Wąż Mistrza Eliksirów
Rozdział 3.
Kolejny dzień przyszedł i odszedł w niekończącym się kole klaunów, durniów, beznadziei, miernoty i Hermiony Granger. Najwyraźniej coś poszło źle w tej reprodukcyjnej części świata, ponieważ wydawało się niemożliwym odnalezienie obiecującej młodzieży w sztuce ważenia eliksirów. Sądził, że ta generacja była szczególnie głupia, a to udowadniało tezę, że geniusz wybił się ponadto. Jakie to szczęście dla niego, że przyszło mu uczyć tę bandę idiotów akurat w sile wieku.
Pokuta była taką radością.
Trzepoczący dźwięk szaty przebijający się przez ciszę na korytarzu zamilkł, gdy Severus kontemplował kamienny gargulec, stojący przed nim w drwiącej pozie. Zupełnie jakby wiedział, iż Mistrz Eliksirów został skazany na tak pokręcony tryb życia. Snape nie po raz pierwszy rozważał przeklęcie tego cholerstwa i pozostawienie go kupką pyłu. Jednakże, za każdym razem zatrzymywała go przed tym wiedza o zaklęciach zabezpieczających, nałożonych na gargulca.
Nienawidził tych brzydkich, szyderczych kreatur. W dodatku niektórzy ludzie przypuszczali, że dekoruje nimi swoje prywatne kwatery. Idioci myśleli tak tylko dlatego, że uważali go za diabelskie nasienie, wynurzające się spod krokwi lochów, pozwalając, by szaty powiewały za nim jak skrzydła. Doprawdy, czy oni naprawdę sądzili, że nie ma nic lepszego do roboty niż napędzanie pogłosek na własny temat?
I wtedy gargulec poruszył się.
Severus zamrugał, patrząc na to, ale nikt nie wyszedł z ukrytej klatki schodowej; ponadto kreatura nie zamierzała powrócić na swoje miejsce.
- I są straszne! - zdecydował, robiąc krok do przodu, by stanąć na schodach.
Kiedy dotarł na miejsce, okazało się, że drzwi do gabinetu dyrektora również stały otworem.
- Wchodź już. Mam dość czekania, aż sam się zdecydujesz.
Oczy Snape'a rozbłysnęły złowrogim blaskiem, ale posłusznie wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Nie próbowałem podjąć decyzji. Myślałem.
- Oh? - Dumbledore uśmiechnął się łagodnie ze swojego miejsca, a jego błyszczące, niebieskie oczy przypatrywały się uważnie Mistrzowi Eliksirów.
- Zastanawiałem się, czy gargulec pilnujący wejścia do twojego gabinetu jada na śniadanie uczniowskie mózgi - wyjaśnił, zajmując to samo krzesło, co zazwyczaj.
Wyjątkowo ironiczny okazał się fakt, że Potter również siadał na nim za każdym razem, kiedy przychodził odwiedzić Dumbledore'a.
- Severusie. - Albus skarcił go delikatnie.
Młodszy czarodziej wzruszył elegancko ramionami, wzdychając mentalnie.
- Więc Sorai udała się z wizytą do Harry'ego - zauważył dyrektor.
Przewidywał, że dojdzie do tego spotkania od momentu, kiedy Złoty Chłopiec wszedł do Wielkiej Sali, mając na ramionach potulnie ułożoną kobrę.
- Nie mam pojęcia, jak wydostała się na zewnątrz. Niech ją szlag - wymamrotał Severus, ale jego głosowi brakowało złośliwości, gdy mówił o swoim ukochanym gadzie.
- Węże są inteligentne i zaradne. Jeżeli Sorai naprawdę tak bardzo chciała porozmawiać z Harrym, znalazła odpowiedni sposób, aby tego dokonać. Nie mogłeś zapobiegać temu przez całe jej życie - powiedział uprzejmie Dumbledore, rozsiadając się wygodnie w swoim fotelu. - A teraz powiedz mi, co o tym wszystkim myślisz, a ja zajmę się herbatą.
Po tych słowach na jego biurku na srebrnej tacy pojawiły się filiżanki i dzban z parującym napojem. Widząc, jak Albus rozlewa herbatę, coś pękło w umyśle Severusa.
- Poszła i powiedziała mu wszystko na temat uczuć, jakie do niego żywię. Opowiedziała mu o moim niepokoju związanym z Ginny. Prawdopodobnie poinformowała go o wielu rzeczach, o których nie musiał wiedzieć. Najwyraźniej wspomniała również o tobie. Tak, jak powiedziałeś, Sorai jest bystra i wie, kim jesteś. Jeśli słuchała uważnie wszystkiego, zdaje sobie sprawę z faktu, że to ty pomogłeś mi to wszystko zrozumieć. Nie ma takiej możliwości, żeby nie przekazała mu również tego.
- Więc powinienem mieć się teraz na baczności - powiedział Dumbledore, odkładając filiżankę z powrotem na mały talerzyk na biurku. - Choć wydaje mi się, że przyjął to całkiem dobrze.
- Powiedział mi, że potrzebuje czasu, żeby o tym pomyśleć. - Severus westchnął głośno. - To jest właśnie powód, dla którego nigdy nie chciałem, żeby się o tym dowiedział.
- Byłbyś w stanie obserwować, jak próbuje znaleźć szczęście u boku kogoś innego? Wydajesz się znajdować radość w unieszczęśliwianiu samego siebie. - Dumbledore zmarszczył brwi w wyrazie dezorientacji.
- Cóż, być może teraz będę miał jakąkolwiek szansę na szczęście. Myślę, że to dlatego Sorai poszła się z nim zobaczyć. - Severus patrzył ponuro ponad swoją na wpół opróżnioną filiżanką herbaty. - Nie mogę bezczynnie czekać. Nie jestem człowiekiem świętej cierpliwości. Jestem zmęczony nie posiadaniem żadnej kontroli nad najważniejszymi kwestiami w moim życiu.
- Więc co chcesz teraz zrobić?
- Tak, jak powiedziałem; nie będę stał z boku, pozwalając mu podjąć decyzję bez odpowiedniego zagłębiania się w ten temat.
- Może byłoby lepiej, gdybyś nie rzucał na prawo i lewo takimi aluzjami, jak przed chwilą, przynajmniej pod warunkiem, że nie chcesz, aby oskarżył cię o bycie lubieżnym profesorem - powiedział Dumbledore z wyjątkowo poważną twarzą. Nawet radosne iskierki zniknęły z jego błękitnych oczu.
W odpowiedzi Snape spiorunował go wzrokiem.
- Mam do ciebie pełne zaufanie i wierzę w ciebie. Zrób to, co uważasz za konieczne. Wolałbym cię jednak ostrzec, abyś go nie zranił, ale podejrzewam, że i tak będzie chciał cię zabić, gdybyś to zrobił. Ma swoje lata, a ja znam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że coś takiego nie wpłynie na twoje ciągłe obrażanie jego wyników na eliksirach.
- Oceniam go tak, jak na to zasługuje - odrzekł Snape obronnym tonem. - Nie mogę nic poradzić na fakt, że w mojej klasie zachowuje się jak kompletny nieuk.
- Punkt dla ciebie. - Dumbledore uśmiechnął się. - Proszę cię jedynie o to, abyś zachował to w sekrecie.
- Byłem twoim szpiegiem przez lata, a ty myślisz, że jestem niezdolny do bycia dyskretnym?
- Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli.
Mistrz Eliksirów mruknął coś pod nosem w odpowiedzi i podniósł się z krzesła.
- Pójdę już. Chciałem cię tylko poinformować, co się dzieje.
Tymczasem przedmiot dyskusji Albusa i Severusa siedział w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
Podczas, gdy Harry niemalże skończył pisać list, Hermiona głaskała delikatnie główkę Hedwigi. Kilka ruchów piórem dalej Potter odłożył je na bok, mocząc w atramencie. Przez chwilę machał pergaminem, aby wysuszyć tusz.
- Po prostu rzuć zaklęcie suszące - westchnęła panna Granger, gdy spadła na nią kropla czarnego atramentu.
Potter zaśmiał się.
- Przepraszam. Nie sądziłem, że to się stanie - powiedział, rolując pergamin.
- Powiedziałeś już Ronowi? Wiesz, że to będzie dla niego szokiem - powiedziała Hermiona, gdy Hedwiga zlatywała z jej kolan.
- To nie reakcja Rona będzie bezcenna. - Harry uśmiechnął się, myśląc o tym, jaki wyraz pojawi się na twarzy Mistrza Eliksirów.
Patrząc na przyjaciela, panna Granger podniosła pytająco jedną brew.
Młody Gryfon podał sowie list i pozwolił jej wylecieć przez otwarte okno, zanim odpowiedział na niewypowiedziane pytanie.
- Nie mogę ci jeszcze powiedzieć, ale obiecuję, że to zrobię. To coś, do czego potrzebuję czasu, aby obmyślić to w samotności.
No i jest. To podejrzliwe spojrzenie.
- To nie jest nic niebezpiecznego - zapewnił Harry, na co Hermiona wyraźnie się zrelaksowała. - To jest po prostu trochę… osobiste.
- Acha! - Panna Granger odetchnęła tak, jakby nagle zapalona żarówka pojawiła się w jej głowie.
Harry zmarszczył brwi.
- Nie mów „acha” tym tonem, kiedy jestem blisko. To jest straszne. Gdybym nie wiedział, jak wykryć, że ktoś próbuje dostać się do mojego umysłu, mógłbym przysiąc, że potrafisz czytać mi w myślach.
Te słowa wywołały na jej ustach szeroki uśmiech.
- Dzięki za informację. Może okazać się użyteczna.
- Oby nie przeciwko mnie. Szkoda mi będzie twojej ofiary.
- Och, zamknij się i daj temu spokój. Powinniśmy pójść do łóżek - zaproponowała panna Granger, wstając i przeciągając się.
Potter uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Idź. Ja nie jestem jeszcze zmęczony.
- Harry… Nawet się nie waż znowu wymykać - ostrzegła.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał Harry, mając nadzieję, że jego głos brzmi niewinnie. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna wywróciła oczami, ale pozostawił to bez komentarza. - Dobrej nocy! - zawołał za nią.
Przytłumione echo jego słów podążyło w dół schodów, gdy panna Granger zniknęła.
Wymknąć się… To był całkiem niezły pomysł. Zawsze myślało mu się lepiej, kiedy spacerował cichymi korytarzami Hogwartu. W tej chwili miał całkowitą pewność, że potrzebuje czasu, aby coś przemyśleć. Wyszedł z Pokoju Wspólnego, mając przy sobie tylko różdżkę. Po odbyciu szkolenia, prowadzonego dzięki uprzejmości profesora Snape'a, Harry czuł się na tyle komfortowo, aby wychodzić z wieży bez peleryny niewidki.
Przypomnienie sobie o tym kursie sprawiło, że młodzieniec potrząsnął głową i zaśmiał się cicho. Teraz zdawał sobie sprawę, że było to jedno z wielu użytecznych szkoleń. Potrzebne było nie tylko po to, aby poprawić swoje zdolności, ale również dlatego, by przez dłuższy okres czasu Harry i Snape przebywali ze sobą sam na sam.
Myśląc nad tym, doszedł do wniosku, iż może powinien udać się do Dumbledore'a i powiedzieć mu, co o tym wszystkim sądzi. W końcu to głównie jego działania doprowadziły do miejsca, w którym obecnie się znajdowali.