ROZDZIAŁ 8
- Zaczyna Ci wchodzić w nawyk zabieranie mnie do pracy? - powiedziałam, patrząc na Rose, która nawiasem mówiąc przebierała się po raz czwarty.
- Mam nadzieję, że nie - zaśmiała się Rose - lecz tym razem będę Ci kibicować byś znalazła tam dla siebie pracę.
- Tak to będzie jakaś nowość, będę paradować w bieliźnie zamiast przed bandą napalonych facetów, to przed bandą frajerów, dziwaków.
- Bella, nie chcesz tej pracy, to nie, nikt Cię nie zmusza, ale uszanuj, że ja moją chcę - wiedziałam, że przecholowałam.
Rose wyciągnęła i to dosłownie użyła siły, by wyciagnąć mnie z łóżka i zagonić pod prysznic. Przygotowała dla mnie czyste ubrania, uczesała, pomalowała, wsadziła do taksówki i przywiozła tutaj. Całą drogę opowiadała o tym fotografie, który szuka modelki do kampani, miał się tu dziś pojawić, lecz jak do tej pory nie przyszedł. Widziałam po przyjaciołce, że jest tym zdenerwowana, bo jak przypuszczałam bardzo zależało jej na znalezieniu mi pracy. Wszystko to robiła dla mnie, zdawałam sobie z tego sprawę. Brakowało mi jej przez te miesiące, kiedy on była tu a ja w Chicago i dobrze było znów być z nią. Chciałam tej pracy, chociażby po to by móc zostać tu z przyjaciółką. Ponadto musiałam wreszcie stanąć na nogi, zacząć robić coś więcej w swoim życiu niż do tej pory. Jednakże w tym momencie byłam na kolejnym zakręcie w swoim życiu i bałam się tego, czy dam sobie radę tym razem. Wciąż widziałam jego twarz przed swoimi oczami, dotyk na moim ciele, to jak patrzył na mnie, całował. Reakcje mojego ciała na spotkanie z jego ciałem, jak się przy tym czułam. Tak jakbym nigdy do tej pory w życiu, ciężko było to nawet opisać słowami te uczucia, a najlepsze, a zarazem najgorsze w tym wszystkim były reakcje mojego serca.
Spuściłam głowę, ukrywając przed Rose łzy, które zaczęły zbierać się w moich oczach. Nie mogłam się tu rozkleić, gdzie każdy mógł to zobaczyć. Moją słabość. Nie byłam także pewna, czy jestem gotowa powiedzieć o wszystkim, co czuję przyjaciółce, skoro sama do końca nie wiedziałam, co się dzieję w moim sercu i umyśle. A może wiedziałam, tylko sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać...Ale czy to było możliwe?
- Rose, przepraszam - powiedziałam cicho, czułam jak drży mi głos. - Wiesz o tym, że jestem Ci wdzięczna i tak naprawdę prawdopodobnie nigdy Ci się nie odwdzięczę za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i robisz. Po prostu nie jest mi łatwo się pozbierać. - Rose podeszła do mnie, kucając naprzeciwko i łapiąc za moje dłonie.
- Wiem Bello, jestem Twoją przyjaciółką, więc nie czuj się zobowiązana do odwdzięczania mi się za cokolwiek.
- Rose? - zapytałam, musiała wyczuć wahanie w moim głosie, bo ścisnęła mocniej moje dłonie uśmiechając się lekko, a w oczach pojawiło się coś, co powiedziało mi, że była czujna.
- Co to jest miłość? - zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy.
- To uczucie - odpowiedziała wolno, najpewniej zastanaiając się o co chodzi.
- Oczywiście, że uczucie, ale czym jest ta miłość? - Wstałam i zaczęłam chodzić tam i z powrotem. - Czy można się w kimś zakochać ot tak, po postu? Od kilku chwil spędzonych razem? Skąd wiadomo, że to miłość? - Mina Rosalie była bezcenna.
- Miłość to dziwna rzecz, uczucie, tak myślę - powiedziała i przerwała na chwilę, jej spojrzenie wwiercało się w moje nieustepliwie.
- Myślę, ze miłość pojawia się różnie, u jednych potrzebuje lat, u innych kilku chwil właśnie. Czym dokładnie jest? Nie wiem. Napewno tym, jak czujesz się przy tej osobie, to wyjatkowe uczucie. Możesz się denerwować, chcieć nie raz udusić taką osobę, ale koniec końców przy nikim innym nie czujesz się tak wyjątkowo. To tęskota za taką osobą, chwilę po tym jak ją widziałaś. Poczucie bezpieczeństwa, a zarazem chęć zrobienia wszystkiego, co tylko się da, dla takiej osoby, wszystko po to by była szczęśliwa. Można by tak mówićdo jutra. Miłość jest skomplikowana, trudna, u każdego inna, a zarazem podobna. Miłość pojawia się z nikąd...i myślę, że to się czuje, to się wie. - Ja wiedziałam już. W momencie, w którym zadałam Rosalie pytanie, wiedziałam, a teraz ona także wiedziała.
- Bello, ty - zaczęła, kiedy nagle przerwał jej mężczyzna.
Wpadł do garderoby jak torpeda, wyglądem za to przypominał niedzwiedzia. Był wysoki, musiał mieć jak nic z 190 cm wzrostu. Czarne, krótko scięte włosy, mocną twarz, z niebieskimi, wesołymi oczami. Nie to jednak rzucało się w oczy. Był ogromny. Nie gruby, ani chyba nie napakowany, po prostu miał taką dużą budowę.
W pierwszej chwili miałam ochotę krzyknąć ze strachu, zanim jednak zdążyłam to zrobić Rosalie odwróciła się twarzą do mężczyzny, który uśmiechnął się do niej szeroko. Już nie wydawał się taki straszny. Moja przyjaciółka wstała, prostując się, odwzajemniła uśmiech.
- Cześć Rose - powiedział podchodząc bliżej i całując ją w policzek. Na policzkach Rosalie wykwitły rumieńce. Nie mogłam w to uwierzyć!
- Rosalie Hale, ty się rumiesz - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Przyjaciółka popatrzyła na mnie z mordem w oczach, na co się zaśmiałam. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Ty musisz być Bella - powiedział, uśmiechnęłam się lekko. - Tak to ja we własnej osobie.
- Jestem Emmet. Rose mówiła mi coś, że szukasz pracy?
- A, to ty jesteś tym fotografem, o którym ostatnio tyle słyszałam - zaśmiałam się, wstając. - Tak szukam pracy, właśnie się przeprowadzilam, ale pewnie to też już wiesz.
- To może ja dokończe przymiarki, a wy, jeśli Emm ma jakiś sprzęt przy sobie, spróbujcie porobić zdjęcia? - Rose popatrzyła najpierw na mnie, potem na bruneta.
- To świetny pomysł - ucieszył się Emmet, obdażając Rosalie kolejnym ciepłym uśmiechem. - Zrobiłbym Ci próbne zdjęcia żeby sprawdzić jak wychodzisz na zdjęciach i jeśli będzie wszystko dobrze, to jutro przyjechałybyście do studia. Na pierwszy rzut oka masz idealne rysy do zdjęć, ale nie chwalmy za wcześnie - puścił mi oko.
- Ok, to ja idę po aparat i zaraz wracam - i już go nie było. Odwróciłam się twarzą do przyjaciółki. Wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- Rosalie, czyżbyś się nie przyznała, że ty i pan fotograf macie ze sobą coś więcej wspólnego niż praca dla mnie? - Rosalie znów się zaczerwieniła.
- Rosalie! - Zaśmiałam się szczerze i głośno. Nigdy wcześniej nie widziałam jej takiej.
- Bello, jest bardzo miły i słodki nic więcej - odpowiedziała, na pozór zła. Tak naprawdę wiedziałam, że się nie złości.
- Słodki, tak?
- Tak słodki, nic z tego na razie nie wynikło Bello, więc nie patrz tak na mnie.
- Rose, czy ty widziałaś jak on się uśmiechnął na Twój widok? Jak mu się świecą oczy, gdy na Ciebie patrzy? - Popatrzyłam jej w oczy, by wiedziala, że wcale się z niej nie śmieję, a mówię, to co widziałam.
- Chcialabym zebyś miała rację. Dobra, nie ma czasu teraz na dyskutowanie bo zaraz to mnie wywalą z roboty. Trzymam kciuki, żeby zdjęcia wyszły dobrze Bells - powiedziała, przytulając mnie lekko, odsunęła się i odnajdując moje czy, dodała.
- A tamtą rozowę dokończymy później, kiedy będziesz gotowa ok? - I wiedziałam, że daje mi wybór. Nie zmuszała mnie do podjęcia decyzji teraz, ani do samej rozmowy. Była jak zawsze dla mnie, obok mnie, do niczego nie zmuszając, mimo, że wiedziała już wszytko....
- Dobra jestem, to co Bello bierzemy się do pracy? - powiedział Emmet. Skinęłam lekko głową Rose, dajac jej znać, że słyszałam, co powiedziała i popatrzyłam na mężczyzne.
- Jasne, że gotowa - chociaż jeszcze nie wiem na co, dodałam już w myślach.
*
Dwie godziny później, wychodzilismy w trójkę. Emmet okazał się bardzo oddany swojej pracy. Był miły, a zarazem bardzo dokładny, profesjonalny w tym co robił. Miło się z nim pracowało, potrafił doradzić i pomóc. Mial głowę pełną pomysłów, pomagał mi jakie pozy przyjąć, jednoczesnie cały czas był otwarty na moje ewentualne propozycje i coś za co lubiłam go najbardziej, był szczery. Gdy coś nie grało, nie wychodziło mówił to od razu, przez co szybko można było wiele rzeczy poprawić. Nie myślalam, że pozowanie do zdjęć może być tak trudne, wymagające a zarazem ciekawe. Być może nawet mi się to spodoba. Nie chciałam jednak zbyt wcześnie wpadać w euforie, bo wiedziałam, że nic jeszcze nie jest pewne. Emmet miał wrócić do domu, oglądnąć zdjęcia i zadzwonić do Nas. I nie okłamując samej siebie, byłam zdenerwowana i lekko podekscytowana, a to dobrze wróżyło.
Reszta dnia minęła nam spokojnie. Wróciłyśmy z Rose do domu, gdzie ugotowałam obiad, a przyjaciółka zjadła go z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Co się tak szczerzysz? - Zapytałam w końcu, nie mogąc wytrzymać.
- Po pierwsze przyjechałaś, z czego się bardzo cieszę, bo mi Cię brakowało, a szczególnie Twojego gotowania, nawet nie masz pojęcia, co ja jadłam ostatnio - zasmiałam się na jej wyznanie. Wyobrażałam sobie, co jadła, to samo, co przed poznaniem mnie w Chicago, czyli zupki w proszku, kanapki i tym podobne. Zastanawiałam się jak ona potrafiła przeżyć i utrzymać taką figurę przy takim jedzeniu, ale fakt, że do kuchni się nie nadawała.
- A po drugie? Bo skoro zaczynasz, że po pierwsze, to musi być drugie.
- A po drugie, to jesteś zdenerwowana i zalezy Ci żeby Emm zadzwonił i powiedział, że Cię bierze, prawda? - Spuściłam głowę.
- Tak, chciałabym żeby to wyszło, mimo, że byłam sceptycznie nastawiona, gdy mi o tym mówiłaś, to podobało mi się dziś i wreszcie mogłabym mieć w miarę normalny początek Rose. Kocham cię jak siostrę i cieszę się, że jesteś, ale ja muszę wreszcie stanąć na nogi. Zacząć zarabiać jak człowiek, żyć jak normalna kobieta. Ty masz swoje życie i nie będziesz wiecznie przy mnie, a ja muszę coś zrobić ze sobą, myślę, że możesz mnieć rację i to jest jakiś początek. - Poczułam jak ramiona przyjaciółki obejmują mnie. Wtuliłam się w nią najmocniej jak potrafiłam i rozpłakałam się.
- Nie ważne gdzie będę, zawsze już będę Twoją przyjaciółką i możesz na mnie liczyć w każdej chwili, Bello.
- Wiem Rose, mam nadzeję, że niedługo ja będę mogła powiedzieć Ci to samo, z przekonaniem, że tak będzie.
Kilka godzin później, kiedy praktycznie straciłam już nadzieję, na jakikolwiek telefon, zadzwoniła komórka Rosalie.
- To Emm - powiedziała, odbierając telefon.
- Słucham? Tak jest tu ze mną...naprawdę?! - Jej głos poniósł się o oktawę, a wzrok od razu powędrował do mnie. Jej oczy się cieszyły. Przymknęłam powieki, nie chcąc się przedwcześnie cieszyć. Czy to możliwe, żeby wreszcie coś mi wyszło? - Dobrze już jej mówie. Ok pa, do jutra. - Rosalie zapiszczała. Otworzyłam jedno oko, patrząc na nią. Podleciała do mnie, porywając mnie z kanapy.
- Masz prace! - Krzyknęła ciesząc się jak dziecko. Westchnęłam z ulgą.
- Naprawdę? - zapytałam spokojnie, chcąc się upewnić.
- Tak! Emmet powiedział, że wyszłaś świetnie, nie znalazł ani jednego złego zdjęcia, tak jakbyś się do tego urodziła. Dzwonił już do ludzi, z którymi współpracuje i wysłał im kilka Twoich zdjęć. Nie musiał sie nawet upierać, że chce Ciebie, bo spodobałaś się wszystkim Bells.
- Boże, naraszecie, coś dobrego, obym tylko i tego nie spieprzyła....
***
- Bello, cieszę się, ze współpracy z Tobą, oto Twój kontrakt, przeczytaj na spokojnie, nie musisz podpisywać dziś. Jest co czytać i przemyśleć, bo to jakby nie było rok czasu, ale...
- Rok? - przerwałam Emmowi. Siedzieliśmy, ja, Rose i Emmet, w jego gabinecie. Rose przyjechała ze mną mnie wesprzeć i chyba zobaczyć Emmeta, który był tym spotkaniem więcej niż ucieszony.
- Tak, chcemy podpisać z Tobą kontakt na rok. Nie jesteśmy w stanie na ten moment zapewnić Ci niestety dłuższej współpracy - zaczął się tłumaczyć, wyglądając tak, jakby myślał, że to coś złego.
- Em, nie tłumacz się. Jestem zaskoczona, bo myslałam, że mówimy cały czas o jednej kampani, a nie umowie na rok, to wspaniała wiadomość.
- Mamy plany na najbliższy rok, które obejmują pięć kampani, tak że jeśli zgodzisz się podpisać kontrakt, musisz się przyszykować na kawałek ciężkiej pracy.
- O niczym innym nie marze - powiedziałam patrząc Rosalie w oczy. Blondynka uśmiechnęła się do mnie szczerze i szeroko. Nie zastanawiając się dłużej, przeczytałam umowę i podpisałam ją.
- A więc witaj w naszym świecie - powiedział Emmet, przybijając mi piątkę.
***
- Bello, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś - powiedziała Rose, obejmując mnie. Minął miesiąc od dnia podpisania przeze mnie umowy. Był to pracowity miesiąc, ale bardzo udany według mnie. Znów byłam z Rose, miałam dobrze płatną pracę, która rokowała jakoś na przyszłość, a co najważniejsze podobała mi się. Nigdy nie przypuściłabym, że pozowanie będzie czymś, co będe chciała robić w życiu. Moje życie można powiedzieć stało się stabilne. Mieszkałyśmy z Rose w ładnym mieszkaniu, niedaleko centrum, obie miałyśmy blisko do pracy, a zarazem na lekkim uboczy. Mimo to Nowy York był wielki miastem, w którym o spokoju raczej nie można było mówić.
- Ja też się cieszę Rose, z tego, że tu jestem i Cie mam - odpowiedziałam, przytulając ją. - A teraz uciekam na widownie i trzymam kciuki - puściłam jej oko i uciekłam. To był pierwszy prawdziwy pokaz jaki mam okazję zobaczyć, a zarazem pierwszy raz, kiedy zobaczę Rose w jej zżywiole. Wyglądała naprawdę wspaniale, nawet w tej dziwnej fryzurze i makijażu, który miała na sobie. Nie mogłam się doczekać aż zobzczę ją na wybiegu. Usiadłam na swoim miejscu i uśmiechnęłam się lekko do Emmeta, który siedział obok, ale wiedziałam, że niedługo, bo jak tylko zacznie się pokaz ucieknie, robić zdjęcia. Wydawał się naprawdę miłym i sympatycznym facetem, na dodatek całkowicie zapatrzonym w Rosę, z wzajemnścią zresztą, więc domyślałam się, że to kwestia czasu i będą parą. Życzyłam im tego, a zwłaszcza mojej przyjaciółce, która owszem była silną kobieta, dającą sobie radę ze wszystkim sama, ale nawet taka kobieta, potrzebuje wesprzeć się na silnym ramieniu mężczyzny.
Co do mnie i silnego ramienia mężczyzny, sprawa wglądała nieco inaczej. Nie mogłam powiedzieć, że nie potrzebowałam kogoś. Nie teraz, ale w jakimś bliższym, niż dalszym czasie. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie taki momement, kiedy będąc sama w mieszkaniu zdam sobie sprawę, że potrzebuje i chce by ktoś mnie przytulił i powiedział, jak mu na mnie zależy. Nie teraz jednak. Niestety dalej byłam na etapie strachu przed uczuciem....nie musiałam spojrzeć sprawdzie w oczy i przyznać się sama przed sobą do tego, że kiedy tylko zostawałam sama, nie ważne gdzie i kiedy, jak tylko miałam chwilę dla siebie, nie potrafiłam myśleć o niczym innym niż, Edward i jego szmaragdowe tęczówki. To było silniejsze ode mnie. Nawet gdy bardzo nie chciałam on i tak pojawiał się w mojej głowie, myślach, a prawda była taka, że nie chciałam go z nich wyrzucić. Chciałam by pojawił się znów w moim życiu i już w nim został. Patrzyłam na dziewczyny chodzące po wybiegu niewidzącymi oczami. Zmusiłam się do patrzenia dopiero gdy Rose wyszła. Była niesaowita. Piękna i dumna. Podziwiałam ją za to i chyba nawet trochę jej zazdrościłam jej. Też chciałabym być taka jak ona, ale nie byłam. Ona była sobą, a ja sobą. Nie byłam ani dumna, ani piękna. Byłam malutka w wielkim świecie, pogubiona, naiwna i nadeszła pora żeby się z tym pogodzić.
Gdy pokaz się skończył, razem z innymi wstałam i klaskałam, a wszystkie modelki stały właśnie z projektantem na wybiegu. Patrzyłam jak urzeczona w moją przyjaciółkę, która puściła do mnie oko i zaraz zniknęła.
Pół godziny później wychodziłyśmy z budynku. Rose wyglądała na dumną z siebie i bardzo szczęśliwą.
- Pomyśl Bells, gdybyśmy miały taką firmą, byłoby wspaniale - zawołała.
- Jaką firmę Rose? - Zapytałam, zdezorientowana. Rose stanęła przodem do mnie, zagradzając mi tym samym drogę.
- Pomyśl Bells, projektowałybyśmy ubrania, bieliznę, co byśmy chciały i jak byśmy chciały. Ja mogłabym być główną modelką na pokazach, a ty mogłabyś być twarzą w kampaniach reklamowych. I nie patrz tak na mnie. - Nie wiedziałam jaką mam minę, ale musiała być nieciekawa. Owszem przez chwilę przeszło mi przez myśl, czy nie zwariowała przypadkiem, ale od zawsze wiedziałam, że Rose jest zdolna do wielkich rzeczy, tylko czy to nie była zbyt wielka rzecz?
- Rose to świetny plan, tylko jak ty sobie to wyobrażasz? Nie mamy tak naprawdę pojęcia o projektowaniu, nie mamy pieniędzy. Owszem z reklamą mogłybyśmy poprosić Emmeta o pomóc, ale i tak to praktycznie misja samobójcza.
- Masz trochę pieniędzy Bells - powiedziała Rose.
- O nie! - wykrzyknęłam. - Rose mogę Ci dać te pieniądządze jeśli chcesz, ale ja nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
- Ale Bells pomyśl...
- Nie Rose - przerwałam jej. - Nie chce mieć nic wspólnego z czymkolwiek, co należało do tego mężczyzny.
- Przepraszam ? - Odezwał się wysoki, kobiecy głos. Odwróciłyśmy się z Rose jak na zawołanie. Przed nami stała niziutka brunetka, z włosami do brody. Była ubrana młodzieżowo, ale elegancko i bardzo gustownie.
- Przez przypadek słyszałam Waszą rozmowę i myślę, że mogłabym Wam pomóc. Jestem Alice, mogłybyśmy iść gdzieś usiąć i porozmawiać? - Usmiechnęła się do nas szeroko. Popatrzyłyśmy z Rose na siebie i z powrotem na dziewczynę o imieniu Alice. W końcu odezwała się Rose.
- Ok, tutaj za rogiem jest kawiarnia, możemy tam pójść, jestem Rose - powiedziała podając rękę brunetce. - A to Bella - dodała wskazując na mnie. Również podałam jej dłóń, dalej zdezorientowana całą tą sytuacją.
- No to choćmy - odezwała się nasza nowa znajoma, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- No to chodźmy - mruknęłam pod nosem, z dużo mniejszym entuzjazmem.
*
Alice upiła łyk swjej kawy. Obawiałam się o jej psychikę i swoją, co będzie jak ten wulkan energi wypije jeszcze kawę. Wydawała się normalnie pulsować siedząc na krześle.
- Przez przypadek usłyszałam jak mówiłyście coś o projektowaniu - odezwała się. Popatrzyłam na Rose.
- Tak, ale to były takie bardziej marzenia wiesz ? - powiedziała Rose.
- Czemu? - Alice popatrzyła na mnie.
- Słuchaj Alice tak? - Czekałam na jej potwierdzenie. - Rose jest świetną modelką, naprawdę. Być może miałaś ją okazję widzieć dzisiaj na scenie. Była niesamowita i wiem, że każdy jej to powie. Ja od miesiąca czasu jestem w tym wszystkim, więc bardzo krótko, ale z tego, co zdążyłam zauważyć to trudny biznes. Nie mamy pojęcia o projektowaniu, nie mamy pieniędzy, nic, więc dlatego, to bardziej marzenia.
- Pieniądze by się znalazły - mruknęła Rose.
- Rose to dwadzieścia tysięcy, z tego nic wiele nie zrobimy, po za tym mówiłam Ci już. Nie chce mieć z tymi pieniędzmy nic wspólnego.
- Pieniądze to nie problem - odezwała się Alice.
- Jak to nie problem? - Zapytała Rose.
- Och słuchajcie . Moim marzeniem od dziecka było pracwać w jakimś wielkiem, bardzo znanym domu domu, Dior, Chanel coś w tym stylu. Mam wykształcenie, skończyłam studia, byłam na wielu kursach, projektowanie mam we krwi. Tylko jak same zauważyłyście ten świat jest trudny. Nie udało mi się nigdzie przedostać. W między czasie wyszłam za mąż, owszem miałam bogatego tatusia, ale nie chciałam żeby to tak wyglądało. Dlatego wyszłam za mąż i postanowiłam być dobrą żoną, a swoje marzenia odłożyć na bok. W między czasie mój tata zmarł, a całą swoją firmę, zapisał w spadku mojemu mężowi, który wtedy pokazał swoją prawdziwą twarz. Miałam być piękna i pachnąca. Tyle nic więcej, a to nie życie, uwierzcie mi. Chciałam czegoś wiecej od życia i zaczęłam mówić o tym Jamsowi, więc on zaczął mnie bić...to było ciężkie życie, wiedziałam, ze mnie zdradza, ale nie mogłam nic na to poradzić, do czasu. Za którymś razem przyłapałam go z jakąs kochanką u nas, więc zainstalowałam kamery w naszym domu, nic mu o tym nie mówiąc i udało się. Z materiałem na którym świetnie widać, jak pieprzy się z jakąś blond dziwką poszłam do adwokata i właśnie wczoraj miałam ostatnią sprawę rozwodową. Dostałam połowę jego pieniędzy.
- I co my mamy z tym wspólnego? - zapytałam.
- Ja chce tylko projektować, nic więcej. Nie nadaje się do papierków ani do reklamy. Dlatego proponuje Wam spółkę.
- Żartujesz! - wykrzyknęłyśmyz Rose równo.
- Nie, ja będę głownym projektantem, wy podzielicie się, Bella będzie twarzą każdej reklamy, a ty Rose pokazu, ponadto weźmiecie na siebie sprawy biurowe, załatwianie wszystkiego, a ja dam na to wszytsko tyle pieniędzy ile będzie trzeba. Będziemy wspólniczkami, każda tyle samo.
- Ona zwariowała - wymamrotałam, patrząc na Rose.
- Wiem - odpowiedziała mi przyjaciółka patrząc na brunetkę.
- Ja spełnie swoje marzenie, a Wy swoje. Każda coś z tego wyniesie. Przemyślcie to.
- Ja wchodzę - powiedziała nagle Rose.
- Zwariowałaś ? - zapytałam, niedowierzając.
- Nie Bells, a może i tak, ale kochana, pomyśl to świetna okazja, dla każdej z Nas.
- Ja sie do tego nie nadaje Rose - powiedziałam.
- Izabello Swan, nigdy nie mów, że się do czegoś nie nadajesz, tak mogą mówić inni, a ty powinnaś chciceć im pokazać, że się mylą. Pomyśl, będziesz panią własnego życia. Nie tego chciałaś?
***
Jestem Bella. Tak naprawdę Izabella Marie Swan, ale bliscy mówią do mnie Bella. Mam 21 lat, no za chwilę będę mieć 22, ale to za chwilę. Od czterech lat moje życie to pas ciągłych zmian i niespodzianek. Jeszcze 3 lata temu kręciłam tyłkiem przed napalonymi facetami. Dziś jestem współwłaścicielką firmy. Tak, dałam się namówić Rose i Alice, nie żałuje. Owszem nie było łatwo. Posiadanie czegoś na własność jest niezwykle ciężką harówką, ale to coś, co daje wiele satysfakcji. Nawet ten rok kiedy pracowałam z Emmetem i zdobyłam sławę w świecie reklamy, nie był tak wspaniały, jak czas odkąd założyłyśmy spółkę. Początki były trudne jak to początki, nie wierzyłam Rose gdy mówiła mi, że się nadaje, lub, w to że sie Nam nie uda, ale tak się stało. Udało się. Byłyśmy owszem nowe, ale za to młode, ładne, przebojowe, no i oczywiście Emmet pomagał Nam jak tylko mógł. Wdarłyśmy się do świata mody w szybkim tempie, a to była zasługa Alice, która była niesamowita po prostu. To, co poptrafiła wyczarować za pomocą papieru i ołówka było naprawdę dobre, a zarazem podobało się ludziom. Nie produkowałyśmy ubrań na pioziomie Diora, sama ALice doszła do właściwych wsniosków, śmiejąc się z marzeń, które kiedyś miała. Tworzyłyśmy modę dla każdej kobiety i byłyśmy z tego dumne. Niektórzy mówili, że się marnujey, cała nasza trojka,
że pracując u kogoś każda z Nas zrobiłaby ogromną karierę, ale nie dbałyśmy o to, bo byłyśmy szczęśliwe. Przyjaźniłyśmy się i uwielbiałyśmy spędzać czas ze sobą, a przekonałyśmy się, każda z osobna, że jeśli znajdzie się na swojej drodze osoby godne zaufania, nie warto z nich rezygnować.
Tak jak przypuszczałam Rose i Emmet zostali parą, trwało to jednak znacznie dłużej, niż powinno. Na pierwszą prawdziwą randkę umówili się dopiero pół roku temu. Śmieje się z nich do dziś, a oni nic sobie z tego nie robią. Alice natomiast po rozdzwodzie miała problemy z zaufaniem mężczyznom, dlatego doszła do wniosku, że na jakiś czas powinna dać sobie spokój z randkami. Zawsze była pełna życia i otwarta na nowe znajomości. Twierdziła, że jeśli pojawi się ten odpowiedni mężczyzna, będzie to wiedzieć. Śmiałam się z niej, bo skąd niby miałaby to wiedzieć. Przyjaciółka wierzyła jednak w przeznaczenie. Ot co. Coś, w co ja nie wierzyłam. Gdybym wierzyła, dalej marzyłabym o zielonookim przystojniaku, o którym zapomnieć nie potrafiłam. Jak to mówią "czas leczy rany", być może i moje uleczył, lecz nie na tyle na ile bym chciała. Zakleił plaster na rane, co owszem znacznie złagodziło, ale nie leczyło. Wolałabym nie pamiętać o nim wogóle, a pamiętam. Więc może trzeba było uwierzyć w słowa Alice, że jak pojawi się ten odpowiedni mężczyzna to będę to wiedzieć? Dlaczego więc przez wiele miesięcy zadręczałam się myślami o Edwardzie, jak głupia i naiwna nastolatka, którą zresztą byłam, wierzyłam, że to jest mężczyzna mojego zycia i nie spotkam na swojej drodze, drugiego takiego? Bo tak właśnie myślałam, że los złączył Nas, ale po co? Skoro ledwo to zrobił, wszystko się zwaliło, a ja zostałam ze złamanym sercem? I jak to się stało, że znałam całe lata Mike, byłam dziewczyną Chada przez kilka miesięcy, a to jak się czułam i co czułam przy Edwardzie, nie można było w żaden sposób porównać? Nie wiedziałam tego do dziś, a minęło dość sporo czasu. Czasu, który przyniósł tylko ukojenie dla serca. A gdy przychodził wieczór, wciąż leżałam sama w łóżku i zamykając oczy widziałam tylko jego. Przestałam już jednak mieć nadzieję, na spotaknie go w swoim życiu. Co bym zrobiła, gdyby jednak tak się stało? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie.
*
Był poniedziałek, przed południem. Miałam nadzieję, że uda mi się złapać Rose zanim wyjdzie na lunch z Emmetem, co robiła każdego dnia. Po tygdniu nieobecności, miałam wiele do nadrobienia. Choroba po prostu zwaliła mnie z nóg i tylko mi mogło się to przytrafić przy dwudziestu paru stopniach na polu. W każdym razie cały zeszły tydzień spędziłam w łóżku, nie mając siły wstać. Rosalie wzieła na siebie odowiedzialność za wszystko, co się dzieję w firmie, a mi kazała leżeć i wypoczywać. W tym
także zatrudnienie nowego fotografa, nie powiem byłam ciekawa kogo wybrała, bo ostatecznie to jaż będę z nim pracować. Ufałam jednak bezgranicznie Rose i jej wyborom, a dodatkowo domyślałam się, że Emmet maczał w tym palce.
Tak więc cały ranek spędziłam nad projektami najnowszej kolekcji, Alice przyniosła mi je w zeszłym tygodniu, ale nawet na nie spojrzałam. Wiedziałam, że Rosalie zaakceptowała całość. Z uśmiechem mówiła do mnie, że napewno przyczepie się do projektów bielizny i tak było, o ile calkowicie zgadzałam się z resztą, miałam już za sobą sporo sesji bieliźnianych, bo głownie przy takich pracowałam z Emmetem. Szłam więc waśnie, lub raczej prawie biegłam do gabinetu Rose, co było trudne ze względu na moje szpilki. Opanowałam chodzenie w nich, domyślałam się jednak, że nigdy nie będę w tym tak dobra jak Rose czy Alice.
Nie pukając, bo nigdy tego nie robiłam idąc do Rose, weszłam do środka.
- Przeglądnęłam projekty i tak jak mówiłaś, mam zastrzeżenia, co do bielizny. Chcesz zobaczyć i to omówić, czy...- zaczęłam swoją tyradę, nawet nie patrząc na Rose, gdy ta mi przerwała.
- Bello, dobrze, że jesteś, właśnie miałam dzwonić do Ciebie. Zaraz zajmiemy się projektami, a teraz pozwól, że przedstawie Ci naszego nowego fotografa. - Podniosłamwzrok, z zamiarem skarcenia Rose spojrzeniem, że nie przerwała mi wcześniej, ale wszystko, co widziałam to rude włosy i szmaragdowe oczy. Oddech uwiązł mi w gardle, patrzyłam jak zahipnotyzowana na mężczyznę, który właśnie podnosił się ze swojego krzesła.
- Witaj Bello, miło mi Cię poznać - powiedział, a drwiący uśmiech zaigrał na jego twarzy.
- Rose, czy możemy na sekundkę? - Wykrztusiłam z siebie.
- Jasne - odpowiedziała. Przeprosiła panów i wyszłyśmy na korytarz.
- Co ty najlepszego wyprawiasz? - Zganiła mnie.
- Powiedz, że nie podpisaliście jeszcze umowy - błagałam ją.
- Właśnie to zrobiliśmy - czułam jak zaczynam się trząść. To nie mogła być prawda. Owszem marzyłam by znów pojawił się w moim życiu, ale to były głupie marzenia, które byłam przekonana nigdy się nie spęłnią. Jak miałam z nim współpracować, gdy nocami wciąż o nim myślałam, a on potraktował mnie jak drogą, ale dziwkę?
- Bello, czy ty mogłabyś mi z łaski swojej wytłumaczyć o co Ci chodzi? Podobno dałaś mi wolną rękę, a on owszem jest przyjacielem Emma, ale prawdą jest, że był po prostu najlepszy.
- Rose, to on, rozumiesz to on - powiedziałam, łapiąc ją za ramiona i delikatnie potrząsając. Czułam łzy pojawiające się w moich oczach.
- Jaki on? - Rosalie badała mnie swoim czujnym spojrzeniem. - Chyba to nie jest ten facet, z którym spędziłaś noc w Chicago? - Skinęłam tylko głową. Patrzyła na mnie wielkimi i przerażonymi oczami.
- Tak mi przykro Bells, nie miałam pojęcia. Gdybym wiedziała, nigdy by go nie zatrudniła.
- Rosalie wiem, skąd miałaś wiedzieć? Nawet nie wiedziałam jak ona ma na nazwisko.
- Tylko co ty teraz zrobisz? Nie stać Nas na zerwanie umowy...
- Nawet o tym nie myśl, Rosalie Hale, dam radę. Stawię mu czoła.
- Jesteś tego pewna?
- Nie Rosalie, przy tym mężczyźnie niczego nie jestem pewna....
***
Wróciłyśmy do gabinetu Rosalie, Emmet spoglądał wyraźnie zdenerwowany to na Nas, to na Edwarda. Biedak najwyraźniej nie miał pojęcia, co się dzieje, bo i skąd miał to wiedzieć?
- Edwardzie - powiedziałam ze skinięciem głowy w jego stronę.
- Bello - odpowiedział, a cwany uśmieszek wrócił na jego twarz.
- Izabella - warknęłam. Popatrzył na mnie. - Bella jestem dla przyjaciół. Dla Ciebie jak i całej reszty jestem Izabella, pracujesz dla Nas, nie zapominaj o tym.
- Jakże bym śmiał - powiedział, parskając śmiechem. Zacisnęłam pięści i prawie ugryzłam się w język, chciałam mu powiedzieć żeby się walił, razem z tym swoim uśmiechem, od którego miękły mi kolana. Bello! Weź się kurwa w garść! Nie po to przez ostatnie kilkanaście miesięcy starałam się zając sobie czas czas wszystkim co było tylko możliwe, by o nim nie myśleć. Wszystko wzięło w łeb, w momencie, w którym dziś pokonałam próg tego pokoju.
- Emmet, idziemy na lunch? Bella i Edward zdaje się, że mają sobie coś do wyjaśnienia. Oprowadzisz go Bello? - Rosalie popatrzyła na mnie wyczekująco. W ten sposoób dawała mi wolną rękę, mogłam się wycofać, ale nie zrobiłam tego.
- Oczywiście Rose, wy idźcie - uśmiechnęłam się do niej, z nieznacznym skinieniem głowy, dając znać, że jest w porządku. Chwilę później wyszli.
- To jest gabinet Rose, Alice trzecia współwłaścicielka, ma gabinet na prawo na końcu korytarza. Pracowania, jest na dole. Ubikacje w połowie korytarza. Coś jeszcze? - powiedziałam nie patrząc na niego. Jego widok mnie rozpraszał.
- Tak, Twój gabinet - odpowiedział. Usłyszałam szelest, popatrzyłam więc na nigeo Szedł w moją stronę.
- Raczej ta wiedza zbytnio potrzebna Ci nie będzie - odparłam.
- Jesteś moją szefową, muszę wiedzieć, gdzie Cię szukać, gdybyś była mi potrzebna - powiedział stając zaledwie centymetry ode mnie. Mój oddech przyśpieszył. Poczułam jego zapach, który praktycznie mnie obezwładnił.
- Do czego miałabym Ci być potrzebna niby?
- Coś by się znalazło - oczy mu pociemniały, jak u głodnego wilka.
- Np? - wyszeptałam, patrząc mu w czarne teraz oczy. Jego ręka przejechała po moim boku, po czym skierowała się na plecy, poczułam chłodny powiew powietrza, gdy delikatnie rozsunął zamek od mojej spódnicy. Przymknęłam powieki, sama ogarnięta pożądniem. O ile razy wyobrażałam sobie różne sytuacje związane z nim. NIe przypuszczałam, że jeszcze kiedykolwiek go zobacze.
- Jesteś jeszcze seksowniejsza niż wtedy, wiesz o tym? - nagle otworzyłam oczy. Przypomniał mi noc, w którą się poznaliśmy. W noc, która była najpiękniejszym a zarazem najgorszym z moich wspomnień. Noc, o której nie mogłam zapomnieć miesiącami. To jak się czułam będąc w jego ramionach. Ale zaraz po tym przychodziły wspomnienia pieniędzy jakie dostałam za tę noc, a dla mnie oznaczało to bycie po prostu dziwką w jego oczach. Nie myślac co robię, uderzyłam go kolanem w krocze. Zgiął się w pół, łapiac za swoje klejnoty. Popatrzył ze wściekłością w oczach na mnie .
- Zwariowałaś? - krzyknął na mnie.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie wiem jakim cudem tu trafiłeś, ale jestem Twoją szefową, a tamten rozdział mojego życia jest już dawno zamknięty. Więc trzymaj swoje ręce zdala ode mnie, bo nie jestem dziwką, którą możesz mieć na swoje zawołanie. Od tej pory będziemy się spotykać tylko i wyłącznie w pracowni. Bądź tam za pół godziny, chce zobaczyć jak się z Tobą pracuje. -Powiedziałam, po czym wyszłam nie oglądając się za siebie. No i to by było na tyle. Piękna bańka prysła, zanim
zdąrzyła naprawdę powstać...
*
Pół godziny poźniej szłam schodami do pracowni na dole. Miałam chwilę dla siebie, dlatego wyskoczyłam tylko po coś na wynos i zjadłam w zaciszu własnego gabinetu. Nie poszłam do Alice z projektami, które mi się nie podobały. Chciałam pobyć przez chwilę sama, poukładać w głowie sytuacje, a Alice od razu zauważyłaby moje zdenerwowanie. Wcale nie miałam ochoty opowiadać jej tej histori, ani jej ani nikomu, to był rozdział życia, który jak powiedziałam zresztą Edwardowi, mam za soba, zamknięty i oby tak pozostał. Ale co zrobić, gdy on nagle pojawił się w moim życiu? Będę musiała pracować z nim nie raz, nie dwa a codziennie, po wiele godzin, jak mam sobie dać z tym radę? Nie wiedziałam. Wiedziałam za to, co mi zrobił w pokoju Rose i wcale mi się to nie podobało. Dlatego żałowałam, że go ściągnęłam do pracowni. Mogłam siedzieć dalej u siebie, to nie mi się zachciało robić zdjęcia próbne.
Edward był już na dole, co znaczało, że jest wcześniej, ponieważ sama byłam wcześniej. Chciałam się przebrać przed sesją. Nie zamierzałam zakładać dziś bielizny na zdjęcia, ale sukienka też nie była odpowiednia. Stanęłam jak wryta. Dopiero teraz zdając sobie sprawę, co właśnie pomyślałam. Bielizna! Przecież ja głównie reklamuje bielizne w naszych kampaniach, a to oznaczało, ze nie tylko będę musiała spędzać wiele godzin z Edwardem przy aparacie, ale będę to robiła prawie rozebrana. Dobrze wiedziałam jakie są nasze projekty i niektóre z tych ciuchów ciężko było nazwać majtkami lub stanikami. Chciałyśmy wprowadzić jakieś urozmaicenie nawet do szaf najzwyklejszych kobiet, coś co by rozbudziło ich mężczyzn. Nigdy wcześniej nie przeszkadzało mi pozowanie w takich rzeczach. Do teraz.
- Przepraszam, nie zdążyłem jeszcze rozstawić całego sprzętu - powiedział rudy, zauważając mnie.
- Spokojnie, ja muszę się przebrać jeszcze - odparłam i uciekłam do garderoby. Tam znalazłam króciutkie spodenki, z zeszłego sezonu i bluzkę zapinaną na guziki do pępka. Trzeba zacząć się przyzwyczajać.
- Ok, jestem gotowa, a ty? - powiedziałam wchodząc do sali, gdzie był Edward. Odwrócił się i jego spojrzenie zatrzyało się na mnie na dłużej. Dokładnie widziałam jak wodził wzrokiem po całym moim ciele, zatrzymując się na dłużej przy dekoldzie, gołym brzuchu i wreszcie nogach.
- Skończyłeś już taksować mnie wzrokiem? - warknęłam.
- Nie powiem jest na co popatrzeć. Specjalnie wybrałaś ten stroj?
- To znaczy jaki strój?
- Tyle ciała odsłoniętego - wymruczał.
- Mój drogi Edwardzie - odparłam, zbliżając się powolnymi ruchami do niego, jego wzrok nie odrywał się od mojego ciała. To przydatna informacja dla mnie, bo być może i ja znalazłam swój sposób na niego. - Zdajesz sobie sprawę, że wszystkie sesje ze mną, będą naznaczone dużą ilością gołego ciała? - Widziałam jak z trudem przełknął ślinę.
- Tak? - Jego wzrok odnazł mój. Zieleń jego oczu poraziła mnie. Podeszłam jeszcze bliżej.
- Tak, bo ja reklamje w zasadzie tylko bieliznę, reszta to domena Rose i Alice. - Puściłam mu oczko i stosownie oddaliłam się, zanim coś mogłoby się wydarzyć. Wytrąciłam go jednak z równowagi i bardzo mi się to podobało.
- Gotowy? - zapytałam, z szerokim uśmiechem. Hahaha miałam go. Chciało mi się skakać z radości. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, po czym potrząsnął głową, jakby chciał z niej coś wyrzucić. Chwycił aparat.
- Pokaż co potrafisz - zaśmiałam się na jego zaczepkę.
- Ty również Cullen - błysnął mi tym swoim firmowym uśmiechem. To będzie długa współpraca....
*
Jakże się myliłam! W pracy Edward był profesjonalistą w każdym calu. Za ten cały czas zarówno w pracy z Emmetem jak i potem zdążyłam poznać wielu fotografów i ze zdecydowaną większością miałam mniejszą lub większą okazję pracować. Zawsze powtarzałam, że najlepiej pracuje mi się z Emmem, ale wynikało to za pewne z tego, że dobrze się znaliśmy. Edward był całkiem inny. Nad wyraz spokojny i wyważony. Mówił mało, tak naprawdę tylko to, co było konieczne. Od razu załapałam, że jest dobry w tym co robi, nie musiałam patrzeć nawet na zdjęcia. Po godzinie pracy z nim byłam tak naprawdę miło zaskoczona i zrelaksowana. Uwielbiałam to, gdy praca szła tak gładko i prosto, a
tak naprawdę rzadko się to zdarzało.
- Myślę, że nie ma sensu dziś więcej robić - powiedział Edward. Zgadzałam się z nim całkowicie. - Zrzuce to tylko i możemy oglądnąć razem, jesli nie masz nic przeciwko.
- Jestem bardzo ciekawa - uśmiechnełam się. Kilkanaście minut później, Edward siedział przed laptopem a ja stałam za nim, zaglądajc mu przez ramie. Czułam jego zapach i bijące ciepło. Samej zrobiło mi się gorąco.
- Chcesz usiąść? - Jego pytanie zbiło mnie lekko z tropu. Krzeszło było jedno, co oznaczało, że oferował mi swoje miejsce. Nawet jeśli robił to tylko z grzeczności było to miłe.
- Nie dziękuje, leżałam przez tydzień w łóżku, więc siedzenia i leżenia mam dość - uśmiechnął się do mnie. W ciszy przeglądneliśmy pare zdjęć. Były świetne w każdym calu.
- Są świetne, wszystkie. Tak szczerze powiedziawszy już na początku, nie widząc ich jeszcze wiedziałam, że będą dobre,
- Skąd? - Nasz wzrok się spotkał.
- Pracuje już jakiś czas, nie jest to bardzo długo. Zaraz po....po wyjeździe z Chicago Emmet załatwił mi prace tutaj, tak naprawdę to z nim współpracowałam najdłużej, ale miałam okazje poznać wielu innych dobrych fotografów i to się widzi wiesz? Nie umiem tego inaczej określić. Patrzył na mnie chwilę, lekki uśmiech, nie ten ironiczny uśmieszek, tylko taki normalny zagościł na jego twarzy.
- A ja wiedziałem, że ty jesteś świetną modelką po pierwszym zjęciu. Zaśmiałam się.
- Naprawdę?
- Tak, jesteś jakby urodzona do tego. Twoja twarz wyraża tyle emocji, a ciało, jesteś go tak niesamowicie swiadoma. Nie chce Cię obrazić, ale jako modelka to się tu marnujesz.
- Tak mi mówią - popatrzyłam na niego, przyglądał mi się - ale tu jestem szczęśliwa, więc nigdzie nie zamierzam się stąd ruszać.
- Masz kogoś?
- Co? - zdziwiłam się z nagłej zmiany tematu, a było tak miło.
- Jesteś z kimś w związku?
- A co to ma do rzeczy? - warknęłam
- Odpowiedz: tak czy nie - chciałam się odsunąć, ale złapłam mnie za rękę i pociągnął. Zachwiałam się lekko, na ten nagły zryw i upadłabym, gdyby mnie nie złapał i posadził sobie na kolanach. Czułam ciepło bijące od niego już wcześniej, gdy nachylałam się nad nim. Teraz to uczucie wzmogło się, jego ręce dotykały mojej nagiej skóry.
- Nie, nie mam nikogo - odparłam. Jego wargi wpiły się w moje. W pierwszej chwili zastygłam nieruchomo. Następna myśl była taka, że powinnam się odsunąć, ale w tej chwili jego język obrysował kształt moich ust, prosząc o pozwolenie i mimowolnie otworzyłam lekko wargi, co wykorzystał. W chwili, w której jego język spotkał mój było po mnie. Nie przerywając pocałunku, podniosłam się i przeżucając jedną nogę, usiadłam na nim okrakiem. W momencie, gdy tozrobiłam zdałam sobie sprawę z własnego błędu, gdy jego erekcja zaczęła wbijać się we mnie. Sapnęłam na to doznanie i postanowiłam nie skupiać na tych częściach ciała swoich myśli. Jego silne ręce objęły mnie, przyciagajćąc moją klatkę bliżej jego, a tym samym jeszcze bardziej wbijając mnie na niego. Cichy jęk uciekł ze mnie. Czułam jak usta Edwarda układają się w uśmiechu. Nasze języki ocierały się o siebie, tańcząc, wręcz walcząc ze sobą. Złapałam Edwarda za włosy, ciągnąc go lekko, co najwyraźniej mu się podobało, bo zaczął się poruszać pode mną. Każdy jego ruch wywoływał niesamowicie przyjemne tarcie, a ja miałam problem z zatrzymaniem jęków w sobie. Minęło trochę czasu od mojego ostatniego pieprzenia, więc byłam spragniona, ale mój rudy przyjaciel najwyraźniej też. Oderwał się na chwilę ode mnie, by złapać troche tchu. Zaczęląm rozpinać guziki jego koszuli, ale miałam z tym problem tak trzęsły mi się ręce, więc po prostu ją rozerwałam. Edward w tym czasie całował, lizał i kąsał moją szyję. Nie wiem czy pamiętał, czy przypadkowo to robił, ale szyja należała do moich słabości. Nawet lekkie pocałunki potrafiły mnie porządnie nakręcić, a wiadomo, to co on wyprawiał ze mną przechodziło wszelkie oczekiwania. Poczułam jego palce na guzikach od mojej bluzki, byłam zniecierpliwiona i nie obchodziło mnie, co stanie sie z tymi ciuchami, a Edward prawdopodobnie nie chciał nic zepsuć. Uporał się jednak dość sprawnie, co powinno mnie zastanowić, widać miał w tym praktykę, w tej chwili jednak mnie to nie obchodziło, mógł sobie mieć tyle panien ile chciał, taka była prawda. W tym momencie był mój. Nie miałam stanika pod bluzką, więc gdy tylko ściągnął ją ze
mnie byłam obnażna do połowy. Przycisnęłam swoje usta do jego, nasze nagie ciała otarły się od siebie, tworząc miły prąd idący wzdłuż kręgosłupa. W momi ciele szalał pożar, jak w tamtą pamiętną noc w Chicago. Edward złapał za moje pośladki i wstał, przenosząc Nas na kanapę, która stała w kącie.
- Dzięki Ci Rose, za tą kanapę - wyszeptałam, na co Edward zaśmiał się ściągając swoje spodnie wraz w bokserkami. Poczułam jeszcze większą wilgoć we własnych majtkach, na widok jego nagiego penisa. Chciałam żeby znalazł się we mnie i to jak najszybciej! Edward wyczuł chyba moje ziecierpliwienie, ściągnął ze mnie spodenki, zostawiając mnie na chwilę w samych czarnych koronkowych majtkach. Patrzył na mnie przez chwilę, za co w tej miałam go ochotę uderzyć. Najwyraźniej moje ciało wywarło na nim dość duże wrazenie. Tak jakbym ja była kiedyś lepsza podziwiając jego.
- Ja pierdole, jesteś taka seksowna - powiedział, po czym wziął się wreszcie do roboty. Ściągnąłam z siebie przemoczone majtki, a on rzucił mnie na kanape, jak lalkę i wszedł we mnie jednym szybkim ruchem. Pierwsze ucucie bólu, spowodowane przerwą, ustąpiło gdy tylko zaczął się we mnie ruszać. Jego ruchy jego ruchy były szybkie i krótkie, co oznaczało, że jest w takim samym stanie jak ja. Byliśmy spragnieni siebie i owładnięci pożądaniem. Całował moje usta i szyje, a ja jęczałam, jak jakaś gwiazda porno, ale nie potrafiłam się ani teg wstydzić ani stłumić. Było mi tak dobrze. Byliśmy idealnie do siebie dopasowani pod względem seksu. Nie wątpiłam w to. Nie byłam w stałym związku, ale w moim zyciu przewinęło się kilku facetów, z nikim nie było nawet w połowie tak dobrze jak z nim. Przychodziłam do domu z niedostytem i tak niejednokrotnie musiałam sobie sama radzić, więc zaprzestałam chodzenia na radnki. Dostałam w prezencie od Alice i Rose wibrator za którymś razem i nigdy im tego nie powiedziałam, a to był dobry prezent.
Teraz jednak miałam swój prywatny, przynajmniej na ten numerek, prawdziy wibrator, który pieprzył mnie tak jak lubiłam. Wiedziałam, ze jest blisko, dlatego odepchnęłam go od siebie. POpatrzył na mnie zdziwony.
- Siadaj - powiedziałam tylko. Gdy zrobił o co go prosiłam, uniosłam się nad nim i wzięłam go w siebie.
- O kurwa.
- Ja pierdole. - powiedzieliśmy równo. Zaczęłam go pieprzyć szybko, tak jak on mnie wcześniej. Moje jęki i dźwięk obijanych o siebie ciał były jedynymi, które było słychać. Moje ścianki zaczęly się zaciskać i krzyknęłam z przyjemności jaką było dojście. Edward nie pozostając mi dluzny, wykonal jeszcze kilka pchnięć i sam doszedł z warknięciem i kilkoma kurwami na ustach. Przytuliłam się do niego delikatnie, chcąc ochłonąć, chociaż przez chwilę. Leżeliśmy tak nadzy, uspokajając własne oddechy, gdy Edward odezwał się.
- Więc na to poszły pieniądze, które wtedy Ci dałem? - Zesztywniałam automatycznie w jego ramionach. Zamknęłam powieki, próbując powstrzymać łzy, które napłynęły mi do oczu.
Wstałam szybko, zbierając swoje ubrania, wpadłam do garderoby, ubrałam szybko swoją sukienke i majtki i wypadłam z tamtąd nawet nie patrząc na Edwarda. Dotykalam juz klamki, gdy się odezwał.
- Poczekaj, o co ci chodzi? - Odwrociłam się twarzą do niego, miał na sobie spodnie. Włosy pozostały w kompletnym nieładnie, ale miałam wrazenie, ze jego włosy żyły swoim życiem i zawsze wyglądały "jak po seksie".
- Ani grosz z pieniędzy, które potajemnie wsadziłeś do mojej torby nie przyczynił się do powstania tej firmy. Pieniądze od Ciebie oddałam na potrzebujących. A teraz zosta mnie w spokoju. - Praktycznie warczałam na niego, próbując powstrzymać łzy. Uciekłam stamtąd, tak jak uciekłam w Chicago. Po raz kolejny czułam się nic nie warta. Chociaz jeszcze dziesięc minut wcześniej, byłam jedną z najszcześliwszych kobiet na świecie.