Przebudzenie Zbigniew Prochowski Wstęp Spis tekstów:
Jestem Myślę, że w pewnym okresie życia każdy z nas ma pytania o to, kim jestem i po co tu jestem? Ciągle obracamy się w świecie, pytając, co ja mam robić? Czasem poszukujemy własnej misji, czasem zaczynamy uczestniczyć w cudzych, ciągle szukamy, zadając sobie pytania. Życie jest trudne - mówią niektórzy - nie potrafię się w nim odnaleźć, innym to przychodzi jakoś łatwo. Kiedyś myślałem, że jestem tu, aby coś przepracować, pochłonęło mnie to. Robiłem wiele, korzystałem z różnych metod, uczestniczyłem w różnych kursach, jednak ciągle to nie było to. Potem pomyślałem, że jestem tutaj, aby czegoś się nauczyć. I w tym przypadku robiłem wiele, czytałem różne książki na ten temat, zagłębiałem się, aby zrozumieć, czego mam się nauczyć? Po tym okresie wpadłem na pomysł, że wszystko to jest do niczego, nigdzie nie prowadzi. Przeszedłem nawet krótką fascynację UFO i teorią zasiedlania Ziemi przez inne cywilizacje. Aż pewnego dnia mnie olśniło - jestem! Zapomniałem tylko, kim?! W ten sposób zrodziło się pragnienie poznania, był to przełom na mojej ścieżce. Ścieżka przestała istnieć, zacząłem dostrzegać siebie samego, dotarło do mnie, że nic nie mogę zrobić pracą ani wysiłkiem. Jedyne, co mogę, to dostrzec, że to, w co wierzę, to nie ja. Po prostu za bardzo wcieliłem się w rolę i ona mnie pochłonęła, czyniąc ślepym. Och, jakie to było uwalniające, jak wiele ciężaru ze mnie zeszło, jak wiele presji, uzależnień. To tylko sen. W miarę jak odchodziło ode mnie całe obciążenie pracą duchową, coraz jaśniej widziałem, że jestem. Już nie ten Zbyszek pochłonięty rozgryzaniem umysłu, ale czujący i znacznie bardziej rozumiejący siebie. To było to, tego szukałem. Nareszcie znalazłem. Na drodze do wybudzania się z okowów rozwoju duchowego pomogły mi książki, takie jak: "Rozmowy z Bogiem", "Umysł jest mitem", "Mistyka oświecenia", "Życie i nauka mistrzów dalekiego wschodu", "Rozmowy z mędrcem" oraz publikacje Osho. Czytając je, wiedziałem, o czym ci autorzy piszą, rozumiałem ich, a oni mnie. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że największym błędem, jaki możesz popełnić, to dać się prowadzić komuś innemu niż swoim własnym pytaniom. One prowadzą do Twojego źródła, one są drogowskazem, to one określają, jakie poznanie jest dla Ciebie ważne i kiedy. Już wielokrotnie pisałem: mimo iż każdy z nas ma te same pytania, to musi zadać je sam. Jeśli zada je ktoś inny, nic na tym nie zyskasz, jeśli odpowie na nie ktoś inny i napisze o tym, nic na tym nie zyskasz. Jesteś! Musisz zadać własne pytania i przyglądać się temu, co pojawia się na scenie wielkiego teatru zwanego życiem. Wiedz jednak, to tylko teatr, a nie rzeczywistość. Ta świadomość pozwoli się otrząsnąć ze snu, przestaniesz gonić cienie przeszłości i im ulegać. Nie jest to łatwa droga ani usłana różami, zostaniesz sam, wszystko po pewnym czasie przybierze postać tego, czym jest, a jest tylko snem. Zawsze masz wybór! Możesz medytować i wizualizować sobie, że jesteś znów kimś innym, teraz boską istotą, albo zobaczyć kulisy tego teatru. Jesteś tylko Ty, to jedyna prawdziwa rzecz, poznaj ją! Chyba że jesteś za bardzo przywiązany do swych wyobrażeń o sobie i chcesz budować kolejne, wmawiać sobie afirmacjami, że jesteś tym lub tamtym, że masz to lub tamto, że zasługujesz na to lub na tamto. To działa, a jakże! Tylko gdzie prowadzi? Prawdopodobnie poczułeś lęk, że wszystko się skończy, cała gra, całe doświadczanie. Skończy się, czyż nie tego chciałeś? Zatopić się w Bogu? Więc może go nie twórz, a poznaj?! Ciało i umysł to tylko obraz, kształt, nic więcej. Jak myślisz, co można osiągnąć, kierując się nimi? Sai Baba mówi tak: "ciało jest jak bańka mydlana, a umysł jak małpka". Jak myślisz, co mogła stworzyć taka kombinacja? Ile więc jest to warte? Jesteś, chociaż sam nawet nie podejrzewasz kim. Poznawaj to! Odbierasz siebie i innych zmysłami, zaufałeś temu, bo czemu by nie, wydaje się to takie realne. Tym sposobem obraz zasłonił Ci rzeczywistość. Zacząłeś wierzyć, że aby coś osiągnąć, musisz na to zasłużyć, otworzyć się itp., ale nic nie musisz. Jesteś! Słyszysz własny głos? Jesteś! Jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić dla Ciebie ja i jaką mogą zrobić inni, to pokazać Ci, kim nie jesteś. Prawdę mówiąc, to jedyną rzeczą, jaką Ty sam dla siebie możesz zrobić, to zobaczyć, że nie jesteś tym ani tamtym. Po prostu jesteś. Reszta jest wynikiem umysłu, to on pokazuje Ci: jestem tym, jestem tamtym, byłem tym, będę tamtym. Jednak jest to sztuczką największego iluzjonisty, jakim jest umysł. Wchodząc z nim w grę, zawsze balansujesz na krawędzi zatracenia się w jego sztuce. Chcesz doświadczać miłości, żyć w harmonii z nią, a ja myślę, że większość tych, którzy to deklarują, mylą miłość z życiem w zgodzie z własnymi wyobrażeniami. Ich myśli to: "przecież ja doskonale wiem, jak żyć w miłości, jak tworzyć z nią harmonię, jak tworzyć idealne związki etc.". Ale jak chcesz żyć w harmonii z wszechświatem, kiedy układasz go w głowie afirmacjami? Sam czynisz się Bogiem, władnym uzdrawiania świata. A od kiedy to świat jest chory? Ale jesteś Bogiem i możesz to robić, możesz wszystko, i tutaj potrzebny jest rozsądek, a nie lęk przed karą, karmą, czy jeszcze innym cudactwem. Rozsądek, czy to, co robię, jest właściwe, czy to służy wzrostowi świadomości, czy jej upadkowi? To jedyne, czego trzeba. Pamiętaj, nic nie jest złe, tylko prowadzi w różne strony, jedno ku jasności, drugie do ciemnoty. To samo tyczy się zabawy z umysłem, owa zabawa zawsze Cię w nim uwiąże, na szczęście nic, co zrobione umysłem, nie jest trwałe. Przy okazji pisania tekstu "Techniki i błędy cz.2" podjąłem temat samooceny. Tutaj również podkreślę, jedyną samooceną jest świadomość "jestem". Kiedy jestem, to istnieję dla wszystkiego, wszystko istnieje dla mnie, a właściwie we mnie. Jestem wszystkim, co istnieje, ponieważ gdyby nie ja, nic by nie istniało, bo nie byłoby potrzeby. Jednak pisząc ja, w tym kontekście mam na myśli świadomość, ożywioną świadomość, to ona doświadcza i tylko po to istnieje cała reszta. Praca nad sobą to zmiana siebie, kształtowanie innego obrazu siebie. Taka praca zmieni Twoje doświadczenie, bo musi, lecz zmienisz tylko wystrój, wciąż pozostajesz uwiązany w zabawie. Chociaż zapewne stworzysz sobie takie warunki, w jakich będzie Ci świetnie. Umysł nie lubi się nudzić, a doświadczając zbyt długo jednych i tych samych uczuć, zacznie kombinować. I nie jest ważne, jakich uczuć będziesz doświadczał, czy będą to wzniosłe, wysoko wibracyjne, czy jakiekolwiek inne. Uświadomienie sobie obecności oraz całego "jestem" daje uwolnienie od nadawania realności temu, co realnym nie jest. Stany bycia odróżniają się od afirmowanych tym, że te pierwsze są prawdziwe i po prostu są, a afirmowane trzeba utrzymywać. Jeżeli musisz coś robić, aby tym być, to znaczy, że tym nie jesteś. A mimo, iż możesz stać się, kim zechcesz, to prawdziwe jest tylko "jestem". Reszta to Twój sen, twórcza, niewyczerpana inwencja.
Rycerz i król Do tej pory pisałem językiem rozwoju duchowego. Robiłem to dlatego, ponieważ myślałem, że tym sposobem mogę przybliżyć moje doświadczenie. Niestety. Używając skojarzeń związanych z rozwojem, nieświadomie wprowadzałem chaos. Teraz się to zmieni. To, co piszę, nie odnosi się do rozwoju duchowego, chociaż może być tak odbierane, z racji pokrewności wniosków. Zapewniam jednak, że mówimy o czymś zupełnie odmiennym. Zarówno cykl "nowe życie", jak i "przebudzenie", odnosi się do świadomości kulis swej istoty, nie zaś do tematyki związanej z rozwojem. Staram się pokazać, że poprzez rozwój zaćmiewamy sobie widzenie siebie. Odwołujemy się do hipotez, próbujemy urzeczywistnić cudze wizje. Zapewne się nie zgadzasz, przypomnij sobie, jak to było na początku Twej drogi. Nie wiedziałeś wiele o Bogu, aniołach, technikach. Poznając to, rodziła się wiara w to, co słyszałeś, zakładałeś - hipotetycznie - że to jest tak, jak Ci mówią, umysł prowadzony technikami dawał Ci odczuć te różne doświadczenia, rodziła się "prawda". Czy to jest złe? Nic nie jest złe, po prostu prowadzi w różne strony. Dzieje się tak, ponieważ techniki takie jak: wizualizacje, afirmacje, większość medytacji, odnoszą się do umysłu, narzucają zajmowanie się stwarzaniem. Koncentrują uwagę nie na tym, KTO STWARZA - ograbiając nas tym samym ze świadomości, "kim jestem" - lecz na samym stworzeniu, pokazując świat w sposób: "co mogę, a czego nie mogę". Takie działanie wyzwala potrzebę dodatkowej pracy nad całym myślowym obrazem siebie. Musisz bowiem ciągle podnosić swoją wartość we własnych oczach. To znów koncentruje na tym, jakobym był moim umysłem, moimi myślami o sobie - a przecież tak nie jest! Owszem jest to pewna część, z jaką się identyfikuję, lecz nie ma ona ze mną wiele wspólnego, ledwie to, że ją powołałem do życia i w nią uwierzyłem. Różne piękne wizje opisywane przez ludzi, którzy medytują, prowokują nas do poszukiwania tego piękna, zatopienia się w nim i przebywania na wieki. Porównać to można do rycerza, który zrzuciwszy żelazną, ciężką zbroję, dostał obsesji ubierania się w jak najlżejsze łaszki. Ambaras pojawia się wtedy, gdy z racji tego przeobrażenia zacznie łaknąć być królem. Piękne, nieprawdaż? Ale to wciąż to samo królestwo.
W moich tekstach próbuję zwrócić Ci uwagę na to, że przecież i ten rycerz, i król, to tacy sami ludzie, a jedyna różnica jest w nazewnictwie i roli, jaką sobie przypisali. Mało tego, idę dalej, pokazuję, że to właśnie ich myśli tworzą wokół nich jarzmo snu. Rycerz, widząc jak wiele dzieli go od króla, próbuje się odreagować od rycerstwa, próbuje zmienić się w króla, ale czyż uczyni go to człowiekiem? Sobą? On próbuje być inny, lepszy, chodzić w lepszych szatach, mieć władzę, mieć coś do powiedzenia, cieszyć się posłuchem innych - przecież będzie królem! Zaczyna chodzić do szkół, gdzie uczy się poprawnie wysławiać, tam nauczyciele mówią mu, jak ma się zachowywać, uczą go manier, kreują go. Zaczyna interesować się strojami, już nie obchodzi go, co tam w kuźni wykuwa kowal, teraz chce wyglądać! Pnie się coraz wyżej w swych wyobrażeniach, zdobywa posłuch, wchodzi w kuluary, cieszy się z rosnących sukcesów. I rzeczywiście jest to dobra droga do zdobycia królestwa, zostania królem i cieszenia się z tego, co to ze sobą niesie. I to nazywam rozwojem duchowym. Ja przekazuję coś zupełnie innego, nie mieszam się do rozwoju duchowego i zdecydowanie od niego odchodzę. Jest to olbrzymie nieporozumienie. Niewzruszenie wybieram rzeczywistość. Tak więc odrzucam całą ezoterykę nie dlatego, że jest nieprawdą, tylko dlatego, że nie chodzi w niej o prawdę, tylko o możliwości, a to znaczna różnica. To jak zabawa z plasteliną. Można wiele z niej zrobić, zarówno rzeczy pięknych, jak i obrzydliwych. Potencjał jest wręcz niewyczerpany, lecz cokolwiek z niej stworzysz, to ona wciąż pozostaje plasteliną! Rozwój duchowy jest jakby pierwszym, acz niekoniecznym, etapem, gdzie poznajemy możliwości umysłu. Kolejnym jest poznanie jego samego oraz tego, co go ożywia, co sprawia, że on może w ogóle istnieć. Ciągle jednak jest to obracanie się wokół własnej osi. Wiedza zdobyta dzięki tym posunięciom pozwala wyjść dalej i chyba to tylko jest właściwe. Na obecnym etapie odrzucamy wiedzę i poznajemy rzeczywistość w sposób niekontrolowany. Żadne książki ani żadni nauczyciele nie mogą tutaj istnieć, wszyscy oni, gdyby się pojawili, stanęliby niczym przeszkoda. Taki stan umożliwia dostrzeżenie planu życia w sposób wcześniej "niemożliwy" do osiągnięcia. Teraz wyraźnie widać ożywienie, przestrzeń i poruszające się w niej istoty. Tutaj naprawdę widać sen, to nie jest tylko powiedzonko oświeconych. Jasno przedstawia się uzależnienie od myśli, koncepcji, wręcz kierat, jaki ludzie sami sobie narzucają, wyobrażając sobie, kim są. Ich połączone myśli tworzą "niekończącą się" mozaikę wzajemnych oczekiwań. Widać, jak rodzi się coś, co nazwałem "następującymi po sobie zdarzeniami". To bardziej precyzyjne od karmy. Określenie karma zakłada zaistnienie kary, zwrotu karmicznego. Cóż, mimo różnych prób zobaczenia tego, nie udało mi się niczego takiego zauważyć. Zresztą musiałoby istnieć coś poza mną, coś, co zsyłałoby na mnie owe zwroty karmicznie. Natomiast jest prawo następujących po sobie zdarzeń, które umożliwia kontynuację rozpoczętego przedsięwzięcia. Dla zobrazowania: biorąc młotek i uderzając się w palec, konsekwencją będzie ból, prawda? A czy można to nazwać karą, karmą? To przecież następujące po sobie zdarzenia, gdzie jedno wynika z wcześniejszego. A jeżeli uderzę nim w kolegę, to czy karmą będzie, jeśli on mi odda? Lecz on przecież nie musi mi oddać, prawda? I co z karmą? Inną - z pozoru - historią będzie, jeżeli ja sam po pewnym czasie poczuję się winny za to, co zrobiłem, i zapragnę to jakoś zrekompensować sobie własnym bólem. Jednak to również jest wynikiem wprowadzenia do życia prawa, następujących po sobie zdarzeń. Rozpoczynam kolejny proces o określonym skutku. Tutaj nie ma i nie może być mowy o istnieniu czegoś takiego jak karma. Kochani, nie wszystko, co pochodzi z Indii, jest właściwe! Gdyby coś takiego istniało, musiałoby być poza świadomością, określać konsekwencje i wymierzać je, a tak nie jest, już to podkreślałem. W procesie reinkarnacji dobieramy sobie sami kontynuację danych zdarzeń. Rozwiązywanie ich zależy od naszego do nich nastawienia - chcę odpokutować? Wybieram sobie taką możliwość. Chcę dalej brnąć w rozpoczętym dziele? Proszę bardzo. Mam już dość? Więc żyję zupełnie inaczej. Z takiego punktu widzenia śmieszne wydają się starania różnych podróżników duchowych. Stają się wręcz niezrozumiałe. - O co im chodzi? - można by rzec. Wracając jednak do przebudzenia. Tutaj jednakże nie jest już śmiesznie, o nie. Po kolei "odkleja" się to, co nazywane jest karmą. Stajemy się jednostką, a jednocześnie doskonale zjednoczeni ze wszystkim. Odchodzą również połączenia między umysłami innych ludzi, wszystko dzieje się samo. Człowiek coraz częściej doświadcza spontanicznych stanów istnienia, niezwiązanych z umysłem. I to właśnie umysł próbujący to nazwać tworzy przestrzeń pomiędzy prawdą i jej swobodnym doświadczaniem. Wyraźnie widzę, że to, co można nazwać prawdą, rzeczywistością - to płynie. Nigdy nie jest w miejscu, jest spontaniczne i nieprzewidywalne. Zresztą, nie ma potrzeby przewidywać, to jest czyste życie w swej doskonałej postaci - niekoniecznie chodzi mi o rzeczywistość przejawioną. To nasze umysły i starania, nasze próby kontroli przyszłości, układania jej w sposób przewidywalny, zabijają możliwość poznania boskiego drgania. Te same starania uniemożliwiają zaistnienie pokoju, szczęśliwości. Próbując stworzyć to afirmacjami, odwołujemy się ledwie do naszej wiedzy i wyobrażeń o tym stanie. Prawdziwe piękno kryje się poza wyobrażeniami umysłu, choćby i najświatlejszymi. Nawet takie medytacyjne doznania są niczym mrok w porównaniu z tą ożywczą inteligencją, kosmiczną zasadą. Moja droga nie odchodzi ode mnie, wręcz przeciwnie, jest skoncentrowana w samo sedno tego, czym jestem. Tak skomasowana energia pozwala przebić się przez wyobrażenia o sobie, które nigdy nie będą mną. Dążenia oparte na poznaniu Boga prowadzą na manowce, dlatego że nie może być żadnego Boga. To umysły ludzi powołały do istnienia to coś, jest to wynikiem braku zrozumienia. Przecież nie widać Boga, a jednak ludzie na siłę próbują w niego uwierzyć i go poznać. To, co piszę, to nie jest infantylizm. Zastanów się, ludzie próbują uwierzyć! A potem poznać to, w co uwierzyli. Widzisz już, do czego zmierzam? Proszę nie zapomnieć, że umysł jest twórczy, im więcej się na czymś koncentrujemy, tym realniejsze się to staje. Niestety, nie dlatego, że to naprawdę istnieje, tylko dlatego że powołaliśmy to do istnienia. Bóg jest tylko w umysłach i wyobrażeniach, jaki więc z niego pożytek? Jednak to zaakceptują tylko ludzie o otwartych i odważnych umysłach. Odrzuć koncepcję Boga, a poznasz prawdę! Objawi Ci się to, co nazywałeś Bogiem. Miejsce, w którym szukamy Boga, to raptem przestrzeń, w której może zaistnieć nasza wyobraźnia i jej dzieła. Paradoksem jest, że coś takiego jak "boskość" (celowo w cudzysłowiu) istnieje. Jednak wychodzi poza wyobraźnię, nie daje się objąć umysłem, jednak istnieje jako wszystko, czym jesteśmy, byliśmy i będziemy. Wizualizowanie sobie tego powoduje wyłącznie pomieszanie. Z moich doświadczeń wynika jasno: siebie można poznać wyłącznie poprzez zaprzeczenie wszystkiemu, z czym się identyfikuję. Dlaczego? Ponieważ to świat myśli i wyobrażeń. Nie wierzysz? A w czym mieszkasz? W co się ubierasz? Czym jeździsz do pracy? Co o sobie myślisz? Przykłady można mnożyć, ale sens jest tylko jeden - wszystko to są rzeczy wymyślone i sprowokowane do zaistnienia w obrębie dostrzeganej i odbieranej zmysłami przestrzeni. Możesz myśleć, że oszalałem, ponieważ wciąż mówię o poznaniu siebie i siebie, i siebie, a co z Bogiem? Bóg jest nierealny, wymyślony, to wyobrażenie o tym, czego nie potrafimy pojąć. A jedyną prawdą dla każdego z nas jest on sam. Czyż nie uczono nas, czyż nie pisano w książkach i nie mówiono na wykładach, że wszystko inne jest odbiciem umysłu? Lustrem? Gdzie więc jest Bóg?! To dlaczego działają modlitwy? - zapytasz. A ja odpowiadam, po pierwsze to ledwie kilka działa (nieprawdaż? Ile razy się modliłeś, a ile miałeś odpowiedzi?). Po drugie, jeżeli coś działa, to tylko dlatego że jesteś wszystkim i cała Twoja struktura myślowa zgadza się z tym, co chcesz. Po trzecie, Twoja wiara stwarza furtkę, która umożliwia zaistnienie rzeczy, o jakie Ty się nie posądzasz. Wiara czyni, że odwołujesz się do Twojej wszechobecności i dzięki temu możesz wprowadzić zmiany. Jednak to, ta wiara, oddziela Cię od tego, czym jesteś. Ciągle stoi Ci na przeszkodzie, abyś nie mógł dostrzec, że nikogo innego nie ma. Wiara w coś stwarza przestrzeń pomiędzy Tobą a tym, do czego zmierzasz, a przestrzeń to czas! Nie dziwne więc, że im mocniej wierzysz, tym dłużej musisz czekać na doświadczenie tego w sobie. Wiara odnosi się ściśle do umysłu, dusza nie musi wierzyć, ona tym jest! Wiara przydaje się w tworzeniu sobie życia na planie materii, tylko tutaj ma zastosowanie. Jak myślisz, dlaczego przebudzenie nazywamy przebudzeniem? Czyż nie jest to ewidentne naświetlanie, że śnimy? Jak więc w śnie, jaki ciągle toczymy, możemy coś realnie zrobić? Każdy, kto miał świadome śnienie, wie doskonale, jak doświadcza się wtedy sennej "rzeczywistości". Jak nierealna się jawi, a jak jasno widać, że choć pokazuje piękne kolory i odkrywa nieograniczone możliwości, to wciąż jest tylko wymyślonym światem. Czy przebudzenie jest tym samym? Nie wiem... Z tego, co mi wiadomo, to nie jestem przebudzony. Domysły możemy zaledwie snuć. Jednak nie sądzę, aby wchodzenie w zabawę z umysłem przybliżało to zjawisko. Umysł tworzy kolejne iluzje, a ja mam szczerze mówiąc już dość. Gdybym ja czytał ten tekst, pomyślałbym, że ten facet zabiera mi wszystko, w co wierzę, wszelkie instrumenty, jakich używam do swego rozwoju, o co mu chodzi? A no chodzi mu o to, że robienie technik i nazywanie tego rozwojem duchowym jest nieporozumieniem! To nie rozwój, to zabawa. Jednak aby dobrze funkcjonować w świecie materii, trzeba używać umysłu na miarę swego poznania. Podkreślam jeszcze raz, na miarę swego poznania. Nie powielajmy jakiś zbiorówek, myślmy samodzielnie. Miejsce, w jakim jesteś, daje Ci dostęp do pewnych "plików" w umyśle, na inne musisz jeszcze poczekać. Korzystajmy więc z tego, co znamy, idźmy drogą, z jaką mamy kontakt stopami, a nie taką, o jakiej tylko myślimy. Umysł to suma tego, co wiesz o sobie i świecie, w jakim żyjesz. Poruszajmy się więc po znajomym terenie, poznawajmy nowe, ale na miłość boską, nie nazywajmy tego rozwojem duchowym. Tyle ma to wspólnego z rozwojem, co dżem. Jest to droga poznawania umysłu, jego mrocznych i najjaśniejszych zakamarków, to wszystko. Dobrze jest poznać umysł i wszystkie sztuczki (wizualizacje, medytacje itp.), aby radzić sobie w nieoświeconym życiu. Zdecydowanie jestem za. Jednak jasno zdajmy sobie sprawę z tego, co robimy. Nie mylmy pojęć i drogowskazów, ponieważ nigdy nigdzie nie dojdziemy. Chcemy więcej zarabiać? Ok, korzystajmy z wszystkiego, co nam umysł oferuje. Chcemy poprawić sobie warunki życia, kupić dobry i tani samochód? Ok, umysł też nam w tym pomoże. Poznawajmy go, ale nie mieszajmy go do przebudzenia. Tutaj trzeba poznać wszystko to, co uważam za "Ja", aby wyraźnie widzieć, w jakiej iluzji żyłem. A "Ja" to cały myślokształt w moim umyśle, moje wierzenia na mój temat. Jak poprzez ich zmianę, choćby na najpiękniejsze, poznać siebie prawdziwego, który sięga daleko poza horyzonty umysłowego poznania? Jak? To, co przeczytałeś, nie nadaje się na tematy medytacyjne, nie jest też pretekstem do pisania oszałamiających dekretów afirmacyjnych, dlatego że zawsze wprowadzi konflikt. To są stany wykraczające poza umysł, mogące przez niego swobodnie przepływać, układać go, "dostrajać", jednak w nim nie pozostają. Nie są ograniczone jego możliwościami, wykraczają poza wyobraźnię. To stany bycia, a nie stworzenia. Poznawaj siebie, a wszystko samo się ujawni. Masz to ciągle, tylko zapomniałeś. Na pytanie: to po co zawracałem sobie głowę czytaniem tego artykułu? Odpowiadam: ponieważ dobrze jest wiedzieć więcej. Ja nie wskazuję drogi ani nie daję jedynych, słusznych technik, ja tylko opisuję swoje poznanie, ponieważ zaczynam wierzyć, że mimo wszystko moje doświadczenia poszerzą horyzonty czytającego. Pozwolą spojrzeć na siebie i swoją praktykę inaczej, a to już dużo. Moje teksty są jak mapy, które nie określają jakiegoś wyraźnego punktu, opisują tylko to, co jest. Jesteś sobą i niczym więcej, dlatego poznawaj siebie.
|