A czym dla Pani jest dojrzałość?
- Dojrzała osoba wie, po co żyje na świecie, zna swoją hierarchię, ma zbudowaną tożsamość, wie, jakiej jest płci, jakie ma zadania w życiu i podejmuje je odpowiedzialnie. Ale według mnie to mało. U osoby dorosłej istnieje harmonia między intelektem, popędami i emocjami. Doba ma 24 kawałki tortu i można je tak dzielić, żeby nakarmić po równo nasze sfery: psychologiczną, cielesną i duchową, i żeby każdy z naszych talentów coś dostał. To ja decyduję, po co rozwijam ten talent, co on ma mi dać. Jeżeli nawet na jakiś czas zaniedbam jakąś sferę, to umiem zawrócić i zadbać o pozostałe. Wychowałam się na Norwidzie i nie rozumiem, jak można stracić bezpowrotnie minutę. Człowiek dorosły nie spieszy się. Moja babcia mówiła, że ranek jest mądrzejszy od wieczora. Spokojnie można coś odłożyć. Wydaje mi się, że pośpiech zaburza decyzyjność. Jak mi się nic nie chce, mogę przeleżeć cały dzień. Ale gdy wstaję, to wiem po co. Dojrzała osoba porusza się zarówno w marzeniach, jak i w rzeczywistości, i doskonale potrafi przejść z jednej sfery do drugiej, nie szkodząc sobie i innym. Natomiast osoby niedojrzałe łatwo przenoszą się w świat wirtualny, w świat fantazji i uzależnień, ale trudno je oswoić z rzeczywistością.
. Brak poczucia bezpieczeństwa, lęk przed opinią, przed karą, przed brakiem akceptacji, nie pozwalają dojrzeć.
- A kiedy, w jaki sposób, dojrzewamy?
- Kiedy ponosimy konsekwencje własnych czynów, dajemy sobie i innym prawo do błędu. Gdy przełazimy - jak przez płot - przez nasze błędy, przez różne ślepe ulice. Musimy je zaliczyć, żeby nauczyć się wycofywać z podobnych im miejsc. Nauczyć się wyciągać wnioski z doświadczeń. W jednej ze szkół nastolatkom daje się do ręki płaczące lalki, żeby zobaczyły, jakie są konsekwencje seksu. W mojej rodzinie uważano doświadczenie za coś istotnego. Ojciec mówił, że życie trzeba jeść jak świeże wiśnie - słodko-kwaśne - tak, żeby buzia była ich pełna, aż pociekną po brodzie. Czyli kosztować życia, dotykać go.
- Jakie momenty w życiu przyspieszają ten proces stawania się dorosłym?
- Trudności obiektywne, jakaś zmiana, śmierć rodziców, wyjazd, rozwód; coś, czego się lękamy. Ludzie różnie reagują na takie zmiany. Jak myszki w pewnym eksperymencie. Gdy dano im dużą przestrzeń, to część myszek schowała się ze strachu, a część - przeciwnie - z ciekawością eksplorowała przestrzeń. Przyspieszaczem rozwoju są autorytety i doradcy, a także różnego rodzaju pola doświadczalne, na których możemy się sprawdzić: pierwsze kolonie, pierwsza praca. Idealnie, jeśli to się łączy: życie przynosi zmianę, jest doradca i zaciekawienie sobą. Wtedy można studia skończyć w rok, znam taki przypadek.
- Coraz więcej dorosłych już ludzi nadal mieszka z rodzicami, mają po 30 lat i nie wyprowadzają się, mama pierze im i gotuje. Z czego to wynika?
- Z wygodnictwa i z nieodciętej pępowiny. Przychodzi do mnie ktoś i mówi: „Nienawidzę swojej matki. Nie mogę z tą starą mieszkać”. Umawiam się wtedy na wizytę domową. Wchodzę i widzę te koszulki wyprane matczynymi rękami. „Służącą masz w domu, żadna kobieta tak cię nie obsłuży cwaniaczku” - mówię i wychodzę.
- Ale matka też z jakichś powodów nie powie mu: „Idź synu na swoje”. Za tym kryje się niedojrzałość emocjonalna - zarówno matki, która nie pozwala synowi odejść, jak i syna, który nie potrafi się od niej oderwać. I ona i on nie potrafią przejść do kolejnego etapu swojego życia.
- Nadużycia są w obie strony. Ona ma kolejnego męża w synu. On ma pierwszą żonę w matce. Jest to absolutnie kazirodcze psychologiczne związanie, układ wampiryczny. Tam jest ssanie - trudno powiedzieć, czy majątkowe, czy seksualne. Dziecko bywa od małego wykorzystywane i używane jako dorosły. Jeden z moich pacjentów zmienił już trzeci kraj, uciekając przed matką. Mówi: „I tak nie mogę od niej uciec, bo cały czas mam ją w psychice”. A ona wciąż go szuka, bo był mężczyzną jej życia.
Pełny tekst rozmowy dostępny jest w październikowym numerze "Charakterów" (nr 10/2006).