Śpiących tatuś nie będzie bił
Wymiar sprawiedliwości i policja lekceważą ofiary przemocy domowej
Ela, przez lata maltretowania przez partnera, przedwcześnie się postarzała. Agata na słowo „mąż” sięga po paczkę chusteczek. One już poznały polski system wspierania ofiar przemocy domowej. Jaki jest? Beznadziejny. Mężczyźni mogą bezkarnie bić swoje kobiety.
WŁODZIMIERZ SZCZEPAŃSKI 2005-03-17
Nie wiedziałam, że bicie jest przestępstwem, że mogę pozwać męża za znęcanie się nade mną - mówi Agata. - Prosiłam tylko, aby nie bił mnie przy córce, przy Ani. Jednak nie przestawał katować. Gdy w końcu uciekłam, byłam zaskoczona, że mogę bez niego żyć.
Policjanci często przyjeżdżali na interwencje do ich domu w Rembertowie. Widzieli przecież siniaki.
- Brali mnie na komisariat i po kilku godzinach wypuszczali. A jeden się odgrażał, że zrobiłby ze mną porządek. Jedynie powiedzieli, że mogę iść sobie do sądu. Bałam się jednak, że stracę córkę - spuszcza głowę.
Mąż zabronił jej kontaktowania się z sąsiadami, a nawet przestał zapraszać własną rodzinę, bo podobno trzymała stronę Agaty. Do sklepu wymykała się wcześnie rano lub wieczorami, aby nikt nie widział siniaków.
- Raz uciekłam z córeczką i całą noc jeździłyśmy autobusem. Musiałam wrócić. Stałyśmy pod drzwiami i błagałyśmy, aby nas wpuścił - opowiada.
Przez pierwsze lata była całkowicie uzależniona od męża. Rankiem wydzielał jej 10 złotych. Głodowały, gdy następnego dnia nie przyjechał. - Raz przyprowadził jakichś Rosjan. Szarpali mnie, bili i krzyczeli, że nikt i nic mi nie pomoże. Że nie odzyskam córki - wspomina.
Na chwilę do pokoju wpada uśmiechnięta dziewczynka, czteroletnia Ania. Przykleja się do matki. Ania nie krzyczy już po nocach.
- Psycholog powiedział mi, że Ania była wykorzystywana seksualnie. To moja wina! - Agata wybucha płaczem. - Zostawiałam Anię z nim!
Po dwóch latach siedzenia w domu udało się Agacie ubłagać męża, aby pozwolił jej pójść do pracy. Miała przynajmniej pieniądze na chleb.
- Gdy w końcu wniosłam sprawę do sądu, spotkało mnie rozczarowanie. Sąd nie podjął decyzji na pierwszej rozprawie. Mąż znów zaczął mnie tłuc. Jak otwierała się brama wjazdowa domu, Ania krzyczała: - Mamo udajemy, że śpimy - kobieta sięga po kolejną chusteczkę.
Kurator, pod którego nadzór rodzinę Agaty skierował sąd, powiedział, że jest ośrodek dla ofiar przemocy.
- Może zabrzmi to głupio, ale jak trafiłam tutaj, do grupy wsparcia, poczułam dziwną satysfakcję. Były tutaj ładne, inteligentne kobiety, które mają ten sam problem - uśmiecha się przez łzy. - I uczę się wierzyć w siebie, że jestem wartościowym człowiekiem.
Ośrodek okaleczonych
Od roku Agata mieszka w warszawskim ośrodku pomocy ofiarom przemocy domowej. Nikt nieznajomy nie jest wpuszczany do środka. Mężczyźni budzą popłoch, zdarzały się bowiem przypadki porwań dzieci, a nawet najazdu gangsterów. Jedna z kobiet wyrwała się z ich środowiska. Dlatego pracownicy proszą o niepoddawanie adresu ośrodka.
- Panie dyrektorze, jutro będę miała już Marcinka! - kobieta, która dotychczas siedziała niepewnie na brzegu kanapy krzyczy z radością w głosie do Tadeusza Wieszczyka, dyrektora ośrodka: - Odzyskanie syna to ogromny krok w jej usamodzielnianiu. Ta kobieta jest u nas po raz drugi. Często dopiero przy trzecim, czwartym razie decydują się opuścić swoich oprawców. Zauważają, że on się nie zmieni.
W ciągu trzech ostatnich miesięcy ośrodek przyjął około 200 osób w tym połowę stanowiły dzieci. Niestety, liczba ofiar wciąż rośnie. Natomiast lawinowo przybywa kobiet, którym ośrodek udziela porad, a pozostają w swoich domach.
- W 2003 roku mieliśmy ich 71, a w ubiegłym roku już 220 - twierdzi dyrektor.
Najczęściej kobiety, które uciekają od mężów, trafiają do noclegowni albo schronisk. To często początek ich degradacji.
- W małych miasteczkach i wsiach ofiary przemocy niechętnie zgłaszają się do ośrodków pomocy społecznej. Często uważają, że panuje tam „klika”, a sprawca jest zaprzyjaźniony z naszymi pracownikami - mówi Wieszczyk.
Sprawa Agaty może służyć jako modelowy przykład lekceważenia ofiary przemocy domowej przez wymiar sprawiedliwości.
- To skandal! Prokurator umorzył sprawę Agaty o znęcanie, bo nie dostał papierów od policji. Tłumaczył, że nie będzie biegał za policjantami Đ opowiada dyrektor ośrodka.
- Policjanci coraz delikatniej postępują z ofiarami przemocy domowej. Natomiast całkowicie oporni na „reformę” są adwokaci i sędziowie.
Przemoc dotyka nie tylko domy patologiczne - wśród ofiar są aktorki, modelki.
Wieszczyk wyciąga najnowsze badania. Obrazują, jak silne są stereotypy. Tysiąc mieszkańców stolicy odpowiadało o przemocy. Jedna trzecia z nich uważa, że rodzice mają prawo karać dzieci w każdy sposób. Zdaniem co siódmego badanego można usprawiedliwić przemoc w rodzinie, co szósty badany uważał, że bite kobiety są odpowiedzialne za agresję mężów. A dziesięć procent respondent—w twierdzi, że z przemocą mamy do czynienia, dopiero gdy występują ślady pobicia.
- Urazy psychiczne często są gorsze od siniaków, szczególnie u dzieci. Już w szkołach należy mówić dzieciom o ich prawach, że nie można ich bić - dodaje Wieszczyk. - Prawda jest taka, że co siódmy bity w dzieciństwie jest karany w dorosłym życiu za brutalne czyny.
Lepiej uwierzyć w anioły
- Polski system pomocy jest nieadekwatny do potrzeb. Hostele i schroniska mogłabym policzyć na palcach rąk. A nasza placówka o utajnionym adresie chyba jest jedyną w Polsce - twierdzi Urszula Nowakowska, szefowa Centrum Praw Kobiet w Warszawie.
I co gorsza, nieliczne istniejące ośrodki pomocy borykają się z kłopotami finansowymi.
- Gdyby nie to, że jesteśmy przedsiębiorczy, to powinniśmy zamknąć ośrodek w styczniu. Urząd miasta podpisuje z nami umowę na dotację dopiero w kwietniu - mówi Tadeusz Wieszczyk.
Podobne zdanie można usłyszeć w CPK, które prowadzi niewielki hostel dla kobiet.
Rocznie stwierdzanych jest około 23 tysiące przestępstw przemocy domowej. Osiemdziesiąt procent spraw kończy się wyrokiem, z tym że 90 procent z nich są to wyroki w zawieszeniu. Oprawca dalej mieszka ze swoją ofiarą.
- Coraz bardziej obawiam się, że w sejmowych szufladach utknie projekt ustawy, aby sprawca przemocy, nawet na polecenie policji, opuszczał dom, a nie jak teraz - pokrzywdzona - dodaje szefowa CPK.
Ela mieszka w hostelu Centrum Praw Kobiet. Teraz walczy o dom, z którego musiała uciekać. Jest jej własnością, ale przed laty zameldowała tam swego partnera.
- Uciekłam, dopiero gdy został wezwany na przesłuchanie na policję. Ratowałam swoje życie - na drobnej twarzy Eli widać przedwczesne zmarszczki. Nie ma też przednich zębów. - Spakowałam córce plecak, że niby idzie uczyć się do koleżanki. Do wózka drugiej włożyłam dwie butelki mleka i wyszłam na spacer.
Ela nie pamięta, kiedy pierwszy raz została pobita przez swego mężczyznę. Może, gdy połamał jej żebra. Była wtedy w pierwszej ciąży.
- Po maturze nie udało mi się dostać na studia. I przez znajomych poznałam go. Taki stateczny, starszy facet - opowiada.
Mieszkała w małej miejscowości pod Warszawą. Rodzina i znajomi odsunęli się od niej.
- Żyłam jak pod kloszem, nie mogłam go rozbić - opisuje swój ówczesny stan.
Trafiła na młodą kierowniczkę ośrodka pomocy społecznej i policjantkę, które dyskretnie jej pomogły.
- Gdyby nie „dobra pani” z ośrodka nie udałoby mi się wyzwolić, a przecież nie można być zdanym na łaskę „dobrych pań” - dodaje kobieta.
Po decyzji o ucieczce były chwile zwątpienia. Myśli o niedostatku, bezdomności, ale nie poddała się. Teraz walczy o syna, który został z ojcem.
- Znalazłam pracę. Jestem sprzątaczką, ale kto wie, może jeszcze wrócę na studia. Czasami nocami zastanawiam się, jak mogłam dopuścić do tego, że mnie tak traktował - mówi Ela. - Teraz jednak potrafię walczyć i marzyć.
PS. Imiona ofiar przemocy i ich dzieci zostały zmienione.