Pogoń
Chyży chudzielec wychynął znienacka zza rogu zszarzałej alei Sobieskiego. Z pewnością chciał jak najszybciej wydostać się spomiędzy grupy drzew i krzewów, stojących naprzeciwko szkoły podstawowej, żeby uniknąć pogoni, która bez wątpienia dopadłaby go już wkrótce. Mijał więc przeszkody zarówno z lewa, jak i z prawa, klucząc przy tym umiejętnie między jarzębinami a jeżynami i nie depcząc ostróżek, chabrów ani kąkoli.
Wtem spod nóg czmychnął mu niewielki piesek, podobny do cocker-spaniela, nie brązowy jednak, lecz bez mała beżowy. Ten niespodziewany incydent spowodował, że biegnący zawahał się przez moment i można by sądzić, że to jego niezdecydowanie zaważy na przebiegu zdarzenia. Jednakże ścigający go rywale z drużyny przeciwnej, niechcący (albo: nie chcący) mu na pewno pomóc, niechcący ułatwili mu ucieczkę. Nie mogli się bowiem zdecydować na to, czy pobiec dłuższą trasą - dróżką wzdłuż rzędu tui, czy też przeskoczyć w poprzek rów melioracyjny, nieszeroki wprawdzie, ale za to wypełniony po brzegi grząską błotnistą mazią.
Po chwili zrezygnowali z pogoni, ale widać było, że niedogonienie rywala, co zapewne oddalało od nich wizję zdobycia pucharu mistrzostw, jest im bardzo nie w smak.