PRZYGODY WRÓBELKA ELEMELKA :
- Czy łatwo być bramkarzem ,
to się zaraz okaże !
Jak wiadomo, dla wróbelka
sporty to przyjemność wielka,
zwłaszcza skoki w dal, fruwanie
i na muchy polowanie.
— W modzie teraz piłka nożna,
też by jej spróbować można,
bo z kuzynów i kuzynek
łatwo stworzyłbym drużynę.
Niedaleko się tu kręci
miły kuzyn Wiercipięcik,
jest i wujek Stroszypiórek
w towarzystwie kilku córek.
Także stryjek Hulajdusza
raźnie się potrafi ruszać.
Ja zostanę ich bramkarzem
i wzorową grę pokażę.
W krótkim czasie jest gotowa
jedenastka wróbelkowa,
nie najgorzej nawet zgrana
i okropnie rozkrzyczana.
Lecz partnerów trzeba. Właśnie!
Skąd wziąć ptaków jedenaście?
Dzielny stryjek Hulajdusza
w stronę lasu już wyrusza.
Lata, szuka, puka w korę,
aż zwerbował sześć sikorek.
Również i dzięcioły młode
wyraziły swoją zgodę.
Wiewióreczka będzie sędzią
i pomaga ptakom z chęcią.
Z giętkich witek robi z wprawą
zgrabne bramki, wiąże trawą,
i gotowe jest boisko.
No, a piłka? Leży blisko.
Ten zielony kasztan mały
będzie przecież doskonały!
Elemelek w bramce swojej
w pogotowiu pełnym stoi.
— Chcecie zdobyć bramkę? Hola!
Nie pozwolę strzelić gola!
Sędzia gwiżdże w pusty orzech,
każdy z ptaków gra, jak może:
kopnie nogą, trąci dziobem,
popchnie brzuszkiem... Tym sposobem
piłka się dość żwawo toczy.
Napastnicy są ochoczy,
ale także i obrona
całkiem nieźle wyćwiczona.
Sikoreczki dwie z dzięciołem
przypuściły atak społem,
lecz je stryjek Hulajdusza
do odwrotu szybko zmusza.
W chwilę potem atak nowy:
dzięcioł skrzydłem kolorowym
trzepnął piłkę z taką siłą,
aż się wkoło zakłębiło.
Bo łupinka od kasztana
pękła, na pół przełamana,
kasztan musnął nos wiewiórki,
a połowa krągłej skórki
siedzi w bramce, szczerze powiem,
na... Elemelkowej głowie.
Więc sikorki i dzięcioły
wznoszą wkoło wrzask wesoły:
— Piłka w bramce! Jest gol! Hura!
— Jaka piłka? Tylko skóra!
— któryś wróbel cienko wrzaśnie.
— Skóra to część piłki właśnie.
Teraz jasne jest dopiero,
kto silniejszy : jeden-zero!
W skórę wzięłyście, wróbelki!
Wróble czynią rejwach wielki.
Wiercipięcik głową kręci,
Hulajdusza się obrusza,
jedna córka Stroszypiórka
łzę ociera, druga mdleje...
A co się z bramkarzem dzieje?
W głębi bramki, nastroszony,
siedzi w czapie swej zielonej,
nieruchomy, oniemiały,
zaskoczony, drżący cały.
Grać wzorowo obiecywał,
a tu — piłka go przykrywa!
Gdy część piłki w bramkę wpadła,
bramka padła czy nie padła?
Rudy sędzia gwizdnął w orzech,
myślał, myślał i tak orzekł:
— Przede wszystkim — błąd to duży!
— dzięcioł skrzydłem się posłużył,
czego robić tu nie można,
bo to przecież piłka nożna.
Piłka w bramce jest częściowo,
lecz ją bramkarz złapał głową,
a czymkolwiek by ją złapał,
skoro złapał, nie jest gapa:
odbił atak i w potrzebie
ciężar piłki wziął na siebie.
Więc dzięcioły i sikory
nie wygrały do tej pory.
Mecz zaczyna się dopiero.
Wynik nadal: zero-zero.
Elemelek zrzucił czapkę
i o łapkę potarł łapkę.
— Wiewióreczko, sędzio miły!
Znowu siły mi wróciły.
Zdobyć bramki nie pozwolę.
Teraz MY strzelimy gole!
Oto rusza wróbli atak.
Zwyciężymy? A tak, a tak!