Księga Fallusa, Moje teksty


Księga Fallusa

Człowieczek wygramolił się z wody na brzeg, ostatni brzeg, jaki pozostał w zasięgu ludzkiego wzroku. Przez długą chwilę nie mógł zrozumieć, jakim cudem na dnie oceanu jest tak sucho. Potem zrozumiał. Wiedział też dobrze, że to ostatni kawałek lądu innego nie ma już na horyzoncie, ani daleko poza nim.

Człowiek był mokry i nie wyglądał na szczęśliwie uratowanego rozbitka. Bo tak naprawdę nie miał wcale powodów do radości. Na razie postanowił rozejrzeć się po Wyspie, sprawdzić, czy jest duża i czy ktoś prócz niego ocalał z katastrofy.

Wysepka była niewielka. Trawa, krzaki budyneczek stojący dokładnie pośrodku. To wszystko co pozostało z jego świata. Wokół, gdziekolwiek spojrzeć rozpościerał się ocean. Człowiek był tutaj sam jak palec.

Ostatni człowiek dość szybko zauważył, że poziom wody wciąż się podnosi. Miejsce, w którym stał jeszcze kilka minut temu nie było już lądem. Żarłoczny ocean brał je właśnie w posiadanie. Ostatni udał się więc na środek Wyspy. Tam, gdzie znajdował się budynek.

Nikt nigdy się nie dowie, kto i dlaczego wzniósł ów obiekt akurat tutaj. Na planie kwadratu ustawiono prostopadłościan, który wieńczył niezbyt fantazyjny daszek z przerdzewiałej blachy. Budynek posiadał jedne drzwi i wąskie okienko, które umieszczono po przeciwnej stronie, tuż pod daszkiem. Drzwi nie były zamknięte. Nie mogły być zamknięte, ponieważ zamykały się tylko od wewnątrz.

Ostatni wszedł do środka. Pomyślał z ironią, że tym co ostało się najdłużej jako bastion ginącej cywilizacji nie jest świątynia, gmach urzędu, czy też przybytek sztuki. Najdłużej ostał się kibel.

W zasadzie w takiej ironii kryła się groteskowa prawda o życiu. Poza tym ubikacja na swój sposób dawała namiastkę wszystkiego, co przepadło w otchłani oceanu. Napis wzywający do pozostawienia tego miejsca w czystości kojarzył się z powagą urzędu oraz dobrymi intencjami władzy. Ściany upstrzone niebanalnymi sentencjami były ostatnim reliktem duchowej twórczości człowieka. Biała muszla klozetowa wznosiła się niczym ołtarz na tle wizerunku frywolnego bożka.

Ów fresk przedstawiał zadowolonego z siebie człowieczka, naturalnych rozmiarów, z owłosioną piersią, realistycznie debilnym wyrazem twarzy i monstrualnym, przynajmniej metrowej długości penisem.

Osobnik ze ściany przytrzymywał swą męskość ręką, jakby obawiał się, że bez tej pomocy jego mięśnie oraz ścięgna nie podołają takiemu ciężarowi. Sądząc po błogim uśmiechu zajęcie to sprawiało mu wiele przyjemności.

Ostatni opuścił z hukiem plastikową pokrywę i usiadł wygodnie na klozecie. Czuł się teraz jak władca absolutny, którego tron stanowi jednocześnie centrum państwa. Tutaj biło serce całego królestwa.

Ostatni wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. W paczce znalazł rozmokniętą masę papieru zmieszanego z tytoniem. Nawet, gdyby zdołał cokolwiek z tego wysuszyć, to i tak woda rozpuściła siarkę z niemal wszystkich zapałek. Miał jeszcze długopis. Po kilku próbach okazało się, że długopis działa bez zarzutu. W pojemniku na ścianie znalazł ledwo napoczętą rolkę papieru. Ostatni miał również trochę czasu.

Zerwał ze ściany pojemnik ignorując apel anonimowego przodka: „ Przynajmniej tutaj okaż się człowiekiem”. Ostatni nie zrobił tego z chęci dania upustu swej wściekłości, ani też z głęboko ludzkiej potrzeby czynienia destrukcji. Nie czuł przy tym satysfakcji, przyjemności, a nawet odrobiny prostackiego samozadowolenia. Po prostu jedynie w ten sposób mógł wygodnie pisać, z góry na dół, od lewej strony do prawej, bez konieczności wyginania grzbietu w ostatnich chwilach swojego życia.

Ułożył więc pojemnik na kolanach tak, aby mieć pod papierem coś twardego. Postanowił, że opisze dzieje cywilizacji - w szczególności ludzi, których znał, zaś najwięcej miejsca poświęci sobie. Napisze, jak to wszystko się zaczęło i jak się skończyło.

Kiedy zerknął przez ramię na ściennego człowieczka, spotkał się oko w oko z naprężonym monstrum. Po chwili namysłu zapisał tytuł swojej opowieści. Tytuł brzmiał: „Księga Fallusa”.

Potem napisał: „Na początku było Słowo”. I nie był to dobry początek dla czegokolwiek, a tym bardziej dla historii, w która uwikłanych będzie wielu bohaterów. Tam, gdzie na początku jest słowo w dalszej kolejności występują pomówienia, oszczerstwa, rękoczyny oraz zbrodnie. Od słowa zaczynają się zarówno domowe awantury, jak i wielkie wojny. Najczęściej mało kto później pamięta o jakie słowo chodziło i kto je pierwszy wypowiedział. Obie strony zapewniają, że to przeciwnik był sprawcą nieszczęsnego słowa. Wybuchają spory, padają argumenty - słowa, słowa, słowa… Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.

Dużo później

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
11 Rymowanka pod choinkę, 2 moje teksty
02 Kontrasty, 2 moje teksty
12 delikatnie, 2 moje teksty
09 Z pamiętnika babci rencistki, 2 moje teksty
OSTSURF(1), Moje teksty
10 epitafium dla Kota, 2 moje teksty
03 Czemu rzadko wiersze piszę, 2 moje teksty
05 Po Słowackiemu jakby, 2 moje teksty
08 rymowanka przewrotna, 2 moje teksty
Internet w bibliotece szkolnej, Moje teksty
13 Gdybym, 2 moje teksty
Dolina Sępów, Moje teksty
spotkamy się w niebie, Moja poezja, Moje teksty
Zagadnienie wolności woli, Moje teksty
Miłość w czasach kapitalizmu, Moja poezja, Moje teksty
ZABRAŁEŚ SERCE MOJE, Teksty 285 piosenek
36 - ZABRAŁAŚ SERCE MOJE, Teksty piosenek
01 Rachunek sumienia, 2 moje teksty

więcej podobnych podstron