„JESZCZE JEDEN ŚWIT, JESZCZE JEDEN DZIEŃ, JESZCZE JEDNA NOC”. OPOWIADANIE WYBRANEGO BOHATERA WIERSZA.
Wstałem bardzo wcześnie. Na początku nic do mnie nie docierało, nie wiedziałem co najpierw zrobić. W końcu zdecydowałem się pójść umyć. Po porannej higienie zjadłem śniadanie i wyruszyłem rowerem do pracy.
Pogoda była okropna, strasznie padało. Po godzinnej podróży, przesiąknięty do suchej nitki, dotarłem do pracy. Szef od początku był bardzo zdenerwowany, a na dodatek miałem zaległą robotę z trzech dni. To jakby się jeszcze skumulowało i szef uwziął się na mnie, na cały dzień. Tego dnia wyrobiłem 120% normy. Około godziny 15:40, szef poprosił mnie do siebie. Chciał mnie wyrzucić, ale obiecałem, że przez dwa dni zostanę po godzinach i to odpracuję. Wiedziałem jednak, że to niemożliwe. Gdy wracałem, pogoda jeszcze się pogorszyła - o ile mogło to być możliwe - a na dodatek miałem jeszcze gorszy humor niż rano. Gdy wróciłem do domu odgrzałem sobie mielonego i z powodu braku herbaty, wyjąłem do popicia setkę wódki. Gdy zjadłem wziąłem do poczytania popołudniówke. Resztę popołudnia spędziłem czytając gazetę i oglądając telewizję. Nastrój już mi się poprawił. Przed snem zjadłem jakąś skromną kolacje. Sen miałem dość niespokojny. Śniło mi się, że zostałem wyrzucony z pracy, odebrano mi dom i spalono wszystkie kartki. To było coś okropnego. Przebudziłem się w środku nocy, cały spocony. Chodziłem po całym domu, byłem bardzo zdenerwowany i przestraszony. Nagle zakłuło mnie serce i poczułem ostry ból w lewej ręce. Okazało się, że to był zawał.
Teraz piszę już nie z tego świata. Mam tylko nadzieję, że przeżyjecie swoje życie w o wiele ciekawszy sposób niż ja.
Mateusz Joński IIIf