Proces odchodzenia od Kościoła - Kazimierz Kucharski SJ
Konstytucja o Kościele powiada, że rodzi się On z tajemnicy Boga w Trójcy Świętej Jedynego, od którego pochodzi wszystko: i wszechświat, i człowiek. Bóg nie zamknął Swej miłości na Osobach Boskich, lecz niejako wylał ją na zewnątrz siebie stwarzając wszystko, co istnieje. Bo miłość zawsze się otwiera i stwarza, bo dobroć zawsze chce się udzielać i obdarowywać. Bóg otworzył się na to, co nie jest Boskie, ku swojemu stworzeniu.
Gdy patrzymy na świat, uderza nas ogrom Boskiej wyobraźni, mądrości i myśli w najdrobniejszych szczegółach. Jeszcze mocniej zastanawia nas zamysł Boży wyrażony dziełem zbawienia, postanowieniem wyniesienia człowieka do uczestnictwa w życiu Bożym.
Niepojęty, Wszechmocny i Nieskończony, Niewidzialny stał się Widzialny, stał się jednym z nas w Jezusie Chrystusie. „Wierzących zaś w Chrystusa postanowił zgromadzić w Kościele świętym, który — już od początku świata zapowiedziany przez prefiguracje, cudownie przygotowany w historii narodu izraelskiego i w starym przymierzu, ustanowiony w czasach ostatecznych — został objawiony przez wylanie Ducha, a w końcu wieków osiągnie chwalebne dopełnienie”. Dzieje zbawienia dokonują się w sposób niepojęty i trudny do zrozumienia dla człowieka. Prorok Zachariasz tak to przedstawia: „Mieczu, podnieś się na mego Pasterza, na Męża, który jest Mi bliski — wyrocznia Jahwe Zastępów. Uderz Pasterza, aby rozproszyły się owce, bo prawicę moją zwrócę przeciwko słabym. W całym kraju —wyrocznia Jahwe — dwie części zginą i śmierć poniosą, trzecia część tylko ocaleje. I tę trzecią część poprowadzę przez ogień, oczyszczę ją, jak się oczyszcza srebro, i wypróbuję tak, jak złoto próbują. I wzywać będzie mego imienia — a Ja wysłucham, i będę mówił: „Oto mój lud”, a on powie: „Jahwe moim Bogiem” (Za 13, 7-9).
Kościół święty — tajemnica obecności Boga pośród swego ludu, tajemnica naszego wszczepienia w Jezusa Chrystusa, tajemnica wielkiego Organizmu Bożego, w którym jest obecny i działa Bóg, a obok Niego my, słabi i grzeszni, ograniczeni i krótkowidzący.
Bóg w Kościele i poprzez Kościół nieustannie nas prowadzi, uczy i żywi, jak dobry Pasterz. Broni i ostrzega przed złem i zagrożeniem życia. Bierze na ramiona, gdy już nie mamy sił i leczy nasze słabości. Otwiera nam oczy, umysł i serce na inne perspektywy. Równocześnie daje tak proste wskazania, jak „Ojcze nasz”, gdy chcemy się modlić i proste prawo, jak miłość wzajemna. „Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi” — jest istotą naszego kontaktu z Nim. Człowiek tak łatwo odchodzi od Bożej myśli i Bożej drogi. Tak było w Starym i tak jest w Nowym Testamencie. Takie są dzieje człowieka: ciągłe ucieczki człowieka od Pana Boga. Jest jakaś przeklęta, tajemnicza siła zła, skoro Pismo św. określa grzech jako „tajemnicę nieprawości” (por. 2 Tes 2, 7). Skażona grzechem ludzka natura tak łatwo idzie za wartościami skończonymi, błądzi, szuka korzyści doraźnych, najczęściej złudnych, po których zostaje świadomość zawodu i goryczy. Człowiek jednak nie jest sam. Bóg wchodzi i chce wejść w jego życie. Nie brakuje ani światła, ani mocy, tylko trzeba chcieć być człowiekiem dobrej woli, człowiekiem, który szczerze szuka prawdy.
Człowiek został powołany do opanowywania mocy zła. Skoro jednak drzwi mu otworzy, owa zła moc obejmuje nad nim władzę, a jej ostatecznym skutkiem jest śmierć duchowa. Dla św. Pawła grzech jest „potęgą” mającą demoniczny charakter. „Gdy byliście niewolnikami grzechu, byliście wolni względem sprawiedliwości. Jaki więc wtedy mieliście plon z tych czynów, których się teraz wstydzicie? Końcem ich przecież jest śmierć. Teraz natomiast, uwolnieni od grzechu, gdy staliście się sługami Boga, macie wasz plon, który prowadzi do uświęcenia, na końcu zaś życie wieczne. Zapłatą bowiem za grzech jest śmierć, a darem łaski Boga życie wieczne w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” (Rz 6, 20-23).
W tej duchowej walce przeciwko Bogu występuje demon. Chce zniszczyć w nas każdą postać dobra i nas samych. W każdym grzechu współdziałamy z nim. On lubi posługiwać się nami, naszymi złymi uczuciami. Tak stajemy się narzędziami w jego ręku.
Jeden z liderów New Age po nawróceniu opisał wizję szatana, jaką przeżył w pewnym momencie: „To, co zobaczyłem, było obliczem pożerającej ciemności! Za błyszczącą zewnętrzną fasadą piękna znajdowała się miażdżąca, ociekająca pianą paszcza absolutnej nienawiści i niewypowiedzianych obrzydliwości. To było oblicze demonów działających z mocy szatana”. Bo jego istotą jest nienawiść, a posługuje się kłamstwem, pozorami dobra, obietnicami bez pokrycia i naszymi wadami.
Długo nie mogłem zrozumieć pewnej notatki Tomasza Mertona, o trzech truciznach: to pożądanie, nienawiść, ignorancja. Pierwsze dwie były jasne, ale dlaczego ignorancja jest trucizną? Na niewiedzy, głupocie żeruje zły duch i to od początku. Tak namacalnie przekonujemy się o tym w XX wieku. Przecież komunizm budował na kłamstwie. Teraz widzimy w Polsce, jak brak wiary, wiedzy religijnej, brak znajomości Pisma świętego i Kościoła mści się brutalnie na ludziach. To jest jedna z zasadniczych przyczyn odchodzenia od Kościoła. Nie kocha się tego, czego się nie zna. „Ludzie, którzy nie doznali po chrzcie poczucia wejścia do wspólnoty, mogą się w Cerkwi poczuć obco, mogą się rozczarować. Każda sekta zaś ofiaruje im poczucie uczestnictwa w maleńkim mikrokosmosie. Moim zdaniem — pisze Sergiej Awierincew — sekty są objawem niskiej kultury religijnej, ale czy to dotyczy wyłącznie prawosławia, tylko Cerkwi rosyjskiej?” Nie tylko. To również jedna z chorób katolicyzmu.
Jeżeli Bóg objawia nam Siebie i prawdy o nas, to człowiek ma obowiązek je poznawać. Ten proces rozpoczyna się od pierwszych chwil naszej świadomości i nie kończy się nigdy. Tym bardziej nie powinien zamierać tutaj na ziemi, gdy idziemy do Boga pośród ciemności. Poznawać Pana Boga to jest pierwsze wezwanie skierowane do człowieka. Biblia nie ma na myśli wiedzy teoretycznej. Biblijne poznać oznacza i poznanie, i uznanie i umiłowanie. „Poznać coś — to znaczy doświadczyć czegoś konkretnie. Tak właśnie zna się cierpienie (Iz 53, 3) i grzech ( Mdr 3, 13), wojnę (Sdz 3, l) i pokój (Iz 59, 8), dobro i zło (Rdz 2, 9. 17)... Poznać kogoś — to znaczy wejść z nim w stosunki osobiste”.
Trzeba nasze serca wiernie utwierdzić w Bogu, trzeba szukać tego, co Mu się podoba i co jest Mu miłe, trzeba czynić to, co zgadza się z Jego świętą wolą i postępować naprzód drogą prawdy, odrzuciwszy precz wszelką niegodziwość i przewrotność, chciwość, niezgodę, złośliwość i podstępy, potwarze i oszczerstwa, sprzeciwianie się Bogu, pychę i chełpliwość, próżność i niegościnność (por. Ga 5, 19-21).
Bez poznania nie ma miłości. Poznawać Boga to żyć podług Jego myśli, oddawać się Jemu całym sercem. Jezus modlił się o tę wielką łaskę dla nas wszystkich: „Ojcze, nadeszła godzina. Uwielbij swego Syna, aby Syn uwielbił Ciebie, podobnie jak dałeś Mu władzę nad każdym człowiekiem, aby wszystkim, których Mu powierzyłeś, dał życie wieczne. Na tym zaś polega życie wieczne, aby poznali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17, 1-3).
Dlaczego ignorancja, brak poznania jest trucizną? Ponieważ w człowieku powoli zamiera życie, staje się gorszy, górę bierze zło. Pokazuje to całe Pismo święte Zatrzymajmy się choćby na słowach św. Pawła skierowanych do Rzymian: „Gniew Boży objawia się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi — którzy prawdę w niesprawiedliwość obracają — gdyż to, co można wiedzieć o Bogu, zostało im objawione. Sam Bóg przecież im to objawił. To bowiem, co w Nim niewidzialne, Jego wieczna moc i boskość, są od stworzenia świata widoczne w dziełach, dlatego nie mają nic na swoją obronę. Chociaż poznali Boga, to jednak nie oddali Mu chwały jako Bogu, ani Mu podziękowali, ale zbłądzili w swoich myślach, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności” (Rz 1, 18-21). To jest proces odchodzenia od Boga, od Kościoła. Zlekceważony, odtrącony Bóg — odchodzi, a człowiek nikczemnieje.
Z tym zaniedbaniem obowiązku i zadania życia Bogiem łączy się ściśle nasze lenistwo duchowe. Ludziom się nie chce, bo droga Boża jest trudna i wymaga ofiary, zaparcia się, umartwienia. Wybierają raczej drogę szeroką i przestronną, to znaczy drogę doraźnych korzyści i przyjemności. Ale wtedy piekło zaczyna się już tutaj, w sumieniach.
Za lenistwem duchowym idzie zobojętnienie na wszystko, co Boże. Jest to postawa już obca i wroga Chrystusowi, pomimo stwierdzeń, że „jestem wierzący”. Chrystus jasno mówi: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie, a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza” (Mt 12, 30).
Z tego podstawowego braku wiedzy Bożej rodzą się dzisiaj dosyć często błędne postawy. Typową jest wypowiedź Krzysztofa Kieślowskiego w wywiadzie dla „Le Figaro: „W Polsce katolicyzm jest ściśle związany z Kościołem i jego obrządkami. Ale można na to spojrzeć również inaczej. Jestem katolikiem, ochrzczono mnie, ale nie potrzebuję pośrednika. Radzę sobie sam, jak potrafię, z Bogiem. Mam z Nim swoje prywatne kontakty”. Można i tak, ale jest to złudzenie. Człowiek chce decydować, a nie słucha Pana Boga. Jajko mądrzejsze od kury. Niestety tak często bywa z człowiekiem, który się wymądrza i wydaje mu się, że wie lepiej, aniżeli sam Bóg, co jest dobre, a co złe.
Bóg jest na pierwszym miejscu, ponieważ jest Bogiem, naszym Stwórcą, Przyjacielem i Ojcem. Człowiek musi się na Niego otworzyć. Ważne jest przygotowanie zewnętrzne, a jeszcze ważniejsza jest wewnętrzna zgoda na wielki plan, który Bóg zamierza oznajmić. Bóg nie narzuca swej woli. Kiedy jednak człowiek zamyka się świadomie na Boże wezwanie, wówczas nawet sama Boża wszechmoc okazuje się bezsilną. Tak ginie łaska wiary. Ginie, maleje, a człowiek w sercu czuje, że coś duchowego z niego odeszło, coś utracił. Przez to wewnętrzne cierpienie, ten duchowy kamień chce Bóg pobudzić w człowieku, aby ten zapragnął powrotu.
Kiedy odchodzi się od Kościoła wskutek braku poznania, lenistwa duchowego i pychy, rodzi się w ludziach złość na Kościół i ludzi Kościoła. Tak chętnie bierze się w siebie i gromadzi zarzuty, jakby człowiek chciał tym usprawiedliwić swoje życie i postępowanie.
Ciąży na nas całe dziedzictwo przeszłości ostatnich dziesiątków lat i naszych narodowych wad. Zawsze dla życia z Bogiem wielkim zagrożeniem jest nie tylko grzech, ale również rutyna, przyzwyczajenie. Jak łatwo w ludziach nieprzygotowanych, bez głębszej wiedzy religijnej zasiać wątpliwości i odciągać od Kościoła. Przykładów mamy na co dzień pod dostatkiem. Jednym że sposobów jest ośmieszanie księży, ludzi Kościoła. Bywa, że brak dobroci ze strony duchownych, zbyt nieraz przemęczonych pracą i ludzkimi kłopotami, nie służy bliższym więziom i kontaktom. Czasem zmaterializowanie duchownych stanowi antyświadectwo dla Ewangelii, bo to życie niezgodne z nauką Bożego Słowa. Tak łatwo wtedy swoje uczucia negatywne przerzucać na wszystko, co jest święte.
Kiedy najwięcej obcujemy z ogniem, ze światłem? W zimie, w czasie ciemności. Nikodem przyszedł do Chrystusa — Światłości świata — nocą. Nie zdawał sobie sprawy, że jego rozmowa z Bogiem (por. J 3, 1-21), to modlitwa. W pokoju paliła się lampka oliwna, symbol Jezusowego światła. Światło ma wiele funkcji: oświeca, ogrzewa, oczyszcza, jednoczy i leczy. Wydobywa piękno rzeczy i pokazuje świat. Jeszcze ważniejsze jest światło Ducha Świętego, które oświeca umysły, abyśmy poznali i rozumieli Pismo święte.
Jeżeli dzisiaj ludzie odchodzą od Kościoła to bywa tak z braku serdeczności i ciepła. Człowiek nie potrafi żyć na pustyni. Nasze świątynie i parafie mają być domem Ojca. Dlatego biurokratyzm czy brak serca w Kościele, może zrażać. Chorobą naszej współczesnej religijności jest oschłość serca. Najczęściej odchodzą ludzie poranieni duchowo. Szukając siebie, załatwienia swoich potrzeb, trafiają do sekt. Szukają tam odrobiny ciepła, bo świat zewnętrzny, pełen niepokoju i zamętu jest owładnięty chłodem obojętności. Ta swoista choroba sieroca daje ludziom mocno w kość. W sektach szukają załatwienia swoich ludzkich spraw. Znajdują w nich łatwo dostępną duchowość i niezbyt uciążliwe zasady postępowania, które pozwalają poruszać się przyjemnie na marginesie rzeczywistości. Często sekty żerują na ludzkich słabościach, na zamęcie sumień. W dobie praktycznego materializmu i sekularyzmu oraz związanej z nimi pustki duchowej, ludzie, zwłaszcza młodzi, szukają namiastek pseudoreligijnych w tego rodzaju ruchach. Działalności niektórych związków religijnych towarzyszy szeroko rozwinięta reklama, rozmaite metody werbowania członków, a także negatywne osądzanie Kościoła katolickiego.
Dzisiaj człowiek silnie odczuwa lęk o przyszłość. Może dlatego zasklepiamy się w teraźniejszości. Lękamy się ciemności, które pochodzą od ludzi, lękamy się, że zwycięży zło, prawo silniejszego. Obserwujemy przecież panowanie pieniądza, broni jądrowej, cynizmu tych, dla których nic nie jest święte. Jakby ciemne moce przybierały na sile.
Ale Bóg daje nam znak — Siebie w wartościach obcych duchowi współczesnego świata. Przychodzi jako Dziecię, przychodzi ze Swoim Słowem i nauką Boską. I mówi nam nieustannie: „Odwagi, Ja jestem! Nie bójcie się!” (Mt 14, 27). Zło zostanie pokonane, a zwycięży ostatecznie dobro. Mówi stare powiedzenie: „W godzinie, w której umiera człowiek, nie towarzyszą mu już zło ani drogie kamienie czy perły, ale posłuszeństwo przykazaniom i dobre uczynki”. Dopowiada jeden z myślicieli tybetańskich: „Dopóki człowiek nie jest przywiązany do bogactwa i władzy, komunizm nie może wyrządzić mu krzywdy żadnej”.
Nie odchodzi się od Kościoła bez winy, ani także bez spustoszeń duchowych. Mówi o tym Pismo święte. Za swoją winę człowiek płaci wysoką cenę. Jezus Chrystus zapowiada upadek miasta Jerozolimy za popełnione winy, za odrzucenie Jezusa. „O, gdybyś poznało w tym dniu to, co prowadzi do pokoju! Ale teraz jest to zakryte przed twoimi oczami. Nadejdą bowiem dla ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele usypią wał oblężniczy, otoczą cię i będą napierać ze wszystkich stron. Wyniszczą ciebie i twoje dzieci i nie pozostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie poznało czasu twego nawiedzenia” (Łk 19, 42-44).
„Kościół święty od samego początku stanął wobec problemu „zgubnych błędów” (2 P 2, l), rozdarcia (1 Kor 11, 19), rozłamów (Rz 16, 1), siania zamętu doktrynalnego (Ga 5, 10), pseudoproroków, którzy odrzucali władzę Chrystusa (Jud l, 8). Cała historia Kościoła jest przeniknięta powstawaniem i działaniem herezji, schizm, sekt, wnoszących podziały, błędy i bolesne rany na Ciele Chrystusa, jednego i powszechnego Kościoła”.
Dla wszystkich jest to czas próby, wierności Bogu i sprawdzian autentycznej miłości do Boga i ludzi. Zdajemy wszyscy egzamin z odporności, z dojrzałości, z odpowiedzialności za dom Ojca niebieskiego, za powierzone zadania i przyszłość ludzi.
Czwarty i ostatni tom cyklu Nauka wiary i życia chrześcijańskiego jest swego rodzaju podsumowaniem przemyśleń autora o znaczeniu duchowości w życiu współczesnego człowieka. Wieloletnie doświadczenie duszpasterza i rekolekcjonisty zogniskowały się w tym tomie na związkach jakie istnieją między wierzącymi i ustanowionym przez Chrystusa Kościołem. Autor analizuje wpływ nauki Kościoła i życia religijnego na pojedynczego człowieka, społeczeństwo i naród.