EWOLUCJA - FAKT CZY PRZYPUSZCZENIE ?
Parę uwag wstępnych :
Na tej stronie przedstawiam bardzo zwięzłą i wyrywkową argumentację przeciwko poglądom kreacjonistów i różnych UFO-logów (do tych ostatnich zdumiewająco często należą ludzie wściekle walczący z "ciemnogrodem religijnym" i Bogiem). Wyjaśnić też muszę, że choć słowo kreacjonizm etymologicznie dotyczy każdego wierzącego w kreację (boską), to tu dyskutuję tylko z tymi, którzy kreację traktują jako proces bezpośredni, przebiegający dosłownie wg opisu ksiąg świętych. Nie odnoszę się do tych kreacjonistów, którzy widzą kreację jako siłę sprawczą, poza czasem i przestrzenią, gdyż taki sąd jest nieweryfikowalny ani pozytywnie ani negatywnie.
Wymieranie gatunków jest oczywistością, gdyż jak inaczej wyjaśnić brak dziesiątków tysięcy gatunków znajdywanych w skałach? Przy obecnym stanie rozpoznania Ziemi nie ma możliwości by wszystkie one żyły sobie gdzieś w ukryciu w odludnych zakątkach. Pewna, niewielka ilość gatunków uważanych za wymarłe teoretycznie mogła gdzieś przetrwać, ale nie tysiące (pomijam tu owady i pajęczaki, które do dziś nie są jeszcze dostatecznie rozpoznane, a w stanie kopalnym tym bardziej). Poza tym na naszych oczach wymiera tak dużo całych grup organizmów, że spokojnie można odrzucić wszystkie tezy o niezmienności w czasie świata organicznego.
Również pojawianie się nowych gatunków jest faktem oczywistym. Trudno inaczej wyjaśnić, dlaczego żadnego ze współczesnych gatunków nie znajduje się w osadach starszych niż setki tysięcy czy parę milionów lat, a jednocześnie w tych samych osadach mamy mnóstwo skamieniałości wymarłych zwierząt i roślin. Oczywiście tylko znikoma część żyjących w danym czasie i miejscu organizmów zachowuje się w stanie kopalnym, w dodatku proces tworzenia się skamienielin jest silnie wybiórczy (jedne grupy mają większe szanse, inne prawie nie mają szansy na utrwalenie w skale), no i oznaczenia gatunkowe dawnych organizmów nie zawsze są pewne, ale przy wielkiej bioróżnorodności dzisiejszej fauny i flory nie ma możliwości by nic się nie zachowało w stanie kopalnym.
Poglądy przeciwników ewolucji dzielą się na parę grup :
człowiek powstał znacznie wcześniej niż mówi nauka (miliony lat wcześniej), jednocześnie z innymi gatunkami zwierząt
człowiek powstał znacznie później niż mówi nauka (jakieś 6 tys. lat temu), jednocześnie z innymi gatunkami zwierząt
człowiek (i życie) dostał się na Ziemię z kosmosu lub kosmici ukształtowali rozwój miejscowej fauny (małp) w kierunku wzrostu inteligencji i produkcji narzędzi.
gatunki nie przechodzą jeden w drugi, wszystkie gatunki istniejące dziś istniały w przeszłości i powstały jednocześnie. Przeważnie zwolennicy tego poglądu dopuszczają wymieranie gatunków
Poglądy te mają wspólny problem - dlaczego nie ma na nie dowodów? Jeśli Homo powstał wcześniej, to dlaczego w osadach starszych niż parę milionów lat brak narzędzi czy kości ludzkich ? To samo dotyczy wpływu kosmitów i istnienia zaginionych cywilizacji o współczesnej lub lepszej technologii - czemu nie ma ich wytworów w osadach? Jeżeli współczesne gatunki były "od zawsze" to dlaczego brak ich szczątków w osadach? A jeśli Homo powstał 6 tys. lat temu, to skąd się biorą czaszki i szkielety starsze.
Są na to podawane trzy odpowiedzi:
Dowody są, ale naukowcy je ukrywają lub niszczą.
Ignoruje się luki i braki w dowodach lub metodach "oficjalnej nauki" i odrzuca się alternatywne dowody lub metody potwierdzające poglądy przeciwników ewolucji.
Wszystkie dowody naukowe są prawdziwe, nikt z badaczy ich nie fałszuje, a to że przeczą one dosłownej interpretacji np. Biblii jest testem na naszą wiarę. Bóg specjalnie stworzył te wszystkie naukowe dowody (np. skamieniałości, wiek skał), które przeczą tekstom biblijnym by sprawdzić czy pójdziemy za Objawieniem i Jego słowem czy będziemy raczej podążać za świadectwem swych zmysłów i rozumu.
Z tą ostatnią odpowiedzią nie będę tu dyskutował, gdyż najpierw trzeba by udowodnić, że Bóg istnieje, potem że interweniuje na Ziemi, a na koniec, że lubi żarciki w kiepskim stylu (podłożę fałszywkę i zobaczę jak się człowiek męczy i jakie wizje snuje na jej bazie). Ponieważ żadnej z tych tez nie można naukowo udowodnić, a już zwłaszcza ostatniej, to sprawę pozostawiam. Choć muszę powiedzieć, że w swoisty sposób teoria ta ma dużo zabawnego wdzięku.
Ad. 1. Z zarzutami o ukrywanie dowodów polemizuje się ciężko. Przede wszystkim ich fałsz w pewnym sensie jest nie do udowodnienia. Nie da się bowiem udowodnić, że nie ukrywa się dowodów. Nawet gdyby każdy naukowiec wpuścił do gabinetu, mieszkania i garażu śledczych, to przecież mógł je zakopać w tysiącach miejsc na Ziemi, utopić w morzu czy rozetrzeć na proszek. Co prawda trzeba być skrajnym fanatykiem, by sądzić, że kilkaset tysięcy ludzi, działających w różnych krajach, systemach i latach, związanych finansowo i organizacyjnie z różnymi instytucjami i jeszcze większa rzesza amatorów - zbieraczy skamieniałości, dopuszcza się stałych fałszerstw. Poza tym, każdy może sam przetestować słuszność twierdzeń przeciwników ewolucji. Proszę spróbować znaleźć np. szczątki współczesnych zwierząt w osadach paleozoiku. Byle mapa geologiczna pokaże Państwu, gdzie te osady się znajdują na powierzchni, wystarczy więc szukać w warstwach, w których mamy dużo skamieniałości (bo to dowodzi nam, że w tym miejscu były dobre warunki do konserwacji padłych organizmów). Przy takiej różnorodności dzisiejszej fauny jej szczątki powinny być bez trudu znalezione w paleozoicznych osadach. O ile były!
Ad. 2. Dowody potwierdzające twierdzenia przeciwników ewolucji można podzielić na 3 grupy:
1. typu daenikenowskiego - rozstrzygające bezdyskusyjnie o słuszności twierdzenia autora... gdyby nie to, że są całkowicie fałszywe. Bo rzeczywiście, jeśli Däniken podaje, że pod takim a takim numerem inwentarzowym w Muzeum Kairskim jest model statku kosmicznego wydobyty z grobu starożytnego Egipcjanina, to rozstrzyga wszystkie spory. Niestety, kiedy naukowcy poprosili w muzeum o pokazanie eksponatu opisanego przez Dänikena, okazało się że to mumia jakiegoś chłopca. Tak samo, autor ten opisuje, że w ścisłej tajemnicy i z zawiązanymi oczyma zaprowadzono go do podziemnych komór w Andach, gdzie zobaczył wytwory supercywilizacji i ciała nieludzi, nawet zrobił zdjęcia, ale nie wie gdzie to było, nie może tam trafić, a zdjęcia nie wyszły. Do tej samej kategorii należą słynne kamienie z Ica przedstawiające starożytne rysunki współczesnych maszyn lub modeli atomu czy chromosomu. Otóż rzeczywiście, od lat w tym rejonie znane są rzadkie płytki kamienne ze starożytnymi rysunkami bogów czy innych "standardowych" tematów kultur prekolumbijskich. A te cuda techniki na kamieniach zaczął produkować miejscowy biznesmen - najpierw podrabiał oryginały, potem zaczął je rozbudowywać (bogatsze i wyraźniejsze rysunki lepiej się sprzedawały), a potem domalowywać nowe elementy. Kiedy zobaczył, że niektórzy dopatrują się tam nieziemskich wpływów, odpowiedział na zapotrzebowanie stopniowo. Nawet kupił podręczniki technologiczne i medyczne, by rysunki były idealne. Osoba ta potem publicznie opisała nawet, jak produkowała te różności i sprzedawała naiwnym, sprawa się wyjaśniła, ale mit wciąż pokutuje.
2. typu "Zakazana Archeologia" - dowody bazujące na prawdziwych danych o narzędziach sprzed pliocenu, ale nieaktualnych. W XIX wieku nauka była w powijakach, zarówno jeśli chodzi o rozpoznawanie artefaktów (wyrobów ludzkich) jak i ich datowanie. Dlatego ówcześni naukowcy opisali dużo paleolitycznych narzędzi, które narzędziami nie były (naturalne odłupki krzemieni itp.) lub też narzędzi prawdziwych, ale błędnie datowanych. W istocie rzeczy, aż do początku XX wieku nie istniały metody datowania izotopowego, wiec trudno tamte oznaczenia wiekowe, szczególnie osadów lądowych (bez fauny morskiej) brać na poważnie. Do tej grupy zaliczyć można szacowania wieku skał (i Ziemi) na bazie tempa gromadzenia się osadów. Faktycznie takie próby robiono w XIX w i otrzymywano bardzo młody wiek planety. Od dawna jednak wiadomo, że metoda ta jest błędna, gdyż tylko krótkie odcinki czasu w danym profilu dokumentowane są zachowaniem osadów (osad reprezentuje 1 % czasu w jakim się tworzył), poza tym tempo gromadzenia się osadu jest niezwykle zmienne i trudno tu o jakąś "przeciętną" i wreszcie osady oceaniczne są co jakiś czas pochłaniane w strefie subdukcji (patrz też dyskusja poniżej).
3. Trzecią grupą dowodów są wskazania, że "nauka dawno obaliła albo przynajmniej podała w wątpliwość" tezy Darwina i jego kolegów. Otóż tu zwolennicy tego poglądu popełniają dość cwane oszustwo. Wszystkie tezy Darwina nie zostały co prawda obalone, ale część jego twierdzeń jest dziś faktycznie nieaktualnych, zwłaszcza jeśli chodzi o zakładany mechanizm ewolucji (teoria pangenezy). Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż Darwin w XIX wieku nie mógł nic wiedzieć o genetyce, a tylko niewiele o paleontologicznych danych. Te nauki powstały lub rozwinęły się po jego śmierci. W ogóle wszystkie przyrodnicze teorie z XIXw są w jakimś stopniu nieaktualne. Tak więc prawdą jest, że niektóre aspekty teorii Darwina okazały się błędne lub nie były wówczas dobrze uzasadnione. A oszustwo przeciwników ewolucji leży w tym, że z twierdzenia "nauka obaliła darwinizm" (co też jest nadużyciem) wyciągają wniosek, iż oznacza to obalenie teorii ewolucji. Tymczasem teoria ewolucji ma się świetnie, bowiem wszystkie wnioski Darwina dotyczące istnienia ewolucji i faktu powstawania gatunków, ich zaniku, wpływu konkurencji, pochodzenia człowieka od małp (nie dzisiejszych oczywiście) zostały wielokrotnie potwierdzone. Zmieniono tylko zakładany mechanizm ewolucji, no i oczywiście mnóstwo rzeczy uściślono, dodano itd. Nieznajomość czy błąd w określeniu przyczyny zjawiska nie jest dowodem na nieistnienie samego zjawiska. Przykładowo, 200 lat temu naukowcy uważali pożary węgla kamiennego za przyczynę świecenia Słońca. To twierdzenie obalono, ale choć wytłumaczenie przyczyn świecenia gwiazdy było bzdurne, nikt nie wyciąga z tego wniosku, że Słońce nie świeci lub nie istnieje.
Kreacjoniści często wskazują, że użycie przez naukowców słowa teoria w zwrocie "teoria ewolucji" zakłada jej spekulatywność. Ignorują przy tym fakt, iż nikt z tychże naukowców nie ma żadnych wątpliwości co do słuszności tej teorii, a wręcz traktują ją oni jako fakt. Tak więc, po prostu naukowcy rozumieją termin teoria inaczej niż kreacjoniści - na pewno nie jako "pogląd o wątpliwej wiarygodności". W każdym razie, spór jest czysto filologiczny.
Kwestia braków i luk oficjalnej nauki. Przeważnie wskazuje się tu na następujące sprawy:
a) liczy się współczesne tempo erozji kontynentów, tempo gromadzenia się osadów w oceanach, tempo znoszenia soli z lądów do oceanów itp. itd. i na tej podstawie stwierdza się, przy tak obserwowanym tempie w/w procesów to w ciągu dziesiątek czy setek tysięcy lat kontynenty powinny być zerodowane, oceany zasypane, a woda morska zasolona tak silnie, że nawet najbardziej wytrwałe organizmy by nie wytrzymały. Skoro tak nie jest, to Ziemia musi być bardzo młoda i nie może mieć postulowanych przez naukę 4,6 mld lat.
Odpowiedź: nie dyskutuję tu poprawności obliczeń kreacjonistów (z reguły bardzo pobieżnych i niedokładnych), gdyż ewentualne popełniane przez nich przeszacowania nie wystarczą do obalenia tezy o młodości Ziemi. Podobnie drugorzędnym problemem jest, że tempo w/w procesów nie jest stałe i w przeszłości mogło być np. niższe. Odpowiedź na ich twierdzenie jest następująca: Ziemia nie jest statyczna, a obieg materii jednokierunkowy. Na miejsce skał usuniętych przez erozję, przybywa nowa materia, wydźwignięta z głębin ziemi tektonicznie (ruchy fałdotwórcze, uskoki), wylewająca się w postaci lawy wulkanicznej czy tworzona przez organizmy, zwłaszcza w trakcie zalewania lądów przez morza (pomijam tu inne, drobniejsze dostawy materii, m.in. pyłu z kosmosu). Z kolei osady i sole deponowane w oceanach są pochłaniane w strefie subdukcji, a także rozpuszczane i w postaci różnych związków wykorzystywane do budowy szkieletów lub zużywane przez organizmy. Niezależnie od tego, w strefach spredingu (rozszerzania się dna morskiego) część osadów jest przemieszczana na nowo tworzące się dna. Trzeba pamiętać, że nie każdy kawałek kontynentalnej skorupy ulega zniszczeniu (erozji), niektóre pogrzebane w głębi Ziemi mogą przetrwać miliardy lat i vice versa, czasami bardzo młode fragmenty skorupy ulegają destrukcji. Dlatego argumenty typu, "skoro kontynenty erodują to dlaczego są tam bardzo stare skamieniałości" są bez sensu.
b) skoro ewolucja to ciągłe ulepszanie swego przystosowania do środowiska, bezustanna walka o byt, z której wychodzą najlepsi to dlaczego na świecie jest tak dużo prymitywnych organizmów. Np. dlaczego jest tak dużo prymitywnych bakterii czy gąbek, a znacznie mniej ssaków?
Odpowiedź: nie ma uniwersalnego i stałego zestawu cech, które powinien mieć organizm "dobrze przystosowany". W takim razie nie może też być jednokierunkowego rozwoju takich cech i ich dominacji. Dzieje się tak dlatego, że środowisko zmienia się w czasie i w przestrzeni. A więc pewne cechy bardzo przydatne w danym środowisku, w innym miejscu lub czasie mogą być szkodliwe. Np. biały kolor niedźwiedzia polarnego będzie mu poważną zawadą, gdy Arktyka się zazieleni. Po drugie mutacje są przypadkowe i nie ukierunkowane. A więc z tego, że jakaś mutacja okazała się użyteczna dla lepszego dostosowania się danej grupy organizmów do środowiska nie wynika, że była ona jedyną czy najlepszą możliwością rozwiązania problemu dostosowania się. Hipotetycznie inne mutacje, mogły dać taki sam albo jeszcze korzystniejszy efekt, tyle że akurat w danym miejscu i czasie nie zaszły (ale mogą zajść u innej izolowanej grupy tego gatunku w innym miejscu jego występowania). Po trzecie, możliwości adaptacji czy rozwiązania danego problemu adaptacyjnego zależą też od dotychczasowej budowy danego organizmu. A więc jeśli mamy dużego, ciężkiego ssaka, z krótką szyją i zaczątkową trąbą, to odpowiedzią na dużą ilość niewykorzystanego pokarmu w koronach drzew będzie wydłużanie tej trąby, a nie np. wydłużanie nóg i szyi czy wykształcenie skrzydeł by podlatywać sobie do liści. Ale przy innym planie budowy zwierzęcia, rozwiązanie problemu dostępu do pokarmu wysoko w koronie drzew może doprowadzić do zupełnie innego rozwoju. Po czwarte, wykształcenie się nowych linii rozwojowych często wynika z tego, że dana nisza pokarmowa czy ogólnie ekologiczna była już zapełniona i osobniki które się tam nie mieściły musiały sobie znaleźć nową (lub zginąć). A więc wyjście na ląd pierwszych płazów w dewonie nie znaczyło, że bycie płazem było czymś lepszym od bycia rybą, lecz po prostu powstały możliwości kolonizacji lądu (był już tam pokarm i nie było już niszczącego promieniowania kosmicznego), co mogły wykorzystać te ryby, które i tak żyły na pograniczu tych środowisk, a jednocześnie konkurencja w nowym środowisku była dla nich mniej dotkliwa niż w starym wodnym.
Podsumowując, bakterie nie są gorzej przystosowane do życia w swoim środowisku niż ssaki czy ptaki. Wszystkie te grupy równie dobrze sobie radzą i równie skutecznie ulegają ewolucji. Jednakże istnieją bardzo liczne nisze, środowiska, tryby życia, źródła pokarmu itp. których np. bakterie nie mogą zapełnić. W takich sytuacjach rozwijają się tam inne grupy organizmów, adaptując się do nich. Nie znaczy to, że są one lepsze od bakterii. Są po prostu inne. Podobnie ssaki nie mogą żyć wewnątrz czyichś komórek albo w kiszkach kręgowców. A bakterie mogą. Nie wynika z tego przecież, że ssaki są gorzej przystosowane niż bakterie.
Poniżej są podane odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania i zarzuty kreacjonistów:
Ewolucja potrzebuje czasu, dla wykształcenia się obecnej bioróżnorodności, a także wymarłych, znanych tylko ze skamieniałości, zespołów organicznych konieczne są dzieje Ziemi liczące setki milionów lat. Bezpośrednich danych o wieku Ziemi (najstarsze skały i minerały mają trochę ponad 4 mld lat), wieku warstw skalnych zawierających skamieniałości (najstarsze mają 3,8 - 3,5 mld lat) dostarczają datowanie izotopowe.
Zarzut ogólny: Metody datowań izotopowych skał i zawartych w nich skamieniałości są zawodne, dają fałszywe wyniki (tu często padają przykłady), a więc nie można ich poważnie traktować.
Odpowiedź: owszem, poszczególne pomiary mogą być błędne, podobnie jak zawodne mogą być poszczególne egzemplarze samochodów. Nikt jednak nie twierdzi na tej podstawie, że samochody nie nadają się do przemieszczania (no, osobiście zastanawiałbym się nad tym w przypadku fiata 126p:). Błędy datowań izotopowych wynikać mogą z błędów ludzkich (zanieczyszczenie próbki, brak należytej staranności w laboratorium, złe przygotowanie próbki, mierzenie wieku np. cyrkonów, ze skały, w której występują dwie generacje wiekowe tychże), zastosowania niewłaściwej metody do konkretnej skały, w tym datowanie skały zbyt młodej lub zbyt starej jak na możliwości danej metody, zła interpretacja wyników (np. w skale która była kilkakrotnie przetapiana interpretowanie wyniku jako wieku utworzenia się skały, a nie jej ostatniego podgrzania). Wreszcie niektóre metody są metodologicznie błędne i nie powinny być używane (np. metoda kalogenowa (za wyjątkiem paru sytuacji), metoda termoluminiscencji w zakresie datowań ziaren kwarcu w osadach glacjalnych czy fluwioglacjalnych).
Właśnie dlatego, w większości ważnych badań, datowania robi się różnymi metodami, w różnych laboratoriach. Podobne wyniki uzyskane w ten sposób są świadectwem poprawności. Poza tym dawno opracowano szereg zabezpieczeń pozwalających uniknąć (ściślej: uczynić skrajnie rzadkimi) błędów technicznych przy datowaniach. Masowe datowania, różnymi metodami, w różnych ośrodkach i w różnym okresie czasu potwierdziły kluczową dla ewolucji własność Ziemi i skamieniałości - są one bardzo stare (liczą miliardy lat).
Pytanie. Skąd wiadomo, że okres połowicznego rozpadu np. węgla C14 wynosi 5730 lat, uranu 235: 704 mln lat , a uranu 238: 4,45 mld lat? Przecież stałe te wyznaczono po bardzo krótkim okresie obserwacji w laboratorium (tygodnie, miesiące) i nikt nie siedział przy próbie choćby węgla przez 5370 lat by sprawdzić kiedy się rozpadnie połowa atomów !
Odpowiedź. Okres połowicznego rozpadu np. 14 C - 5730, nie oznacza bynajmniej, że przez cały okres ponad 5 tys lat nie rozpada się ani jeden atom, a potem raptem połowa atomów ulega rozpadowi w jednej chwili. To oznacza natomiast, że rozpad trwa cały czas, w takim tempie, że po tych 5730 latach zachowa się tylko połowa atomów macierzystych. Z tego też wynika, że nie trzeba siedzieć 5 tysiącleci i czekać (albo setek milionów lat czy miliardów w przypadku uranu czy rubidu) by ustalić T1/2. Wystarczy krótki okres i czuła aparatura by pomierzyć ile atomów rozpada się np. w ciągu miesiąca i proste obliczenia dadzą nam T1/2.
Zarzut ogólny: Brak jest przykładów ewolucji pokazujących przejście jednego gatunku w drugi. W szczególności brak tego w materiałach paleontologicznych. Brak też przykładów na współczesne tworzenie się nowych gatunków.
Odpowiedź: Oczywiście prawdą jest, że ponieważ tylko znikoma część organizmów zachowuje się jako skamieniałości, to nigdy nie będziemy mieli sekwencji skamieniałości, ukazujących pokolenie po pokoleniu przejście gatunku macierzystego w potomny. Jednak w wielu przypadkach materiał paleontologiczny jest na tyle bogaty, że widać stopniowość linii rozwojowej prowadzącej od prymitywnych do współczesnych przedstawicieli danej grupy (np. walenie). Jest to szczególnie dobitne przy obserwacjach wysokich jednostek systematycznych (typów, gromad, rzędów). Natomiast szereg kapitalnych przykładów powstawania nowych gatunków (nie tylko ptaków) w dzisiejszych czasach podaje bardzo dobra książka : J. Weiner "Dziób zięby" (Książka i Wiedza, 1997).
Ogniwa pośrednie jako perpetuum mobile kreacjonizmu
Kreacjonista wskazuje np., że między współczesnym wielorybem a jego "rzekomym" praprzodkiem wczesnoeoceńskim (np. Pakicetus) jest olbrzymia różnica wyglądu i budowy. Jednocześnie pyta jak to możliwe, że w skałach reprezentujących 50 mln lat brak jakichkolwiek form pośrednich. Następnie paleontolodzy odkrywają w miocenie formę pośrednią (np. Cetotherium). Cóż robi kreacjonista, gdy dostanie ogniwo pośrednie ewolucji? Triumfuje. Acha, teraz to dopiero macie problem panowie ewolucjoniści ! Dotąd nie mieliście ogniwa pośredniego tylko między pakicetusem a współczesnym wielorybem, a teraz brakuje wam aż dwóch form pośrednich - między pakicetusem a cetoterium i między cetoterium a współczesnym wielorybem! Innymi słowy wg logiki kreacjonisty, im więcej dowodów paleontologicznych na ewolucję tym bardziej podważa to możliwość ewolucji. W zasadzie żądanie kreacjonistów sprowadza się do oczekiwania, że paleontologia wskaże szkielety wszystkich pokoleń wielorybów w czasie ewolucji, od praprapradziadka do dziś, pokolenie po pokoleniu. Choć przecież nie wymagają ciż sami ewolucjoniści, by udowodnić istnienie Adama i Ewy metodą wskazania szkieletów każdego kolejnego pokolenia, od prarodziców do piszącego te słowa.
Zarzut ogólny: Wiele organów organizmów jest bardzo skomplikowanych, ich prawidłowe funkcjonowanie zależy od współdziałania poszczególnych składników tych organów. Jak więc mogły powstać drogą stopniowych udoskonaleń, skoro fragmentaryczny organ był do niczego nieprzydatny. Przykładowo, siatkówka w oku jest niezbędna do widzenia, jednak by służyła swoim celom musi być kompletna, fragment siatkówki albo jej inne położenie uniemożliwia widzenie.
Odpowiedź: Przede wszystkim większość organów może być funkcjonalna również w stanie przejściowym. Rozmaite zaburzenia wzroku (krótkowzroczność, nadwzroczność, astygmatyzm, niektóre rodzaje daltonizmu) wynikają właśnie z niepełnego dopasowania wszystkich elementów oka (wrodzonego lub nabytego). Jednak, w dalszym ciągu umożliwiają widzenie, tyle że słabsze. W sytuacji, gdy słabe widzenie jakiegoś osobnika jest nietypowe dla danej populacji, to taki osobnik w przyrodzie zapewne szybko zginie, bo np. dostrzeże atak drapieżnika dużo później niż inni członkowie stada, zacznie więc ucieczkę najpóźniej i dlatego będzie najłatwiejszą ofiarą. Czym innym jest jednak słabsze widzenie u danego gatunku w przeszłości, wynikłe z faktu, iż oko nie wyewoluowało jeszcze do dzisiejszego stanu doskonałości. W takim przypadku, zarówno ofiary jak i napastnicy (dla uproszczenia mówimy tu o podobnej fazie rozwoju oka u obu grup) mają podobnie słaby wzrok, więc nie można nie można oceniać słabości wzroku względem dzisiejszych standardów. Z drugiej strony, nawet bardzo słaby wzrok, umożliwiający rozróżnianie tylko jasności od ciemności, daje w odpowiednim środowisku kolosalną przewagę nad tymi, którzy tę jasność/ciemność odróżniają gorzej (cień w wodzie może sugerować zbliżanie się atakującego, więc jakość spostrzegania cienia decyduje o przeżyciu). Pokazuje to, że w typowym środowisku zawsze była korzyść z posiadania trochę lepszego wzroku niż inne osobniki z populacji, nawet jeśli ten wzrok był według dzisiejszych standardów bardzo słaby. Trochę jak w powiedzeniu: wśród idiotów, głupiec jest mędrcem.
O przeżywalności decydują minimalne różnice jakiejś cechy w populacji. Badając zięby Darwina stwierdzono, że w czasie kilkuletnich okresów nieurodzaju ptaki o dłuższych i mocniejszych dziobach mają znacząco większą przeżywalność niż ptaki o dziobach krótkich. Ten trend utrzymywał się nawet po zakończeniu głodu, bo samiczki wybierały samce o długich dziobach. Różnice między krótkimi a długimi dziobami wynosiły jedynie dziesiętne części milimetra - i tak znikoma ilościowo różnica dawała olbrzymie różnice w przeżywalności !
Dodatkowo trzeba pamiętać, że obecna funkcja narządu, organu nie zawsze była tą pierwotną. Np. pióra powstały najpierw jako struktury służące utrzymywaniu w miarę stałej temperatury (okrywa grzewcza), być może także służyły do identyfikacji osobników w stadzie lub w celach zwrócenia uwagi w czasie godów. W każdym razie dopiero dużo później, i tylko u niektórych zwierząt, zaczęły przekształcać się w struktury umożliwiające lot. A więc początkowo organizm mógł odnosić korzyści ze szczątkowego pióra nie dzięki użyciu go do lotu, a dzięki grzewczym własnościom takowego pióra.
Zarzut ogólny: Skoro ewolucja działa całkowicie przypadkowo, to jak seria przypadków mogła doprowadzić do stworzenia niezwykle skomplikowanych organów czy gatunków, np. człowieka?
Tu z reguły padają obliczenia prawdopodobieństwa przypadkowego powstania znacznie prostszych form niż człowiek czy oko, z których wynika, że o wiele bardziej prawdopodobne jest, że huragan wiejący na składzie części samolotów z rozmontowanych części sam ułoży samolot niż, że przypadkowe procesy doprowadzą do powstania form żywych.
Odpowiedź: na tak postawiony zarzut odpowiedź jest jedna: nie ma możności by przypadkowo działające procesy biologiczne doprowadziły do wyewoluowania np. człowieka czy innej formy życia. Jest to całkowicie niemożliwe i nierealne. Problem w tym, że teoria ewolucji nigdy nie twierdziła, że zmiany ewolucyjne przebiegają chaotycznie czy przypadkowo. Wprost przeciwnie, zawsze w teorii ewolucji twierdzono, że ewolucja jest możliwa tylko dzięki bardzo silnej i nieustannie trwającej selekcji. Przypadkowe i nie ukierunkowane są tylko mutacje. Natomiast po powstaniu takiej przypadkowej mutacji dochodzi do selekcji na drodze tego co Darwin nazywał walką o byt. Jeśli mutacja jest szkodliwa w danych warunkach środowiskowych, to osobnik nią obdarzony ginie przed stworzeniem swojego potomstwa, albo jego potomstwo jest mniej liczne lub wcześniej ginące niż inne osobniki tegoż gatunku z danej populacji. W ten sposób dana mutacja jest eliminowana lub ograniczana w częstości pojawiania się u potomstwa. Jeśli mutacja jest korzystna (daje korzystne skutki) to zachodzi proces odwrotny: potomstwo osobnika obdarzonego tą mutacją jest płodne i będzie zwiększać swą liczebność szybciej niż inne osobniki danej populacji, a mutacja będzie się utrwalać w populacji. Część mutacji jest neutralna, ani nie szkodzi, a ni nie pomaga. Proces ten trwa cały czas, setki milionów lat, we wszystkich pokoleniach - ciągle powstają nowe mutacje i ciągle są one testowane pod kątem użyteczności dla przeżycia osobnika i jego potomstwa. Nawet te mutacje, które kiedyś okazały się korzystne, po upływie jakiegoś czasu, gdy zmienią się warunki środowiskowe mogą okazać się niekorzystne i zostaną ograniczone lub wyeliminowane. I vice versa. Jak widać selekcja jest nieustanna i bardzo surowa. Z tego też wynika ulepszania i rozbudowa poszczególnych organów czy całych gatunków albo linii rozwojowych w trakcie ewolucji.
List studenta pierwszego roku teologii Pana Tomasza S. (Angora nr 52) nt. kreacjonizmu i darwinizmu zawiera szereg nieprawdziwych informacji w zakresie oceny teorii ewolucji, mogących zmylić czytelnika. Pan T. S. autorytarnie mówi o teorii ewolucji jako "pełnej dziur"; i o tym, że "wciąż poszukiwane są tzw. brakujące ogniwa"; oraz apeluje by "przedstawić jakikolwiek dowód, który by ją [teorię ewolucji] potwierdzał". Kwestionuje pogląd o powszechności akceptacji teorii ewolucji przez naukowców informując, że współcześnie coraz większe poparcie wśród naukowców zdobywa konkurencyjna teoria Lamarcka. Wszystkie te opinie bazują wyłącznie na braku wiedzy ich autora. Dowody potwierdzające ewolucję liczą się w tysiące. Dotyczą one dokumentacji przemian ewolucyjnych w materiale kopalnym, tworzenia się nowych gatunków współcześnie, jak i genetycznych mechanizmów ewolucji. Z czterech głównych twierdzeń darwinizmu, dwa pierwsze: gatunki fauny i flory nie są niezmienne oraz przejścia między gatunkami (i wyższymi jednostkami) odbywają się nieprzerwanie w historii świata organicznego, są znakomicie udowodnione od dawna. W każdej epoce geologicznej obserwuje się grupy organizmów nie występujące wcześniej i później, np. trylobity, graptolity, amonity, a także opisano wiele form pośrednich między różnymi grupami zwierząt. Współcześnie tworzą się nowe gatunki np. tzw. zięb Darwina i muszki owocówki, oczywiste jest też wymieranie licznych gatunków. Trzecia teza Darwina o wzajemnym spokrewnieniu gatunków jest równie dobrze udowodniona badaniami genetycznymi, które wykazują, że nawet bardzo odległe od siebie wyglądem organizmy mają podobny materiał genetyczny, a u grup blisko spokrewnionych (szympansy i człowiek) zbieżność przekracza 98%. Co istotne, także tzw. "niekodujący DNA" wykazuje podobieństwa w stopniu proporcjonalnym do spokrewnienia poszczególnych form szacowanego na podstawie danych paleontologicznych czy morfologicznych. Ostatnia teza Darwina wskazująca na dobór naturalny jako jeden z podstawowych mechanizmów ewolucji została także potwierdzona, chociażby badaniami zięb Darwina, cierników i setkami innych. Liczne dowody ewolucji mógł znaleźć Pan T. S. w popularnych i łatwo dostępnych w Polsce książkach Goulda, a zwłaszcza Dawkinsa, że już o klasykach: K. Darwinie i Dobzhanskym nie wspomnimy, a także w podręcznikach akademickich. Niedostatek ogniw pośrednich wśród skamieniałości był problemem teorii ewolucji sto lat temu, jednak od dziesiątków lat mamy bardzo liczne przykłady szeregów form przejściowych między dwiema jednostkami systematycznymi, np. prakopytnymi a kopalnymi waleniami czy pomiędzy rybami a kręgowcami lądowymi. Teoria ewolucji nie zawiera "dziur" dowodowych czy poznawczych, które kazałyby wątpić w zachodzenie procesu ewolucji. Jest to teoria żywa, trwają ciągle spory o tempo przemian, rolę poszczególnych mechanizmów itp., ale dotyczą one spraw dość drugorzędnych, często kwestii przebiegu ewolucji w danym środowisku. Natomiast podstawowe mechanizmy ewolucji zostały już dawno potwierdzone przez naukowców. Nawiasem mówiąc dziwne, że kreacjoniści traktują trwanie dyskusji o drugorzędnych aspektach ewolucji jako dowód niepewności tej teorii, a jednocześnie znacznie dłuższe i bardziej fundamentalne dyskusje teologiczne na tematy podstawowe w chrześcijaństwie nie stanowią dla nich powodu do negowania istnienia Boga. Informacja o popularności lamarkizmu wśród dzisiejszych badaczy jest także nonsensem. Kluczową tezę lamarkizmu (dziedziczenie cech nabytych) odrzucono pod wpływem setek doświadczeń w początkach XX wieku i żadne późniejsze badania czy odkrycia tej hipotezy nie reanimowały. Jedynym wyjątkiem były twierdzenia Łysenki, który neolamarkistowskie tezy o dziedziczeniu cech nabytych obudował aparatem ideologicznym i w takiej postaci uczynił główną teorią biologiczną w Związku Radzieckim w okresie 1930-1964. Jednak triumf neolamarkizmu nie opierał się tu na sile argumentów, a na argumencie siły; wszystkich opozycyjnych naukowców zamordowano, uwięziono lub wyrzucono z pracy. Zastosowania metod Łysenki w rolnictwie dostarczyło wymownych dowodów empirycznych błędności lamarkizmu. Poza tym od upadku łysenkizmu minęło 50 lat, więc trudno mówić o współczesnej akceptacji tej teorii. Kwestionowana przez Pana S. powszechność poparcia teorii ewolucyjnej wśród zajmujących się biologią i naukami o Ziemi naukowców jest faktem empirycznym, wystarczy przeczytać listy czołowych biologów polskich w reakcji na tezy prof. Giertycha i zwrócić uwagę na znikome poparcie w świecie nauki sprzecznych z neodarwinizmem poglądów (kreacjonizm, inteligentny projekt, lamarkizm). Pan T. S. pisze też, że biologia i teologia zajmują się odmiennymi przedmiotami badań i nie powinno się porównywać teorii biologicznych z teologicznymi. Faktycznie, biologia nie zajmuje się istnieniem i charakterystyką Boga, a teologia owszem. Jednak w momencie, gdy kreacjoniści i niektórzy teolodzy twierdzą, że świat ma około 6 tysięcy lat, wszystkie gatunki powstały jednocześnie i w akcie bezpośredniej kreacji, człowiek współczesny pochodzi od jednej pary prarodziców itp., to stwierdzenia te nie tylko wkraczają w zakres nauk biologicznych i geologicznych, ale są w jaskrawej sprzeczności z wielokrotnie potwierdzonymi i sprawdzalnymi danymi uzyskanymi przez te nauki. Trudno więc deklarować brak sprzeczności między teologią i biologią jednocześnie podważając empiryczne fakty biologiczne przy pomocy Biblii.
Z wyrazami szacunku
Robert Niedźwiedzki (Instytut Nauk Geologicznych, Uniwersytet Wrocławski), Karol Sabath (Instytut Paleobiologii PAN), Mariusz Salamon (Uniwersytet Śląski, Wydział Nauk o Ziemi)
(jest to nasz list opublikowany w: Angora, nr 2 (865), str. 60, w stosunku do oryginału nazwisko naszego polemisty zastąpiłem zwrotem "Pan S.")
Na koniec inna sprawa podnoszona czasem w dyskusjach. Prawdą jest, ze wiele wczesnopaleolitycznych narzędzi kamiennych jest tak prymitywna, że istnieją olbrzymie trudności w odróżnieniu ich od naturalnych tworów. Czasami dotyczy to i bardziej zaawansowanych dzieł ludzkich (patrz np. dyskusję nad tym czy flet znaleziony w Jugosławii był fletem czy kością z naturalnymi dziurkami, albo czy pyłki kwiatów przy szkieletach neandertalczyków oznaczają pochówek z ceremoniałem czy też wiatr nawiał trochę pyłku do jaskini). Dlaczego więc, niektóre kamienie o dość problematycznych śladach obróbki uznaje się za narzędzia, a inne, podobne, ale pochodzące z warstw starszych niż akceptowany wiek pojawienia się Homo, uznaje się za naturalne kamienienie? Czy gdyby niektóre z "narzędziopodobnych" kamieni znajdywanych w eocenie czy paleocenie umieścić w wąwozie Olduvai w warstwach z Homo, to czy naukowcy nie uznali by ich za dzieło rąk ludzkich? Osobiście sądzę, że tak. Jednak problem polega na tym, że obok okazów wątpliwych, które przypisywane są ludziom na zasadzie prawdopodobieństwa (bo leżą w miejscu, gdzie już były znajdywane inne) i chęci odkrycia (trzeba coś wykazać, by dostać nowy grant, więc odrobina autosugestii robi cuda), na stanowiskach plioceńskich i plejstoceńskich są też znajdywane okazy niewątpliwie obrobione ręką ludzką (lub australopitecką). Tymczasem w starszych utworach nie ma żadnych niewątpliwych znalezisk ! Poza tym, w nauce obowiązuje zasada, że nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów. A więc znaleziska, które potwierdzają fakty już wcześniej udowodnione nie są poddawane takiej krytycznej ocenie jak znaleziska przełomowe. I dlatego kawał krzemienia z odłupaną byle jak krawędzią ze żwiru eoceńskiego nie będzie uważany za dzieło ludzkie, choć gdyby był w plejstocenie, to jakiś entuzjasta mógłby go opisać jako narzędzie.