Ohayo-o!!Ten fick powstawał w czasie,kidy pisałam innego.Ale,co tam!Dam radę,nje?Nje.=_='
Dobra,koniec wstępościowości-ości.Zabieramy się do twórczości-ości.
Jeszcze tylko dedykacja i już mnie nie ma....
Akai Murasaki akai07@op.pl Dżuma
*~<<<<<<dla Akane Ikeda>>>>>>~*
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Szła spokojnie pałacowym korytarzem.Przeglądała papiery,które musiała przeanalizować.
-Ojciec się leni,a na mnie zwala robotę...-westchnęła i przeczesała kruczo-czarne włosy ręką.
Zatrzymała się na chwilę,bo zaintrygował ją pewien dokument.Widniała na nim pieczęć ojca.Musiał się pomylić i dał jej to przez przypadek....Trudno,odda mu to później...Weszła do swojego gabinetu.
-Pora zabrać się za pracę..!-zamoczyła gęsie pióro w atramencie i skupiła się.
********
Nie zauważyła,jak szybko zapadł wieczór.Trudno,reszta będzie musiała poczekać do jutra....Jej wzrok padł na tajemniczą teczkę z pieczęcią.Korciło ją,żeby zajrzeć do środka,ale powstrzymała się.
-To nie przystoi księżniczce.Zwrócę ją tacie w takim stanie,w jakim ją otrzymałam.
Poukładała papiery i ruszyła do swojego pokoju.Na korytarzach panował mrok.Lampy naftowe dawały nikłe światło.Zdążyła się już przyzwyczaić do panującego mroku i chłodu,ale dziś czuła się nieswojo.Z wrastającym niepokojem szła coraz szybciej.Czuła,jakby ktoś szedł tuż za nią.Przycisnęła do siebie mocniej tajemniczą teczkę.Nie odwracała się.Albo jej się zdawało,albo usłyszała kroki.
Stanęła i wzięła głęboki oddech.Musi się uspokoić.
-Kto tam?-krzyknęła w głąb korytarza.Kroki ustały.
Przez chwilę nie słyszała nic.Następnie cichy szmer.Miała tego dość.
-Lighting!!-posłała w górę kulkę światła.
Nie zauważyła nikogo.To pewnie przez ten nawał pracy staje się drażliwa...
-Chyba potrzebuję odpoczynku....-powiedziała do siebie i odwróciła się,aby iść dalej.
Stanęła jak wryta.
Przed nią stał wysoki,rosły mężczyzna o ciemnych oczach i wręcz białych włosach.Patrzył na nią z ironicznym uśmiechem.Amelia cofnęła się parę kroków w tył.
-Faktycznie,potrzebujesz odpoczynku...-odezwał się,a jego wyraz twarzy zmienił się na ciepły.
-K..kim jesteś..?-wykrztusiła zszokowana Amelia.Mężczyzna skłonił się lekko.
-Nazywam się Dregon,panienko.Czuję się zaszczycony móc poznać Amelię Will Tesla Seyruun.
-Po co tu przybyłeś?
-Sama powiedziałaś,że potrzebujesz odpoczynku...Ja ci go umożliwię.-wzrok Dregona padł na ściskaną przez Amelię teczkę.Uśmiechnął się.
-Co masz na myśli?!Odejdź,bo zawołam straże!
-...Widzę,że nie wiesz jeszcze co jest w tej teczce...Trudno,powiem ci kiedy dotrzemy na miejsce.
-Co..?A..!-zanim Amelia zdążyła zareagować,Dregon chwycił ją za rękę i zniknęli.
Minął tydzień od czasu,kiedy Amelia została porwana.Filonel wyznaczył nagrodę za odnalezienie jej. Na zamek zjechali przyjaciele rodziny oraz księżniczki.Łatwo jest się domyślić,kim byli ci ostatni.
Lina i Gourry siedzieli w salonie.Gdy tylko otrzymali wiadomość wyruszyli do pałacu.Lina martwiła się.To nie było zwykłe porwanie dla okupu....inaczej przestępca już by się zgłosił po nagrodę... A może targ niewolników?Nie,Filionel tego zakazał...I wszystkie meliny poobstawiał swoimi ludźmi...
Więc co się mogło stać...?
Nagle drzwi do salonu otworzyły się.Lina i Gourry od razu poznali tę sylwetkę.
-No,Zel...punktualny to ty nie jesteś!
Chimera uśmiechnęła się w odpowiedzi.Nie chciało mu się mówić.Chciał działać.
-Lina,to brakuje nam tylko....
Na korytarzu usłyszeli głośny wrzask.
-ODWAL SIĘ TY NAMAGOMI!!!!!!!!!
-Ależ,złotko....przecież wczoraj...
-Żartuję :p
-Uffff ^^'-i cmoknął ją w policzek.
Linę i resztę na ten widok zatkało.Xelluś się uśmiechnął,a Filia spłoniła rumieńcem.
-Noooo,znowu w komplecie!-ucieszył się Gourry.
-Prawie.-przygasił go Zel.
Nastała niezręczna cisza.Usłyszeli szybkie kroki i po chwili do salonu wpadł Filionel.
Oczy rozbiegane,liczne ślady niewyspania [Bez podtextów],potargane włosy. [To on miał je uczesane?]
Lina postanowiła przejść do rzeczy.Książe usiadł i rozpoczął opowiadanie na nowo...
-Amelia wzięła dokumenty do analizy.Ja przygotowywałem przemówienie na konferencję i nie mogłem się tym zająć....
-Czy dokumenty też zostały skradzione?-przerwał Xell.
-Nie,tylko jeden.Dałem go jej przez przypadek...Szła mi go odnieść,wieczorem, i......
-...Potem zniknęła...?-dokończyła cicho Lina.Filionel przytaknął.
-Co było ważnego w tych dokumentach?Czy to przez nie Amelia została porwana?-spytała Filia.
Książę milczał.Patrzył w podłogę.
-Fil?
-...Amelia mogła nie zostać porwana.-usłyszeli cichy głos ojca Amelii.
-Jak to?!Przecież....
-Co było w tej teczce?-przerwał Zelgadis.
-.....Sprawa śmierci jej matki....Wszystkie poszlaki i...winowajca...
-Wiecie kto zabił matkę Amelii?!I on żyje?!
-Może Amelia wyruszyła w poszukiwaniu zemsty...?-myślała głośno Filia.Xell jej potakiwał.
-....To raczej niemożliwe.Nie wyszłaby niezauważona z zamku...
-A lewitacja?
-Mamy też magów.Patrolują dachy. [Nie patrzcie tak na mnie!Musiałam coś wymyślić!=_=']
Lina zamyśliła się.Żadnych poszlak,nie wiadomo co się jej stało...Czy ktoś ją porwał,czy też może sama wyruszyła na poszukiwanie sprawiedliwości...?Co się wydarzyło..?
-Szkoda,że...-Lina nie zdążyła wypowiedzieć swoich myśli,gdyż do pokoju wpadł zmachany strażnik.
-Panie!!Panienka Amelia!!-ledwo skończył zdanie,wybiegli z komnaty na pałacowy dziedziniec.
W powietrzu unosiła się Amelia,a koło niej nieznajomy mężczyna o białych,spiętych w koński ogon włosach.
-Amelia!!-krzyknął uradowany Filionel.Xellos otworzył oczy i powstrzymał go laską.Spojrzeli na mazoku ze zdziwieniem.
-To nie jest ta dawna Amelia.-powiedział powoli.Reszta wpatrywała się w niego.
-Co masz na myśli?!-krzyknęła Lina.Nie cierpiała niedomówień.
-Filia...-szepnął demon.Smoczyca skupiła się.
-......Oni...
-UWAGA!!!!-krzyknął Gourry.
Mężczyzna wyciągnął powoli rękę i pogłaskał Amelię po główce.Powoli stanęli naprzeciw naszej gromadki.Zel drgnął.
Patrzył Amelii w oczy,ale one przypominały bardziej...oczy...mazoku...
-Filia!!Gadaj co jej zrobili?!!
-...przemienili w mazoku...nie w całości,ale...
-Ty jesteś Lina Inverse?-krzyknął nieznajomy mężczyzna.
-A kto pyta?!
-Dregon.To zaszczyt móc poznać ciebie i twą zacną kompanię...Jesteście znani wśród mazoku....
Czyli jednak...Przez głowę Zela przelatywało teraz tysiące pomysłów na zabicie tego Dregona.
-Czego chcesz?
-Jaka bezpośrednia.-uśmiechnął się.
-Mówisz,czy....
-Poczekaj.Ja tu jestem tylko na jej życzenie.-wskazał na Amelię.
Patrzyła na swoich przyjaciół pustymi oczyma.Żadnych emocji...jedynie nienawiść.
Uniosła powoli rękę.
-Wiecie...przejrzeliśmy teczkę...Nie spodobały jej się zawarte w niej informacje.Ja tylko jej pomagam....No,maleńka,zabaw się.
Na twarz Amelii wystąpił drwiący uśmiech.W jej ręce pojawiła się czarna kula energii.
Rzuciła się na nich.Pierwszą osobą,która oberwała była Lina.Dostała prosto w brzuch.Poleciała daleko w tył.
-Linaaaaaa!!!-krzyknął Gourry.Po chwili Amelia już była przy nim.Wyciągnął miecz.
Dogodna okazja,odsłoniła się...tylko jeden cios w żebro i...
Przed oczami blondyna ukazała się roześmiana obrończyni sprawiedliwości.
Opuścił miecz.
Po chwili oberwał czarną kulą energii.Jego zbroja rozpadła się.Już chciała go wykończyć,kiedy Xellos pojawił się za nią i założył jej na szyję swoją laskę.Ścisnął mocniej.
Starała złapać się powietrze.Xellos nie dawał jej szans.
-Widzisz?Jesteś człowiekiem.Oddychasz,żeby żyć.Twój słaby punkt.-szepnął jej do ucha.
-A to jest twój słaby punkt.-odpowiedziała równie cicho.Przestała się wyrywać i rzuciła w Filię podobnym pociskiem co w Gourry'ego,tyle ża dwa razy większym.Pułapka wycelowana w uczucia.
-Niech cię..!-zniknął i zasłonił osłupiała Filię.
Mocno oberwał.Filia zaczęła go uzdrawiać.
Amelia powoli podeszła do swojego ojca.Drogę zastąpił jej Zelgadis.Trzymał gardę.
-Z drogi.-powiedziała spokojnie.
Zel w odpowiedzi wzmocnił miecz Astral Vine'm.Amelia uśmiechnęła się.
-Zabije mnie pan,Zelgadisie?-powiedziała głosem Amelii.
Chimera zacisnęła zęby i nadal trzymała gardę,choć ręce jakby odmawiały posłuszeństwa.Miecz zniżał się do ziemi.
-Zelgadis-san,dziękuję!-rzuciła się do niego z rozwartymi ramionami.Zupełnie jakby chciała się do niego przytulić tak jak to zazwyczaj robiła...Była już tak blisko...Amelia...
-Chimerko...-powiedziała pieszczotliwie.
Zel drgnął.Głupek z niego.....
-Ty nie jesteś Amelia.
-No co ty...
-ONA NIGDY BY MNIE NIE NAZWAŁA CHIMERĄ!!-rzucił się na nią z mieczem.
Chwyciła go za szyję.Ścisnęła mocno.Przez chilę myślał,że umrze.
Zabity przez kogoś,kogo darzył...zaufaniem i...komu naprawdę chciał powiedzieć,że...
Nagle odrzuciła go w bok.
Teraz stanęła naprzeciw swojego ojca.
-Morderca.-powiedziała zimno.W jej dłoni uformowała się olbrzymia czarna kula energii.
-Amelio!!Przecież...To nie ja zabiłem twoją matkę!Kochałem ją,tak jak i ty!!
-Kłamstwo!!!-kula rosła.
-Nigdy bym jej nie skrzywdził,przecież wiesz!!Posłuchaj!!
Energia rozpłynęła się.Amelia chwyciła się za głowę.
-Nie!!!Kłamiesz!!!!Ty tylko kłamiesz!!!Zawsze!!!!-w jej oczach pojawiły się łzy.
Lina dochodziła do siebie.Opatrywała szermierza.I doszła do wniosku,że pora też zająć się dziwnym facetem.....
-Amelio,córeczko...wiesz,że kochałem mamę...nadal ją kocham...Wiesz,że nie potrafiłbym jej skrzywdzić!!Amelio!!
Księżniczka miotała się.Obrazy przelatywały jej przez głowę.
~Gracia biegnie przed nią...Wbiega do pokoju matki...ona za nią...Pokój mamy?Dlaczego taki czerwony..?Mama?Mamo,obudź się!Mamo!Mamo!!!!
Gracia leży,też się nie rusza...zemdlała...Mamo,obudź się!!Co to...?Miecz...?We krwi...?
Mamoooo!!!!!!!
Dregon siedzi z nią przy ognisku.Otworzył teczkę,nie zważa na jej protesty.
-Patrz.Morderstwo twojej matki...I kto jest winny..?
-...Nieprawda!
-Twój ojciec.~
Otworzyła oczy.Mętlik w głowie...świat jakby wydawał się snem....
Odwraca się w kierunku ojca.Patrzy na nią ze strachem...Nie,on nie wie co to prawdziwy strach...nie wie co czuje pięcioletnia dziewczynka,która ujrzała swoją martwą matkę....Nie wie,co to strach...
Ale się dowie...
W dłoni ponownie pojawiła się czarna energia.Filionel cofnął się.
-Ty nie znasz strachu.
-Co?
-Nie wiesz...-znowu chwyciła się za głowę-Ratuj!!-krzyknęła.Oczy Amelii znów były jak u człowieka.
-Amelio..?-znowu potrząsnęła głową.
-ZOSTAW MNIE!!!!GIŃ!!-już chciała rzucić,gdy ręka odmówiła posłuszeństwa.
*Nie wolno!*
-Co..?-powiedział Filionel.Patrzył na Amelię,która nie panowała nad własnym ciałem.
*Nie wolno krzywdzić moich bliskich!*
Zel doszedł do siebie.Ujrzał,że Amelia chce zabić Fila.Odepchnął księcia i powiedział,żeby pomógł reszcie się pozbierać.Lina z Gourrym naparzali Dregona.Nieźle im szło.
Klęczała na ziemi z ukrytą w dłoniach twarzą.Ukląkł obok niej.
-Amelio...Ame..Wiem,że tam jesteś.Słyszysz mnie..?Ame!Walcz!Jesteś kapłanką,nie możesz się poddać!
-...Zabił...on zabił...ojciec...boli...mama...krew...boli...-łkała bezładnie.
Odjął jej ręce od twarzy i ujrzał jej zapłakane oblicze.Patrzyła na niego z bólem.
-Ja...się..boję...-wtuliła się w Zela.
Zamknął ją w swoich ramionach.Żeby już było po wszystkim...to wtedy...
-Ame,posłuchaj...Ja wróciłem,bo...martwiłem się o ciebie i....Ame?-spojrzał na nią.
Patrzyły na niego nienawistne oczy mazoku.
Niewidzialna fala odepchnęła go.Amelia zauważyła,że jej ojciec zniknął i postanowiła zabić Zelgadisa.Próbował wstać.Za każdym razem ponownie obrywał.
-Ame!Walcz,słyszysz!!Jesteś silniejsza,Ame!!Wierzę w ciebie!!-otrzymał kolejny cios.
Wstał na chwiejnych nogach.Podeszła do niego i powoli wysunęła rękę.
-Giń.
Zamknął oczy.Nie chciał zapamiętać takiej Amelii.Tylko tą,którą...pokochał...tą roześmianą dziewczynę,która mimo wszystko zaakceptowała go.Jako pierwsza okazała mu cieplejsze uczucia.
I on zapragnął je odwzajemnić....
Tylko co chimera mogła dać najwspanialszej osobie na świecie...?
Miał tylko siebie...
*Zelgadis-san...Jestem silna...Nie chcę,by cierpiał...Nie może!*
Usłyszał,jak na ziemię upada kropla.Spojrzał w jej twarz.Łzy..?
-Twe myśli...Ból...-pstryknęła palcami.Miecz Zela pojawił się w jej ręce.
-Ame..?Co ty chcesz...!
-Wybacz.-pchnęła się mieczem.
Na ziemię popłynęła szkarłatna krew.
-DRAGU SLAVEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!-Lina powaliła Dregona swoim popisowym numerem.Doprowadzała teraz resztę do stanu używalności.Zel sobie poradzi...po pokonaniu Dregona ciemne moce powinny opuścić ciało Amelii...(tak przynajmniej twierdził Xellos).
Doszli do chimery pochylonej nad martwym ciałem księżniczki.Filionel rzucił się na niego,czynił wymówki...Lina próbowała ożywić Amelię...Filia pomagała...Gourry stał przejęty...tylko Xellos wiedział,że to koniec...nie było ratunku....Odeszła...Zel nie słuchał tego całego zgiełku.Lina załamała ręce.Wiedziała,że to na nic.Xellos wziął Filię na ręce i próbował ją uspokoić.Filionel walił pięściami w ziemię.Płacze...
Zel wziął ciało Amelii i zaniósł do jej pokoju.Położył na łóżku,skrzyżował ręce.Przysiadł koło niej i wpatrywał się w spokojną twarz...Przypominał sobie każdą chwilę spędzoną z nią.
Uśmiechnięta,zawiedziona,bliska płaczu,zła,przerażona,zawstydzona....
Przeczesał jej grzywkę.Wstał i wyszedł do ogrodu.
Chciał,aby nikt nie zobaczył jego łez.
Usiadł pod kwitnącą wiśnią i schował twarz w dłoniach.
Lina i reszta siedzieli przybici w salonie.Jeden dzień...i tyle tragedii....
-Fil...powiedz mi...jak to było z tą matką Amelii?-powiedziała przez ściśnięte gardło.Byle przerwać panującą w pokoju ciszę.Książę otarł ukradkiem łzy.
-Moja żona stała się ofiarą morderstwa na zlecenie.Znaleźliśmy winowajcę dopiero niedawno.
-Kto to był?-powiedział Xellos tuląc do siebie Filię.Płakała.
-.....Mężczyzna,który ją kochał.Zwykły podróżnik...Twierdził,że się w niej zakochał...
-A że on nie mógł jej mieć,to nikt inny nie miał prawa.Albo on,albo żaden....
-...Więc tak umarła mama....-wszystkich przeszedł dreszcz.
Znajomy głos...ale..przecież...Spojrzeli na wejście do salonu.Stała tam Amelia.
-Ty..żyjesz...?Jak!!!-Lina uściskała Amelię.
W jej ślady poszli następni. [Nawet Xelluś zdobył się na uprzejmość i przytulił Ame!^_^"]
Najdłużej ściskał Amelię jej ojciec.W końcu wypuścił ją z objęć.
-Idź do ogrodu.Zdaje mi się,że musisz powiadomić jeszcze jedną osobę...-Amelka uśmiechnęła się i wybiegła do ogrodu.Rozejrzała się bacznie.Kwitnąca nad stawem wiśnia...i ukochana postać.
Pobiegła pod drzewo.
Zel usłyszał kroki.Nie chciał słów pocieszenia,nie potrzebował ich...Nie mógł się z tym pogodzić... Wszystko,tylko nie to...Nie Amelia...Twarz księżniczki ponownie przesunęła się przed jego oczami.
Łzy znowu napłynęły do oczu.
Kroki zbliżały się.Przed drzewem zwolniły nieco.Potem już nie myślał o tajemniczej osobie,która do niego przyszła.Pewnie Lina albo Filia...Chociaż...za lekkie kroki jak na nie...
Poczuł ciepłą dłoń,która pogłaskała go po głowie.To nie mogła być ani Lina ani nikt inny...tylko jedna osoba umiała tak głaskać...Ale to było niemożliwe...Przecież sam widział...Musi się upewnić.
Podniósł mokrą od łez twarz.
Uśmiech,błękitne oczy...Sen?Jawa?
Nadal gładziła go po głowie.Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka.To nie był sen.
Uśmiechnęła się ciepło i przytuliła do niego.
Nie pojmował...to było niemożliwe...Ale była prawdziwa...Amelia żyła..!
Przytulił ją mocniej do siebie.
-Ame..ale jak...
-Ciiii...-położyła mu palec na ustach.
Miała rację.To nie było teraz ważne...Tylko ona się liczyła.
-Ame...ja..-spojrzał w jej oczy.Jak zawsze:roześmiane,pełne życia i blasku.
Nachylił się do jej ust i pocałował ją delikatnie,a zarazem i namiętnie.
Siedzieli pod drzewem przytuleni do siebie,aż zapadł zmrok.Zrobiło się chłodniej.Zel okrył ją szczelniej peleryną.
-Ciepło..?
-Yhm,bardzo.
Długi pocałunek zakochanych w świetle czerwonego,zachodzącego słońca.
~The End~
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Taaaaaaak....jestem coraz lepsza.To już mój trzeci fik w tym tygodniu.Pragnę pozdrowić Akane Ikeda i podziękować za wspaniałego Sylwestra,jakiego u niej spędziłam.Był on natchnieniem na napisanie tego[Dennego,ale co tam....=_=']....Idę kimać!Zzzzzzzzzzzzzzzzzz.......
5
5