Ślizgońska Metoda
5. Plany
- Cóż, powiedzmy, że chcę twojej pomocy w… nauce. - Wyszczerzył się Harry.
- Nauce. - Malfoy popatrzył na niego tępo. - Oferujesz znanym Śmierciożercom akceptację w ułożonej społeczności w zamian za… pomoc w zdaniu twoich OWTM-ów?
Harry parsknął rozbawiony. - Nie do końca. Moje wsparcie w zamian za dokładne przestudiowanie, powiedzmy, każdego tematu, który wybiorę aż do, oh, końca wojny. Jak to brzmi?
Malfoy skrzywił się.
- Potter, nie będę szpiegował mojego ojca ani nic podobnego!
- Oczywiście. - Harry przewrócił oczami. - To nawet może być częścią porozumienia: brak prób wyciągania informacji na temat wojny. Lepiej?
- A co z Granger? Dlaczego prosisz o pomoc akurat mnie?
- Na razie powiem tylko tyle, że uważam ciebie za bardziej odpowiednią osobę do podjęcia tego zadania. Nie zdradzę niczego więcej, dopóki się nie zgodzisz.
- Założę się, że Granger z przyjemnością usłyszała, że jestem lepszy od niej… - Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
- Tak się składa, że ani ona, ani Ron o tym nie wiedzą. Nie chcę, by ktokolwiek oprócz nas się dowiedział.
- I jak to ma się udać, Potter? Od razu, gdy tylko ktoś nas zobaczy razem nie kłócących się, po całej szkole rozniosą się plotki. Planujesz zakradać się do biblioteki po godzinach? Czy może…?
- Słuchaj, Malfoy. Coś wymyślę. Jak na razie - Harry sprawdził czas - muszę iść, inaczej spóźnię się Zaklęcia. Może weźmiesz kilka dni na rozważenie mojej oferty i dasz swoją odpowiedź, kiedy uda mi się zorganizować kolejne prywatne spotkanie?
- Taki trud włożyłeś, by porozmawiać ze mną sam na sam i złożyć propozycję, a nawet nie pomyślałeś o najbardziej podstawowych… - Malfoy zadrwił.
- Malfoy, miałem teraz za dużo na głowie, żeby skupiać się na detalach organizowania spotkań z tobą, zwłaszcza jeśli nie wiedziałem, czy w ogóle będą takowe do zaplanowania. Teraz, gdy wiem, że chociaż masz zamiar rozważyć moją ofertę, będę o tym myśleć. Wykombinuję coś na nasze kolejne zebranie. - Harry usunął zaklęcia, które umieścił na drzwiach i otworzył je. Dźwięki kroków i głosów dotarły z dołu korytarza.
Malfoy skrzywił się.
- Jeżeli jestem przez ciebie spóźniony, Potter…
**********************************
Harry spoglądał jak Snape sunie poprzez pomieszczenie, zatrzymując się od czasu do czasu przy jakimś uczniu, by obrzucić go kąśliwą uwagą. Malfoy, oczywiście, dostał swoje zwyczajowe, nieznaczne skinienie głową - najlepszą snape'owską pochwałę, jaką można było otrzymać. Mistrz Eliksirów dotarł do końca jednego rzędu stanowisk pracy i skręcił gładko, by ruszyć kolejnym przejściem.
Eliksiry z poziomu OWTM-ów były dalekie od ulubionych zajęć Harry'ego. Teraz lubił je jeszcze mniej, kiedy na nowo rozważał swoje plany zostania Aurorem. Dawniej nie było niczego, co by bardziej chciał robić, jednak już od pewnego czasu, zwłaszcza przez ostatni rok, kwestionował swoją decyzję.
Harry zaczynał się robić poważnie zmęczony walką. Chociaż to nie bitwa z Voldemortem trudziła go najbardziej, gdyż zawsze mógł znaleźć energię, by z nim walczyć - Gryfona nakręcała wtedy złość. Pokonać Mrocznego Pana, ratować życia. To były powody, przez które myślał, że chce zostać Aurorem. Chronienie ludzi. Prawda była taka, że to użeranie się z Zakonem odbierało mu całą chęć do walki. Czuł, jakby musiał pojedynkować się z nimi o każdą możliwość podjęcia nawet najmniejszej, samodzielnej decyzji. (Raz awanturował się z ludźmi, których uważał za sprzymierzeńców, aby móc bez ich ingerencji wybrać swoje śniadanie. Gdyby wiedział, że to zacznie kłótnię, nigdy by nie wspomniał o tym, że ma ochotę na czekoladowe pączki.)
Harry zaczynał nawet podejrzewać, że został wmanipulowany w wybór swojej aurorskiej kariery. Zdecydowanie nie pierwszy raz byłby „prowadzony” w pewnym kierunku „dla swojego własnego dobra”. Tak bardzo przyzwyczaił się do próbowania spełniania wszystkich oczekiwań ludzi, że zajęło mu trochę czasu zauważenie, jak Zakon to wykorzystywał.
Po prostu kolejny powód by zrealizować plan. Gdy Voldemort będzie martwy, Harry wykona swój obowiązek dla czarodziejskiego świata i jego życie będzie tylko jego i sam wybierze, co z nim zrobić. Oczywiście, nie miał jeszcze żadnego pomysłu, czym innym mógłby się zajmować niż byciem Aurorem, więc doszedł do wniosku, że jak na razie mógł równie dobrze zostać na Eliksirach.
- Co to jest, panie Potter? - Mroczny głos dochodzący prosto zza Harry'ego spowodował, że jego serce na chwilę przestało bić, a następnie zaczęło szybko tłuc. Gryfon popatrzył w dół na limonową mieszaninę w jego kociołku, która wytwarzała jasny, błękitny dymek.
- To jest, uh… - Harry zmrużył oczy, patrząc na tablicę i próbując zobaczyć nazwę eliksiru, który miał domniemanie uwarzyć.
- Nie wydaje mi się, panie Potter. Gdybyś pracował nad tym samym eliksirem, co reszta klasy, mieszanka byłaby ciemnoniebieska z lawendowym oparem. - Snape usunął eliksir Harry'ego machnięciem różdżki. - Brak oceny z dzisiejszej lekcji, Potter. I pięć punktów od Gryffindoru za brak uwagi.
Harry wysłał za Snape'em ponure spojrzenie, gdy ten przesunął się dalej. Tak właściwie, to jak, do cholery, on się tak przemieszcza? On tak jakby… sunie… i nigdy nie wykonuje żadnego dźwięku! To nie może być naturalne. Harry tylko wzruszył ramionami na współczujący wzrok, który Ron rzucił mu zza pleców Snape'a.
**********************************
Harry zamierzał czekać tylko parę dni przed ponownym spotkaniem z Malfoy'em. Niestety, jedynymi zajęciami, które mieli razem to eliksiry i nie było mowy, by Harry zaryzykował przekazanie notki Draconowi pod nosem Snape'a. Dopiero ponad tydzień później, Potter miał w końcu okazję zorganizować spotkanie. Zbliżało się Halloween, a tuż przed nim wyprawa do Hogsmeade, więc uczniowie byli podekscytowani i, co ważniejsze dla Harry'ego, raczej rozproszeni. Zaskakująco łatwym okazało się wciśnięcie kartki w dłoń Malfoy'a, gdy pewnego wieczoru Gryfon udawał, że wpadł na niego w drodze na kolację.
Siedząc w Trzech Miotłach, trzy dni przed Halloween, Harry dyskretnie sprawdził czas. Zostało go mało, a nie znalazł jeszcze okazji do ucieczki od Rona i Hermiony. I jeżeli będzie musiał jeszcze przez jedną minutę słuchać Krukonek siedzących za nim i narzekających na swoich chłopaków, zacznie rzucać klątwami w ludzi.
- I wtedy on po prostu odszedł!
Sama powiedziałaś mu, by poszedł i zostawił cię w spokoju. Czego oczekiwałaś?
- Cóż, chociaż nie wysłał swojej byłej kwiatów.
- Nie mówisz serio!
Była w szpitalu, ponieważ jego kociołek eksplodował!
Harry został odciągnięty od swoich cichych docinków do konwersacji Krukonek, gdy Hermiona wstała od stołu i sobie poszła.
- Gdzie ona idzie?
- Ginny chciała z nią o czymś porozmawiać. Powiedziała, że będzie z powrotem za minutę. Doprawdy, jestem po prostu wdzięczny za przerwę w słuchaniu o głupich OWTM-ach.
Komentarz jednej z Krukonek podsunął Harry'emu pomysł.
- Wiesz, Ron, ty i Hermiona nie mieliście zbyt dużo czasu sam na sam w tym roku. Może, gdybyście byli tylko we dwoje, mógłbyś sprawić, że przez jakiś czas przestałaby gadać o OWTM-ach. - Potter wyszczerzył się.
Ron się zarumienił i jęknął.
- Mówię poważnie, Ron. Słuchaj, co powiesz na to, żebym poszedł trochę wcześniej? - Harry zobaczył Hermionę wracającą do ich stolika i szybko wstał. - Idzie tu. Po prostu powiedz jej, że byłem, um, zmęczony albo coś takiego.
Zanim Ron cokolwiek odpowiedział, Harry wstał i szybko wyszedł przez drzwi, upewniając się, że uniknął Hermiony. Gdy Potter pospieszył z powrotem do Hogwartu, był wdzięczny, że dwójka jego najlepszych przyjaciół wreszcie zeszła się pod koniec ostatniego roku szkolnego. Harry sprawdził ponownie czas i po rozejrzeniu się, czy nikt nie patrzy, zaczął biec.