MIŁOŚĆ NA LICYTACJI
Niech niekochany pomyśli z miłością o kimś jeszcze mniej kochanym, bo każde cieplejsze drgnienie serca nigdy i nigdzie nie jest zmarnowane.
*
Prawie bezgłośnie podjechał luksusowy wóz pod stara plebanię. Wysiadł z niego ktoś jak cień człowieka i zadzwonił do drzwi. Ksiądz, który otworzył, z niepokojem patrzył na nieznajomego, który zdawał się mieć śmierć w oczach. - „Proszę mnie wysłuchać - wyszeptał prawie gość - choć kościół omijam od lat, ale teraz dotknął mnie bardzo los…Bóg. Kilkanaście dni temu jechałem z żoną i synem. On prowadził, jak zwykle za szybko. Kłóciliśmy się, gdy wjechał na czerwonym świetle i uderzył w przyczepę… Oboje zginęli na miejscu. Ja niby żyję, ale chyba niedługo. Chodzi mi o wyjaśnienie dziwnego snu z jakimś religijnym podłożem. Otóż syn był zdeprawowany przez bogactwo. Gardził, pomiatał, a nawet niszczył ludzi.
Nikogo ani nie kochał, ani nie lubił i jego też nikt. Miałem sen, w którym zobaczyłem go w jakiejś wielkiej męce. Usiłowałem mu jakoś pomóc, ale on tylko jęczał: „Nie ty… nie ty.” Zapytałem go więc: „To kto może ci tu pomóc?” A on tylko wyrzęził: „Znajdź kogoś, kto mnie kocha”… I zapadł się w mrok. Wiem, że to sen, a ksiądz nie jest oniromantą. Jednak ja teraz uwierzyłem i w niebo, i w piekło, na które mój syn zasłużył i ja chyba też. Jednak czepiam się jakiejś nadziei… Czy ktoś, kto by kochał mojego syna, mógłby go wybawić z tej męki? Jeśli już, to jak?” Ksiądz milczał i po długiej chwili rzekł: „Jeśli go ktoś kocha, to może się modlić się za niego… Ale pan mówił, że nikt go nie kochał.” Gość pokręcił głową i nagle odezwała się jego komórka, po odebraniu której, szybko się pożegnał obiecując przyjechać nazajutrz. I zjawił się. Ksiądz powitał go jakoś radośnie. - „Widzi pan, Bóg czasem mówi do nas w snach. Mnie dzisiaj się śniła jakaś kobieta, która usiłowała mnie przekonać, że kocha kogoś niepotrzebnie… A ja miałem przekonanie, że to chodzi o pana syna. Jednak może by pan sam jakoś z Bogiem się pojednał, bo źle pan wygląda.” Gość chwycił się sutanny księdza, jakby to on sam też tonął w jakimś mroku…
Za dwa tygodnie ów ksiądz szedł odprowadzić zmarłego swojego gościa na cmentarz. Na pogrzebie było kilka osób, bo okazało się, że nie zostawił on żadnego testamentu ani dostępu do kont. Dlatego ogłoszono licytację jego dobytku. Dość szybko sprzedano eleganckie sprzęty, zastawy i obrazy. Został jedynie portret syna właściciela, na którego nie było amatora. Na sali została siedząca z tyłu staruszka w zniszczonym płaszczu, która żegnała wzrokiem zabierane rzeczy, jakby to do niej należały. A teraz wpatrywała się w ten portret, jak w coś najcenniejszego. Licytator zapytał, czy chce go nabyć i rzucił jakąś niską sumę, ale ona i tyle nie miała. Machnął więc ręką i powiedział: „Dam go pani za darmo, jeśli mi pani powie, czemu pani tu przyszła.” A uszczęśliwiona i ściskająca obraz kobieta odrzekła: „Byłam jego piastunką, gdy był mały. Był trudny do zniesienia, nawet nie raz mnie uderzył, a potem kazał się mnie pozbyć. Jednak nie mogłam przestać nosić go w sercu i nadal noszę, choć wiem, że już nie żyje… A może tym bardziej teraz?” I wtedy zza obrazu wysunęła się koperta zaadresowana „Dla kogoś, kto to kupi”. W środku był czek na wysoką sumę z dziwnym dopiskiem: „Byś nie przestała go kochać”.
*
Nie ma niepotrzebnych miłości, a jeśli są one ciche, wierne i najzupełniej bezinteresowne, to mogą być zbawienne. Ale o tym przekonamy się po tamtej stronie.