Psychologia w szkole 03/2005
Sposoby na szkolnych brutali
Aneta Paszkiewicz
Przemoc w szkole to problem dotyczący wszystkich osób zaangażowanych w wychowywanie i kształcenie młodego pokolenia. Autorka pisze, w jaki sposób pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznej mogą skutecznie przeciwdziałać temu negatywnemu zjawisku. Prezentuje własne doświadczenia w pracy z uczniami, rodzicami i nauczycielami, którzy doświadczyli przemocy lub są na nią narażeni.
Zjawisko przemocy w szkole ma charakter indywidualny i zależy od środowiska, w którym występuje. W wielkomiejskich szkołach „molochach” przybiera inne formy niż w małych wiejskich szkółkach. Zachowania przemocowe uczniów w klasach liczących ponad 30 osób różnią się od zachowań w grupach o mniejszej liczebności czy w klasach integracyjnych. Jeszcze inaczej zjawisko przemocy wygląda w szkołach zdominowanych przez uczniów jednej płci. Jak wynika z badań Dana Olweusa, chłopcy częściej znęcają się nad innymi fizycznie, podczas gdy dziewczęta stosują bardziej subtelne i pośrednie sposoby nękania - oszustwo, plotkarstwo, zazdrość, celowe wykluczanie kogoś z grupy i manipulowanie przyjaźnią. Takie formy agresji są trudniejsze do wykrycia.
Mówiąc o własnych doświadczeniach z przemocą w szkole, przedstawię w skrócie środowisko, z którym przyszło mi współpracować jako pracownikowi Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 1 w Chełmie. Poradnia ta działa nie tylko na terenie samego Chełma, ale również okolicznych gmin. W praktyce mamy więc możliwość porównania form zachowań przemocowych w szkołach miejskich i wiejskich.
Społeczne tło zachowań agresywnych
Największym problemem mieszkańców miasta i okolic jest postępujące bezrobocie. Sytuacja bywa niejednokrotnie tak tragiczna, że jedynym dochodem rodziny jest to, co zarobi syn lub córka (w wieku gimnazjalnym, a nawet jeszcze młodszym) ze sprzedaży papieru toaletowego, kupowanego w hurtowniach i odstępowanego mieszkańcom bloków po niewiele wyższej cenie, albo z mycia szyb w samochodach na stacjach benzynowych. Zdarza się i tak, że pieniądze przynoszone przez dzieci pochodzą z kradzieży. Znam przypadek dziewczynki, która kradła znicze z cmentarza, żeby oświetlić mieszkanie, gdzie odcięto prąd.
Poczucie beznadziejności i braku perspektyw życiowych prowadzi do pogłębiającego się procesu patologizacji rodzin, który znajduje wyraz w nasilającym się alkoholizmie i idącej często za nim przemocy domowej. Przychodzą do nas matki o posiniaczonych twarzach, prowadząc ze sobą dzieci - bojące się odezwać i reagujące przerażeniem na każdy gwałtowniejszy ruch, choćby stuknięcie drzwiami.
Franciszek Adamski w wydanej w 1984 roku książce stwierdził, że polska rodzina znajduje się w kryzysie, którego następstwa mają bardzo niekorzystny wpływ na dzieci. Przyczynę takiego stanu rzeczy upatruje on m.in. w pracy zarobkowej kobiet. Co prawda wśród osób bezrobotnych zarejestrowanych w biurach zatrudnienia dominują kobiety, jednak oficjalne źródła nie podają, ile z nich pracuje „na czarno” - np. opiekując się dziećmi i osobami starszymi w kraju lub za granicą.
Dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej zaczynają przejawiać cały szereg zachowań ryzykownych, w tym również przemocowych. Sytuacja jest jeszcze w miarę dobra, jeżeli dziecko pozostaje pod opieką kogoś dorosłego, choćby babci czy cioci. Znam jednak i taki przypadek, gdy matka wyjeżdżająca na półroczny zarobek za granicę zostawiła młodsze dzieci (w wieku szkoły podstawowej) u swoich starych rodziców, podczas gdy dwaj synowie - w wieku gimnazjalnym - mieszkali sami do jej powrotu. Pozbawieni jakiejkolwiek kontroli, chłopcy szybko zaczęli wykazywać zachowania patologiczne - od zaczepek i bójek po nadużywanie alkoholu w trakcie nawet całonocnych libacji.
Czasem opiekunem dzieci w przypadku wyjazdu matki za granicę jest pijący ojciec. Wprowadza on do domu atmosferę terroru, urządza huczne spotkania biesiadne. Dzieci, które pod obecność matki mogły liczyć na jej pomoc i wsparcie, są zdane tylko na siebie.
Przemoc w rodzinie
Sam termin „przemoc” może być rozumiany w sensie wąskim - jako zachowania brutalne, takie jak znęcanie się i maltretowanie, bądź w szerokim - w którym mieszczą się także takie formy zachowań jak nadużycia i wykorzystywanie. Zjawisko przemocy w rodzinie zwykło się najczęściej wiązać ze środowiskami zaniedbanymi lub patologicznymi, jednak w rzeczywistości dotyczy ono także tzw. normalnych rodzin. Prowadzone przez A. Piekarską w 1991 roku badania wykazały, że w „porządnych rodzinach” w Warszawie aż
81 proc. rodziców bije dzieci, zaś 4,5 proc. stosuje wobec nich ostrzejsze formy przemocy.
Konsekwencje przemocy domowej mają swoje odbicie w osiągnięciach szkolnych dziecka. Jak wskazują doświadczenia poradni, dzieci, wobec których stosowana jest przemoc, uczą się słabiej, mimo że w testach psychologicznych ujawniają niejednokrotnie predyspozycje do odnoszenia szkolnych sukcesów. Nie mając zapewnionej należytej opieki, rozwijają się gorzej od swoich rówieśników.
Gdy szkoła nie sprzyja rozwojowi
Oprócz rodziny również szkoła może przyczynić się do powstania u dzieci różnego typu zaburzeń w rozwoju. Zdaniem Haliny Spionek dochodzi do tego w trojaki sposób:
szkoła może być pierwotną przyczyną zaburzeń w rozwoju - z taką sytuacją mamy do czynienia wówczas, gdy różnego typu anomalie w zachowaniu dziecka powstaną właśnie wskutek warunków i atmosfery panujących na terenie szkoły;
szkoła może być miejscem, gdzie ujawnią się istniejące już zaburzenia - w przypadku dzieci niedostosowanych społecznie, które pewne formy zachowań wyniosły z patologicznego środowiska rodzinnego czy z grupy rówieśniczej, na terenie szkoły może dojść do manifestacji takich zachowań (zwłaszcza jeśli nie będzie odpowiedniej reakcji ze strony szkoły);
szkoła może być traktowana jako ogniwo w procesie patologizacji dziecka.
W obecnych czasach także sytuacja materialno-bytowa szkoły pozostawia wiele do życzenia. „Jako wysoce niezadowalającą należy ocenić infrastrukturę polskiego szkolnictwa. Nie odpowiada ona wymogom współczesnej - a tym bardziej przyszłej - edukacji. Skutkiem tego jest między innymi nadmierne zagęszczenie izb lekcyjnych, nauka w lokalach nienadających się na ten cel itd.” (Niemiec 1990, s. 30). Badania wskazują, że dzieci przebywające w zatłoczonych pomieszczeniach przejawiają więcej zachowań agresywnych. Zmniejsza się też liczba ich kontaktów społecznych. W szkołach „molochach”, w przeludnionych klasach, uczeń pozostaje anonimowy, nawet nauczyciele często nawzajem się nie znają. Sytuacja taka sprzyja pojawianiu się różnych form zachowań negatywnych, takich jak przemoc i agresja, ponieważ ewentualny sprawca znika w anonimowym tłumie innych uczniów.
Uczniowskie tortury
Gdy mówimy o przemocy występującej wśród uczniów, istotne wydaje się rozróżnienie zjawisk agresji i przemocy. Wskazuje na to Jakub Kołodziejczyk, który agresję rozumie jako świadome i celowe zachowania fizyczne i werbalne, skierowane przeciwko komuś lub czemuś i zmierzające do wyrządzenia krzywdy bądź szkody. Cechą charakterystyczną zachowań agresywnych jest utrzymana równowaga sił fizycznych bądź psychicznych pomiędzy osobami biorącymi udział w konflikcie. O tej równowadze nie ma zaś mowy w przypadku przemocy - strona atakująca zawsze jest silniejsza.
Jeśli chodzi o konkretne przejawy agresji w szkołach, bardzo często spotykam się z tzw. dręczeniem kotów. Starsze roczniki uczniów wyładowują swoją agresję, podnoszą samoocenę i wzmacniają prestiż przez poniżanie, ośmieszanie, upokarzanie i znęcanie się nad młodszymi kolegami. Zjawisko to, przeniesione na grunt szkoły z jednostek wojskowych, posiada w zależności od charakteru placówki i liczby uczącej się w niej młodzieży zróżnicowany charakter. Drastyczne formy działań podejmują uczniowie tych szkół ponadgimnazjalnych, w których liczebnie przeważają chłopcy. Jedną z popularnych „zabaw” z młodszymi kolegami jest tzw. spłuczka, czyli wkładanie głowy ucznia do muszli klozetowej i spuszczanie wody.
Te straszne gimnazja
Znęcanie się nad pierwszoklasistami przybiera ostre formy także w gimnazjach. Tu sytuacja komplikuje się o tyle, że na ten okres nauki szkolnej przypada faza „buntu młodzieńczego”, charakteryzująca się labilnością (zmiennością) nastrojów, odrzuceniem wartości świata dorosłych i - co jest niesłychanie ważne - bardzo mocną więzią z grupą rówieśniczą. Prześladowanie „kotów” zyskuje więc w tym przypadku dodatkowy wymiar - pojawia się bowiem silna potrzeba zaistnienia w grupie, wzbudzenia podziwu w innych, pokazania swojej „oryginalności”. Przejawia się to w pomysłowości młodych prześladowców: od wypisywania markerami na czołach pierwszoklasistów słowa „kot” po zabieranie im drugiego śniadania lub pieniędzy czy zmuszanie ich do „fundowania” starszym kolegom papierosów.
Sprawa prześladowania „kotów” inaczej wygląda w gimnazjach wiejskich. Problem ten pojawia się tam rzadko. W niektórych szkołach w ogóle nie istnieje. Być może dzieje się tak dlatego, że wiejskie szkoły są nieduże, klasy niezbyt liczne, a dyrektorzy, nauczyciele i uczniowie znają się nawzajem. Mimo to w porównaniu z latami ubiegłymi dociera do naszej poradni o wiele więcej sygnałów o negatywnych zjawiskach mających miejsce na terenie gimnazjów wiejskich - zwiększa się ilość wagarów i zachowań agresywnych. Ten stan rzeczy można wyjaśnić faktem usytuowania gimnazjów poza miejscem zamieszkania wielu uczniów. W swoim środowisku znajdowali się oni pod baczną obserwacją rodziców i sąsiadów, którzy reagowali na wszelkie przejawy niepożądanych zachowań. W obcym, oddalonym od rodzinnej miejscowości miejscu dzieci nie doświadczają kontroli społecznej środowiska lokalnego i częściej mają poczucie nieograniczonej swobody.
Pomoc kierowana do nauczyciela
Działania poradni psychologiczno-pedagogicznej adresowane do nauczycieli mają na celu wyposażenie ich w wiedzę o agresji i przemocy, umożliwiającą identyfikację tego zjawiska na terenie szkoły, oraz w umiejętności, które pomogą skutecznie z nim walczyć. Szkolenia odbywają się w ramach rad pedagogicznych i zespołów przedmiotowych. Szkoły coraz częściej zgłaszają zapotrzebowanie na takie zajęcia. Nauczyciele twierdzą bowiem, że wiele sytuacji, z którymi spotykają się w klasie, jest dla nich zaskakujących. Często sami nie wiedzą, jak na nie reagować. Czują się coraz bardziej bezsilni, a uczniowie - bezkarni. Nauczyciel żyje w niepewności własnego jutra, związanej z trudną sytuacją na rynku pracy i nadciągającym niżem demograficznym. W dodatku roszczeniowo nastawieni rodzice ciągle mają do niego pretensje. W tej sytuacji nowe umiejętności i techniki mogą być dla nauczyciela cennym nabytkiem. Istotna jest też sama świadomość faktu, że istnieje instytucja, na której wsparcie można liczyć.
Praktyczne umiejętności, jakich uczymy nauczycieli, to m.in. sposób prowadzenia rozmowy ze sprawcą/ofiarą przemocy oraz praca metodą kontraktu i wspólnej sprawy, „bez obwiniania”.
Z moich obserwacji wynika, że nauczyciele (w odróżnieniu od młodzieży) wolą zajęcia w formie wykładów, prelekcji lub przekazywania konkretnych metod. Bardzo często mówią, że są zmęczeni zajęciami warsztatowymi. Niejednokrotnie słyszę głosy, że zniechęcili się do metod „aktywnych”, polegających na pracy w grupach. Jedna z nauczycielek powiedziała wręcz, że kiedy na szkoleniu widzi płachty szarego papieru i markery, traci wszelkie zainteresowanie prezentowaną problematyką. Sytuacja taka jest najprawdopodobniej spowodowana nadmiarem szkoleń prowadzonych w takim właśnie kształcie. Metody aktywizujące, będące same w sobie bardzo skutecznym sposobem przekazywania wiedzy i kształtowania nowych umiejętności, są odbierane jako nadmiernie męczące albo po prostu nudne.
Jedną z istotnych spraw, na którą zwracam uwagę podczas szkolenia, jest uświadomienie nauczycielom, że wobec przemocy trzeba się wykazać zdecydowaniem w działaniu i solidarnością. Uczniowie muszą czuć, że w tej szkole nie ma przyzwolenia na przemoc. To jednak wymaga uzgodnienia wspólnego frontu działań i - co bardzo istotne - odrzucenia obojętności wobec agresji, odejścia od myślenia w stylu „mojej szkoły to nie dotyczy”. Niestety, często obserwuję taką właśnie „zmowę milczenia”, udowadnianie, że „nasza szkoła w porównaniu z innymi jest jeszcze stosunkowo bezpieczna”. Odsuwanie od siebie problemu nie rozwiąże sytuacji. Przemoc na terenie szkoły nie jest jednorazowym wybrykiem niesfornego ucznia, przeciwnie - niepohamowana, zatacza coraz szersze koła. Przypuszczam, że w każdym mieście znalazłaby się pewna grupa nauczycieli, wobec których uczniowie stosują różne formy przemocy (poniżanie, ośmieszanie, obelgi, a nawet rękoczyny). Jednak szkoła „udaje”, że taki problem nie istnieje, a sami nauczyciele wstydzą się przyznać do tego, że są ofiarami przemocy. Obawiają się, że utracą szacunek swoich kolegów i resztki autorytetu w oczach uczniów i ich rodziców. Tym samym doprowadzają do spotęgowania całego zjawiska - uczniowie, nie widząc reakcji, czują się bezkarni.
„To nie dotyczy naszej klasy”
Pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznej prowadzą na lekcjach zajęcia edukacyjne i profilaktyczne dotyczące agresji. Mają one postać programów realizowanych najczęściej w ramach godzin wychowawczych. Ich celem jest rozwijanie asertywności i umiejętności rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie ze złością i stresem, wyrabianie postawy empatycznej oraz budowanie poczucia własnej wartości.
Z moich obserwacji zajęć lekcyjnych wynika, że świadomość młodzieży, jeśli chodzi o zjawisko przemocy, jest niewielka i nieusystematyzowana. Pierwsze trudności pojawiają się już w momencie, kiedy próbujemy wspólnie z uczniami skonstruować definicję przemocy i agresji. Młodzi uważają, że zachowania agresywne to te, które naruszają czyjąś nietykalność cielesną (np. bicie, kopanie). O wiele rzadziej zaliczają do nich także wszelkiego typu inwektywy, przezywanie, dokuczanie innym. Świadczyć to może o brutalizacji języka nastolatków, którzy nie widzą niczego niestosownego w ubliżaniu sobie nawzajem i używaniu wulgaryzmów. Słownictwo brukowe staje się niejednokrotnie wyznacznikiem tego, kto jest bardziej oryginalny czy też „dorosły”. Niestety, także dziewczęta coraz częściej posługują się takim właśnie językiem. W tej sytuacji dokuczanie drugiej osobie czy poniżanie jej staje się „dobrą zabawą” i nie jest uważane za zachowanie agresywne. Podobnie traktowane są także akty wandalizmu. Refleksja pojawia się czasem, gdy chodzi o niszczenie przedmiotów należących do konkretnej osoby. Jednak w przypadku dewastowania mienia będącego własnością szkoły (stoliki, krzesła, toalety), miasta lub określonych instytucji (przystanki autobusowe, kosze na śmieci, ławki w parku) młodzież często nie ma świadomości, że takie zachowania są przejawami agresji.
Uczniowie biorący udział w zajęciach odsuwają od siebie myśl, że problem przemocy może dotyczyć ich bezpośrednio (pomijam tu oczywiście ofiary przemocy traktowane przez klasę jak „kozły ofiarne”). Dlatego na zajęciach warto przeprowadzić anonimową ankietę na temat tego, jakie przejawy agresji fizycznej, słownej i pozasłownej (groźne gesty, miny) występują w konkretnej klasie. Zebrane wyniki przedstawiane są na tablicy. W tym momencie pojawia się u młodzieży uczucie zdziwienia, niedowierzania, że w ich klasie występuje taka różnorodność zachowań agresywnych (listy te najczęściej są dość długie). Uczniowie zaczynają rozumieć, że przemoc i agresja to nie jest odległa sprawa, która ich nie dotyczy. To punkt wyjścia do wspólnej dyskusji nad działaniami, jakie można przedsięwziąć, żeby w klasie działo się lepiej. Propozycje uczniów (nawet te najbardziej nierealne) spisywane są na tablicy, a po ich weryfikacji przenoszone na karton i zawieszane w sali lekcyjnej.
Jeśli w ankietach przeprowadzonych w klasie uczniowie piszą o zachowaniach takich jak wymuszenia, straszenie czy bicie, istotne jest uświadomienie, że są to czyny mające znamiona przestępstwa i że są one karalne. Bywa bowiem tak, że młodzież nie zdaje sobie sprawy, jak poważne mogą być konsekwencje jej działań; uważa swoje wybryki za niegroźne, nie uświadamia sobie skutków, jakie mogą one za sobą pociągnąć. W takiej sytuacji warto zaprosić do klasy policjanta, który powagą swojej funkcji i jej zewnętrznego wyrazu (munduru) uwiarygodni przekazywane informacje. Nie chodzi tu oczywiście o straszenie czy wywieranie nadmiernej presji, a tylko o rzetelnie przekazaną wiedzę na temat zachowań agresywnych, przemocy i wandalizmu.
Milczenie niczego nie zmieni
Walka z zachowaniami przemocowymi jest trudna przede wszystkim dlatego, że ofiary nie chcą opowiadać o swojej krzywdzie. Częściowe informacje można zdobyć jedynie w trakcie rozmów indywidualnych - opatrzone prośbą typu „Tylko niech pani nic nikomu nie mówi, bo wtedy dopiero oberwę” albo pod postacią plotek („A wie pani, co spotkało Darka, Krzyśka, Tomka?”). Podejmując więc jakiekolwiek działania, musimy liczyć się z tym, że ofiara przemocy będzie się wypierać, powie, że żartowała i że nic złego się nie stało. Trzeba zapewnić uczniów, że nie powinni obawiać się powiadamiania rodziców, nauczycieli i wychowawców o przemocy na terenie szkoły. Każdy bowiem ma prawo się bronić i jest to zdrowy odruch człowieka, a skarga to nie „donosicielstwo”, ale naturalne następstwo dostrzeżenia rzeczy złych, które nie powinny mieć miejsca.
Tymczasem nie tylko uczniowie, ale też i ich rodzice boją się konsekwencji zgłoszenia problemu przemocy. Pamiętam sytuację, gdy rodzice świadomi byli faktu wymuszania pieniędzy od ich dziecka. Bali się jednak zemsty prześladowców i krzywdy, jaka może spotkać ich pociechę. Dlatego też nie zgłosili problemu ani w szkole, ani na policji. Podejmowane przez nich działania sprowadzały się do codziennego odwożenia i przywożenia dziecka do i ze szkoły. Co może zrobić pedagog w takim przypadku? Pracować i jeszcze raz pracować nad uświadomieniem dziecku i rodzicom, że milczenie nie spowoduje rezygnacji prześladowców. Przeciwnie - jeszcze bardziej utwierdzi ich w poczuciu bezkarności. Poza tym rodzice nie mogą przecież czuwać nad dzieckiem przez cały dzień - odwiezienie do szkoły nie załatwi sprawy, bo na jej terenie znajduje się wiele miejsc (poczynając od ubikacji, a kończąc na zakamarkach w okolicach sal gimnastycznych, szatni itp.), w których dziecko może natknąć się na swoich prześladowców. To notabene bardzo ważna sprawa - zabezpieczenie tych miejsc w szkole, w których - z racji rzadkiej kontroli nauczycieli i pracowników szkoły - może dojść do zachowań przemocowych. Nie chodzi tu zresztą tylko o agresję, ale również o inne negatywne zachowania, np. palenie papierosów i zaśmiecanie toalet niedopałkami. Słuszne wydaje się sporządzenie w każdej szkole listy takich miejsc i zintensyfikowanie kontroli nad nimi - nie tylko w czasie przerw, ale i podczas lekcji (są przecież potencjalnym schronieniem wagarowiczów).
Budowanie porozumienia
Szukając metod przeciwdziałania agresji, nie sposób pominąć spotkań integracyjnych, realizowanych przez pedagogów poradni na początku roku szkolnego w pierwszych klasach gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Dobrze przeprowadzone, mogą w znacznym stopniu osłabić zachowania agresywne na terenie klasy.
Gdy prowadzę te zajęcia, staram się, by biorący w nich udział uczniowie poznali nawzajem swoje zainteresowania. Dzięki temu będą mogli znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia i zbliżyć się do siebie nawzajem. To z kolei poprawi relacje w klasie. Jeśli pomiędzy uczniami przeważać zaczną pozytywne więzi, ryzyko wystąpienia zachowań agresywnych z całą pewnością zmaleje. Wiadomo bowiem, że o wiele trudniej zachowywać się w sposób agresywny wobec kogoś, z kim mamy dobry kontakt, niż w stosunku do osoby obcej. Profilaktyka agresji powinna więc koncentrować się przede wszystkim na budowaniu więzi.
Trzeba jednak pamiętać, że wszelkie przeciwdziałanie przemocy będzie bezowocne albo przyniesie nikłe efekty, jeżeli nie zostanie włączone w szerszy kontekst działań profilaktycznych. Potrzebne jest więc współdziałanie poradni z rodzicami i szkołą oraz innymi instytucjami (w tym Kościołem), stowarzyszeniami społecznymi i władzami lokalnymi. Dopiero bowiem zorganizowana, wieloaspektowa działalność stwarza nadzieję na polepszenie sytuacji. Incydentalne, jednostkowe inicjatywy mogą przynieść chwilową poprawę istniejącego stanu rzeczy, jednak w ogólnym rozrachunku zginą w morzu problemów, a ich oddźwięk będzie krótkotrwały.