-To tam-wskazała Kari pokazując na duży, lekko podniszczony dom.

-Skąd możesz być aż tak pewna? Kari, czy czegoś mi nie mówisz? -Ciekawił się Junior, ale Kari odparła tylko:

-Mister mi pomogła.

Junior postanowił nie odzywać się już więcej na ten temat. Najlepiej pozwolić Kari znaleźć jej ojca, i przestać ją wypytywać.

-Musimy wejść za płot, i zacząć szukać. -Poleciła Kari. -Chodź, wejdziemy pod bramą.

Dotarli do małej klatki. Była niezbyt widoczna na pierwszy rzut oka.

Tu Mister przestała pomagać małej. Koteczka poczuła się bezradna, lecz po chwili zebrała się w garść. W końcu nie bez powodu Mister kazała jej iść tu. Musi się udać!

-Tu będzie tata! -Powiedziała i zajrzała do środka... Widocznie ktoś tam musiał być, bo dokoła leżały resztki dziwnych pokarmów, trochę futra...

Ale przybyli trochę za późno. Ojca już nie było w środku.


Dokładnie 10 minut wcześniej przybiegł Morus i zagadnął Rutka:

-Wiesz, udało mi się już opowiedzieć różne historie na temat Puszka. Wszystkie koty go nienawidzą, bo mówiłem im takie okropieństwa, które rzekomo wyszły z ust twego... Niewolnika.

-Doskonale. -Uśmiechnął się Rutek. -Słychać, gnojku? -Zwrócił się do kota w klatce. -To będzie dopiero egzekucja!

Puszek nie odezwał się ani słowem.

-Idziemy. A spróbuj jakichkolwiek sztuczek, to złożę wizytę u twojej rodzinki... Przynajmniej tej części, która jeszcze żyje.

Puszek jęknął cicho. Wciąż rozpierał go żal na wiadomość o Kari, i tym co z nią zrobił Morus.

-Spotka cię kara za to wszystko, Rutku -mruknął tylko. -Ciebie też, Morusie. Takie czyny zostaną wynagrodzone przez los w nieciekawy sposób.

-Mylisz się-odparł jego brat. -Swoje wycierpiałem już w dzieciństwie, po śmierci matki i Wikola. Kolej na ciebie.

Puszek poczuł ukłucie winy. Może to prawda...

Tak więc, gdy Rutek otworzył klatkę, kocur wyszedł z niej i stanął przy Morusie.

-Idziemy, dalej!

Gdy odeszli, w dwie minuty potem zjawili się Junior z Kari.


-Świetnie! Po prostu genialnie!

-Spokojnie, musimy ich po prostu znaleźć! -Mówił Junior.

-Ciii, milcz. -Kari nastawiła uszu. -Słyszysz to?

Junior zamilkł. Oboje słyszeli to samo-wzburzone okrzyki kotów, obelgi i wycie.

-Masz pewne podejrzenia co do tego? Bo ja tak. Chodź! -Powiedziała Kari i oboje pobiegli w miejsce, skąd dochodziły hałasy.

Stanęli za krzakiem i zaczęli patrzeć. Na środku stało drzewo, z przywiązaną linią z pętlą. Dokoła stały koty, krzycząc, wyklinając, wyjąc i gwiżdżąc.

Wtem zaczął iść Rutek. Dumnym krokiem szedł pod drzewo, więc co...?

Po chwili kociaki zobaczyły dużego kocura. Szedł za Rutkiem, a obok niego...

-Tata? -Zdziwiła się Kari.


-Jesteśmy mu, drogie koty, by przywitać i jednocześnie pożegnać tego, który wyrządził nam tyle krzywdy... Oto on, ten który kierował szajką psów, zabijał niewinne kocięta, krzywdził...

-Co on wygaduje? -Pisnęła Kari cichutko. -Przecież to same kłamstwa!

-Wiem... -Szepnął Junior.

-Ten dzień rozwiąże cały kłopot. Oto ten bandyta zakończy swe życie na naszych oczach!

Rutek poszedł do Puszka i przywiązał mu na szyję pętlę drugi koniec sznura, przeciągnięty przez gałąź wręczył Morusowi.

-Ostatnie słowo skazańca? -Uśmiechnął się wrednie Rutek.

-Tak. Zostaw moją rodzinę w spokoju...

-Ach, faktycznie! Jego rodzina... Wspomagająca go na każdym kroku... Nie bojąca się mordowania, ranienia innych... Również zapłaci za swoje!

-Ale powiedziałeś, że...

-Kłamałem-odparł Rutek cicho.

Puszek zacisnął zęby. Taka głupia śmierć...

Co drugi kot rzucał czymś w Puszka, wyzywał go, kociaki pluły na niego. Gwizdy i krzyki stawały się coraz donośniejsze...

-Junior, to chyba sen... Okropny, zły koszmar... -Jęknęła Kari czując, że z przerażenia kręci się jej w głowie.

-Obawiam się, że to prawda... -Odparł Junior ze łzami w oczach.

-Wciągnąć sznur, Morus! -Zakomenderował Rutek. Morus wykonał polecenie szefa.