Panie zmiłuj się nad nami
Może to nas dziwi, ale początki wezwania „Kyrie eleison” sięgają zamierzchłych czasów pogańskiego kultu słońca. W modlitwie porannej, odmawianej niejednokrotnie na dachu domu poganin wołał w stronę słońca — „Kyrie eleison”. Było to jedno z najbardziej żarliwych wołań starożytnej pobożności pogańskiej.
Te same słowa wykrzykiwali z entuzjazmem na cześć zwycięskiego wodza żołnierze i obywatele, gdy tryumfator wjeżdżał na Kapitel. Podobnie kiedy cesarz odwiedzał miasto, wyrazom radości mieszającymi się z okrzykami Kyrie eleyson nie było końca. Zawołanie to stosowano wreszcie w czasie uroczystej procesji udającej się do świątyni Jupitera celem złożenia ofiary dziękczynnej.
Kyrie, eleison we mszy stanowi pozostałość dłuższej litanii składającej się z rozmaitych wezwań, na które lud odpowiadał zawsze tą samą aklamacją. Litanię tę przejęto z liturgii wschodniej w Rzymie ok. 500 r. Prawdopodobnie papież Grzegorz Wielki zniósł litanię, zachowując jedynie odpowiedź „Kyrie eleison” kilkakrotnie powtarzaną. W VIII w. pojawił się nowy przepis nakazujący śpiewać trzy razy Kyrie, trzy razy Chryste i trzy razy Kyrie. Liczba 9 (bo tyle było wezwań) miała podkreślać, że Chrystus obecny w liturgii otoczony jest chórami aniołów (9 chórów anielskich). Ustalone w ten sposób miejsce Kyrie w liturgii przetrwało wszelkie reformy liturgiczne i dotrwało tam do naszych dni. Zmieniło się. tylko całkowicie rozumienie tego wezwania, gdyż liturgia po Soborze Watykańskim II połączyła je z aktem pokutnym tak dalece, że gdy opuszcza się w przewidzianych przez rubryki przypadkach akt pokutny, pomija się także Kyrie.
Niewątpliwie zawołanie to zawiera w sobie błaganie o przebaczenie. W przyznaniu się do swej niegodziwości, grzeczności jest równocześnie zawarte uznanie wielkości i wspaniałomyślności Tego, od którego tego przebaczenia wyczekujemy. Dla chrześcijan najwyższym Panem jest Jezus.
Adresatem tej modlitwy jest uwielbiony Chrystus. Nie tylko słowa „Chryste, zmiłuj się nad nami", lecz każde z wezwań zwrócone jest do Chrystusa.
Interpretując śpiew Kyrie, nie należy zapominać o jego pierwotnym religijnym i świeckim sensie. W Eucharystii przychodzi do nas Jezus Chrystus w swej Bożej chwale. Jako „król" odwiedza swoje „miasto". Zjawia się triumfalnie, jak kiedyś uroczyście i po królewsku witany był w Jerozolimie. Nawiedza nas jako Triumfator i głosi zwycięstwo nad grzechem, szatanem i śmiercią.
Sumując możemy powiedzieć: Kyrie jest co prawda również błaganiem o miłosierdzie, ale najpierw i przede wszystkim jest uroczystym uznaniem Chrystusa za Pana, za uwielbionego Kyriosa. Najlepszą interpretacją Kyrie jest następujący po nim pochwalny hymn „Chwała na wysokości Bogu”.
Pozostaje jeszcze pytanie, czy „Kyrie” należy koniecznie wykonywać w przekładzie polskim, czy też można posługiwać się oryginalnym greckim brzmieniem? Problem ten w rzeczywistości jest pozorny, gdyż w myśl posoborowych instrukcji i zarządzeń języki narodowe zostały tylko dopuszczone do liturgii, ale nie nakazane. Wykonywanie wszelkich śpiewów liturgicznych w oryginalnym języku jest więc nawet wskazane i wcale nie sprzeciwia się duchowi liturgii. Dodać należy, że wezwanie „Kyrie eleison" jest bardzo zwarte, stąd łatwiejsze do śpiewu niż rozwlekłe tłumaczenie na język polski.
Wiele niejasności powstaje jeszcze przy określeniu ilości powtórzeń występujących wezwań. Przepisy liturgiczne wskazują co prawda system 3x2 jako na zwyczajny sposób wykonywania tego śpiewu, jednakże pozwalają na wykonywanie większej liczby wezwań: „Zwyczajnie każde wezwanie powtarza się dwa razy. Nie wyklucza się wszakże możliwości — biorąc pod uwagę właściwości różnych języków, względy muzyczne, czy okoliczności rzeczy — wprowadzenia większej liczby wezwań..." (OWMR 30). Tak więc istnieje dowolność w śpiewie „Kyrie eleison" i warto z niej korzystać.
Wypada zaznaczyć, że w okresie od II Soboru Wa-tykańskiego powstało przeszło 100 muzycznych kompozycji mszalnych w języku polskim. Jeśli dołączymy do tego Kyrie gregoriańskie, wielogłosowe i tropowane, wówczas powstanie bogaty repertuar muzyczny do tych prostych przecież, a pełnych wyrazu wezwań. Gdyby każde zgromadzenie znało choćby kilka różnych melodii, śpiew podczas liturgii nie byłby nudny.