kilka metrów postać w szarym płaszczu. To był nie kto inny jak moja matka, a jej mina nie zapowiadała niczego dobrego. Gdzieœ pomiędzy szokiem i przerażeniem dostrzegłam, że jej poker face znikła zastąpiona przez... uh, dawno nie widziałam Janine Hathaway tak wkurzonej. Miałam poważne podstawy by martwić się o swoje życie.
Cholera! - zaklęłam siadając na ławce i patrząc jak się do nas zbliża.
Rose, prosiłem cię żebyœ nie używała przekleństw, jak przecinków.
Miałam ochotę powiedzieć mu, że nie miałam szans używać przecinków, bo przez te swoje opowieœci nie dał mi dojœć do głosu, ale kiedy jego wzrok powędrował w tym samym kierunku co wczeœniej mój, ostatecznie postanowiłam mu odpuœcić.
Cholera!
A przed chwilą mnie strofował.
Na jego twarzy przez chwilę było widać szok. On raczej też nie spodziewał się wizyty szanownej mamusi.
Myœlisz, ze możemy zwiać, udając, ze jej nie widzimy? - zapytałam z nadzieją.
Idzie w naszym kierunku, ciężko udawać, że jej nie zauważyliœmy, zwłaszcza, że nie spuszczasz z niej wzroku.
I tu mnie miał. Ale znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że chociaż przybrał idealnie pusty wyraz twarzy to w œrodku kotłuje się od sprzecznych emocji i tak jak ja wcale nie jest zachwycony z powodu tego spotkania.
Niezła z nas para pomyœlałam, patrząc jak Janine się zbliża, potrafimy zabijać strzygi a boimy się mojej matki!
Rosemary Hathaway, nawet nie wiesz jak bardzo sobie nagrabiłaœ - warknęła podchodząc do nas.
Mamo, jaka miła niespodzianka - próbowałam ją udobruchać, niestety z marnym skutkiem.
Co ty sobie w ogóle wyobrażałaœ?! Że możesz sobie tak po prostu zniknąć?! Wiesz jak bardzo się martwiłam nie mając pojęcia co się z tobą dzieje!
Mamo...
Nie przerywaj mi!
Janine - Dymitr próbował przerwać jej tyradę.
Belikov z tobą nie rozmawiam! Zawiodłam się na tobie. Po niej mogłam się tego spodziewać, ale po kimœ takim jak ty?!
A ty, co ty sobie myœlałaœ? Znikasz. Nikt nie wie gdzie, z kim. Nikt nie wie w jaki sposób uciekłaœ z więzienia chodzą plotki, ze po prostu egzekucja odbyła się po kryjomu. Ja się zamartwiam a ty, tka po prostu snujesz się po œwiecie trzymając się z nim za ręce! - zatrzymała się by złapać oddech.
Wolałabyœ żeby mnie stracono? - zapytałam wykorzystując pauzę w jej kazaniu.
Zobaczyłam zmianę w jej twarzy. Złoœć przegrywała z troską o mnie.
Oczywiœcie, ze nie! - krzyknęła i przytuliła mnie mocno, zaskakując tym chyba całą naszą trójkę.
Ale mogłaœ jakoœ dać znać, ze żyjesz. I co gdybyœcie spotkali nie mnie , tylko jakiegoœ innego strażnika? - dodała odsuwając się.
Uh, jeœli chodzi o innych strażników... to jakby niema oficjalnych listów gończych. No wiesz - zrobiłam głupią minę -Tak naprawdę nikt nas nie szuka.
Nie chce wiedzieć, jak to zrobiliœcie. - powiedziała poważnie - Cieszę się tylko, ze nic ci... wam nie jest.
Obejrzała się przez ramię, w stronę z której przyszła.
Obowiązki wzywają - powiedziała. - Ale nie myœl sobie, że już z tobą skończyłam. Przy następnym spotkaniu porozmawiam sobie z wami obojgiem - i tak po prostu odeszła.
Zawsze mogło być gorzej - powiedział Dymitr, który pod czas naszej konfrontacji raczej się nie wtrącał.
Chyba nigdy nie zrozumiem mojej matki - odpowiedziałam wtulając zmarzniętą twarz w jego płaszcz. - Wracajmy już do hotelu, strasznie zmarzłam.
Objął mnie w pasie i uœmiechnął się.
Mówiłem ci rano, żebyœ włożyła coœ cieplejszego.
Na szczęœcie hotel nie był zbyt daleko i po piętnastu minutach byliœmy już na miejscu. Mimo, że marsz odrobinę mnie rozgrzał to i tak pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejœciu do pokoju i œciągnięciu płaszcza było wciągnięcie na siebie ciepłego swetra.
Po mojej głowie już od dłuższego czasu samotny poœród wymierających szarych komórek pałętał się pewien ryzykowny pomysł. Spotkanie z matką tylko nasiliło we mnie chęć wcielenia go w życie. Ale najpierw musiałam poznać opinię Dymitra na ten temat. W końcu tu nie chodziło tylko o moje bezpieczeństwo. Spytanie o coœ tak zwyczajnego , a jednak mogącego wpakować nas w tarapaty sprawiało, że czułam się głupio. Niby nie tak dawno temu powiedziałam matce, ze nikt nas nie œciga, ale to nie oznaczało, ze to nie może się zmienić.
Tęsknię za Lissą - powiedziałam w końcu zbierając się na odwagę i wczołgując się obok niego na królewskich rozmiarów łózko. Wczeœniej nie byłam pewna czy stać nas było na takie hotel - ale skoro tu byliœmy, to najwidoczniej tak. - Odwiedzam ją w jej głowie ale to nie to samo, co chociażby rozmowa...
Rose, powiedz po prostu o co ci chodzi - powiedział błyskając zębami w uœmiechu.
Niech mi ktoœ powie, kiedy on nauczył się czytać w myœlach? Nie doœć, ze nie mogę go okłamać, nawet gdybym chciała, to jeszcze teraz, wie czego chce zanim zapytam? Mimo wszystko postanowiłam to zignorować, kłócić będziemy się potem.
Chciałbym zadzwonić do Lissy i porozmawiać z nią, ale boję się, ze to œciągnie nam na kark strażników - wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
Mówiłem ci przecież, że nikt nas nie szukam.
No tak ale... - pozwoliłam by to „ale” zwisło w powietrzu, byłam pewna, że Dymitr i tak wie o co mi chodzi.
Wiem, ze naprawę za nią tęsknisz, więc po prostu zadzwoń. O problemy będziemy się martwić kiedy nadejdą - przygarnął mnie bliżej do siebie i pocałował - o ile nadejdą - dodał, a w jego oczach lœniła czułoœć, którą tak w nim kochałam.
Cmoknęłam go w policzek i wyplatałam się z jego ramion, przeturlałam na drugą stronę łózka, by chwycić telefon. Dymitr przeniósł się na kanapę zabierając ze sobą książkę - oczywiœcie jeden z jego westernów - żeby mi nie przeszkadzać, a ja z pamięci wybrałam numer komórki Lissy. Odebrała po trzecim sygnale.
Tak? - usłyszałam po drugiej stronie głos przyjaciółki.
Witaj Lisso.
Po chwili ciszy, która zapadła między nami, usłyszałam coœ, co można było nazwać okrzykiem radoœci.
O Boże Ty żyjesz! Wiedziałam, że nie dałabyœ się tak po prostu zabić! Dlaczego dzwonisz dopiero teraz?!
Też się cieszę, że cię słyszę Liss - odpowiedziałam, uœmiechając się.
O Mój Boże - powtórzyła po raz kolejny - Rose, tak bardzo się cieszę. Co się z tobą działo? Gdzie jesteœ? Albo lepiej nie, nie mów. Będziesz bezpieczniejsza, jeœli nie będę tego wiedzieć - miała racje, i tka nie zamierzałam jej tego mówić.
Czy ktoœ na dworze prowadzi poszukiwania?
Uh - milczała przez kilka sekund - Nie wydaje mi się. To znaczy wypytywali wszystkich zaraz po tym jak zniknęłaœ ale, teraz... wydaje mi się, że nikt cię nie szuka- powiedziała i dodała niepewnym głosem - Rose... Dymitr zniknął, to znaczy on zniknął tej samej nocy co ty. Czy on... czy on jest razem z tobą?
Tak, jest tu.
To znaczy, że wy tak razem... To znaczy... to wspaniale Rose!
Nie mogłam się powstrzymać, by się nie rozeœmiać.
Tak Liss, w tej sprawie zgadzam się całkowicie.
Obie bardzo za sobą tęskniłyœmy, może to nie było spotkanie twarzą w twarz, ale fakt, ze mogłyœmy porozmawiać, poprawił obu nam nastrój. Gadałyœmy przez ponad godzinę o wszystkim i o niczym. Przerwałam tylko z obawy, ze rachunek za tę rozmowę przewyższy moją trzy miesięczną pensję. Ale mimo to i tak obiecałam, że niedługo znowu zadzwonię.
Pod czas tej rozmowy w mojej głowie zalęgł się inny pomysł, jakby tylko po to by wypełnić pustą przestrzeń. Ale do zrealizowania go potrzebowałam pomocy mojego mężczyzny.
Dymitr - powiedziałam, zsuwając się z łózka i podchodząc do niego.
Myœlę, że powinniœmy wrócić do trenowania. Tak co jakiœ czas. No wiesz, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć.
Spojrzał na mnie i pytająco uniósł brew.
No nie patrz tak an mnie. Chodzi mi tylko o utrzymanie formy.
Okazało się, że forma Dymitra ma się bardzo dobrze. Ledwo dokończyłam zdanie, zerwał się z kanapy i podciął mi nogi, tak że wylądowałam plecami na łóżku. Uœmiechnął się i oparł ręce po obu stronach mojej głowy, przysuwając swoja twarz tak blisko mojej, ze nie widziałam nic prócz jego oczu.
Twój pomysł ma swoje dobre strony. Ale teraz... - musnął ustami moje - teraz zamierzam potrenować z tobą coœ innego.
Całował zupełnie inaczej niż przed chwilą. Uh niezaprzeczalnie rozgrzewał lepiej niż jakikolwiek sweter. Pocałunek był długi i gorący, jakbyœmy smakowali siebie nawzajem. Przeturlaliœmy się kilka razy po łóżku gubiąc gdzieœ ubrania. Czułam jego ciało na swoim, a każdy ruch powodował wybuch miliona iskier czystego szczęœcia w moim ciele.
Dłonie Dymitra gładziły mój brzuch i uda, jego usta znów odnalazły moje. Kiedy oderwaliœmy się od siebie by złapać oddech przeniósł je na moje piersi. Lizał, gryzł i szczypał moje stwardniałe z podniecenia sutki a z mojego gardła wydobywały się niezrozumiałe dŸwięki. Kiedy wszedł we mnie byłam mokra i gotowa. Zaczął poruszać się w moim wnętrzu , co wywołało kolejną falę jęków. Uniosłam biodra na spotkanie jego ciała. Bąbel przyjemnoœci rozrastał się we mnie, aż do chwili gdy przyjemnoœć sprawiła, ze nie mogłam oddychać. Krzyczałam, gdy doszedł we mnie, a ekstaza płynąca w żyłach zalała całe moje ciało i odebrała mi zdolnoœć myœlenia.
Dysząc ciężko wtuliłam się w Dymitra.
Nie wiem jak długo tak leżeliœmy, dotykając swoich ciał i upajając się wszechobecnym zapachem seksu i naszej skóry. Było mi tak dobrze. Podciągnęłam się na łokciach i pocałowałam Dymitra w usta. Jednak po chwili odsunęłam się co wywołało jego cichy protest. Na mojej twarzy pojawił się radosny uœmiech gdy zrzuciłam okrywającą nas kołdrę i usiadłam na nim okrakiem.
Mówiłeœ, że trening czyni mistrza...