Wolność od depresji
To wolność od negatywnego myślenia. To głód uczuć wyższych. I byłoby to wszystko na ten temat, gdyby nie problemy z jakością myślenia. Każda myśl wygenerowana jest na podstawie zawartości naszej podświadomości. Są tam różne obawy, poczucie braku, niepewność co do naszej przyszłości. Uaktywnia się to wszystko szczególnie w sytuacjach kryzysowych, problematycznych. Umysł działa wtedy tak, jakby nie znał czegoś innego, jakby inne scenariusze rozwoju sytuacji nie miałyby prawa zaistnieć. Generowanie negatywnych wizji jest działaniem obronnym. Umysł mówi: "Zobacz co Cię czeka, jeśli nie podejmiesz działań zaradczych, jeśli nie rozwiążesz tego problemu". Towarzyszą temu emocje, takie jak lęk, niepokój, niepewność, smutek. W ten sposób umysł straszy nas samych, wymuszając działania mające na celu uspokojenie jego, danie jemu takich przesłanek, które nie będą uaktywniać negatywnych wzorców, negatywnych wizji. Szanuję swój własny umysł, dostrzegając to, że w taki sposób chce mi pomóc. Jednak takie funkcjonowanie jest atawizmem, związanym ze światem zwierzęcym, gdzie oprócz instynktu główną siłą motywacyjną jest lęk. Strach, smutek, niepokój są wibracjami, które odbierają siłę, energię i entuzjazm do działania. W efekcie zamiast dodatkowego wsparcia w kryzysowej sytuacji, umysł odbiera nam energię do działania.
Często pojawieniu się stanów depresyjnych nie towarzyszą negatywne myśli, związane z jakimiś uwarunkowaniami zewnętrznymi. Przejawia się to np. w stanach smutku, niepokoju, które nie wiadomo skąd się biorą. Nie mają swej przyczyny w chwili obecnej. To dają znać o sobie przeszłe doświadczenia i przekonania, które wtedy się zrodziły. To też są negatywne myśli, ale w dużym stopniu nieuświadomione, gdzieś tam krążące cały czas po naszym umyśle. Głównym przekonaniem tworzącym depresje jest myśl, że życie jest bez sensu. Mogło się ono zrodzić w wyniku wielu doświadczonych porażek (poczucie rezygnacji, niezaradności i związanej z tym niskiej samooceny) lub wprost z braku doświadczania uczuć wyższych, takich jak radość, szczęśliwość, zadowolenie. Ten brak jest wynikiem całego ciągu zdarzeń.
Życzę Tobie niewinności
Zaczyna się od poczucia winy, powstałego z błędnego przekonania, że zrobienie czegoś w sposób niewłaściwy, niezgodny z jakimiś normami lub zaniechanie zrobienia czegoś było niewłaściwe. Warto tu zwrócić uwagę na słowo niewłaściwe. Tak naprawdę nie ma takiego słowa. Każde zdarzenie określane jako dobre lub złe ma swoją przyczynę. Każde zaistniałe już zdarzenie jest faktem. Jeśli nie udało się stworzyć zdarzenia takiego, którego chcieliśmy, to warto zaakceptować takie, jakie nastąpiło. Ono po prostu jest i tego, co nastąpiło już się nie zmieni. Często krytykuje się osoby, które były odpowiedzialne za dane zdarzenia. Jest to przejaw nieakceptacji i braku szacunku dla tej osoby, bez względu na to kim jest i co zrobiła. Świadomość przyczyny i skutków daje mądrość, dla której każde zdarzenie dobre czy złe jest właściwe. Jeżeli inna osoba coś złego nam wyrządziła, to przydaje się świadomość zwierciadła. Wtedy takie zdarzenie było nieuknione, bowiem podświadomie sprowokowaliśmy tą osobę do tego czynu, takiej postawy. Podobne przyciąga podobne. Jeżeli ta osoba przejawiła coś złego wobec nas, to jest to w nas samych. Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak pretensje. Uzdrowienie nie przychodzi od zewnątrz. Dokonuje się wewnątrz. Jeśli w nas samych dokonało się oczyszczenie, to przyciągamy ludzi, którzy zachowują się tak, jak byśmy chcieli, w sposób, który służy naszemu najwyższemu dobru.
Życzę Tobie świadomości boskości w Tobie, Twojej własnej najwyższej wartości
Kolejnym etapem jest potrzeba kary. Jeśli zrodziło się poczucie winy, to pociąga za sobą karę. Zawsze jej towarzyszy zaniżona własna samoocena. Powstaje myśl, że skoro zrobiłem coś nie właściwego, to jest ze mną coś nie tak, jestem niepełny, mam nieodpowiednie predyspozycje, jestem nie wystarczająco mądry itp. Podtrzymywanie takich myśli zmierza w kierunku depresji. Warto się otworzyć na boską mądrość i rzeczywistość, aby uzyskać wgląd w swoją prawdziwą wartość. Świadomość swojej prawdziwej wartości nie wymaga udowadniania jej przed sobą ani innymi ludźmi. Dlatego warto też rozwijać zaufanie i pewność co do własnych wystarczających możliwości i umiejętności.
Życzę Tobie życzliwości i szacunku dla samego siebie i innych ludzi
Kara rodzi pokutę. Pokuta nie jest zadośćuczynieniem. Prawdziwe zadośćuczynienie wypływa z potrzeby serca i nie jest obowiązkiem. Zadośćuczynienie z obowiązku łączy się z niską energią, jaką przekazujemy drugiej osobie wraz z czynnością, jaką wykonujemy aby naprawić ewentualną szkodę. Robienie czegoś z obowiązku nie służy nam samym. Powoduje zmęczenie, apatię, złość. Pokuta zawsze łączy się z cierpieniem. Cierpienie nie ma nic wspólnego z zadośćuczynieniem. W religii chrześcijańskiej panuje przekonanie, że poprzez własne cierpienie można naprawić wobec Boga wyrządzoną szkodę. Nie służy to ani osobie, której dotyczy szkoda, ani Bogu, bo jemu cierpienie do szczęścia nie jest potrzebne. Teraz pokuta przybrała łagodniejszą formę. Nie jest już samobiczowaniem się, ale odmówieniem modlitwy. Modlitwa z obowiązku nie jest modlitwą.
Warto uwalniać się od transu cierpiętnictwa. Wolność od cierpienia to szacunek i życzliwość dla siebie samego i innych. Życzenie tego wszystkiego, co służy dobru najwyższemu własnemu oraz innych ludzi.
Życzę Tobie poczucia własnej godności i zasługiwania
Pokuta powoduje poczucie niegodności, nie zasługiwania. Często osoby, które czują się winne, w ramach skruchy uznają, że nie są godne współczucia, swojej dotychczasowej pozycji, a nawet dalszego życia. Zabieranie sobie tych rzeczy rodzi cierpienie, które nie jest potrzebne nikomu i nie rozwiązuje żadnego problemu. Niegodność jest początkiem wyrzekania się tego wszystkiego, co jest nam dane bez względu na to, co zrobiliśmy i kim jesteśmy. Wtedy przydatna jest świadomość naszej boskiej natury, medytowania na temat tego kim jesteśmy naprawdę.
Życzę Tobie dostatku, obfitości i bogactwa materialnego oraz duchowego
Dalej następuje poczucie braku. To tak, jakby tego, co się wyrzekliśmy w ogóle nie było, jakby nie można było tego uzyskać. Jest to poczucie jedno z najbardziej ograniczających nasze życie i najpowszechniej występujących. Od poczucia braku rozpoczynają się wszystkie problemy. To nie tylko brak pieniędzy, ale również miłości, szczęścia, mądrości, akceptacji, życzliwości, spokoju itd. Warto tu rozwijać świadomość dostatku, jego boskiego źródła oraz własnej samowystarczalności. Tak jak sami zabieraliśmy sobie w poczuciu niegodności różne rzeczy, tak na nowo możemy sobie je dać. Warto stosować wprost to słowo w dekretach i afirmacjach. Daję sobie radość, daję sobie pieniądze, daję sobie bezpieczeństwo, szczęście, miłość. Pozwalam sobie na to.
Poczuciu braku towarzyszy poczucie straty. Przecież to wszystko już kiedyś mieliśmy. Inaczej nie wiedzielibyśmy, jaką wartość mają różne dobra i tym samym nie znalibyśmy ich i nie chcielibyśmy ich. Jeżeli coś chcemy, to znamy tego wartość. Chociażby w przybliżeniu. Dlatego wyrzeczenie się powoduje poczucie straty. Poczucie, że nie tak szybko to odzyskamy, że może być to trudne, trwać długo a może w ogóle nigdy tego nie odzyskamy. W ten sposób rodzi się strach.
Życzę Tobie pełnego bezpieczeństwa zawsze i wszędzie
Nie ma poczucia lęku bez poczucia straty. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że strach nie zawsze jest związany ze stratą. Ale nawet groźba napadu czy wypadku związana jest z niebezpieczeństwem utraty życia lub zdrowia. Czy można odzyskać utracone życie? Warto odpowiadając sobie na to pytanie pomedytować w tematach prawda, bezpieczeństwo i dostatek. Wtedy okazuje się, że życie jest wieczne, nie ma czegoś takiego jak śmierć, jak utrata życia, że naszą prawdziwą istotą jest duch, a odejście od ciała fizycznego i jego rozpad nie jest niczym przykrym, niczym co w jakikolwiek sposób cokolwiek nam odbiera. Przy okazji warto medytować na temat niezależności od ciała, czyli nie przywiązywania się do niego. Przy tym warto wiedzieć, że nie przywiązywanie nie jest nie szanowaniem ciała. Depresja może powstać z przekonania, stwierdzenia, że mamy już dużo lat. Za dużo. Dla niektórych takie "odkrycie" może być niemal tragedią. Powoduje to ograniczenie, że nasze życie jest wyznaczone przez lata fizycznego, biologicznego życia. Życia tylko raz. Drugie ograniczenie dotyczy żalu niespełnionych marzeń, których realizacja dotyczy tylko np. młodości. Żal i poczucie straty utraconych szans. Jednak prawdziwe bogactwo nie jest uzależnione od jakichkolwiek szans i wieku. Jest do odkrycia w nas zawsze. I nie wystarczy o tym wiedzieć, ale czuć je, być jego świadomym. Dlatego zachęcam do odkrywania jego.
Życzę Tobie pełnej radości i spełnienia
Gdy już nic nie ma, to pojawia się bezsens życia. W praktyce uczucie bezsensu może spowodować tylko jeden brak, np. ukochanej, tej jedynej (rzekomo) osoby. Ten brak może jawić się jako brak wszystkiego. Często się słyszy wtedy, że ta osoba dla drugiej była wszystkim. A tak naprawdę jest to ogromne uzależnienie odczuwania radości życia i miłości od drugiej osoby. W odczuwaniu bezsensu jest już depresja. To poczucie, że nie ma po co żyć. Życie przypomina wtedy wegetację. Podświadomość nie widzi potrzeby dalszej aktywności. Nie widzi celu możliwego do osiągnięcia. Odcina więc dla umysłu i całego organizmu siłę witalną. To tak, jakby zgasić telewizor, który już nikt nie ogląda. Po co marnować prąd? Od wegetacji jest już blisko do pragnienia śmierci. Bo po co to wszystko, po co to życie, skoro nie ma w nim nic cennego, wartościowego, co daje energię i ochotę do życia? Samobójstwo w depresji to dosyć częsty przypadek. I na tym kończy się łańcuszek. Tym może się skończyć poczucie winy.
Warto medytować w temacie spełnienia. Spełnienie to po prostu pełnia. Dostatek i obfitość uczuć wyższych. Znajduje się na podstawie, obok takich cech jak niewinność i zdrowie. Ma więc podstawowe znaczenie dla naszego życia. Zaburzenia na podstawie mogą odciąć od życia. Znajduje się tam bowiem również moc. Moc życia. A depresji zawsze towarzyszy niemoc.
Cały ten ciąg opiera się na wymyśle, że istnieje coś takiego jak wina. Wygląda on bardzo realnie i dlatego dotyka każdego z nas. Od tego rozpoczęło się wszystko według opisu biblijnego - od zerwania jabłka w raju, winy z tym związanej i kary za to. Od tego rozpoczęła się zabawa w piekło, niebo i czyściec. U podłoża urojenia na temat bycia winnym jest jeszcze inne urojenie, będące podstawą wszystkich innych. To poczucie braku. W tym braku niewinności.
PRZYTOMNOŚĆ
Jak uwolnić się od depresji? Najpierw warto poznać jej przyczyny, poznać czego nam brakuje, aby poczuć się dobrze. Alkohol, papierosy, ogromne ilości słodyczy, narkotyki mogą dać chwilową poprawę samopoczucia. Zawsze jednak towarzyszą im skutki uboczne. Znieczulają, otępiają i powodują coraz większe zepchnięcie problemu do podświadomości. A drogą do uwolnienia od depresji jest poznanie jej przyczyny, wydobycie na wierzch, aby została uświadomiona. Dopiero wtedy można ją przepracować, jak już się wie z czym pracować. Często ta przyczyna jest znana od samego początku trwania depresji. To nurtujący problem, nad którym cały czas się rozmyśla, przygnębienie, które często ma swoją jasną przyczynę. Nierzadko depresja powstaje - pozornie - bez przyczyny. Ale to tylko jej nieświadomość. Negatywne myśli mogą być głęboko zepchnięte w podświadomość. Niby ich nie ma, tzn. nie odczuwa się ich, ale w umyśle są i działają cały czas. I to nawet, gdy ktoś w tej chwili nie pije, nie pali, nie zażywa narkotyków. Może być tak, że tego w ogóle nie robił w tym życiu. Nieprzytomność może ciągnąć się z poprzednich wcieleń. Taka nieuświadomiona depresja dopadła właśnie mnie.
Stało się to dwa lata temu z końcem września i początkiem października. Wtedy najbardziej się to przejawiło. Okres nie przypadkowy. Początek jesieni to najaktywniejszy czas przejawiania się depresji. Spada ilość energii słonecznej, zmniejsza się liczba ciepłych i ożywczych kolorów na zewnątrz. Spada też ilość ciepła w powietrzu wraz ze spadkiem temperatury. Jest po prostu mniej ciepła i radości na zewnątrz. Gdy nie ma tego wewnątrz, to wyłazi depresja, która jest tożsama z brakiem tego. W owym czasie pojawiły się u mnie też negatywne natręctwa myślowe. Chociaż z nimi poradziłem sobie szybko, to pojawiły się ogromne problemy ze snem. Zasypiałem całkiem dobrze, lecz budziłem się o 2 lub 3-ej w nocy i nie mogłem zasnąć. Co ciekawe nie nurtowały mnie wtedy żadne problemy. Po przebudzeniu nie miałem żadnych negatywnych myśli. Po tygodniu takich przebudzeń byłem nie tyle w stanie permanentnego zmęczenia, ale wręcz wycieńczenia. W pracy byłem statystą. Tylko na to było mnie stać. Zdałem sobie sprawę, że w jakikolwiek sposób trzeba coś z tym zrobić. I to natychmiast. Udałem się więc do psychiatry. Diagnozą byłą depresja. Dostałem leki na dobry sen i psychotropy. Do tego stopnia nie widziałem wyjścia z tej sytuacji, że nawet wykupiłem je w aptece. Leki na sen były dla mnie zbawieniem. Ale nie można było ich brać stale. Sprawę miały załatwić psychotropy, które psychice dają stan lekkiej euforii i jeszcze większe wytłumienie tego wszystkiego, co w głębi nurtuje, a nie było uświadomione. Osoba, która udziela mi porad duchowych i do której uczęszczam na zajęcia z rozwoju duchowego zachęcała mnie stanowczo do tego, abym jednak nie zażywał psychotropów, pomimo tego wszystkiego, co się ze mną działo. Nawet pomimo tego, co działo się ze mną w pracy. Zachęcała mnie przy tym do modlitw. No i udało się. Nie zażyłem ich ani razu, a wszystkie wyrzuciłem do kosza na śmieci. Był jednak moment w moim życiu, kiedy ich używałem. Była to silna nerwica lękowa. W tym czasie jeszcze nie miałem pojęcia o rozwoju duchowym. Ale nawet gdybym wtedy się z nim zetknął, to raczej nic by to nie dało. Psychika była rozjechana tak dalece, że nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek. O relaksie nie było mowy, a to jest podstawą praktyk duchowych. Chyba że poprosiłbym kogoś o modlitwę wstawienniczą. Tak czy inaczej wtedy te leki spełniły swoją rolę i jestem wdzięczny ich wytwórcom. Natomiast w chwili obecnej w ogóle nie są mi potrzebne, a ich zażywanie teraz uważam za szkodliwe dla siebie.
Wydawać by się mogło, że w tej krytycznej sytuacji faktycznie nie było innej możliwości, że musiało się stać, iż sięgnąłem po psychotropy. Nie jest to prawdą. Takie warunki, takie zdarzenia wykreowała moja podświadomość. Po prostu bardzo chciała dostać te znieczulacze. W takiej sytuacji warto uwalniać się od zachłanności na nie oraz od znieczulenia, otępienia, nieprzytomności i wzorców zatrucia. W zamian warto pozwalać sobie na kąpiele słoneczne (nawet w zimie zwracać twarz ku słońcu i przepełniać się tym ciepłem i światłem), mieć kontakt z przyrodą i kwiatami, stosować aromaterapię, mudry, mieć bliski kontakt z ludźmi, nawet ze zwierzętami (tu bardzo dobry jest pies, bo działa na człowieka uspokajająco), relaks, muzyka relaksująca i antydepresyjna. Pomocne są także zioła uspokajające i tabletki wykonane na ich bazie. Jednak nie zmienia to faktu, że ich zadaniem jest stłumić to, co nurtuje od wewnątrz. Nawet kontakt z przyrodą może uzależnić, chociaż nie daje skutków ubocznych. Co wtedy, gdy np. bardzo potrzebujemy wytchnienia na łonie przyrody, świeżego leśnego powietrza, zieleni a nie mamy w danej chwili dostępu do tego? Pojawia się niezadowolenie, frustracja, poczucie braku i zostaje to wszystko, co kontakt z przyrodą miał usunąć. Najlepszy sposób na depresję to wydobycie na wierzch i kontakt z tym, co nie było do tej pory uświadomione. Dobrze to się robi np. przy pomocy regresingu. Bardzo dobrym przyspieszaczem, który warto stosować przed sesją jest masaż Ma - Uri. Sam tego doświadczyłem i takie są opinie moich znajomych, że po tym masażu wiele rzeczy jest już na wierzchu i łatwo schodzi podczas sesji. W stanach depresji sny są bardzo burzliwe. To przyczynia się do zmęczenia zawsze towarzyszącego depresji. Pojawiające się emocje we śnie powodują napinanie się ciała. Czasami budząc się rano czułem zmęczenie w nogach, jakbym odbył w nocy sporą wycieczkę rowerem. Napięcie ciała po śnie można poznać po strzelaniu kości przy wykonaniu kilku ruchów rozciągających. Warto wykorzystać wiedzę o snach, ich interpretacji, aby zidentyfikować, co ten umysł ciągle tak obrabia, co go dręczy. Potem pozostaje tylko przebaczać sobie to wszystko, uwalniać i napełniać się tym, co najwartościowsze. Najlepszym na to sposobem jest medytacja. Wszystkie zdrowe sposoby łagodzenia objawów depresji zawsze można stosować równolegle z medytacją. Konieczność wspomagania się nimi sama odejdzie wraz z uzdrowieniem, bardzo dobrym samopoczuciem, kiedy będziemy je odczuwać bez uzależnienia się od czynników zewnętrznych.
Warto uwalniając się od depresji pracować z przytomnością. Nie ma radości, ciepła, miłości bez przytomności. Kontakt z boską energią, odczuwanie uczuć wyższych może odbywać się tylko w pełnej przytomności. Jej wzrost daje większe zrozumienie. Po prostu coraz bardziej się wie, o co w tym wszystkim chodzi. Dzięki temu można poznawać przyczyny depresji i uwalniać je.
BEZPIECZEŃSTWO
Podczas pracy ze sobą nie zawsze od razu wychodzi na wierzch to, co jest przyczyną depresji. Po roku zajmowania się stanami przebudzania w nocy problem istniał nadal. Ale było już zdecydowanie lepiej, gdzieś o 50%. Teraz, po dwóch latach prawie już tego nie ma. Dalej jednak mój sen nie daje mi pełnego odpoczynku. Dalej są silne emocje podczas jego trwania. Czuję, że nie udało mi się uzdrowić do końca tego, co było przyczyną wczesnego przebudzania się. Jest też smutek, który siedzi gdzieś tam głęboko i nie za bardzo wiem, z czym jest związany. Czuję, że ma to duży wpływ na powstawanie stanów depresyjnych. Ludzie często mi mówią, że jestem smutny. Rzeczywiście często mam smutny wyraz twarzy. Czasami mam wręcz wrażenie, że jest to mój normalny stan bycia. Ale na pewno nie naturalny. I nie znam przyczyny tego smutku. Dlaczego po tylu latach pracy nie poradziłem sobie z tym smutkiem i wszystkim, co przejawia się chociażby podczas snu? Na pewno korzystne jest dla mnie pracować w temacie zaradność (warto zwracać uwagę na to, jak mówimy o swoich problemach - tam już są podpowiedzi od naszej podświadomości). Ale co z wolnością od depresji?
Nie przez przypadek teraz w tych dniach, gdy piszę ten artykuł, pojawiły się lęki, których nie miałem już od kilku lat. Wcześniej uaktywniały się tylko w nocy. Teraz stało się to w dzień, podczas słuchania muzyki relaksacyjnej. Poprzez relaks, kontakt z podświadomością lęki wyszły na wierzch. Wyglądało to bardzo groźnie, ale poradziłem sobie z nimi bardzo szybko poprzez afirmowanie bezpieczeństwa Boga we mnie i modlitwy. Po dwóch dniach nie było po nich ani śladu. A kiedyś takie zdarzenie osłabiało moją psychikę nawet na tygodnie. Co ciekawe, około dwóch tygodni wcześniej przed tym zacząłem pracować w temacie bezpieczeństwo. Zapoczątkowały to zdarzenia, które wystąpiły w krótkim czasie jedno po drugim i uświadomiły mi ważność tego tematu. Zaczęło się od wymuszenia na mnie pierwszeństwa przez samochód wyjeżdżający z drogi podporządkowanej. O mało nie doszło do zderzenia. Jeżdżę samochodem od kilkunastu lat, ale takiej sytuacji nie miałem nigdy. Parę dni potem, gdy miałem jechać samochodem na wycieczkę, w nocy miałem stany silnego niepokoju, których przyczyny nie widziałem. Osoba, która ma bardzo dobrze rozwiniętą intuicję podpowiedziała mi, że jest to ostrzeżenie przed wypadkiem. Zachęciła mnie też do pracy z bezpieczeństwem i do stworzenia dekretu w tym temacie. Kilka dni później w jednej chwili zza krzaków wyskoczył mi przed samochód chłopak na rowerze. Nie było szans na hamowanie lub zmianę kierunku jazdy. Zderzenie z udziałem człowieka nie zabezpieczonego blachą samochodu też miałem po raz pierwszy. Skutki z tego powodu mogły być poważne, ale na szczęście tylko się potłukł. W samochodzie też nic wielkiego się nie stało. To był sygnał, aby stworzyć dekret z prawdziwego zdarzenia. Ten poprzedni był krótki. W tym czasie jeżdżąc samochodem częściej niż zwykle widziałem wypadki. Wtedy też, wykonując rutynowe wyważanie kół dowiedziałem się, że mam do wymiany wszystkie opony, bowiem są uszkodzone (wizualnie w bardzo dobrym stanie, z dużym jeszcze bieżnikiem). Jazda na nich mogła stworzyć niebezpieczeństwo wypadku. To wszystko było mi pokazane po to, abym z pełnym zaangażowaniem zaczął pracować w temacie bezpieczeństwo. Na to po prostu przyszedł czas, chociaż miałem w obróbce inne tematy, które wydawały mi się ważniejsze. A pierwszy sygnał pojawił się trzy miesiące temu, gdy przy prędkości 100 km/h nie zadziałały mi w ogóle hamulce. Skończyło się tylko na strachu (zahamowałem hamulcem ręcznym). Wtedy pracę z bezpieczeństwem zaledwie liznąłem. Uznałem, że są pilniejsze sprawy do przepracowania. Obecne zdarzenia pokazały, że jest inaczej. I tak naprawdę to praca w tym temacie mnie bardzo cieszy. Lęki i nieprzytomność są największymi ograniczeniami w pracy nad sobą, największymi hamulcami. Czuję, że jest to dla mnie praca nad tym wszystkim, co przyczyniało się do depresji, a było zbyt silne, zbyt mocne, aby skontaktować się z tym i rozprawić bez uprzedniego przepracowania bezpieczeństwa. Dlatego mogą upłynąć lata, zanim wydobędzie się z umysłu ograniczenia i uwolni się od nich, zanim będzie się gotowym i przygotowanym, aby do końca uwolnić się od przyczyny depresji. Wszystko ma swój czas i miejsce. Warto to zaakceptować i warto pracować nad zaufaniem do Boga, do jego prowadzenia. Wtedy coraz lepiej rozumie się różne podpowiedzi, a nie ignoruje się ich. Nie ma czegoś takiego w dogłębnym rozumieniu jak przypadki i zbiegi okoliczności. Każde zdarzenie ma swoją przyczynę, swój sens i może być dobrą podpowiedzią. Warto też prosić o prowadzenie i opiekę opiekunów duchowych. Im zawdzięczam to, że już w kilku moich niebezpiecznych sytuacjach związanych z samochodem nigdy nie wystąpiły jakieś konsekwencje związane ze zdrowiem lub większymi stratami materialnymi. Te drugie były tylko symboliczne.
WOLNOŚĆ OD DEFETYZMU
Każda depresja, czy jej przyczyny są uświadomione bądź nie, zaczyna się od negatywnego myślenia, które powstało niedawno lub też bardzo dawno temu. Zalążki tego mogą tkwić nawet w poprzednich wcieleniach. Wtedy na ten świat przychodzi się z podatnością i zachłannością na depresję i negatywne myślenie. Odkryłem, że w okresie jesiennym włączało mi się podłączanie telepatyczne do innych ludzi, którzy mieli stany depresyjne. Warto od tego się uwalniać, od każdego połączenia telepatycznego. Nie ma idealnie czystego umysłu. Idealnie czyste jest światło i mądrość Boga. I to do niego jest najlepiej się podłączać.
Do 22-go roku życia, począwszy jeszcze od szkoły podstawowej, nie mogłem znaleźć partnerki. Był to dla mnie ogromny problem. Rozmyślałem o tym codziennie. To było codzienne, systematyczne dołowanie się. Dlaczego to robiłem? Dlaczego pozwalałem sobie na zamartwianie się tym? Teraz, z perspektywy czasu samemu sobie się dziwię, czemu to robiłem. Jednak wtedy wydawało mi się, że bez dziewczyny jestem niepełny, że nie będąc w związku nie będę w stanie cieszyć się życiem i wręcz normalnie, sprawnie funkcjonować. Wierzyłem, że bycie z dziewczyną rozwiąże mnóstwo moich problemów i nada zdecydowanie większy sens mojemu życiu. Gdy myślałem, iż wreszcie wybrana przeze mnie osoba chce wejść w związek ze mną, to rzeczywiście odczuwałem duży przypływ energii życiowej. Jednak było to uzależnienie od tego, co może dać druga osoba i być może skutek inicjacji w połówki z poprzednich wcieleń. A na pewno był to przejaw braku w moim życiu ciepła, akceptacji, bliskości i miłości. To wszystko tak naprawdę mogę sobie dać tylko ja sam. I choć od siedmiu lat dalej nie jestem w związku partnerskim, to jednak ranga tego problemu zdecydowanie u mnie spadła. Dalej podświadomie trochę oczekuję tego wszystkiego od partnerki. Ale wiele ciepła, miłości, akceptacji dałem sobie sam poprzez dekrety, afirmacje i medytacje. I co ważne nie ma już tego kompulsywnego myślenia o braku dziewczyny. Czy można żyć bez partnerki, partnera? Powszechna jest opinia, że życie w samotności skraca życie i przyczynia się do depresji. W samotności tak, ale samemu nie. Bycie samemu nie jest tożsame z odczuwaniem samotności. Ludziom, którzy na co dzień odczuwają ze swojego wnętrza pełne ciepło, akceptację i miłość, to im do szczęścia nie jest potrzebna druga osoba. Jednak i one wchodzą w związki, ponieważ wtedy te uczucia mogą przejawiać względem kogoś innego. Można też wtedy doświadczać seksu. Każdy może korzystać z całego bogactwa, które jest tu na Ziemi.
Negatywne myślenie wydaje się być bardzo realne. Zachęcam jednak bardzo do nie brania na poważnie tego, co sugeruje umysł. Również gdy sugeruje, że nie ma żadnego wyjścia z danej sytuacji. Nawet, jeśli chodzi o utratę przychodów przez jedynego żywiciela rodziny. W naszym kraju nikt z głodu nie zginie. Chyba, żeby szczególnie się postarał. Jakaś opieka socjalna nadal funkcjonuje. Utrata pracy nie jest powodem do popełniania samobójstw. Wolność od defetyzmu jest w stanach depresyjnych bardzo ważna. Warto uwalniać się od czarnowidztwa, podatności i zachłanności na nie.
BĄDŹ TU I TERAZ
Poczucie braku rodzi negatywne myśli. Umysł domaga się jego zaspokojenia. W efekcie ciągle się o czymś myśli. Często nie jest się świadomym, że nie jest się tu i teraz, tylko w myślach, jakże często negatywnych. Ich podtrzymywanie, wzmacnianie, pozwalanie aby przejmowały władzę nad naszym umysłem prowadzi do depresji. Dlatego ważne jest uwalnianie się od zachłanności na to, co jest w świecie astralnym, od wchodzenia do niego, od wszelkich wyobrażeń i marzeń. To ostatnie wydaje się z pozoru całkiem w porządku. No bo przecież myśli się o pozytywnych rzeczach, o tym co chce się mieć. Ale podłożem marzeń jest brak tego, czego one dotyczą. I ten brak zawsze im towarzyszy. Ucieczka w marzenia to wzmacnianie poczucia braku. To też przyczynia się do depresji. Kilkakrotnie w moim życiu korzystałem z usług psychologa. Najwięcej skorzystałem u osoby zajmującej się psychologią holistyczną. Stanowczo zaleciła mi bycie tu i teraz zawsze i wszędzie, bez jakichkolwiek ucieczek myślowych. Przyczyniają się one bowiem do natręctw myślowych, które są bardzo bliskie depresji. Dotąd często miałem takie tendencje. Był to wręcz podświadomy przymus rozważania, analizowania tego co było, co się stało lub co będzie i wyobrażania, jak mogłoby być inaczej, lepiej. To jest przejaw nałogu myślenia i warto od niego się uwalniać. Gdy po raz pierwszy zdałem sobie z tego sprawę, przyszła myśl, że ciągłe myślenie ma dla mnie dużą wartość. Często w takich długo trwających rozmyślaniach, np. o pracy, przychodziły dobre rozwiązania. Ale tak naprawdę zaprzestanie myślenia nie grozi niczym, nie wiąże się z jakąkolwiek stratą, nie grozi utratą jakieś wartości. Zauważyłem, że gdy wchodzę w stan relaksu, rozwiązania przychodzą znacznie szybciej. Często samoistnie. Boskie inspiracje, pomysły przychodzą w jednej chwili, w sposób prosty, łatwy, bez konieczności dokonywania wywodów myślowych, porównań itp. Te rozwiązania w boskim polu informacyjnym są cały czas. Są gotowe, bez potrzeby ich opracowywania. Bóg nie potrzebuje myśleć.
Bycie tu i teraz sprawia, że nie przeżuwa się swoich własnych problemów. Nie jest się wtedy w energii smutku, braku ciepła, porażki, niemożności. Tym samym nie wzmacnia się tego. Nawet jeśli wydarzenie się czegoś wydaje się być nieuniknione, to zamartwianie się tym nie wprowadzi niczego dobrego, a odbierze tylko siły. Stan bycia tu i teraz nazywany jest medytacją dynamiczną. I słusznie, bo to jest kontakt z rzeczywistością. Wszelkie myśli o tym, co było lub będzie nie są rzeczywistością. Ciągły wewnętrzny dialog również jest zagłuszaniem swojego prawdziwego wnętrza. Jego zadaniem jest wypełnienie wewnętrznej pustki i odwraca uwagę od chwili bieżącej, od tu i teraz.
RADOŚĆ I CIEPŁO
Najsilniejszym lekiem na depresję jest radość. Obok miłości jest to najpotężniejsza energia. Radość jest tym, co daje lekkość, moc, entuzjazm. Powoduje, że człowiek nie zastanawia się, czy jego życie ma sens. Wtedy życie jest po prostu fajne. Radość daje witalność i ochotę do działania i rozwiązywania problemów. Jest przeciwieństwem depresji, negatywnych myśli niosących zawsze smutek. Depresji często towarzyszy samotność, wewnętrzna pustka. Doskonale wypełnia ją ciepło. Daje ono bliskość, przede wszystkim ze sobą. Będąc blisko siebie, swojego prawdziwego wnętrza, nie jest nam konieczne do szczęścia towarzystwo innych osób. W depresji człowiek często odczuwa chłód. To brak energii, jaką niosą uczucia wyższe. Dając sobie ciepło, z delikatnością wlewa się ono do wnętrza rozgrzewając je. Wręcz rozpuszcza wszelki chłód i pustkę. Wypełnia wnętrze. Niesie ze sobą bezpieczeństwo i spokój. Daje ugruntowanie w chwili bieżącej, pomaga być tu i teraz, przyczynia się do harmonii ze sobą. Dawanie sobie ciepła to tak naprawdę dawanie sobie siebie samego.