Od 1936 roku zajmowałem się m. in. szkoleniem oficerów rezerwy i pułkowych strzelców wyborowych. Satysfakcji i zadowolenia z tej pracy miałem mnóstwo, ponieważ moi uczniowie zawsze uzyskiwali najwyższe rezultaty. Dużą wagę przywiązywałem także do prowadzenia z nimi gimnastyki, rozwijającej siłę, szybkość ruchów, zwinność i wytrzymałość,
Podczas wojny w 1939 r. nabyta sprawność strzelecka bardzo mi się przydała. W czasie okupacji brałem udział w ruchu oporu. Podczas walk partyzanckich w dużej mierze zawdzięczam swe życie wartościom i sprawności, które dało mi strzelectwo.
Po wyzwoleniu w 1946 roku opracowałem wspólnie z moim serdecznym przyjacielem i jednocześnie największym rywalem strzeleckim Andrzejem Matuszakiem statut Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego.
10 października 1946 roku przygotowaliśmy w Warszawie pierwsze zebranie organizacyjne, przy udziale uczestników prowadzonego w tym czasie przeze mnie kursu oficerskiego. Na tym zebraniu wybrano władze PZSS.
Przypadek zadecydował o pogłębieniu moich zamiłowań strzeleckich. Otrzymałem w prezencie pistolet małokalibrowy „Walther” z długą lufą. Strzelając z niego, mimo że nie specjalizowałem się w strzelaniu z broni krótkiej, zdobywałem niespodziewanie rekordy Polski. Później odstąpiłem ten pistolet przyjacielowi, otrzymując w zamian karabinek sportowy „Mauzer”. Po dorobieniu doń części drewnianych używałem go do zawodów o otwartych przyrządach celowniczych w latach 1946—50. Dorobiłem do niego potem łoże typu dowolnego i przezierniki, które do obecnej chwili posiadam. Tak oto mój „rnauzerek” stał się dowolną bronią, którą biłem rekordy Polski. Od tego czasu specjalizowałem się w strzelaniu z broni długiej.
Wyszedłem chyba ze słusznego założenia, że im głębsza specjalizacja, tym wyższa jakość wynikowa. Porzuciłem więc tzw. „omnibusostwo”, tzn. strzelanie we wszystkich konkurencjach.
Miałem wolę walki i ducha współzawodnictwa, brakowało mi jednak początkowo umiejętności opracowywania planu właściwej pracy treningowej. Nigdy wszakże nie wątpiłem w jej sens i celowość. Z biegiem czasu stawałem się bardzo silnym konkurentem dla moich współtowarzyszy, czując jednocześnie wzmagającą się odpowiedzialność wobec nich.
Zacząłem więc pędzić życie Spartanina, trzymając się opracowanego przez siebie kalendarzyka. Wieczorem analizowałem przebieg każdego dnia. Do sukcesów strzeleckich dochodziłem tylko dzięki rzetelnemu i systematycznemu treningowi, starając się godzić wyczyn z nauką, z życiem rodzinnym (żona i troje dzieci) oraz służbą zawodową.
Dlatego zawsze twierdzę, że jeśli nie ma się odpowiedniej klasy wyczynowej, koniecznego przygotowania fizyczno-psychicznego a także silnego charakteru, to wszelkie usiłowania podnoszenia sportowych wyników spełzną na niczym. Osobowość Strzelca musi być kształtowana już od pierwszych dni sportowego treningu i od pierwszych startów. Trzeba korzystać z doświadczeń mistrzów ognia i wychowawców — psychologów.
Jestem przekonany, że potęga wyczynowego strzelectwa sportowego bie