„PYTAŁY DZIECI O PANA BOGA...”
1. „Pytały dzieci o Pana Boga...”
Pytały dzieci o Pana Boga:
„A jakie oczy?
A jaka broda?
A jakie ręce , co świat stwarzały?
A jaki nos ma - duży czy mały?
A buty? Płaskie czy na obcasie?
Pan Bóg jest gruby czy chudy w pasie?
Czy jest przystojny?
Jak mocno świeci?...”
O wszystko, w s z y s t k o pytały dzieci!
A czy jest stary?
Czy ma kolana,
na których można skakać od rana?
Czy jest podobny do dziadka Frania?
Czy zawsze nosi piękne ubrania?
Wszystko wymyślił?
Nawet cukierki?
Woli kiełbasę czy bajaderki?
Czy mógłby zrobić sweter na drutach?
A czy na pewno zna się na nutach?
Umie grać w kosza? Jeździć na nartach?”...
Myślicie, że tak pytały w żartach?
Skądże!!! Poważnie! Z grobową miną!
Z dociekliwości dzieciaki słyną...
2. „Bóg i Dziecko”
Bujał się Pan Bóg w starym fotelu,
przymrużał oczy, a święte dłonie,
strudzone pracą wieków tak wielu,
oparł na nieba srebrnym balkonie.
Nagle podskoczył jak młode źrebię.
Zrzucił z nóg swoje kapcie gwiaździste
pognał w skarpetkach po wielkim niebie,
aż się ugięły chmur kołdry czyste.
Potem znów czegoś szukał w Ogrodzie,
wydłubał z dołka kawałek gliny
i, dumny z Siebie, w Słońca zachodzie
ugniatał, strojąc anielskie miny...
Tak stworzył Dziecko: bezradne, bose,
ciepłe, z rączkami jak dwie kluseczki,
lecz, zanim zdmuchnął je w dół Kosmosu,
przywiązał Dziecku złote niteczki...
„Żebyś nie zginął” - powiedział czule,
pogłaskał malca i bardzo długo
kołysał, tuląc w Boską koszulę.
Potem uczynił jeszcze rzecz drugą:
Ulepił krzyżyk z innej kruszyny:
mały, najmniejszy jaki się dało.
Przymierzał, ciągle ujmując gliny,
aż go przykleił dziecku, gdy spało...
„W sam raz...” - pomyślał - lecz jakoś dziwnie
nos Mu się zmarszczył i w kącie oka
kropla jak tęcza błysnęła chwilę:
drżała, wezbrała, spadła z wysoka...
A potem Pan Bóg leżał na brzuchu
i, patrząc bystrze w Kosmiczną Dziurę,
wołał: „Pilnuj tych nitek, Maluchu!
Po nich się do Mnie wdrapiesz na górę!
I pilnuj Krzyża! Nie zgub, broń Boże!,
bo Mi robotę popsujesz całą,
jak zgubisz - nic nam już nie pomoże,
to... będzie... jeszcze... bardziej... bolało!...”
„Nie zgubi!” - mruknął z Boskim uśmiechem
i tak radośnie zaklaskał w ręce,
aż się klaskanie stoczyło echem
po nocy szafirowej sukience...
Znów usiadł Pan Bóg w starym fotelu,
przymrużał oczy, a święte dłonie,
strudzone pracą wieków tak wielu,
oparł na nieba srebrnym balkonie...
Nagle... Podskoczył jak młode źrebię,
zrzucił z nóg Swoje kapcie gwiaździste
i pognał boso po wielkim niebie,
aż się ugięły chmur kołdry czyste...
Potem znów czegoś szukał w Ogrodzie...
3. „Spacer z Panem Bogiem”
Raz na spacerze
pod rękę z Bogiem,
kiedy przeszliśmy już trzy ulice,
mijając właśnie pralnię za rogiem
spytałam nagle: „A gąsienice?
Po co Ci, Panie, to całe świństwo:
obłe krewetki... włochate liszki...?
Komary, larwy, kleszcze... nooo, wszystko
śliskie i giętkie jak... ogon myszki...?”
„Masz coś przeciwko?...” - był o b u r z o n y !
Więc ja pospiesznie Bogu tłumaczę:
„Wybacz! I przyznaj: foki..., gawrony...,
świstak..., kocięta..., słonie..., derkacze....
milsze, piękniejsze niż pająk ptasznik
co... mnie przeraża nawet na zdjęciu!
Albo... patyczak chudy jak patyk!
Czemuś poskąpił sadła zwierzęciu?
Dlaczego taka małpa z modliszki?
Musi stonoga mieć nóg a ż tyle?
albo karaluch wąsy? pchły - pyszczki
i ostre szczypce, by gryźć niemile?...
Wieeeem... od ameby po Kosmos wielki
wszystko genialnie jest urządzone...
lecz czy to wszystko - jak u muszelki -
musi mieć lepszą i gorsza stronę?
Nie mógłby komar kłując - przepraszać?
Nie mógłby szerszeń być jak... króliczek?
Musi tych meszek miliardy latać?
(Innych insektów już nie wyliczę...)
Wiem... co poczwarne też pożyteczne:
spulchnia, rozkłada, żywi, pracuje...
Nie chciałeś jednak, by było... lepsze?
ładniejsze trochę?... Ja n i e p o j m u j ę...”
Przestałam gadać - zaczęłam myśleć:
„Pan Bóg mnie zbeszta za mędrkowanie!!!
Bo trzeba było krócej i ściślej...”
Spojrzałam...SMUTNY! „Dlaczego?... Panie?!”
A On, z miłością (jak robi zawsze,
sto razy dziennie, o każdej porze)
powiedział: „Właśnie w twe serce patrzę...”
(Struchlałam!: „Ratuj mnie, Dobry Boże!”)
„Widzisz, Oślątko! Kiedy się zdarzy,
że się poplamisz grzechem jak smarem...
gdy wtedy twojej nie widzę twarzy,
wybieram sobie pająków parę...
Mówię im: „chodźcie, śliczne, do Taty!
Pocieszcie Stwórcę w Jego tęsknocie!
Ty, długonogu, i ty, włochaty,
i ty, bagienny, skąpany w błocie ...
Wiesz... one biegną, posłuszne Słowu!
A gniew Mój święty łamie się, kruszy ...
I jest Mi łatwiej wybaczyć znowu
tobie... i twojej k o s m a t e j duszy...”
4. „Czego Pan Bóg nie może...”
Modliły się ptaki o czwartej nad ranem,
różańce tajemnic trelując na zmianę...
Więc było mi głupio... Nie mogłam wytrzymać...
Po ptasich paciorkach zaczęłam się wspinać
do nieba świeżego i rosą i chłodem.
Znalazłam tam Boga,
co białą miał brodę
i długą,
tak długą jak pół Mlecznej Drogi.
Złapałam więc Boga za brodę i nogi.
Prosiłam:
„Polećmy jak ptaki nad chmurą!
ja zawsze na dole,
a Ty zawsze górą!...
Po drodze opowiesz mi baśń o skowronkach,
o wilgach złocistych, bocianach na łąkach,
o kosach i szczygłach, o wróblach, rudzikach...
I niech w Twojej baśni nie milknie muzyka!”
Rzekł Pan Bóg:
„Wiesz, chętnie zabrałbym cię w drogę,
lecz, zrozum, chwilowo się ruszyć nie mogę...”
„Nie możesz? - ja na to -
żartujesz, mój Boże?
Czy jest rzecz na świecie,
Której Bóg nie może?”
„O... jest dzisiaj jedna... - uśmiechnął się skromnie -
zrozumiesz, gdy cicho usiądziesz koło mnie...”
Usiadłam najbliżej jak tylko się dało...
I wiecie co?
Sprawę pojęłam w mig całą:
Bóg nie mógł się ruszyć,
bo miał w białej brodzie
gniazd setki tysięcy!
Na Wschodzie, Zachodzie,
z Południa, z Północy
śpiewała Mu broda
anielsko, nieziemsko!
Ech!... Słów ludzkich szkoda!...
Więc mnie nieodparta dopadła pokusa:
za świętą cierpliwość dać Bogu całusa!
5. „Orkiestra Pana Boga”
Pan Bóg - kompozytor utalentowany -
zatrudnił w orkiestrze: fal groźne bałwany,
świerszczy polnych tysiąc osiemset (no, prawie...),
skowronka, pszczół tuzin, dwa wrzaskliwe pawie,
jelenia (od września), słowika (od maja),
wiatr, co raz się głośno raz cicho nastraja...
W marcu doszły koty, w kwietniu psy i sroki,
żaby w lipcu, w sierpniu komary i... smoki!
Trawy - na etacie wiecznie, bez wytchnienia;
deszcz - podobnie trawom, wulkan - na zlecenia;
burze - okazyjnie, pioruny - raz w roku;
wodospad - na stałe, lawiny - z doskoku...
Krowy, owce w chórach miały miejsce swoje;
wilki wyły w piątki (ojej, aż się boję!)...
Liście szeleściły bez fałszu, na zmianę
Melodie przedziwne, improwizowane
... a to wszystko na raz, bez nut i bez tremy!
No więc stanął człowiek, ze zdumienia niemy,
podziwiając Mistrza, co tak gra w Kosmosie...
Potem, uśmiechnięty słodko niczym prosię,
wyśpiewał nieśmiały psalm na Bożą chwałę...
I to było prawie tak samo wspaniałe!
6. „Co ma człowiek?”
Paw ma ogon od parady,
dudek - czubek, słowik - głos.
Słoń jest gruby do przesady,
foka śmiesznie marszczy nos.
Ma stonoga nóg za wiele,
kangur skacze tak jak pchła,
ciele wciąż jęzorem miele,
motyl składa skrzydła dwa...
Ma wiewiórka zwinne łapki,
wilk ma białe, groźne kły,
zając - pociąg do sałatki,
kobra - humor zawsze zły...
Ma żyrafa długą szyję,
pies ma pana i kot też...
Wyjec słynie tym, że wyje.
Futro z igieł nosi jeż...
No a człowiek?
Co ma człowiek?
Kto mi powie? Kto odpowie?
No a człowiek?
Co ma człowiek?...
Mądre myśli w mądrej głowie!
7. „Nie bój się marzyć o niebie”
Nie bój się marzyć o niebie!...
Tam wszystko jest wyjątkowe...
Tam nawet Księżyc dla żartu
można założyć na głowę!
Tam pan Andersen z szarlotką
siedzi pod rajską jabłonią
i roześmianej Syrence
przesyła całusy dłonią!...
Tam smoki grają w kometkę
(debla z aniołem i Tatą )
Tam pachnie wiosną wieczorem,
a rano - świetną herbatą...
Tam Babcia, piękna i młoda,
nosi naszyjnik z perłami.
Nie bój się marzyć o niebie!
Nie bój się marzyć... czasami...
Tam można wszystko powiedzieć
i nikt się za to nie gniewa,
tam Miłość chodzi bez butów
i róże sobie podlewa...
Tam w chórze śpiewają Ciotki,
a Mama - dobra i święta -
uśmiecha się na twój widok
jak przedwojenna panienka...
Myślę, że stoi tam szafa
z napisem „Zawsze Otwarte”
i można w niej znaleźć wszystko:
zdjęcia niechcący podarte,
listy zgubione, zabawki,
nadzieje dawno stracone,
młodość, co zwiała jak ekspres
i oświadczyny spóźnione...
Skąd wiem?...Czy byłam już w niebie?...
Eee... to nie takie konieczne!...
Ja tylko lubię pomarzyć,
jak piękne jest życie wieczne...
8 „Pan Bóg Tajemniczy”
Gdybyś Go spotkał na górce,
nie wrzeszczałby: „Z drogi, śledzie!
- bo Pan Bóg Wielki jak Wszechświat
na sankach teraz pojedzie!”
Gdybyś Go spotkał w kolejce,
On nie pchałby się do kasy
z najlepszym pudłem wafelków
i siatką ekstra - kiełbasy...
Gdybyś Go spotkał przy windzie,
Nie gderałby: „Psia pogoda!...
Ludzie są głupi!... Rząd kiepski!...
Młodzież zepsuta!... Zła woda!...”
Gdybyś Go spotkał w kościele -
nie klękałby jak popadnie,
nie chrapałby kazaniu
ani fałszował nieładnie...
Jeśli Go spotkasz... gdziekolwiek,
rozpoznasz, jeśli się uda,
to popatrz, jak cicho, skromnie
z kieszeni rozdaje cuda...
9. „Bóg i jamnik”
Stworzył Pan Bóg jamnika
...i zamyślił się chwilę:
„Czy to nie jest przesada?
Czy ja dobrze zrobiłem?”
Zachichotał życzliwie,
potem spojrzał na szkice...
„Trzeba by tu coś dodać!
Może... ładną ulicę?...
Chudą ciotkę w berecie
z włóczki w szare supełki...
Jeszcze słońce wrześniowe...
Jeszcze kwietnik niewielki...
Nieźle, nieźle!...” WTEM - : „Co to?!
Gdzie mi farba umyka?
Długi kleks... Niech już będzie,
że to ogon jamnika!”
- mrugnął Pan Bóg.
A jamnik
mrugnął Bogu nawzajem
i z wdzięczności zamerdał
powitalnym zwyczajem!
10. „Bóg i grzesznik”
Był sobie grzesznik twardy jak orzech,
z nosem zadartym aż do sufitu.
Myślał, ze wszystko sam zrobić może -
dość ma pieniędzy, zalet i sprytu...
Martwił się Pan Bóg: „To ci niezdara!
Im bardziej grzeszy - bardziej się chlubi!
Lepszym nic a nic być sienie stara!
Nikt go nie kocha! Nikt go nie lubi!...
Trzeba coś zrobić, bo zginie marnie!
To kwestia czasu - siup! - i skończone...
Nie wolno grzeszyć sobie bezkarnie!
Trzeba mu pomóc... Postanowione!
Więc... zgubił grzesznik portfel wypchany,
karty do banku, klucze, dyplomy,
potem wyśmiano go kilka razy
i dostał burę od własnej żony,
potem nie wyszły mu wielkie plany,
źle wystartował w ważnych zawodach,
publicznie został oplotkowany,
stracił opinię, zleciał po schodach...
Gdy, z nogą w gipsie, z miną zbolałą
stanął przed lustrem, bliski zawału,
Pan Bóg do drzwi zapukał nieśmiało...
Zamknięte?... Lecz ktoś podszedł pomału
od drugiej strony. Klamka opadła.
Wysunął grzesznik nos, potem szyję...
Prędzej się pewnie spodziewał diabła!
A tutaj... Pan Bóg!...?! Więc grzesznik... wyje!
Szlocha! I jeszcze: ryms! - na kolana!
Znów łzy wyciera jak po cebuli...
Nos oklapł, uszy, duma złamana...
Co robi Pan Bóg? - to jasne! Tuli!...
Tuli nicponia do świętej szaty,
gładzi niemądrą, śmieszną łysinę:
„Chodź wreszcie! Przytul się jak do taty...
Nooo... Umiesz zrobić szczęśliwą minę?”
I razem idą sobie na spacer -
odnalezieni dwaj przyjaciele...
(Grzesznik jak dzieciak z radości skacze!)
Potem... znikają obaj w kościele...
11. „Bóg i mama”
(dostarczę tekst, bo zawieruszyłam rękopis...()
12. „U Pana Boga za piecem”
U Pana Boga za piecem
suszą się łzy na sznureczku.
Siedzę tam sobie cichutko...
Anioł Stróż pyta: „Koteczku,
chcesz mleka albo pierniczki?”
Ja kiwam głową nieśmiało,
myślę: „Jak dobrze! Jak dobrze!
Mogłabym tak wieczność całą!”
Bujam się w białym fotelu,
patrzę przez okna na drogę
i jestem taka szczęśliwa,
że bardziej... bardziej nie mogę!
Pierniczki są. I c o ś jeszcze...
„Suknia???” - już stoję ubrana...
„Co teraz?...” Anioł się śmieje:
„Teraz? Noo... Biegnij do Pana!”
13. „Niebo serdelków”
Kot po obiedzie
z pękatym brzuchem
pcha się na ręce...
Babcia fartuchem
goni pupila,
ale ten... gdzie tam!
Włazi na siłę!
Taki sobiepan...
Mruczy, wąsami
łaskocze w palce,
miauczy do Pani
i... już po walce!
Babcia w fotelu,
chciała - nie chciała,
usiadła miękko,
kota zabrała...
Już się kokosi
na małe spanko...
ogon podnosi,
kocie ubranko
liże cierpliwie
na wszystkie strony
kocur leniwy
i... r o z p u s z c z o n y!
Będzie spał teraz:
proszę nie chodzić,
drzwiami nie trzaskać,
prania nie robić,
naczyń nie zmywać
już po obiedzie
bo KOT zasypia...
Śnią mu się... śledzie!
Niebo serdelków
i szprotek w puszce,
komar wędzony,
na kurzej nóżce
sos jogurtowy,
szczurek w bazylii,
liszka nadziana
laską wanilii,
rekin smażony,
gołąbki w cieście,
myszki - aniołki
(sztuk sto lub dwieście)...
Kiedy się, kocie,
obudzisz wreszcie?!
„Nigdy... przenigdy...”
mruczy cichutko -
„K O C I R A J widzę...
Chcesz... żabie... udko?...”
14. „Różowe sny
Przyśnił mi się smok różowy,
gruby, bez nakrycia głowy...
Był skrzydlaty, gapowaty,
trochę krzywo stawiał łapy...
Gadatliwy jak sto ciotek,
lekkomyślny jak podlotek
pogniótł róże na trawniku...
lecz obyło się bez krzyku,
bo to przecież wszystko we śnie!
„Psik! Obudzisz mnie za wcześnie,
a ja lubię chrapać sobie...”
On z goryczą: „Co ja zrobię?
Jestem duży i różowy...
Nie tak łatwo mieć mnie z głowy!”
„Widzę! Lubię sny różowe...
Weź poduszkę i połowę
kołdry... Przysiądź!... Co tam w Niebie?”
„W Niebie?... Smoki są w potrzebie!”
„Co ty mówisz?! Nie możliwe!”
„Ależ tak! Smoki wrażliwe
na przeciągi w stratosferze
chcą mieć czapki!...” „Ja n i e w i e r z ę!...!”
Siadłam. Wytrzeszczyłam oczy.
Wyraźnie czuć zapach smoczy,
ale smoka ani śladu...
Sen czy jawa? Gadu - gadu
tak ze smokiem...? O kosmosie...?
Smok różowy był jak prosię...
Uśmiechnęłam się do siebie:
to dopiero sen o Niebie!
Z drugiej strony może w Raju
(gdzieś na Raju rajskim skraju)
żyją sobie smoki właśnie?
Takie, co kochają baśnie...
No i dzieci na tych smokach
kręcą młynki po obłokach,
pewnie karmią je sałatą...
Zmieszczą się z Mamą i Tatą
na ogonie, bo smok wielki...
(zawsze zapiąć można szelki)
Komfortowo i zabawnie...
Na pewno Bóg na to wpadnie!
Przecież dzieci zna i wie,
czym można zachwycić je!
15. „Najmniejsi święci”
Jestem ciekawa, co robią w Niebie
najmniejsi święci... Czy wielbią Ciebie
na mniejszych harfach? Fletach bez dziurki?
A może większym świętym na chmurki
kładą kobierce, by przeszli sucho?
Szepnij mi, Panie Boże, na ucho...
Czy im nie szkoda przy Twoim stole
siedzieć nieśmiało, zawsze na dole?
Czy im nie smutno w ostatnim chórze
ściskać się grupką w rogu, na górze...?
Czy nie żałują, że T U są mali,
bo w życiu innych mało kochali?
Czy się z żałości nie szczypią w pięty,
widząc przy Tobie Największych Świętych?
Czy, nie daj Boże!, nie płaczą w kątku,
że zacząć chcieliby od początku,
bo teraz wiedzą, a wcześniej - nie...
Mógłbyś, mój Panie, oświecić mnie?
Wiem... przypomina takie gadanie
słoni w kredensie szufladkowanie,
ale ja jestem głupia po prostu
i do mnie trzeba tak... prosto z mostu!
Ja sobie myślę, że w Twoim Niebie
kto ile zechce - tyle ma Ciebie.
Mały czy duży - wieczór czy z rana,
każdy Ci może wejść na kolana,
dostać całusa i gwiazdkę z nieba.
Ty dasz każdemu, ile mu trzeba...
16. „Niepyzaty Anioł Stróż”
Nie musi być pyzaty!
Niech sobie będzie chudy...
Ubrany w zwykłe szaty!
Łysawy, albo rudy...
Nie musi w pierwszym rzędzie
najlepiej wypaść solo.
niech nawet głuchy będzie!
Śpiewa, aż uszy bolą...
Niech między aniołami
zawsze ostatni człapie,
nocą pod obłokami
najprzeokropniej chrapie,
niech nawet skrzydło czasem
przytrzaśnie w Rajskiej Bramie,
niech szepcze grubym basem,
niech za mną krzywo stanie...
Ale... niech mnie zawraca
z każdej fałszywej drogi,
za zło dobrem odpłaca,
wprowadzi w Pańskie progi...
17. „Usiądziemy T A M za stołem”
Usiądziemy T A M za stołem:
ja ze stróżem mym - aniołem,
popatrzymy sobie w oczy
i nic nas już nie zaskoczy...
Jak przyjaciel z przyjacielem
zjemy rajskich jabłek wiele,
wspominając dawne biedy.
(Dam Mu w bok kuksańca wtedy...)
Będzie czasem głową kiwał,
będzie może i pokpiwał
z moich ziemskich gniewów, złości,
z głupoty mej i zazdrości...
Powiem wówczas tak: „Kolego!
Widzisz... nie ma tego złego...
Najważniejsze się udało!
W Niebie dusza ma, a ciało...
Prowadź, Bracie, na pokoje!”
A On cicho: „Gdy się boję...
Co też Pan nasz powie na to,
jak zobaczy ciebie... taką?!...”
Wystraszyłam się okropnie:
„Niech mnie kaczka i gęś kopnie!
Radź, co robić! Niech mnie kule...!”
Anioł zmrużył oko czule...
„Cóż... Dam tobie skrzydła moje...
Chodź!” Ja znowu: „Gdy się boję,
co też Pan nasz powie na to,
jak zobaczy mnie... no... taką?...”
Pan Bóg śmiał się bardzo długo.
Woła: „Podejdź, dobry sługo!
Gdzie masz skrzydła?” „Pożyczyłem...”
„Rzeczywiście! Stań no tyłem...
Tu bez skrzydeł nie wypada...”
U stóp Bożych klękam blada:
„Panie! Przebacz! Moja wina!
Przez litość Twojego Syna
zostaw skrzydła mi, bo w niebie
chciałabym oglądać Ciebie!”...
„Dobry jesteś stróż, aniele!
- Pan Bóg rzecze - A ty, cielę,
zachowaj te skrzydła swoje...
Przecież kocham was oboje!”
18. „Stworzenia Boże”
Białe misie kochają pewnie Boga na... biało,
wrony - może na czarno, a motyle - nieśmiało?
Na różowo prosięta, na pstrokato papużki,
szaro - buro kocięta, żółto - młode kaczuszki,
po siedmiokroć biedronki, a stokrotnie stonogi,
krokodylom i słoniom także Pan Bóg jest drogi!
Złote rybki Go wielbią nieustannie na złoto,
konik polny - zielono: śpi czy skacze piechotą...
Po co mówię tak śmiesznie? Chcę wam zadać zagadkę:
Czy jest jakieś stworzenie, które kocha Go w kratkę?