1. Karol G. dorabiał jako ratownik na plaży w miejscowości C. Krytycznego dnia od godź. 10 miał pełnić swój dyżur. Dzień wcześniej był jednak na weselu. Nie zamierzał spożywać większej ilości alkoholu. W czasie wesela dosiadł się do niego jego szwagier, Marian T. Był bardzo urażony faktem, iż Karol G. odmawia wymięcia z nim wódki. Na jego wymówki, że rano musi iść do pracy, Marian T. stwierdził, że przecież Karol G może sobie nastawić budzik, i zawsze wstanie. Ponadto podkreślił iż woda w jeziorze jest bardzo zimna, i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się kąpał. W końcu Karol G. uległ namowom szwagra i wspólnie wypili ponad litr wódki. Koło godź. 2 w nocy Karol G udał się na spoczynek. Zapomniał wszakże nastawić budziki w pracy zjawił się dopiero k. godź. 11.30.
Okazało się wszakże, że o godź. 10.15 kąpieli w jeziorze postanowił spróbować inny z weselników, Tomasz D. Po kilku minutach pływania zaczął się topić. Tylko błyskawiczna reakcja jednego ze spacerowiczów, którzy byli wówczas na plaży uchroniła go przed utonięciem. Pomimo wyciągnięcia z wody Tomasz D był nieprzytomny. Kilka osób znajdujących się na plaży nie wiedziało co robić, zwłaszcza, że w pobliżu nie było ani ośrodka zdrowia ani też lekarza. Z uwagi na brak sieci komórkowej nie było jak skontaktować się z pogotowiem. W końcu zdecydowano się zatrzymać jeden z przejeżdżających pobliską drogą pojazdów. Kierowca małego busa Józef M, zgodził się zabrać Tomasza D i jedną z osób na plaży do znajdującego się kilkanaście kilometrów dalej szpitala, jechał akurat w tym kierunku z towarem. Dojeżdżającego do szpitala z dużą prędkością busa zauważył jednak patrol policji. Kiedy bus zatrzymał się przed szpitalem, i sanitariusze zabrali Tomasza D. policjanci skontrolowali Józefa M. Okazało się, że prowadził busa mając 0,6 promilla alkoholu we krwi.
Tomasz D. pomimo podejmowanych w szpitalu zabiegów reanimacyjnych zmarł.
Biegli stwierdzili, że Tomasz D. doznał rozległego zawału będącego wynikiem szoku termicznego. Stwierdzili również, że tylko natychmiastowa akcja reanimacyjna na miejscy zdarzenia mogła znacznie zmniejszyć ryzyko śmierci.
Oceń ewentualna odpowiedzialność karną Karola G, Mariana T oraz Józefa M.
2. Kamila S., wychowawczyni i nauczycielka klasy II w Szkole Podstawowej nr 3 w S., wyprowadziła klasę (25 dzieci) ze szkoły w czasie zajęć lekcyjnych na plac zabaw. Dzieci korzystały z różnych urządzeń znajdujących się na dość rozległym placu. Jak się okazało część z tych urządzeń była stara i mocno zardzewiałą co było widoczne i mocno kontrastowało z gdzieniegdzie jeszcze na biało polakierowanymi elementami urządzeń. W tym samym czasie na plac zabaw przyszedł były mąż Kamili S., Marian W. Był on pijany. Chociaż nauczycielka powiedziała mu, że nie ma w tej chwili czasu na rozmowę, bo musi pilnować dzieci, ten uporczywie domagał się rozmowy dotyczącej toczącego się od pewnego czasu postępowania w sprawie podziału majątku wspólnego. Stwierdził także, że nic się nie stanie, jak przez chwilę poświęci mu trochę uwagi. W momencie, gdy przedstawiał jej ugodową propozycję, oboje usłyszeli krzyk i głośny płacz dziecka. Okazało się, iż zostało ono uderzone huśtawką, która zerwała się z umocowania. Na skutek tego uderzenia doznała wylewu krwi do mózgu. Dziecko natychmiast zostało przewiezione do szpitala, gdzie przyjęta została przez Karola G., lekarza dyżurnego. Karol G. W tym samym jednak czasie na oddział przywieziono inne dziecko, również wymagające pilnej interwencji chirurgicznej. W szpitalu znajdowała się wszakże tylko jedna sala operacyjna. Ponieważ to drugie dziecko było synem burmistrza miasta, zdecydował się na operowanie go w pierwszej kolejności. Niestety opóźnienie z operowaniu dziecka ze szkoły spowodowało tak nieodwracalne zmiany, że pomimo później przeprowadzonej operacji dziecko zmarło.
Oceń ew. odpowiedzialność Karola G., Mariana W. oraz Kamili S
3. Jan W i Katarzyna W. wraz ze swoim 5-letnim synem Krzysiem W. zamieszkiwali na skraju jednej z mazurskich wiosek w niewielkim domku jednorodzinnym. Domek był pięknie położony, z dala od traktów komunikacyjnych, z dala od innych zabudowań, 200 m od jednego z pięknych mazurskich jezior. Jednego z majowych poranków żona Jana W. - Katarzyna W. postanowiła wybrać się do oddalonego o 20 km miasteczka na zakupy do fryzjera i kosmetyczki. Opiekę nad wspólnym 5-letnim synkiem Krzysiem W. powierzyła mężowi Janowi W. Wyjeżdżając dokładnie poinstruowała męża co ma przygotować synowi do jedzenia, w co ma go ubrać, jak ma zorganizować mu wolny czas, wyjeżdżając zwróciła mu jednocześnie uwagę aby nie pozostawiał przypadkiem syna samego w pobliżu jeziora, a tym bardziej w pobliżu mocno już zniszczonego warunkami atmosferycznymi i od dawna nie remontowanego pomostu na którym Krzyś uwielbiał się bawić. Po obiedzie Jan W. zmęczony całodziennymi obowiązkami domowymi postanowił odpocząć przed telewizorem. Tego dnia jednakże pogoda była piękna, świeciło słońce, temperatura przekraczała 20 st.C, 5-letni Krzyś bardzo chciał udać się na spacer zaczął więc prosić ojca aby wybrali się nad jezioro. Ojciec zmęczony jednakże mocno obowiązkami nie wykazywał żadnej ochoty aby udać się na spacer. Prośby dziecka zaczęły być jednak coraz bardziej natarczywe, ojciec nie widząc innej możliwości uspokojenia dziecka po odebraniu od niego zapewnienia, że nie zbliży się do jeziora, a przede wszystkim do znajdującego się tam pomostu postanowił wyrazić zgodę na samodzielny spacer dziecka. Krzyś ucieszony decyzją ojca udał się na spacer oczywiście najpierw nad jezioro i na pomost gdzie bawił się ok. 1,5 h. Po tym czasie zmęczony zabawą postanowił wrócić do domu tą samą dróżką którą przybył nad jezioro.
W tym samym czasie nieopodal domu Państwa W. w odległości ok. 1 km., nad jeziorem przebywał na urlopie międzynarodowej sławy znawca i hodowca egzotycznych węży. Przebywając jednakże na urlopie nie mógł rozstać się ze swoimi ulubieńcami i kilka z nich zabrał ze sobą na wypoczynek w specjalnych klatkach. Tego popołudnia zakończywszy codzienne karmienie nie zauważył jednakże jak z jednej z klatek w sposób niezauważony wymknął się mu jeden niezwykle jadowity egzemplarz, którego ukąszenie zabijało dorosłego dobrze zbudowanego człowieka w ciągu 5 minut. Hodowca zauważył brak dopiero po 2 godzinach, natychmiast rozpoczął gorączkowe poszukiwania, które jednakże nie dały rezultatu. Zrezygnowany postanowił wezwać posiłki, w miejscu jednakże gdzie się znajdował nie było zasięgu tel. kom, na dodatek padał mu bateria, jedynym sposobem na sprowadzenie pomocy w tej sytuacji było udanie się do oddalonej o ok. 7 km wioski co też niezwłocznie uczynił, pieszo ponieważ nie posiadał żadnego środka komunikacji.
W tym samym czasie 5-letni Krzyś wracał ze spaceru do domu tą samą drogą którą udał się nad jezioro. W pewnym momencie nie zauważywszy nadepnął przypadkowo na zaginionego pupila, który uciekł hodowcy i zdążył przywędrować w pobliże domku Państwa W. Śmierć Krzysia W. w wyniku ukąszenia nastąpiła w ciągu 3 minut.
Oceń możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności karnej Jana W., Katarzyny W. oraz hodowcy.
Czy sytuacja zmieniła by się gdyby dziecko udało się na spacer z ojcem i cały czas było pod opieką ojca natomiast ukąszenie nastąpiło by z takimi samymi skutkami w drodze powrotnej.
Czy sytuacja zmieniła by się gdyby po ukąszeniu możliwe byłoby udzielenie pomocy ofierze przez podanie surowicy w ciągu 1 h od ukąszenia.
Czy sytuacja zmieniła by się gdyby wąż uwolnił się z klatki wcześniej, a hodowcy udało by się dotrzeć do telewizji którą oglądał ojciec i poinformować o zagrożeniu przed wyjściem Krzysia z domu na spacer.