Kiedy rodzina się powiększa, Fan Fiction, Dir en Gray


Kiedy rodzina się powiększa...

- … a potem pojedziemy na obiad do mojej mamy i zawieziemy jej przy okazji te sadzonki - dokończył z rozpędu Toshiya, po czym zmarszczył brwi. - Mówiłeś coś, kochanie?
- Nie nazywaj mnie tak, Toshimasa - warknął poirytowany Kyo, szybkimi krokami przemierzając mały sklepik. - I nie będę nigdzie jechał, zwłaszcza do twojej matki.
- Jakby ci to miało zaszkodzić. Poza tym, ona cię bardzo lubi. Mamy herbatę? - przypomniał sobie basista, zatrzymując się przy półce. - Sypaną, czy ekspres?
- Weź obie - zadysponował Kyo nieuważnie. - I dołóż przy okazji paczkę czerwonej. - Słuchaj, ja mówię serio. Nie mam ochoty widzieć się z twoją matką. Nadal uważam, że ona chce mnie otruć.
- Skarbie, to był wypadek - powiedział pobłażliwie Toshiya, odliczając przy kasie należność i pakując sprawunki do reklamówki. - Poza tym ona po prostu nie umie gotować.
- Nie nazywaj mnie tak - powtórzył Kyo, wychodząc za nim ze sklepu i z odrazą wpatrując się w znudzoną nastolatkę, stojącą naprzeciwko nich. Dziewczyna na ich widok zamarła, robiąc natychmiast buzię w ciup i rzucając im powłóczyste spojrzenia. - Zadławiłem się tą zupą.
- W nocy nie miałeś nic przeciwko temu - odgryzł się Toshiya. - Przesadzasz, każdemu się zdarza przesolić…
- Ale nie każdy znajduje w swoim talerzu zakrętkę od solniczki! - wybuchnął Kyo. - W miejscach prywatnych nie mam.
Toshiya popatrzył na niego uważnie, po czym bez słowa wetknął mu do rąk torby i zniknął z powrotem w otwartych drzwiach sklepu. Kyo podtrzymał kolanem wyślizgujące się reklamówki, usiłując otworzyć drzwiczki granatowego opla. Ktoś popukał go w ramię i kiedy odwrócił w tę stronę głowę, jego oczy napotkały ohydną, plastikową imitację pomidora.
- Solniczka - wyjaśnił Toshiya milczącemu ponuro wokaliście. - Już będziesz miał i w miejscach prywatnych.
- Nienawidzę cię, Hara Toshimasa - burknął Kyo z niezadowoleniem. - Mówiłem o twojej matce, i ty o tym wiesz!
- Że chciałbyś ją w miejscach prywatnych?
- Jedźmy już - poddał się Kyo.
- Jak się pospieszymy, przed osiemnastą będziemy w domu - powiedział Toshiya z zadowoleniem, wsiadając do auta i zapinając pasy. Spojrzał bacznie na leżące na tylnym siedzeniu torby. - Kupiliśmy paprykę?
Sklepowe drzwi trzasnęły za wokalistą.
Toshiya wzruszył ramionami, posyłając jednocześnie uroczy uśmiech zarumienionej nastolatce, pukającej właśnie w lekko uchyloną, samochodową szybę.

* * *

- Totchi, syneczku najukochańszy! - wykrzyknęła z emfazą matka Toshiyi, obdarzając syna czułym uściskiem. Toshiya pochylił się posłusznie, całując ją w policzek. Nie mrugnął okiem, gdy potarmosiła go po włosach i obdarzyła mokrym pocałunkiem w czoło. - Nareszcie przyjechałeś odwiedzić starą matkę! Jak tam, poznałeś kogoś miłego?
- Kyo ze mną przyjechał. Kyo, przywitaj się z mamą - nakazał Toshiya, ignorując ostatnie pytanie.
- Cześć, mamo - wymamrotał Kyo pod nosem, obdarzając jednocześnie gospodynię nieszczerym uśmiechem.
- O. Tooru - skonstatowała z niechęcią, po czym skinęła mu krótko głową. Kyo pomyślał, że ta kobieta doprowadza do wewnętrznej impotencji jego ego. - Jak miło cię widzieć. Naprawdę, nic nie jest w stanie dorównać mojej radości, gdy cię spotykam.
- Chyba tylko moja radość - powiedział, z oddaniem wpatrując się jej w oczy.
- Możemy siadać do stołu? - wtrącił basista, popychając wokalistę do przodu. - Zrobiłaś na Kyo ogromne wrażenie. Do dziś wspomina twoją zupę rybną.
- Tak, to bardzo nieprzyjemne, mieć tak częste koszmary - wymamrotał Kyo i posłał obrażone spojrzenie Toshiyi, który uszczypnął go boleśnie w ramię.

* * *

- Było nam bardzo miło! - powiedział w dwie godziny później Toshiya, ściskając matkę na pożegnanie. Kyo stał za nim, wznosząc oczy do nieba i postukując paznokciami o zegarek. - Niedługo tu jeszcze wpadniemy…
- Po moim trupie - wymruczał wokalista nieruchomymi wargami.
- To ja przygotuję więcej miso - powiedziała matka basisty, uśmiechając się samymi ustami. Kyo nabrał przekonania, że WIEDZIAŁA o tej zakrętce. - I koniecznie uważaj na siebie, ta okropna pogoda…
- Godzinka drogi i będziemy na miejscu - zaoponował Toshiya.
- A ja na siebie uważać nie muszę? - zapytał jednocześnie Kyo.
- Oczywiście, że musisz. Przecież prowadzisz - powiedziała słodko pani Hara, zamykając drzwi.
Wokalista pokręcił z niedowierzaniem głową, rzucając oburzone spojrzenie kulącemu się ze śmiechu basiście. Licząc w myślach do dziesięciu pomaszerował przed siebie, nie odwracając się więcej, a Toshiya poszedł za nim, wciąż chichocząc. Pokłócili się dopiero w samochodzie.

***

- Nie pojadę - powiedział stanowczo Kyo w dwa dni później.
- Pojedziesz - odpowiedział równie stanowczo Toshiya.
- Nie - nie poddawał się Kyo. - Nie możesz mnie zmusić. Zaledwie czterdzieści osiem godzin temu widziałem twoją matkę. Obiecałeś, że to koniec kontaktów rodzinnych na miesiąc. - Pozycje obronne obstawione. Pozycja wyjściowa ustawiona. Atak...
- Pojedziemy na Majorkę, zamiast w Alpy - kusił basista. Atak rozpoczęty.
- Ale to na pewno tylko półgodziny? - Przeciwnik słabnie. Jeszcze chwila i...
- Może nawet krócej. Ona nigdy nie ma czasu. - Pole zostanie zdobyte...
- Dobrze, ale ja wybiorę restaurację! - Piłka w bramce. Bastion zdobyty.

***

- I jak? - pyta nerwowo Kyo, kiedy siedzą już w jego ulubionej knajpce, skryci prawie całkowicie za rozłożystym rododendronem. Basista zastanawia się przelotnie, czy uszczknięta przez Kyo odnóżka ma oznaczać, że zamierza podobne paskudztwo wyhodować i u nich w domu, ale postanawia chwilowo nie podejmować tematu. - Jak wyglądam?
- Doskonale, kochanie. Jak młody bóg seksu - udziela basista zabójczo uprzejmej odpowiedzi, podpierając brodę na dłoni i z zainteresowaniem patrząc, jak Kyo z chorą fascynacją ogląda sobie migdałki w zaśniedziałej, srebrnej cukiernicy.
- Nie nazywaj mnie tak! - Kyo wykonuje nieokreślony, szeroki gest ręką i pokrywka z cichym brzdęknięciem spada pod stół. Wokalista nurkuje za nią i po chwili wynurza się spod stołu. Niestety, nie wygląda już tak ładnie. Włosy mierzwią się, okulary przekrzywiają, a na policzku widnieje smuga kurzu. Ale w cukiernice już nie patrzy.
- Masz rację, z tym młodym posunąłem się trochę za daleko - zgadza się Toshiya, bezskutecznie próbując powstrzymać się od śmiechu. - Siostrzyca mi się spóźnia - zmienia temat, wpatrując się we wskazówki ściennego zegara. - U mnie dwie po. Śpieszy się.
- Mówiłeś, że spóźnia. - Kyo jest zajęty wycinaniem małych listków klonu w papierowej serwetce. Basista zastanawia się mimochodem, czy powinien zabrać mu z zasięgu ręki oprawione z skórę Menu, ale porzuca pomysł jako zbyt niebezpieczny - Kyo mógłby się wtedy zająć pobliskim akwarium.
- Siostra - mówi więc tylko.
- Rybka! - pokazuje mu Kyo wycięty z papieru kształt. Toshiya macha na niego dłonią. Nigdy z nim nie wygra, skoro on nie walczy uczciwie. - Nie wiem, czemu ja się na to zgadzam - wydziwia dalej Kyo. - Jakieś spotkania rodzinne, jakieś obiady.
- Bo mnie kochasz? - zgaduje basista, zapalając kolejnego papierosa. Kyo patrzy na niego zdumiony.
- A wiesz, że tak? - mówi, zdziwiony tą oczywistą dla Toshiyi prawdą.
Jest w tym coś niesamowicie słodkiego, kiedy patrzy na niego szeroko otwartymi oczami, a szczupłe dłonie zamierają nieruchomo nad pocięta sylwetką. Słodki erotyzm, uzupełnia w myśli basista, kiedy Kyo marszczy brwi, a język przesuwa się powoli po pełnych wargach. Kolejny ciach. Papierowa rybka jest asymetryczna, pozbawiona jednej płetwy. Toshiya zastanawia się, czy wezmą to do domu, jak wszystkie działa wokalisty z kilkudziesięciu poprzednich knajp. Uśmiecha się. Przecież i tak nie umiałby zaprotestować.
- Ale musi to być coś jeszcze, wiesz? - Uśmiech Toshiyi poszerza się nieznacznie. - Może na przykład podświadome dążenie do bycia częścią większej komórki społecznej, zwanej rodziną? Widziałem twoją matkę raz, co prawda nie odczuwam gwałtownej potrzeby oglądania jej częściej...
- Ja też nie. - Wchodzi mu w słowo Kyo, z komicznym przerażeniem wymalowanym na twarzy. - Jest prawie tak samo straszna jak twoja. Potworne baby. Nie dziwię się, że zostaliśmy gejami, wiesz?
- Ale pomyśl tylko - śmieje się basista - nasze mamy przy jednym stole, w każde święta, imieniny rodzinne, inne okazje. To byłby koszmar!
- Chwalić pana, że nigdy do tego nie dojdzie - uspokaja go Kyo, odchylając się na krześle. Śmieje się również. - Nasz związek jest całkiem wygodny, wiesz. Zawsze możemy wyłgać się jednej rodzinie, że jesteśmy u drugiej i w ten sposób mamy chociażby Majorkę.
- Cieszy mnie to. Chociaż powiem ci, że jestem ciekaw tego siostrzanego narzeczonego - krzywi się basista. - Chcą się pobrać, co oznacza dla nas jakieś śluby, może chrzciny, jakieś rocznice... dobrze, że twój brat nie wpadł jeszcze na taki... Kyo, czemu masz taką przerażoną minę?
- Kurwa - mówi beznadziejnym głosem wokalista. - Bo to właśnie on idzie tutaj z twoją siostrą.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Możesz dowiedzieć się więcej, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko zaczyna się wiosną, Fan Fiction, Dir en Gray
Niezdarny taniec czasem się udaje, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy imię twoje echem odbija się od ścian, Fan Fiction, Dir en Gray
Kiedy odejdziesz, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron